(Powiedzmy, że bohaterką jest Maria)
‘Sen, każdy sen, jest jak psychoza. Ze wszystkim, co do niej należy: pomieszaniem zmysłów, szaleństwem, absurdem. Taka krótkotrwała psychoza. Nieszkodliwa, wprowadzona za zgodą i kończona z własnej woli poprzez przebudzenie. Oczyszczająca. Tak przynajmniej twierdzi Freud. On się chyba na tym znał…’
Czuła, że już nie śpi. To bardzo łatwe. Bo przebudzenie to nic innego jak synteza świadomości i zmysłów. A ona przecież przed chwilą usłyszała wiatr! Można we śnie usłyszeć wiatr? To chyba byłby cudowny sen. Taki inny i paradoksalnie rzeczywisty. Usłyszała tę jego dumę i moc. Tylko i wyłącznie za pomocą dźwięków wyczytała z niego wszystkie jego zamiary. Usłyszała skutki jego gniewu i tej pretensjonalnej arogancji.
Firanka niespokojnie drgnęła i był to moment zapowiadający coś mocniejszego. Takie momenty się wyczuwa wraz z receptorami. Wyczuwa się je w powietrzu, bo przecież musimy oddychać. Dostają się do nas w wraz z tlenem i podnoszą adrenalinę. Przecież ludzie to kochają…
Ona wbrew wszystkiemu nie była niespokojna, tylko oczekiwała. Wszystko dookoła nasycało ją uczuciem obojętności.
Pomimo przeczucia, mocno nękającego jej intuicję, nadal nie chciała udowadniać światu, że już od kilku minut nie śpi. Jej powieki również nie chciały, dlatego czekały posłusznie na znienawidzoną komendę. To pozwalało na intensywniejsze doznania innych zmysłów. Rozkoszowała się tymi chwilami każdą komórką. Kochała ten stan- zaraz po przebudzeniu. Jej umysł był wtedy jak sucha gąbka, albo czysta tablica. Pragnął chłonąć na nowo wszystkich doznań, przeżyć i emocji. Pragnął zapełnić się wspomnieniami. W tym stanie nawet czarny odcień jej świadomości, ograniczany skutecznie zamkniętymi powiekami, był inny niż podczas „śnienia”. Bo od 28 dni jej sny to nic innego jak bezsenność, albo czarna przestrzeń. Pustka. Brak obrazów. Zmusiła się do takiego stanu. Sama. Nie potrafiła śnić, żeby przy tym nie płakać. Przed snem myślała tylko o tym, żeby nic nie czuć. Jej pragnienie zostało spełnione, kiedy pewnej nocy padła ofiarą autodestrukcji. Nieświadomie, pod wpływem promieni księżyca i cierpienia. Po prostu któregoś dnia obudziła się z żyletką w ręce. Drugiej kończyny już w ogóle nie widziała, bo przesłaniała ją krwistoczerwona ciecz. Śniło jej się wtedy, że chciała sobie podciąć żyły. To był tak bardzo realny sen, że myślała, że ból towarzyszący cięciu skóry to wymysł wyobraźni. Od tamtego czasu bała się zasnąć. Podświadomość doskonale wiedziała, że ona pragnie śmierci. Ale nie mogła wiedzieć, że ona nie chce dopuścić do tej śmierci.
Myślała o tym setki razy- jak cudownie by było nic nie czuć. Ale nie mogła. Wraz z nią umarłoby kilka osób. Za duża strata dla świata.
Żeby nie spać potrafiła wpatrywać się przez kilka godzin martwym wzrokiem w sufit. Później wpadała w trans i nie spała już do rana. Odsypiała w ‘bezpiecznym’ autobusie, albo na lekcjach. Wykończona tą metodą przeszła na psychotropy. To dało spokój, kosztem możliwości śnienia. To dawało bezpieczny sen od zaśnięcia, do przebudzenia. Sny ją bolały. Dzisiaj obudziła się w trakcie spania. Po raz pierwszy od 28 dni. Zazwyczaj sama budziła się ok. 6, ale nie było jeszcze 6. Czuła, że nie było.
Zmusiła powieki do ruchu. Z takim niesamowitym żalem do inicjatora tego czynu oddzieliły się mechanicznie. Źrenice od razu zareagowały na intensywne, księżycowe światło i skurczyły się do wielkości nasionka jabłka. Jej oczy wyrażały niewiarygodny smutek. Może dlatego tak długo zwlekała z ich otwarciem? Może nawet w nocy starała się to ukryć.
09.11.04 r.
Nienawidzę patrzeć w lustro. Przez te oczy. Kiedyś je kochałam, głównie za kształt i kolor. Wiedziałeś, że moje tęczówki zmieniają się wraz z nastrojem? Chyba za późno odkryłam w sobie tę magiczną właściwość. Już nie mogę się nią rozkoszować.
Teraz moje oczy za każdym razem mają kolor smutku. A to tak bardzo boli… Już nie chcę na nie patrzeć. Czasami wydaję mi się nawet, że skoro ja nie widzę, to nie widzi nikt. To przynosi takie chwilowe ukojenie, wiesz?
Nienawidzę tego koloru. One miały najładniejszą barwę, kiedy się cieszyły…
Ogarnęła ją taka niesamowita ochota zobaczyć oczy. Właśnie teraz, jakby czuła, że kolor się zmienił. Taka dziecięca wiara w coś, co jest niemożliwe. Takie dziwne uczucie, że siłą umysłu jesteśmy w stanie zmienić fizyczną strukturę. Nie odważyła się. Nie teraz.
Podeszła do okna. Poczuła tęsknotę. Nie obojętność…
13.12.04 r.
Czy gdyby zabrakło mnie na tym świecie, tęskniłbyś?
Czasami zadaję sobie to pytanie. Wiesz, jak cudownie jest sobie wyobrazić, że tęsknisz? Ale na przykład boisz się do tego przyznać.
A może po prostu płeć męska nie umie wyrażać tęsknoty? Definiując to specyficzne uczucie jako zwykłe przyzwyczajenie.
A może nie chcesz tęsknić i gasisz to w sobie, bo to sprawia, że czegoś bardzo mocno pragniesz. A przecież Ty mnie już przekreśliłeś.
Lubię o tym myśleć, tak bardzo jak lubię śnieg. I lubię wynajdować setki powodów, dla których nie okazałeś mi do tej pory, że tęsknisz. Moja dusza się wtedy śmieje.
Czy gdybym stąd odeszła, to zabrakłoby Ci chociaż mojego uśmiechu? A może zwykłej troski, czy głupiej bliskości? Powiedz…
Księżyc lśnił niczym srebrna tarcza. Powoli usiadła na parapet. Zawsze to robiła, kiedy w powietrzu dało się wyczuć deszcz. Spojrzała niepewnie w niebo. Tak… zaraz zacznie padać. Pojedyncze chmurki już przysłaniały migoczące punkty, raz po raz zahaczając o ten największy. Uśmiechnęła się do siebie.
28.10.04 r.
Lubię. Ale co? Lubię Gwiazdy-kiedy się tak do mnie śmieją. Bo na którejś gwieździe jesteś Ty.
Lubię samotność. Paradoks- tylko wtedy zjawia się mój wyimaginowany przyjaciel. On zawsze bierze ze sobą takie nożyczki, które potrafią przeciąć cienki sznurek przyzwoitości. A wtedy jestem sobą. Lubisz być sobą? Ja chyba nie…
Lubię deszcz. Ten ciepły. Ale zimny też płacze. Nie zapominaj.
Jedna, samotna łza spłynęła po jej policzku.
Zaczęło padać- spokojnie, delikatnie. Jakby deszcz pytał, czy może się wypłakać. Oczywiście, że może. Z deszczem nie czuła się już taka samotna.
Tysiące kropel, niczym specyficzny rodzaj naturalnego kamikaze, uporczywie rozbijało się o jej naskórek, blaszany parapet, chodnik.
(…) Dlaczego ludzie nie lubią deszczu? Przecież on chce pomóc…towarzysząc w wylewaniu łez.
Tylko najlepsi przyjaciele potrafią płakać nad naszym nieszczęściem. Tyle, że On ma inny powód. Każdy powód jest dobry, wiesz? (…) [15.12.04 r.]
Tej nocy jej myśli były jak wyrwane kartki pamiętnika. Nie poukładane kartki, zapisane szeptem.
Wróciło. Wszystko. Tak dobrze tamowane przez cały ten czas. To jakby stworzyć blokadę w podświadomości. Blokadę stojącą w opozycji ze wszystkimi bolesnymi myślami. Kiedy organizm jest faszerowany chemią, blokada tworzy się automatycznie. Na to chcemy dostać gwarancję kupując i tego właśnie oczekujemy. Ale teraz powróciło. To przez ten księżyc… A może organizm nie jest już zdolny do przemiany substancji chemicznych w poczucie obojętności?
Ona chyba na pewno wolała obojętność... sto razy bardziej.
Powróciły wspomnienia, a myśli miały tylko jedną barwę.
3.12.04 r.
Dzisiaj myślałam o Tobie 34 razy. 34 razy musiałam ocierać wilgotne od łez oczy. Ty nigdy nie pozwoliłbyś mi wytrzeć oczu, prawda? Mówiłeś, że są cudowne, kiedy płaczę. Mówiłeś, że są wtedy najpiękniejsze.
Dzisiaj je wycierałam na złość Tobie. Zupełnie jakbyś stał obok i mnie wnikliwe obserwował. Często tak mam. Wszystko, co robię, robię dla Ciebie.
Wiesz jak fachowo nazywa się taki stan? Brak umiejętności pogodzenia się z rzeczywistością. Przepraszam, że bez Ciebie nic nie ma sensu. Przepraszam, że nie potrafię się pogodzić. Przepraszam, że było mi z Tobą tak dobrze. Dziękuję, że mogłam to przeżyć. Dziękuję, że byłam Aniołem. Dziękuję, że Ty nadal nim jesteś. Gdziekolwiek przebywasz, mam wielką nadzieję, że jesteś szczęśliwy. Proszę, bądź szczęśliwy- wtedy może to jakoś zniosę.
Zamknęła powieki. Koniec! Znowu bolało. Zapragnęła wrócić do czarnej, suchej i bezbolesnej przestrzeni. Zapragnęła położyć się jak najszybciej i uciec do swojego świata bez uczuć i emocji. Pragnęła obudzić się rano- jak zwykle o 6- i pozwolić zmysłom na rozkosz.
Zapomniała, że jest księżyc.
Położyła się do łóżka.
Zasnęła.
Znowu była Aniołem. Znowu potrafiła latać. Znowu...
Delikatnie wzbiła się nad Ziemię- czuła dokładnie to, co za pierwszym razem- wolność.
Odkąd On pozbawił jej skrzydeł, zapomniała całkowicie, co znaczy to nieskomplikowane uczucie. Proste, ale niesamowicie ważne i potrzebne. Zapomniała, a teraz mogła przeżyć je na nowo. Poczuć całą sobą.
Wzniosła się w chmury. Marzyła.
Oddychanie nie sprawiało już bólu.
Myślenie nie przywracało cierpienia.
Oczy zapomniały na chwilę jak produkuje się łzy.
Serce już nie krwawiło.
Nie miało ran kłutych Jego słowami.
Zapomniało.
Zza chmur ujrzała Księżyc. Srebrny, wyrazisty. Zupełnie inny. Czuła lekkość.
Miała po co żyć. Miała Jego. Znowu miała. Znowu byli szczęśliwi, znowu wszędzie razem. Znowu robiła wszystko z myślą o jednej osobie. Znowu czuła się potrzebna…
Nagle, jak za pociągnięciem sznureczka- runęła w dół. Bezszelestnie. Nie miała żadnych szans... W tym momencie się obudziła. Gwałtownie otworzyła oczy- wilgotny chodnik zbliżał się zbyt szybko, nie zdążyła nawet pomyśleć, ale jej myśli pewnie byłyby tym razem zabarwione przerażeniem. Przyciszony okrzyk był owocem nagromadzonych emocji. Nie była gotowa na taki koniec.
W powietrzu unosił się stłumiony odgłos upadku i zapach świeżej krwi. Zgon na miejscu.
Tym razem to nie On, lecz Rzeczywistość odebrała jej skrzydła.
Zrobiłaby to i bez pomocy podświadomości. Chemia też zmusza.
‘Dziękuję za sny. Byłam Aniołem, bo znowu miałam Ciebie.
Dziękuję za marzenia’.
Znowu była Aniołem
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
O rany! Ale się ociągałam z komentowaniem tego Wybacz Luca, ale zwalam to wszystko na stres maturalny
Przyznam szczerze, że chociaż króciutkie te twoje opowiadanko, to jest niezwykłe. Udaje ci się stworzyć niesamowitą atmosferę. Taką mglistą i nieco przygnębiającą... Na pozór to wydaje się być takie proste, nawet banalne. Ale chyba w tym tkwi urok. Po co pisać patetyczne, wzniosłe eposy, kiedy nie potrafi się docenić takiego skromnego, zwykłego, pięknego dziełka.
Przyznam szczerze, że chociaż króciutkie te twoje opowiadanko, to jest niezwykłe. Udaje ci się stworzyć niesamowitą atmosferę. Taką mglistą i nieco przygnębiającą... Na pozór to wydaje się być takie proste, nawet banalne. Ale chyba w tym tkwi urok. Po co pisać patetyczne, wzniosłe eposy, kiedy nie potrafi się docenić takiego skromnego, zwykłego, pięknego dziełka.
- Martuśśśśśśśśśś
- Gość
- Posts: 18
- Joined: Thu Apr 21, 2005 3:26 pm
- Location: Suwałki
- Contact:
właśnie przeczytałam..
no to tak:
słuchałam sobie właśnie "Binocular- You", ale kiedy przeczytałam 1/3 opowiadania- zmienilam muzykę na "Sarah Brightman- Deliver me"...dlaczego?
bo tak było wygodniej, ta muzyka odzwierciedlała moje przygnębienie...
opowiadanie jest piękne...ten smutek sprawia, że nasza podświadomosć rozumie wszystko...gratuluję...bije od tego monotonia, która jest tak wymowna, że nie nudna... :absurdalne a tak cudowne...
no to tak:
słuchałam sobie właśnie "Binocular- You", ale kiedy przeczytałam 1/3 opowiadania- zmienilam muzykę na "Sarah Brightman- Deliver me"...dlaczego?
bo tak było wygodniej, ta muzyka odzwierciedlała moje przygnębienie...
opowiadanie jest piękne...ten smutek sprawia, że nasza podświadomosć rozumie wszystko...gratuluję...bije od tego monotonia, która jest tak wymowna, że nie nudna... :absurdalne a tak cudowne...
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 14 guests