X5-450 Uśpiona

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

Post Reply
User avatar
Athaya
Zainteresowany
Posts: 298
Joined: Sun Jun 20, 2004 2:14 pm
Location: Kalisz

X5-450 Uśpiona

Post by Athaya » Mon Jun 20, 2005 7:20 pm

X5-450 Uśpiona

Autor: Athaya
Kategoria: X- Tremer
Miejsce: Nowa Zelandia/Seattle
Oszacowanie: R- tak dla pewności bo nie wiem dokładnie co z tego wyjdzie.
Zaprzeczenie: Nie posiadam praw do serialu Dark Angel.

Streszczenie: Nie ma Roswell. W tajnym laboratorium grupa naukowców w dziedzinie „genetyki człowieka” pracowała nad stworzeniem nadludzi żołnierzy. Potrzebowali do tego projektu kilkanaście chętnych kobiet, które zgodziły by się urodzić zmutowane genetycznie dziecko bez wnikania w szczegóły projektu. Odzew był spory, wszystko było na najlepszej drodze do spełnienia się marzeń. Istniała jednak osoba, która zrozumiała do czego jest potrzebne im jej dziecko i uciekła by chronić to nowe życie...




Rozdział – 1


Dźwięk starego dzwonu na wierzy kościelnej wbijał się w jej mózg dając świadomość, że ukochana babcia już nigdy nie spojrzy na nią łagodnym wzrokiem czy też uśmiechnie by pokazać nowy sposób leczenia. Głuchy odgłos ziemi uderzającej o wieko prostej trumny wywoływał kolejną nie powstrzymaną falę łez. Nie przytuli. Stała samotnie na wniesieniu i płakała nad jej duszą i samą sobą. Umarła. Wielki groźny pastor stojący po drugiej stronie niewielkiej trumny z monotonią odprawiał ostatnią pożegnalną modlitwę nie okazując dziewczynie ani krzty współczucia. Po niedługiej chwili zatrzasną modlitewnik i nic nie mówiąc natychmiast się oddalił pozostawiając drobną postać zupełnie samą jakby obawiał się, że żuci na niego czar.


Nem uniosła głowę i poprzez łzy obserwowała jak ksiądz odchodzi wcale się z nią nie żegnając. Nie usłyszała ani jednego słowa pocieszenia. To bardzo bolało i nigdy nie mogła się przyzwyczaić. Również świadomość, że jest wnuczką wiedźmy nie napawała optymizmem. Po raz ostatni uklękła przy niewielkiej kupce kamieni i przesłała całusa babci Arkres. Uciekła nie chcąc dłużej oglądać znienawidzonego miasta rysującego się tam w dolinie. Postanowiła wtedy nigdy już nie pokazywać się ludziom na oczy. Unikać ich.
Była wiedźmą jak sądzili mieszkańcy więc wszyscy jej się bali tak jak babci, ale jeśli lekarz zawodził to chory przychodził mimo wszystko. Napiętnowana potrafiła pomóc nie rzadko lepiej niż lekarz. Nienawidziła ich za to. Zacisnęła pięści w niepohamowanej złości i ledwo powstrzymała się od wypowiedzenia słów przekleństwa


Podwinęła wysoko suknię i popędziła do starej chaty by zagłębić się w czarodziejskie księgi. Duma nie pozwalała Nem opuścić się w nauce. Po kilku minutach znalazła się w czeluści chaty lecz nie bała się ani trochę ponieważ znała niemal każdy zakamarek tego pięknego miejsca oczywiście poza pracownią babci. Wchodzenie tam było jej surowo zabronione, ale dziś... Jeśli babcia umarła to teraz ona ma prawo korzystać z tego pokoju.
Serce biło jej jak szalone kiedy stanęła przed wielkimi starymi drzwiami, powolutku wyciągnęła dłoń i nacisnęła mosiężną klamkę, która ustąpiła ze złowieszczym zgrzytem.


Otwarła drzwi wpuszczając snop światła do dusznego pomieszczenia. Zdziwienie nie miało granic w chwili gdy zobaczyła te wszystkie cuda...


Bum, bum, bum!


Ten dźwięk sprawił, że Nem podskoczyła z krzykiem. Obejrzała się za siebie, a potem szybko zamknęła drzwi do „tajemniczego pokoju” . Następnie spokojnie podeszła do drzwi i otwarła pewna, że ma pierwszego pacjenta... To był burmistrz miasta, który natychmiast brutalnie wywlókł ją z chaty i wepchną miedzy rozjuszony tłum


- To uczennica starej Arkres! Wiedźma! – Krzykną ktoś


- Wiedźma! Spalić ją! Ukamienować – Podchwycił rozjuszony tłum


- Babcia ratowała wasze życie!! Nie jestem wiedźmą! Babcia nic wam nie zrobiła! Aaa!


Pierwszy kamień trafił ją w skroń po nim następne również boleśnie raniły ciało. Upadła na kolana chcąc jeszcze się bronić. Nie było litości. Wkrótce potem straciła przytomność kto wie czy nawet nie życie. Mieszkańcy wioski woleli nie sprawdzać bojąc się licha, które mogło żyć w biednej dziewczynie. Natychmiast odeszli pozostawiając ciało bez pochówku tak jak na to zasługiwała wiedźma.

***

Nie wiedział gdzie się znajduje i jak tu trafił. Ten cholerny las utrudniał mu dostanie się do jakiegokolwiek cywilizowanego miasta i cała ta sytuacja zaczynała go wpieniać. Obracał się dookoła siebie próbując za wszelką cenę znaleźć jakiś punkt zaczepienia i nic.
Cholera by to wzięła! Zrobił wielki błąd godząc się na wyprawę tutaj, ale już nie było odwrotu. Nawet nie było możliwości wydostania się stąd! Pięknie. Umrze na pustkowiu i nikt nie będzie wiedział gdzie jest.


- Cudownie... – Mruknął jakby w odpowiedzi do swych myśli. – Nowa Zelandia, a czuje się jakbym cofnął się co najmniej do średniowiecza! Gdzie te cholerne budynki! – Zgrzytnął zębami i odwrócił się na północ – Alleluja! – Krzyknął widząc dym z komina.


Z nadludzką szybkością pobiegł w jego stronę ani na chwilę nie spuszczając z oka cienkiej smużki dymu. Wreszcie będzie mógł się odmeldować i umyć! Ach... Zatrzymał się zdumiony widokiem „domu”, który rysował się tuż przed nim. Stara waląca się rudera! Żeby tę Renfro diabli wzięli! Ostrożnie ruszył do przodu uważnie lustrując teren dookoła i zobaczył ją.
Uniósł brew podziwiając epokową suknie, w która wcisnęła się ta kobieta czy może raczej dziewczyna, która leżała na ziemi. Była cała posiniaczona, a wokoło leżało pełno kamieni.

- Co tu się do cholery dzieje! – Zaczynało się robić dziwnie... Czyżby jakiś portal czasowy?!

Zbadał puls kobiety i nie wiedzieć czemu odetchną z ulgą, że żyła. Bez wątpienia została ukamienowana, ale przeżyła. Nie namyślając się ani minuty dłużej wziął ją na ręce i zaniósł do trzeszczącej chaty
W gąszczu pokoi odnalazł cos co można było nazwać sypialnią i tam na ogromnym łożu położył dziewczynę. Pokręcił się po domu w poszukiwaniu miski i wody, a potem przemył rany. Bez wątpienia była to piękna dziewczyna myślał sobie przemywając delikatnie twarz. Karmelkowy odcień skóry gdzieniegdzie zeszpecony sińcami nie napawał optymizmem. Nie wiedział czy ona przeżyje. Lecz... Sińce ekspresowo się zmniejszały i to dosłownie.

- O cholera! W co ja wdepnąłem! – Mruknął uważnie obserwując jak rany zabliźniają się.

Przez długą chwilę obserwował grę barw zmieniających się z sekundy na sekundę na twarzy dziewczyny, a potem wstał i podszedł do okna wyglądając na mroczny las tuż za szybą. Widok tak zaskakująco szybkiej regeneracji i cały ten świat bardzo zastanawiał... Nie miał żadnej możliwości by się skontaktować z bazą. Cholera! Nawet nie wiedział. Który jest tutaj rok, a co dopiero mówić o telefonie... Grrr, ktoś inny mógłby znaleźć się tutaj zamiast niego! Jakiś cień przemykający pod oknem odwrócił jego uwagę od własnych myśli. Wolniutko skierował w stronę drzwi chcąc zaskoczyć nieprzewidzianego gościa gdyby ten próbował... hmmm... No właśnie, co w tych czasach się robiło o tak późnej porze...

Jakby odgłos pazurów wychwycił jego wyczulony słuch co było niebywałym wprost zaskoczeniem. Ze zdumieniem zobaczył wilka o szaserej sierści, który stanął na dwu tylnich łapach i sam sobie otworzył drzwi...
Zawarczał lecz Alec nie zawahał się ani przez sekundę. Przykucnął i napotkał władczy wzrok wilka.

- Ja tu jestem panem – Powiedział.


Wilk stulił uszy i pisnął niczym maleńki szczeniak. Dał się pogłaskać, a potem podszedł do łóżka, na którym leżała piękna nieznajoma i położył łeb na jej dłoni lekko nią poruszając. Kiedy nie było żadnej rekcji powtórzył czynność, a potem spojrzał na Aleca.

***

Ktoś w bardzo natarczywy sposób próbował ja obudzić i zepchnąć z pięknej drogi w stronę jasnego światła. Nie chciała iść, lecz natręt nie ustępował w swych poczynaniach. Z trudem otwarła oczy i poczuła ciepły oddech Rashy na swej dłoni. Pogłaskała zwierzę i spróbowała usiąść lecz ból na całym ciele stanowczo przygwoździł ją z powrotem do łóżka. Podniosła jedynie głowę i krzyknęła....


- Kim jesteś! Jak tu wszedłeś! – Szepnęła drżącymi ustami


- W zasadzie to drzwiami, ale było ciężko bo trzymałem cię na rękach... – Mruknął – Ukamienowano cię – Dodał po chwili jakby w zastanowieniu. – Dlaczego?


- Bo jestem wiedźmą...
CDN.
Image

User avatar
Athaya
Zainteresowany
Posts: 298
Joined: Sun Jun 20, 2004 2:14 pm
Location: Kalisz

Post by Athaya » Mon Jun 27, 2005 10:32 pm

Rozdział – 2

- Jestem wiedźmą – Tak powiedziała


Miał ogromną ochotę roześmiać się, lecz niezwykle poważna mina dziewczyny zastanowiła go i na serio zaczął się zastanawiać, co taka „wiedźma” potrafi. W zasadzie to nie nazwałby ją tym mianem, wprost przeciwnie! Była boginką, leśną nimfą... Była piękna. Ugh... Zaczynał myśleć nie tym, co trzeba. Trzeba przejść do sprawy i jak najszybciej wrócić do swojego świata. Tylko jak to zrobić...


- Przypuśćmy, że to prawda skarbie, ale nie to jest najważniejsze... Który mamy obecnie rok – Wstrzymał oddech bojąc się tego, co usłyszy za chwilę?

-, Jeśli dobrze pamiętam to babcia mówiła, że jest dwa tysiące dwudziesty pierwszy, ale mogę się mylić... – Powiedziała ona


Że niby znalazł się na wyspach, gdzie ludzie chodzą w cudacznych ubraniach, a jest ten sam rok! Jakim cudem do cholery! Fakt ta Nowa Zelandia jest daleko od Ameryki, ale żeby aż tak się zacofać?! Najwidoczniej impuls magnetyczny musiał i tutaj dotrzeć i zniszczyć wszelkie zaczątki jakiejkolwiek cywilizacji dwudziestego pierwszego wieku. Dziwne. Ponownie przesunął wzrokiem po postaci i uśmiechnął się na sam widok. Tak, więc Alecu Mcdownell dopóki jesteś tutaj to korzystaj z życia!


- A czemu pytasz? – Melodyjny głos dziewczyny wyrwał go z rozmyślań, – Po co przybyłeś na tę ziemię?

I co ma teraz powiedzieć? Skłamać czy nie? Ponieważ żadne konkretne i mądre wyjaśnienie nie przyszło mu do głowy postanowił odpowiedzieć wymijająco.


- Jestem na czymś w rodzaju wycieczki – Posłał jej najlepszy ze swych uśmiechów i z przyjemnością obserwował jak się zarumieniła – Jak ci na imię?


- Nem... A tobie – Zaskoczona była tak szybkim przejściem obojga na ty.


Widocznie tam gdzie mieszka taki stan rzeczy jest normalny. Wreszcie mogła mu się dokładnie przyjrzeć. Wysoki, niewiarygodnie zdrowo wyglądający znaczy się umięśniony i te oczy... Patrząc w ich zieleń miała wrażanie, że znajduje się w zupełnie innym piękniejszym świecie. Nogi się pod nią uginały, serce biło tak mocno, że aż się bała czy nie rozerwie jej na strzępy! Może on też jest czarownikiem i rzucił na nią urok! To niewiarygodne! A mimo to nie odczuwała zagrożenia z jego strony. Raczej należało powiedzieć, że było wręcz odwrotnie.
Spróbowała bodaj usiąść, lecz niewiarygodny ból na ciele znów przygwoździł ją do tego łóżka. Ludzie z wioski postarali się aż za bardzo. Postarali się... Pft... Chcieli ją zabić i co do tego nie było ŻADNYCH wątpliwości. Być wiedźmą to przekleństwo. Wystarczyło jedno krótkie spojrzenie na niego, a decyzja została podjęta natychmiast.


- Zabierz mnie do swojego świata – Nie przewidywała odmowy.


Przez krótką chwilę milczał uważnie się jej przyglądając zastanawiając się jak to wszystko odkręcić. Przecież nie zabierze małej kobietki w sukni do Seattle i nie zaopiekuje się nią już teraz w tej chwili. Jej spojrzenie było twarde jak skała, a jednocześnie żałosne. Cholera. Jesteś żołnierzem! Masz słuchać rozkazu przeklętej Renfro i znikać stąd!
Westchnął w rezygnacją czując, że żadne argumenty nie są tak silne by przeciwstawić się prośbie Nem. Podszedł usiadł na brzeżku łóżka uśmiechając się kpiąco, co według niego miało oznaczać milczącą zgodę.


-, Ale najpierw trochę cię podleczymy i damy nauczkę tym w wiosce... – Powiedział


- Dziękuję! - Uśmiechnęła się szczęśliwa


- Zrobię coś do jedzenia... Jeśli będę potrafił na takim „sprzęcie” – Mruknął i znikł z sypialni.


Nem opadła na poduszki i uśmiechnęła się do sufitu pomalowanego na zielono. Jedzie do innego świata! Takiego, o jakim opowiadała jej babcia i skąd przybyła mama. Teraz tylko musi szybko wyzdrowieć i uważać na ludzi z wioski. Ludzie... Czy tam gdzie mieszka on też będą ja uważać za dziwadło? A może zaakceptują jej odmienność? Och... Jakie to trudne?.. Otarła szybko łzy, które spłynęły po policzkach nie będzie płakać po tych, którzy ją nienawidzili. Nigdy!


- Muszę szybko wyzdrowieć Rasho, a potem odejdziemy...


Zamknęła oczy i spróbowała sztuki, której uczyła się od lat. Sztuki uzdrawiania. Przestała słyszeć świat wokół niej i skupiła swe siły na poranionym ciele. To jakby ktoś stał tuż obok i szeptał uzdrawiające ciało słowa. Oczami wyobraźni widziała jak sińce znikają wszystko wewnątrz niej znów się znajduje na swym miejscu. Wracały jej siły, lecz to jeszcze nie był koniec. Teraz musiała się udać do Źródła Mocy i wypić łyk, który wystarczy na długi czas. Przybysz do chwili jej obudzenia powinien sam sobie dać radę ze wszystkim.


Nie mógł nic znaleźć w tej małej ciemnej kuchni! Ani odrobiny mleka! No nic, pójdzie do Nem i zapyta... Wszystkie mięśnie się w nim napięły do granic swych możliwości, oddech stał się krótki i urywany, serce zaczęło bić jak szalone! Zatrzymał się wpół kroku i dokładnie obejrzał swe ciało w poszukiwaniu jakichkolwiek ran i nic. Cały i zdrowy, więc co się z nim dzieje?!
Zmusił się wreszcie do wykonania bodaj jednego ruchu w jej stronę. Szybko odnalazł drzwi i nacisnął klamkę


- Nem gdzie tutaj jest mleko...


Słowa uwięzły mu w gardle i stanął jak wryty widzą pokuj, do, którego wszedł


- O cholera...
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 47 guests