T: Wybór ocalałej [by Gimpy] cz.12

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Cicha
Nowicjusz
Posts: 125
Joined: Sun Jun 20, 2004 10:17 pm

Post by Cicha » Thu Nov 25, 2004 6:23 pm

Wiem, że "Mario" też jest, ale moim zdaniem brzmi o wiele gorzej niż Mariu. "Wyboru Ocalałej" nie mam zamiaru porzucić (jak na razie :cheesy: ), ale może tylko troszeczkę zaniedbać i trochę rzadziej uaktualniać części :) Sorki za to :oops:
Część12

Życie jest takie skomplikowane. W jednej chwili czuję jak ziemia ucieka i znika mi spod nóg. Upadam pod własnym ciężarem. A kiedy myślę, że to szybkie spadanie nigdy nie nastąpi w końcu, z nikąd pojawia się coś, co mnie łapie, ratując od nieuniknionej chwili. I to jest nieuniknione. To, cokolwiek jest między mną, a tym najeżonym chłopakiem, nie miało potrwać długo. Dobre rzeczy nigdy nie trwają długo. Wiem, że to co mnie złapało, puści i znów będę spadała w ciemną przepaść znajdującą się pode mną.
Wzdycham w duchu, nie chcą martwić wspaniałego chłopca siedzącego naprzeciw mnie, chętnie gawędzącego. Udaję, że słucham, słysząc głos, ale nie zwracając uwagi na słowa.
- Maria? – Wypływające z jego ust moje imię, budzi mnie z transu.
- Tak?
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Otwieram usta, gotowa skłamać, ale przestaję i potrząsam głową, czując się winna.
- Przepraszam. – Nachyla się do przodu, żeby chwycić mnie za rękę. Odsuwam się zanim zdąży mnie dotknąć. Wyraz zmieszania i bólu przekreśla jego twarz, jednak szybko znika.
- Co się dzieje? – Patrzy na mnie, jego ciemne oczy desperacko próbują mnie rozczytać. Przełykam ślinę.
- Nic...Tak tylko myślę. – Odwracam się od niego i spuszczam wzrok na moją czarną kawę.
- O czym? – Wzruszam ramionami obojętnie. Chcę mu powiedzieć, ale brakuje mi słów. Co mam mu powiedzieć? Co mogę powiedzieć? Wzdycham głośno i wstaję. – Gdzie idziesz? – On także się podnosi.
- Do łazienki. – Mamroczę, zmierzając do toalety i nie czekając na jego odpowiedź. Idąc długim, wąskim korytarzem, moją uwagę przyciąga czerwony napis ‘wyjście’. Zerkam w tył, w kierunku restauracji i po chwili namysłu otwieram drzwi i wychodzę na zewnątrz. Wyciągam papierosa i próbuje go zapalić. Gapię się na zapalniczkę, a dokładniej na nagle pojawiający się płomyk. Zamykam oczy, desperacko próbując zignorować fakt, że moja ręka się trzęsie. Wzrasta we mnie potrzeba czegoś silniejszego niż nikotyna, tworząc węzeł w żołądku. – Nie. – Mówię, przez zaciśnięte zęby. Zmuszam swoją dłoń, aby przestała się trząść i szybko zapalam papierosa. Pilnie wypełniam płuca, wdychając toksyczny dym, do tego stopnia, że żądają powietrza. Długo ulegam oddychając, zanim znowu się zaciągam. Na mojej twarzy pojawia się wyraz zadowolenia, gdy czuję mrowienie w palcach, zawroty głowy i mam wrażenie, że zaraz upadnę. Jęczę z przyjemności i opieram się o ścianę. Zagłębiam się w tym uczuciu, pozwalając mu na pochłonięcie mnie. Gdyby tylko mogło. Gdybym tylko mogła zniknąć w nieświadomości i nigdy nie musieć sobie z tym radzić. Nie chcę tu być, kiedy wszystko się pogarsza. Nie chcę tu być tymczasowo.
Podskakuję, czując rękę na ramieniu. Mój instynkt jest górą. Łapię rękę, która mnie dotknęła i ściskam mocno, tak, że prawie się łamie. Słyszę dźwięk, który przypomina chrząknięcie, gdy wykręcam ramię i przygniatam intruza do ściany.
- Jezu Maria! – W uszach dźwięczy mi zachrypiały głos Michaela.
- O mój…- wstrzymuję oddech, puszczając go i odchodząc do przeciwnej ściany. Gapię się na niego, gdy w bólu odwraca się w moja stronę. Patrzę na niego ze złością. – Co to do cholery było?! – Mówię wściekła.
- To chyba ja powinienem o to spytać. – Odpowiada, masując swoją rękę. Jego głos znacznie cichszy od mojego. Wywracam oczami.
- Przepraszam, ale nie powinieneś był się tak na mnie zakradać.
- Nie wydaje mi się, aby trzykrotne wołanie twojego imienia było zakradaniem się. – Mówi, przekrzywiając szyję.
- Nie słyszałam, żebyś mnie wołał, Michael. – Odpowiadam snobistycznie.
- Pewnie, że nie. Byłaś za bardzo zajęta ssaniem papierosa. – Uśmiecha się, stając przede mną.
- Zazdrosny? – Nachylam się uwodzicielsko i wypuszczam dym w jego twarz. Michael wykrzywia się w grymasie i rozdmuchuje dym. Zanim mogę cokolwiek zrobić, wyjmuje mi papierosa z ręki i przysuwa do swoich smakowitych warg. Zaciąga się i potem wypuszcza z siebie dym. Opiera się o ścianę za mną i szepcze mi do ucha.
- Do szaleństwa. – Jego głos sprawia, że po plecach przechodzą mi ciarki. Nienawidzę faktu, że potrafi to robić. Że ma na mnie taki wpływ. Potrząsam głową i wysuwam się spod jego ramienia. Odsuwam się i odwracam, żeby na niego spojrzeć. Opiera się o ścianę i zanim oddaje mi papierosa, po raz ostatni się zaciąga. Biorę go z powrotem i patrzę na Michaela ze złością. – Musimy pogadać.
- Nie chcę gadać.
- No, ale musimy. Będziesz musiała wrócić Maria.
- Wrócić?! Nie! Dlaczego miałabym tam wracać?
- Bo ona jest twoją opiekunką. – Odpowiada.
- Pieprzę to. Jest moją opiekunką, dlatego, bo moja najdroższa Matka już mnie nie chciała. Nie miałam nic do gadania. Zostałam wywieziona do nikąd. Tym razem decyzja należy do mnie i postanowiłam, że nie wrócę! – Posyłam mu mordercze spojrzenie.
- Amy nie wie…- nie kończy, pozwalając mi samej dojść do pewnego wniosku.
- Ty…nie powiedziałeś jej? – Kiwa głową, a ja wzdycham w uldze. – To i tak nie zmienia mojej decyzji Michael. To, że nie wie, nie oznacza, że polecę do niej z powrotem.
- Maria…- wzdycha. – Co zrobisz? Będziesz żyła na ulicach? Jadła ze śmietników? – Pyta, odchodząc od ściany.
- Miałam nadzieję, że…nie wiem…mogłabym zostać z tobą? – Udaje mi się to wykrztusić. Szybko się odwracam, bojąc się, odrzucenia, które może być wypisane na jego twarzy. Słyszę jak do mnie podchodzi. Chcę się cofnąć. Odsunąć się od jego dotyku. Dotyku, który sprawia, że czuję, kiedy wszystko, czego znowu pragnę to nie czuć. Bierze moją dłoń w swoją, a ja mu na to pozwalam. Chęć odsunięcia się ucieka.
- Maria. – Jego głos jest miękki i wiem, że zaraz mnie odrzuci. Odskakuję od niego.
- Zapomnij. Przepraszam, że spytałam. – Mamroczę, kierując się z powrotem do środka. Łapie mnie za łokieć i ciągnie do siebie.
- Nie chodzi o to, że cię tam nie chcę…- Wyznaje.
- Więc o co chodzi? – Pytam, nie dostrzegając żadnej różnicy.
- Mój tata, nasz tata nigdy się na to nie zgodzi. Poza tym musisz wrócić do Amy. – Jego dłoń zasłania moje usta, zanim mogę zaprotestować. – Ona jest twoją rodziną i cię kocha. Byłaby załamana, gdybyś odeszła. Wiem, że nie chcesz, ale czy mogłabyś pomyśleć o niej zamiast o sobie? Daj jej szansę. Może cię zaskoczyć, albo nawet ci pomóc.
- Może nie potrzebuję pomocy? Może podoba mi się tak jak jest? – Odpycham jego dłoń.
- Nie wierzę w to. Skoro się ich nie wstydzić, to, czemu je tak ukrywasz? Wydaje mi się, że zostałaś skrzywdzona i cały czas cierpisz. I jesteś do tego tak przyzwyczajona, bo nie znasz nic innego. Jesz, oddychasz i sypiasz z tym. – Przeklinam siebie, gdy coraz więcej łez zaczyna spływać mi po twarzy. Zamykam oczy, czując miękki dotyk jego dłoni ocierającej łzy z mojego policzka. – Nie będę udawał, że rozumiem przez, co przechodzisz, bo szczerze mówiąc nie wiem. Nie pojmuję, czemu robisz to, co robisz, ale chętnie posłucham i chętnie pomogę ci przestać. – Otwieram oczy i po raz kolejny mój cynizm wygrywa.
- W czym tkwi haczyk?
- Nie ma żadnego haczyka.
- Musi być. Nikt nigdy nie robi nic bez powodu. Nie rozumiem. Nie rozumiem ciebie czy Liz czy Alexa. – Odsuwam się od niego. Stoi zmieszany i w szoku. Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko je zamyka. - Czego wy ludzie ode mnie chcecie?
- Twoja przyjaźń jest wszystkim, czego chcę. – Szepcze podchodząc bliżej. – A z czasem może czegoś – Dłońmi obejmuje moją twarz, obrysowując moje usta kciukiem. Drżę mimowolnie. – Więcej. – Wydycha, nachylając się i dotykając swoimi ustami moich. Zapominam jak bardzo nienawidzę, wpływu, jaki na mnie ma, chcąc się w nim zagłębić. Chcąc zapomnieć o świecie, który mnie otacza, gdy próbuję go pochłonąć. Rękoma przebiegam przez jego dziwnie miękkie włosy i otwieram usta, oferując mu dostęp. Jego silne ramiona oplątują moją talię, przyciągając bliżej. Obydwoje jęczymy z zadowolenia, jakie dostarcza nam kontakt naszych ciał. Michael delikatnie popycha mnie na ścianę. Czuję go przyciśniętego do moich ud i wstrzymuję oddech. Buduje się we mnie znajome uczucie. Takie składające się ze strachu, obrzydzenia, nienawiści i bólu. Takiego okropnego bólu. Łzy zaczynają spływać mi po twarzy, gdy nic nie czując pozwalam Michaelowi zaatakować moją szyję. Przełykam ślinę. Czuję, że moje ciało zaczyna się trząść i mocno zaciskam oczy. – Trzęsiesz się. – Szepcze, odrywając się od mojej szyi i trochę się odsuwając. W chwili, w, której to robi, odbiegam i staję pośrodku uliczki. Trzymam siebie, kiedy łzy spływają mi po twarzy. – Maria? – Jego głos przepełnia troska i niepewność.
- Przepraszam. – Mamroczę, odwracając się, żeby odejść. Michael łapie mnie i ponownie przyciąga do siebie. Nie walczę z nim, chcąc, żeby mnie trzymał, gdy moim ciałem zaczyna wstrząsać szloch.
- Co się stało?
- Przepraszam. – Powtarzam.
- Nie przepraszaj. Powiedz, co się stało. Proszę. – Potrząsam głową. – Zrobiłem coś nie tak? Skrzywdziłem cię?
- Nie! Nie chodzi o ciebie, Michael, tylko o mnie. Jestem beznadziejna. – Śmieję się gorzko. Cofam się od niego i ocieram łzy.
- Co?
- Zawsze, kiedy z tobą jestem, zaczynam płakać. – Znowu się śmieję. – Pewnie myślisz, że jestem dzieckiem.
- Nie. – Podchodzi bliżej, ale wyraz moich oczu go zatrzymuje. Rozumiejąc, że potrzebuję przestrzeni, proponuje mi ją. – Wcale tak nie myślę. Po prostu wydaje mi się, że za długo to w sobie dusiłaś. – Nie odpowiadam, tylko nerwowo bawię się rękawami mojej koszuli. – Chyba powinienem cię zabrać z powrotem do Amy. – Podnoszę wzrok, gotowa zaprotestować, ale zamiast tego wzruszam ramionami, poddając się. Kiwam głową i podążam za nim do samochodu.

CDN
"I have never had a love like this before, neither has he so..."

Guest

Post by Guest » Mon Jan 31, 2005 3:13 pm

Kiedy nASTĘPNA CZĘŚĆ??? :D

User avatar
_issy_
Gość
Posts: 53
Joined: Tue Dec 14, 2004 2:47 pm

Post by _issy_ » Sun Sep 18, 2005 4:32 pm

Och, to już prawie rok, od ostatniej części! :cry:
Cicha, przyznam Ci się, że to jest moje drugie opowiadanie w twoim przekładzie. Pierwsze było 'All tomorrows were yesterday'. Czytałam różne ciężkie historie, ale ta jest inna od wszystkich. Taka tragiczna, przykra. I mam wrażenie, że ten fragment, mimo, że czasami brutalny i okrutny, to nie wszystko, co Gimpy chciała nam przekazać. Wzruszające. I Michael jest taki inny, czuły, wrażliwy, opiekuńczy... Nie boi się tych uczuć, pokazuje je otwarcie i to jest piękne. Szkoda tylko, Cicha, że zaprzestałaś tłumaczenia, które wyszło Ci całkiem nieźle. Mam nadzieję, że przyjdzie mi je dokończyć w polskiej wersji! 8)

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 34 guests