Heart of soldier - zakończenie + Epilog

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Wed Feb 16, 2005 3:57 pm

Czyli jesteś blondynką


nie i nie zamierzam być! Bycie brunetką bardzo mi odpowiada 8) napisałam, że jesteś okrutna dlatego, że jak róż to zaraz z blondynkami ci się kojarzy(mi co prawda też, ale staram się to zazwyczaj przemilczeć:P) :twisted:
A co wy na to, że w którymś momencie Liz powie "Żołnierze nie mają serca
eee, czyli że co, skoro zaczęła coś czuć do Aleca, to coś z nią nie tak? Czy powie tak, żebysie wytłumaczyć? :roll: Nie rozumiem dziewczyny, w końcu to Alec! :twisted:

Teraz natępna część, zgadza się? 8)

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Wed Feb 16, 2005 4:36 pm

6.

Spojrzała uważnie na niego. Dłonie wciśnięte w kieszenie. Na całe szczęście, bo wystarczyło wyciągnięcie ręki i z łatwością mógłby ją udusić. Gniewny wzrok wbijał się w nią. Całe pokłady nieprzyjamnie zimnego i upiornego przerażenia przelewały się przez jej żyły. Dosłownie słyszała w swojej głowie jego złowrogi szept, chociaż Alec miał zaciśnięte usta.

Nie mogła narażać misji na niepowodzenie z powodu jego nienawiści. Jeśli pojechaliby razem, wszystko by się obróciło przeciw nim i dwóm zagrożonym mutantom. Nawet jeśli całą drogę by się do siebie nie odzywali, napięcie narastałoby z każdą sekundą, spowalniało ruchy, mąciło umysł, nie pozwalałoby się skupić. Zawaliliby sprawę. Gdyby któreś odezwało się do drugiego, to byłoby już apogeum. Rozpętałoby się piekło, które nawet by im nie pozwoliło dotrzeć na miejsce.

Liz ponownie przesunęła wzrok na Max i potrząsnęła głową.
- Nie – jej głos był stanowczy i zimny
Alec nawet nie drgnął. Najwyraźniej spodziewał się takiej reakcji. Za to Max była niesamowicie zdumiona. Nie przeczuwała, że tak wielbiąca żołnierską musztrę brunetka odmówi spełnienia rozkazu. Poza tym nie rozumiała dlaczego nie chciała jechać.
- Nie? - zapytała, jakby nie wierzyła własnym uszom
- Nie – powtórzyła Liz z naciskiem – Pracuję tylko ze swoimi ludźmi.

Obróciła się na pięcie, ignorując ich. Ciemny wzrok szukał w sali znajomej twarzy. Kłamała. Pracowała z różnymi osobami, żołnierzami Manticore, a nawet z cywilami. Ale fakt był taki, że nie miała zamiaru współpracować z tym konkretnym X5. To nawet nie byłaby współpraca, ale otwarta walka. Dostrzegła siedzącą na kanapie Cas, całkowicie pochłoniętą w lekturze.

Nie było czasu na poszukiwanie kogoś bardziej nadającego się do tej misji. Cas była dość nieprzytomna, gdy pochłaniał ją świat książki. Potrafiła je czytać tomami, trzeba było ją siłą od nich odciągać. Ale obecnie to była jedyna osoba z jej oddziału, którą mogła się posłużyć.
- Cas – rzuciła w stronę dziewczyny – Zbieraj się, jedziesz ze mną.
332 przytaknęła i przewróciła kolejną stronę w książce.

Liz nie odwróciła się nawet, by cokolwiek powiedzieć Max. Wykonała krok do przodu, potem następny. Nikt jej nie zatrzymywał. Dopiero przy czwartm kroku sama sie zatrzymała i gwałtownie obróciła. Tuż za nią stał Alec. Nie odpuszczał. Nie obchodziło go czy ma ochotę z nim jechać czy nie. On nie miał zamiaru dać się tak łatwo spławić.
- Odejdź – syknęła
Nie drgnął. Zielone tęczówki ciemniały błyskawicznie.

To ją całkowicie wyprowadziło z równowagi. Kiedy w niej się wszystko gotowało, on zachowywał pełnię spokoju, chociaż miał więcej powodów do furii.
- Nie jedziesz ze mną – wycedziła przez zęby
Ostro się obróciła i skierowała do wyjścia. Kiedy Cas się nie ruszyła, to było jak impuls wywołujący reakcję łańcuchową. W mgnieniu oka wyrwała książkę z dłoni dziewczyny i rzuciła ją za siebie.
- Do cholery Cas, kazałam ci ruszyć swój tyłek – warknęła

Wszyscy się w nią wpatrywali. Kyle prawie jej nie poznawał. Nigdy nie była tak gwałtowna i wyprowadzona z równowagi. Zawsze spokojna, odnosiła się do nich łagodnie, nawet wydając rozkazy. A teraz... Była w stanie sama wywlec Cas z sali. Coś jej się wymykało spod kontroli, traciła równowagę, a nienawidziła tego. Bała się tego.

* * *

Nie było trudności w odnalezieniu dwójki mutantów i ostrzeżeniu ich. Gorzej było z wydostaniem się z labiryntu wąskich uliczek krzyżujących się ze sobą. Liz szła przodem, uważnie badając teren i upewniając się, że nie ma żadnego zagrożenia. Wykonała dłonią dziwny ruch, który był znakiem dla Cas. Dziewczyna skinęła głową i poprowadziła dwójkę transgenicznych ze sobą, skręcając w lewo. Liz natomiast czekała.

Jakby wsłuchiwała się w szum i usiłowała odczytać zbliżające się niebezpieczeństwo. Kątem oka sprawdziła czy Cas nie ma problemu. Dziewczyna razem z mutantami zniknęła w alejce. Liz napięła mięśnie i wyprostowała się. Cisza zalegająca w uliczkach jak miejscowy brud nie niosła ze sobą nic nowego. Tylko dziwne przeczucie.

Momentalnie się obróciła, jednocześnie wyprowadzając cios nogą. Chwycił ją za kostkę, powstrzymując przed trafieniem we własny brzuch i uniemożliwiając kolejny ruch. Mruknęła coś i wykonała salto do tyłu, uwalniając nogę z uścisku. Od razu przyjęła postawę do walki, czekając na jego ruch. Ale on stał w bezruchu, przyglądając się jej. Kiedy się rozluźniła i opuściła ręce, zaatakował. Niespodziewanie.

Odpierała kolejne ciosy z zawrotną prędkością. Ale sama nawet go nie drasnęła. Był równie szybki co ona, może szybszy. Denerwujące. Nie dość, że ją prześladował, to jeszcze był lepszy w walce. Adrenalina podskoczyła przesyłając impuls do nerwów. Wszystko zmieszało się w ołowianą mieszankę, która zamiast przyspieszyć spowalniała jej ruchy. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło. Zawsze pokonywała przeciwników bez większego problemu. I nie chodziło tu o to, że walczyła z innym X5. To wszystko przez niego.

Niszczył wszystko. Komplikował. Rujnował. Krew w żyłach wzburzyła się pozwalając na gwałtowniejsze i szybsze ciosy. On to zaczął. Rok temu. Stopniowo, dzień po dniu ją motał, barwił wszystko i sprowadzał uczucia, które nie dawały jej możliwości racjonalnego myślenia. Osłabił ją już wtedy. Grał nią, a ona pozwoliła mu na to. A teraz wykorzystywał swoją dawną przewagę. Wzbudzał te szczątki uczuć, które zakorzeniły się w niej rok temu. Serce szybciej biło, komórki ciała rozpływały się, myśli stawały się mgliste. Zielone spojrzenie przeszywało ją na wylot pozostawiając wewnątrz duszy palący ból. Ból, gniew, nienawiść.

Nienawidziła go. Nienawidziła. Nienawidziła.

Wyprowadzała kolejne ciosy, zaciskając mocniej pięści i powstrzymując gorące kryształki pod powiekami.
- Nienawidzę cię – syknęła
Uchwycił jej nadgarstek i zatrzymał rękę w połowie odległości od swojego policzka. Płynnym ruchem obrócił ją, wykręcając jej ramię i blokując inne ruchy.
- Nie – wycedził wprost do jej ucha
Szarpnął nią mocniej, kiedy usiłowała się wyrwać.

Oboje zamarli, kiedy powietrze przeciął odgłos strzału.
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Wed Feb 16, 2005 5:38 pm

nowa (pytam z czystej ciekawości) czy ty jesteś blondynką

Jestem :cheesy: Chyba tylko ja i H. jesteśmy tutaj blondynkami :roll: I dobrze, czuję się wyjątkowa 8) :wink:
A Ty jesteś okrutna :P
Róż to bardzo ładny kolor, nawet mam na sobie dziś różowy sweterek :lol: Pomyślcie np. o różowych kwiatach 8) Osobiście najbardziej lubię te białe, ale różowe lilie - to dobiero roślinka :cheesy:

No, powiedziałam, co musiałam, część przeczytam później, bo narazie nie mam czasu :wink: Ale wrócę :twisted:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Wed Feb 16, 2005 5:45 pm

No więc się pobili, teraz w kogoś trafiło tak? Podejrzewam, że w ani Aleca ani w Liz.
Swoją drogę rozumiem dziewczynę, znaczy się jej wściekłość. Choć nie, 'rozumiem' to złe słowo, nie wiem za co tak naprawdę obwinia Aleca, za to, że wzbudził w niej uczucia, że wprowadził do jej życia trochę koloru?
Osłabił ją już wtedy. Grał nią, a ona pozwoliła mu na to. A teraz wykorzystywał swoją dawną przewagę.
Czy za to, że stawała sie przy nim 'słabsza', w pewien sposób zależna od niego, że miał nad nią przewagę?

Więc rozumiem tylko to, że jet wściekła, sama z chęciom bym komuś dzisiaj przywaliła :evil:

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Wed Feb 16, 2005 6:02 pm

To jej 'nie' to chyba były resztki spokoju. Z Cas, a później z Aleciem, nastąpił mały wybuch, ale podejrzewam, że główna eksplozja jeszcze przed nami. :twisted:
Liz nie lubi czuć się zależna, słabsza. Ale może jeszcze bardziej wkurzało ją to, że jej się to podobało? :roll: 8) Nadal czegoś mi tutaj brakuje. :?
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Wed Feb 16, 2005 8:26 pm

nie wiem za co tak naprawdę obwinia Aleca, za to, że wzbudził w niej uczucia, że wprowadził do jej życia trochę koloru?
różowego? :roll: 8) :lol: Ja od dziecka nie lubiłam tego koloru. Tzn może nie od dziecka, bo chyba każda kilku letnia dziewczynka lubiła wszystko co puchate i różowe i potajemnie marzyła o bluzkach, spodniach, kurteczkach, sweterkach i oczywiście dresikach w tym kolorze. Co prawda ja nie pamiętam kiedy znienawidziłam róż, ale obecnie nie mam niczego różowego w szafie(nie licząc piżamy od cioci którą dostałam wraz z wielkimi różowymi kapciami :? :roll: )
A Ty jesteś okrutna
No i co z tego?? :lol: :roll:

No ale!!
Wiedziałam, że będzie inaczej niż powiem. No ale cóż, taki mój los :lol:
Kogo postrzelą?? Aleca raczej nie, bo to już gdzieś było, Liz chyba też nie... Cas?? A może nikogo :roll:

'Nienawidziła go. Nienawidziła. Nienawidziła. '
Trata tata samo to :lol:
I chyba dlatego go zostawiła. Nie dlatego, że go nienawidziła, bo przecież tak nie jest( :lol: ), tylko dlatego, że przy nim się zmieniła. Tzn tak mi się wydaje że się zmieniła, bo nigdzie chyba o tym nie pisze, ale mi się tak wydaje i już :P
A może nie chciała się jakoś do nego przywiązać i coś do niego poczuć, tylko dlaczego?? Ot tak sobie raczej nie. Może Manticore?? Kurde chcę kolejną część :twisted: :twisted:

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Fri Feb 18, 2005 12:05 am

Szkoda, że mnie tu nie było w walentynki, normalnie humor miałam jak większość z was. Przynajmniej ktoś by mnie zrozumiał...
Do rzeczy. Ciekawe jak to jest, że Max i wszyscy wokoło niej mogli stać sie "normalni" a Liz nie...?? Co jest tego przyczyną... Chodzi o to, że gdyby stała sie taka jak oni straciłaby kontrolę i mógłby ktoś zginąć, ktoś z jej bliskich, co i tak się stało...?? Dlatego opuściła Alec'a, bo przy nim traciła kontrolę nad hmm, powiedzmy ochroną innych.... A teraz powie, że mutanci nie kochają bo będzie się bronić prze tym uczuciem i kolejną utratą kontroli...
W sumie to by się zgadzało, zważywszy na to jak zareagowała na brak ochrony i odrazu zaczęła wymyślać co i jak należy zmienić, bo a nóż widelec ktoś tam się wkradnie i zrobi jakiemuś mutantowi krzywdę.
Jak dla mnie to oni mogą się prać ile wlezie. Lubie filmy akcji, karate i sensacyjne, więc czytanie tego to będzie dla mnie czysta przyjemność.
A może kiedyś przy okazji jakiejś bójki Alec pocałuje Liz a ta go odpowiednio barwnie spoliczkuje, albo nie tylko to :twisted: .
Kyle normalnie mnie zaskoczył, brawo dla tego pana, Liz nie dla Alec'a, czyli Liz dla Kyle'a ...??
Wiesz _liz, myślę, że nie powinnaś zaczynać tak dobrych, nowych, a przede wszystkim innych ff zanim nie skończysz poprzednich, bo teraz wszyscy wpadniemy w nastruj odpowiedni do tego i trudno będzie śmiać się i wymyślać nowe mleczne podteksty :twisted: :wink: .
Jeśli chodzi o podwładnych Liz to hmm - Zakościelny - jak ja lubię tego faceta, a Dani to Natalie Portman ?? Trudno mi będzie ich sobie wyobrazić w tych rolach.

Jestem brunetką, lubię fioletowy i od niedawna różowy, a pomarańczowego nienawidzę :jezyk: .
Czytaj między wierszami...

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Fri Feb 18, 2005 10:16 am

Hehe. Dzisiaj komentarz ode mnie będzie dość krótki. Powiem wam tylko tyle, że za bardzo skupiacie się na emocjonalnej stronie Liz :twisted: Owszem, dużą rolę odgrywa jej chęć ochrony innych. Ale powód, dla którego uciekła od Aleca jest o wiele prostszy... Niby też powiązany z uczuciem, ale z całkiem innej strony 8)


7.

Puścił ją, wsłuchując się w odgłosy dobiegające z sąsiedniej uliczki. Liz stała nieruchomo przez kilka sekund, poczym zerwała się z miejsca. Zostawiła Cas. Strach wypłukał wszystkie poprzednie uczucia. Teraz liczyła się tylko dziewczyna z jej oddziału, za którą była odpowiedzialna i którą sama zmusiła do tego zadania. Jeśli coś jej się stało...

Biegła. Nie mogło się nic stać. Dopiero co dopuściła do śmierci Iana, nie mogła stracić teraz nikogo ze swojego oddziału. Dowódca, który zostawia swoich żołnierzy, który naraża ich na niebezpieczeństwo, powinien sam ponieść śmierć. Po scenie, jaką odstawiła, teraz tym bardziej nie mogłaby spojrzeć w oczy innym. Nie mogłaby spojrzeć w lustro, bo zobaczyłaby tę odrażającą bezwzględną kreaturę, która posyła na śmierć własnych przyjaciół.

Skręciła w uliczkę, zatrzymując się na widok skulonej pod ścianą Cas i dwójki transgenicznych obok niej. Krwawiła. Z prostopadłej ulicy dochodziły głosy trójki policjantów. To oni strzelali. Drgnęła, pchnięta przez instynkt obronny. Sama nie mogła jednocześnie pokonać ich i powstrzymać krwotoku. Czyjaś dłoń musnęła jej plecy.
- Ja się zajmę policją – mruknął
Przytaknęła i sama błyskawicznie klęknęła przy Cas.

Alec zniknął za zakrętem, a ona pochyliła się nad dziewczyną. Uważnie przyjrzała się jej. Rana postrzałowa ramienia. Tylko ramienia. Odetchnęła z ulgą, rozdzierając koszulkę Cas i przewiązując jej ramię. Wbiła spojrzenie w pobladłą twarz dziewczyny. Cas lekko się uśmiechnęła. Dawno nie widziała u swojego dowódcy takiego niepokoju i troski. Może i na codzień brunetka była zimna i nieprzystępna, trzymała dystans, jednak pod tą powłoką była osóbka, która całą sobą chciała ich chronić.

* * *

Rozejrzała sie uważnie po sali. Cały czas wyczuwała tu lekki zapach, który wplatał się w aurę Liz. Cokolwiek ukrywała i dlaczego, nie zaprzeczało zmysłom. Dostrzegła zmierzającego w jej kierunku wysokiego bruneta. Nie mogła powstrzymać uśmiechu. Kolejny idealnie stworzony X5, który tym razem zwrócił jej uwagę. Kobaltowe tęczówki rozjaśniły się, wypełniając srebrnym iskierkami.

Oparła się plecami o metalową barierkę i odchyliła głowę lekko do tyłu. Brunet zatrzymał się przy niej.
- Biggs – uśmiechnął się
Odwzajemniła uśmiech. Bardzo ciepły i szczery uśmiech. Do tej pory spotykała róznych męskich X5, ale jeszcze żaden nie wydawał się być taki... zwykły.
- Hotaru – odpowiedziała miękko
Po raz pierwszy odkąd tu przyjechali naprawdę się rozluźniła.

Biggs przebiegł wzrokiem po całej sali, poczym znów spojrzał na drobną blondynkę.
- Szukałaś kogoś konkretnego?
Zaprzeczyła ruchem głowy i wyprostowała się. Zapomniała przez chwilę co tu robiła i czym była zajęta jeszcze minutę temu. Zmarszczyła brwi.
- Biggs? - zapytała po chwili – Jesteś tu odkąd TC powstało?
- Od samego początku – przyznał z lekkim zdumieniem
To była informacja, której potrzebowała. Jeśli był od początku to wiedział kto się przewinął przez te mury.

Przechyliła głowę na bok i melodyjnym głosem zapytała:
- Czy Liz tu wczesniej była?
Brunet uniósł brwi w zdumieniu. Czego jak czego, ale tego pytania się nie spodziewał. Po kilku sekundach otrząsnął się z szoku.
- Liz to ta drobna brunetka? - upewnił się
Drobna brunetka, która niesamowicie szybko przyciągnęła uwagę Aleca kiedy z nim rozmawiał. Hotaru przytaknęła i wyszczerzyła białe ząbki.

- Nie – odpowiedział od razu
Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Liczyła, że przyzna iż X5542 już kiedyś tu była. Teraz już nic nie rozumiała. Czyli Liz nie kłamała. Tylko ciągle coś jej nie pasowało. Zmysły nigdy jej nie zawodziły. Dałaby się posiekać, że czuła zapach Liz, nie pochodzący bezpośrednio od niej.

* * *

Wprowadziła Cas do głównej sali, od razu szukając wzrokiem kogokolwiek ze swojego oddziału. Kyle sam podbiegł i przejął nieco osłabioną dziewczynę, wyprowadzając ją do skrzydła szpitalnego. Liz odetchnęła i przetarła dłonią czoło. Wszystko co przez kilka minut chyliło się ku katastrofie, wróciło do normy.

Po raz pierwszy odkąd go ponownie spotkała, nie czuła potrzeby napięcia mięśni. Stała spokojnie, oddychając miarowo, mimo, że on stał tuż za nią. Jego wzrok ślizgał się po jej postaci i miała wrażenie, że tym razem bez gniewu.
- Dziękuję – mruknęła cichutko, nie obracając głowy
Odeszła w kierunku przeciwnego korytarza, zapominając po dwóch krokach o istnieniu zielonookiego. Była na to zbyt zmęczona.

Na schodkach zatrzymała ją Hotaru. Liz zmierzyła wzrokiem ją i stojącego obok niej bruneta. Świetnie. Byli tu ledwie drugi dzień a H już z kimś flirtowała. Pod tym względem była nie do opanowania. Mimowolnie kąciki ust uniosły się do góry w lekkim rozbawieniu. Mogła się założyć, że już był owinięty wokół drobnego paluszka 512.
- Biggs – mężczyzna wyciągnął dłoń
- Liz – uścisnęła rękę

Brunet zmarszczył brwi przyglądając jej się dziwnie.
- Dlaczego pachniesz jak...
- Cas jest w skrzydle szpitalnym – Liz przerwała mu i skierowała sie do H. nim skończył sentencję
Najwyraźniej znajdujący się tutaj X5 doskonale posługiwał się swoimi zmysłami. To oznaczało kłopoty.

Minęła ich i zniknęła w korytarzu. Przyjazd tutaj jednak był błędem. Na każdym kroku napotykała na Aleca lub coś o nim przypominającego. Co chwila narażała swoich ludzi i na dodatek okłamywała najbliższe osoby. Potrzebowała prysznica. Zimnego prysznica.

* * *

Przechylił szklankę, wypijając do końca ognisty alkohol. To była już trzecia dawka. A może czwarta. Nie liczył. Nie musiał się tym przejmować, bo i tak wiele mu jeszcze brakowało do pierwszego stadium upojenia alkoholowego. Daleko mu było do jakiegokolwiek upojenia. Od dwóch dni dręczyło go tylko jedno przekleństwo.

Jedno, drobne, ciemnowłose, uparte przekleństwo. Unikała go jak tylko mogła, a jeśli już się spotykali włączała wszystkie funkcje obronne i nie pozwalała nawet nic powiedzieć. I wiedział, że denerwuje ją jeszcze bardziej swoją nieustępliwością. Nie miał w zwyczaju odpuszczać tak łatwo i dać sobą tak pogrywać. A ta mała złośnica chciała go sobie podporządkować. Niedoczekanie.

Nie spieszyło mu się. Drobnymi kroczkami aż po użycie siły wyciągnie z niej to, co ukrywała. Tę jedną odpowiedź, której potrzebował. Wyjaśnienia na dręczącą go od roku sprawę. Przez cały ten czas obokj wątpliwości i wahania zbierał się gniew i łaknienie odpłacenia, wynagrodzenia. Wlał w siebie kolejną dawkę alkoholu.

Bringing back this memories
I wish I didn't have


Przeklęta pamięć. Dlaczego nie mógł zapomnieć o niej? Wyrzucić z pamięci tak, jak wszystkie inne bezimienne dziewczyny. Usiłował to zrobić, poświęcił na to mnóstwo czasu, nerwów i krwi. Nawet kolejne bójki nie pomagały wyładować się temu napięciu. Jedna myśl o niej niszczyła wszystko. A najgorsze było to, że niektóre myśli przynosiły uśmiech i przyjemne mrowienie w koniuszkach nerwów. Wtedy nienawidził jej najbardziej.

Spotkali się przypadkiem. Od razu wyczuł w niej niebezpieczeństwo, które go do siebie wołało. Z dnia na dzień wydawało mu się, że odsłania się coraz bardziej i nie umie tego powstrzymać. Ale każda chwila spędzona z drobną brunetką przynosiła dziwne ukojenie i poczucie przynależności. Po raz pierwszy poczuł taką chęć posiadania. Jej. Nie jak własności, ale jako części siebie. Ona rozumiała wszystko, bo sama przechodziła przez to samo. Znała koszmary, które dręczyły umysł, znała ból i strach. I nigdy nie potrzebowała rozmów o tym. Jak on. Była jak on. Dlatego czuł się przy niej swobodnie. Był sobą.

Pogrążył się w tym lepkim uczuciu coraz bardziej. Jeśli nie widzieli sie za dnia, jej obraz w pamięci przynosił uśmiech. Ale wieczory były tym co lubił najbardziej. Jej śmiech, zapach jej skóry, płynne ruchy, gdy wirowała w tańcu, usta zwilżone alkoholem i ciepłe ciało z ufnością wtulające się w jego ramiona. A potem ta najgorsza, najpiękniejsza noc w ciągu tych dwóch tygodni. Ciągle czuł pod opuszkami jej skórę, słyszał przyjemny jęk, widział jej mgliste spojrzenie. I ten lodowaty poranek, kiedy obudził się sam w pustym miekszaniu.

Akurat ten pierwszy raz, gdy nie chciał się budzić sam. Pierwszy raz, kiedy chciał by ktoś został.
Image

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Fri Feb 18, 2005 11:25 am

Nieźle się zgrali podczas misji. 8)
Hataru i Biggs - chyba zaczynasz ich uważać za parę. To już kolejny raz. :roll: :twisted:
No i wspomnienia. Przynajmniej z punktu widzenia Aleca. Kolejny fragment układanki porzeszłości. :roll: Czy Liz nie zaczynała się przypadkiem czuć odpowiedzialna za Aleca? :roll:
Była jak on.
Skoro są tacy identyczni to on powinien wiedzieć dlaczego go zostawiła. :roll: A może się domyśla, tylko sam przed sobą nie potrafi się do tego przyznać? :roll: 8)
zapominając po dwóch krokach o istnieniu zielonookiego
:shock: Tego to ja już zupełnie nie rozumiem. To jest wogóle możliwe? :shock: Mogła to sobie co najwyżej ubzdurać. :twisted:
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Fri Feb 18, 2005 12:16 pm

Niby też powiązany z uczuciem, ale z całkiem innej strony
Skoro mamy się skupić na uczciach Aleca, tak?? No, ale to i tak Liz musiała nie być pewna jego uczuć albo Alec powiedział coś co ona źle odebrała, no bo on sam raczej jej specialnie nie dal odczuć, że traktuje ją jak kolejną 'bezimienną dziewczynę' :roll:
Jest i Biggs :cheesy: I to z Hotaru już coś kręci :mrgreen: Pasują do siebie :twisted:
biggs wrote:- Dlaczego pachniesz jak...
No to ja już nie rozumiem. Najpierw pomyślałam, że może miałą inaczej na imię, ale przecież by ją poznał nie :roll: :lol: ?? a tu on mówi: Liz to ta drobna brunetka? :roll: :?
Hotaru wyczuła zapach Liz wchodząc do ich pokoju, więc Liz tam już była. I to z Aleciem najprawdopodobniej :twisted: No ale wyglądać musiała tak samo, a Biggs musiał ją znać wcześniej bo poznał jej zapach :? Kurcze nic nie rozumiem, ale jak _liz doda kolejną część to może coś się rozjaśni :twisted:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Fri Feb 18, 2005 12:27 pm

Powinnyście uważniej czytać to co piszę. Nie tylko przy konkretnej części, ale od samego początku. 8) No ale dobrze. Mała podpowiedź, ze względu na mój dobry nastrój... Zapach. Pamiętacie Toy Soldiers? Hotaru tak zgrabnie wyjaśniła tam pewne zależności między transgenicznymi. na przykład, że wiążą się na całe życie, że ich feromony się dostosowują w ten sposób, że są jakgdyby dla siebie oznaczeni. Dalej nie rozumiecie? Hmm... to może wyjaśnię to po prostu w odniesieniu do tej sytuacji. Liz nie była wcześniej w TC, to po pierwsze. Po drugie Biggs naprawdę jej wcześniej nie znał. Po trzecie, Hotaru mówiła, że wyczuła część zapachu Liz po wejściu do samego TC. Esencję, ułamek jej zapachu. To coś w rodzaju powiedzmy szamponu, któy ma zapach jaśminu i drzewka sandałowego, a wy czujecie tylko zapach jaśminu. Więc H. czuła tylko część zapachu Liz. Połączcie teraz te wszystkie informacje ze sobą. Liz nie była w TC - Biggs nie zna Liz, ale jest przyjacielem Aleca - Hotaru czuje bardzo intensywnie część zapachu Liz =.... no może wreszcie wam przyjdzie do głowy, że Liz po części pachnie Aleciem?! :twisted: Teraz wszystko jasne? Biggs czuje na niej zapach Aleca, Hotaru w TC czuje zapach Aleca, a kojarzy go z Liz, bo ta esencja jest już jak gdyby wbudowana w zapach Liz. Proste!
Image

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Fri Feb 18, 2005 12:54 pm

O wiele prostszy powód, dlaczego Liz uciekła hmm... Potem pewnie pomyślę, hmm jak mogłam na to nie wpaść :roll: .
To zdanie Po scenie, jaką odstawiła, teraz tym bardziej nie mogłaby spojrzeć w oczy innym. Nie mogłaby spojrzeć w lustro, bo zobaczyłaby tę odrażającą bezwzględną kreaturę, która posyła na śmierć własnych przyjaciół. normalnie rozłożyło mnie na łopatki, czy ona nie przesadza z deczka... :roll: .
Jesli chodzi o ten zapach to ciekawe pomyły macie, tylko jak to jest, że Liz i Alec o tym wiedzą a H. i Biggs nie...
Mam takie małe pytanko. Czy H. jest drobna, bo wszystkie laski w tym opowiadaniu są drobne, drobna brunetka, drobna blondynka. Bóg dał wam muzgi a odebrał troche wzrostu ?? :wink: .
Ta scenka z Alec'iem jest fajna, a co najlepsze być może pojawią sie sceny, o których myślałam :twisted: .
To jest chyba jedna z tych części, gdzie tracimy czujność. Na następnej będą sie prać ?? :twisted: :hearts: .
Czytaj między wierszami...

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Fri Feb 18, 2005 1:12 pm

Liz po części pachnie Aleciem
A ja po prostu wyszłam z założenia, że Alec pachnie po częsci Liz i dlatego kwestie zapachu sobie podarowałam. Tylko dlaczego tego nie odwróciłam? :roll:
To jest chyba jedna z tych części, gdzie tracimy czujność.
Też odniosłam takie wrażenie.
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Fri Feb 18, 2005 3:37 pm

Ha! Wróciłam 8) I jakoś nie widzę powitalnych kwiatów ani nic :? Że tak brzydko napiszę 'opiep*zacie' się dziewczyny :lol:
Nie chce mi się komentować poprzednich części 8) Mam nadzieję, że mój pm wystarczy Marq 8) :lol:
Napisze tylko jedno... Któraś z postaci może bardzo, ale top bardzo was denerwować w najbliższym czasie 8) Ale nic nie dzieje się bez przyczyny i właśnie o to chodzi, aby tą 'przyczynę' znaleźć 8)
nowa wrote:Róż to bardzo ładny kolor, nawet mam na sobie dziś różowy sweterek Pomyślcie np. o różowych kwiatach Osobiście najbardziej lubię te białe, ale różowe lilie - to dobiero roślinka
:? A tfu... Nie chcę być niemiłą, albo nie! Chcę być niemiła :lol: Różowy jest ble i wszyscy razem 'RÓŻOWY JEST BLE' 8) I pamiętajcie sępiki nie noszą różowego koloru! Co to to nie! :lol: Poza tym lilie są fajne, ale tylko te białe 8) Biały jest fajny! Wszyscy razem 'BIAŁY JEST COOL' :haha:
Ech chyba ten wyjazd źle na mnie podziałał :twisted:

Marq chcemy nową część i wyobraż sobie, że nawet ją skomentuję 8)

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Fri Feb 18, 2005 3:48 pm

Ale się narobiło!! A nie było mnie tylko kilka dni.
A tfu... Nie chcę być niemiłą, albo nie! Chcę być niemiła Różowy jest ble i wszyscy razem 'RÓŻOWY JEST BLE' I pamiętajcie sępiki nie noszą różowego koloru! Co to to nie!
AAAAAAAAA. Ja też nie ciępię różu. Hurra. Nie jestem osamotniona.
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Fri Feb 18, 2005 3:58 pm

Różowi mówimy NIE! 8) Zdecydowane NIE. Hmm... przy takich dyskusjach zastanawia mnie czy nie wrzucić wam na Komnatę mojej drobnej rozprawy "Z pamiętnika cynika" tam jest taki ładny rozdział o Barbie... :lol:

Cóż... mam bardzo dobry humor jak widać, więc wrzucę wam część kolejną. Kyle w pełni swojego uroku, przemyślenia Liz i.... genialność Hotaru 8) Mogłam wam oszczędzić tę wzmiankę o zapachu, bo własnie w tej części się to wyjaśnia. Miłego czytania i komentowania. I bez różu proszę!



8.

Kolejny łyk pozwolił mu sie nieco rozluźnić. Powoli zapominał o tym, co go najbardziej dręczyło. Ciągłe myślenie o tym samym przecież nie przynosiło żadnego efektu.
- Mówiłem, że nie masz u niej szans – Kyle oparł się łokciem o ladę i z wyższością spojrzał na Aleca
Ten nawet nie drgnął, tylko przechylił szklankę i wypił całą jej zawartość. Blue Lady musiała go nienawidzić, że zsyłała na niego wszystko, co sprowadzało się do tematu Liz.

Odstawił puste naczynie na blat i niechętnie obrócił głowę, spoglądając na Kyla. Zmierzył go wzrokiem.
- Masz problemy z wejściem na stołek karzełku? - zakpił
Kyle mruknął coś, prawdopodobnie wiązankę przekleństw i usiadł na wskazanym stołku. Nie miał ochoty dać się tak poniżać i postanowił dopiec przeciwnikowi wyraźnie skuteczną bronią.

- Twoje ego musiało nieźle ucierpieć, kiedy oblała cię zimnym prysznicem – duma i pewność aż go uskrzydlały – Ale nie martw się, nie jesteś pierwszy.
Alec przewrócił oczami. Ztego genetycznie zmodyfikowanego pkurcza był niezły mądrala. W dodatku wydawało mu się, że tak doskonale zna Liz, a nie miał o niczym pojęcia. Alec nie miał ochoty go w tym uświadamiać. Za to Kyle mówił dalej.
- Taka już jest. To idealny żołnierz. Bez słabości.

Prychnął. On naprawdę nie znał prawdziwej natury Liz. Pozornie była żołnierzem, Cholernie dobrym żołnierzem. Ale była też kobietą. O tak, stuprocentową kobietą. Lekko się uśmiechnął na samą myśl o jej słabościach.

- Zawiodła tylko raz – Kyle mruknął – Oczywiście nikt w to nie wierzy, ale ja wiem swoje...
- Czyli nic – czyjś roześmiany głos przerwał mu
Obaj się obrócili. Drobna blondynka wyglądała na naprawdę rozbawioną. Tylko nie było pewności czy bawiły ją słowa Kyla czy obecność stojącego za nią bruneta. Przesunęła atramentowe spojrzenie na Aleca, który wymieniał z Biggsem porozumiewawcze zerknięcia. Widziała go już jak wrócił z Liz z zadania. Liz...

Hotaru zmarszczyła brwi. Coś znajomego pojawiło się w powietrzu. Zmysły zaczęły gwałtownie reagować i przesyłać impulsy wzdłuż neuronów. Umysł analizował wszystko co się znajdowało w pomieszczeniu, szukając tego konkretnego elementu. I kobaltowe oczy ponownie utkwiły wzrok w twarzy Aleca. Kilka sekund miarowego oddechu.
- Ha! - krzyknęła jak Sherlock Holmes po odgadnięciu zagadki
Wyszczerzyła zęby i klasnęła w dłonie. Znalazła odpowiedź na dręczące ją pytanie.

* * *

Sometimes I remember
the darkness of my past
Bringing back these memories
I wish I didn't have


Chłodne strumienie wody spływały po miękkiej skórze, zabierając ze sobą kurz i zmęczenie. Ciało przyjemnie się odprężało, pozwalając sobie na chwilę rozkojarzenia. Cały czas była przecież spięta i reagowała na najmniejszy szmer. Teraz odcięła się od rzeczywistości. Rzeczywistości, która na złośc jej specjalnie sprowadzała wspomnienia i przeszłość.

Tyle włożyła wysiłku w to, aby zapomnieć i już nigdy do tego nie wrócić. Już tamtego ranka zamykając za sobą drzwi jego mieszkania, odcięła się od kiełkującego w niej ciepła. Kropelki rozbijały się o jej skórę, dźwięcząc nie zadanym jeszcze przez niego pytaniem: dlaczego?

A odpowiedź była tak prosta i jasna. Bała się. Dziewiętnaście lat życia za murami Manticore, posłuszengo wypełniania rozkazów, racjonalnego myślenia, zimnej kalkulacji, opanowania. I nagle w tym poukładanym schematyźmie pojawiło się wahanie. Lód topniał pod wpływem malachitowego spojrzenia, krew wrzała na samą myśl o nim. Przestawała przy nim myśleć o tym, co powinna robić, co musiała robić. Dla żołnierza było to wręcz karygodne.

Żołnierz. Ona była żołnierzem. Urodzonym i wychowanym w przekonaniu o swojej powinności. Kiedy jednak coś sprawiało, że nie mógł wykonać swojego zadania i z czystym sumieniem wrócić do jednostki, żołnierz popadała w zwątpienie. Rodziło się przerażenie. Myśl o zmianach, na które nie była gotowa i których nie chciała. I tak odeszła za późno i skompromitowana.

Tak, skompromitowana w oczach przełożonych. Zawsze skuteczna, nigdy nie zawiodła. Potrafiła w trzy doby wykonać każdą misję. A tutaj upływały dwa tygodnie a przez jej umysł ani raz nie przepłynęła myśl o powinności. Był tylko Alc. Liczył się tylko on, każda chwila z nim spędzona.

Początkowo było tylko dziwne przyciąganie, tylko jego zapach doprowadzający jej zmysły do szaleństwa. I nie przejmowałaby się tym za bardzo, gdyby po kilku dniach coś w niej nie zaczęło kiełkować. Chłód i opanowanie żołnierza zastąpiły gorące pasma czegoś ulotnego. Zmysły osłabły i wyszukiwały już tylko jego zapachu w pobliżu. Z każdym kolejnym dniem zagłębiała się w tym coraz bardziej, spychając w głąb świadomości nauki Manticore.

Ale długo nie wytrzymała tej niepewności. Może widok jednej z wielu blondynek, która usiłowała zwrócić jego uwagę na siebie w bardzo jednoznaczny sposób. Może szybciej bijące serce, za szybko jak na opanowaną X5. Może jeden impuls przypominający o tym skąd jest i co miała zrobić. Cokolwiek to było, kazało jej wymknąć się z jego ciepłych ramion i uciec, nie obracając się za siebie. I co dziwniejsze, bolało ją to bardziej niż jakakolwiek rana jąką jej zadano.

Bit by bit
torn apart
We never win


Owinęła się ręcznikiem, jakby miał ją odgrodzić od tych myśli. Zatrzymała się na progu pokoju, widząc znajomą X5 stojącą w jego centrum. Na twarzy Hotaru malował się wyraz tryumfu, ale jednocześnie niemego zaskoczenia. Skrzyżowane ramiona i przechylona nieco w bok głowa – Liz doskonale znała tę pozę. Nadchodziły pytania i oskarżenia.

- 494 – padło krótkie, ale wymowne wyrażenie
Mięśnie napięły się, a umysł momentalnie włączył funkcję obronną. Przez kilka sekund brunetka stała nieruchomo, wpatrując się w H. Tylko oczy rozświetliły się niebezpieczeństwem. Po chwili drgnęła i jakby nigdy nic przeszła w stronę łóżka, sięgając po leżącą na nim koszulkę.
- Co tu robisz H? - zapytała chłodno, nawet nie patrząc na blondynkę
Ale Hotaru już za dobrze znała te sztuczki, by dać się tak łatwo zwieść. Poza tym Liz sama ją uczyła, by ufała swoim zmysłom. A one stawiały jednoznaczną diagnozę.

Uniosła nieco gniewnie brwi, posyłając brunetce znaczące spojrzenie. Nigdy nie wtrącała się w jej sprawy, ale w tym wypadku nie mogła odpuścić. Nie lubiła być okłamywana. Zwłaszcza przez dowódcę.
- X5494 – powiedziała chłodno – To jego zapach.
Liz wciągnęła na siebie czarną koszulkę i zerknęła na H. ze zdziwieniem. Składając ręcznik w kostkę, mruknęła lekko:
- Nie wiem o czym mówisz.

Prychnięcie. Liz zawsze była świetna w żołnierskim fachu, co wliczało również kłamstwa. Ale tym razem to było zbyt oczywiste, by H. mogła nawet udawać, że się nabiera na tę śpiewkę. Podeszła bliżej. Tęczówki ciemniały szybko wprost z turkusowej w atramentową barwę.
- Wiesz doskonale o czym mówię – syknęła - 4 – cedziła przez zęby – 9 – ton jej głosu skutecznie uderzał w Liz – 4. 494. Wysoki. Idealnie stworzony. Zielonooki...
- Ma na imie Alec – warknęła Liz

Obróciła się i odniosła ręcznik do łazienki, przeklinając w duchu, że tak dobrze ich wyszkoliła. Przeklinając swoją ciągłą słabość do wspomnianego mutanta. Usilnie odpychaną, ale jednak głęboko zakorzenioną w podświadomości. Wróciła do pokoju. Nie była zaskoczona widząc drobną blondynkę siedzącą na łóżku i czekającą na wyjaśnienia.
- Więc? - tym razem jej ton był cieplejszy
Liz jęknęła i przewróciła oczami.
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Fri Feb 18, 2005 4:09 pm

:twisted: Taaa mówiłam, że Kyle i Alec to niezła parka 8) A karzełek był najlepszy :twisted: W ogóle lubię Kyle w tym ff 8) Lubiłam Kyle w Roswell 8) Kyle jest fajny... Czuję się jak... Ajjj...
Co do H... Marq jak ja mam teraz napisać co sądze o tej postaci po ostatnich rewelacjach? :roll: Nie wiem co mam napisać i nie wiem co mam myśleć :roll:

Ostatni komentarz był dłuższy, ale w tym nie wiem co pisać a, że muszę go napisać bo wredna despotka z Ciebie więc piszę 8)

Sępiki krzyczą o więcej!!!

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Fri Feb 18, 2005 4:43 pm

No to ja już nie rozumiem - czyli miałyśmy rację :P Chodziło głównie o strach przed uczuciem. Więc co miałaś na myśli mówiąc, że chodzi o coś innego, postszego? :P
Eh, uciec od takiego przystojniaczka jakim jest ten nasz boski, zielonooki Alec? Którą głową ona myślała? :twisted: (chyba właśnie tą dobrą :roll: )
Teraz mam nadzieję na może jakieś małe retrospekcje? 8)

Kyle... No nie wiem, czy ja go tu tak lubię :roll: Tzn. wkurza mnie trochę. Niby taki wszystkowiedzący :roll:

I odczepcie się od tego różu! :P Naprawdę nie ma tu nikogo, kto by lubił ten kolor? :shock: Dajcie spokój, naprawdę?! :roll: Przecież to jakiś... faszyzm :lol: Najpierw blondynki, teraz różowy. Co później? :P

Co Ty _liz ostatnio ciągle w dobrym humorze? 8) Ale ok, super, my na tym korzystamy 8)

A Ty Onarku... Co z Ciebie już za sępik? :P Ty już mas zpewnie przeczytane sporo części do przodu :P Jesteś już chyba trochę wyżej rangą, co? :roll: :twisted:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Fri Feb 18, 2005 4:59 pm

Jako, że awansowałam i jestem despotycznym, wrednym i egoistycznym sępikiem naczelnym uważajecie :twisted: Tylko na kogo awansowałam i tak już z górnych stanowisk? :twisted:

nowa tu nie tylko chodzi o uczucie to byłoby zbyt proste a wiemy jaki jest Marek tfu znaczy _liz 8) Ta cholera jest tak cwana i demoniczna, że takie rozwiązanie w ogóle nie wchodzi w gre :lol: Liz sama nam powie dlaczego ejst tak a nie inaczej w części 12 jak dobrze pamiętam 8)

Jeszcze się przerazicie czytając kolejne części... Ja mam ich troszkę za sobą a już wiem co mnie czeka niedługo :shock: I to wcale nie będzie miłe :shock: Dobije mnie ten Marek 8)

_liz jest despotką jak już wiele razy o tym wspominałam i nie lubi różowego więc radzę uważać na to co piszecie :lol: Nie jest obiektywna i tyle... RÓŻOWEMU MÓWIMY NIE :!: :twisted:

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Fri Feb 18, 2005 5:42 pm

RÓŻOWEMU MÓWIMY NIE :!: :twisted:
ja tak komentarz na szybciutko, czasu nie mam :P

właśnie też zauważyłam, że _liz w dobrym humorze ostatnio, ale oczywiście my tylko korzystamy :twisted:
onarek powiedziałąbyś coś więcej, bo my tu strasznie ciekawsie jesteśmy :P No przynajmniej ja :lol:

Hehehe Biedny, mały, naiwny Kyle :lol: I to jeszcze Alecowi takie wykłady o Liz robić... :roll: :twisted:

A z tym zapachem to kurde proste było. :lol: Tylko coś nie wpadłam na to :lol:

Dobra nawet mi się zdania nie kleją, później coś jeszcze napisze :twisted:

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 5 guests