Heart of soldier - zakończenie + Epilog

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

Post Reply
_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Tue Feb 22, 2005 10:53 am

Wiecie co? Jak czytam wasze komentarze i przewidywania co do kolejnych części, to stwierdzam, że jestem niesamowicie diaboliczna :twisted: Dlaczego? Bo za każdym razem w opowiadaniu dzieje się coś innego niż wy przewidujecie! Ha! Tym razem również... Wydaje wam się, że będzie ostry wybuch, walka, kłótnia? Hehe, no to czytajcie i chylcie głowy przed moją zdolnością do zaskakiwania was 8)

[wciąż jednak ostrzegam - nie dajcie się zwieść; nawet chwila wytchnienia nie oznacza radośći do końca]


P.S: Chciałam zamieścić na Komnacie nowego polarka :? Ale, że Komnata nie działa, to waham się czy go zamieścić tutaj i kiedy... hmm...




12.

Przekręciła się na bok. Nerwy szarpnęły. Syknęła z bólu i momentalnie otworzyła oczy. Przesunęła spojrzenie po ciemnozielonej ścianie. Zaraz, zaraz... w jej mieszkaniu był inny kolor. Powoli obróciła się na plecy i na drugi bok. To zdecydowanie nie było jej mieszkanie. Wciągnęła głęboko powietrze. Ten zapach... Alec.

Zamknęła powieki. W głowie szybko przemknęło jej wspomnienie tego, co się działo nim zasnęła. A najgłośniej dźwięczały jego słowa. Suka. Powinna mu za to wydrapać oczy, ale jednak nie mogła. Bo miał rację. Przez ostatnie dni zachowywała się wobec niego jak zimna suka, odpychająca i gryząca nawet, gdy on wyciągał rękę w dobrym geście. Wykrzykiwała, że go nienawidzi a on mimo to pozwolił jej u siebie zostać tylko dlatego, że potrzebowała kilku dni na regenerację.

Westchnęła. Bycie zimnym żołnierzem było łatwe, ale gdy nie dbało się o myśli i uczucia innych. Do tej pory nie dbała, nie licząc własnego oddziału. Ale ponowne pojawienie się w jej życiu zielonookiego X5 wywróciło wszystko do góry nogami i teraz już nie wiedziała co wywołuje to dziwne wyrzuty sumienia.

If I could change
I would


Szmer. Ktoś wszedł do sypialni. Alec. Zacisnęła mocniej powieki, mając nadzieję, że uwierzy w jej sen. Chociaz to naprawdę wydawało się snem. Koszmarem nawet. Czuła jego obecność. Zapach. Ciepło. Bicie serca. Ukłucie wewnątrz przesłało dreszcz wzdłuż koniuszków nerwowych. Pamiętała jego bicie serca tak dobrze. Co wieczór zasypiała wtulona w jego ramiona z głową na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w bicie silnego serca.

Miała wrażenie, że przygląda się jej. Wręcz czuła malachitowe spojrzenie ślizgające się po jej twarzy i całym ciele. Nie myliła się. Badał każdy zakamarek, który kiedyś znał na pamięć. Nie, wciąż znał. Przechylił głowę nieco w bok, przyglądając się jej twarzy. Delikatne, niewinne, anielskie wręcz rysy. Ale tylko on dostrzegał piętno piekła zwanego Manticore. Niewidoczne znamiona bezsilności i rozpaczy, skupienie i odpowiedzialność. Smutek.

Pochylił się i delikatnie odgarnął pasemka ciemnych włosów, które przysłaniały jej policzek. Dlaczego teraz znikała wszelka złość i chęć mordu? Nawet gdyby miał pod ręką nóż, nie byłby w stanie go użyć. Lekko się uśmiechnął.

Byli tak podobni. Pod pewnymi względami... Tłumili w sobie wszystko, udawali przed innymi. Udawali, że wszystko jest w porządku, a to co było nie tak, ukrywali głęboko. Chowali się za maską obojętności i złośliwości. Misje były najważniejsze. Oboje byli żołnierzami czy im się to podobało czy nie. I to chyba był powód, który ich tak oddzielał. Gdzieś była w podświadomości zakorzeniona obawa przed tym co nowe, przed tym co tkwiło w nich. Pokręcił głową i wstał.

* * *

- Więc żyje – mruknął z niezadowoleniem
Chłopak wyszczerzył zęby, pełen dumy. Co jak co, ale ta informacja całkowicie go cieszyła. Wiedział, że Liz tak łatwo nie da się podejść. Bądź co bądź była najlepszym żołnierzem jakiego znał.
- Mówiłem, że jej się nie da ot tak zabić. Nawet twoi ludzie nie są w stanie.

White spojrzał na niego gniewnie. Nie lubił takich pewnych siebie osobników, którym się wydawało, że pozjadali wszystkie rozumy. A już zwłaszcza jeśli byli tak bezczelni wobec niego. O nie, w jego towarzystwie nikt nie powinien czuć się pewnie. Zgrzytnął zębami.

Nie lubił, gdy coś nie szło po jego myśli. Teraz będą tam w TC strzec jego „kochanej siostryczki” jak oka w głowie. Nie dadzą się nikomu zbliżyć do niej. Przeklęta pseudolojalność. Ale... - pewien pomysł zaświtał w jego głowie – mógł na tym skorzystać. Zdecydowanie. Zwłaszcza jeśli jego siostra była dobrze wprawionym dowódcą. Tak, to był genialny pomysł.

- Nie zabiję jej – powiedział z dziwnym uśmieszkiem – Przyda mi się.

* * *

Kolejna godzina bezczynnego leżenia i milczenia. Miała tego serdecznie dość. Westchnęła i podparła się by wstać. Nerwy nieco się napięły. Ból był już o wiele słabszy, chociaż wciąż ścinał coś wewnątrz. Jęknęła, ale podniosła się wyżej.

- Leż – miękki głos rozbrzmiał w jej uszach
Spojrzała w stronę drzwi. Alec stał wsparty bokiem o framugę i przyglądał się jej. Tym razem malachitowe spojrzenie było łagodne i nieco rozbawione nawet. I położyła się posłusznie. Może to przez tą nagłą zmianę jego tonu. A może doszła do wniosku, że i tak nie ustałaby za długo na nogach.

Alec podszedł do niej i jakby nigdy nic usiadł na skraju łóżka, wbijając wzrok w jej twarz. Zaczynała czuć się nieswojo. Chciała się podsunąć wyżej, ale ostry impuls nerwobólu nie pozwolił jej na to, za to wydobył stłumiony jęk. Jeśli to miała być ta szybka regeneracja...
- Boli?
Uniosła wzrok. Kiedy Alec znalazł się tak blisko? Jeszcze przed chwilą siedział na skraju łóżka, a teraz pochylał się nad nią. Ich ciała dzieliło zaledwie kilka centymetrów.

Rozchyliła usta czując ciepłe palce zmierzające po skórze jej pleców. Albo była zbyt osłabiona by się skoncentrować albo on był niesamowicie szybki. Nie zauważyła gdy wsunął swoją dłoń pod jej plecy, chcąc najwyraźniej odnaleźć punkt bólu i kto wie w jaki sposób się go pozbyć. Zwilżyła nerwowo wargi językiem, czując jak opuszki jego palców zsuwają się coraz niżej. Napięła całe ciało, gdy dotknął ledwo zabliźnionej rany.
- Ciii – szepnął do jej ucha, zbliżając się jeszcze bardziej
Spoglądała na niego uważnie. Zielone tęczówki iskrzyły. Był tak blisko. Dotknęła dłonią jego policzka. Tylko kilka milimetrów i mogłaby znów posmakować jego ust.

Pochylił się, niefortunnie przyciskając ją mocniej do materaca. Syknęła z bólu, a on momentalnie zamarł. Po kilku sekundach przekręcił się i położył obok niej. Oboje leżeli, równomiernie oddychając i wpatrując się w sufit. Alec zastanawiał się. To jedyna chwila gdy na siebie nie krzyczeli, nie bili się, nie mieli ochoty pozabijać. Może warto byłoby spróbować.

- Powiesz mi dlaczego? - zapytał łagodnie na wpół przyciszonym głosem
Wstrzymała oddech. Czy musiał psuć takie chwile? Jedyne gdy nie było tego napięcia. Z drugiej strony... Zrobił dla niej wiele, choć nie musiał. I nie oczekiwał niczego innego wzamian. Prosił tylko o odpowiedź. Odpowiedź, która mu się należała. Jak nic innego.

Ale wciąż było trudno. Na to nie było słów. Nie umiała tego ująć w nic sensownego. To po prostu siedziało gdzieś głęboko w niej.
- Nie byłem dla ciebie dośc dobry? - Alec wciąż pytał spokojnie, ale z dziwnym bólem – Bałaś się, że złamię ci serce?

- Żołnierze nie mają serca.

To było to. Alec obrócił głowę, wbijając uważne spojrzenie w twarz Liz. Powiedziała to z taką pewnością i rozgoryczeniem. Lata spędzone w Manticore nie pozwalały na dopuszczenie tego, co mogłoby osłabić zmysły. A ich relacje zbyt się pogłebiły. Przestraszyła się tego, co mogło nastąpić. I z drugiej strony ciężko jej było się tego pozbyć, zapomnieć o tym. Ona wciąż uważała, że jest tylko i wyłącznie żołnierzem, który nic nie czuje. A przynajmniej nie powinien czuć.

- Poza tym – dodała w tym samym tonie – Zawaliłam przez ciebie misję.
Alec zmarszczył brwi. Znów miała zamiar go o coś oskarżać?
- Trudno zlikwidować kogoś na kim ci zależy. - powiedziała gorzko, jakby kpiła sama z siebie
To zdanie uderzyło Aleca. Aż otworzył buzię, tylko nie wiedział co powiedzieć.

Więc był jej misją...

Tego by się nigdy nie domyślił. Nigdy. Grała wtedy idealnie. Chociaż nie. Wychodziło na to, że nie grała. Przeciwnie, wszystko zaczęło się stawać prawdziwe. Zaczęło w niej kiełkować to dziwnie lekkie uczucie, osłabiające zmysły i poczucie rzeczywistości. Zagłębiła się w tym tak mocno, że nie potrafiła wypełnić zadania. Nie umiała go zabić. Więc wolała uciec. A on ją za to znienawidził. Bo się nie domyślił o co mogło chodzić.

Przytaknął tylko i ponownie wbił wzrok w sufit. Teraz sprawy rysowały się całkiem inaczej.
Image

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Tue Feb 22, 2005 11:30 am

Tylko czy inaczej znaczy lepiej? :? Łatwiej chyba by im było gdyby chodziło o coś innego niż 'zbiór zasad Manticore'. :roll: Spokojna część po tych wszystkich poprzednich, a jednak to po tej czuję sie naprawdę wypompowana. :roll: Chociaż wspólne gapienie się w sufit można chyba uznać za drobny postęp. :D
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Tue Feb 22, 2005 11:45 am

Po wyznaniu Liz Alec powinien chodzić z uśmiechem na twarzy od ucha do ucha. Ja bym na jego miejscu odpowiednio wykorzystała to co usłyszał. Tym bardziej, że Liz leży i wstać za bardzo nie może, mógłby jej teraz odpowiednio podogryzać :twisted: .
Ciekawe jak też jej braciszek zamierza ją wykorzystać :roll: .
Nie wykonała wtedy zadania, znaczy misji i co ?? Zero konsekwencji ??
Czytaj między wierszami...

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Tue Feb 22, 2005 9:23 pm

nno dobra, nie spodziewałam się, ze porozmawiają. Tak naprawdę porozmawiają, a oni.. bezczelnie to zrobili 8)
Nawet gdyby miał pod ręką nóż, nie byłby w stanie go użyć.

wiedziałam, ze kiedyś będzie wzmianka o nożu, był tu po prostu niezbędny 8)
I nie chodzi o ten nóż, co ją próbowano zabić, tylko... zresztą nieważne :roll:

Ta część była zdecydowanie zbyt zbytania jak na HOS, podejrzewam, że w następnej kilka rzeczy się zmieni :twisted:
Nie wiem czemu, ale nadal mam ochotę dokopać Liz 8)

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Wed Feb 23, 2005 2:13 pm

Nie no całkiem sobie to inaczej wyobrażałam szczerze mówiąc :lol: No tak postępy to oni robią ogromne :twisted: Przynajmniej nie chcą się zabić 8)

Więc był jej misją...
No powód w sumie prosty, ale z tego co pamiętam nikt na niego nie wpadł :twisted:

- Nie zabiję jej – powiedział z dziwnym uśmieszkiem – Przyda mi się.
ciekawe co ten znowu wymyśli
:roll:
wciąż jednak ostrzegam - nie dajcie się zwieść; nawet chwila wytchnienia nie oznacza radośći do końca
Będziemy czujni :lol:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Wed Feb 23, 2005 4:19 pm

Zobaczycie, że uśpię waszą czujność porządnie... będziecie żyły w nieświadomości i nagle... bam! :twisted:


13.

Pierwszy krok był dość niepewny. Mięśnie napięły się ostro jakby zaalarmowane. Dopiero po kilku sekundach się rozluźniły. Odetchnęła z ulgą. No, nie było tak źle. Jednak organizm szybko odzyskiwał formę. To dobrze. Mogła się błyskawicznie stąd zmyć. I tak za długo tu siedziała. Alec pewnie miał jej serdecznie dość.

Kąciki ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Przypomniał jej się ostatni wieczór. Począwszy od ciepłych opuszków na jej plecach, miękkiego i łagodnego głosu, przez tę rozmowę, która od dawna czekała na przeprowadzenie, aż po późną noc, kiedy zasnęła. W zasadzie nawet nie pamiętała, o której zasnęła. Leżeli kilka godzin i rozmawiali. Tak, rozmawiali.

Przeszła powoli dalej, starając się nie stracić równowagi. Rozmawiali. Ciągle jej się wydawało, że to niemożliwe, że to sen. Jeszcze kilka dni temu byli w stanie otwartej wojny, a tu nagle spokojnie rozmawiali. O tym co się działo przez ten rok. To wydawało się być tak surrealistyczne... Jakby nic między nimi się nie stało. Jakby wszystko było dobrze. Jakby byli razem.

Zatrzymała się i potrząsnęła głową. Nie. Nie byli razem. Nigdy nie byli naprawdę razem. Nawet tamte pamiętne dwa tygodnie nie mogły stanowić zalążka związku. Bo żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, jaka ciązyłaby na nich odpowiedzialność. Poza tym ona nie chciała, nie mogła... Wtedy... Kolejny krok. Tak, wtedy wszystko było na nie. Następny krok. Ale teraz to jednak układało się inaczej. Mogłoby się ułożyć inaczej.
- Nie – szepnęła sama do siebie
Wciąz była żołnierzem, wciąz miała swoją misję, wciąż musiała myśleć o swoim oddziale. I choćby bardzo chciała, to nie mogła wyprzeć się tego. Sprzeczności znów zaczynały ją dobijać.

Just washing it aside
All of the helplessness inside
Pretending I don't feel misplaced
is so much simpler than change


Z jednej strony miała swoją powinność, misję do której ją stworzono. Grupa ludzi, przyjaciół, którzy zawsze byli przy niej. Potrzebowali jej i liczyli na nią. Nie mogła ich zawieść. Musieli się trzymać razem, a ona musiała ich chronić. Nie mogła doprowadzić do tego, by stracić którekolwiek z nich jak Iana. Ale z drugiej strony rysował się kuszący obraz zielonookiego X5. Tego, którego już znała, który był tak bliski i podobny. Alec stanowił naprawdę nęcącą wizję. Nie tylko ze względów fizycznych, którym ciężko było się oprzeć. W tym było coś głębszego. To uczucie, które już wtedy ją do niego przywiązało.

Uchyliła cicho drzwi i ostrożnie weszła do salonu. Cisza. Aleca nie było. Za to ciemny wzrok momentalnie odnalazł inną znajomą postać. Przystanęła zdumiona i uniosła brew do góry.
- Chodzisz – ciepły głos wyrażał pełne zadowolenie
Przewróciła oczami. Czasami bywał naprawdę głupio rozbrajający z ta swoją szczerością i poczuciem humoru napalonego nastolatka.
- Wiem, że wolałbyś mnie w pozycji leżącej – wyszczerzyła zęby – Jak większość mężczyzn...

Doskonale znała jego słabość do niej. Tak, Kyle zawsze miał do niej słabość. Nie zauważyła nawet kiedy się to rozwinęło, ale chyba jeszcze w Manticore. Początkowo zwalała to na hormony, ale z czasem okazało się, że to coś całkiem innego. Chyba byli przyjaciółmi. Bardzo bliskimi. Ale Kyle w końcu nie powstrzymał swoich uczuć i przekroczył tę granicę. Nigdy jej nie powiedział, ale ona zawsze wiedziała. Zawsze.

Uśmiechnęła się. Nie przeszkadzało jej to. Tylko czasami było go szkoda. Bo choćby się nie wiadomo jak starał i tak nie umiała tego odwzajemnić. Dla niej był tylko przyjacielem. I to najlepszym. Nawet z H nie była tak blisko. Podeszła i pstryknęła go w nos.

- Widzę, że masz niezłego... rehabilitanta – Kyle się roześmiał
Posłała mu wymowne spojrzenie. Nie ostre, ale raczej z nakazem milczenia i nie poruszania tego tematu. Ale to działało na niego z odwrotnym skutkiem. Tylko podjudzało. Kiedy go minęła i skierowała sie do kuchni, podreptał za nią.
- No opowiadaj – brzmiał jak zaciekawione dziecko – W całym TC aż huczy.
Liz obróciła się, spoglądając na niego ze zdumieniem.

Huczało? Od czego? Przez jej umysł przemknęła cała masa możliwości. Po pierwsze mogło chodzić tylko o scenę wyniesienia jej ze skrzydła szpitalnego. Po drugie o sam fakt jej mieszkania u Aleca. Poza tym w głowach transgenicznych mogły się zrodzić najróżniejsze możliwości, począwszy od uznania ich za kłótliwe rodzeństwo a skończywszy na spisku.

Czekała więc na wyjaśnienie. Kyle wydawał się być dumny z faktu, że czymś ją zaintrygował.
- No ty i 494 – spojrzał na nią uważnie – Słyszałem o nim różne opinie, a żadna nie przemawia za tym, że jest opiekuńczym altruistą.
Liz wzruszyła ramionami. To wiedział każdy. Alec nie należał do ekstrawertyków, którzy się ofiarowywali z pomocą.
- Dlatego wszyscy snują domysły co was łączy – mruknął – Sam jestem ciekaw.

Oho, zaczynało się. Podejrzenie. Cóż, może i trochę słuszne. Coś chyba było między nią i Aleciem, ale żeby od razu rozdmuchiwać to do takich rozmiarów... Zerknęła na Kyla. Czy miał zamiar odstawiać scenki zazdrości? Ale on tylko wzdrygnął się i dokończył ze znudzeniem:
- Ale to twoja sprawa.
Uśmiechnęła się lekko. Naprawdę go ceniła. Za wszystko co dla niej robił. I chociaż go zapewne skręcało, aby dowiedzieć się prawdy, szanował jej przestrzeń. Potrafiła się za to odwdzięczyć.
- Sama nie wiem, co między nami jest – westchnęła i podrapała się w nos – Coś na pewno. Ale co sekundę się to zmienia – oparła się o blat kuchenny – Od nienawiści do uśmiechu.
Kyle przytaknął tylko. Nie chciał jej ciągnąć za język. Gdy będzie gotowa, to opowie o tym otwarcie. A może, kto wie, na własne oczy zobaczy co z tej dwójki będzie. Domyślał się tylko, że znali się wcześniej.

Podszedł do niej i powstrzymując śmiech, zapytał:
- A podziękowałaś mu odpowiednio?
Uderzyła go w ramię, ale roześmiała się. On zawsze tylko o jednym myślał.

* * *

White przechadzał się w tę i z powrotem po gabinecie. Obrócił się, gdy drzwi się otworzyły a do środka weszła znajoma postać. Nie czekając na nic przeszedł do sedna:
- Nie wypełniłaś zadania. Ale możesz to nadrobić.
Kiedy czekała na wyjaśnienia, on obliczał coś w pamięci. Jakby przewidywał wszystkie możliwości. W końcu mruknął coś i rzucił w jej stronę:
- Nie zabijaj jej. Doprowadź ją do mnie.

Dziewczyna przytaknęła. Kolejne pomysły Whita były coraz trudniejsze do realizacji. Ale nie było innego wyjścia.

* * *

Otworzył drzwi po cichu. Nie chciał jej zbudzić. Kiedy rano wychodził, spała. Wycieńczona. A zasypiała tak spokojnie. Lekko się uśmiechnął na myśl o jej miękkim głosie, gdy rozmawiali. Spokojnie, normalnie, bez żadnych sprzeczek i napięć. Jak kiedyś. I jak kiedyś wracał właśnie wieczorem by ponownie ją zobaczyć, poczuć jej zapach.

Rzucił klucze na szafkę i wszedł do pokoju. Zatrzymał się wpół kroku. Na stole znajdowało się nakrycie. Poprawka. Dwa nakrycia. Talerze, sztućce, nawet kieliszki. Uniósł brwi w zdumieniu. Czyżby wszedł nie do tego mieszkania co trzeba? A może zapomniał o istnieniu jakiegoś anioła, który o niego dbał? Przesunął wzrok w stronę kuchni. W ułamku sekundy mignęła mu przed oczami fala ciemnych włosów, a po chwili ujrzał cała postać drobnej brunetki.

- Już jesteś – lekko się uśmiechnęła
W tym momencie poczuła się dziwnie zażenowana. Wyglądało na to, że zmieniła front o całe sto osiemdziesiąt stopni. I to w ciągu zaledwie kilku dni. Do tej pory nienawiść aż w niej syczała a teraz nagle przyjmowała go uśmiechem i kolacją. Krępowały ją jej własne sprzeczności. Założyła nerwowo pasemko włosów za ucho. Lewy kącik jego ust uniósł się nieco do góry. Nie w złośliwym czy tryumfalnym uśmieszku, ale nieco rozbawionym i dumnym. Przy nim stawała się tak otwarta, że wydobywała z siebie nieświadomie pokłady naturalności i niepewności, jakiej nikt inny w niej nie widział. Ale to w niej uwielbiał. Łagodność, ciepło, nieco niesmiałości i jednocześnie siła, upór, gniew i niebezpieczeństwo. Łączyła w sobie wszystkie odcienie uczuć jakie przez niego kiedykolwiek przepłynęły.

Podszedł bliżej i usiadł na kanapie, jeszcze raz przyglądając się zastawie. Skąd ona to wszystko wytrzasnęła? Czego jak czego, ale nie spodziewał się takiej formy... hmm, właściwie co to miało oznaczać?
- Chciałam ci jakość – wymamrotała – Podziękować – to słowo jakoś z trudem przedarło się przez jej gardło – A to dość... smaczna forma.
Obróciła się na pięcie i ponownie skierowała swoje kroki do kuchni. Alec uważnie śledził każdy jej ruch. Zielone spojrzenie łapczywie prześlizgiwało się po jej ciele. Drobnym, gibkim, idealnie stworzonym. Ciemne dżinsy trzymające się na biodrach, wiśniowa koszulka nieco krótka, odsłaniały spore skrawki karmelkowej skóry. Fala ciemnych włosów opadała miękko na plecy. Kocie, subtelne ruchy działały wręcz pobudzająco na jego wyobraźnię. Na pamięć.

Doskonale pamiętał każdy jej ruch. To drobne ciałko wijące się pod nim, błagające o kolejny dotyk. Smak jej ust, cynamonowy posmak jej skóry. Niecieprliwe palce przesuwające się po jego ciele. Słodki, na wpół omdlały szept wydobywający się z jej ust na kształt jego imienia.

Nie mógł oderwać od niej wzroku, gdy weszła do pokoju niosąc ostentacyjnie z pełną dumą pachnący sos. Postawiła naczynie na stole. Kiedy się pochylała, lekkie szarpnięcie w świeżo zabliźnionej ranie na chwilę uniemożliwiło jej ruch. Alec dostrzegł niewyraźny grymas na twarzy Liz.
- Jeszcze boli?
Przytaknęła tylko z pobłażliwym uśmiechem i wyprostowała się. Nim zdołała się obrócić, płynnym ruchem objął ją w pasie i przyciągnął w swoją stronę. Przesunął dłoń po jej plecach, śledząc spojrzeniem reakcję jej ciała. Drgnęła lekko, ale nie wyrywała się. Przeciwnie, rozluźniła. Powoli podsunął wiśniowy materiał do góry, odsłaniając skórę jej pleców i wyraźną bliznę. Opuszki jego palców musnęły zranione miejsce. Ciche jęknięcie wydobyło się z ust Liz. Po kilku sekundach przymknęła jednak powieki, kiedy ciepła dłoń przesunęła się delikatnie po fragmencie przebitego ciała. Momentalnie odchyliła głowę do tyłu, gdy dłoń zastąpiły wilgotne usta. Jak ona za tym tęskniła...
Image

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Wed Feb 23, 2005 4:36 pm

Liz chyba już na zawsze pozostanie odpowiedzialnym dowódcą, pewnie ma to w genach:?
Coraz bardziej lubię Kyle'a, nawet jeśli jest zakochany w Liz i tak to żadna konkurencja dla Aleca, szczególnie że Kyle i Liz to przyjaciele.

Podszedł do niej i powstrzymując śmiech, zapytał:
- A podziękowałaś mu odpowiednio?

Sierściuch 8)

No i Liz, a własciwie Liz i kolacja dla Aleca... Choć to rzeczywiscie może być smaczna forma... podziekowania. :shock: :shock:

Momentalnie odchyliła głowę do tyłu, gdy dłoń zastąpiły wilgotne usta. Jak ona za tym tęskniła...

Za czymś jeszcze? 8) Nie dziwię sie jej, ale skoro ma nastąpić bam to w następnej części walnie mu z liścia :roll:

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Wed Feb 23, 2005 4:57 pm

Jak większość mężczyzn...
Ach, ta wszechobecna skromność... 8)
A może zapomniał o istnieniu jakiegoś anioła, który o niego dbał?
Zmieńmy anioła na małą małpkę. Żądam uprawnienia dla małych małpek. :lol: Czy nikt tu nie oglądał w dzieciństwie 'Małej księżniczki'? :roll:

Poza tym ta część była przerażająca. :shock: Aż boję się myśleć o następnej. :roll:
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

User avatar
~Lenka~
Nowicjusz
Posts: 124
Joined: Tue May 11, 2004 2:08 pm
Location: Łódź
Contact:

Post by ~Lenka~ » Thu Feb 24, 2005 7:38 am

No - nareszcie nadrobiłam wszystkie... yyy... 13 części... :oops: 8)

_liz genialne opowiadanie, genialna Liz-wierny żołnież bez uczuć i jak zawsze genialny Alec! A, no i oczywiście Kyle - też ganialny! :lol:
Dobra, wiem, że plote, ale godzina taka wczesna-późna jeszcze... 8)

- A podziękowałaś mu odpowiednio?
Faceci... 8) Ale i tak lubimy Kyle, nie??

Czyli jednak White zlecił zabicie Liz jakieś dziewczynie! Dziewczynie z blond włosami! Ja tu nie chcę nic sugerować, bo dla mnie samej moje przypuszczenia wydają się śmieszne... Hotaru-Mleczna Wróżki by nie była zadowolona z takiego obrotu spraw, tak sądze... :lol:

A co do relacji Liz-Alec to jest tak słodko, że aż mnie ciarki przechodzą ze strachu co będzie dalej... :roll:

Standardowo: jęczymy o więcej! :uklon:

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Thu Feb 24, 2005 10:52 am

Lenka aż ci zazdroszcze :lol: 13 części na raz...też bym tak chciała 8)
Czy nikt tu nie oglądał w dzieciństwie 'Małej księżniczki'
Ja!! Ja oglądałam :P Chyba to nawet na kasecie miałam czy coś :P

Tak sobie myślę, że tą osobą, która chciała zabić Liz była Maria 8) bo
w części 10 było zdanie:Kątem oka uchwyciła uciekającą osobę. Jasne włosy rozpłynęły się po chwili, gdy osunęła się w dół
A wiadomo, że _liz lubi znęcać sią nad Marią :lol:


Aż się boję tego Bum, bo narazie jest tak miluśko :twisted:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Thu Feb 24, 2005 11:05 am

No to dzisiaj będzie bum! :twisted: Nie staracie się ostatnio z komentarzami, ale dzisiaj są urodziny Hotaru i z myślą o niej zamieszczam kolejną częśź (chociaż ona jest z nimi do przodu, w przeciwieństwie do was).

Było milusi, a teraz będzie pół na pół... Niby jeszcze sennie, jak w ostatniej części, ale z drugiej stroni pojawi się ta blondynka (nie Maria), a przyprowadzi ją ów żołnierz z oddziału Liz, pracaujący dla Whita. 8) Powiem wam tylko, żebyście nie patrzyły po pozorach i od razu go nie skreślały. Kim jest, dowiadujecie się na końcu tego rozdziału - ale nie zaglądać! I szykujcie się już na paskudną część 15...




14.

Nie spał. Wpatrywał się w nią od paru godzin. Jak z każdym równomiernym oddechem jej ciało unosi się lekko do góry. Ułożona na boku z jedną dłonią pod głową. Ciemne włosy rozsypane na poduszce. Tylko powieki jej lekko drgały, jakby czekały na jeden impuls, by otworzyć się. A mimo to wydawało się, że śpi spokojnie.

Nawet nie przeczuwał, że to będzie tak obezwładniające. Jakby czas się cofnął. I znów był tamten poranek, ale tym razem bez pustki i gniewu. Tym razem ona była obok i nawet nie planowała ucieczki. A gdyby przyszedł jej do głowy taki pomysł, to wybije jej to szybko z umysłu. Tym razem nie miała przecież powodu do ucieczki. Cały jej oddział był tutaj, bezpieczny. Manticore nie istniało.

Przesunął wskazujący palec po jej ramieniu. Gładka, chłodna skóra tak przyjemna w dotyku. Uśmiechnął się lekko na wspomnienie gęsiej skórki jaką wywoływał u niej, jak niesamowicie było wpijać palce w delikatne ciało. Nie mógł tego opanować, ale widząc ją nagą i bezbronną obok siebie, jego myśli szły tylko w jednym kierunku. Znów ją obrócić na plecy i poczuć jak wije się pod nim. Gibkie ciało przyjemnie się gięło, smukłe nogi przesuwały się niespokojnie po materacu, gdy narastające napięcie nie mogło znaleźć uwolnienia. Drobne palce wbijały się w jego plecy, a z rozchylonych ust wydobywał się gorący oddech.

- Alec – mruknęła zaspanym głosem
Zielone spojrzenie przesunęło się na jej twarz. Ciemne tęczówki zamglone resztkami snu powoli przytomniały. Zamrugała. Kiedy postać leżącego obok niej mężczyzny stała się wyraźna, wstrzymała oddech. Dopiero po chwili wróciła świadomość i pamięć, że to co zaszło nie było snem. Chwila wahania. Jakby nie była pewna co robić. Uśmiechnąć się czy uciec? Ale i tak druga opcja nie wchodziła w grę, bo przecież by ją złapał. I kolejna awantura gotowa.

A od tych ciągłych kłótni już bolała ją głowa. Wprawdzie kierowała nimi nienawiść i chęć mordu, ale i tak te krzyki odbijały się echem, przynosząc dziwne osłabienie.
- Co teraz? - zapytała cicho
To jedyne sensowne pytanie jakie jej przychodziło do głowy. Przecież nie mogli zachowywać się, jakby nigdy nic. Takie postępowanie nigdy się nie sprawdzało. Przeciwnie, przynosiło odwrotne skutki niż powinno. Kolejnego rozstroju nerwów by chyba nie przetrwała. A z drugiej strony udawanie, że wszystko minęło a oni budują coś na kształt związku było niedorzeczne. Oni po prostu zawiesili broń, uspokoili się i spędzili razem noc. Nie mogło w tym być nic więcej.
- Hmm... śniadanie – odpowiedział beztrosko Alec
Przewróciła oczami. Wiedział doskonale, że nie to miała na myśli. Ale chyba sam nie był gotowy na takie rozważania. Wolał uchwycić się tej chwili niż rozpamiętywać przeszłość i jej skutki.

Sometimes I think of letting go
and never looking back
And never moving forward so
There would never be a past


* * *

Wprowadził ją tutaj. Zrobił to, czego żądał White. I nie czuł się z tym najlepiej. Czuł się podle. Uśmiechnięte twarze przyjaciół przemykały przed jego oczami. Przyglądali się mu, ale bez jakichkolwiek podejrzeń. Bo przecież on by nigdy nie mógł postąpić źle, wystąpić przeciwko nim. Tym razem cała ta sytuacja wirowała tak szybko, że nawet nie wiedział kiedy się zatrzyma i utonie w rzece krwi. Ich krwi.

Nie zdradził z własnej woli. Gdyby to od niego zależało, to oddałby swoje życie za nich. Ale to nie było takie proste. White był na to za inteligentny i doskonale wiedział jakich argumentów użyć. Oni wszyscy byli argumentami. Jeśli nie zgodziłby się na współpracę, to ginęliby kolejno. I nie mógłby nikt temu zapobiec. Nawet Liz. A głównie o nią przecież chodziło. White nie miał skrupułów. Wiedział o więzi krwi, ale całkowicie to ignorował. Teraz też był w stanie zabić ją bez mrugnięcia. Tylko że do głowy wpadł mu całkiem inny pomysł. O wiele bardziej piekielny. Najbardziej przerażało jednak to, że ona się na to zgodzi.

Weszli na główną salę. Ciekawskie spojrzenia lądowały na idącej obok niego blondynce. Zastanawiało go dlaczego ta transgeniczna tak łatwo daje się manipulować White'owi. Nie wyglądało na to, by miał na nia jakiś haczyk. Ona po prostu nienawidziła ich wszystkich i nie miała sumienia. Z takich „dzieci” Manticore byłoby w pełni dumne.
- Hej – znajomy głos skierowany był w jego stronę – Co to za zbłąkana owieczka?
H. wydawała się być rozbawiona. Zawsze miała dobry nastrój, ale teraz coś lub ktoś wyraźnie go jej poprawiły. Kobaltowe spojrzenie przeskakiwało z niego na blondynkę obok.

- Umm... to jest Asha – mruknął
Starał się zachowywać naturalnie, tak jak zawsze i nie wzbudzać podejrzeń. Ludzie z oddziału Liz byli szczególnie przewrażliwieni na tym punkcie. Hotaru zmierzyła dziewczynę uważnym spojrzeniem. Wyglądała całkowicie niewinnie. Lekki uśmiech, jakby niepewny. Nerwowe mruganie i rozdygotany szary wzrok.
- Hotaru – wyciągnęła dłoń w stronę nowej mieszkanki TC
- Hej – dziewczyna wyszczerzyła białe ząbki
Błękitno-szare tęczówki skierowały jednak spojrzenie w innym kierunku.

Pozostali również podążyli tam wzrokiem. Po schodkach, na główną salę, schodziła drobna brunetka. O własnych siłach, bez jakiegokolwiek wahania. Albo nerwy już całkowicie się zregenerowały albo siły dodawał jej idący tuż obok zielonooki X5. Jego prawa dłoń tkwiła ewidentnie na plecach Liz, jakby ją asekurował. A najdziwniejsze było to, że nie odtrącała go. Przeciwnie, zdawała się wtulać w jego dotyk.
- No proszę... - H uniosła brwi w całkowitym zdumieniu
- Chyba mam zawał – mruknął Kyle, wstając z kanapy
Wiedział, że coś między tę dwójką jest, ale bynajmniej nie spodziewał się, że tak szybko się to rozwinie. Lekkie ukłucie wewnątrz wywołało grymas na jego twarzy. Dawno nie widział takich tęczowych chochlików w jej ciemnych oczach ani półprzytomnego uśmiechu w kącikach jej ust. Poza tym jeszcze pare dni temu zabiłaby 494, gdyby śmiał się do niej zbliżyć. A teraz... I to nie była bynajmniej mdła historyjka o tym jak to przeciwieństwa się przyciągają. Bo oni wcale nie byli przeciwieństwami.

Liz i Alec podeszli do zdumionej grupy. Kyle stał z boku i spoglądał na nich z otwartymi ustami. H tryumfalnie się uśmiechała. Pozostała dwójka tylko się w nich wpatrywała.
- Hej – Liz wciąż miała nieco zaspany głos – Nie gapcie się tak. Wasz dowódca wraca, skończyła się sielanka. - prawie sie roześmiała
Przesunęła spojrzenie na nową blondynkę na terenie TC i zmrużyła oczy.
- Kim jesteś? - dobry humor to jedno, a nawyki i nieufność to drugie
Dziewczyna zamrugała najwyraźniej zaskoczona i nieco przestraszona chłodnym tonem drobnej brunetki.
- Asha – przedstawiła się – X5 ze wschodniej jednostki Manticore na Hatteras.
Liz tylko przytaknęła. Ciągle pojawiali się nowi transgeniczni, niedługo zacznie się w tym gubić.
- Zaprowadź ją do Max, Sway – rzuciła do stojącego tuż obok Ashy X5, który ją przyprowadził
Image

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Thu Feb 24, 2005 12:58 pm

blondynę już mamy, teraz będzie się lała krew? 8) No i Sway, nie wiem o co tu chodzi, gubię sie w tym ff :shock: mam nadzieje, ze kiedyś to wszystko sie wyjaśni, bo ja nie mam teraz sił i chęci główkować nad tym co bedzie w następnej części, o którą oczywiscie proszę. :oops:

User avatar
~Lenka~
Nowicjusz
Posts: 124
Joined: Tue May 11, 2004 2:08 pm
Location: Łódź
Contact:

Post by ~Lenka~ » Thu Feb 24, 2005 3:37 pm

Asha! No tak... 8) Mamy już nasza bezwzględną mordercznię - transgeniczna blondi wchodzi na scenę... :evil:

Nie wyglądało na to, by miał na nia jakiś haczyk. Ona po prostu nienawidziła ich wszystkich i nie miała sumienia.
Aż cirki mi przeszły, nie wyobrażam sobie jak ona możne być na posyłki White, który jest wrogiem jej pobratymców?? To jest bardzo, bardzo chore... :evil:

I Sway... hmmm, on z tego co widzę zawarł jakiś pakt z Whitem, ale nie bardzo wiem w jaki sposób?? Po śmierci Iana?? Tylko na czym on polega?? Mówi, że w ten sposób ratyję swoich braci, ale przecież tak naprawdę wpóścił pomiędzy nich wroga, morderce, który w akżdej chwili może się do nich dobrać. Ja bym tam nie wierzyła w obietniece White... :evil:

Ukłony w stronę autorki :wink: i prosimy o jeszcze!

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Thu Feb 24, 2005 5:50 pm

_liz :cry: , jak mogłaś dać Zakościelnemu taką rolę :cry: . Nie mógł jej wprowadzić ktoś inny ??, ktoś inny tylko nie Swey :cry: .
Oczywiście na początku przyszły mi do głowy wszystkie blondynki z obu seriali, Asha też ale zdaje się, że ona nie była w DA transgeniczna, chyba że jest coś o czym jeszcze nie wiem :roll: .
Czytaj między wierszami...

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Thu Feb 24, 2005 6:06 pm

Moim skromnym zdaniem- lepiej on niz ktokolwiek inny. 8)
Ja też nie mam już siły główkować, zwłaszcza, że i tak moje domysły nigdy nie znajdują odzwierciedlenia. :roll:
Rozumiem, że w tym opowiadaniu problemy Aleca i Liz schodzą na dalszy plan? :?
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Thu Feb 24, 2005 6:15 pm

Aaa! nie czytacie tego co piszę! :evil: Mówiłam, żebyście się od razu nie nastawiały wobec Sway'a na "nie". Ale oczywiście wy swoje i z pretensjami, że wkopałam Zakościelnego... grr... Powtarzam też po raz kolejny, żebyście nie traktowały wszystkiego pozornie! Zatem spraw uczucia Aleca i Liz również. Akcja się rozwija, ale jednocześnie pociąga to za sobą rozwój całej relacji pomiędzy tą dwójką. Teraz dopiero zacznie się między nimi dziać. W jakim kierunku nie powiem. Przy tym wszystkim co nastąpi, naprawdę to ich "uczucie" będzie wysunięte na pierwszy plan. Po prostu czytajcie uważnie rozdziały i to co ewentualnie sama od czasu do czasu piszę...

Asha w DA nie była transgeniczną, ale tutaj jest i to cholernie wkurzającą zołzą. 8)
Image

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Thu Feb 24, 2005 6:26 pm

:mur: przepraszam _liz, to może ja juz nie będę nic pisać bo tylko się ośmieszam :roll: , ale skoro mamy się nie nastawiać na nie to..., no to :cmok: .
Alec i Liz mogą się znowu prać, jestem jak najbardziej za ^_^ .
Ja niestety nie czytam zbyt uważnie, taki już mój urok :roll: , choć czasem się zdarza, ale jak już za wyraźnie przeczytam to mogą z tego powsać niestworzone teorie :roll: .
Czytaj między wierszami...

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Fri Feb 25, 2005 3:50 pm

No i same się o to doprosiłyście sępiki :evil: Ostrzegałam... Ja rozumiem, że czasami nie ma się ochoty, czasu lub weny na komentarz, naprawde rozumiem. Ale patrząc na to, co się dzieje ostatnimi czasy, to chyba przestanę zamieszczać jakiekolwiek opowiadania. Harder to breathe jak widzę was nie wciąga, więc proszę bardzo, nie zobaczycie dalszych części. Tylko Hotaru i Onarek wiedzą co się działo dalej itd... a HOS też już macie dosyć jak widzę. Nie ma sprawy, nie chcecie to zmuszać nie będę. :? Dzisiaj wam wrzucam 15 HOS, po której was skręci. Ale więcej chyba żadnej części nie zobaczycie. Żadnego opowiadania. Pft...



15.

Step by step
heart to heart
left, right, left


Zaciskała pięści, powstrzymując wybuch kotłującej się w niej furii. Ciemne oczy wypełniała mgiełka lodowych łez. Krew zastępowała wszystkie erytrocyty ołowianym poczuciem winy a osocze wrzącym pragnieniem zemsty. Wpatrywała się w kamienną twarz swojego koszmaru. Nigdy nie przypuszczałaby, że może być coś piekielniejszego niż Manticore, niż krew niewinnych na dłoniach, niż krzyk jej ludzi. Ale było.

Ta świadomość, którą ją właśnie obarczono. Oto stała twarzą w twarz ze swoim największym wrogiem i nie mogła nic zrobić. Skręciłaby mu kark, ale wzamian czekałaby ją śmieć bliskich. Poza tym obezwładniała ją wiedza, jaką się z nią podzielił. Byli rodziną. Rodzeństwem. Była sórką Sandemana. W głowie jej się aż kręciło. To musiał być jakiś diaboliczny koszmar, z którego nie potrafiła się wybudzić. A potwór czekał na jej odpowiedź. I tak nie miała innego wyjścia...

* * *

Dwie godziny wcześniej

Wsparła się na kiju bilardowym i przechyliła głowę nieco w bok. Przyglądała sie uważnie jak Alec pochyla się nad stołem i precyzyjnie przykłada się do strzału. Skoncentrowany.
- Wyszedłeś z wprawy? - stłumiła rozbawienie
Zielone spojrzenie powoli przesunęło się po stole i w górę po jej sylwetce.
- W tym zawsze będę doskonały – uniósł lewy kącik ust do góry
- Duże ego – mruknęła i przewróciła oczami
- Nie tylko ego... - Alec posłał jej wymowne iskrzące spojrzenie
Wolała nie wdawać się z nim w dyskusję na ten temat. Zawsze potrafił każde jej słowo obrócić w zupełnie inny kontekst. Swój ulubiony.

Strzał. Czerwona bila wpadła wprost do łuzy, a on z tryumfalnym uśmiechem wyprostował się i przeszedł na drugą stronę stołu. Nigdy nie przegrał w bilard. A już tym bardziej nie zamierzał przegrywać tym razem, gdy stawka była niesamowicie kusząca. Ustawił się do kolejnego strzału. Wzrok skupiony na celu, dokładne przeliczenie możliwości. Nic go nie mogło rozproszyć. No, prawie nic... Liz jednak najwyraźniej nie miała ochoty dać mu tak łatwo wygrać. Przysunęła się bliżej i pochyliła, ocierając swoje ciało o jego.
- Ciekawa pozycja – szepnęła melodyjnie – Musze kupić stół bilardowy i cię zapraszać do siebie.
Musnęła ustami płatek jego ucha, gdy usiłował zignorować jej miękki szept i wygrać tę rundę. Ale nie trafił nawet w bilę, gdy mruknęła zmysłowo:
- Fajny tyłeczek...

Roześmiała się, słysząc jak cicho zaklina. Obróciła się i swobodnym krokiem przeszła na drugą stronę stołu, wyraźnie z siebie zadowolona. Nie wiedziała co w nią wstąpiło. Jeszcze dwa dni temu czuła się przy nim niepewnie, nie wiedziała jak reagować na tę zmieniającą się sytuację. A teraz nagle flirtowała z nim i to w tak bezczelny sposób, na oczach innych transgenicznych zgromadzonych w Crash. Może to nadchodząca ruja? Nie. Zdecydowanie nie. To było coś innego. Odgarnęła nerwowo pasmo włosów. Znów ją to peszyło. Miała ochotę się zarumienić i odejść.

- Spudłowałem przez ciebie – głos Aleca ściągnął jej uwagę
Uniosła momentalnie głowę i spojrzała na niego. Malachitowe tęczówki wyepłnione ognistym pragnieniem, usta wygięte w tradycyjnym uśmieszku, który od razu wywołał jeden impuls. Cofnęła się do tyłu. Ale był szybszy. Dużo szybszy. Po chwili siedziała na stole bilardowym, a on pochylał się nad nią. Usiłowała spojrzeniem ściągnąć kogoś znajomego, bo oczywiście oczy wszystkich mutantów skierowane były na nich. Nikt jednak nie nadchodził z pomocą.
- Musisz mi to wynagrodzić – uśmiechnął się przewrotnie
Przysunął się bliżej, a nogi Liz automatycznie oplotły się wokół niego. Drobne palce asekuracyjnie wpiły się w jego ramiona, a głowa odchyliła lekko do tyłu.
- Ekhm...
Liz od razu oprzytomniała. Obróciła głowę i zerknęła w stronę drobnej blondyneczki, stojącej dwa kroki od nich. Zmarszczyła brwi. Nie ufała jej, ale z pewnością to nieśmiałe maleństwo nie przeszkadzałoby im, gdyby nie miało powodu.
- Co jest Asha? - zapytała chłodno, usiłując odsunąć Aleca od swojej szyi
- To pilne – dziewczyna nerwowo wymamrotała – Chodzi o Sway'a.

* * *

Obie podążały ciemnym korytarzem. Liz wolała nie zawiadamiać innych. Jeśli Sway wpakował się w jakieś kłopoty, to lepiej aby pozostali o tym nie wiedzieli. Zbytnie zaangażowanie emocjonalne mogło poważnie zagrozić przeprowadzeniu udanej akcji. Asha wskazała jakieś drzwi w głębi koryatarza i pierwsza ruszyła w ich stronę. Liz chwyciła ją za ramię i syknęła tylko:
- Ja pierwsza
Blondynka przytaknęła i puściła Liz przodem. Obserwowała jak drobna brunetka zmierza w stronę pułapki. Idealnie.

Liz szybko rozpracowała zamek i cicho uchyliła drzwi. Wślizgnęła się do środka, skanując uważnie wzrokiem pomieszczenie. Zatrzymała się, kiedy dostrzegła znajomą sylwetkę zatopioną w mroku. Odetchnęła z lekką ulgą. Błysk. Pomieszczenie wypełniło jasne światło. 542 błyskawicznie obróciła się, czując jeszcze czyjąś obecność. I zobaczyła wysokiego mężczyznę, stojącego przy biurku parę kroków od Sway'a. Zmierzyła go badawczym spojrzeniem. Ciało samo automatycznie ułożyło się do pozycji walki. Ciemnooki męzczyzna spoglądał na nią bez większego zdumienia.
- Witaj 542 – rzucił chłodno i usiadł na skraju biurka
Zmarszczyła brwi. Miała złe przeczucia. Nawet nie drgnęła, bo kto wie czy nie wpakowałaby się w kolejną pułapkę.
- Kim jesteś?
- Agent Ames White. Zdaje się, że mnie szukałaś.

Jeden impuls. Brunetka gwałtownie zerwała się z miejsca. Chciała go błyskawicznie dopaść i jednym, płynnym ruchem skręcić mu kark. Ale coś ją powstrzymało. Stanęła w bezruchu, gdy ktoś przyłożył broń do jej pleców. Nie musiała się obracać by wiedzieć, że to Asha. Zacisnęła tylko pięści, a lodowaty wzrok powędrował w stronę White'a. Był z siebie wyraźnie zadowolony, chociaż cały czas na jego twarzy malował się zimny wyraz nienawiści.
- Chyba nie sądzisz, że cię nie doceniam? Od dawna uważnie cię obserwuję i potrafię przewidzieć twoje ruchy.

- Na co czekasz? Zabij mnie. - syknęła
Kątem oka usiłowała dostrzec pozycję Ashy, by móc szybkim ruchem ją robzroić. White pokręcił głową i cmoknął niecierpliwie.
- Gdybym chciał cię zabić, już dawno byłabyś martwa – wstał – Mam wobec ciebie inne plany.
Nie przyznał się, że wczesniejsza próba zabicia jej, była jego planem. Sięgnął po jakieś akta. Ze znudzeniem otworzył je i przejrzał. Miał już ją w garści. Jeszcze tylko wystarczyło nią zakręcić, skołować, a potem wytrącić broń z ręki. I wiedział doskonale jak to zrobić. Skrócił dystans pomiędzy nimi.
- Wiesz, że nie jesteś jak inni X5? - nie odrywał od niej spojrzenia – Nie urodziłaś się w Manticore. Tam trafiłaś później – skrzywił się nieznacznie – Pamiętam cię jako pięcioletnią dziewczynkę, która wszędzie za mną łaziła...
Liz słuchała uważnie, chociaż z każdym kolejnym słowem rozumiała coraz mniej. Albo racze rozumiała to, czego nie chciała rozumieć. Wszystko dokoła powoli się rozpływało.

- A potem ojciec cię ukrył w Manticore. Ciebie i wszystkie wiadomości zapisane w twoim bezcennym kodzie genetycznym – jego głos wywoływał dziwne drganie przerażenia w umyśle Liz – Dopiero umierając, zdradził mi ten sekret – wzruszył ramionami – Ciężko być dzieckiem Sandemana, prawda... Elizabeth?
Umysł szybko przetwarzał dane. To nie mogło być prawdą. Nie mogło. Była X5, urodzoną i wychowaną w Manticore. Nie mogła mieć nic wspólnego z nim ani z Sandemanem. Tylko... dlaczego miałby wymyślać taką historyjkę?
- Kłamiesz.
- Czyżby? - rzucił akta w jej stronę

Złapała je i otworzyła. Mapa dwóch DNA. Jej i White'a. Z przerażeniem śledziła centymetr po centymetrze oba kody. Te same sekwencje, wręcz identyczne. Jak u rodzeństwa. Jedyną różnicę stanowiły puste bloki u niego, które w jej materiale genetycznym zastąpione były całą masą innych genów. Genetycznie... byli rodzeństwem.

Coś w jej żołądku przewróciło się gwałtownie. Niedobrze jej się robiło z każdą kolejną sekundą. Była córką potwora, który założył Manticore, którego przeklinali wszyscy mutanci. Była siostrą drania, który zabił Iana i prześladował ich. Ołowiana żółć bulgotała w jej żołądku. Tlen nie dopływał do wszystkich organów. Miała wrażenie, że za chwilę zemdleje. Chociaż lepiej byłoby od razu umrzeć.

No one can ever see
Wounds so deep they never show
They never go away


- Czego chcesz? - wymamrotała na wpół przytaomnie
Udało mu się. Teraz nie miała nawet siły by walczyć. Czuła się skołowana i zdradzona. Zdradzona przez samą siebie. Bezsilna wobec tej wiedzy.
- Krwi mutantów.
Prychnęła. Może i wolałaby teraz zostać żywcem zakopana w grobie, zapomniania przez wszystkich, ale potrafiła jeszcze resztką sił racjonalnie myśleć i trzymać się zasad. Uniosła głowę, wbijając w niego wzrok pełen nienawiści. Najpierw zabił Iana, potem wykorzystał Sway'a przeciwko niej, a teraz chciał się nią posłużyć. To już trzy powody by go zabić.
- Nie będę dla ciebie zabijać – warknęła
- Nie chcę, żebyś zabijała. Chociaż to zapewne byłoby efektywne. Chcę tylko, żebyś mi pomogła.
Nie. Nigdy.
- A jeśli odmówię?

W mgnieniu oka White sięgnął po swoją broń. Wycelował. Wciąz wpatrując się w jej pobladłą twarz, strzelił. Raz. Dwa. Trzy. Bez mrugnięcia. Liz rozchyliła usta w niemym krzyku, widząc jak kole kolejno przebijajła ciało chłopaka. Błękitne tęczówki rozjaśniły się w gwałtownym przerażeniu, poczym zniknęły pod powiekami. Ciało ugięło się i upadło bezwiednie na ziemię. Obserwowała jak Sway spada w ciemną otchłań, w która nie tak dawno wpadł Ian.

Śmierć.

- Jeśli odmówisz – White podszedł do niej – To nie tylko ty, ale wszyscy twoi ludzie, jeden po drugim, zginiecie.
Nie odrywała wzroku od zakrwawionego ciała. Mogła teraz wyciągnąć rękę i zabić go. Wyrwać mu serce, o ile je miał. Ale wiedziała, że wtedy zginęliby wszyscy, łącznie z nią. Była za nich odpowiedzialna.
- Więc? Jaka jest twoja odpowiedź... siostrzyczko? - syknął wprost do jej ucha

Torn apart
we never win


Zaciskała pięści, powstrzymując wybuch kotłującej się w niej furii. Ciemne oczy wypełniała mgiełka lodowych łez. Krew zastępowała wszystkie erytrocyty ołowianym poczuciem winy a osocze wrzącym pragnieniem zemsty. Wpatrywała się w kamienną twarz swojego koszmaru. Nigdy nie przypuszczałaby, że może być coś piekielniejszego niż Manticore, niż krew niewinnych na dłoniach, niż krzyk jej ludzi. Ale było.

Ta świadomość, którą ją właśnie obarczono. Oto stała twarzą w twarz ze swoim największym wrogiem i nie mogła nic zrobić. Skręciłaby mu kark, ale wzamian czekałaby ją śmieć bliskich. Poza tym obezwładniała ją wiedza, jaką się z nią podzielił. Byli rodziną. Rodzeństwem. Była sórką Sandemana. W głowie jej się aż kręciło. To musiał być jakiś diaboliczny koszmar, z którego nie potrafiła się wybudzić. A potwór czekał na jej odpowiedź. I tak nie miała innego wyjścia...

- Zgoda.
Image

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Fri Feb 25, 2005 4:26 pm

_liz nie złość się, ja jestem grzecznym sępikiem. Naprawdę 8) i staram sie na bierząco komentować Twoje ff, nie moja wina ze teraz zachorowałam.
Prosze o następne części i następne ff. :uklon: :uklon:
Teraz postaram się o długi komentarz.

W pierwszym fragmencie skapnęłam się, że Liz spotkała White, co nie było trudne, w koncu nie od teraz wiemy, że jest jego siostrą. W każdym razie zaczęłam się zastanawiać gdzie, jak i dlaczego doszło do tego spotkania. Tym bardziej nie wiedziałam dlaczego jeszcze go nie zabiła i o co chodzi z tym, że jeśli go zabije to zginą jej bliscy.
I tu przechodzimy do sielankowego Crashu. Poczułam sie wytrącona z równowagi. Najpier furia, a potem dwie godziny wcześniej właściwie nic nie wskazywało, że dojdzie do spotkania White i Liz.
Rozmowa Aleca i Liz była hm... interesująca :twisted:, Liz mimo iż twierdziła że nie ma rui zachowywała się jakby miala, choć wiadomo, że przy Alecu ciężko się opanować... :roll:


Może to nadchodząca ruja? Nie. Zdecydowanie nie. To było coś innego.

Może było w tym coś z uczucia? Chyba tak.

Jakoś się nie dziwie że nikt nie przyszeł Liz z pomocą, zresztą nie powinna narzekać... Do czasu :evil:
- Ekhm...
Miałam ochotę zabić Ashę w tym momencie. Głupia blondyna :evil:


- Ja pierwsza
Blondynka przytaknęła i puściła Liz przodem. Obserwowała jak drobna brunetka zmierza w stronę pułapki. Idealnie.

Czy mi sie wydaje czy oni to przewidzieli?Liz ma fanatyków :shock: , którzy znają każdy jej krok...

No i spotkanie z braciszkiem... Braciszkiem mordercą i tu znowu pojawia sie Asha, gdyby nie ona byłoby łatwiej, ale nie to chodzi zeby było łatwiej, prawda?
Co teraz zrobi Liz, jeśli chodzi o tą krew mutantów? Nie ma wyjścia, więc? Nie wyobrażam sobie co będzie dalej.
Co do Sway'a... :cry: :cry:
Nienawidzę po tej części White! :evil: A szkoda, bo do tej pory zbytnio mi nie przeszkodzał. Facet z kompleksami, nawet do nieudanego planu nie potrafi się przyznać :?
Bardzo, bardzo, bardzo proszę o następną część i idę komentować Harder to breathe 8)

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Fri Feb 25, 2005 4:38 pm

Zanim skomentuję części a zrobię to później mam takie małe kazanko :lol:
Jako, że jestem naczelną dostałam skargę od _liz... Co wy sobie myślicie wredne, kosmate, niewdzięczne sępiki? _liz się stara pisze wam ff, przepisuje godzinami i co jej z tego? Nic... Biedaczka się denerwuje przez was teraz... A zła _liz= sępiki w opałach i Onarek też biedna musi tego wysłuchiwac :lol:
Więc chyba musicie zmienic postępowanie co? :lol: Widzicie jaką jestem dobrą naczelną? Dbam o wasze interesy bo mi to rybka ja będę miała te ff i tak, a HTB już skończone... Jeśli się poprawicie mogę pogadac nawet z Markiem i zobaczymy co z tego będzie... :twisted: A jeśli nie... No cóż będziecie miały to co chcecie 8)

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 6 guests