Nasedo przechodził koło ciemnej bramy, gdy nagle wysunęła się z niej czyjaś ręka i wciągnęła go do środka.
- Kto tu? – krzyknął błyskawicznie formułując w myślach zaklęcie, które pochłonie napastnika w kuli ognia, lecz lekkie uderzenie w policzek skutecznie wytrąciło go z koncentracji. – Czego chcesz? – rzucił próbując dostrzec napastnika i jednocześnie ponownie przywołać czar.
- Nie bądź taki nerwowy, Nasedo – w kobiecym głosie brzmiały kpiące nuty.
Przesunęła się lekko pozwalając by światło księżyca padło na jej twarz. Poznał Whitaker.
- Czego chcesz? – powtórzył próbując strząsnąć z siebie jej rękę, ale z równym powodzeniem mógłby próbować przesunąć ciężarówkę.
- Nicholas pyta co z księgą – przysunęła się bliżej, jej kły zabłysły bielą w ciemności.
Z uśmiechem przesunęła palcem po jego szyi.
- Powiedz Nicholasowi, że niedługo ją dostanie – odezwał się czarodziej próbując się odsunąć, zignorować dreszcz rozlewający się po jego ciele.
Cholernie przyjemny dreszcz.
- Gdzie dzisiaj byłeś? – zamruczała.
Jej palce odpięły jeden guzik jego koszuli i wślizgnęły się pod nią.
- Chłopak znalazł ślady prowadzące do „Granilithu” – przytrzymał jej dłoń i zdecydowanie odsunął się. – Już niedługo to znajdziemy.
- Oby – z uśmiechem cofnęła się w ciemność.
- Maria, uspokój się – powiedziała po raz setny Liz.
- Przecież jestem spokojna – odpowiedziała blondynka schylając się po solniczkę i chwilę później ponownie ją upuszczając. – To nie moja wina, że wszystko dzisiaj leci mi z rąk.
- Maria ... - Liz westchnęła, gdy jej przyjaciółka podskoczyła na dźwięk szybkich kroków jakiegoś faceta mijającego kawiarnię. – Oni nic ci nie zrobią.
- Skąd wiesz? Skąd masz pewność, że nie zgłodnieją i nie zechcą ... no wiesz.
- Max mi to obiecał – powiedziała Liz z przekonaniem. – Zresztą, przecież nie rzuciliby się na nas tutaj, gdy za oknem co chwila ktoś przechodzi. Zrozum wreszcie, że nic się nie stanie. Poznamy przyjaciół Maxa, oni poznają nas – wzruszyła ramionami. – To wszystko.
- Dobrze – Maria odetchnęła głęboko. – Postaram się wziąć w garść.
Przymknęła oczy i namacała w kieszeni krzyżyk. Dodał jej otuchy. Nagle rozległo się pukanie do wejściowych drzwi i serce stanęło jej w gardle. Powoli odwróciła się. Liz właśnie otwierała zamek. Zaś po drugiej stronie ... stali oni. Max, spoglądający na Liz z nieukrywanym zachwytem. Tamte dwie dziewczyny, które pamiętała z dyskoteki. Wyższa przebiegała nieufnym spojrzeniem od Liz do Marii i z powrotem. Nietrudno było odgadnąć, że pomysł spotkania nie podobał jej się tak samo jak Marii. Niższa udawała znudzoną, lecz lekko zaciśnięte usta i krótki spojrzenie jakim obdarzyła Liz nie wróżyły nic dobrego. No i ostatni chłopak, Michael. Gdy na niego spojrzała, dostrzegła że wpatruje się w nią z lekko kpiącym wyrazem twarzy. Denerwował ją jego wzrok, więc ostentacyjnie odwróciła się i podeszła do Liz.
- Cześć – Max wchodząc obdarzył ją szczerym uśmiechem. – Jestem Max – wyciągnął przyjaźnie rękę.
Uścisnęła ją ostrożnie. Była smukła i chłodna. Zawstydziła się nagle, gdyż jej dłoń była spocona ze zdenerwowania.
- Cześć, jestem Maria – wyjąkała.
- A to moi przyjaciele – Max odwrócił się do wchodzącej trójki. – Isabel, Tess i Michael – przedstawiał ich po kolei.
Liz i Maria przywitały się z gośćmi. Tuż nim Tess podała rękę Liz, Max rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie. Widocznie podziałało, gdyż Tess starała się zachowywać uprzejmie. Isabel uścisnęła wyciągnięte dłonie obu dziewczyn, lecz nie odezwała się ani słowem. Zaczęła się za to badawczo rozglądać po sali. Co ona myśli, że ukryłyśmy tu oddział księży z krzyżami i kołkami? – zdenerwowała się Maria. Nagle tuż przed nią wyrosła wysoka postać. Michael ujął jej dłonie w swoje i spojrzał na nią z uśmiechem.
- To jak, gotowa oddać mi swoją krew? – zapytał unosząc brwi.
- Michael! – Max skarcił go ostrym głosem. – Przestań ją straszyć. On tylko żartuje – zwrócił się do Marii.
- Nie przestraszył mnie – zapewniła, choć po słowach Michaela po plecach przeszedł jej zimny dreszcz. Spojrzała na niego chmurnie. – Mnie nie tak łatwo przestraszyć.
- Może trzeba podkręcić ogrzewanie – w słowach Michaela brzmiała wyraźna drwina – bo Maria chyba ma dreszcze. A skoro się nie boi, to musi jej być zimno.
Maria uciekła wzrokiem starając się zapanować nad wzbierającą wściekłością. Zauważyła, że Isabel z trudem tłumi śmiech, zaś Tess obdarzyła ją złośliwym, pełnym wyższości uśmieszkiem. Maria zaraz poczuła do niej głęboką niechęć.
- Jeśli sugerujesz, że ty możesz mnie ogrzać, to chyba coś ci się pomyliło – spojrzała ironicznie na chłopaka unosząc swoje dłonie, które wciąż trzymał. – Lepiłam już bałwany, które były cieplejsze. Jednak nie ma to jak żywy chłopak – westchnęła z udawanym smutkiem.
Liz wstrzymała oddech widząc gniew na twarzy Michaela. Nagle rozległ się wybuch śmiechu. A właściwie dwa wybuchy. Max i Isabel zgięli się wpół chichocząc.
- To ci dopiekła – zaśmiewał się Max.
- Niby człowiek, a cię przegadała – Tess też się roześmiała.
Michael spojrzał na nich z niechęcią, po czym puścił Marię i skierował się do stolików.
- To gdzie siadamy? – burknął.
- Może tutaj, przy oknie – zaproponowała Liz.
- A może tutaj, w głębi – odpowiedział sadowiąc się przy innym stoliku niż wskazany. Zerknął szyderczo na Liz. – Nie martw się, stąd też jesteśmy widoczni z ulicy.
Liz zaczerwieniła się jak burak.
- Przecież nie o to mi chodziło – wybąkała zmieszana.
- Jasne – Tess przewróciła oczami, ale widząc wzrok Maxa przywołała na twarz uprzejmy grymas.
Wszyscy usiedli przy stoliku.
- Właśnie że nie! – krzyknęła zdenerwowana Maria.
- A właśnie że tak! – odkrzyknął nie mniej wkurzony Michael. – Za młoda jesteś, nie znasz się.
- Ja się nie znam?! Ja?! – Maria niemal zaniemówiła z oburzenia. Niemal. – Jak w ogóle można porównywać Metallicę do Rolling Stones’ów?! To jak ... – urwała nie mogąc chyba znaleźć odpowiedniego porównania.
- Jak porównać Coldplay do Spice Girls, wiem – Michael pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Właśnie! – krzyknęła Maria. - To znaczy nie! To znaczy tak, ale odwrotnie.
- Czy moglibyście ... – zaczęła Isabel przewracając oczami.
- Nie!!! – przerwali jej oboje.
Maria obdarzyła chłopaka nieprzychylnym spojrzeniem. Odwdzięczył jej się takim samym, jednak efekt został popsuty przez kpiący uśmiech jaki pojawił się chwilę później na jego twarzy. Max pochylił się nad uchem Liz.
- Chyba dobrze się bawią – szepnął.
- Jesteś pewien? – odszepnęła. – Czy Michael ...
- Czy co Michael? – odezwała się nagle Tess wpatrując się w Liz wyzywająco. – Czy jej nie zje? Czy nie rzuci się na nią jeśli go za bardzo rozzłości?
- Tess!!! – Max spoglądał na nią wściekle. – Ostrzegałem cię.
- Max – Liz przykryła jego dłoń swoją. Wyczuła że to go trochę ostudziło. – W sumie ... Tess, prawda? W sumie Tess ma trochę racji. Nie wiemy o was wiele i ... no cóż, nie do końca wiemy jak zareagujecie na ... określone sytuacje. Na przykład jak się zdenerwujecie.
- Nie masz się czego obawiać – Isabel spojrzała na dziewczynę poważnie opierając się wygodniej. – W przeciwieństwie do was, my potrafimy panować nad emocjami. Nie zdradźcie naszej tajemnicy, a nic wam z naszej strony nie grozi.
- Ludzie nie są w stanie nas sprowokować – dodała Tess z wyższością.
- Jasne, właśnie widzę – rzuciła z ironią Maria patrząc wymownie na Tess.
Tess zacisnęła wargi i już chciała coś odpowiedzieć, gdy zobaczyła surowy wzrok Maxa. Spuściła więc tylko głowę. Jej dłonie pod stołem zacisnęły się w pięści.
- Nie ryzykujecie bardziej niż w towarzystwie zwykłych ludzi – uzupełnił Michael. – A zawdzięczacie to Maxowi – zastrzegł zaraz. – Poprosił nas o to. Dlatego nic wam nie zrobimy, macie na to nasze słowo. W zamian jednak musicie dochować tajemnicy.
- Oczywiście – Liz skinęła głową.
- Więc załatwione – Michael odchylił się do tyłu opierając się plecami o ścianę. Jego wzrok pomknął do Marii, a na jego twarz wpełzł drapieżny uśmiech. – Chociaż ciebie chętnie bym posmakował, złotko – uniósł znacząco brwi.
- Michael! – skarcił go Max, ale nie mógł utrzymać powagi na twarzy. Wiedział, że jego przyjaciel nie ma nic złego na myśli. – Mówiłem ci, żebyś jej nie straszył.
- Ależ ona się nie boi – zaoponował Michael. – Ona wręcz pragnie poczuć moje wargi na swojej szyi. Prawda? – zapytał dziewczynę z przewrotnym uśmiechem.
- Jeśli kiedyś mnie dotkniesz, obiecuję zafundować ci sesję opalania w pełnym słońcu – warknęła. – I na to masz moje słowo. Już wolałabym opychać się czosnkiem co godzina niż ...
- Okay, okay, myślę że już zrozumiał – Liz położyła jej rękę na ramieniu. – Prawda, Michael?
Michael wzruszył ramionami.
- Prawda, Michael? – powtórzył Max patrząc na przyjaciela.
- Prawda, Maxwell – burknął Michael przewracając oczami. – Maria woli to robić z dziewczynkami. Cóż, zdarza się.
- To nieprawda! – wrzasnęła Maria podrywając się. – Wolę to robić z chłopcami! To znaczy ... – zmieszała się - nie to, że ja ... Liz? - spojrzała błagalnie na przyjaciółkę.
Ta jednak nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Już po chwili cały stolik oprócz Marii zarykiwał się ze śmiechu.
- Nie chciałam powiedzieć, że coś robię – rzuciła siadając z nieszczęśliwą miną, a Liz objęła ją przepraszająco wciąż nie mogąc pohamować chichotu. – Po prostu jeśli już bym miała, to nie z dziewczyną. Nieważne - westchnęła. - W każdym razie na pewno nie z tobą – obrzuciła Michaela wrogim spojrzeniem.
- Nigdy nie mów nigdy – zażartował z przekornym błyskiem w oku.
- Litości. Wynajmijcie sobie pokój – rzuciła Isabel wciąż rozbawiona.
Maria zmierzyła ją gniewnym spojrzeniem. Nagle Max odwrócił się w stronę kuchni i zamarł.
- Co się stało? – spytała zdziwiona Liz.
Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Drzwi otworzyły się, a w nich pojawił się ... Alex.
- A więc tu jesteście – zawołał podchodząc. – Szukałem was ...
Zatrzymał się nagle dopiero teraz dostrzegając resztę towarzystwa.
- Przepraszam – odezwał się speszony. – Nie wiedziałem, że nie jesteście same.
Obrzucił wzrokiem pozostałą czwórkę. Jego spojrzenie zatrzymało się gwałtownie dotarłszy do Isabel. Nieświadomie nabrał powietrza w płuca rozpoznając tajemniczą nieznajomą. Isabel, nie poznając go w pierwszej chwili, ale doskonale dostrzegając wrażenie jakie na nim zrobiła, uniosła brwi i uśmiechnęła się kpiąco. Alex poczuł, że na jego policzki wolno wpełza rumieniec. Nakazał sobie w myślach spokój, ale spojrzenie tych pięknych, brązowych oczu powodowało, że jego serce biło jak oszalałe. Zdał sobie nagle sprawę, że stoi jak idiota i wpatruje się w nią zachwyconym wzrokiem.
- No proszę, znowu się zaczyna – mruknęła cicho Tess zrezygnowanym tonem.
- Izzy, chyba nie wykorzystujesz na nim swoich sztuczek? – spytał równie cicho Michael.
- Jasne, że nie – odpowiedziała cicho Isabel odwracając się lekko w jego stronę, ale wciąż nie spuszczając wzroku z Alexa. – Ale przecież nic nie poradzę na to jak wyglądam.
- Alex – Liz wstała czując, że jej przyjaciel bardzo potrzebuje w tej chwili pomocy. – To są Max, Michael, Isabel i Tess. Widzieliśmy ich na dyskotece, pamiętasz? A to jest Alex – przedstawiła go. – Nasz przyjaciel – dodała tonem wyjaśnienia.
- Cześć, Alex – rzucił Max witając go kiwnięciem głowy.
- Cześć, Alex – zawołali Michael i Tess naśladując Maxa.
Ten obrzucił ich znudzonym spojrzeniem, mówiącym „co wy, cztery latka macie?” Odpowiedzieli kompletnie pozbawionymi odrobiny szacunku uśmieszkami. Isabel milczała przypatrując się Alexowi z zastanowieniem.
- Pamiętam cię – skinęła nagle głową. – Chłopak z dyskoteki. Nieźle tańczysz.
- Dzięki – wykrztusił. – Ty też.
Zapadła niezręczna cisza, gdy gorączkowo poszukiwał w głowie jakichś słów, jakiegoś tematu, który pozwoliłby mu przebywać z nią odrobinę dłużej. Pustka. Kompletnie nic nie przychodziło mu do głowy.
- Szukałeś nas? – spytała Maria podnosząc się. – Chodźmy do kuchni, powiesz o co chodzi.
Załamany porażką był zdolny tylko kiwnąć głową. Ruszył z Marią w stronę kuchni rzucając nieznajomej ostatnie spojrzenie. Nie, już nie nieznajomej. Nazywała się Isabel. To go trochę podniosło na duchu. Zawsze to jakiś postęp.
- Maria – głos Maxa zatrzymał Marię wpół drogi do drzwi od kuchni i kazał jej się obejrzeć. – Tylko pamiętaj – spojrzał na nią łagodnie, ale też wymownie.
Nie musiała pytać o co mu chodzi. Tajemnica. Myśl o tym, że nie może powiedzieć Alexowi prawdy, sprawiła jej przykrość, ale zaraz z powagą odpowiedziała Maxowi skinieniem głowy. W końcu ich wzajemne relacje musiały się opierać na zaufaniu. Potrafiła to zrozumieć.
Ciag dalszy nastąpi (w bliżej nieokreślonej przyszłości
![Wink :wink:](./images/smilies/icon_wink.gif)
)