Dwa serca
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Hejka!!!!!
Dzięki za miłe recenzje. niestety na walkę musicie jeszcze troszkę poczekać a tymczasem następna część ff......
DWA SERCA cz.7
Courtney spała prawie do południa. Nikt się temu nie dziwił, gdyż wiedzieli co przeszła poprzedniego dnia. Kyle pomagał ojcu w pracy i w domu zostały Courtney i Tess. Przed południem do domu Kyle'a i Tess wpadła reszta z Kosmicznej Czwórki.
- A gdzie reszta?- zapytała Tess.
- Nie ma- odpowiedział krótko Michael.
- Postanowiliśmy, że lepiej będzie jak sami zorganizujemy plan obrony. Tylko kosmici.- wyjaśnił Max.
- Plan obrony?- prychnęła Courtney, która właśnie weszła do pokoju i usłyszała ostatnie słowa Maxa. Wyglądała o wiele lepiej.
- A co? Coś nie pasuje?- zapytał Michael.
- A tak! To mi nie pasuje, że oni mogą nas zmiażdżyć w ciągu godziny albo i wcześniej! Zanim zdążymy zareagować!- rzekła Courtney.
- Dlatego musimy omówić wszystkie możliwości i ty nam pomożesz- Max zwrócił się do dziewczyny, która spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- A niby w czym?
- Nie wiemy dużo o Skórach. Opowiedz coś o nich. Jakie mają metody walki?
- Metody walki? chyba żartujesz!- Courtney się roześmiała.- Oni, to znaczy Skórowie nie mają żadnych metod walki. Naoglądałeś się za dużo filmów karate! Skórowie niszczą wszystko i wszystkich jak staną im na drodze.- powiedziała. Isabel spojrzała na nią przestraszona.
- Issy, nie martw się.- powiedział Max do siostry.
- Tak issy. Nie martw się. Oni zabiją Zana, Ratha i Avę oraz mnie. Ciebie zabiorą do Kivara. Nie zginiesz. Chociaż... Kto wie?- ironizowała Courtney.
- Przestań!- krzyknęła Isabel.
- Oczywiście, że przestanę. Mam lepsze rzeczy do roboty niż pocieszanie ciebie! na przykład organizowanie tymczasowego schronienia
- Czego?- zdziwił się Michael.
- schronienia. To jest takie coś gdzie człowiek, lub kosmita w naszym przypadku, może....
- Wiem co to jest schronienie! Ale po co?
- Żeby zyskać na czasie a po co? Chyba nie wyskoczysz z łazienki i nie porazisz ich mocą...
- Taaa, jasne
- A więc do dzieła! Myślę, że najbezpieczniej będzie w UFO Centrum- powiedziała Courtney, ignorując złośliwy uśmieszek Michaela. Tym sposobem definitywnie skończyła głupi dialog z Michaelem, który do niczego nie prowadził.
- A co z Liz, Marią, Alexem i Kylem?- spytała Isabel.
- A co ma być? Oni są ludźmi Isabel. Nie możemy ich mieszać w kosmiczne sprawy. Co ludzie mogą zrobić? Walnąć ich kołkiem w głowę?- Courtney spojrzała na Isabel jak na wariatkę.
- Spotykamy sie wieczorem. Pasuje o dwudziestej?- zapytał Max.
- Oczywiście wasza wysokość- Courtney wyszła z pokoju.
- Nie rozumiem tej dziewczyny.....- westchnął Michael. Max wyjrzał z pokoju i zamknął drzwi.
- A moim zdaniem ona jest szpiegiem- powiedział.
- No coś ty!- Tess spojrzała na niego zaskoczona.
- To jej rasa a zobacz jak mocno zaangażowała się w sprawy przeciwko nim!! Moim zdaniem to podejrzane!
- A moim nie! Przecież widziałeś co oni z nią zrobili!- krzyknęła Tess.
- Cicho bo usłyszy! Sama mogła to zrobić! Tak nagle zakochała się w Kyle'u? A na początku kokietowała Michaela! Tess, nie zapomnij, że przyleciała tu żeby nas zabić a przynajmniej pomóc w zabiciu.
- Nie wierzę! Ona nie jest szpiegiem! Jestem przekonana, że....- Tess nadal broniła Courtney.
- Jak chcesz!- przerwał jej Max.- Przepraszam was, ale muszę iść.
- Idę z tobą!- zawołała Isabel.
- Nie! idę na randkę z Liz. Do wieczora!- Max wyszedł przez okno. Kiedy wyszedł Isabel podeszła do drzwi i otworzyła je. Za drzwiami stała Courtney.
- Wychodzicie?- zapytała.
- Nie. Chciałam iść po ciebie....
- aha. Gdzie Max?
- Poszedł na randkę.- mruknął Michael.
- Muszę wam coś powiedzieć....- zaczęła Isabel. - Ostatnio Max dziwnie się zachowuje. Wciąż gdzieś wychodzi i nic mi nie mówi...
- Mi też- wtrącił Michael.
- Właśnie. Mówi, że idzie na randkę a godzinę po jego wyjściu dzwoni Liz pytając czy Max mógłby do niej wpaść jak ma czas.... Cos jest nie tak. Czuję to.
- Może to zwykły przypadek.....- pocieszyła ją Tess, ale nie zabrzmiało to przekonująco.
- Może..- zgodziła się Issy.- Idziemy?- zwróciła się do Michaela.
- Idziemy- wyszli tym razem drzwiami.
***
Przed ósmą zjawiła się cała Kosmiczna Czwórka. Nie było nikogo z ludzi. Liz i Maria były w Crashdown, Alex w innym mieście a Kyle nadal pomagał ojcu. Wpadł tylko na chwilę po południu, żeby sprawdzić co z Courtney. Punktualnie o ósmej Courtney wstała z łóżka.
- Idziemy?- zapytała dziarskim tonem. Wszyscy opuścili mieszkanie.
- A wy dokąd?- zapytał Kyle kiedy kosmici wyszli przed dom.
- Co wy tu robicie?- zapytała Courtney widząc przed sobą Kyle,a, Liz, Marię i alexa.
- Cóż... Ja tu mieszkam- wyjaśnił Kyle.- A wy jesteście moimi przyjaciółmi i nie zostawię was.
- Właśnie!- krzyknął Alex. Dziewczyny kiwnęły głowami.
- Nie możecie iść z nami! To moje ostatnie słowo!- powiedziała Courtney.
- Ciekawe kto go posłucha! Zresztą nie ty tu dowodzisz!- powiedziała maria.
- Max...- Liz spojrzała na ukochanego. Tymczasem Courtney wzięła Kyle'a na bok.
- Chociaż ty bądź mądry i odejdź! Może wpłyniesz na nich jakoś!- mówiła Courtney.
- Nie zostawię cię bo cię kocham!
- Ja też cię kocham i właśnie dlatego nie chcę żebyś z nami szedł! Musisz żyć!
- Nikt nie zginie! Czuję to! I tak pójdę i tak! Oszczędź sobie gardło bo nie przekonasz mnie!- odparł Kyle. Objął ją ramieniem i powiedział
- Będzie dobrze. Zobaczysz.
- Oby...- westchnęła Courtney i zwróciła się do Maxa- co postanowiłeś?
- Idą...
- Co???- przerwała mu- Skazujesz ich na pewną śmierć! Ale z ciebie przywódca!
- Uparli sie! Znam ich dłużej i wiem, że nie zatrzymam ich na siłę!- powiedział Max.
***
Dzięki za miłe recenzje. niestety na walkę musicie jeszcze troszkę poczekać a tymczasem następna część ff......
DWA SERCA cz.7
Courtney spała prawie do południa. Nikt się temu nie dziwił, gdyż wiedzieli co przeszła poprzedniego dnia. Kyle pomagał ojcu w pracy i w domu zostały Courtney i Tess. Przed południem do domu Kyle'a i Tess wpadła reszta z Kosmicznej Czwórki.
- A gdzie reszta?- zapytała Tess.
- Nie ma- odpowiedział krótko Michael.
- Postanowiliśmy, że lepiej będzie jak sami zorganizujemy plan obrony. Tylko kosmici.- wyjaśnił Max.
- Plan obrony?- prychnęła Courtney, która właśnie weszła do pokoju i usłyszała ostatnie słowa Maxa. Wyglądała o wiele lepiej.
- A co? Coś nie pasuje?- zapytał Michael.
- A tak! To mi nie pasuje, że oni mogą nas zmiażdżyć w ciągu godziny albo i wcześniej! Zanim zdążymy zareagować!- rzekła Courtney.
- Dlatego musimy omówić wszystkie możliwości i ty nam pomożesz- Max zwrócił się do dziewczyny, która spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- A niby w czym?
- Nie wiemy dużo o Skórach. Opowiedz coś o nich. Jakie mają metody walki?
- Metody walki? chyba żartujesz!- Courtney się roześmiała.- Oni, to znaczy Skórowie nie mają żadnych metod walki. Naoglądałeś się za dużo filmów karate! Skórowie niszczą wszystko i wszystkich jak staną im na drodze.- powiedziała. Isabel spojrzała na nią przestraszona.
- Issy, nie martw się.- powiedział Max do siostry.
- Tak issy. Nie martw się. Oni zabiją Zana, Ratha i Avę oraz mnie. Ciebie zabiorą do Kivara. Nie zginiesz. Chociaż... Kto wie?- ironizowała Courtney.
- Przestań!- krzyknęła Isabel.
- Oczywiście, że przestanę. Mam lepsze rzeczy do roboty niż pocieszanie ciebie! na przykład organizowanie tymczasowego schronienia
- Czego?- zdziwił się Michael.
- schronienia. To jest takie coś gdzie człowiek, lub kosmita w naszym przypadku, może....
- Wiem co to jest schronienie! Ale po co?
- Żeby zyskać na czasie a po co? Chyba nie wyskoczysz z łazienki i nie porazisz ich mocą...
- Taaa, jasne
- A więc do dzieła! Myślę, że najbezpieczniej będzie w UFO Centrum- powiedziała Courtney, ignorując złośliwy uśmieszek Michaela. Tym sposobem definitywnie skończyła głupi dialog z Michaelem, który do niczego nie prowadził.
- A co z Liz, Marią, Alexem i Kylem?- spytała Isabel.
- A co ma być? Oni są ludźmi Isabel. Nie możemy ich mieszać w kosmiczne sprawy. Co ludzie mogą zrobić? Walnąć ich kołkiem w głowę?- Courtney spojrzała na Isabel jak na wariatkę.
- Spotykamy sie wieczorem. Pasuje o dwudziestej?- zapytał Max.
- Oczywiście wasza wysokość- Courtney wyszła z pokoju.
- Nie rozumiem tej dziewczyny.....- westchnął Michael. Max wyjrzał z pokoju i zamknął drzwi.
- A moim zdaniem ona jest szpiegiem- powiedział.
- No coś ty!- Tess spojrzała na niego zaskoczona.
- To jej rasa a zobacz jak mocno zaangażowała się w sprawy przeciwko nim!! Moim zdaniem to podejrzane!
- A moim nie! Przecież widziałeś co oni z nią zrobili!- krzyknęła Tess.
- Cicho bo usłyszy! Sama mogła to zrobić! Tak nagle zakochała się w Kyle'u? A na początku kokietowała Michaela! Tess, nie zapomnij, że przyleciała tu żeby nas zabić a przynajmniej pomóc w zabiciu.
- Nie wierzę! Ona nie jest szpiegiem! Jestem przekonana, że....- Tess nadal broniła Courtney.
- Jak chcesz!- przerwał jej Max.- Przepraszam was, ale muszę iść.
- Idę z tobą!- zawołała Isabel.
- Nie! idę na randkę z Liz. Do wieczora!- Max wyszedł przez okno. Kiedy wyszedł Isabel podeszła do drzwi i otworzyła je. Za drzwiami stała Courtney.
- Wychodzicie?- zapytała.
- Nie. Chciałam iść po ciebie....
- aha. Gdzie Max?
- Poszedł na randkę.- mruknął Michael.
- Muszę wam coś powiedzieć....- zaczęła Isabel. - Ostatnio Max dziwnie się zachowuje. Wciąż gdzieś wychodzi i nic mi nie mówi...
- Mi też- wtrącił Michael.
- Właśnie. Mówi, że idzie na randkę a godzinę po jego wyjściu dzwoni Liz pytając czy Max mógłby do niej wpaść jak ma czas.... Cos jest nie tak. Czuję to.
- Może to zwykły przypadek.....- pocieszyła ją Tess, ale nie zabrzmiało to przekonująco.
- Może..- zgodziła się Issy.- Idziemy?- zwróciła się do Michaela.
- Idziemy- wyszli tym razem drzwiami.
***
Przed ósmą zjawiła się cała Kosmiczna Czwórka. Nie było nikogo z ludzi. Liz i Maria były w Crashdown, Alex w innym mieście a Kyle nadal pomagał ojcu. Wpadł tylko na chwilę po południu, żeby sprawdzić co z Courtney. Punktualnie o ósmej Courtney wstała z łóżka.
- Idziemy?- zapytała dziarskim tonem. Wszyscy opuścili mieszkanie.
- A wy dokąd?- zapytał Kyle kiedy kosmici wyszli przed dom.
- Co wy tu robicie?- zapytała Courtney widząc przed sobą Kyle,a, Liz, Marię i alexa.
- Cóż... Ja tu mieszkam- wyjaśnił Kyle.- A wy jesteście moimi przyjaciółmi i nie zostawię was.
- Właśnie!- krzyknął Alex. Dziewczyny kiwnęły głowami.
- Nie możecie iść z nami! To moje ostatnie słowo!- powiedziała Courtney.
- Ciekawe kto go posłucha! Zresztą nie ty tu dowodzisz!- powiedziała maria.
- Max...- Liz spojrzała na ukochanego. Tymczasem Courtney wzięła Kyle'a na bok.
- Chociaż ty bądź mądry i odejdź! Może wpłyniesz na nich jakoś!- mówiła Courtney.
- Nie zostawię cię bo cię kocham!
- Ja też cię kocham i właśnie dlatego nie chcę żebyś z nami szedł! Musisz żyć!
- Nikt nie zginie! Czuję to! I tak pójdę i tak! Oszczędź sobie gardło bo nie przekonasz mnie!- odparł Kyle. Objął ją ramieniem i powiedział
- Będzie dobrze. Zobaczysz.
- Oby...- westchnęła Courtney i zwróciła się do Maxa- co postanowiłeś?
- Idą...
- Co???- przerwała mu- Skazujesz ich na pewną śmierć! Ale z ciebie przywódca!
- Uparli sie! Znam ich dłużej i wiem, że nie zatrzymam ich na siłę!- powiedział Max.
***
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!!
Narazie brak komentarzy...hmmmm... Tajniak mam do ciebie prośbę. Czy mógłbyś wypisać mi np. w punktach te moje niedociągnięcia??? Oto kolejna część...
DWA SERCA cz.8.
***
- Stać!- Courtney zatrzymała się tak nagle, że idąca za nią Maria wpadła na jej plecy.
- Co? Stało się coś?- zapytał Michael.
- Tak! Nie możemy tam iść całą grupą! To może być niebezpieczne!
- Niby co? Przecież idziemy sobie na spacer! Nikt nie zwróci na to najmniejszej uwagi. Wybieramy się do UFO Centrum. A swoją drogą ciekawe jak się tam schowamy skoro jest dużo turystów?- wyraził swoją wątpliwość Max.
- A w zasadzie to po co tam idziemy? Przecież nie będziemy siedzieć tam całą wieczność! Oni mogą zaatakować nawet za rok!- dodał Alex.
- To nie był mój pomysł z tym Centrum.- wzruszyła ramionami Courtney.- Ale mam przeczucie, że stanie się to niedługo.
- Popieram!- krzyknął Kyle.- Im szybciej dojdziemy do celu tym lepiej.
- To w drogę. Widzę, że wszyscy są przeciwko mnie.- powiedziała Courtney i ruszyła przodem. Max złapał ją za ramię.
- Tak mi się wydaje, że to ja jestem królem i chyba powinienem iść przodem.
- Oczywiście Wasza Wysokość- prychnęła dziewczyna. Nagle, mimo upalnego wieczora, zawiał dość silny wiatr.
- Co to?- krzyknęła Maria.
- Coś poczułam. Coś wrogiego. Max, co to było?- zapytała Isabel.
- Nie wiem.... Wydaje mi się...- zaczął Max, ale Courtney przerwała.
- Wydaje ci się? Tobie nie powinno się wydawać! To Skórowie nadciągają i ty doskonale o tym wiesz! Może dziś nic nie będzie, ale...- urwała i spojrzała w stronę południa. Reszta też spojrzała w tamtą stronę.
- skąd wiesz?- zapytała Liz.
- Czuję to. W końcu też jestem Skórem.- odpowiedziała Courtney.- Lepiej się pospieszmy.
Po krótkim marszu cała grupa dotarła do UFO Centrum.
- Niech to....- Courtney zatrzymała się przy drzwiach.
- Co? Co się stało?- zapytał Alex.
- Cisza....- szepnęła Liz.
- Jaka...- zapytał Michael, ale urwał w połowie bo zrozumiał. W UFO Centrum nie było nikogo. Wydało się to dziwne, gdyz o tej porze powinien byc tu jeszcze tłok.
- Może zamkneli wcześniej?- podsunął Alex.
- Możliwe.- zgodził się Max. Courtney złapała za klamkę. Drzwi były otwarte.
- Dziwne...- powiedziała.
- Co tu robicie?- usłyszeli głos za plecami. Za nimi stał szeryf Valenti.
- My.....- zaczęła Maria.
- Tato. Przyszliśmy do UFo Centrum. Chyba możemy to zrobić?- zapytał Kyle.
- Oczywiście. Miłego wieczoru. - odwrócił się i zaczął powoli odchodzić.- Tylko pamiętajcie, że jeśli to ma związek z waszymi kosmicznymi sprawami to róbcie tak, żeby nie zainteresowała się tym policja.- dodał na odchodnym szeryf. Kiedy odszedł wszyscy weszli do środka.
- Dziwne....- powtórzyła Courtney. Nikt nie pytał co jest dziwne, gdyż od razu zobaczyli co jest takiego dziwnego. UFO Centrum wyglądało tak jakby wszyscy opuścili je w pośpiechu albo....
- Znikneli. Nie ma ich.- powiedziała Courtney.
- Dziwne...- powiedział Michael.
- To miejsce wygląda tak jakby ktoś przygotował je na nasze przybycie. Jakby sie tego spodziewali.- powiedziała Isabel.
- masz rację Issy. Tylko kto mógł wiedzieć o naszym przybyciu?- zapytała Liz.
- Na mnie nie patrzcie. Skąd niby mam to wiedzieć- powiedziała Courtney.
- Nie ma czasu na gadanie. Później będziemy się nad tym zastanawiać. Idziemy- zarządził Max. zaprowadził ich do magazynu.
- To będzie dobre miejsce- stwierdziła Courtney i usiadła na podłodze.
- Gdzie są wszyscy?- zapytał Alex.
- Nie wiem.- stwierdziła zgodnie z prawdą Courtney.- Może ranek przyniesie rozwiązanie. Teraz musimy się wyspać. Proponuję żeby każdy zorganizował sobie miejsce na nocleg i uważam, że powinniśmy postawić warty. Tak na wszelki wypadek. Nie wiadomo co może się zdarzyć kiedy będziemy smacznie spać.- dodała.
- Nie wiem dlaczego tak się rządzisz?- zapytał Max.- To nie ty jesteś tutaj przywódcą.
- Ale nie widzę żebyś ty nim był. Do tej pory działałam sama. Jeżeli coś się nie podoba to do widzenia.- rozzłościła sie Courtney.- Och! Chyba, że już to zrobiłeś!
- Co masz na myśli?
- Nie udawaj! Dobrze wiesz o czym mówię! Ups! Może nie powinnam się udzielać bo wszechmocny Zan mnie ukarze! Tak jak na Antarze!
- Nie wiem o co ci chodzi i wcale nie mam ochoty sie dowiadywać. Uważam, że nie potrzebujemy wart!
- jak sobie życzysz! Tylko proszę nie mieć do mnie pretensji jeżeli zginiemy w nocy!- Courtney poszła w najodleglejszy koniec pomieszczenia. Kyle poszedł za nią.
- Max! Dlaczego to robisz?- zapytała Isabel.
- Issy, czyżbyś zapomniała o tym co mówiłem dzis rano?
- Nie sądzę, że jest szpiegiem.- powiedział Alex.
- Ale jest Skórem! Jakoś nie mogę uwierzyc w to, że chce działać przeciwko Kivarowi! Skórowie to tchórze! Skąd możecie wiedziec, że z obawy przed nami nie zgodziła się na udawanie przyjaciółki?- mówił Max.
- Max, jesteś moim przyjacielem, ale jakoś nie mogę ci uwierzyć. Ty chyba sam nie wiesz co mówisz. Ona nam pomogła. Wiem, że nigdy jej nie lubiłeś, ale spójrz na to z innej strony. Powiedziała nam tyle o Skórach i wogóle...- Michael wstawił się za Courtney.
- Tyle to sam wiedziałem....- zaczął Max.
- Niby skąd?- zapytała Maria.
- Nieważne! Mam swoje źródła!- wykręcił się od odpowiedzi Max.- teraz idziemy spać.
***
Kiedy rano się obudzili Courtney była już na nogach. Wyglądało na to, że nie spała całą noc. Nie wyglądała zbyt dobrze. stała przy oknie i wyglądała nazewnątrz.
- No! Wreszcie wstaliście!- powiedziała kiedy zorientowała się, że wszyscy na nią patrzą.
- Coś się dzieje?- zapytał Michael podchodząc do dziewczyny i kierując wzrok w stronę okna.
- Nie. Nic jeśli nie liczyc tej dziwnej ciszy na dworzu.- powiedziała.
- Idę na zwiady- powiedział Max.
- dlaczego ty?- zapytała Courtney.- Daj sie wykazać poddanym!- zakpiła.
- Ja pójdę.- powiedział Alex.- Pójdę tylko kawałek i sprawdze co się dzieje. Zaraz wracam- wyszedł. Po jego wyjściu wszyscy siedzieli w milczeniu. Alex wrócił po jakichś piętnastu minutach.
- Nie ma nikogo- powiedział Alex.- Byłem w Crashdown i w kręgielni. Nic. Wszystko wygląda tak jakby ludzie uciekli w pośpiechu albo....
-...znikneli- dokończyła za niego Courtney.- Tego sie obawiałam.
- Czego?- zapytała Liz.- czuję, ze nie mówisz nam wszystkiego.
- Domyślałam się, że to zrobi- mówiła Courtney jakby do siebie zupełnie ignorując Liz.
- Kto? Co zrobi?- dopytywała się Maria.
- Ludzie znikneli przez Nicholasa.- powiedziała Courtney.- Zrobił to żeby mieć szersze pole do działania i zero świadków. Nie musiałby im potem czyścić umysłów.
- A my?- pisnęła Maria.
- Pewnie jesteście mu do czegoś potrzebni. Bo inaczej....- Courtney zrobiła groźną minę. Maria pisnęła cicho i zakryła twarz rękami.
- Przestań ją straszyć!- powiedział Michael i usiadł obok Marii.
- Ja jej nie straszę tylko stwierdzam fakty. wiedziałam, ze tak będzie. najpierw chciała pomóc a teraz....- nie dokończyła. Na zewnątrz rozległ się potężny huk jakby komuś strzeliło z rury wydechowej.
- Co to było?- krzyknęła Maria.
- Trzeba to sprawdzić.- powiedział Max i skierował się w stronę wyjścia. Courtney wstała z miejsca i zagrodziła mu drogę.
- Odsuń się!- warknął Max.
- Nie!- odparła buntowniczo.
- Jeżeli nie to....
- To co? Zabijesz mnie?
- O co ci chodzi? Przecież ktos musi sprawdzić co się dzieje na zewnatrz....
- I oczywiście to musisz byc ty....Pierwszy raz słyszę o przywódcy, który sam wykonuje czarną robotę za podwładnych- Courtney spojrzała mu w oczy.
- My nie jesteśmy jego podwładnymi a on nie jest naszym przywódcą! Jestesmy przyjaciółmi!- powiedziała Liz.
- Przepuść mnie!- Max bezskutecznie usiłował odsunąć Courtney na bok.
- Bez obstawy? A jak ci się cos stanie? Kto przyniesie twoje marne szczątki? Chociaż może nic z nich nie zostanie.- dodała mściwie.
- Nie żartuj. Po co mi obstawa? Wyjdę na zewnątrz, sprawdze co sie dzieje i...
- Już nie wróce?- podsunęła mu Courtney.
- Co sugerujesz?
- Nic. Tylko głośno myślę.....Zan- dodała ironicznie.
- To przestań- warknął Max.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem wasza wysokość!- Courtney zrobiła dworski ukłon i odsunęła się. reszta przypatrywała się temu z otwartymi ustami. Courtney usiadła obok Kyle'a.
- Idę- zdecydował Max.- I tak zmarnowaliśmy za dużo czasu na czcze gadanie- spojrzał wymownie na Courtney, która zrobiła niewinną minkę.
- Uważaj na siebie!- krzyknęła Liz.
- a może pójdziemy z tobą?- zaproponował Alex.
- Nie! Nie trzeba!- krzyknął Max. Alex spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- OK. Uważaj na siebie- powiedział Alex.
Max wyszedł.
Narazie brak komentarzy...hmmmm... Tajniak mam do ciebie prośbę. Czy mógłbyś wypisać mi np. w punktach te moje niedociągnięcia??? Oto kolejna część...
DWA SERCA cz.8.
***
- Stać!- Courtney zatrzymała się tak nagle, że idąca za nią Maria wpadła na jej plecy.
- Co? Stało się coś?- zapytał Michael.
- Tak! Nie możemy tam iść całą grupą! To może być niebezpieczne!
- Niby co? Przecież idziemy sobie na spacer! Nikt nie zwróci na to najmniejszej uwagi. Wybieramy się do UFO Centrum. A swoją drogą ciekawe jak się tam schowamy skoro jest dużo turystów?- wyraził swoją wątpliwość Max.
- A w zasadzie to po co tam idziemy? Przecież nie będziemy siedzieć tam całą wieczność! Oni mogą zaatakować nawet za rok!- dodał Alex.
- To nie był mój pomysł z tym Centrum.- wzruszyła ramionami Courtney.- Ale mam przeczucie, że stanie się to niedługo.
- Popieram!- krzyknął Kyle.- Im szybciej dojdziemy do celu tym lepiej.
- To w drogę. Widzę, że wszyscy są przeciwko mnie.- powiedziała Courtney i ruszyła przodem. Max złapał ją za ramię.
- Tak mi się wydaje, że to ja jestem królem i chyba powinienem iść przodem.
- Oczywiście Wasza Wysokość- prychnęła dziewczyna. Nagle, mimo upalnego wieczora, zawiał dość silny wiatr.
- Co to?- krzyknęła Maria.
- Coś poczułam. Coś wrogiego. Max, co to było?- zapytała Isabel.
- Nie wiem.... Wydaje mi się...- zaczął Max, ale Courtney przerwała.
- Wydaje ci się? Tobie nie powinno się wydawać! To Skórowie nadciągają i ty doskonale o tym wiesz! Może dziś nic nie będzie, ale...- urwała i spojrzała w stronę południa. Reszta też spojrzała w tamtą stronę.
- skąd wiesz?- zapytała Liz.
- Czuję to. W końcu też jestem Skórem.- odpowiedziała Courtney.- Lepiej się pospieszmy.
Po krótkim marszu cała grupa dotarła do UFO Centrum.
- Niech to....- Courtney zatrzymała się przy drzwiach.
- Co? Co się stało?- zapytał Alex.
- Cisza....- szepnęła Liz.
- Jaka...- zapytał Michael, ale urwał w połowie bo zrozumiał. W UFO Centrum nie było nikogo. Wydało się to dziwne, gdyz o tej porze powinien byc tu jeszcze tłok.
- Może zamkneli wcześniej?- podsunął Alex.
- Możliwe.- zgodził się Max. Courtney złapała za klamkę. Drzwi były otwarte.
- Dziwne...- powiedziała.
- Co tu robicie?- usłyszeli głos za plecami. Za nimi stał szeryf Valenti.
- My.....- zaczęła Maria.
- Tato. Przyszliśmy do UFo Centrum. Chyba możemy to zrobić?- zapytał Kyle.
- Oczywiście. Miłego wieczoru. - odwrócił się i zaczął powoli odchodzić.- Tylko pamiętajcie, że jeśli to ma związek z waszymi kosmicznymi sprawami to róbcie tak, żeby nie zainteresowała się tym policja.- dodał na odchodnym szeryf. Kiedy odszedł wszyscy weszli do środka.
- Dziwne....- powtórzyła Courtney. Nikt nie pytał co jest dziwne, gdyż od razu zobaczyli co jest takiego dziwnego. UFO Centrum wyglądało tak jakby wszyscy opuścili je w pośpiechu albo....
- Znikneli. Nie ma ich.- powiedziała Courtney.
- Dziwne...- powiedział Michael.
- To miejsce wygląda tak jakby ktoś przygotował je na nasze przybycie. Jakby sie tego spodziewali.- powiedziała Isabel.
- masz rację Issy. Tylko kto mógł wiedzieć o naszym przybyciu?- zapytała Liz.
- Na mnie nie patrzcie. Skąd niby mam to wiedzieć- powiedziała Courtney.
- Nie ma czasu na gadanie. Później będziemy się nad tym zastanawiać. Idziemy- zarządził Max. zaprowadził ich do magazynu.
- To będzie dobre miejsce- stwierdziła Courtney i usiadła na podłodze.
- Gdzie są wszyscy?- zapytał Alex.
- Nie wiem.- stwierdziła zgodnie z prawdą Courtney.- Może ranek przyniesie rozwiązanie. Teraz musimy się wyspać. Proponuję żeby każdy zorganizował sobie miejsce na nocleg i uważam, że powinniśmy postawić warty. Tak na wszelki wypadek. Nie wiadomo co może się zdarzyć kiedy będziemy smacznie spać.- dodała.
- Nie wiem dlaczego tak się rządzisz?- zapytał Max.- To nie ty jesteś tutaj przywódcą.
- Ale nie widzę żebyś ty nim był. Do tej pory działałam sama. Jeżeli coś się nie podoba to do widzenia.- rozzłościła sie Courtney.- Och! Chyba, że już to zrobiłeś!
- Co masz na myśli?
- Nie udawaj! Dobrze wiesz o czym mówię! Ups! Może nie powinnam się udzielać bo wszechmocny Zan mnie ukarze! Tak jak na Antarze!
- Nie wiem o co ci chodzi i wcale nie mam ochoty sie dowiadywać. Uważam, że nie potrzebujemy wart!
- jak sobie życzysz! Tylko proszę nie mieć do mnie pretensji jeżeli zginiemy w nocy!- Courtney poszła w najodleglejszy koniec pomieszczenia. Kyle poszedł za nią.
- Max! Dlaczego to robisz?- zapytała Isabel.
- Issy, czyżbyś zapomniała o tym co mówiłem dzis rano?
- Nie sądzę, że jest szpiegiem.- powiedział Alex.
- Ale jest Skórem! Jakoś nie mogę uwierzyc w to, że chce działać przeciwko Kivarowi! Skórowie to tchórze! Skąd możecie wiedziec, że z obawy przed nami nie zgodziła się na udawanie przyjaciółki?- mówił Max.
- Max, jesteś moim przyjacielem, ale jakoś nie mogę ci uwierzyć. Ty chyba sam nie wiesz co mówisz. Ona nam pomogła. Wiem, że nigdy jej nie lubiłeś, ale spójrz na to z innej strony. Powiedziała nam tyle o Skórach i wogóle...- Michael wstawił się za Courtney.
- Tyle to sam wiedziałem....- zaczął Max.
- Niby skąd?- zapytała Maria.
- Nieważne! Mam swoje źródła!- wykręcił się od odpowiedzi Max.- teraz idziemy spać.
***
Kiedy rano się obudzili Courtney była już na nogach. Wyglądało na to, że nie spała całą noc. Nie wyglądała zbyt dobrze. stała przy oknie i wyglądała nazewnątrz.
- No! Wreszcie wstaliście!- powiedziała kiedy zorientowała się, że wszyscy na nią patrzą.
- Coś się dzieje?- zapytał Michael podchodząc do dziewczyny i kierując wzrok w stronę okna.
- Nie. Nic jeśli nie liczyc tej dziwnej ciszy na dworzu.- powiedziała.
- Idę na zwiady- powiedział Max.
- dlaczego ty?- zapytała Courtney.- Daj sie wykazać poddanym!- zakpiła.
- Ja pójdę.- powiedział Alex.- Pójdę tylko kawałek i sprawdze co się dzieje. Zaraz wracam- wyszedł. Po jego wyjściu wszyscy siedzieli w milczeniu. Alex wrócił po jakichś piętnastu minutach.
- Nie ma nikogo- powiedział Alex.- Byłem w Crashdown i w kręgielni. Nic. Wszystko wygląda tak jakby ludzie uciekli w pośpiechu albo....
-...znikneli- dokończyła za niego Courtney.- Tego sie obawiałam.
- Czego?- zapytała Liz.- czuję, ze nie mówisz nam wszystkiego.
- Domyślałam się, że to zrobi- mówiła Courtney jakby do siebie zupełnie ignorując Liz.
- Kto? Co zrobi?- dopytywała się Maria.
- Ludzie znikneli przez Nicholasa.- powiedziała Courtney.- Zrobił to żeby mieć szersze pole do działania i zero świadków. Nie musiałby im potem czyścić umysłów.
- A my?- pisnęła Maria.
- Pewnie jesteście mu do czegoś potrzebni. Bo inaczej....- Courtney zrobiła groźną minę. Maria pisnęła cicho i zakryła twarz rękami.
- Przestań ją straszyć!- powiedział Michael i usiadł obok Marii.
- Ja jej nie straszę tylko stwierdzam fakty. wiedziałam, ze tak będzie. najpierw chciała pomóc a teraz....- nie dokończyła. Na zewnątrz rozległ się potężny huk jakby komuś strzeliło z rury wydechowej.
- Co to było?- krzyknęła Maria.
- Trzeba to sprawdzić.- powiedział Max i skierował się w stronę wyjścia. Courtney wstała z miejsca i zagrodziła mu drogę.
- Odsuń się!- warknął Max.
- Nie!- odparła buntowniczo.
- Jeżeli nie to....
- To co? Zabijesz mnie?
- O co ci chodzi? Przecież ktos musi sprawdzić co się dzieje na zewnatrz....
- I oczywiście to musisz byc ty....Pierwszy raz słyszę o przywódcy, który sam wykonuje czarną robotę za podwładnych- Courtney spojrzała mu w oczy.
- My nie jesteśmy jego podwładnymi a on nie jest naszym przywódcą! Jestesmy przyjaciółmi!- powiedziała Liz.
- Przepuść mnie!- Max bezskutecznie usiłował odsunąć Courtney na bok.
- Bez obstawy? A jak ci się cos stanie? Kto przyniesie twoje marne szczątki? Chociaż może nic z nich nie zostanie.- dodała mściwie.
- Nie żartuj. Po co mi obstawa? Wyjdę na zewnątrz, sprawdze co sie dzieje i...
- Już nie wróce?- podsunęła mu Courtney.
- Co sugerujesz?
- Nic. Tylko głośno myślę.....Zan- dodała ironicznie.
- To przestań- warknął Max.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem wasza wysokość!- Courtney zrobiła dworski ukłon i odsunęła się. reszta przypatrywała się temu z otwartymi ustami. Courtney usiadła obok Kyle'a.
- Idę- zdecydował Max.- I tak zmarnowaliśmy za dużo czasu na czcze gadanie- spojrzał wymownie na Courtney, która zrobiła niewinną minkę.
- Uważaj na siebie!- krzyknęła Liz.
- a może pójdziemy z tobą?- zaproponował Alex.
- Nie! Nie trzeba!- krzyknął Max. Alex spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- OK. Uważaj na siebie- powiedział Alex.
Max wyszedł.
Jane Cahill
Nie wiem czy to dobry pomysł, ale zgoda. Wpierw chciałem jednak zaznaczyć to co już napisałem.
1)Kyle nie miał swojego pokoju. Kiedy wprowadziła sie Tess on spał na kanapie.
2)Nie sądzę, aby Nicholas, świadkom kosmicznych zdażeń chciał czyścić umysły, by nie sprawiali kłopotów. Np w "Harvest" Skórowie chciali zabić Liz, bo wiedziala za dużo.
3)Kiedy Kyle przyniósł Courtney do domu i poszedł o Tess, ona wydawała się nie przejmować, że był u Skóra który mógł (nie chciał, ale mógł) go zabić. Zachowała się jakby Courtney nie stanowiła, żadnego zagrorzenia i była jedynie dziewczyną Kyla.
4)Nie, to raczej jest zmiana rzeczywistości. Więc nie będę o tym pisał.
5)Chodzi mi o Maxa. Moim zdaniem przesadziłaś odrobinę, podczas marszu do UFO Center. On nie wykorzystywał faktu, że jest przywódcą. Więc nie powinien się przejmować, że Courtney prowadzi.
Teraz cz. 8.
Hmmm robi sie bardzo ciekawie Wszyscy ludzie za wyjątkiem naszych przyjaciół znikają, a Max zachowuje co najmniej dziwnie. Może to wpływ koszmarów, ale kto wie z niecierpliwościę czekam na następną cześć
Ty to tutaj zrobilś na szeroką miarę. 3 podstawowe pary są razem, Tess nie czepia się Maxa i Liz, a Kyle gania za dziewczynami Ale teraz "drobne niedocięgnięcia".Tajniak wrote:Po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że FF-y często są tym co autor chciałby zobaczyć w serialu, a czego tam niestety nie ma.Autororzy FF czesto niemal całkowicie przeinacza rzeczywistość wedle własnych upodobań i często odchodzą od wydarzeń w prawdziwym Roswell
1)Kyle nie miał swojego pokoju. Kiedy wprowadziła sie Tess on spał na kanapie.
2)Nie sądzę, aby Nicholas, świadkom kosmicznych zdażeń chciał czyścić umysły, by nie sprawiali kłopotów. Np w "Harvest" Skórowie chciali zabić Liz, bo wiedziala za dużo.
3)Kiedy Kyle przyniósł Courtney do domu i poszedł o Tess, ona wydawała się nie przejmować, że był u Skóra który mógł (nie chciał, ale mógł) go zabić. Zachowała się jakby Courtney nie stanowiła, żadnego zagrorzenia i była jedynie dziewczyną Kyla.
4)Nie, to raczej jest zmiana rzeczywistości. Więc nie będę o tym pisał.
5)Chodzi mi o Maxa. Moim zdaniem przesadziłaś odrobinę, podczas marszu do UFO Center. On nie wykorzystywał faktu, że jest przywódcą. Więc nie powinien się przejmować, że Courtney prowadzi.
Teraz cz. 8.
Hmmm robi sie bardzo ciekawie Wszyscy ludzie za wyjątkiem naszych przyjaciół znikają, a Max zachowuje co najmniej dziwnie. Może to wpływ koszmarów, ale kto wie z niecierpliwościę czekam na następną cześć
Czytając tę część odniosłam wrażenie, że nie przepadasz za Maxem. Courtney non-stop się go czepiała. Myślę, że miał on powody do tego, żeby nie do końca ufać Courtney, w końcu jednak jest Skórem. Ma prawo mieć jakieś wątpliwości. Ale to nic, zobaczymy jak to się rozwinie. Tylko nie uśmierć mi Maxa!!!
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!!!!
No Tajniak nie zgadzam się z zarzutem na temat tego, że Tess nie zwróciła uwagi na to, że Kyle był w domu wroga.... Przecież ona była po stronie Kyle'a i Courtney...
Faktycznie, nie lubię Maxa..... A teraz kolejna część.....
DWA SERCA cz. 9
- Gdzie on jest?- zdenerwowana Liz chodziła po pomieszczeniu. Maxa nie było już prawie godzinę.
- Liz, nie denerwuj się. Poszedł na zwiady. niedługo wróci.- pocieszała ją Maria. Nic nie pomagało. Courtney prychnęła głośno i demonstracyjnie skierowała wzrok na sufit.
- Ty- Liz podeszła do niej.
- Co ja? Do mnie mówisz?- Courtney wstała. Patrzyła na Liz z góry bo była od niej wyższa.
- Tak. Gdzie on jest?
- a skąd ja mam to wiedzieć? Nie jestem jego niańką!
- Nie umiesz czytać w myślach?
- Nie. Ale ona umie- wskazała ręką na siedzącą w kącie Tess.
- Skoro nie umiesz czytać w myślach to dlaczego wiedziałaś o niektórych rzeczach mimo tego, że nic nie mówiliśmy?- zapytał Alex.
- Jeżeli kogos dotknę to wiem co ta osoba ukrywa. No, czytam w myślach- niewinnie spojrzała w podłogę.
- Aha. I co Tess? Co widzisz?- zwrócił sie do Tess.
- Nie mogę się z nim skontaktować. Zablokował umysł. Nie wiem co się dzieje!- powiedziała Tess.
- Trzeba iść i sprawdzić co się dzieje z Maxem!- zdecydował Michael i skierował sie w stronę drzwi. nagle ktoś przeraźliwie krzyknął. Michael odwrócił się. To był krzyk Courtney. Działo sie z nią coś dziwnego. Była bardzo blada, trzęsła się i wyglądała tak jakby miała goraczkę.
- Co się stało?- krzyknął Michael.
- Nie wiem. Siedziała tu i nagle zbladła i krzyknęła- powiedziała Tess bo Kyle nie był w stanie. Nagle dziewczyna osunęła się na podłogę.
- Courtney! Słyszysz nas?- Isabel potrząsnęła nieprzytomną dziewczyną. Nagle Courtney otworzyła oczy.
- Oni tu są! Wiedzą gdzie się ukrywamy! Zaraz tu będą! Musimy uciekać!- krzyknęła.
- Kto tu jest?
- Skórowie! Nicholas tu idzie!
Maria pisnęła i wtuliła się w ramiona Michaela.
- Co robimy?- głupio zapytał Michael.
- Co robimy?- powtórzyła Courtney- Uciekamy! Chyba, że chcesz zginąć! Czy jest tu jakieś inne wyjście?
- Jest. Chodźcie. Zaprowadzę was- powiedziała Liz. Poszła przodem a za nią pozostali.
***
- Gdzie pójdziemy?- zapytała Isabel.
- Do Crashdown. Wiem, że nie jest to najbezpieczniejsze miejsce, ale nie mamy innego wyjścia.- odpowiedziała Courtney.
Wyszli z UFO Centrum. Już chcieli iść do Crashdown kiedy Courtney ich zatrzymała.
- Oszaleliście? Jeżeli pójdziemy całą gromadą to będziemy łatwym celem! Myślę, że powinniśmy iść parami.- powiedziała.
Najpierw szli Alex z Isabel. Ku zaskoczeniu Courtney nic sie nie stało. Coraz bardziej nie rozumiała całej tej sytuacji, jakże dla nich beznadziejnej. Jednak tylko ona wiedziała co tak naprawdę jest grane i czego można oczekiwać po Skórach.
- OK. Następni- zarządziła Courtney. Poszły Liz i Maria.
- I co teraz Panno Przemądrzała? Jakoś nie widzę żeby ktoś strzelał czy chciał kogoś zabić!- powiedział Michael.
- Przecież nie powiedziałam, że cos takiego może się stać!- powiedziała Courtney.- Teraz wy.
Michael miał iść z Kylem, który głośno protestował.
- Nie zostawię cię!
- Nie bądź dzieckiem Kyle! Zaraz do was dołączę- powiedziała Courtney. Chłopcy poszli. Nadal było spokojnie. aż za spokojnie. Courtney przeczuwała, że coś złego zaraz się stanie. Rozejrzała się. Teren był czysty. Kyle i Michael weszli do kawiarni. Teraz miała iść ona. Troszkę się bała. Po raz pierwszy nie chronił jej Nicholas ani Kivar. Domyślała się, że są pod obserwacją. Nicholas byłby głupcem gdyby nie rozstawił straży. Wiedziała się, że największa straż jest właśnie przy Crashdown. Nicholas wiedział gdzie się wszyscy spotykają. Dowiedział sie o tym kiedy mieszkali razem i wcale nie potrzebował swoich informatorów i szpiegów.
- No, teraz ja.- powiedziała na głos. Zrobiła kilka kroków naprzód. I wtedy coś odrzuciło ją parę metrów dalej. siła była tak mocna, że Courtney przez moment nie mogła złapać tchu. Próbowała wstać, ale jej napastnik nie pozwolił na to. I znowu dziewczyna odleciała parę metrów dalej. Crashdown oddalało się od niej coraz bardziej. Przejechała głową po asfalcie. Ze zranionego czoła leciała jej krew. Powoli traciła przytomność. Ostatnią rzeczą, którą usłyszała był czyjś krzyk i huk. A potem ogarnęła ją ciemność.
***
Courtney otworzyła oczy. Leżała w łóżku w nieznanym jej pokoju. Na głowie miała mokrą chusteczkę.
- Gdzie.... Gdzie ja jestem?- zapytała nieprzytomnym głosem.
- w pokoju Liz.- dobiegł ją głos od strony okna. Courtney znała ten głos, ale nie mogła skojarzyć do kogo należał.
- Co się stało?- zapytała. Postać podeszła do niej i wtedy zobaczyła, ze to Isabel.
- Leż spokojnie. Michael załatwił tamtego. Najpierw go obezwładnił a potem walnął w to miejsce na plecach. Został po nim tylko pył.- wyjaśniła Isabel.
- a gdzie Kyle?
- Na dole. Max jeszcze nie wrócił.- powiedziała ze smutkiem Isabel.
- Nie dziwię się. Spodziewałam się, że nie wróci.
- Co ty wygadujesz?- rozzłościła się Isabel.
- Po raz kolejny stwierdzam fakty. Podejrzewam zdradę.
- Max?!- Isabel otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.- On nigdy by... Pewnie go złapali! Albo...albo...
- Zabili?- podsunęła Courtney.
- Jak możesz być taka okrutna? To prędzej ty nas możesz zdradzić! Jesteś jedną z nich!
- Ja?!
- Tak! Ty!- krzyknęła Isabel i wyszła trzaskając drzwiami. Courtney powoli wstała i podeszła do okna. Na zewnątrz nie było nikogo i praktycznie nic się nie działo jeśli nie liczyć płonącego UFO Centrum. Jednak pożar nie był duży i ktoś go już próbował ugasić, gdyż "ognisko" dogasało. Już miała odejść od okna gdy zobaczyła jakiś ruch. To był jeden ze Skórów. Był daleko, ale dziewczyna wiedziała gdzie sie kieruje. Szedł do Crashdown! Courtney zbiegła na dół. Nie była zbyt szybka, gdyż przeszkadzały jej rany. Ale musiała ostrzec pozostałych.
- Uciekajcie!- krzyknęła.- Idą tutaj!
- Skórowie?- Michael szybko spojrzał na Courtney.- Tess! Będziemy potrzebowali twojej pomocy!- krzyknął.
- Jasne! Tylko długo nie wytrzymam. Chodźmy na zaplecze.- powiedziała Tess. Zdążyli wejść w ostatnim momencie. Zadzwonił dzwonek przy drzwiach wejściowych. Tess się skoncentrowała. Skór wszedł na zaplecze i kierował się prosto w ich stronę. W ostatniej chwili skręcił w bok i minął ich zaledwie o kilka centymetrów. rozejrzał się a potem wszedł na górę sprawdzić inne części domu. Po paru minutach wrócił. Courtney wyczuwała zmęczenie Tess.
- Już nie mogę!- wysapała Tess.
- Dobrze Tess. Uratowałaś nam życie. Przynajmniej na razie.- powiedziała Courtney.
- Teraz to się dopiero zacznie- westchnęła Isabel.
Wtedy usłyszeli dzwonek.
- Ktoś idzie!- szepnęła Maria. Tym razem Tess nie mogła im pomóc. Była zbyt wyczerpana. Każdy znalazł sobie kryjówkę. Nagle otworzyły się drzwi i na zaplecze weszła jakaś postać.
- Max!- krzyknęła Liz wychodząc z ukrycia.- Gdzie byłeś?
- Złapali mnie! Udało mi się uciec! Ledwo, ledwo ale się udało. Chcieli mnie zabić! Wiedzą gdzie jesteście!- wysapał.
- Świetnie wyglądasz- powiedziała nagle Courtney. Obeszła Maxa dookoła uważnie go oglądając.
- Co masz na myśli?
- Nic konkretnego. Chociaż... A tak! Chyba tylko to, że nie masz żadnych obrażeń. Tak, wiem, że potrafisz leczyć. Ale uciekając nie miałbyś czasu na wyleczenie się. Mam rację? Nawet nie jesteś zakurzony. Nie jestem głupia. Jestem Skórem i dobrze wiem jakie maja metody jeżeli chodzi o jeńców. Nawet fryzura jest niezniszczona! Jeśli Skórowie kogoś złapią i z jakichś znanych tylko sobie powodów nie zabiją go tylko trzymaja jako jeńca, to nie traktują go jak króla. Najpierw trochę pocierpi a potem.... I wcale nie kładą pod nim poduszek.... Jednym słowem kłamiesz!
- Och, przestań Courtney! Jestem przywódcą i nie mam zamiaru rezygnwać z korony- powiedział.- To znaczy ważniejsi są dla mnie przyjaciele od królestwa- poprawił się.
- Jesteś królem i dlatego jeżeli dostałbyś się w ręce Skórów zginąłbyś! Po to tu są. Żeby cię zabić.
- Nie będę z tobą dyskutował. Kim ty niby jesteś?- powiedział. Nagle Courtney chwyciła go mocno za rękę. Mx wyrwał ja, ale dziewczyna zdążyła zobaczyć to co chciała.
- Co ty wyprawiasz?
- A nic... Spojrzałam w twoje myśli i już wszystko wiem. Jesteś....- urwała bo drzwi do Crashdown otworzyły się z hukiem.
- Szybko! Tylnym wyjściem!- krzyknęła Maria.
- Gdzie pójdziemy?- zapytała Tess.
- Byle gdzie! Jak najdalej z tąd!
Wyszli nie wiedząc gdzie mają iść.
- Chodźmy do mnie!- zaproponował Kyle.
- za daleko!- krzyknęła Courtney.
- Idziemy!- zarządził Max. Courtney spojrzała na niego z nienawiścią, ale poszła razem z innymi. I wtedy nastąpił atak. Stało się to tak nagle, że Courtney nie zdążyła odskoczyć i wyleciała w górę. Upadła w jakieś krzaki. Oprócz kilku zadrapań nic jej nie było. Rozejrzała się i zobaczyła, że na ziemi nieopodal niej leży nieprzytomna Liz. Ich oprawcy nie chcieli zabić. Przynajmniej narazie. Podeszła do Liz.
- Liz! Obudź się!- złapała ją za ramiona i zciągnęła z drogi. Położyła nieprzytomną dziewczynę na ziemi i wyjrzała zza krzaków. Kilka metrów dalej stali Alex, Isabel i Michael. Widać było, że są ranni. Nigdzie nie było widać Kyle'a i Maxa. Liz powoli odzyskiwała przytomność. Nagle znikąd pojawiło się z tuzin Skórów. Courtney z ukrycia poraziła ich mocą. Nie miała szans. Wrogów było za dużo a i ona była słaba. Widziała jak parę metrów dalej walczą Isabel i Michael. Również bezskutecznie. Coś upadło po drugiej stronie drogi i Courtney korzystając z okazji wyskoczyła z krzaków i walnęła jednego ze Skórów w plecy. Po chwili zamienił się on w pył. Inny podniósł z ziemi Liz.
- Przestań bo inaczej ona zginie- powiedział. Jeden ze Skórów złapał Courtney za ręce.
- Co mnie obchodzi jakaś ziemianka?- courtney spojrzała na niego ironicznie. Skór dłonią dotknął ramienia Liz. Dziewczyna krzyknęła z bólu.
- Puść ją!- krzyknęła Courtney.- Nie poddam się!
- A więc dobrze. Sama tego chciałaś.
- NIE! Dobra! Puść ją to się dogadamy!- Courtney przestała się wyrywać. Nagle poczuła silne uderzenie w głowę. zanim straciła przytomność zobaczyła, że isabel i Alex zostali schwytani. Michael uciekł a przynajmniej tak się jej wydawało. Ogarnęła ją ciemność......
***
No Tajniak nie zgadzam się z zarzutem na temat tego, że Tess nie zwróciła uwagi na to, że Kyle był w domu wroga.... Przecież ona była po stronie Kyle'a i Courtney...
Faktycznie, nie lubię Maxa..... A teraz kolejna część.....
DWA SERCA cz. 9
- Gdzie on jest?- zdenerwowana Liz chodziła po pomieszczeniu. Maxa nie było już prawie godzinę.
- Liz, nie denerwuj się. Poszedł na zwiady. niedługo wróci.- pocieszała ją Maria. Nic nie pomagało. Courtney prychnęła głośno i demonstracyjnie skierowała wzrok na sufit.
- Ty- Liz podeszła do niej.
- Co ja? Do mnie mówisz?- Courtney wstała. Patrzyła na Liz z góry bo była od niej wyższa.
- Tak. Gdzie on jest?
- a skąd ja mam to wiedzieć? Nie jestem jego niańką!
- Nie umiesz czytać w myślach?
- Nie. Ale ona umie- wskazała ręką na siedzącą w kącie Tess.
- Skoro nie umiesz czytać w myślach to dlaczego wiedziałaś o niektórych rzeczach mimo tego, że nic nie mówiliśmy?- zapytał Alex.
- Jeżeli kogos dotknę to wiem co ta osoba ukrywa. No, czytam w myślach- niewinnie spojrzała w podłogę.
- Aha. I co Tess? Co widzisz?- zwrócił sie do Tess.
- Nie mogę się z nim skontaktować. Zablokował umysł. Nie wiem co się dzieje!- powiedziała Tess.
- Trzeba iść i sprawdzić co się dzieje z Maxem!- zdecydował Michael i skierował sie w stronę drzwi. nagle ktoś przeraźliwie krzyknął. Michael odwrócił się. To był krzyk Courtney. Działo sie z nią coś dziwnego. Była bardzo blada, trzęsła się i wyglądała tak jakby miała goraczkę.
- Co się stało?- krzyknął Michael.
- Nie wiem. Siedziała tu i nagle zbladła i krzyknęła- powiedziała Tess bo Kyle nie był w stanie. Nagle dziewczyna osunęła się na podłogę.
- Courtney! Słyszysz nas?- Isabel potrząsnęła nieprzytomną dziewczyną. Nagle Courtney otworzyła oczy.
- Oni tu są! Wiedzą gdzie się ukrywamy! Zaraz tu będą! Musimy uciekać!- krzyknęła.
- Kto tu jest?
- Skórowie! Nicholas tu idzie!
Maria pisnęła i wtuliła się w ramiona Michaela.
- Co robimy?- głupio zapytał Michael.
- Co robimy?- powtórzyła Courtney- Uciekamy! Chyba, że chcesz zginąć! Czy jest tu jakieś inne wyjście?
- Jest. Chodźcie. Zaprowadzę was- powiedziała Liz. Poszła przodem a za nią pozostali.
***
- Gdzie pójdziemy?- zapytała Isabel.
- Do Crashdown. Wiem, że nie jest to najbezpieczniejsze miejsce, ale nie mamy innego wyjścia.- odpowiedziała Courtney.
Wyszli z UFO Centrum. Już chcieli iść do Crashdown kiedy Courtney ich zatrzymała.
- Oszaleliście? Jeżeli pójdziemy całą gromadą to będziemy łatwym celem! Myślę, że powinniśmy iść parami.- powiedziała.
Najpierw szli Alex z Isabel. Ku zaskoczeniu Courtney nic sie nie stało. Coraz bardziej nie rozumiała całej tej sytuacji, jakże dla nich beznadziejnej. Jednak tylko ona wiedziała co tak naprawdę jest grane i czego można oczekiwać po Skórach.
- OK. Następni- zarządziła Courtney. Poszły Liz i Maria.
- I co teraz Panno Przemądrzała? Jakoś nie widzę żeby ktoś strzelał czy chciał kogoś zabić!- powiedział Michael.
- Przecież nie powiedziałam, że cos takiego może się stać!- powiedziała Courtney.- Teraz wy.
Michael miał iść z Kylem, który głośno protestował.
- Nie zostawię cię!
- Nie bądź dzieckiem Kyle! Zaraz do was dołączę- powiedziała Courtney. Chłopcy poszli. Nadal było spokojnie. aż za spokojnie. Courtney przeczuwała, że coś złego zaraz się stanie. Rozejrzała się. Teren był czysty. Kyle i Michael weszli do kawiarni. Teraz miała iść ona. Troszkę się bała. Po raz pierwszy nie chronił jej Nicholas ani Kivar. Domyślała się, że są pod obserwacją. Nicholas byłby głupcem gdyby nie rozstawił straży. Wiedziała się, że największa straż jest właśnie przy Crashdown. Nicholas wiedział gdzie się wszyscy spotykają. Dowiedział sie o tym kiedy mieszkali razem i wcale nie potrzebował swoich informatorów i szpiegów.
- No, teraz ja.- powiedziała na głos. Zrobiła kilka kroków naprzód. I wtedy coś odrzuciło ją parę metrów dalej. siła była tak mocna, że Courtney przez moment nie mogła złapać tchu. Próbowała wstać, ale jej napastnik nie pozwolił na to. I znowu dziewczyna odleciała parę metrów dalej. Crashdown oddalało się od niej coraz bardziej. Przejechała głową po asfalcie. Ze zranionego czoła leciała jej krew. Powoli traciła przytomność. Ostatnią rzeczą, którą usłyszała był czyjś krzyk i huk. A potem ogarnęła ją ciemność.
***
Courtney otworzyła oczy. Leżała w łóżku w nieznanym jej pokoju. Na głowie miała mokrą chusteczkę.
- Gdzie.... Gdzie ja jestem?- zapytała nieprzytomnym głosem.
- w pokoju Liz.- dobiegł ją głos od strony okna. Courtney znała ten głos, ale nie mogła skojarzyć do kogo należał.
- Co się stało?- zapytała. Postać podeszła do niej i wtedy zobaczyła, ze to Isabel.
- Leż spokojnie. Michael załatwił tamtego. Najpierw go obezwładnił a potem walnął w to miejsce na plecach. Został po nim tylko pył.- wyjaśniła Isabel.
- a gdzie Kyle?
- Na dole. Max jeszcze nie wrócił.- powiedziała ze smutkiem Isabel.
- Nie dziwię się. Spodziewałam się, że nie wróci.
- Co ty wygadujesz?- rozzłościła się Isabel.
- Po raz kolejny stwierdzam fakty. Podejrzewam zdradę.
- Max?!- Isabel otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.- On nigdy by... Pewnie go złapali! Albo...albo...
- Zabili?- podsunęła Courtney.
- Jak możesz być taka okrutna? To prędzej ty nas możesz zdradzić! Jesteś jedną z nich!
- Ja?!
- Tak! Ty!- krzyknęła Isabel i wyszła trzaskając drzwiami. Courtney powoli wstała i podeszła do okna. Na zewnątrz nie było nikogo i praktycznie nic się nie działo jeśli nie liczyć płonącego UFO Centrum. Jednak pożar nie był duży i ktoś go już próbował ugasić, gdyż "ognisko" dogasało. Już miała odejść od okna gdy zobaczyła jakiś ruch. To był jeden ze Skórów. Był daleko, ale dziewczyna wiedziała gdzie sie kieruje. Szedł do Crashdown! Courtney zbiegła na dół. Nie była zbyt szybka, gdyż przeszkadzały jej rany. Ale musiała ostrzec pozostałych.
- Uciekajcie!- krzyknęła.- Idą tutaj!
- Skórowie?- Michael szybko spojrzał na Courtney.- Tess! Będziemy potrzebowali twojej pomocy!- krzyknął.
- Jasne! Tylko długo nie wytrzymam. Chodźmy na zaplecze.- powiedziała Tess. Zdążyli wejść w ostatnim momencie. Zadzwonił dzwonek przy drzwiach wejściowych. Tess się skoncentrowała. Skór wszedł na zaplecze i kierował się prosto w ich stronę. W ostatniej chwili skręcił w bok i minął ich zaledwie o kilka centymetrów. rozejrzał się a potem wszedł na górę sprawdzić inne części domu. Po paru minutach wrócił. Courtney wyczuwała zmęczenie Tess.
- Już nie mogę!- wysapała Tess.
- Dobrze Tess. Uratowałaś nam życie. Przynajmniej na razie.- powiedziała Courtney.
- Teraz to się dopiero zacznie- westchnęła Isabel.
Wtedy usłyszeli dzwonek.
- Ktoś idzie!- szepnęła Maria. Tym razem Tess nie mogła im pomóc. Była zbyt wyczerpana. Każdy znalazł sobie kryjówkę. Nagle otworzyły się drzwi i na zaplecze weszła jakaś postać.
- Max!- krzyknęła Liz wychodząc z ukrycia.- Gdzie byłeś?
- Złapali mnie! Udało mi się uciec! Ledwo, ledwo ale się udało. Chcieli mnie zabić! Wiedzą gdzie jesteście!- wysapał.
- Świetnie wyglądasz- powiedziała nagle Courtney. Obeszła Maxa dookoła uważnie go oglądając.
- Co masz na myśli?
- Nic konkretnego. Chociaż... A tak! Chyba tylko to, że nie masz żadnych obrażeń. Tak, wiem, że potrafisz leczyć. Ale uciekając nie miałbyś czasu na wyleczenie się. Mam rację? Nawet nie jesteś zakurzony. Nie jestem głupia. Jestem Skórem i dobrze wiem jakie maja metody jeżeli chodzi o jeńców. Nawet fryzura jest niezniszczona! Jeśli Skórowie kogoś złapią i z jakichś znanych tylko sobie powodów nie zabiją go tylko trzymaja jako jeńca, to nie traktują go jak króla. Najpierw trochę pocierpi a potem.... I wcale nie kładą pod nim poduszek.... Jednym słowem kłamiesz!
- Och, przestań Courtney! Jestem przywódcą i nie mam zamiaru rezygnwać z korony- powiedział.- To znaczy ważniejsi są dla mnie przyjaciele od królestwa- poprawił się.
- Jesteś królem i dlatego jeżeli dostałbyś się w ręce Skórów zginąłbyś! Po to tu są. Żeby cię zabić.
- Nie będę z tobą dyskutował. Kim ty niby jesteś?- powiedział. Nagle Courtney chwyciła go mocno za rękę. Mx wyrwał ja, ale dziewczyna zdążyła zobaczyć to co chciała.
- Co ty wyprawiasz?
- A nic... Spojrzałam w twoje myśli i już wszystko wiem. Jesteś....- urwała bo drzwi do Crashdown otworzyły się z hukiem.
- Szybko! Tylnym wyjściem!- krzyknęła Maria.
- Gdzie pójdziemy?- zapytała Tess.
- Byle gdzie! Jak najdalej z tąd!
Wyszli nie wiedząc gdzie mają iść.
- Chodźmy do mnie!- zaproponował Kyle.
- za daleko!- krzyknęła Courtney.
- Idziemy!- zarządził Max. Courtney spojrzała na niego z nienawiścią, ale poszła razem z innymi. I wtedy nastąpił atak. Stało się to tak nagle, że Courtney nie zdążyła odskoczyć i wyleciała w górę. Upadła w jakieś krzaki. Oprócz kilku zadrapań nic jej nie było. Rozejrzała się i zobaczyła, że na ziemi nieopodal niej leży nieprzytomna Liz. Ich oprawcy nie chcieli zabić. Przynajmniej narazie. Podeszła do Liz.
- Liz! Obudź się!- złapała ją za ramiona i zciągnęła z drogi. Położyła nieprzytomną dziewczynę na ziemi i wyjrzała zza krzaków. Kilka metrów dalej stali Alex, Isabel i Michael. Widać było, że są ranni. Nigdzie nie było widać Kyle'a i Maxa. Liz powoli odzyskiwała przytomność. Nagle znikąd pojawiło się z tuzin Skórów. Courtney z ukrycia poraziła ich mocą. Nie miała szans. Wrogów było za dużo a i ona była słaba. Widziała jak parę metrów dalej walczą Isabel i Michael. Również bezskutecznie. Coś upadło po drugiej stronie drogi i Courtney korzystając z okazji wyskoczyła z krzaków i walnęła jednego ze Skórów w plecy. Po chwili zamienił się on w pył. Inny podniósł z ziemi Liz.
- Przestań bo inaczej ona zginie- powiedział. Jeden ze Skórów złapał Courtney za ręce.
- Co mnie obchodzi jakaś ziemianka?- courtney spojrzała na niego ironicznie. Skór dłonią dotknął ramienia Liz. Dziewczyna krzyknęła z bólu.
- Puść ją!- krzyknęła Courtney.- Nie poddam się!
- A więc dobrze. Sama tego chciałaś.
- NIE! Dobra! Puść ją to się dogadamy!- Courtney przestała się wyrywać. Nagle poczuła silne uderzenie w głowę. zanim straciła przytomność zobaczyła, że isabel i Alex zostali schwytani. Michael uciekł a przynajmniej tak się jej wydawało. Ogarnęła ją ciemność......
***
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!!
Liz jestes moją najwierniejszą czytelniczką...... Oto następna część...najkrótsza bo ostatnia..... Tak jakoś wyszło....
DWA SERCA cz.10
***
- Patrzcie kto do nas dołączył.....- te słowa doleciały do Courtney jak przez mgłę. Otworzyła oczy. Siedziała na ziemi przywiązana do jakiegoś słupa a przed nią stał Nicholas uśmiechając się tryumfująco. Courtney usiłowała wyszarpnąć ręce, które krępował jej sznur.
- No, no, no! Staramy się uwolnić?- ironicznie zaoytał Nicholas a wokół rozległy się śmiechy.
- Odwal się!- warknęła.
- Słodka Courtney pokazuje pazurki? Lubię takie!- zaśmiał się.- Rzeczywiście jest taka narwana jak mówiłeś. Nie znałem jej od tej strony- zwrócił się do kogoś Nicholas. Ten ktoś stał za plecami Courtney. Wiedziała to, gdyż Nicholas patrzył właśnie tam.- zawsze myślałem, że nasza Courtney jest słodka i dobra dla wszystkich. A wy?- zarechotał. Courtney szarpnęła rękoma, ale wywołało to jeszcze głośniejszy śmiech wśród Skórów.
- Przecież zawsze ci mówiłem, że jest przeciwko tobie, ale ty nie chciałeś w to wierzyć.- odpowiedział ten ktoś zza jej pleców. Dziewczyna poczuła, że robi jej się słabo. Dobrze znała ten głos.
- Dzięki za przypomnienie Zan.- odpowiedział Nicholas.
- Nie ma za co.
- Courtney, Courtney, Courtney. Mogłaś mieć wszystko. Wybrałaś śmierć.
- Jeżeli ktoś ma zginąc to tylko ty!- krzyknęła Courtney.
- Czyżby? Pozwól, że coś ci pokażę...- podniósł rękę w górę. Jeden ze Skórów wszedł do pobliskiego budynku. Kiedy wrócił nie był sam.
- Kyle!- krzyknęła Courtney. Kyle wyglądał strasznie. Był zakrwawiony i blady, ale żył. To było najważniejsze. Na szczęście mógł poruszać się o własnych siłach
- Courtney! Nic nie rób!- krzyknął Kyle.
- Och! Jakie to słodkie! Aż się niedobrze robi!- powiedział Nicholas.- zabrać go!
- Czego chcesz?- zapytała Courtney. Wiedziała, że zginie, ale mogła uratować Kyle'a.
- Musisz współpracować. Zan wybrał współpracę i zrezygnował z tronu. Oczywiście spotka cię kara, ale nie tak groźna jak ta, którą jest śmierć. A na razie tylko to cię czeka. Tak jak twoich przyjaciół.- powiedział Nicholas.
- Nigdy!!! Wolę umrzeć niż współpracować z takimi padalcami jak ty!
- Jak sobie życzysz. Tylko pragne ci przypomnieć, że jeszcze nie tak dawno współpracowałaś. Kivar cię uwielbiał- powiedział.- Ty zginiesz i oni też.- zaśmiał się. Wtedy coś odrzuciło Nicholasa do tyłu. poczuła, że więzy na jej przegubach są luźne. Szybko wstała i zaatakowała. Nie miała czasu spojrzeć kto jej pomógł, ale musiała działać.
Nicholas, który stracił swoich "goryli" odwrócił się i zaczął uciekać. Dopiero teraz było widać jaki jest z niego tchórz. Bez swoich goryli nie był taki odważny. Jednak nie udało mu się daleko uciec, gdyż dosięgnął go strumień kolorowego światła. W zasadzie były to dwas strumienie. Powaliły Nicholasa na ziemię i teraz leżał zupełnie bez ruchu. Courtney nie była pewna czy nie żyje, ale nie miała ochoty tego sprawdzać. Teraz była sama. Prawie sama. Ktoś położył jej rękę na ramieniu.
- Michael- powiedziała. Wtedy coś odrzuciło ją do tyłu. Michael spojrzał w kierunku, z którego ktoś używał mocy.
- Max! Co ty robisz? To przecież Courtney! Jest po naszej stronie!
- Głupi jesteś! Wiem, że to Courtney!- Max walnął mocą w przyjaciela.- Żarty się skończyły! Teraz was zabiję! Mam już dość udawania grzecznego chłopczyka! Znudziło mi się! Tak naprawdę to was wszystkich nienawi...- nie dokończył, gdyż wyleciał w powietrze i upadł kilka metrów dalej. To Courtney tak go urządziła. Michael spojrzał w jej stronę i przeraził go widok dziewczyny. Była blada, na całym ciele miała rany a najgorsze na głowie. Mimo widocznego osłabienia stała wyprostowana z wyrazem zaciętości na twarzy. Po chwili upadła. Michael podbiegł do niej. Max sie nie ruszał. Michael wiedział, że nie żyje. Poczuł, że coś pulsuje mu na piersi. Był przywódcą zamiast Maxa.
- Zabiłaś go...- powiedział do Courtney.
- Był słaby. Nicholas go wykorzystał. Jesteś przywódcą. Gratuluję.- przymknęła oczy. Michael rozejrzał się. Nigdzie nie było widać wrogów. Rzeczywiście byli tchórzami.
- Michael... Idź po resztę... Proszę... są w tamtym budynku- wsazała ręką na pobliski budynek. Michael wstał z ziemi i skierował się do budynku. Po chwili wrócił ze wszystkimi przyjaciółmi.
Liz zobaczyła martwe ciało Maxa. Podbiegła do niego. Michael poszedł z nią. Coś cicho jej tłumaczył. Prawdopodobnie mówił o zdradzie. Po chwili Liz kiwnęła głową i wstała. Płakała. Isabel nie była w stanie się poruszać. straciła brata. jedynego jakiego miała. Wiedziała o jego zdradzie. Było jej z tym ciężko...
Tymczasem Kyle podszedł do Courtney. Uklęknął przy niej i położył jej głowę na swoich kolanach. Dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na ukochanego.
- To już koniec Kyle.... Umieram.... Czuję to- wyszeptała.
- To nie prawda! Nie umierasz! Będziesz żyła! Kocham cię! Słyszysz?- Kyle zaczął płakać. Po prostu nie mógł powstrzymać targających jego serce uczuć.
- Ja też cię kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo.....- widać było, że mówienie sprawia Courtney trudności, ale mówiła dalej.- Czasami jest tak, że osoby, które kochamy odchodzą.... I tak jest w naszym przypadku. Ktoś musiał umrzeć. Cóż... Wypadło na mnie....- uśmiechnęła się przez łzy.- Dlaczego ja? Kyle, nie chcę cię zostawić! Tak bardzo cię kocham! Jesteś dl mnie wszystkim! Wiem, ze mój koniec jest blisko... Czuję to... Chcę jednak żebys wiedział, że gdziekolwiek się znajdę, gdzie ty będziesz to zawsze będę przy tobie. Będę się tobą opiekować... Pamiętaj o mnie... Życzę ci dużo szczęścia....- zamknęła oczy.
- Courtney... Chciałbym ci tyle powiedzieć... Chciałem spędzić z tobą całe życie... Kocham cię! Słyszysz? Słyszysz?- krzyczał. Courtney już nie słyszała. Reszta przyglądała się temu w milczeniu. Nie mogli powstrzymać łez. Courtney odeszła. Umarła w ramionach człowieka, którego kochała najmocniej na świecia. Człowieka dla którego się poświęciła. Kyle krzyknął z bezsilności i mocno przytulił do siebie bezwładne ciało dziewczyny.
- Nie możesz umrzeć! Nie możesz!- płakał.
- Kyle...- ktos położył mu rękę na ramieniu. To był Michael.- Ona nie żyje. Już nic nie możesz zrobić. Zostaw ją.
- Nie! Ona nie może....
- Kyle, proszę... Zrób to dla mnie- powiedziała Isabel. Spojrzał na nich. Wstał i podbiegł do słupa przy którym jeszcze tak niedwno była przywiązana dziewczyna, którą kochał. Kopnął w niego z całej siły. Niedługo wróci do domu, do pokoju, w którym były jej ciuchy, kosmetyki. Te rzeczy tam będą, ale nie będzie najważniejszej osoby. Nie będzie Courtney. Jego Courtney....
- NIE!! DLACZEGO?!- krzyczał Kyle. Wrócił w miejsce, gdzie leżała Courtney. łzy spływały mu po twarzy i wiedział, że już nic nigdy nie będzie takie jak dawniej.......
Koniec
Liz jestes moją najwierniejszą czytelniczką...... Oto następna część...najkrótsza bo ostatnia..... Tak jakoś wyszło....
DWA SERCA cz.10
***
- Patrzcie kto do nas dołączył.....- te słowa doleciały do Courtney jak przez mgłę. Otworzyła oczy. Siedziała na ziemi przywiązana do jakiegoś słupa a przed nią stał Nicholas uśmiechając się tryumfująco. Courtney usiłowała wyszarpnąć ręce, które krępował jej sznur.
- No, no, no! Staramy się uwolnić?- ironicznie zaoytał Nicholas a wokół rozległy się śmiechy.
- Odwal się!- warknęła.
- Słodka Courtney pokazuje pazurki? Lubię takie!- zaśmiał się.- Rzeczywiście jest taka narwana jak mówiłeś. Nie znałem jej od tej strony- zwrócił się do kogoś Nicholas. Ten ktoś stał za plecami Courtney. Wiedziała to, gdyż Nicholas patrzył właśnie tam.- zawsze myślałem, że nasza Courtney jest słodka i dobra dla wszystkich. A wy?- zarechotał. Courtney szarpnęła rękoma, ale wywołało to jeszcze głośniejszy śmiech wśród Skórów.
- Przecież zawsze ci mówiłem, że jest przeciwko tobie, ale ty nie chciałeś w to wierzyć.- odpowiedział ten ktoś zza jej pleców. Dziewczyna poczuła, że robi jej się słabo. Dobrze znała ten głos.
- Dzięki za przypomnienie Zan.- odpowiedział Nicholas.
- Nie ma za co.
- Courtney, Courtney, Courtney. Mogłaś mieć wszystko. Wybrałaś śmierć.
- Jeżeli ktoś ma zginąc to tylko ty!- krzyknęła Courtney.
- Czyżby? Pozwól, że coś ci pokażę...- podniósł rękę w górę. Jeden ze Skórów wszedł do pobliskiego budynku. Kiedy wrócił nie był sam.
- Kyle!- krzyknęła Courtney. Kyle wyglądał strasznie. Był zakrwawiony i blady, ale żył. To było najważniejsze. Na szczęście mógł poruszać się o własnych siłach
- Courtney! Nic nie rób!- krzyknął Kyle.
- Och! Jakie to słodkie! Aż się niedobrze robi!- powiedział Nicholas.- zabrać go!
- Czego chcesz?- zapytała Courtney. Wiedziała, że zginie, ale mogła uratować Kyle'a.
- Musisz współpracować. Zan wybrał współpracę i zrezygnował z tronu. Oczywiście spotka cię kara, ale nie tak groźna jak ta, którą jest śmierć. A na razie tylko to cię czeka. Tak jak twoich przyjaciół.- powiedział Nicholas.
- Nigdy!!! Wolę umrzeć niż współpracować z takimi padalcami jak ty!
- Jak sobie życzysz. Tylko pragne ci przypomnieć, że jeszcze nie tak dawno współpracowałaś. Kivar cię uwielbiał- powiedział.- Ty zginiesz i oni też.- zaśmiał się. Wtedy coś odrzuciło Nicholasa do tyłu. poczuła, że więzy na jej przegubach są luźne. Szybko wstała i zaatakowała. Nie miała czasu spojrzeć kto jej pomógł, ale musiała działać.
Nicholas, który stracił swoich "goryli" odwrócił się i zaczął uciekać. Dopiero teraz było widać jaki jest z niego tchórz. Bez swoich goryli nie był taki odważny. Jednak nie udało mu się daleko uciec, gdyż dosięgnął go strumień kolorowego światła. W zasadzie były to dwas strumienie. Powaliły Nicholasa na ziemię i teraz leżał zupełnie bez ruchu. Courtney nie była pewna czy nie żyje, ale nie miała ochoty tego sprawdzać. Teraz była sama. Prawie sama. Ktoś położył jej rękę na ramieniu.
- Michael- powiedziała. Wtedy coś odrzuciło ją do tyłu. Michael spojrzał w kierunku, z którego ktoś używał mocy.
- Max! Co ty robisz? To przecież Courtney! Jest po naszej stronie!
- Głupi jesteś! Wiem, że to Courtney!- Max walnął mocą w przyjaciela.- Żarty się skończyły! Teraz was zabiję! Mam już dość udawania grzecznego chłopczyka! Znudziło mi się! Tak naprawdę to was wszystkich nienawi...- nie dokończył, gdyż wyleciał w powietrze i upadł kilka metrów dalej. To Courtney tak go urządziła. Michael spojrzał w jej stronę i przeraził go widok dziewczyny. Była blada, na całym ciele miała rany a najgorsze na głowie. Mimo widocznego osłabienia stała wyprostowana z wyrazem zaciętości na twarzy. Po chwili upadła. Michael podbiegł do niej. Max sie nie ruszał. Michael wiedział, że nie żyje. Poczuł, że coś pulsuje mu na piersi. Był przywódcą zamiast Maxa.
- Zabiłaś go...- powiedział do Courtney.
- Był słaby. Nicholas go wykorzystał. Jesteś przywódcą. Gratuluję.- przymknęła oczy. Michael rozejrzał się. Nigdzie nie było widać wrogów. Rzeczywiście byli tchórzami.
- Michael... Idź po resztę... Proszę... są w tamtym budynku- wsazała ręką na pobliski budynek. Michael wstał z ziemi i skierował się do budynku. Po chwili wrócił ze wszystkimi przyjaciółmi.
Liz zobaczyła martwe ciało Maxa. Podbiegła do niego. Michael poszedł z nią. Coś cicho jej tłumaczył. Prawdopodobnie mówił o zdradzie. Po chwili Liz kiwnęła głową i wstała. Płakała. Isabel nie była w stanie się poruszać. straciła brata. jedynego jakiego miała. Wiedziała o jego zdradzie. Było jej z tym ciężko...
Tymczasem Kyle podszedł do Courtney. Uklęknął przy niej i położył jej głowę na swoich kolanach. Dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na ukochanego.
- To już koniec Kyle.... Umieram.... Czuję to- wyszeptała.
- To nie prawda! Nie umierasz! Będziesz żyła! Kocham cię! Słyszysz?- Kyle zaczął płakać. Po prostu nie mógł powstrzymać targających jego serce uczuć.
- Ja też cię kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo.....- widać było, że mówienie sprawia Courtney trudności, ale mówiła dalej.- Czasami jest tak, że osoby, które kochamy odchodzą.... I tak jest w naszym przypadku. Ktoś musiał umrzeć. Cóż... Wypadło na mnie....- uśmiechnęła się przez łzy.- Dlaczego ja? Kyle, nie chcę cię zostawić! Tak bardzo cię kocham! Jesteś dl mnie wszystkim! Wiem, ze mój koniec jest blisko... Czuję to... Chcę jednak żebys wiedział, że gdziekolwiek się znajdę, gdzie ty będziesz to zawsze będę przy tobie. Będę się tobą opiekować... Pamiętaj o mnie... Życzę ci dużo szczęścia....- zamknęła oczy.
- Courtney... Chciałbym ci tyle powiedzieć... Chciałem spędzić z tobą całe życie... Kocham cię! Słyszysz? Słyszysz?- krzyczał. Courtney już nie słyszała. Reszta przyglądała się temu w milczeniu. Nie mogli powstrzymać łez. Courtney odeszła. Umarła w ramionach człowieka, którego kochała najmocniej na świecia. Człowieka dla którego się poświęciła. Kyle krzyknął z bezsilności i mocno przytulił do siebie bezwładne ciało dziewczyny.
- Nie możesz umrzeć! Nie możesz!- płakał.
- Kyle...- ktos położył mu rękę na ramieniu. To był Michael.- Ona nie żyje. Już nic nie możesz zrobić. Zostaw ją.
- Nie! Ona nie może....
- Kyle, proszę... Zrób to dla mnie- powiedziała Isabel. Spojrzał na nich. Wstał i podbiegł do słupa przy którym jeszcze tak niedwno była przywiązana dziewczyna, którą kochał. Kopnął w niego z całej siły. Niedługo wróci do domu, do pokoju, w którym były jej ciuchy, kosmetyki. Te rzeczy tam będą, ale nie będzie najważniejszej osoby. Nie będzie Courtney. Jego Courtney....
- NIE!! DLACZEGO?!- krzyczał Kyle. Wrócił w miejsce, gdzie leżała Courtney. łzy spływały mu po twarzy i wiedział, że już nic nigdy nie będzie takie jak dawniej.......
Koniec
Jane Cahill
Nie mogę uwierzyć do tej pory, Max zdradził!!!!!!!!!!!!! To niemożliwe!!!!! Ja i tak się z tym nie pogodzę No ale cóż tak wymyśliłaś i już nikt tego nie zmieni ;( Co do Courtney, to tu się trochę zdziwiłam, że ją uśmierciłaś skoro tak ją lubisz Szkoda tylko Kyle.
Opowiadanie bardzo mi się podobało, jest tylko jedno, co mi nie do końca pasowało. Otóż wiadomo Liz nad życie kochała Maxa, a kiedy zobaczyła, że nie żyje, to jakoś szczególnie nie zareagowała. Wiem, że wiedziała, że zdradził, no ale przecież bardzo mocno go kochała. Ale myślę, że nie skupiłaś się aż tak na rozpaczy Liz, gdyż ten ff był bardziej o Kylu i Courtney.
Opowiadanie bardzo mi się podobało, jest tylko jedno, co mi nie do końca pasowało. Otóż wiadomo Liz nad życie kochała Maxa, a kiedy zobaczyła, że nie żyje, to jakoś szczególnie nie zareagowała. Wiem, że wiedziała, że zdradził, no ale przecież bardzo mocno go kochała. Ale myślę, że nie skupiłaś się aż tak na rozpaczy Liz, gdyż ten ff był bardziej o Kylu i Courtney.
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Kochana Liz!!!!!!
Skupiłam się na temacie Courtney i Kyle. Ale dziś już umieszczam nową część. Mam nadzieję, że się spodoba...
DWA SERCA CZ.2 cz.1
Po wszystkim Kyle wrócił do domu. To stało się tak szybko..... Jednego dnia byli z Courtney tacy szczęśliwi a już następnego ona nie żyła. Kyle wszedł do swojego pokoju, który nie tak dawno zajmowała jego ukochana. Cały pokój przesiąknięty był jej zapachem. Na łóżku leżały ubrania, na stoliku jakieś kartki. To wszystko należało do niej.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu Kyle czuł się bardzo samotny. Nadal nie bardzo docierało do niego to co się stało. Nie widział nic. Położył się na łóżku i wtulił twarz w poduszkę. Musiał to wszystko sobie poukładać. Idąć do jego domu zostali zaatakowani. Stracił przytomność i razem z Marią zabrali go do jakiegoś pomieszczenia. Potem zobaczył, że była to stara szopa. Kiedy odzyskał przytomność był przywiązany do krzesła a obok siedzieli Tess, Isabel, Alex, Maria i Liz. Nie było Courtney, Michaela i Maxa. Co się działo z Courtney dowiedział się od Maxa. Przyszedł do nich, do szopy i po prostu śmiał się im w twarz.
- Max! Dzięki Bogu!- powiedziała Liz.
- Jak tam? Biedni mali ludzie....- powiedział Max. Zaczął się śmiać.
- Max!? Co ty wyprawiasz? Ciszej bo cię usłyszą!- syknęła Isabel. Wtedy do szopy wszedł jeden ze Skórów.
- Szefie musimy iść. Zaraz się zacznie. Obudziła się.
- Szefie? Kto się obudził?- zapytał Kyle. Max uklęknął przy nim.
- Kyle, ty zawsze byłeś taki naiwny. Już nie jestem Max. Jestem Zan. A na drugie pytanie odpowiem, że Courtney się obudziła. Mam ją zabić. To było tak dla twojej wiadomości...- wyszedł. Po kilku minutach wszedł Skór i zabrał Kyle'a na zewnątrz. Kiedy zobaczył swoją dziewczynę przywiązaną do słupa zrobiło mu się słabo. Była ranna i to poważnie.
Kyle zamknął oczy. Po policzkach leciały mu łzy. Te wspomnienia były takie bolesne.... Mocniej przytulił się do poduszki.
Po kilku słowach, które zdążył wymienić z Courtney, Skór zabrał go z powrotem do szopy. Tam Skór ogłuszył go i Kyle obudził się wtedy kiedy Michael szarpał go za ramię. Potem wszystko stało się tak szybko.... Wyszli z szopy. Nieopodal leżało ciało Maxa a trochę dalej..... To była Courtney. Kyle niewiele z tego pamiętał. Tylko to, że mówiła mu, że go kocha a potem.... Potem umarła. Pamiętał, że jej martwe ciało zaniósł do ojca, do biura. Nie interesowało go ciało Maxa. Tylko Courtney. Zabrali ją do szpitala a potem.... Kyle nie chciał o tym myśleć.
Kiedy tak leżał do pokoju zajrzała Tess.
- Hej Kyle! Co porabiasz?- zapytała.
- Jeżdżę na łyżwach, nie widać?
- Wszystko ok?- Tess zignorowała jego głupią uwagę.
- Nie! Nic nie jest ok!!! I nigdy nie będzie! Nigdy!!! Ale co ty możesz wiedzieć?!
- Wiem i to dużo. Przecież straciłam Naseda!
- Przepraszam....
- Nic się nie stało. Rozumiem twój żal. Ale nie możesz o niej wciąż myśleć. Wiem, że to trudne...
- Proszę cię, wyjdź...
- Kyle...
- Wyjdź! Po prostu zamknij drzwi! Nie chcę o tym mówić...
- Może zamienimy się pokojami?- zaproponowała Tess.
- Nie! Tu była ONA! I nigdy się z tąd nie ruszę!- krzyknął Kyle. Tess wyszła. W innej sytuacji by się z nim kłóciła, ale teraz....
Tymczasem Kyle leżał na łóżku i płakał. Zawsze uważał się za twardziela, ale teraz to się nie liczyło. Był naprawdę zakochany. Nigdy nikogo nie kochał tak jak Courtney. I co z tego, że była kosmitką? Nieważne. Nagle, wiedziony jakimś impulsem włożył rękę pod poduszkę. Pod palcami poczuł cos dziwnego. Podniósł się i odrzucił poduszkę. Pod nią był zeszyt. Przynajmniej tak mu się wydawało. Ten zeszyt miał dziwny kształt, był metalowy jak księga kosmitów. Drżącymi rękoma Kyle wziął go i otworzył. Na pierwszej stronie wygrawerowane było "Courtney z wyrazami sympatii". Nie wiedział od kogo, bo imię było zamazane. Otworzył go. Przeczytał pierwsze zdanie. Nic do niego nie dotarło, więc bezwiednie czytał dalej.
" Dziś miałam spotkanie z Kivarem. On jest taki szarmancki. Niestety jest również potworem. Zawsze dostaje to czego chce. a dziś chciał żebym pomogła mu w spisku. W tym celu musiałam wziąść na spotkanie Vilandrę. Vilandra jak to Vilandra zakochała się w nim i, oczywiście, zgodziła sie na wszystko. Ten spisek ma polegać na zabiciu Zana, Avy i Ratha. Kivar chce przejąć władzę... No jasne. A Vilandra ma byc jego królową...."
Kyle przestał czytać. Pamiętnik Courtney. Cała prawda o Królewskiej Czwórce......
***
Skupiłam się na temacie Courtney i Kyle. Ale dziś już umieszczam nową część. Mam nadzieję, że się spodoba...
DWA SERCA CZ.2 cz.1
Po wszystkim Kyle wrócił do domu. To stało się tak szybko..... Jednego dnia byli z Courtney tacy szczęśliwi a już następnego ona nie żyła. Kyle wszedł do swojego pokoju, który nie tak dawno zajmowała jego ukochana. Cały pokój przesiąknięty był jej zapachem. Na łóżku leżały ubrania, na stoliku jakieś kartki. To wszystko należało do niej.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu Kyle czuł się bardzo samotny. Nadal nie bardzo docierało do niego to co się stało. Nie widział nic. Położył się na łóżku i wtulił twarz w poduszkę. Musiał to wszystko sobie poukładać. Idąć do jego domu zostali zaatakowani. Stracił przytomność i razem z Marią zabrali go do jakiegoś pomieszczenia. Potem zobaczył, że była to stara szopa. Kiedy odzyskał przytomność był przywiązany do krzesła a obok siedzieli Tess, Isabel, Alex, Maria i Liz. Nie było Courtney, Michaela i Maxa. Co się działo z Courtney dowiedział się od Maxa. Przyszedł do nich, do szopy i po prostu śmiał się im w twarz.
- Max! Dzięki Bogu!- powiedziała Liz.
- Jak tam? Biedni mali ludzie....- powiedział Max. Zaczął się śmiać.
- Max!? Co ty wyprawiasz? Ciszej bo cię usłyszą!- syknęła Isabel. Wtedy do szopy wszedł jeden ze Skórów.
- Szefie musimy iść. Zaraz się zacznie. Obudziła się.
- Szefie? Kto się obudził?- zapytał Kyle. Max uklęknął przy nim.
- Kyle, ty zawsze byłeś taki naiwny. Już nie jestem Max. Jestem Zan. A na drugie pytanie odpowiem, że Courtney się obudziła. Mam ją zabić. To było tak dla twojej wiadomości...- wyszedł. Po kilku minutach wszedł Skór i zabrał Kyle'a na zewnątrz. Kiedy zobaczył swoją dziewczynę przywiązaną do słupa zrobiło mu się słabo. Była ranna i to poważnie.
Kyle zamknął oczy. Po policzkach leciały mu łzy. Te wspomnienia były takie bolesne.... Mocniej przytulił się do poduszki.
Po kilku słowach, które zdążył wymienić z Courtney, Skór zabrał go z powrotem do szopy. Tam Skór ogłuszył go i Kyle obudził się wtedy kiedy Michael szarpał go za ramię. Potem wszystko stało się tak szybko.... Wyszli z szopy. Nieopodal leżało ciało Maxa a trochę dalej..... To była Courtney. Kyle niewiele z tego pamiętał. Tylko to, że mówiła mu, że go kocha a potem.... Potem umarła. Pamiętał, że jej martwe ciało zaniósł do ojca, do biura. Nie interesowało go ciało Maxa. Tylko Courtney. Zabrali ją do szpitala a potem.... Kyle nie chciał o tym myśleć.
Kiedy tak leżał do pokoju zajrzała Tess.
- Hej Kyle! Co porabiasz?- zapytała.
- Jeżdżę na łyżwach, nie widać?
- Wszystko ok?- Tess zignorowała jego głupią uwagę.
- Nie! Nic nie jest ok!!! I nigdy nie będzie! Nigdy!!! Ale co ty możesz wiedzieć?!
- Wiem i to dużo. Przecież straciłam Naseda!
- Przepraszam....
- Nic się nie stało. Rozumiem twój żal. Ale nie możesz o niej wciąż myśleć. Wiem, że to trudne...
- Proszę cię, wyjdź...
- Kyle...
- Wyjdź! Po prostu zamknij drzwi! Nie chcę o tym mówić...
- Może zamienimy się pokojami?- zaproponowała Tess.
- Nie! Tu była ONA! I nigdy się z tąd nie ruszę!- krzyknął Kyle. Tess wyszła. W innej sytuacji by się z nim kłóciła, ale teraz....
Tymczasem Kyle leżał na łóżku i płakał. Zawsze uważał się za twardziela, ale teraz to się nie liczyło. Był naprawdę zakochany. Nigdy nikogo nie kochał tak jak Courtney. I co z tego, że była kosmitką? Nieważne. Nagle, wiedziony jakimś impulsem włożył rękę pod poduszkę. Pod palcami poczuł cos dziwnego. Podniósł się i odrzucił poduszkę. Pod nią był zeszyt. Przynajmniej tak mu się wydawało. Ten zeszyt miał dziwny kształt, był metalowy jak księga kosmitów. Drżącymi rękoma Kyle wziął go i otworzył. Na pierwszej stronie wygrawerowane było "Courtney z wyrazami sympatii". Nie wiedział od kogo, bo imię było zamazane. Otworzył go. Przeczytał pierwsze zdanie. Nic do niego nie dotarło, więc bezwiednie czytał dalej.
" Dziś miałam spotkanie z Kivarem. On jest taki szarmancki. Niestety jest również potworem. Zawsze dostaje to czego chce. a dziś chciał żebym pomogła mu w spisku. W tym celu musiałam wziąść na spotkanie Vilandrę. Vilandra jak to Vilandra zakochała się w nim i, oczywiście, zgodziła sie na wszystko. Ten spisek ma polegać na zabiciu Zana, Avy i Ratha. Kivar chce przejąć władzę... No jasne. A Vilandra ma byc jego królową...."
Kyle przestał czytać. Pamiętnik Courtney. Cała prawda o Królewskiej Czwórce......
***
Jane Cahill
Dopiero dziś wróciłem z wyjazdu więc skomentuję 3 ostatnie części.
Ostatnio rzadko mi się to zdarza, ale muszę przyznać, że dziela zdanie Liz16. Zdrada Maxa była kiepskim pomysłem. Przyznaj, że też za nim nie przepadam, ale nie ma bohatera, którego nie lubię na tylę, aby wrąbać go w zdradę bliskich albo morderstwo przyjaciela. Na początku myślałem, że Max udaję zdradę aby później z nienacka pozabijać Skórów, kiedy przyjdzie Michael, Po czym skończy w ramionach Liz tłumacząc jej, że nigdy by jej nie zostawił Courtney tak samo. Szkoda, że niestała się taką drugą Tess, która po jakiejś większej aferze dołącza do grupy jako ktoś zaufany Ale cóż zrobić to twoje opowiadanie i ty wszystko wymyślasz Ja po prostu wolę kiedy kończy się HAPPY END-em, a nie kiedy wszyscy opłakują poległych w bitwie
Jeśli dobrze zrozumiałem to teraz zabierasz się za coś w rodzaju "Dwa Serca 2" Jeśli to prawda to ciekawe jak będziesz je prowadzić. Bez swojej ulubienicy Courtney i Maxa. To może być nawet ciekawe. Zabaczymy czy "Dwa Serca 2" będzie kontynuowane
Ostatnio rzadko mi się to zdarza, ale muszę przyznać, że dziela zdanie Liz16. Zdrada Maxa była kiepskim pomysłem. Przyznaj, że też za nim nie przepadam, ale nie ma bohatera, którego nie lubię na tylę, aby wrąbać go w zdradę bliskich albo morderstwo przyjaciela. Na początku myślałem, że Max udaję zdradę aby później z nienacka pozabijać Skórów, kiedy przyjdzie Michael, Po czym skończy w ramionach Liz tłumacząc jej, że nigdy by jej nie zostawił Courtney tak samo. Szkoda, że niestała się taką drugą Tess, która po jakiejś większej aferze dołącza do grupy jako ktoś zaufany Ale cóż zrobić to twoje opowiadanie i ty wszystko wymyślasz Ja po prostu wolę kiedy kończy się HAPPY END-em, a nie kiedy wszyscy opłakują poległych w bitwie
Jeśli dobrze zrozumiałem to teraz zabierasz się za coś w rodzaju "Dwa Serca 2" Jeśli to prawda to ciekawe jak będziesz je prowadzić. Bez swojej ulubienicy Courtney i Maxa. To może być nawet ciekawe. Zabaczymy czy "Dwa Serca 2" będzie kontynuowane
- brendanferhfan
- Zainteresowany
- Posts: 480
- Joined: Fri Feb 13, 2004 4:52 pm
Właśnie przeczytałam wszystkie części. Jak zaczynałam to pomyślałam że kolejny marny ff i jeszcze taki tytuł :/ i byłam zgorszona a jak doszłam do tego jak zaczęła rozkręcać się walka to mnie wciągneło i ten ff zaczął mi się podobać. Nie mogę uwierzyć w zdrade Maxa... chociaż jakby zostało to jeszcze wytłumaczone to bym to przeżyła że naprzykład wstąpiłw niego Zan albo coś w tym stylu. A pozatym to zresztą nie rozumiem że wszyscy tak łatwo godzą się z jego śmiercią i zdradą,Tess jest pogodna i pociesz Kyla po utracie Cournety a Kyle tylko rozpacza za nią... ehh nie rozumiem tego do końca. Ale ogólnie to opowiadanie bardzo mnie wciągneło i pozytywnie zaskoczyło. Wiesz co mi się jeszcze w nim podoba że jako jedną z głównych ról obsadziłaś Cournety, wielbie tą postać a szczególnie pare M&C kiedyś nawet stworzyłam taki temat na "Czechosłowacy i spółka" ale mi go usuneli chociaż do pary C&K też nic nie mam. Wybacz za wszystko ale ja tylko wyrażałam swoją opinie. Ale opowiadanie i tak mi się podobało i mam nadzieje że będzie c.d.n
Tajniak, faktycznie ty się ze mną zgodziłeś......dziwne
Tak sobie właśnie o tym myślałam i po przeczytaniu kolejnej części tego fanficka, doszłam do wniosku, że może teraz w kontynuacji "Dwóch serc" z pamiętnika Courtney o K4 dowiemy się całej prawdy, jak to z nimi było i dlaczego Max zdradził. Mam nadzieję, że znajdzie się jakiś powód, dla którego Max przeszedł na stronę Skórów.brendanferhfan wrote: Nie mogę uwierzyć w zdrade Maxa... chociaż jakby zostało to jeszcze wytłumaczone to bym to przeżyła że naprzykład wstąpiłw niego Zan albo coś w tym stylu...
- brendanferhfan
- Zainteresowany
- Posts: 480
- Joined: Fri Feb 13, 2004 4:52 pm
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!!!!!!!
Dzięki za opinie. Postanowiłam napisać kontynuację ze względu na Was. Po prostu zrozumiałam, że nie wszystko musi wygladać tak tajemniczo. Dwa Serca2 będą raczej fragmentami pamiętnika i obiecuję wam, że wszystko na 100% się wyjaśni. A teraz kolejna część. Przepraszam, że są takie krótkie, ale piszę to na bieżąco a nie zawsze mam czas
DWA SERCA2 cz.2
Kyle nie wiedział czy powinien to czytać. W końcu to nie dotyczyło jego osoby. Jednak ciekawość wygrała. Chciał się dowiedzieć czegoś więcej na temat swojej dziewczyny. Zaczął czytać dalej.
" Nie wiem czy powinnam wziąć udział w tym spisku. To trochę ponad moje siły. Vilandra wciąż mnie namawia, a Kivar nalega na spotkania. Wciąż wchodzi do moich snów. Zależy mi na przyjaźni Vilandry, ale zależy mi również na pozostałych..... Nie wiem czy Vilandra dobrze robi zdradzając brata, narzeczonego i przyjaciół. Dziś w nocy Kivar znowu wszedł do mojego snu. Nie tylko do mojego. Spotkałam się razem z Vilandrą i z Kivarem w ogrodzie pałacowym.
- Nie możemy się spotykać gdzie indziej. Podczas snu mamy pewność, że nikt nas nie podsłucha.- powiedział Kivar.
- Chyba, że ktoś wpadnie na pomysł odwiedzenia którejś z nas we śnie- dodałam.
- A ty jak zwykle sceptycznie podchodzisz do życia- zaśmiał się Kivar.
- Któreś z nas musi być odpowiedzialne.
- masz rację!- zaśmiała się Vilandra.
To było okropne. Oboje zachowywali się nierozsądnie. Ustaliliśmy, że ja i Vilandra zwabimy pozostałych na skałę a Kivar zaczai się na nich razem z innymi Skórami.
- To nie najlepszy pomysł. Nie da rady wszystkich zwabić w jednym terminie.- powiedziałam.
- Masz rację. Vil, wprowadzisz nas do miasta.
- Ale jak?- zapytała Vilandra.
- Już ty coś wymyślisz. A teraz muszę iść rozważać nasz plan..- zniknął. Jeszcze długo razem z Vilandrą siedziałyśmy na ławce i rozmawiałyśmy."
- Kyle? Wszystko w porządku?- do pokoju zajrzał szeryf.- Przepraszam za najście, ale zobaczyłem, że pali się światło.
- Tak tato. wszystko ok.- odpowiedział Kyle. Szeryf wszedł i usiadł obok syna.
- Jeżeli będziesz czegoś potrzebował to wiesz gdzie mnie znaleźć.
- Wiem tato. Dzięki.... Nie obraź się, ale chciałbym zostać sam.- powiedział Kyle ukrywając za plecami pamiętnik.
- Dobrze synku. To dobranoc.- Jim wstał i skierował się do drzwi.- Kyle, strasznie się o ciebie martwię.- powiedział.
- Nie masz czym się martwić. Wszystko będzie dobrze.
- mam nadzieję. Dobranoc.- powtórzył i zamknął drzwi. Kyle znów został sam. Miał zamiar powrócić do czytania. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia. Kyle otworzył pamiętnik. Nie trafił na ten sam fragment tylko troche dalej. z tekstu wynikało, że Królewska Czwórka już nieżyła i została przetransportowana na ziemię. Znał to z opowiadań Maxa i reszty i nie chciał do tego wracać. Mimo, że to były wspomnienia Courtney. Przekartkował pamiętnik i trafił na fragment, który go zainteresował.
" kivar twierdzi,że powinniśmy odszukać Królewską Czwórkę. Była wczoraj spora awantura. Uważam, że nie powinniśmy tego robić. w końcu ich zabił. Ale on się uparł. Wciąż słyszę Vilandra to, Vilandra tamto. Aż się niedobrze robi. Ale on już zadecydował. Już trwaja przygotowania do wyprawy. Lecę ja i jakiś Nicholas. Mamy wybadać sytuację a potem przyleci więcej Skórów. Ten Nicholas jest nieznośny! Rządzi się jakby był kimś ważnym. Mamy grać rodzeństwo. Nie wyobrażam sobie mieszkania z nim pod jednym dachem. Ja i ten wypłosz! Nie wierzę! Kivar powiedział, że mam nie wydziwiać bo w końcu to dla dobra sprawy i tak dalej. Przyznam szczerze, że go nie słuchałam. a więc lecimy na ziemię jak tylko skończą się przygotowania."
Kyle przestał czytać. Bardzo był ciekawy dalszej części, ale był zmęczony. Czyatanie musi zostawic do jutra. Schował pamiętnik pod poduszkę i poszedł do łazienki. Kiedy wrócił od razu położył się spać. Śniła mu się Courtney. Razem chodzili po plaży i byli bardzo szczęśliwi.
***
Dzięki za opinie. Postanowiłam napisać kontynuację ze względu na Was. Po prostu zrozumiałam, że nie wszystko musi wygladać tak tajemniczo. Dwa Serca2 będą raczej fragmentami pamiętnika i obiecuję wam, że wszystko na 100% się wyjaśni. A teraz kolejna część. Przepraszam, że są takie krótkie, ale piszę to na bieżąco a nie zawsze mam czas
DWA SERCA2 cz.2
Kyle nie wiedział czy powinien to czytać. W końcu to nie dotyczyło jego osoby. Jednak ciekawość wygrała. Chciał się dowiedzieć czegoś więcej na temat swojej dziewczyny. Zaczął czytać dalej.
" Nie wiem czy powinnam wziąć udział w tym spisku. To trochę ponad moje siły. Vilandra wciąż mnie namawia, a Kivar nalega na spotkania. Wciąż wchodzi do moich snów. Zależy mi na przyjaźni Vilandry, ale zależy mi również na pozostałych..... Nie wiem czy Vilandra dobrze robi zdradzając brata, narzeczonego i przyjaciół. Dziś w nocy Kivar znowu wszedł do mojego snu. Nie tylko do mojego. Spotkałam się razem z Vilandrą i z Kivarem w ogrodzie pałacowym.
- Nie możemy się spotykać gdzie indziej. Podczas snu mamy pewność, że nikt nas nie podsłucha.- powiedział Kivar.
- Chyba, że ktoś wpadnie na pomysł odwiedzenia którejś z nas we śnie- dodałam.
- A ty jak zwykle sceptycznie podchodzisz do życia- zaśmiał się Kivar.
- Któreś z nas musi być odpowiedzialne.
- masz rację!- zaśmiała się Vilandra.
To było okropne. Oboje zachowywali się nierozsądnie. Ustaliliśmy, że ja i Vilandra zwabimy pozostałych na skałę a Kivar zaczai się na nich razem z innymi Skórami.
- To nie najlepszy pomysł. Nie da rady wszystkich zwabić w jednym terminie.- powiedziałam.
- Masz rację. Vil, wprowadzisz nas do miasta.
- Ale jak?- zapytała Vilandra.
- Już ty coś wymyślisz. A teraz muszę iść rozważać nasz plan..- zniknął. Jeszcze długo razem z Vilandrą siedziałyśmy na ławce i rozmawiałyśmy."
- Kyle? Wszystko w porządku?- do pokoju zajrzał szeryf.- Przepraszam za najście, ale zobaczyłem, że pali się światło.
- Tak tato. wszystko ok.- odpowiedział Kyle. Szeryf wszedł i usiadł obok syna.
- Jeżeli będziesz czegoś potrzebował to wiesz gdzie mnie znaleźć.
- Wiem tato. Dzięki.... Nie obraź się, ale chciałbym zostać sam.- powiedział Kyle ukrywając za plecami pamiętnik.
- Dobrze synku. To dobranoc.- Jim wstał i skierował się do drzwi.- Kyle, strasznie się o ciebie martwię.- powiedział.
- Nie masz czym się martwić. Wszystko będzie dobrze.
- mam nadzieję. Dobranoc.- powtórzył i zamknął drzwi. Kyle znów został sam. Miał zamiar powrócić do czytania. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia. Kyle otworzył pamiętnik. Nie trafił na ten sam fragment tylko troche dalej. z tekstu wynikało, że Królewska Czwórka już nieżyła i została przetransportowana na ziemię. Znał to z opowiadań Maxa i reszty i nie chciał do tego wracać. Mimo, że to były wspomnienia Courtney. Przekartkował pamiętnik i trafił na fragment, który go zainteresował.
" kivar twierdzi,że powinniśmy odszukać Królewską Czwórkę. Była wczoraj spora awantura. Uważam, że nie powinniśmy tego robić. w końcu ich zabił. Ale on się uparł. Wciąż słyszę Vilandra to, Vilandra tamto. Aż się niedobrze robi. Ale on już zadecydował. Już trwaja przygotowania do wyprawy. Lecę ja i jakiś Nicholas. Mamy wybadać sytuację a potem przyleci więcej Skórów. Ten Nicholas jest nieznośny! Rządzi się jakby był kimś ważnym. Mamy grać rodzeństwo. Nie wyobrażam sobie mieszkania z nim pod jednym dachem. Ja i ten wypłosz! Nie wierzę! Kivar powiedział, że mam nie wydziwiać bo w końcu to dla dobra sprawy i tak dalej. Przyznam szczerze, że go nie słuchałam. a więc lecimy na ziemię jak tylko skończą się przygotowania."
Kyle przestał czytać. Bardzo był ciekawy dalszej części, ale był zmęczony. Czyatanie musi zostawic do jutra. Schował pamiętnik pod poduszkę i poszedł do łazienki. Kiedy wrócił od razu położył się spać. Śniła mu się Courtney. Razem chodzili po plaży i byli bardzo szczęśliwi.
***
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!!
dawno mnie nie było, ale wróciłam i to z nową częścią Dwóch serc. tym razem będzie dłuższa. Miłego czytania i oczywiście proszę o komentarze
DWA SERCA 2 cz.3
Nazajutrz Kyle wstał o godzinie siódmej. Jednak tego dnia nie rzucił się na ziemię aby zrobić kilka pompek. Najpierw poszedł do kuchni przygotować sobie śniadanie. Spotkał tam Tess.
- Dzień dobry- powitała go.
- Cześć.- rzucił krótko.- Co słychać?
- Nic ciekawego. Wczoraj twój ojciec mówił, że coś czytasz. Można wiedzieć co?- zapytała Tess.
- Tak... Czytałem i nadal czytam. To jest...- zawahał się.- Potem się dowiesz. Muszę iść. Jak skończę to zobaczysz co to jest. Na razie!- pobiegł na górę. Kiedy tylko wszedł do swojego pokoju sięgnął szybko pod poduszkę i wyciągnął pamiętnik.
" Dziś poznałam całą Królewską Czwórkę. Zan to Max, Ava to Tess, Vilandra to Isabel a Rath to Michael. Wszystko się pomieszało! Zan już nie jest tym samym wspaniałym przywódcą. Jest zwykłym chłopczykiem zakochanym w jakiejś Liz. Wydaje mi się, że świata nie widzi poza nią. Biedna Ava jest sama.... W moim planie, a właściwie to w planie Kivara wszystko się pomieszało. Dziś zaatakował mnie Nicholas. Chodzi o to, że ja już nie chcę być przeciwko Królewskiej Czwórce. a powód jest bardzo prosty. Zakochałam się. Wybranek mojego serca nazywa się Kyle Valenti, jest człowiekiem i nie wie, że jestem kosmitką, która miała zabic jego przyjaciół. Miała bo już nie ma. Ważniejsze jest dla mnie moje szczęście niż szczęście Kivara. a szczęście Kivara to objęcie władzy na Antarze. On już wie o mojej zdradzie (...) Wszyscy wiedzą o tym,że jestem kosmitką. Nietrudno się było tego domyślić skoro robiłam wszystko żeby im to powiedzieć. Powiedziałam im wszystko o mojej misji. Max mi nie ufa. Bardzo zaprzyjaźniłam się z Tess. jest inna niż na Antarze. Vilandra jest pod dużym wpływem brata. Kocha go i jakiegoś Alexa. Zrobiłaby dla nich wszystko. Nie jest już tą bezwzględną Vilandrą, która chciała poświęcić brata dla swojego dobra. Tymczasem ja zauważyłam coś dziwnego w zachowaniu Maxa. Stał się jakiś nerwowy, inny niz wcześniej. Postanowiłam to sprawdzić i weszłam do jego snu. To co tam zobaczyłam dość mocno mnie przeraziło. Max śnił o spotkaniu, które było całkiem niedawno. Było to spotkanie z Nicholasem! Pamiętam to bardzo dokładnie. Max pojechał na pustynię. Zatrzymał samochód koło skały z inkubatorami. Po pewnym czasie przyszedł tam Nicholas.
- Witaj Zan.- powiedział.
- Czego ode mnie chcesz?
- Nie tak ostro! Uważaj lepiej na słowa bo zginiesz szybciej niż ci się wydaje. Przychodzę tu w imieniu Kivara.- zaśmiał się Nicholas.
- A czego może chcieć ode mnie Kivar?
- Tego co zwykle. Korony i twojej siostry.
- Wiesz, że nigdy się na to nie zgodzę!- wykrzyknął Max.
- Taak? To dlaczego przyszedłeś w "paszczę wroga" jak to się u was mówi?
- Bo wiedziałem, że nie zginę.- wzruszył ramionami Max.
- A jeżeli byś zginął?
- Chyba obowiązuje mnie jakieś prawo do nietykalności? Przyszliśmy paktować.
- Tak. Teraz podam ci warunki, które postawił Kivar.
- Słucham...
- To słuchaj i nie przerywaj dopóki nie skończę. A więc.... Masz dobrowolnie zrezygnować z korony. Musisz oddać Kivarowi swoją siostrę i przejść na naszą stronę. Będziesz służył tylko jednemu panu, którym będzie Kivar.
- A co będzie w zamian?
- Powiedziałem nie przerywaj!- krzyknął Nicholas.- w zamian Kivar daruje ci życie, jeżeli kiedyś zechcesz wrócić na Antar zostaniesz przywitany ze wszelkimi godnościami jako były król. Darujemy życie twoim przyjaciołom. Możesz także dołożyć swoje warunki, ale nie ręczę, że je spełnimy. Dajemy ci czas na zastanowienie się.- Nicholas odszedł. Max został sam na pustyni. Wsiadł do samochodu i odjechał w stronę Roswell.
Obudziłam się. To było straszne! Max co prawda jeszcze się nie zgodził, ale obawiałam się, że to zrobi. Musiałam uważać na wszystko. Postanowiłam obserwować Zana."
Kyle przestał czytać. A więc wiedziała wcześniej o zdradzie Maxa i nic im nie powiedziała? Kyle nie rozumiał postępowania Courtney. Nie miał pojęcia dlaczego postąpiła tak a nie inaczej. Może gdyby im o tym powiedziała to wszystko potoczyłoby się inaczej? Może jego ukochana nadal by żyła. Kyle zastanowił się nad postępowaniem swojej dziewczyny. Pomyślał co on sam by zrobił w takiej sytuacji. Gdyby nie to, że Max był zdrajcą to poszedł by do niego. W takiej sytuacji poradziłby się Courtney bądź Isabel albo Michaela. Kyle jednak pomyślał, że prawdy dowie się z dalszych części pamiętnika. Powrócił do czytania.....
***
" Obserwuję Maxa już od kilku dni. Wciąż chodzi podenerwowany, ale z jego snów nie wynikało, że spotkał się z Nicholasem.
Nicholas wrócił dziś do Roswell. Przylazł do domu razem z ochroniarzami. Zdemolowali mi dom a mnie dość mocno pobili. Znalazł mnie Kyle, z którym byłam umówiona. zaniósł mnie do swojego domu. Tam razem z Tess wezwali pozostałych. Rozmawiali dość długo. Nie słyszałam ich, ale potem wstałam i poszłam do pokoju Tess. Rozmawialiśmy o Skórach i o tym co może się stać. Potem Kyle zaprowadził mnie do swojego pokoju a Max mnie uzdrowił. Podejrzewam, że zobaczył, że odwiedzam go we śnie a może zobaczył to, że wiem o jego spotkaniu z Nicholasem. Pewnie to zadecydowało o tym, że postanowił spotkać się po raz drugi. Jeszcze wtedy nie wiedziałam jaką podjął decyzję, ale dowiedziałam się. Oczywiście z jego snu.
Spotkanie odbyło się jeszcze tej samej nocy. Max znowu pojechał na pustynię. Koło skały z inkubatorami czekał na niego Nicholas.
- Podjąłem decyzję. Pomogę Kivarowi i zrezygnuję z korony. Mam jednak swoje warunki, które teraz przedstawię. Po pierwsze, jeżeli wrócę na Antar, chcę mieszkać w pałacu, ewentualnie w pobliżu. Chcę także być prawą ręką Kivara. Po drugie, nie zabijecie nikogo z moich przyjaciół to znaczy Michaela, Tess, liz, Marii, Alaxa i Kyle'a. Po trzecie ja chcę zabić Courtney.- Po tych słowach Nicholas uśmiechnął się kpiąco.
- Nie wiem czy ten drugi warunek zostanie spełniony. Co do pierwszego właśnie miałem ci to zaproponować. a jeżeli chodzi o Courtney to zupełnie inna bajka.... To JA miałem ją zabić, ale jeżeli nalegasz to mogę odstąpić od tego zaszczytu. chyba, że Kivar sam będzie chciał pozbyć się swojej ulubienicy- zaśmiał się a Max razem z nim. po chwili Nicholas powiedział.
- jednak musisz udawać. Już niedługo wkroczymy do miasta.
- Kiedy dokładnie? Bo musimy zorganizować sobie jakiś schron.
- Śmieszny jesteś, ale powiem ci. Za trzy dni będzie wielka rebelia. Pozbędziemy się ludzi a zostawimy tylko ciebie i twoich przyjaciół.
- Zabijecie wszystkich ludzi?- przestraszył się Max.
- No nie! Tylko pozbędziemy się ich na kilka godzin. To nam powinno wystarczyć.- poszedł. I znowu Max wsiadł w samochód i pojechał do domu.
A więc zgodził się..... Ma zamiar mnie zabić... Postanowiłam wniknąć w jego psychikę aby dowiedzieć się dlaczego chciał poświęcić przyjaciół dla kogoś kto go zabił!? a więc zacznijmy od jego życia na Antarze. Zan nie był dobrym królem. Jego poddani buntowali się a on nic sobie z tego nie robił. Żył w pałacu razem z siostrą Vilandrą, żoną Avą i przyjacielem Rathem. W gruncie rzeczy był szczęśliwy. Ale Kivar omamił Vilandrę i postanowił przywłaszczyć sobie koronę. Udało mu się zabić całą Królewską Czwórkę. Przeżyłam tylko dzięki temu, że w porę uciekłam z pałacu. A więc jako hybrydy wysłano ich na ziemię. Tylko dzięki temu przeżyli. teraz Zan był zwykłym chłopakiem o imieniu Max. W Roswell byli wszyscy. Ava, Zan, Vilandra i Rath. Każdy żył swoim życiem i byli szczęśliwi. Podejrzewam, że Zan miał już dość bycia grzecznym chłopczykiem i na nowo stał się Zanem. Okrutnym i wrednym królem. Aż tu nagle pojawił się Nicholas z pomysłem Kivara aby Zan zrezygnował z korony. Może by tego nie zrobił gdyby nie ja.... Kiedy tylko dowiedział się, że wiem o jego spotkaniu z Nicholasem pomyślał, że wykorzystam to przeciwko niemu. Mylił się, ale nie wiedział tego. Postanowiłam nic nikomu nie mówić. Zachowałam to dla siebie. Dlaczego? Sama nie wiem. Może to był błąd ale nigdy się tego nie dowiem. Możliwe, że zginę i wtedy będę wiedziała, że mogłam ostrzec innych. Przeżyje tylko mój sobowtór, czyli druga ja. Z tym, że nie będę nic pamiętała. Ta druga "ja" ma inne życie, swoje... Szkoda mi będzie Kyle'a. Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie. Chciałabym, żeby przeczytał moje zapiski a potem pokazał je innym. Powinni wiedzieć jacy byli na Antarze."
***
dawno mnie nie było, ale wróciłam i to z nową częścią Dwóch serc. tym razem będzie dłuższa. Miłego czytania i oczywiście proszę o komentarze
DWA SERCA 2 cz.3
Nazajutrz Kyle wstał o godzinie siódmej. Jednak tego dnia nie rzucił się na ziemię aby zrobić kilka pompek. Najpierw poszedł do kuchni przygotować sobie śniadanie. Spotkał tam Tess.
- Dzień dobry- powitała go.
- Cześć.- rzucił krótko.- Co słychać?
- Nic ciekawego. Wczoraj twój ojciec mówił, że coś czytasz. Można wiedzieć co?- zapytała Tess.
- Tak... Czytałem i nadal czytam. To jest...- zawahał się.- Potem się dowiesz. Muszę iść. Jak skończę to zobaczysz co to jest. Na razie!- pobiegł na górę. Kiedy tylko wszedł do swojego pokoju sięgnął szybko pod poduszkę i wyciągnął pamiętnik.
" Dziś poznałam całą Królewską Czwórkę. Zan to Max, Ava to Tess, Vilandra to Isabel a Rath to Michael. Wszystko się pomieszało! Zan już nie jest tym samym wspaniałym przywódcą. Jest zwykłym chłopczykiem zakochanym w jakiejś Liz. Wydaje mi się, że świata nie widzi poza nią. Biedna Ava jest sama.... W moim planie, a właściwie to w planie Kivara wszystko się pomieszało. Dziś zaatakował mnie Nicholas. Chodzi o to, że ja już nie chcę być przeciwko Królewskiej Czwórce. a powód jest bardzo prosty. Zakochałam się. Wybranek mojego serca nazywa się Kyle Valenti, jest człowiekiem i nie wie, że jestem kosmitką, która miała zabic jego przyjaciół. Miała bo już nie ma. Ważniejsze jest dla mnie moje szczęście niż szczęście Kivara. a szczęście Kivara to objęcie władzy na Antarze. On już wie o mojej zdradzie (...) Wszyscy wiedzą o tym,że jestem kosmitką. Nietrudno się było tego domyślić skoro robiłam wszystko żeby im to powiedzieć. Powiedziałam im wszystko o mojej misji. Max mi nie ufa. Bardzo zaprzyjaźniłam się z Tess. jest inna niż na Antarze. Vilandra jest pod dużym wpływem brata. Kocha go i jakiegoś Alexa. Zrobiłaby dla nich wszystko. Nie jest już tą bezwzględną Vilandrą, która chciała poświęcić brata dla swojego dobra. Tymczasem ja zauważyłam coś dziwnego w zachowaniu Maxa. Stał się jakiś nerwowy, inny niz wcześniej. Postanowiłam to sprawdzić i weszłam do jego snu. To co tam zobaczyłam dość mocno mnie przeraziło. Max śnił o spotkaniu, które było całkiem niedawno. Było to spotkanie z Nicholasem! Pamiętam to bardzo dokładnie. Max pojechał na pustynię. Zatrzymał samochód koło skały z inkubatorami. Po pewnym czasie przyszedł tam Nicholas.
- Witaj Zan.- powiedział.
- Czego ode mnie chcesz?
- Nie tak ostro! Uważaj lepiej na słowa bo zginiesz szybciej niż ci się wydaje. Przychodzę tu w imieniu Kivara.- zaśmiał się Nicholas.
- A czego może chcieć ode mnie Kivar?
- Tego co zwykle. Korony i twojej siostry.
- Wiesz, że nigdy się na to nie zgodzę!- wykrzyknął Max.
- Taak? To dlaczego przyszedłeś w "paszczę wroga" jak to się u was mówi?
- Bo wiedziałem, że nie zginę.- wzruszył ramionami Max.
- A jeżeli byś zginął?
- Chyba obowiązuje mnie jakieś prawo do nietykalności? Przyszliśmy paktować.
- Tak. Teraz podam ci warunki, które postawił Kivar.
- Słucham...
- To słuchaj i nie przerywaj dopóki nie skończę. A więc.... Masz dobrowolnie zrezygnować z korony. Musisz oddać Kivarowi swoją siostrę i przejść na naszą stronę. Będziesz służył tylko jednemu panu, którym będzie Kivar.
- A co będzie w zamian?
- Powiedziałem nie przerywaj!- krzyknął Nicholas.- w zamian Kivar daruje ci życie, jeżeli kiedyś zechcesz wrócić na Antar zostaniesz przywitany ze wszelkimi godnościami jako były król. Darujemy życie twoim przyjaciołom. Możesz także dołożyć swoje warunki, ale nie ręczę, że je spełnimy. Dajemy ci czas na zastanowienie się.- Nicholas odszedł. Max został sam na pustyni. Wsiadł do samochodu i odjechał w stronę Roswell.
Obudziłam się. To było straszne! Max co prawda jeszcze się nie zgodził, ale obawiałam się, że to zrobi. Musiałam uważać na wszystko. Postanowiłam obserwować Zana."
Kyle przestał czytać. A więc wiedziała wcześniej o zdradzie Maxa i nic im nie powiedziała? Kyle nie rozumiał postępowania Courtney. Nie miał pojęcia dlaczego postąpiła tak a nie inaczej. Może gdyby im o tym powiedziała to wszystko potoczyłoby się inaczej? Może jego ukochana nadal by żyła. Kyle zastanowił się nad postępowaniem swojej dziewczyny. Pomyślał co on sam by zrobił w takiej sytuacji. Gdyby nie to, że Max był zdrajcą to poszedł by do niego. W takiej sytuacji poradziłby się Courtney bądź Isabel albo Michaela. Kyle jednak pomyślał, że prawdy dowie się z dalszych części pamiętnika. Powrócił do czytania.....
***
" Obserwuję Maxa już od kilku dni. Wciąż chodzi podenerwowany, ale z jego snów nie wynikało, że spotkał się z Nicholasem.
Nicholas wrócił dziś do Roswell. Przylazł do domu razem z ochroniarzami. Zdemolowali mi dom a mnie dość mocno pobili. Znalazł mnie Kyle, z którym byłam umówiona. zaniósł mnie do swojego domu. Tam razem z Tess wezwali pozostałych. Rozmawiali dość długo. Nie słyszałam ich, ale potem wstałam i poszłam do pokoju Tess. Rozmawialiśmy o Skórach i o tym co może się stać. Potem Kyle zaprowadził mnie do swojego pokoju a Max mnie uzdrowił. Podejrzewam, że zobaczył, że odwiedzam go we śnie a może zobaczył to, że wiem o jego spotkaniu z Nicholasem. Pewnie to zadecydowało o tym, że postanowił spotkać się po raz drugi. Jeszcze wtedy nie wiedziałam jaką podjął decyzję, ale dowiedziałam się. Oczywiście z jego snu.
Spotkanie odbyło się jeszcze tej samej nocy. Max znowu pojechał na pustynię. Koło skały z inkubatorami czekał na niego Nicholas.
- Podjąłem decyzję. Pomogę Kivarowi i zrezygnuję z korony. Mam jednak swoje warunki, które teraz przedstawię. Po pierwsze, jeżeli wrócę na Antar, chcę mieszkać w pałacu, ewentualnie w pobliżu. Chcę także być prawą ręką Kivara. Po drugie, nie zabijecie nikogo z moich przyjaciół to znaczy Michaela, Tess, liz, Marii, Alaxa i Kyle'a. Po trzecie ja chcę zabić Courtney.- Po tych słowach Nicholas uśmiechnął się kpiąco.
- Nie wiem czy ten drugi warunek zostanie spełniony. Co do pierwszego właśnie miałem ci to zaproponować. a jeżeli chodzi o Courtney to zupełnie inna bajka.... To JA miałem ją zabić, ale jeżeli nalegasz to mogę odstąpić od tego zaszczytu. chyba, że Kivar sam będzie chciał pozbyć się swojej ulubienicy- zaśmiał się a Max razem z nim. po chwili Nicholas powiedział.
- jednak musisz udawać. Już niedługo wkroczymy do miasta.
- Kiedy dokładnie? Bo musimy zorganizować sobie jakiś schron.
- Śmieszny jesteś, ale powiem ci. Za trzy dni będzie wielka rebelia. Pozbędziemy się ludzi a zostawimy tylko ciebie i twoich przyjaciół.
- Zabijecie wszystkich ludzi?- przestraszył się Max.
- No nie! Tylko pozbędziemy się ich na kilka godzin. To nam powinno wystarczyć.- poszedł. I znowu Max wsiadł w samochód i pojechał do domu.
A więc zgodził się..... Ma zamiar mnie zabić... Postanowiłam wniknąć w jego psychikę aby dowiedzieć się dlaczego chciał poświęcić przyjaciół dla kogoś kto go zabił!? a więc zacznijmy od jego życia na Antarze. Zan nie był dobrym królem. Jego poddani buntowali się a on nic sobie z tego nie robił. Żył w pałacu razem z siostrą Vilandrą, żoną Avą i przyjacielem Rathem. W gruncie rzeczy był szczęśliwy. Ale Kivar omamił Vilandrę i postanowił przywłaszczyć sobie koronę. Udało mu się zabić całą Królewską Czwórkę. Przeżyłam tylko dzięki temu, że w porę uciekłam z pałacu. A więc jako hybrydy wysłano ich na ziemię. Tylko dzięki temu przeżyli. teraz Zan był zwykłym chłopakiem o imieniu Max. W Roswell byli wszyscy. Ava, Zan, Vilandra i Rath. Każdy żył swoim życiem i byli szczęśliwi. Podejrzewam, że Zan miał już dość bycia grzecznym chłopczykiem i na nowo stał się Zanem. Okrutnym i wrednym królem. Aż tu nagle pojawił się Nicholas z pomysłem Kivara aby Zan zrezygnował z korony. Może by tego nie zrobił gdyby nie ja.... Kiedy tylko dowiedział się, że wiem o jego spotkaniu z Nicholasem pomyślał, że wykorzystam to przeciwko niemu. Mylił się, ale nie wiedział tego. Postanowiłam nic nikomu nie mówić. Zachowałam to dla siebie. Dlaczego? Sama nie wiem. Może to był błąd ale nigdy się tego nie dowiem. Możliwe, że zginę i wtedy będę wiedziała, że mogłam ostrzec innych. Przeżyje tylko mój sobowtór, czyli druga ja. Z tym, że nie będę nic pamiętała. Ta druga "ja" ma inne życie, swoje... Szkoda mi będzie Kyle'a. Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie. Chciałabym, żeby przeczytał moje zapiski a potem pokazał je innym. Powinni wiedzieć jacy byli na Antarze."
***
Jane Cahill
Przeczytałam właśnie najnowszą część, trochę szybko to się rozwiązało i te powody dla których Max zdradził, nie do końca mnie przekonują, ale to może dlatego, że jest on moim ulubionym bohaterem i w życiu bym nie pomyślała, że może zrobić coś takiego. Ale poza tym jest super, mamy drugą Courtney Ciekawe czy Kyle jej poszuka......na pewno!!!!!!!
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 28 guests