Heart of soldier - zakończenie + Epilog

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

Post Reply
_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Feb 20, 2005 12:14 pm

Po pierwsze muszę potwierdzić słowa Marka, to znaczy Onarka - jestem despotką 8) I to dość osobliwą, bo niesamowicie cyniczną. Ale taki mój urok osobisty i za to się mnie uwielbia. Można mnie szantażować, to prawda, tylko trzeba wiedzieć czym i jak. A nawet nie szantażować co przekupywać :roll:
Ja wam mówię zaczekajcie na scenę 'z wózkiem' Uwielbiam ten rozdział
Tak! To zdecydowanie mój ulubiony rozdział również. zresztą już wczesniej napisałam, że 11 część rulez! :twisted: A coraz bliżej do niej, bo dzisiaj już 10 :shock:

Zły, czarny charakter pojawia się dzisiaj i to w ostrym wejściu. Szokujące informacje zostają podane. Tylko czytajcie uważnie, żeby potem nie było niedomówień 8) Deacon Frost chociaż niezwykle uwielbiany przeze mnie nie pojawi się w HOS. Nie wiem w ogóle jak wam to mogło przyjść do głowy... :? Tu i tak jest wystarczająco wkurzających osób.

Anty-różowa rewolucja! Tak, tak, tak! Jestem jak najbardziej za! Będziemy palić na stosie wszystko co różowe :twisted: Burn!

A tutaj skromny art Onarka, na który ją namawiałam (zmuszałam). Wprawdzie czekam na jeszcze inny z tą postacią, ale póki co, macie, bo idealnie pasuje do części dzisiejszej:

Image

Miłego czytania, szokowania się i przede wszystkim komentowania :twisted:



10.

Spoglądał na przeciwległą ścianę, przyglądając się staremu zegarowi, który o dziwo dobrze działał. Śledził wzrokiem każde drgnięcie wskazówek. I tak już od dziesięciu minut. Ale co miał robić? Czekał jak zawsze. I tak nigdzie mu się nie spieszyło. Czekał i liczył w pamięci uciekające sekundy. Ciekawe czy spóźniał się też regularnie? Tak. Cokolwiek szef robił, zawsze było to precyzyjne.

Precyzja. Dokładność. Determinacja. To musiały być geny. Dopiero teraz to dostrzegał. Jakoś wcześniej mu to przez myśl nie przeszło. A jeśliby się jeszcze przyjrzeć wyglądowi zewnętrznemu... Zdecydowanie byli podobni. Chociaż ona nie miała w sobie takiej nienawiści i żądzy mordu. Ale to już chyba zależało od środowiska w jakim się obracali.

Nie pytał dlaczego. Wolał się w to nie wtrącać. Zresztą to byłoby zbyt duże ryzyko. Jednym słowem można było szefa rozwścieczyć, a to oznaczałoby tylko niebezpieczeństwo i wyrok. Więc siedział cicho i nie poruszał tego tematu. Tylko krążył wokół niego. Musiał. Gdyby chociaż podstaw nie znał, nigdy by się ne to nie zgodził. Chyba... Metody jakimi się tu posługiwano zbyt przypominały Manticore, by ot tak mógł to olać.

Drzwi się uchyliły, poczym otworzyły na oścież. Wysoki mężczyzna wszedł do środka zatrzaskując za sobą drzwi. Ciemne oczy rzuciły ostre spojrzenie w kierunku siedzącego na fotelu chłopaka. Ten nawet nie drgnął. Był przyzwyczajony do tego i nie robiło to już na nim żadnego wrażenia. Mężczyzna rzucił na biurko teczkę z jakimiś aktami. Tym razem był naprawdę zdenerwowany. Wcisnął dłonie w kieszenie i utkwił wzrok w twarzy siedzącego. Najwyraźniej poważnie się nad czymś zastanawiał. Po chwili mruknął coś i usiadł w swoim skórzanym fotelu, sięgając ponownie po akta.

- Sprawia mi więcej kłopotów niż przewidywałem – wymamrotał przeglądając białe kartki
Chłopak uniósł bre w zdumieniu. Doskonale wiedział o kim mowa, ale nie miał pojęcia co miał na myśli. Kłopoty? Ciekawe jakie. Przecież ona nawet nie miała pojęcia o tej obserwacji.
- To zaczyna być drażniące – chłodny ton rozbrzmiał w jego uszach – Nie chcę być za nią odpowiedzialny. To zbyt komplikuje moje zadanie.

Uważnie analizował te słowa, usiłując odnaleźć rzeczywisty ich sens. Jednak konkluzja zaczynała go zbyt przejmować. Takie stwierdzenie padające z ust tego mężczyzny mogło oznaczać tylko jedno. I absolutnie mu się to nie podobało.
- Nic ci nie skomplikuje – powiedział spokojnie – Nie zwracaj na nią uwagi.
- Jak mam nie zwracać uwagi skoro zabija mi ludzi? - warknął mężczyzna
Co prawda to prawda, ale ten kij ma dwa końce. Z jednej strony ginęli ludzie pod jego wodzą, ale z drugiej to była obrona jej ludzi.

To naprawdę zaczynało być pokręcone. Cokolwiek by się nie stało, któremuś z nich by to nie odpowiadało. Ich cele całkowicie się rozmijały. Dodatkową trudnością był fakt, że ona o niczym nie wiedziała. I nie mogła wiedzieć. To by ją zabiło...

Mężczyzna odłożył akta i westchnął. Musiał to wszystko przekalkulować. W zasadzie to nawet nie musiał, oczywiste było, że ewentualne uczucia nie wchodziły w grę. Poza tym nie było żadnych uczuć. Kompletnie. Pamiętał ją tylko jako pięcioletnią dziewczynkę. Wtedy jeszcze nie wiedział kim była i że kiedyś przyjdzie mu ją ponownie spotkać. W dodatku z posiadaną przez siebie wiedzą... Wiedzą, o którą nie zabiegał, a którą obarczył go ojciec.

Obrócił się dokoła na fotelu, w końcu zatrzymując się i spoglądając na chłopaka.
- Zabij ją – powiedział spokojnie, ale zimno
To go całkowicie zaskoczyło. Zamarł w bezruchu. Miał wrażenie, że przez chwilę nawet jego serce przestaje bić. Zabić? Po raz pierwszy w życiu to słowo miało jakieś ważniejsze znaczenie. Pewnie, że zabijał i to nie raz. Ale JEJ nie mógł zabić! Tyle dla niego zrobiła. I nie tylko dla niego. Nie mógł zabić swojego dowódcy ot tak po prostu.

- Żartujesz – wymamrotał z nieudawanym przerażeniem
Ale wyraz ciemnych oczu nie pozostawiał wątpliwości. Naprawdę chciał ją zlikwidować. Jak zresztą ich wszystkich. Tylko, że jej sprawa rysowała się nieco inaczej. Nie podejrzewał, że więzy krwi można tak łatwo zerwać.
- Ames... to twoja... siostra! - w jego głosie mieszały się niedowierzanie i strach

Siostra. Padło to słowo, które od dwóch lat paraliżowało jego umysł. Tak. Agent Ames White się czegoś bał. Kogoś. Świadomości, że ma siostrę i że jest ona jednym z jego wrogów. Mógłby to zepchnąć w otchłań i pozbyć się jej już dawno, ale wracały wspomnienia dzieciństwa, którego i tak prawie nie było. On miał swoją powinność a ona gdzieś zniknęła. Nie było wątpliwości, że ojciec ją zabrał i ukrył. Tylko gdzie? Teraz stawało się jasne, że Manticore było idealną przykrywką dla tego „skarbu”. Ulepszonego genetycznie skarbu, który nawet nie wiedział kim naprawde jest.

Dlatego nie musiała o tym wiedzieć i teraz. A on mógł jej nie traktować jak siostry, bo i tak jej nie znał. Posłał ostre spojrzenie wyraźnie zszokowanemu chłopakowi. No tak. Ich lojalność była aż mdła momentami. Sięgnął po telefon i z pamięci wybrał numer. Musiał znaleźć kogoś, kto podejmie się tego zadania, bo ten transgeniczny najwyraźniej miał swoje granice.
- Mam dla ciebie zlecenie. Najlepiej jeszcze dziś. Dobra, za godzinę – odłożył słuchawkę.

- Jej się nie da ot tak zabić.
- To się okaże – White rzucił chłodno

* * *

Dusiła sie w tym mieszkaniu. Musiała wyjść i to jak najszybciej. Gdziekolwiek. Może do centrali powiedzieć ze Scottem, pogadać z Max? A może dorwie Kyla i się trochę rozerwie? Zamknęła za sobą drzwi. Od razu lepiej.

Pół dnia leżała na kanapie, zastanawiając się co oni wyprawiali. Oni we dwoje. Ona i Alec. Zachowywali się jak dzieci i to w dodatku rozkapryszone, egoistyczne. Coś w rodzaju „moja łopatka, a dlaczego moja to ci nie powiem, bo moja i już, a ty jesteś głupi”. Drażniło ją to. Szaprali się i wykrzykiwali nienawiść, a w rzeczywistości każde wracało myślami do tamtej jesieni. Złociste liście i złociste iskry w jego oczach. Delikatny wiatr i delikatny oddech na jej skórze. Zapach suszonych owoców i jego zapach.

Przymknęła powieki. Dlaczego tak mocno musiała się tego wypierać? Bo była żołnierzem. Tak zawsze odpowiadała. A według regułki żołnierz był maszyna, która nie mogła czuć. Uczucia niszczyły zmysły. To mogło ją osłabić, a jej słabość byłą niebezpieczeństwem dla jej oddziału. Poza tym kto widział, by wpadać w ten amok w trakcie zadania. Gorzej... dać się omotać przez ofiarę zadania.

Potrząsnęła głową. Nie mogła dać się temu ponownie omotać. Nie teraz, gdy powinna skupić się na odnalezieniu tego mordercy...

Zatrzymała się w pół kroku czując coś dziwnego w powietrzu. To nie był niczyj znajomy zapach. Rozejrzała się. No tak, świetnie. Korytarz, w którym nie powinna się znaleźć. Kilka kroków do przodu i znajdzie się przy mieszkaniu Aleca. Ale to nie było to... Coś innego. I wiele bardziej niebezpiecznego. Jakby coś czaiło się w mroku. Ktoś. Napięła wszystkie mięśnie i wyostrzyła zmysły.

Lśniące ostrze sunęło w stronę jej pleców. Z chirurgicznie wymierzoną precyzją. Milimetry od punktu, za którym krył się prawy przedsionek serca. Gwałtownie się obróciła, w momencie kiedy nóż został pchnięty do przodu. Klinga się obsunęła, trafiając dużo niżej pomiędzy żebra. Jęknęła, czują jak nerwy ostro się napinają a potem straciła czucie. Kątem oka uchwyciła uciekającą osobę. Jasne włosy rozpłynęły się po chwili, gdy osunęła się w dół. W głowie się kręciło a usta coś mamrotały. Ale sama nie wiedziała co.
Image

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Sun Feb 20, 2005 12:47 pm

Anty-różowa rewolucja. To jest to. Wchodzę w to!!!

AAAA. Nie zauważyłam nowej części. Idę czytać. :lol:
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sun Feb 20, 2005 12:56 pm

:shock: :haha: :shock:
Właśnie kompletnie straciłam orientację :lol: Gdyby nie wzmianka o zachowaniu Liz i Aleca podejrzewałabym, że weszłam nie w ten temat :roll: To nie Heart of Soldier! To jakis inny fic :haha:
Nie no, poprostu... śmiesznie mi. Jestem zaskoczona, ale jakoś tak... mile 8) Lubię takie zwroty akcji 8) A teraz kompletnie nic nie rozumiem. White - Lizzy dobrze trafiła. W życiu by mi do głowy nie przyszło :shock: I chyba nie próbujecie mi powiedziec, że Liz jest jego siostrą? :shock: A ten ktoś, kto z nim rozmawiał? Nie zabije swojego dowódcy? Zdrajca w oddziale Liz, czy co? :roll: Pogmatwało mi się już wszystko...
Hmm może wywołamy jakąś 'kolorową' rewolucję? No bo pomarańczowa była niedawno... Za to o anty-różowej jeszcze nie słyszałam. Więc sępiki wszystkich narodów łączmy się
Anty-różowa rewolucja! Tak, tak, tak! Jestem jak najbardziej za! Będziemy palić na stosie wszystko co różowe Burn!
A kim ja jestem w tej rewolucji? 8) Bo wiecie, jestem trochę zdezorientowana. Czy mam się bać? 8)
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Sun Feb 20, 2005 12:58 pm

Boję się skomentować tą część :shock: co wiecej chyba za bardzo nie potrafię :shock:
Liz siostra Whita? :? no dobra, byłam przygotowana na wiele, ale to... TO ZA WIELE jak na mój mały rozumek :shock:
No i ta ostatnia scena :shock: _liz jesteś despotką i sadystką na raz! Jak mozna przerywać w takim momencie... :evil:
Błagam :roll: o następną część...

_____
nowa, bój się :twisted:

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sun Feb 20, 2005 1:03 pm

Aaaa, widzicie, bo ja wiem co się stanie w następnej części 8) Liz klapła z przebitym żebrem tuż pod drzwiami Aleca, on pewnie coś słyszał, albo akurat będzie wchodził i ją znajdzie, zaniesie do swojego mieszkanka i... pogadają sobie? 8) A scenę z wózkiem to tez już widzę. Zastanawiałam się o jaki to u licha wózek chodzi. A to pewnie inwalidzki, co? :lol:

To może ja powinnam uciekać? :shock: Ok, biorę nogi za pas i więcej nie komentuję :cheesy:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Sun Feb 20, 2005 1:25 pm

nie, no tak to chyba nie będzie :shock: jakoś nie brzmi to jak HOS :shock:

Nowa nie musisz uciekać 8) nie ma się czego bać... :twisted:

User avatar
Lizzy88
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Sat Aug 21, 2004 5:49 pm
Contact:

Post by Lizzy88 » Sun Feb 20, 2005 5:59 pm

OMFG! :shock: On jest jej bratem? :shock: Ona jest jego siostrą? :shock: Oni są rodzeństwem??? :shock: A ja myślałam, że już mnie nic nie zdziwi... :shock:
Jestem tak oszołomiona, że nie wiem, co pisać... To mi z lekka zalatuje kryminałem... :shock: Ale scena z Whitem ma ten swój charakterystyczny klimat... 8)
Chyba nie jest tak, jak napisała nowa?... Zdrajca w jej oddziale? Ale jeśli tak, to chyba Sway albo Scott: Nie mógł zabić swojego dowódcy. No bo chyba nie... Kyle? :shock:
I kto to zrobił? Ktoś jasnowłosy, ale ktoś, kogo ona najwidoczniej nie zna... Nie wiem... :?

_liz, można tak skromnie poprosić o więcej? :wink:
---
EDIT: Poza tym kto widział, by wpadać w ten amok w trakcie zadania. Gorzej... dać się omotać przez ofiarę zadania.
To ona miała go 'sprzątnąć' czy co? :shock:
Mężczyzna uważa, że wie, ale kobieta wie lepiej. - chińskie

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Sun Feb 20, 2005 6:07 pm

Nie wiem czy to przez grypę, czy mój umysł już nie działa, ale to rodzeństwo nie zrobiło na mnie wrażenia. :shock: Może jutro. :roll:

A w następnej części Alec wożący Liz po TC. :lol: :lol: :lol:

PS. W sprawie rewolucji - na co przeprowadzimy pierwszy atak? Na róż oczywiście, ale może jakieś konkrety. :roll: :twisted:
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Sun Feb 20, 2005 8:38 pm

Wszyscy szok bo White i Liz to rodzeństwo, a ja miałam nadzieję, że to Max okaże się być jego siostrą :roll: .
Gdyby nie to, że na początku jest powiedziane, że to jakiś facet ma zabić Liz pomyślałabym sobie, że te blond włosy należą do H. :roll: .
Czytaj między wierszami...

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sun Feb 20, 2005 9:56 pm

Nooo, to by było dobre :lol: Uwielbiam takie niespodzianki w filmach czy fickach 8) Okazuje się, że zdradza ktoś po kim najmneij się tego spodziewałaś, a kiedy się dowiadujesz siedzisz wryta w fotel dobrych pare minut 8) Takiego scenariusza nie zapomnisz twórcy do końca życia, zwłaszcza kiedy zdrajcą okazuje się jakiś lubiany bohater. A to dobrze :lol:

Kurczę, co ja dziś taka rozmowna? Tylko się narażam na atak :roll: Już chcą coś palić! Zwiewam! :wink:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sun Feb 20, 2005 10:25 pm

Huhu ile zwolenników anty-różowej rewolucji 8) :lol: Burn burn burn :twisted: :twisted: Jeee to jest coś co lubię :twisted:
Więc... Zaczynamy od próby... Wiewiórki ruszają do akcji (muszę je przetestować zanim będą armią do opanowania świata 8) :lol: :twisted: ) więc zrzucimy je na jakieś miasto :twisted: Są tak wytresowanie, że wszystkie różowe rzeczy przestaną istnieć :lol: Poza tym one są POMARAŃCZOWE te wiewiórki nie więc wara mi od pomarańczowego 8) :lol: To jest próbna misja potrzebuję samolotu 8) Ktoś ma? Dla dobra sprawy :twisted:

Co do części :twisted: Mówiłam, że Marek tfu tfu znaczy _liz 8) jest demoniczna i nigdy nie wiadomo co w jej główce się zrodzi? :twisted: Ech White :hearts: Więcej nie chce mi się pisać :lol: Wybacz Marq jakoś Ci to wynagrodzę :lol: (a tfu jak to zabrzmiało :shock:)

nowa bój się :twisted: :twisted: :twisted: BURN :twisted:

syja

Post by syja » Sun Feb 20, 2005 10:50 pm

cześć jestem nowa tu na forum a bardzo mi się ono podoba
chwila moment o co się chciałam zapytać? aha, czy Ames nie rozmawiał z tym "ojciem" Manticore Sandmanem?? Bo chyba nie Lydecker

I ten co miał ją zabić?

"To nie był niczyj znajomy zapach."

Czyli to nie ktoś z jej oddziału. To ktoś dla niej obcy, nie koniecznie dla Max czy Aleca, ale dla niej tak.

_liz błagam o dalszą część i proszę Cię skończ to opowiadanie przed połową kwietnia bo wtedy zaczną się matury ustne i będziesz się wykręcać nauką, żeby nas doprowadzić do załamania nerwów gdy części będą się ukazywać coraz rzadziej

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Mon Feb 21, 2005 9:59 am

Hmm. Widzę, że nawet łagodnie to przeszłyście, chociaż z drugiej strony mi chyba serce nie stanęło w trakcie czytania 8) Tak, Ames White to brat Liz. Co za tym idzie, Elizabeth Parker jest córeczką Sandemana (gdyby ktoś się nie domyślił, to White jest właśnie synem Sandemana) Przerażająca wizja co? :twisted: A będzie jeszcze gorzej, zobaczycie...

Moderca, który tak nieudolnie chciał zabić Liz to nikt z jej oddziału, bo jak ktoś zauważył, to nie był znajomy zapach. Co z drugiej strony nie oznacza, że chłopak rozmawiający z Whitem nie należy do oddziału Liz. Ale kim jest, nie zdradzę 8)

Dzisiaj część tak polecana przeze mnie i przez Marka (tzn Onarka), czyli 11. W sumie jest dość zabawna, ale nie traktujcie jej tak powierzchownie. Przede wszystkim padają słowa. Ostre. Ale już dawno powinny paść. No i wózek :lol:



11.

Otworzyła oczy. Zawsze miała taki odruch by od razu otwierać powieki, gdy się budziła. Nigdy nie leżała przytomna udając, że uda jej się skraść jeszcze skrawek snu. Ale tym razem pobudka łączyła się z powrotem do rzeczywistości, który niósł ze sobą ból.

Tępy i szarpiący ból w krzyżu. Nie, nie w krzyżu. Ale w splocie nerwów, które się tam łączyły. Czuła przeszywający diableny sztylet w każdym koniuszku nerwów. Pulsujący i nieustępliwy. Przesunęła wzrok na swoją rękę. Cienka chłodna igła tkwiąca w jej ciele sączyła przezroczysty płyn do jej żył. Czuła kolejne gęste krople przedzierające się pomiędzy komórkami jej krwi. Zdawały się rozpuszczać powoli napięcie koncentrujące się w neuronach.

Wciągnęła powietrze. Szpitalny zapach szybko zakręcił jej w głowie. Mieszanina środków dezynfekujących i paskudnego płynu do podłogi. Tak, na pewno była w skrzydle szpitalnym. Tylko jak się tu znalazła? Pamiętała ciemny korytarz i dziwne przeczucie. A potem ostry ból w dolnej części kręgosłupa, rozrywający zmysły na strzępy i rozbrzmiewający niemym krzykiem w jej głowie. Obróciła się, żeby zobaczyć napastnika, ale wszystko spowiła ciemność.

Teraz leżała na mało wygodnym łóżku w skrzydle szpitalnym nie mając pojęcia co się właściwie stało. Przekręciła nieco głowę a zmętnione spojrzenie padło na drzemiącego X5. Kyle siedział na krześle tuż przy łóżku, a jego głowa leżała na jej pościeli. Uniosła lekko brew w zdumieniu. Chrząknęła i ruszyła nogą celowo go budząc. Błyskawicznie podniósł zaspaną głowę, spojrzał na nię nieprzytomnie, pozym...
- Obudziłaś się? - poderwał się z miejsca – Obudziła się! Odzyskała przytomność!
Stanął w drzwiach na korytarz i krzyczał. Przewróciła oczami. Zawsze miał predyspozycje do choroby psychicznej, ale w takim amoku euforii go jeszcze nie widziała.

- Cicho Kyle – mruknęła
Usiłowała się podsunąć nieco na łóżku, ale mocny skurcz we wszystkich kończynach obsunął ją jeszcze niżej. Ktoś wszedł do sali. Nieznany zapach. Przesunęła wzrok. Lekarz.
- Proszę nie wykonywać gwałtownych ruchów – polecił jej i pomógł się unieść do wygodniejszej pozycji
Kiedy już się usadowiła, delikatnie odłączył kroplówkę i zapisał coś w karcie. Liz zerknęła na Kyla, który szczerzył się do niej. Parsknęła cicho śmiechem. Wariat.

Lekarz odłożył kartę i usiadł na skraju łóżka, uważnie sie jej przyglądając. Miała niesamowicie silny organizm, bardzo szybko regenerujący się. Owszem, większość transgenicznych taki miała, ale pierwszy raz aż tak genialnie idealny. Powinna się zwijać z bólu, powinna nie mieć władzy w nogach i rękach, powinna nic nie czuć. A brunetka wydawała się być jedynie trochę zraniona.

- Czy wie pani co się stało? - zapytał
- Ktoś mi wbił coś w plecy. Pewnie nóż – wzruszyła ramionami – Na głębokość jakichś siedmiu centymetrów.
Dokładnie siedmiu i pół centymetrów.
- Straciłaś przytomność – młody lekarz przeszedł do mniej grzecznościowej formy – Przyniósł cię twój przyjaciel.
Zerknęła na Kyla z lekką wdzięcznością, ale on wbijał wzrok w ziemię i wycofywał się do tyłu. Czyli nie on.

W głowie Liz od razu pojawiła się odpowiedź. Najmniej spodziewana i najmniej porządana. Kyle zniknął za drzwiami a ona pozostała z panoszącą się w jej głowie wizją wspomnienia. Ciemność się rozpływała a z jej ust wydobywał się jeden szept. I ktoś musiał usłyszeć ten szept. Omdlały, przeklęty, dyktowany podświadomością.

- Alec – wymamrotała
Zielonooki stał w progu wpatrując się w nią. Wyraźny niepokój mieszany z troską malowały się na jego twarzy. Zatrzymał się, widząc ją przytomną. Wcisnął dłonie w kieszenie, gdy ciemny wzrok przesunął się na niego pełen wahania i dziwnego zażenowania. Chyba się domyślała kto ją tu przyniósł, kto ją usłyszał. Czyżby się głupio czuła? I słusznie. Zmarszczył brwi, przypominając sobie jak go potraktowała. Najpierw zmieszała go z błotem, wepchnęła pod lodowaty prysznic a potem wykrwawiając się nagle mamrotała jego imię.

Siedział u siebie w mieszkaniu w TC, wyładowując swoją złośc na worku treningowym, kiedy coś w nim się napięło niczym w obliczu zagrożenia. A po chwili w jego uszach rozległ się szept. Znajomy głos na skraju wyczerpania. Jego imię. Bez wahania wyszedł na korytarz, zatrzymując się na widok drobnego ciała zwiniętego na posadzce. Nawet sięnie zastanawiał tylko zaniósł ją od razu do skrzydła szpitalnego, mając nadzieję, że nie pojawił się za późno.

Jak do tego doszło? Była świetnym żołnierzem, którego naprawdę ciężko było pokonać. A tu wydawałoby się, że nawet się tego ataku nie spodziewała. Jakby była bezbronna.

Widząc surowy wzrok pochyliła głowę. Sama nie wiedziała dlaczego, ale poczucie winy i zażenowanie nie pozwalały jej spojrzeć mu bezczelnie w oczy. Może to przez tę popapraną sytuację a może raczej przez świadomość, że po tym jak go potraktowała on i tak ją ratował. Gdyby tego nie robił byłoby jej dużo łatwiej go odpychać. Nienawidzić. I jemu też byłoby łatwiej.

- Nerwy zostały uszkodzone – głos lekarza znów przykuł jej uwagę
Przytaknęła tylko czując na sobie ciężar malachitowego spojrzenia. Miała wrażenie, że jej policzki płoną. Genialnie. Idealny bezwzględny żołnierz rumieni się tylko za sprawą męskiego wzroku. Nie bylejakiego. Wzroku Aleca.
- Regenerują się zaskakująco szybko, ale kilka dni rekonwalescencji będzie ci potrzebnych – lekarz zerknął na Aleca i wstał – Odpoczywaj – rzucił ciepło do Liz

Obaj z Aleciem zniknęli w korytarzu. Liz osunęła się niżej i jęknęła. Utkwiła wzrok w suficie. Wszystko obracało się przeciwko niej. Nie potrafiła ufać zmysłom, traciła kontrolę nad własnym ciałem. Właśnie dlatego wtedy uciekła, żeby tego uniknąć, żeby nie ryzykować. Nie przeczyła, że spędziła z Aleciem najprzyjemniejsze dwa tygodnie w całym swoim życiu. Ale z każdą myślą o tym przerażenie narastało. Nie znała tego uczucia, nie widziała co z tym zrobić, jak się zachować.

Gwałtownie obróciła głowę, gdy ktoś wszedł do środka. Nie ktoś, on. Zatrzymał się przy łóżku, przyglądając się jej. Już nie wiedziała co jego spojrzenie oznacza. Nie wiedziała nawet co tkwi w jej własnym wzroku. Wszystko było tak mętne... Odgarnęła pasmo włosów z twarzy.
- Umm... - usiłowała wypowiedzieć cokolwiek – Dziękuję. Za... um...
- Uratowanie życia?
Uniosła na niego wzrok. Ten na wpół pewny siebie na wpół zimny ton tylko bardziej ją podjudzał. Ale wolała się pohamować. Przytaknęła tylko.

- To dobrze – mruknął i pchnął coś do przodu
Wózek. Rozchyliła usta w zdumieniu. Chyba nie sądził, że na to wsiądzie? Potrafiła poruszać się o własnych siłach. Poza tym gdzie niby miała iść, lekarz kazał jej odpoczywać.
- Wsiadaj – Alec wskazał wózek

Wyuczone instynkty od razu włączyły funkcję ataku. Skrzyżowała ramiona i z pełną wyższością oświadczyła:
- Nie wsiądę na to. Od poruszania się mam nogi.
Zielony wzrok wbił się w jej twarz. Nieco zdumiony nieco wyzywający. Prychnął krzyżując ramiona tak jak ona. Kpiący uśmieszek na jego ustach tylko ją bardziej zirytował.
- Masz uszkodzone nerwy. Nie utrzymałabyś się na nogach dłużej niż dwie sekundy.
Zmrużyła oczy. Nienawidziła gdy był tak pewny siebie i arogancki. Czyli niemalże cały czas. Obróciła głowę, wbijając spojrzenie za okno.
- Wsiadaj na wózek – powiedział znudzonym tonem

Przewróciła oczami i mruknęła coś. Ale był uparty. Momentami chyba bardziej od niej.
- Po co? - zapytała nawet na niego nie patrząc
Alec podrapał się w głowę i odpowiedział z całkowitą obojętnością:
- Bo lekarz kazał ci wypoczywać w bardziej przytulnym miejscu. Zajmujesz swoją drażniącą osóbką łóżko dla naprawdę potrzebujących.

Powstrzymała uśmiech, który cisnął się jej na usta. Przyznawała, że jego sposób obrazowania pewnych rzeczy bywał zabawny, ale w tej sytuacji pokazywanie mu tego byłoby błędem.
- Niech Kyle odwiezie mnie do mojego mieszkania – rzuciła chłodno
Alec westchnął i płynnym ruchem ściągnął z niej szpitalny koc, przesuwając spojrzenie po drobnym ciele ubranym jedynie w białą szpitalną koszulkę
- Przykro mi, ale H, Kyle, Biggs i Dani skanują miasto w poszukiwaniu innych transgenicznych. Scott jest zajęty w centrali. Sway ma dyżur na straży. A Cas załatwia z Max dostawę – podsunął wózek bliżej łóżka – Sama nie możesz mieszkać. Jesteś skazana na mnie. A ja na ciebie.

Do Liz szybko dotarł sens jego słów. Obróciła głowę i spojrzała na niego uważnie. Jedno pytanie mieszane z niedowierzaniem błyszczało w jej oczach. Alec. Wózek. O nie!
- Chyba cię pogięło – prychnęła z wyższością i gniewem – Nie będziesz ze mną mieszkać!
Alec przewrócił oczami i cmoknął niecierpliwie.
- Liz. Wsiadaj na wózek.
- Nie!

Nie miała najmniejszego zamiaru się na to godzić. Co za bezczelność, że w ogóle mówił do niej tym tonem i to żądając posłuszeństwa. Mogła się sobą zająć sama. Nie była dzieckiem ani kaleką. To tylko kilka dni silniejszego bólu. Posłała mu spojrzenie pełne furii i wrogości.
- Nie – wycedziła ponownie – Wyjdź.
Powoli zaczynało go to drażnić.

Irytacja szybko pozbawiła go czarującej otoczki. Pochylił się, opierając dłonie o materac.
- Wsiadaj na ten cholerny wózek.
- Chrzań się – usłyszał w odpowiedzi
- Ok – jego ton wywołał w niej uczucie niebezpieczeństwa – Mam tego dość.
Kopnął wózek umożliwiając sobie pełny dostęp do szpitalnego łóżka. Nim Liz się domyśliła co zamierza, złapał ją i przerzucił sobie delikatnie przez ramię.

- Jak śmiesz?! - jej krzyk było zapewne słychać w całym skrzydle szpitalnym
Wyrywała się, chociaż z każdym jej ruchem nerwy ostro się napinały powodując przeszywający ból.
- Alec postaw mnie na ziemię! Natychmiast!
Wiła się w jego objęciach, usiłując wymyśleć sposób by go zatrzymać. Ludzie na korytarzu przyglądali się im w zdumieniu.
- Zabiję cię 494 – syknęła

- Na twoim miejscu nie wierciłbym się tak bardzo – jego głos był melodyjny choć wciąż zimny – Pamiętaj, że pod tą luźną szpitalną koszulką nie masz nic.
Momentalnie zastygła w bezruchu. Była pewna, że teraz na jego twarzy maluje się ten uśmieszek tryumfu.

Zacisnęła pięści, gdy zorientowała się, w który korytarz skręcili. Żądza mordu za upokorzenie narastała z każdą sekundą. Kiedy otworzył drzwi, znów zaczęła się szaprać.
- Nienawidzę cię! Nienawidzę!
Drzwi za nimi trzasnęły, a ona poczuła jak Alec szybko przerzuca ją na drugą stronę. Po chwili poczuła po plecami miękki materac. Pachnący Aleciem. Chwilowa wolność szybko została odgrodzona ciepłym ciałem. Dłonie miał po obu stronach jej głowy, a usta milimetry od jej ucha. Jęknęła czując napór jego ciała.
- Słuchaj no – lodowaty ton wpływał do jej głowy ostrym syknięciem – Uratowałem was w alejce. Wczoraj uratowałem ci życie. A mogłem tego nie robić. Mogłem pozwolić ci umrzeć. Nie zrobiłem tego – powstrzymywał się od uduszenia jej – Teraz jeszcze zgodziłem się tobą zająć. Więc... przestań... zachowywać się... jak suka!
Image

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Mon Feb 21, 2005 10:55 am

:lol: :lol: :lol: Co prawda w moich wyobrażeniach zapakował ją na wózek i biegał po TC, żeby się trochę poobijała, ale niech ci będzie. :lol: To było genialne. Tylko ostatnie słowo jakoś nie pasowało mi do wszystkich poprzednich. Nie harmonizowało z całością. :roll: Jedno pytanie. Czy to przypadek, że cały jej oddział jest zajęty, że Alec zna rozkład ich zajęć i że ma wolne? 8)
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Mon Feb 21, 2005 12:27 pm

To było genialne.
Trudno się niezgodzic. Ostatnio _liz ciągle nas czymś zaskakuje. Najpierw White jako brat Liz. Atak na Liz. I teraz Liz i Alec sami w mieszkaniu. Chyba wiadomo do czego to doprowadzi.

Skromny arcik zainsiporowany poprzednią częścią I'm BAD!!
Image

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Mon Feb 21, 2005 12:37 pm

Widywałam skromniejsze. :D
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Mon Feb 21, 2005 7:52 pm

:shock: :jaw: to moja reakcja na kilka tekstów z tej części. W sumie to by było trochę dziwne, gdyby się okazało, że Alec chciał zaopiekować się Liz i że sam to zaplanował skoro wiele już razy miał ochotę ją udusić. Wygląda to tak jakby ona stanowiła dla niego wrzód na tyłku. Choć z drugiej strony to oni oboje się nie nawidzą i kochają :roll: , tak przynajmniej jest napisane na banerku.
kyle zaczyna mnie wkurzać, jego zachowanie też :wink: .
Czytaj między wierszami...

syja

Post by syja » Mon Feb 21, 2005 9:57 pm

świetna czy mam rację czy w podoby sposób Alec nie wyniósłby Liz z pokoju motelowego w SLFG?
Oglądam właśnie kojejny odcinek Dark Angel - "Boo" i zastanawiam się kiedy Alec ukarze swoje muzyczne zdolności?
X5 muszą się bardzo szybko renegerować normalnie człowiek po takim ciosie nie mógłby ruszyć przez kilka dni a ona próbowała się bić.

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Tue Feb 22, 2005 10:04 am

Oj tak _liz nas zaskakuje ostatnio i to jak :twisted:
Czytałam dwie części na raz, więc najpierw było zaskoczenie spowodowane atakiem na Liz, a później w 11 się śmiałam z ich zachowania 8) :D Oboje są uparci do granic wszelkich możliwości :twisted: Nie dość, że ona jeszcze obolała, ale szarpać się z nim miała siłę 8) Swoją drogą kolejna część to pewnie dopiero będzie coś w końcu Liz i Alec w jednym mieszkaniu w tym on w roli opiekunki :lol: Oj chyba będą iskry 8)
Więc... przestań... zachowywać się... jak suka!
łoooo wkurzył się chłopak :twisted:

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Tue Feb 22, 2005 10:41 am

Elip wrote: Oj chyba będą iskry 8)
Nie ograniczałabym ich tak. Oczami wyobrażni widzę ogromny wybuch o naprawdę dużej sile rażenia. :twisted:
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 6 guests