Gravity of love

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Lizzy88
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Sat Aug 21, 2004 5:49 pm
Contact:

Post by Lizzy88 » Sun Dec 19, 2004 1:21 pm

Cholibka, jak miło czyta się nową część, nawet jeżeli taka smutna... A przecież od ostatniej aktualki minęły zaledwie cztery dni...
Ta część jest straaasznie smutna i przygniębiająca, ale jestem pod wrażeniem (jak zwykle, zresztą 8)). Wydaje się takie oczywiste, jak Manticore wpływa na nich i ich zycie, ale sugestywne tego opisanie wcale nie jest łatwe... Jeśli już ktoś ma mnie dołować, niech to robi dobrze...

I czyż to nie ironia? Mieli zabijać z zimną krwią i "uśmiechem na ustach". Zero skrupułów, zero wyrzutów sumienia - w końcu one mogą wszystko popsuć. Nie o to chodziło tym idiotom z Manticore... Ale przynajmniej nie udało się im wykorzenić z nich normalnych, zwykłych uczuć... Muszą je skrywać, ale one w nich tkwią... I dobrze, bo gdyby ich w ogóle nie było, to gdzie miejsce na love story A&L? :cheesy:

Okropnie mi żal Aleca. Biedaczysko, musi teraz radzić sobie z tym całym ciężarem - z ciężarem, o którym im nie mówiono :evil: Pewnie, gdyby to Liz była na jego miejscu, nie miałabym dla niej aż tyle serducha :twisted: Ale przecież cierpiący Alec jest taki... No wiadomo jaki... :wink: :oops:

Jedeń dzień... Tylko jeden, a może jeden... :twisted: Zobaczymy... :twisted:

_liz, dzięki! :cheesy: Nie strasz nas więcej i wróć w miarę szybko!
Mężczyzna uważa, że wie, ale kobieta wie lepiej. - chińskie

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Mon Dec 20, 2004 6:00 am

Oj kurcza, nowa część :cheesy: I zgadam się z wcześniejszymi komentarzami, że mimo smutnego nastroju jaki u mnie wywołała, miło było ją przeczytać.
Alec poświęcając się dla Liz chyba nie myślał, że tak ciężko będzie mu pogodzić się z tym i zapomnieć. Chociaż gdyby wiedział jakie będą tego konsekwencje, myślę, że i tak by zabił tego człowieka. Co jak co, ale to w końcu dla Liz nie?? :twisted:
Czytając tą część, znowu widać, jak bardzo oni nienawidzą Manticore i jak bardzo chcą być zdala od tego miejsca.
- Zostańmy... jeszcze tylko dzień...
:cry:

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Mon Dec 20, 2004 2:01 pm

:cry: :cry: :cry: Co więcej mogę dodać do tego co napisali już inni? Chyba tylko tyle, że najważniejsze jest to, że mają w tym siebie. I będą mieli jeszcze przez jeden dzień. Może uda im się pokonać odległość między oknem i podłogą. :roll: Albo wyjdą z tego ciemnego pokoju. :?
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Mon Dec 20, 2004 4:19 pm

:shock:
:shock: :shock:
Jak to możliwe, że nie zauważyłam nowej części? Hm... chyba poprostu byłam przeświadczona, że jej nie będzie :wink: Ale wiedziałam, że _liz się złamie :twisted: Widzicie, nawet nie zdążyłyśmy zacząć dobrze protestować, a opowiadanie już wróciło :lol:

No ale ale! Co najmniej jedno z żądań _liz się spełniło. Które? No a jakże? ŚNIEG :cheesy: :mrgreen: Mam nadzieję że w Bolesławcu też napadało. A jak nie, to napewno napada :D Teraz się tylko módlmy, żeby wytrzymał do świąt :roll:

No ale ja tu gadu gadu... :? Część do skomentowania czeka! :P Więc... Chusteczki mi się wprawdzie nie przydały. Trzeba więcej, żeby mnie doprowadzić do łez :twisted: Zwłaszcza kiedy pada śnieg 8) W opgóle chwilę sobie nieodpowiednią do czytania wybrałam, za dobry mam humor :roll: Smutna była, nie powiem. Te wszystkie uczucia, które targają Liz i Aleciem... Obwiniająca się Liz mnie strasznie rozczuliła :( Przecież to nie jej wina. Ale biedactwo skąd może wiedzieć jak sobie w takich sytuacjach radzić? Niektórzy ludzie nie wiedzą, a co dobiero tacy jak ona. Jej trzęsące się ręce, ciało, i jeszcze te ostatnie (właściwie jedyne) słowa... Smutne to wszystko. A "widok" Aleca załamanego poprostu mnie dobił :cry:

Czekamy _liz na więcej :D Mam nadzieję, że to nie była tylko pojedyńcza odskocznia od Twojego "kaprysu", dla Onarka i dostaniemy te więcej :roll:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Mon Dec 20, 2004 4:24 pm

Mam nadzieję, że będzie więcej bo Marta nadal ma zły humor :evil:
Fakt śnieg spadł i nawet jest BIAŁO, ale to nie zmienia faktu, że mam zły dzień... Kolejny, ale ale już od jutra będzie lepiej :cheesy: A teraz czeka mnie cudna nieprzespana noc i ta nudna książka :evil: Jeeee kto się cieszy ze mną? :evil:
_liz moja Ty najdroższa(nie żebym się podlizywała czy cuś 8)) miło by było jutro po powrocie z uczelni zobaczyć nową cześć tak około 15! :cheesy: No zrób to dla nas(dla mnie :cheesy:)
ŚNIEG PADA! BIAŁY ŚNIEG _liz!:xmas:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Mon Dec 20, 2004 4:52 pm

U mnie też jest śnieg :cheesy: I zaje...fajny lód, na którym można sobie kark skręcić :? Humorek mam należyty, pomimo tego że jutro mam sprawdzian i 7 godzin lekcyjnych... Ale czy to wystarczy bym miała powrócić do regularnego zamieszczania części? Nie sądzę... :roll: No, ale przemyślę to jeszcze.

Ostrzegałam, że ta część to taka smutnawa. Jeśli się ją czyta wieczorkiem, w odpowiednim klimacie i z niezbyt genialnym nastrojem, a do tego jeszcze puści odpowiednią muzyczkę, to... eh, jak przy DDDD (z tym, że u H. jest to napisane o wiele lepiej). I niestety jeszcze kilka takich części będzie. Kolejna, jest taka sobie względem smutku, nawet niesie ze sobą sporo nadziei... która odbieram w części 9 :twisted:

Ale w jednym się z wami zgadzam - mnie też strasznie poruszył widok tak zasmuconego Aleca. Jak to ujęła Liz: jak nie on, całkiem inny, bez swojego uśmieszku, tonu głosu, błysku w oczach... sama Liz też buduje ponury obraz - chociażby ta brudna podłoga... Grr... nie dołuję się już
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Wed Dec 22, 2004 2:46 pm

Snow is falling all around me. Children playing, having fun. It's the season of love and understanding. Merry Christmas everyone!

Tak... Wasza ukochana, despotyczna autorka ma boski, świąteczny humorek. Komentarz do waszych komentarzy macie wyżej, a teraz coś na co wszyscy czekali: kolejna część. To tak na same święta dla was. Jeśli natchnie mnie wena i uda mi się napisać kolejny rozdzialik do Wigilii, to specjalnie wam go zamieszczę, ale jeżeli nie, to traktujcie część dzisiejszą (pełną nadziei) jako mój prezencik na Święta. A jeśli ktoś chce jeszcze drobniutki podarunek, to możliwe, że jeszcze dzisiaj wieczorkiem na Komnacie pojawi się banerek i krótki opis pewnego planowanego opowiadania (i nie chodzi o "Otwórz oczy").

Miłego czytania.




8.

Łzy w niebie


Od kilku godzin stał w miejscu. Nie potrafił się ruszyć. Nie mógł. Jakby tak już miał zostać na zawsze. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Wszystko dokoła pogrążone w ciemności, a on tutaj, w mglistym pomarańczowym świetle latarni za oknem. I czuł jakby to światło wskazywało na niego jako na winowajcę, na zbrodniarza. I to go totalnie paraliżowało.

Nigdy nie przeczył temu, że został stworzony by zabijać. Oni wszyscy. Ale też nie pojmował w pełni, czego sięod nich oczekuje. Teraz, gdy już to wiedział, absolutnie mu się to nie podobało. Odrzucało go. Odpcyhał z całych sił myśl, że mógłby z przyjemnością i obojętnością robić takie rzeczy na codzień. Zabijać. Odbierać życie.

Im samym odebrano życie. Nie dano nawet szansy posmakowania tego, czym inne dzieci mogły się chociaż trochę cieszyć. A teraz on odbierał coś, czym mógł się cieszyć tamten mężczyzna. Nie kwestionował tego, że Johnson był zdrowo nienormalny czy niebezpieczny dla nich samych, ale jednak nie jemu było sądzić i z taką łatwością odbierać. Wyrywać skrawki życia z nędznego ciała. W zasadzie nic innego tamten człowiek nie miał.

Już nie mógł patrzeć na swoje dłonie. Widział w nich wszystko, co najbardziej przerażające, nagorsze, najokrutniejsze. Bał się, że naprawdę lada chwila dziecięcy koszmar może przeistoczyć się w rzeczywistość i on sam niczym jakaś hybryda zacznie zmieniać się w paskudnego Nomla. W coś, w co nigdy naprawdę nie wierzył, co traktował jako fantazję, jako bajkę. A teraz ona powoli się spełniała.

I choćby nie wiadomo jak bardzo chciał uciec, to go nie opuści już nigdy. Pozostanie na zawsze i będzie się rozwijać. Z drobnego ziarenka wykluje się potężna roślina, która swoimi ciemnymi i ostrymi wiciami oplecie całe jego wnętrze, nie pozostawiając miejsca na oddech czy uśmiech. Nie będzie nic. Nie bedzie nikogo. Będzie tylko śmierć i sen. W kółko. Jak na przeklętej karuzeli, z której będzie wydobywał się szyderczy głos Lydeckera.

Mógł uciec. Oboje mogli. Mieli szansę. Tę jedyną i niepowtarzalną. Wystarczyło wyjść, wsiąść na motor i pojechać w zupełnie innym kierunku. Nie znaleźliby ich. Nigdy. Mogliby pozostawić za sobą szary świat Manticore, w któryb rozbrzmiewał tylko płacz i krzyk. Jeden krok.

Nie mogli. Byliby w stanie to zrobić, ale nie mogli. Żyć ciągle uciekając. Obracać się za siebie ze strachem. Wysłuchiwać wśród tłumu lodowego głosu oprawcy. Bać się powrotu. Żyć z wyrzutami sumienia, że za ich ucieczkę odpowiadać będą inni. Ich rodzeństwo, ich sekcja, niewinni żołnierze. Już raz tak było, pamiętał to doskonale. 2009. Ucieczka ich bliźniaków. A potem piekło, które ledwo przeżyli, które wciąż powracało w pamięci, pozostawiło niezatarte ślady. I oni teraz mieliby skazywać swoich najbliższych na ponowne przeżywanie tego koszmaru?

Nie.

Przesunął wzrok po całym niewielkim mieszkanku. Teraz stanowiło ich jedyne schronienie. Teraz wydawało się być najprzytulniejszym, najprzyjemniejszym, najbezpieczniejszym miejscem na Ziemi. Nieco się rozluźnił na myśl, że zostaną tu jeszcze trochę dłużej. Jeden dzień. Tylko jeden dzień. Ale wystarczająco długo, by przeżyć kolejny rok w Manticore.

Spojrzenie Aleca padło na drobną postać zwiniętą w kłębek. Liz już od godziny siedziała przy łóżku, wsparta o nie plecami, ze skulonymi nogami. Wyglądała jak mała dziewczynka, która zbudziła się w środku nocy i teraz nie może zasnąć, a boi się wykonać jakikolwiek ruch. Bała się. Może powrotu do Manticore? Może tego, że ona też potrafiła zabijać? A może... Alecowi przyszła do głowy najbardziej przerażająca myśl, która teraz dopiero przyprawiła go o ból głowy – może ona bała się jego?

W gardle dławił się stłumiony krzyk. Tęczówki ponownie wypełniły się błyskotliwymi plamkami, które miały ochotę się uwolnić jak najszybciej i spłynąc wzdłuż gorącej skóry policzków. Zacisnął pięści, powstrzymując się ledwie od rzucenia własnego ciała w dół uliczki.

I wtedy uspokoił go cichy głos. Miękki i wilgotny, bo prawie płakała.
- Czy to tak miało własnie wyglądać?
Drgnął. Zielone mętne spojrzenie wbiło się w nią z zastanowieniem. Opatuliła ciaśniej ramionami nogi, ukrywając twarz w zasłonie włosów. Wszystko w niej wibrowało, ale od kropelek tej dziwnej gorzkiej rtęci, która uwalniała się z podświadomości i uderzała cichutko o bijące serce.

- Mam odbierać ludziom to co mają najcenniejszego, wiedząc że ja sama tego nie mam? - słychać były perełki łez, natrętnie napierające na powieki – Mam patrzeć jak giną, nawet nie wiedząc dlaczego? Mam rzucić się w ten koszmar i dusić się w nim w samotności?
Nie wytrzymała. Pierwsza słona kropelka sturlała się bezszelestnie po jej policzku. I momentalnie poczuła obok siebie ciepłe ciało. Alec wylądował na podłodze w podobnej pozycji co ona. Blisko. Ciepło. Bezpiecznie.
- Nie będziesz sama. - ton jego głosu nie przypominał dotychczasowego, był zupełnie inny, jakby odkryła w nim inne wnętrze – Będę tam z tobą.

Nie zaprzeczył, że pchają się w otchłań bez powrotu. Nie zaprzeczył, że będzie bolało i będzie coraz ciężej. Nie zaprzeczył, że to wszystko nie ma sensu ani celu. Ale nie pozwolił jej stracić tej ostatniej iskierki nadziei. Będzie z nią. W tym wszystkim. Krok po kroku. Nie opuści jej i przyjmnie na siebie tyle samo cierpienia co ona. Po prostu będzie.

* * *

Godziny mijały w ciszy. Żadne z nich nie drgnęło. Potrafili przesiedzieć w milczeniu więcej niż kilka godzin. Pokój wypełniał się tylko cichym oddechem i zapachem łez. Nie spoglądali na siebie, nie usiłowali nic powiedzieć. Jak kiedyś.

Oboje pamiętali to doskonale. Te kilka kolejnych wieczorów po ucieczce X5 z drugiej sekcji. Zaczęło się dla nich piekło, prześladowania, wirujący koszmar. I kiedy było najciężej, zawsze siadali obok siebie. Zawsze tak samo. Tylko oni. X5542 i X5494. Inni pocieszali się w większym gronie, słuchali opowieści Isabel, zbierali się wokół Lane'a, żeby czuć się bezpieczniej. A oni dwoje osuwali się w dół przy jakiejś zimnej ścianie, siadając na podłodze.

I siedzieli obok siebie. Tak jak teraz. W tej samej pozycji. Nie mówili nic, tylko oddychali tym samym tempem, odganiali te same złe myśli, dzielili swoje ciepło. Najwyraźniej to ciepło z roku na rok stawało sie coraz większe i gorętsze, bo teraz fragment jego ramienia, który dotykał jej ręki, prawie ją parzył.

W niej wciąż wszystko się kołowało. Mimo jego obecności, która przyniosła spokój i ciepło, były wciąż obawy, ciągle lęki, których nie mogła uciszyć. Odcyliła nieco głowę, przesuwając wzrok na twarz Aleca. Wpatrywał się w podłogę z wyraźnym smutkiem. Tym samym, który dostrzegła kilka godzin temu. Tym samym, dla którego poprosiła by zostali. Jemu też nie pomagała sama jej obecność. Już nie byli dziećmi, którym wystarczała sama myśl, że jest ktoś obok. Liz nie zastanawiała sie nad konsekwencjami.

Ciepłe ramiona oplotły się wokół jego szyi. Zaskoczony na chwilę zamarł. Drobne ciałko drugiej X5 wtulało się w niego z ufnością, jednocześnie obejmując go tak, jakby to jemu musiała zapewnić bezpieczeństwo. Po kilku sekundach, w których jego serce stanęło w miejscu, powoli zacisnął własne ramiona wokół niej. Spleceni, chłonęli wzajemną energię i pocieszenie.

Bezpiecznie. Ciepło. Na chwilę.

Byle się nie puścić... już nigdy...

c.d.n.
Image

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Wed Dec 22, 2004 3:23 pm

Nowa część i zapowiedź następnego opowiadania. Czy aby na pewno to nie jest już 24? :mrgreen:
Komentarz.
Alec... :cry: Opis tego co czuje już w poprzedniej części przygnębiał, teraz czuję się zdołowana. :( Nie przeczę, że oboje to przeżywają. ale skupiłaś się na przeżyciach Aleca i trochę trudno zwrócić uwagę na to co czuje Liz. Na pewno boli ją świadomość, że pewnego dnia to ona będzie musiała to zrobić.
Znów wróciałaś do ich wspomnień z 'dzieciństwa'. Mam wrażenie, że oni nie są aż tak bardzo związani ze swoją jednostką. Nie wiem. Na pewno oni wszyscy wiele dla nich znaczą, ale... :?
Byle się nie puścić... już nigdy...
Pomyślałam wtedy, że kiedy Lydecker się zorientował oni chyba trzymali się za ręce.
Jeszcze tytuł. Ten ciemny pokój, który dla nich jest niebem.
Ta część nie dała mi specjalnej nadziei. :nie:
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Wed Dec 22, 2004 4:05 pm

Ta część nie dała mi specjalnej nadziei.
A mnie tak. Była piękna. Ostatnia scenka była jedną z tych, na które wszyscy tak długo czekaliśmy. No, przynajmniej ja. Uwielbiałam poprzednie części, ale nie ma to jak pierwszy kontakt fizyczny :wink: ... Dobra, ja se żartuję, a mnie też nie pozostawiło to bez przygnębienia. Poprostu znów mam dobry dzień :D Ale wracając do GOL. Zastanawiam się, co w takim razie będzie dalej. W ogóle chyba się podubiłam. To był wciąż dzień wykonania misji, czy już ten drugi? Czy w następnej części będą już musieli wrócić? Jeśli tak, to poprostu nie mogę się doczekac, żeby zobaczyć, co stanie się w Manticore.
Wspomnienia Alec i Liz - hm... _liz chyba naprawdę chce nas utwierdzić w przekonaniu, że już od dawna ich do siebie ciągnęło :P
I choćby nie wiadomo jak bardzo chciał uciec, to go nie opuści już nigdy. Pozostanie na zawsze i będzie się rozwijać. Z drobnego ziarenka wykluje się potężna roślina, która swoimi ciemnymi i ostrymi wiciami oplecie całe jego wnętrze, nie pozostawiając miejsca na oddech czy uśmiech. Nie będzie nic. Nie bedzie nikogo. Będzie tylko śmierć i sen. W kółko. Jak na przeklętej karuzeli, z której będzie wydobywał się szyderczy głos Lydeckera.
Przy tym fragmencie przyszło mi do głowy, że czasami naprawdę dobrze jest wiedzieć, co stanie się dalej. A czytałyśmy SZD i wiemy, że to, czego Alec tak się boi, nie do końca się spełni. Nie wiemy co stanie się w Manticore, ale wiemy, że kiedyś znajdzie się na wolności, będzie się śmiał, żartował, będzie normalnie żył. Przynajmniej chwilami. I kiedyś wszystko będzie dobrze.

Jeśli chodzi o ten drobniutki podarunek, to jak najbardziej: chcemy :D
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Wed Dec 22, 2004 8:29 pm

:cry: :cry: :cry: To było takie smutno-piękne :cry:
Co wy ze mną robicie dziewczyny? Znaczy Ty _liz i H.? Raz jest mi smutno raz wesoło... Qrcze jak jakieś humorki kobiety w ciąży... A może? :shock: Nie nie nie... I widzicie już mi odbija :lol:
_liz cudownie opisałam uczucia Aleca... Po prostu się wzruszyłam :cry: I późniejszy opis... I ten powrót do ich wspomnień z dzieciństwa... Ech _liz co ja mam pisać? Pod wrażeniem jestem! :cheesy:
Kcem jeszcze :cheesy:

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Wed Dec 22, 2004 10:55 pm

Śliczna część. Jaka inna od pozostałych. Nareszcie zaczynają otwierać przed sobą swe serca, mówić do siebie co ich trapi. Mam wrażenie, że to duży krok naprzód. Wiecie z czym mi się ta część skojarzyła ^_^ , ten moment gdy siedzą wtuleni w siebie..., z końcówką "Błękitnej laguny " - gdy Richard i Emeline ( nie wiem czy dobrze napisałam ) przytulaja się do siebie, a potem jedzą trujące jagody 8) . Razem je jedzą i razem "umierają"
-Nie będziesz sama. (...) Będę tam z tobą.
:cry: .
Czytaj między wierszami...

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Thu Dec 23, 2004 11:08 am

Hehe, aras, co Ci się ostatnio tak wszystko z jakimś filmem kojarzy? :wink: Błękitnej Laguny niestety nie oglądałam. Chyba :roll: A szkoda, cóż za romantyczna śmierć :wink: :roll:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Thu Dec 23, 2004 12:45 pm

A mnie zawsze rozczula na święta ta piosenka:
Last Christmas, I gave you my heart
But the very next day you gave it away
This year, to save me from tears
I'll give it to someone special

Heh tak to już jest gdy serducho na święta jest otwarte :lol:
Choinka ubrana! Jeeee :cheesy:

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Thu Dec 23, 2004 1:00 pm

A co to ma do rzeczy, Onarku? :lol:
And so this is Christmas
I hope you have fun
The near and the dear ones
The old and the young

:P
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Thu Dec 23, 2004 2:10 pm

Właśnie o to chodzi, że nic nie ma :lol: Jakoś mi to tak do główki przyszło czytająć wasze komentarze :lol: Wiem wiem i tak nikt mnie nie rozumie 8)

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Thu Dec 23, 2004 3:01 pm

Jutro już Wigilia, nie będzie czasu na przesiadywanie przy kompie, więc teraz, póki jestem, wrzucam coś specjalnie dla was - kolejną część. Obawiałam się, że odbierze uśmiech itd. ale H. powiedziała, że wcale taka nie jest, przeciwnie wciąż daje mnóstwo nadziei. No i tak powinno być na Święta. :D



9.

Nie śnij, to koniec


Drobne ciało ciągle tkwiło nieruchomo w jego ramionach. Ciepłe tak samo jak kilka godzin wcześniej. Płytkie oddechy unosiły lekko jej klatkę piersiową. Pasma ciemnych włosów przylepiały się kurczowo do jego ramienia, jakby nie chciały go już nigdy puścić. Jakby ona nie chciała go puścić. I nie przeszkadzało mu to. Ani przez chwilę.

Chociaż spędzili w tej pozycji dobre trzy godziny, nawet się nie odzywając, nie czuł ani odrętwienia ani zmęczenia. Mógłby tak siedzieć jeszcze długo. Tutaj, na tej brudnej podłodze, pokrytej kurzem jak jego umysł strachem i nienawiścią wobec samego siebie. Tutaj, w tym małym mieszkanku, które chociaż wyglądało jak najgorsza zapleśniała klatka, stanowiło azyl. Tutaj, z tą drobną istotą wtuloną w jego ramiona.

Nigdy nie byli tak blisko. Nawet w Manticore, kiedy siadali obok siebie, nie ważyli się na jakikolwiek dotyk. A teraz... Czuł każdą molekułę jej ciała, wszystko tętniło życiem i energią. Można było ją chłonąć całą, jakby stanowiła idealny lek na wszystkie słabości, na ból, na poczucie bezradności. Mógł uzupełniać braki własnych sił jej esencją. Ale nie potrafił tego zrobić. Nie był w stanie odebrać jej jedynej siły, która utrzymywała przy życiu, gdy całe jej jestestwo przesiąkało łzawym i gorzkim bólem.

Wystarczyło, że była. Sama jej obecność przyniosła nagle ulgę i spokój. Chwila zapomnienia. Najbardziej dziwiło go, że wcześniej tego nie zauważał. Przez tyle lat wspólnie spędzonych w Manticore. Tyle lat wspólnych treningów. Tyle wieczorów wspólnie spędzonych. A nigdy, nawet przez ułamek sekundy nie dostrzegał w niej tego spokoju i ciepła. Była jak przyjemny sen, który jeśli przychodził był chwytany łapczywie i zapamiętywany na zawsze.

Na zawsze.

Na zawsze skazani na Manticore. Na zawsze skazani na siebie. Na horyzoncie mrocznej przyszłości pojawiał się jeden jasny promień. Czy możliwym było, żeby w takim piekle jakim była jednostka, gdzie śmiech nawet się nie rodzi, gdzie nikt nie widzi nadziei i nie czeka na szczęście, powstało coś takiego krystalicznego i niebezpiecznego jednocześnie?

Przynosiła ukojenie w tych najcięższych chwilach. Dawała coś, czego nie mogło zapewnić nic innego. Ani życie poza murami Manticore, ani opowiastki o Blue Lady, ani myśl o błękitnym niebie, ani cała ich sekcja razem wzięta. W niej było coś innego. Coś... nie wiedział kompletnie co. Esencja, której nie dodawali naukowcy przy tworzeniu koktajli genetycznych.

Drgnęła.

Wtuliła się głębiej w jego ramiona. Przez chwilę nawet nie pamiętała, że to jego ciało. Otaczała ją tylko energia i siła. To czego jej brakowało. A potem przyszła świadomość, że to nie jest żadna przestrzeń wypełniona wysoką temperatura i dawkami cukrów, ale po prostu ciało. Drugi X5. Alec. I wtedy poczuła się mniej pewnie. Oto leżała skulona w jego ramionach, wtapiając się w miękkie ciało, chłonąć jego ciepło.

Wpiła palce mocniej w jego plecy. Całą sobą lgnęła do niego. Nie mogła się oderwać. Nie chciała. Tak było dobrze. Tu było dobrze. Z nim było dobrze. Jak nigdy przedtem. Ani troskliwe spojrzenie Lane'a, ani niewinny uśmiech jasnowłosej Isabel, ani słodkie myśli o bezchmurnym niebie nie potrafiły przynieśc ukojenia jakie dawał on.

Nie był spokojem. Nie był łagodnością. Nie był uśmiechem i nadzieją. Był za to siłą. Jej siłą. Tą, którą straciła i nie mogła odzyskać. I zawsze tak było. Odkąd tylko się zobaczyli, wiedziała, że on będzie zawsze tam, by ją wesprzeć. Bez słów, bez gestów, bez niepotrzebnych znaków. I z roku na rok utwierdzała się w tym przekonaniu, nawet jeśli nie uświadamiała sobie tego. Zielone tęczówki za każdym razem wpatrywały się w nią, kiedy nadchodziły chwile wahania czy słabości.

Teraz też. Wiedziała, że jeśli uniesie głowę to napotka na szmaragdowe spojrzenie, które przejmie jej obawy a przyniesie wytrwałość i siłę. Gdziekolwiek była, on też tam był. I tak jak powiedział wcześniej, pójdzie z nią do piekła i będzie dzielił ból.

* * *

Wpatrywała się w świat za zabrudzoną szybą. Ludzie przechodzili niespokojnie, pełni lęku i nienawiści, a tak naprawdę nie mieli pojęcia co dzieje się dokoła, co tak naprawdę dzieje się na świecie. I chociaż jej życie było bardziej uporządkowane, to łaknęła chociaż na kilka dni naprawdę poznać smak tego życia tutaj. Tej otumaniającej wolności. Otrzymała jej skrawek na trzy dni. A teraz musiała to porzucić.

Alec pakował resztę rzeczy. Nie tak wolno jak ona pakowała broń. Poruszał się dość szybko, chociaż wcale nie spieszyło mu się do powrotu. Tylko że on nie potrafił przeciągać sekund. Nie chciał rozsmakowywać się jeszcze dłużej w tym, co i tak będzie musiał oddać. Wziął jedną z toreb i obrócił się w stronę okna. Zielony wzrok zeslizgnął się po całej postaci.

Tego nie odda. Jej nie odda. Wróca do Manticore, wórci dawne życie, wróci strasz, wróci piekło. Ale zostanie ona. Zostanie ta mętna nadzieja i blady uśmiech, jaki ze sobą przyniosła. Może nawet pozwoli mu na uśmieszek, jaki igrał na jego ustach już pierwszego wieczora tutaj. Może w jakiś niezrozumiały sposób uda im się przemycić urywki tego, co chciali tak pieczołowicie zachować na zawsze.

Uśmiechnął się, kiedy Liz obróciła się powoli a ciemne tęczówki wbiły się w jego twarz. Ponownie dostrzegł w nich tę niepewność, jaką wzbudził na początku misji. Na samo wspomnienie drżącego ciała, roziskrzonego wzroku i cichego głosu, kąciki jego ust uniosły się. Czy to jego uśmiech, czy spojrzenie, czy może w jej głowi pojawił się ten sam obraz, ale policzki brunetki pokryły się lekkim rumieńcem. Reakcja Aleca była natychmiastowa. Lewy kącik ust uniósł się tryumfalnie do góry, a w malachitowych tęczówkach błysnął niebezpieczny chochlik.

Był w stanie rzucić torbę na podłoge i błyskawicznie sięprzy niej znaleźć, ponownie wydobywając te ukryte niepewności i namiętności z zakamarków jej wnętrza. Była tego świadoma, dlatego szybko drgnęła, podnosząc z podłogi swój bagaż.

Nie chciała ryzykować, że zrobi to, co chodziło mu po głowie. Nie dlatego, że tego nie chciała – przeciwnie, całe ciało, umysł, wszystko w niej rwało się w jego stronę, ale dlatego, że to jeszcze bardziej utrudniłoby powrót do jednostki. Byłoby jej ciężko, za ciężko.
Ruszyła w kierunku drzwi. I chociaż miała zamiar minąć go bez słowa, otrzowyć i wyjść nie obracając się, nie potrafiła przezwycieżyć kaskady emocji, które się w niej obudziły na nowo. Zatrzymała się przy nim. Powoli, z wahaniem uniosła wzrok na jego twarz, wystarczyła sekunda a już tonęła.
- Dziękuję... że zostaliśmy dłużej. - jej głos był miękki i drżący
Nim zdołał cokolwiek odpowiedzieć, wspięła się na palce. Ciepłe usta musnęły jego wargi przelotnie, stapiając się z nimi po chwili w jedną całość.

Jej usta były delikatne jak bańka mydlana i jednocześnie tak gorące. A smakowała... nigdy wcześniej nie znał tego smaku. Słodkawy i jednocześnie pikanty. Niesamowity.

* * *

Brama otworzyła się od razu. Powitał ich zimny wiatr, ponury gmach i ciemny las. Tu nic sięnie zmieniło. W kątach czaiły się koszmary, w powietrzu unosił się krzyk i płacz, z oddali wypatrywały ich oczy innych X5.

Wrócili. Skończyło się. Czas było się obudzić.

c.d.n.
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Thu Dec 23, 2004 3:05 pm

Jak dla mnie ta część była idealną zapowiedzią tego, co będzie miedzy nimi. A że ja teraz już wiem, co się będzie działo 8) :lol: tym bardziej doceniam subtelności tego rozdzialiku.
Wesołych świąt, pewnie dopiero po świetach przeczytacie prezenty... zamieszczę je jutro, bo teraz wiadomo - święta po polsku, a my mamy gości na Wigilię :roll:
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Thu Dec 23, 2004 4:18 pm

H. miała rację ta część przynosi nam jakąś nadzieję... I wcale mi smutno nie było gdy ją czytałam raczej wesoło. Gotowam była się nawet popłakać w ogóle w święta cały czas chce mi się płakać, ale z radości... Ostatnio nawet łezka poleciałą mi przy reklamie kawy :shock: Tak tak możecie się teraz śmiać :lol: Ale co ja zrobię, że na święta robię się taka wrażliwa 8) :lol:
Aaaa i co ja widzę kolejny cytat z SZD 8)
Jej usta były delikatne jak bańka mydlana i jednocześnie tak gorące. A smakowała... nigdy wcześniej nie znał tego smaku. Słodkawy i jednocześnie pikanty. Niesamowity.
:cheesy:

Aaaaa i wszystkiego najlepszego z okazji Świąt :xmas: Nie objadajcie się zbytnio 8)

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Thu Dec 23, 2004 5:04 pm

no i przeczytałam. wszystko 8) (dosłownie i w przenośni:D) począwszy od SZD aż po część dziewiąta GOL :lol: heh, nie żałuję bo ff jest świetny. Choć przyznam że miejscami przydałyby się husteczki :cry: :cry:
I kto by pomyślał, że trafiłam tu tylko dzieki banerką Onarka :wink:
Na razie chyba nie jestem w stanie nic więcej napisąć... poczekam na cd:)

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Thu Dec 23, 2004 6:33 pm

Dzieki mojemy banerkowi? :shock: O proszę, ale jak, gdzie, kiedy? :wink:

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 19 guests