Galadrielu niesamowity banerek
Maleństwo musisz troszkę potrenować, ale nie martw się, na pewno szybko się wprawisz.
Wiem, że troszkę czekaliście na kolejną część, ale byłam zbyt pochłonięta HOS, Balansem i całą resztą. Jednak dzisiaj to nadrabiam
Kolejna część mieszana - nieco lekka (zarumieniona powiedziałabym, hehe), ale też z drastycznymi momentami...
Alec rzeczywiście zaczyna mieć nieco dziwne podejście do Liz. Może nawet za bardzo chce ją chronić... No, ale ja spoilerować nie będę! ha! Zdradzę wam tylko, że w części kolejnej pojawi się Max Evans
A żeby podsycić wasza ciekawość, dodam, że zastanie Liz i Aleca w bardzo, bardzo, baaaardzo ciekawej sytuacji...
8.
Przekręciła się na bok, leniwie otwierając oczy. Drobnymi półcichymi kroczkami ból głowy zaczął się przeradzać w hałasliwe tąpnięcia, które rozrywały na kawałeczki jej czaszkę. Jakby ktoś ogromnym młotem uderzał o sklepienie jej głowy, miażdżąc mózg i wysączając z niej wszelkie ośrodki kojarzenia. Spierzchnięte usta rozchylały się, jakby w ostatnim akcie sił poszukując desperacko kropli wody. Jama usta niczym sahara, w które każdy oddech grzązł jak piasek. Mięśnie dziwnie bolały, jakby jeszcze senne. Nic dziwnego. Po takiej dawce alkoholu cud, że jeszcze miała siły otworzyć oczy. Pamiętała wielokrotnie powtarzane ostrzeżenia, że przede wszystkim nie pije się na pusty żołądek, a poza tym powinno zachować się pewną proporcję między wielkością ciała, a ilością drinków. Jakoś tak zapomniała o tym.
Jakoś tak... Po całej sprzeczce z Marią po prostu musiała zapomnieć. Chciała zapomnieć. I znała na to jeden sposób. Wlewała w siebie kolejne kolorowe drinki, aż wszystko w jej głowie zaczęło wirować. I ona sama zaczęła wirować. Na parkiecie. Jej własny śmiech, uczucie lekkości i nieustanny rytm wbijający się w jej serce. A potem... zaraz, co było potem? Obróciła się na plecy, wyciągając ręce spod kołdry i przeciągając się. Stop! Zamrugała niepewnie. Czuła dziwną lekkość na skórze, zupełnie jakby nie miała na sobie ani skrawka materiału. Przełknęła ślinę. Nigdy nie spała nago ani w samej bieliźnie, dlaczego więc... Zmusiła się wszystkimi siłami do przypomnienia sobie, co się działo dalej. Taniec. Szalony taniec, gdy grawitacja przestawała mieć znaczenie a ona sama ulatywała z daleka od problemów. Kilku rozesmianych chłopaków wokół niej. A potem ten zimny, ganiący wzrok. Zielony wzrok. Alec. Momentalnie podniosła się do siadu, okrywając własne ciało szczelniej kołdrą. Wyprowadził ją z klubu, pamiętała to. I to, że ją niósł. Tylko potem wszystko się jakoś tak urywało dziwnie.
Drzwi skrzypnęły. Spojrzała w stronę swojej łazienki, z której właśnie wychodził zielonooki mężczyzna. Bez koszulki. Miała wrażenie, że słabnie. Serce podjechało do gardła, przestając na chwilę bić. Oddech zatrzymał się w płucach. Umysł wypełniła tylko jedna alarmująca myśl. Czuła jak rumieńce zalewają jej policzki. O Boże! Leżała na wpół naga w łóżku, z jej łazienki wychodził na wpół nagi Alec, wczoraj była niesamowicie wstawiona, on ją odprowadzał do domu... To mogło oznaczać tylko jedno. Źrenice powiekszyły się w szoku i rozpaczy, ciemne tęczówki roziskrzyły się przerażeniem. Usta rozchylone, mamrotały coś, nie potrafiąc skonstrułować odpowiedniego pytania. A on zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na nią ze zdumieniem. Jak na skacowaną osobę przypominała raczej maleńką istotę przestraszoną po granice możliwości. „Dzień dobry” powitał ją, unosząc lewy kącik ust nieco do góry. Nadal nie odpowiadała, tylko wgapiała się w niego, jakby w ten sposób miała się wszystkiego dowiedzieć. Tej ogromnej katastrofy. „Alec” niepewnie wymamrotała jego imię. „Hmm?” spojrzał na nią, unosząc brwi.
Zaczęła niespokojnie przesuwać wzrok po jego ciele. Nie mogła po prostu się powstrzymać. Kiedy jego uśmieszek stał się wręcz tryumfalny, zamknęła błyskawicznie powieki. Nie pamiętała tego. A przecież gdyby jednak do czegoś doszło, to takiego ciała się nie zapominało. Stop! Znów myśli krązyły nie tam gdzie trzeba. Po prostu nie czuła na swoim ciele żadnego śladu, który mógłby ją informować o tym, że jednak zrobiła coś czego nie powinna. Był tylko jeden sposób, by się naprawde przekonać o tym, czy miała rację. „Alec” nabrała głęboko powietrza, nie otwierając oczu „Czy my... czy... um... w nocy...”. Nie potrafiła się wysłowić. Policzki pokrywały się coraz intensywniejszym pąsem. Zaskoczony całkowicie tym pytaniem, uniósł brwi w zdumieniu. Ostatniej nocy była niesamowicie wstawiona, prawie nic nie pamiętała i posądzała go o to, że wykorzystał to? No jak miło. Widać reputację i tutaj sobie zaczynał wyrabiać. Nie. Nie tknął jej, chociaż może miał na to ogromną ochotę. Chociaż kusiło go. Zwłaszcza, gdy jej wilgotne usta przesuwały się po jego szyi. Westchnął, mając zamiar jej odpowiedzieć, żeby przestała się zadręczać. Ale z drugiej strony... diabelny uśmieszek wpełzł na jego usta. „Cóż” zaczął toczyć miękko słowa na języku „Ta noc będzie na pewno niezapomniana”
Jęknęła. Ukryła twarz w dłoniach, mając wrażenie, że za chwilę spod powiek wytoczy sie fala łez. A jego głos nadal rozpływał się w jej uszach „Wirowałaś tak w tym tańcu.” podszedł bliżej, siadając na skraju łóżka „A potem jak do mnie przylgnęłaś...” chciała zacząć krzyczeć, błagać by przestał „Chociaż miałem pewien problem ze ściągnięciem twoich spodni” mruknęła coś, całkowicie tonąc we wstydzie i wyrzutach. „No a na koniec tak romantycznie... zwymiotowałaś na mnie” podsumował, nie kryjąc już rozbawienia. Przez chwilę jeszcze mamrotała coś sama do siebie, aż nagle przestała. Uniosła gwałtownie głowę, wbijając wzrok w jego twarz. Pełnia rozbawienia, szmaragdowe tęczówki wypełnione przewrotnymi chochlikami. Widząc jej minę, nie potrafił się już powstrzymać i roześmiał się. Rozchyliła usta w zdumieniu. Więc do niczego nie doszło. Nie doszło. Nic. „Do nieczego nie doszło” jeszcze niepewnie spojrzała na niego. Pokręcił głowę i spojrzał na nią z lekkim urazem „Oczywiście, że nie. Za kogo ty mnie masz?”. Ale nie odpowiedziała mu. Sięgnęła tylko po poduszkę, celując nią w niego „O ty!”. Błyskawicznie wykonał unik, uchylając się przed ciosem. W mgnieniu oka przesunął się bliżej, przypijając jej ciało do materaca.
Usiłowała się wyrwać, ale ciepłe palce trzymały jej nadgarstki w miejscu, reszta silnego ciała skutecznie blokowała jej ruchy. „Uratowałem cię przed kompromitacją, a ty we mnie poduszką rzucasz?” wyzywający błysk niebezpieczeństwa w jego oczach, wstrzymał na chwilę jej oddech. Nie mogła powstrzymać chichotu. „Rycerz się znalazł” mrukneła i pokazała język. Pochylił się nad nią bardziej, jego usta milimetry od jej ucha. „Nie kuś” melodyjny ton szeptu zmiękczył jej ciało i na chwilę zapomniała o tym, by się opierać. Rozchyliła usta, przesuwając je w jego stronę. Jak w zaproszeniu. Mógł skorzystać. W końcu teraz była trzeźwa. Sama wykonywała pierwszy krok. Spojrzał na nią uważnie... Zmysły napięły się zaalarmowane, a on sam błyskawicznie wstał. Trzeba było szybko przemieścić się do swojego pokoju. Max G. wstała.
* * *
„Sam widziałeś jak mnie potraktował” Maria chlipała nieustannie w ramię Alexa. Od ostatniego wieczoru prawie nie przestawała płakać. Ktoś śmiał kwestionować jej przyjaźń, obarczać ją takimi argumentami. A przecież on kochała Liz jak siostrę, nigdy by jej nie skrzywdziła i nikomu innemu nie dała jej skrzywdzić. Alex objął ją mocniej i westchnął. Była jego przyjaciółką, chciał ją móc pocieszyć, ale prawda była taka, że w kwestii wczorajszej sprzeczki sprzed klubu... popierał Aleca. „Maria” powiedział spokojnie „Liz wie, że ją kochasz i chcesz jej szczęścia. I ja też to wiem. Ale ostatnio...” to było naprawdę ciężkie, zwłaszcza znając wybuchowy charakterek Marii „Wydaje mi się, że w pewnym względzie Alec miał rację”. Oderwała się od niego momentalnie, ocierając chusteczką policzki. „Nie miał!” zaprotestowała, nie zwracając uwagi, że jej głos przykuł uwagę kilku klientów w Crashdown.
„Kocham Liz i chcę żeby była szczęsliwa. A jest szczęśliwa z Maxem. Po prostu... oni po prostu mają kryzys i...” zaczęła mamrotać. Sama zawsze podziwiała jak wspaniale stworzeni są dla siebie Max i Liz. Może momentami nawet zazdrościła tego uczucia. W każdej sytuacji potrafili siebie odnaleźć. Po wszystkich problemach. Nie mogła pozwolić na to, by przez chwilową depresję Liz odepchnęła to szczęście, na które zasłużyła. „Max ją kocha i zawsze będzie kochał. Tylko on da jej tyle szczęścia. I ona go kocha! Wiesz o tym Alex. Wiesz!” łzy przestawały spływać, a wracał dawny bojowy nastrój emocjonalnego huraganu DeLuca. Alex westchnął. To naprawdę było ciężkie. Nie mógł stanąć po żadnej ze stron, bo wtedy straci albo jedną albo druga przyjaciółkę. Nienawidził takich sytuacji. Ale jednak musiał ktoś wreszcie uświadomić Marii, co robiła źle. Chciała dobrze, w to niewątpił, ale przesadzała. Słowa Aleca, którymi ją wczoraj uraczył ostro ją zabolały, ale nawet przez chwilę nie dopuściła możliwości, że miał rację.
Położył dłoń na jej ramieniu, spoglądając w jej oczy. „Maria” nabrał powietrza „To jest życie Liz. Nie powinnaś się w nie wtrącać.” rozejrzał się uważnie, dostrzegając, że na dole pojawił się zielonooki, co mogło oznaczać ostrą walkę lada chwila „Ona sama musi sobie poukładać wszystko. A jeśli ona już nie chce być z Maxem? Takie jej prawo. Ona sama wie co czuje i...”
„Bzdury!” krzyknęła Maria i wstała „Nie macie o niczym pojęcia. Liz i Max to bratnie dusze!” to powiedziawszy obróciła się na pięcie i wyszła na zaplecze, nawet nie spoglądając na Aleca. Oczywistym było, że poszła na górę do Liz. Czy słusznie?
Alec usiadł beztrosko naprzeciwko Alexa. Jakby w ogóle nie przejmował się Marią, jej reakcją ani niczym innym. W swoim życiu stykał się już z róznymi osobami i charakterkami, a ten był chyba najbardziej irytujący. Zielone tęczówki patrzyły na Alexa z lekkim rozbawieniem i jakby politowaniem. Chyba mu współczuł takiej cieżkiej sytuacji. Jakby między młotem a kowadłem, cieżko było wybrać właściwą stronę. „Ona naprawdę chce dobra Liz” mruknał Alex, chcąc usprawiedliwić Marię. Zielonooki wzruszył tylko ramionami. Mało go obchodziło czego tak naprawdę chciała ta histeryczka. Fakt był taki, że wpędzała swoją osóbką brunetkę w stan niezłego załamania. Nie żeby miał jakiś szczególny interes w chronieniu Liz w jakikolwiek sposób, ale tak się to jakoś ułożyło. Prawdopodobnie ze względu na to kim była. Rodziną Logana. Chociaz z drugiej strony nie mógł zaprzeczyć, że coś w niej samej go fascynowało i przyciągało. Może niewyjasniony sekret a może po prostu niezwykle atrakcyjne ciało.
Sekret. Zerknął na Alexa. To był dobry sposób by dowiedzieć się czegoś więcej o tym wszystkim. Oparł łokcie o blat stołu i jakby od niechcenia zagadał „To co to za Max?” Alex uniósł brwi w zdumieniu, całkowicie zaskoczony takim pytaniem. Nie sądził chyba, że to moze interesować w jakikolwiek sposób zielonookiego. A jednak. Potrząsnął głową i chrząknął. „Umm... to chłopak Liz. Były chłopak” powiedział niepewnie. Jakby to wszystko ująć, żeby nie zdradzić niczego podejrzanego? „Taa. Tego się domyśliłem.” Alec przewrócił oczami „Pytam dlaczego się rozeszli. Żaden normalny facet o zdrowych zmysłach nie zostawiłby dziewczyny jak Liz” Stop! Skąd nagle takie przypuszczenie w jego ustach? Chyba atmosferka tego miasta zbytnio zaczęła mu się dawać we znaki. Alex podrapał się po głowie, nie bardzo wiedząc jak odpowiedzieć. „Hmm. Wszystko między nimi zaczęło się burzyć, gdy pojawiła się Tess.” nie patrzył Alecowi w oczy, tylko wbijał wzrok w blat, przypominając sobie wszystkie te zdarzenia „W końcu Liz nie wytrzymała i zostawiła Maxa.”
„Zostawiła go dla tej Tess?” szok nie miał granic. „Coś w tym rodzaju. Chociaż ja uważam, że ona miała już serdecznie dość tej gierki” głos Alexa zaczął drgać dziwnym gniewem. Nie na Liz. Nie na jej postępowanie. Ani na pytania Aleca. To był gniew na Maxa za to wszystko w co wciągnął Liz i co jej zrobił, jak zniszczył jej życie. „Kochała Maxa. Może nawet jeszcze kocha. Ale miała już dość. Wiesz... Liz to naprawdę silna dziewczyna. Wiele potrafi znieść i nie powie ani słowa, że boli. Tym razem to było ponad jej siły” a on sam nie umiał jej pocieszyć, ani nawet przyłożyć Evansowi. Nagle przerwał im krzyk.
„Nie!” Liz krzyknęła. Ten rozwścieczony głos na pewno był doskonale słyszany nawet na dole, w kafeterii. Ale musiała to z siebie wyrzucić. Schodziła wściekła po schodach na dół, ignorując Marię drepczącą nieustannie za nią. Pokłóciły się. Nie... jeszcze nie. Ale były tego bliskie. DeLuca pojawiła się w jej pokoju z uśmiechem pytając jak sie czuje. I gdy Liz juz sądziła, że się pogodzą, że wszystko sobie wyjasnią, ona znów zaczęła. Pytanie o Maxa, o to czy Alec jej nie zrobił krzywdy, czy ma zadzwonić po Maxa, kiedy Liz porozmawia z Maxem. Tego było za wiele. Kłębiące sie od dłuższego czasu wyrzuty kipiały i wystarczyła teraz tylko jedna iskra by to wszystko wybuchło. „Liz. Posłuchaj sama siebie. Nie wiesz co mówisz” Maria spokojnie usiłowała do niej przemówić. Brunetka zatrzymała się i obróciła przodem do przyjaciółki. Zimny, przeszywający wzrok padł na Marię, zatrzymując jej słowa w gardle. Zaciśnięte pięści, furia błyszczaca w tęczówkach. Liz naprawdę traciła panowanie nad sobą. „Maria.” wycedziła przez zęby „To jest moje życie. Moje! Chcesz się o mnie troszczyć? Miło mi... ale na Boga, nie układaj za mnie życia!”
„Liz, chica. Ja chcę dla ciebie jak najlepiej”
„Nie wychodzi ci!” syknęła dziewczyna „Wiesz co? Zamiast słów wsparcia i pocieszenia, które tak bym chciała od ciebie usłyszeć, ty ciągle znęcasz się nade mną.” ostre słowa padały gorącym gradme, jeszcze bardziej gwałtownym i przytłaczającym niż wczorajsze słowa Aleca „To moja decyzja by odejść od Maxa. Powinnaś przy mnie być, wspierać mnie. A ty ciągle mi o nim przypominasz. Ciągle o nim trujesz! Zatruwasz mnie tą ciągłą paplaniną o bratnich duszach”
„Ale przecież...” Maria chciała zaprotestować, ale jakoś tym razem to Liz była w całkowitej kontroli nad sytuacją, nad kłótnią, chociaż to Maria zwykła nosić miano huraganu. „Nie!” to rzeczywiście była już ostateczność. Liz nigdy nie krzyczała. Nigdy nie robiła nikomu wyrzutów. A teraz... wszystko miało swoje granice. Jej spokój również. „Nie ma bratnich dusz! Nie ma i nie będzie mnie i Maxa! Jeśli uważasz, że jest taki cudowny, to sama go sobie weź!” wrzasnęła i nim Maria zdołała cokolwiek powiedzieć, zeskoczyła z ostatniego schodka i wyszła na główną salę kafeterii.
* * *
Siedzieli przy stoliku, rozmawiając swobodnie. Tak swobodnie, jak dawno z nikim nie rozmawiała. Kyle i Alec zdawali się nadawać na tych samych falach, zwłaszcza, gdy przychodziło do dyskusji na temat... telewizji. Gorzej. Na temat jakiś kretyńskich kreskówek. Liz aż otworzyła usta w zdumieniu, gdy zielonooki z pełną ekscytacją zaczął coś wyjaśniać Kyle'owi. No ładnie. Teraz otaczali ją dwaj wieczni chłopcy. Z tym, że jeden momentami zachowywał się jak mężczyzna... opuściła nieco głowę, na wspomnienie ciepłego, silnego ciała, do którego była przyciśnięta ostatniej nocy. O tak, przypomniała sobie trochę więcej ze swojej wirującej traumy. A w szczególności jego. Jego ramiona dokoła niej. Jego zapach. Zwłaszcza zapach. I własny szept. Zarumieniła się. Co on sobie musiał pomyśleć, gdy wymamrotała, że pachnie mlekiem? „Liz?” głos Logana wyrwał ją z chwilowego zamyślenia. Uniosła głowę, mając nadzieję, że nie widać rumieńców. Spojrzała na kuzyna, który z pewną troską obejmował Max, jednocześnie spoglądając wprost na nią. „Wszystko dobrze?” zapytał z lekkim uśmiechem.
Tak. Biorąc pod uwagę fakt, że właśnie przeszła ostrą kłótnię z Marią. Że miała dość tej sytuacji, jaka tworzyła się wokół niej. Że ostatniej nocy niemal całkowicie się skompromitowała. I przede wszystkim, że jej myśli ciągle odbiegały daleko od rzeczywistości, kryjąc się w jakimś mglistym obszarze, w którym wszystko kręciło się wokół Aleca. „Wszystko wręcz... idealnie” uśmiech nie potrafił jednak zatuszować tego, że jej wzrok przesunął się nieznacznie na zielonookiego. I momentalnie się zmieszała. Patrzył na nią. Wprost na nią. Niebezpieczny błysk w malachitowych tęczówkach i usta wygięte w tym powalającym uśmieszku. Dobrze, że siedziała, bo pewnie kolana by się pod nią ugięły. Wyraźnie spodobało mu się jak zaakcentowała ostatni wyraz, spoglądając na niego. Nie było wątpliwości, gdzie biegły jej myśli. Musiał przyznać, że zaczynało mu się to podobać. Nie fakt, że brunetka traciła przy nim kontrole nad własnym ciałem. To po prostu dziwnie przyjemne uczucie, że tak na niego reagowała. Że tak dobrze, że przy niej czuł.
„No Liz.” Kyle się wtrącił „Słyszałem, że wczoraj zaszalałaś” jego mina wyrażała pełne diabelne zaciekawienie. Liz pokazała mu język, nie mając zamiaru początkowo odpowiadać. „No pochwal się, pochwal. Chcę znać szczegóły” Valenti nie dawał za wygraną. To była zbyt cenna informacja, by mógł odpuścić. Idealna Liz Parker wstawiona? Musiał wiedzieć wszystko. I w tym momencie policzki Liz pokryły się kolejnym rumieńcem. Czy do niej ciągle musiało wracać to jedno wspomnienie? Nie mogła sobie na przykład przypomnieć tańca albo samej sprzeczki z Marią? Usiłowała oderwać wzrok od Aleca, ale szmaragdowe spojrzenie trzymało ją w szachu. Nie potrafiła nawet obrócić głowy. A z każdą kolejną sekundą, kąciki jego ust unosiły się w coraz bardziej tryumfalnym uśmieszku. „Umm... pokłóciłam się z Marią” szybko zmieniła temat, musiała opanować własne ciało „No i troszkę się wstawiłam”. Logan i Maxie spojrzeli na nią ze zdumieniem. Czy oni dobrze słyszeli? „Ale na szczęście zostałam uratowana przed upokorzeniem” uśmiechnęła się lekko, tym razem nie patrząc na Aleca.
Za to pozostali na niego spojrzeli. Maxie wręcz z pewnym ostrzeżeniem w oczach. A on tylko uśmiechnął się niewinnie i wzruszył ramionami „Sami słyszycie. Uratowałem ją przed upokorzeniem.” przesunął wzrok ponownie na Liz. Lewy kącik jego ust uniósł się wyżej, kiedy pewien ciekawy pomysł przemknął mu przez głowę. W zasadzie, patrząc na nią, wiele myśli przepływało przez jego umysł, szczególnie tych kusząco przyjemnych myśli... „W zasadzie, chyba należy mi się jakaś nagroda” posłał jej znaczące spojrzenie. Gdyby w tym momencie coś piła, od razu zachłysnęłaby się. Jej własne myśli powędrowały w tym kierunku. Oh, robiło się zbyt gorąco. Musiała jakoś ratować sytuację. Uśmiechnęła się niepewnie „Masz rację. Jak ci się mogę odwdzięczyć?” Wystarczyło, by koniuszek jego języka delikatnie przesunął się po jego wargach i zrozumiała aluzję. Nie, to nawet nie była aluzja. To było wyraźne zaproszenie. Kuszące zaproszenie. Ciało wypełniła fala gorąca, a ona sama momentalnie zarumieniła się i z pewnym przerażeniem, chociaż i ekscytacją w głosie wykrzyknęła „Nie tak!”
c.d.n.