T: The Fates Series: May All Your... [by Taffy]
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Milla, dzięki to było poprostu wspaniałe. To opowiadanie jet świetne na poprawienie humoru, tyle w nim śmiesznych sytuacji, chociażby ten sen Maxa. Isabell i Maria jako olbrzymie smoki, a Ojciec Liz jako T-Rex
A kolacja to chyba wszystko pobiła, te wspomnienia rodziców.....o tej randce w ciemno i serenadzie Maxa.....mistrzostwo. Najbardziej to chyba chciałabym zobaczyć reakcje Maxa i Liz, którzy musieli to wszystko znosić.
No i późniejszy szok Marii, po tym co powiedziała jej Liz w kuchni
A kolacja to chyba wszystko pobiła, te wspomnienia rodziców.....o tej randce w ciemno i serenadzie Maxa.....mistrzostwo. Najbardziej to chyba chciałabym zobaczyć reakcje Maxa i Liz, którzy musieli to wszystko znosić.
No i późniejszy szok Marii, po tym co powiedziała jej Liz w kuchni
A ja uwielbiam opowiadania, gdzie autorki nie zmieniają charakteru postaci... bo takich pokochaliśmy, tylko dopasowują do nich poszczególne historie.
No tak Max, przywódca odpowiedzialny za losy świata plus król pewnej nieszczęsnej planety...czerwieniający się przy wzmiance, że grał serenady pod oknem ukochanej...czy mający wyrzuty sumienia każdym razem gdy ktoś z rodziców wspomni coś na temat wyroczenia poza ustalone zasady. Czy to nie urocze ?
Dzięki Milla
No tak Max, przywódca odpowiedzialny za losy świata plus król pewnej nieszczęsnej planety...czerwieniający się przy wzmiance, że grał serenady pod oknem ukochanej...czy mający wyrzuty sumienia każdym razem gdy ktoś z rodziców wspomni coś na temat wyroczenia poza ustalone zasady. Czy to nie urocze ?
Dzięki Milla
AN: A jednak to opowiadanie to nie tyko humor...
<center>ROZDZIAŁ 15</center>
Akcja: Budynek Hoovera, Waszyngton DC, kilka tygodni wcześniej, styczeń 2001
Dyrektor: „No więc Bob, jeszcze tylko dwa miesiące i emerytura. Na co planujesz wykorzystać ten cały wolny czas?”
Bob: „Przyjąłem propozycję pracy jako konsultant w Dolinie Krzemowej. Jane już tam jest, żeby urządzić dom. Jest podekscytowana tym, że przeprowadzamy się bliżej Toma. Zostały mu jeszcze dwa lata na UC w Barkeley. Prawdopodobnie Jane będzie doprowadzać go do szału, nieustannie sprawdzając, czy u niego wszystko w porządku, ale zdaje się, że od tego są matki. Zaraz po tym jak ostatecznie pożegnam się z FBI, sam ruszam w drogę do Californii. Po drodze zatrzymam się, by odwiedzić starego przyjaciela z czasów studiów. A więc, jaki ciekawy projekt masz dla mnie, by wypełnić ten krótki okres czasu?”
Dyrektor: wręczając mu pokaźnych rozmiarów teczkę, opatrzoną napisem ŚCIŚLE TAJNE... „Dostaliśmy ostateczny raport na temat poczynań agenta Pierce’a, ale ostatnio zostały odkryte dodatkowe informacje. Jako że grupa, która pracowała nad raportem została już rozwiązana, pomyślałem, że ty mógłbyś to skończyć. Przejrzyj nowe informacje i sprawdź, czy pokrywają się z dotychczasowymi i napisz ich podsumowanie, nic wymyślnego, tylko krótko, zwięźle i na temat. Chcę to skończyć raz na zawsze. Ten projekt był zwykłą stratą czasu i funduszy. Daj mi znać, jeśli będziesz miał jakieś pytania.”
Bob: „Więc powrót do przekopywania się przez makulaturę. O jak wielu nowych informacjach mówimy?”
Dyrektor: „Nie dużo, zaledwie parę kartonów oznaczonych jego kodem, które znaleziono w magazynie. Nikt ich jeszcze nie otwierał. Do diabła, z tego co wiemy to może być więcej taśm z autopsji kosmitów, które ktoś mu przysłał, kto to wie? Po prostu to przejrzyj i odłóż na półkę.”
Bob: „Jasne, nie ma problemu. To powinno być proste. Zaraz się za to zabiorę.”
<center>ROZDZIAŁ 15</center>
Akcja: Budynek Hoovera, Waszyngton DC, kilka tygodni wcześniej, styczeń 2001
Dyrektor: „No więc Bob, jeszcze tylko dwa miesiące i emerytura. Na co planujesz wykorzystać ten cały wolny czas?”
Bob: „Przyjąłem propozycję pracy jako konsultant w Dolinie Krzemowej. Jane już tam jest, żeby urządzić dom. Jest podekscytowana tym, że przeprowadzamy się bliżej Toma. Zostały mu jeszcze dwa lata na UC w Barkeley. Prawdopodobnie Jane będzie doprowadzać go do szału, nieustannie sprawdzając, czy u niego wszystko w porządku, ale zdaje się, że od tego są matki. Zaraz po tym jak ostatecznie pożegnam się z FBI, sam ruszam w drogę do Californii. Po drodze zatrzymam się, by odwiedzić starego przyjaciela z czasów studiów. A więc, jaki ciekawy projekt masz dla mnie, by wypełnić ten krótki okres czasu?”
Dyrektor: wręczając mu pokaźnych rozmiarów teczkę, opatrzoną napisem ŚCIŚLE TAJNE... „Dostaliśmy ostateczny raport na temat poczynań agenta Pierce’a, ale ostatnio zostały odkryte dodatkowe informacje. Jako że grupa, która pracowała nad raportem została już rozwiązana, pomyślałem, że ty mógłbyś to skończyć. Przejrzyj nowe informacje i sprawdź, czy pokrywają się z dotychczasowymi i napisz ich podsumowanie, nic wymyślnego, tylko krótko, zwięźle i na temat. Chcę to skończyć raz na zawsze. Ten projekt był zwykłą stratą czasu i funduszy. Daj mi znać, jeśli będziesz miał jakieś pytania.”
Bob: „Więc powrót do przekopywania się przez makulaturę. O jak wielu nowych informacjach mówimy?”
Dyrektor: „Nie dużo, zaledwie parę kartonów oznaczonych jego kodem, które znaleziono w magazynie. Nikt ich jeszcze nie otwierał. Do diabła, z tego co wiemy to może być więcej taśm z autopsji kosmitów, które ktoś mu przysłał, kto to wie? Po prostu to przejrzyj i odłóż na półkę.”
Bob: „Jasne, nie ma problemu. To powinno być proste. Zaraz się za to zabiorę.”
AN: Tym razem trochę dłuższa część. Liz16 skąd ci to przyszło do głowy?
<center>ROZDZIAŁ 16</center>
Akcja: teraźniejszość, poniedziałek rano, w Jeepie Maxa przed Crashdown
Max: na jego twarzy pojawia się duży uśmiech, gdy widzi, jak ona wychodzi frontowymi drzwiami. Jego oczy błyszczą, kiedy się z nią wita...
„Witaj Liz, przepraszam, że nie zadzwoniłem wczoraj wieczorem, ale zasnąłem jeszcze zanim moja głowa dotknęła poduszki.”
Liz: wsiada do Jeepa...
„Tak, wiem co masz na myśli. Prawie zasnęłam w samochodzie w czasie drogi powrotnej. Um, przepraszam cię za to przesłuchanie mojego taty. Nie miałam pojęcia, że on zamierza to zrobić, inaczej bym cię ostrzegła.”
Max: podczas jazdy nieustanni na nią zerka i uśmiecha się...
„Nic się nie stało. Właściwie to myślę, że potraktował mnie dość łagodnie.”
Staje się poważniejszy...
„Uh, Liz ciągle musimy usiąść i porozmawiać... wiesz... o tej przyszłej wersji mnie. Chcę mieć pewność, że wszystko dobrze rozumiem. Nie muszę dziś pracować, więc jestem wolny po szkole. A ty?”
Liz: jest zaskoczona tym, jaka jest spokojna. To już nie jest takie bolesne, jak wcześniej. Właściwe to chyba nawet chce porozmawiać o tym wszystkim szczerze i otwarcie...
„Jestem wolna przez większość dnia. Muszę tylko pomóc przy zamknięciu. Chcesz jechać gdzieś po szkole, żebyśmy mogli porozmawiać?”
Max: czuje ulgę, że jej nie zasmucił...
„Tak, może zaraz po szkole pojedziemy na pustynię? Będziemy mogli porozmawiać w spokoju.”
Liz: na jej ustach pojawia się sugestywny uśmiech...
„Um, czy tylko to masz zamiar robić podczas tego... ah... prywatnego wypadu na pustynię?”
Max: unosi brew udając zszokowanego...
„Ależ Liz Parker, o czym ty myślisz?”
{Zapamiętać: muszę iść do apteki w porze lunchu.}
Liz: nieśmiało...
„Cóż, jeśli nic oprócz rozmowy nie przychodzi ci do głowy, ja będę musiała coś zaproponować.”
Max: stwierdzenie, że zaskoczyła go tamtej nocy to nieporozumienie. Fakt, że ona ciągle go zaskakuje czyni go najszczęśliwszym facetem na Ziemi, albo najbardziej przestraszonym...
„Coś mi mówi, że między nami nigdy nie będzie nudno.”
Kiedy podjeżdża na szkolny parking, dostrzega zniecierpliwioną Marię.
Maria: jest zdeterminowana nie pozwolić, by Liz jej się wywinęła. Dopada do niej w chwili, gdy ta wysiada z samochodu...
„Dzień dobry Max, wczorajszy wieczór był uroczy, ale z tego wszystkiego ja i Liz przegapiłyśmy naszą nocną pogawędkę. Rozumiesz, prawda?”
Max: zanim może zaprotestować, Maria i Liz znikają. Marszcząc brwi, mruczy...
„Czy ona powiedziała nocną?”
Michael: bezszelestnie zachodzi Maxa z tyłu...
„Tak, dokładnie to powiedziała. Przerażające, nie? Lepiej się nie zastanawiać o czym one gadają.”
Klepie Maxa po plecach...
„Więc, ciągle jesteś w jednym kawałku. Zdaje się, że przetrwałeś wczorajsze śledztwo rodziców. Co masz w planach na dzisiaj?”
Idzie razem ze swoim przyjacielem w stronę ich szafek.
Maria: zamykając drzwi składziku i podsuwając krzesło pod klamkę, odwraca się do swojej najlepszej przyjaciółki...
„OK, nie wyjdziemy stąd, dopóki wszystkiego nie wyśpiewasz. Co dokładnie zrobiłaś, a raczej powinnam spytać, co on zrobił, że sprawił iż lśnisz?”
Liz: jest w siódmym niebie, ale stara się być dyskretna...
„Maria, nie mogę o tym rozmawiać... no wiesz... to co się dzieje za zamkniętymi drzwiami... cóż, były zamknięte dopóki jego mama nie zapukała... nieważnie, spóźnimy się na lekcję.”
Maria: zagradza jej drogę do wyjścia...
„O nie, nie, nie... nie obchodzi mnie, czy to zajmie cały dzień... nie wyjdziemy stąd, dopóki nie otrzymam szczegółów. Więc, przestań kręcić. Zaraz, co masz na myśli mówiąc, dopóki jego mama nie zapukała?”
Liz: z ogromnym zainteresowaniem ogląda swoje buty, zaczyna bardzo racjonalnie...
„Uh więc, bójka Maxa z Seanem uświadomiła mi ile Max ciągle dla mnie znaczy... i cóż... eee... Później tej nocy.... tak jakby poszłam do niego.... wiesz, żeby porozmawiać... i tego... padało, więc... uh... musiałam... wejść do niego przez okno, żeby nie stać na deszczu... i cóż... to nie moja wina, że on wyglądał tak, tak niewiarygodnie... w samych bokserkach.”
Maria: jest absolutnie zszokowana...
„Chwileczkę, poszłaś do jego sypialni w środku nocy... i... nie mogę w to uwierzyć... ty, panna Porządnisia... uwiodłaś Maxa Evansa?”
Widząc, jak jej przyjaciółka przytakuje, zaczyna się ekscytować...
„Więc, jak było? Uh... muszę spytać... ekhm... czy są... jakieś, no wiesz, różnice? Przecież oni są w sumie ludźmi, nie? Żadnego... uh... niezwykłego wyposażenia, ani nic w tym stylu?”
Nagle staje się bardzo poważna...
„Zabezpieczyliście się, prawda? Nie zdarzyło się nic, no wiesz, dziwnego? Kiedy weszła jego matka? Nie przyłapała was podczas niczego, prawda?”
Zaczyna hiperwentylować...
„No powiedz mi, powiedz, powiedz...”
Liz: kładzie obie ręce na ramionach Marii...
„Maria, oddychaj, musisz oddychać, pamiętasz, oddychanie jest dobre, teraz lepiej?”
Sama bierze kilka głębokich wdechów...
„W porządku Maria, Max i ja... scementowaliśmy nasz związek... oboje jesteśmy bardzo szczęśliwi... oczywiście, zabezpieczyliśmy się... i uh... er... nic niezwykłego się nie stało... jego mama nas nie przyłapała. Ja tak jakby... schowałam się w szafie.”
Maria: wciąż ma trudności z normalnym oddychaniem, dalej wypytuje...
„Więc, jak było? Bolało? Jak to było? Co on zrobił? Co ty zrobiłaś? Co mówiłaś? Co zrobiliście potem? Więcej niż raz?”
Zaczyna się uspokajać...
„Ukrył cię w szafie? Co za ćwiek. Zaraz, jeśli nic nie planowaliście, to dlaczego mieliście zabezpieczenie?”
Liz: „Maria, część z tego to bardzo osobiste pytania i nie odpowiem na nie. Ale powiem, że Madam Vivian miała rację”
Maria: trochę zmieszana tym stwierdzeniem...
„A co powiedziała Madam Vivian?”
Liz: podczas odsuwania krzesła spod drzwi...
„Powiem ci tylko, jeśli obiecasz nie wspomnieć nic o tym Maxowi, ani nie powtórzysz nikomu. Obiecujesz?”
Maria: trochę urażona...
„Oczywiście, że nic nie powiem. Słowo skauta.”
Liz: „Maria, ty nigdy nie należałaś do skautów. Ale ponieważ obiecałaś, Madam Vivian powiedziała...”
Otwiera drzwi i zaczyna wychodzić...
„Że on nigdy nie zostawi mnie niezaspokojonej.”
Nie dając Marii szans na dalsze pytania, praktycznie biegnie wzdłuż holu, cały czas się uśmiechając.
Maria: zdając sobie wreszcie sprawę z faktu, że jej przyjaciółka uciekła...
„Hej, wracaj tu. Nie pozwolę ci na tym skończyć. Muszę dostać szczegóły!”
Wychodząc na pusty hal, zdaje sobie sprawę, że musi odłożyć dalsze przesłuchanie, jest spóźniona na lekcję.
Przerwa obiadowa, pobliska apteka.
Michael: chodzi po sklepie bez celu...
„Więc Maxwell, po co właściwie tu przyszliśmy? Mógłbyś się pospieszyć, chcę jeszcze coś zjeść.”
Max: strasznie chce się pozbyć Michaela...
„Cóż, jak jesteś taki głodny, idź do McDonaldsa naprzeciwko.”
Michael: „Nieee, w porządku. Mogę poczekać, po prostu weź to po co przyszedłeś i wynosimy się stąd.”
Kiedy widzi co Max w końcu bierze, jego oczy o mało co nie wychodzą z orbit...
„Maxwell...”
Max: „Ani słowa Michael. Ani słowa.”
Po zjedzeniu w ciszy lunchu, wracają do szkoły.
<center>ROZDZIAŁ 16</center>
Akcja: teraźniejszość, poniedziałek rano, w Jeepie Maxa przed Crashdown
Max: na jego twarzy pojawia się duży uśmiech, gdy widzi, jak ona wychodzi frontowymi drzwiami. Jego oczy błyszczą, kiedy się z nią wita...
„Witaj Liz, przepraszam, że nie zadzwoniłem wczoraj wieczorem, ale zasnąłem jeszcze zanim moja głowa dotknęła poduszki.”
Liz: wsiada do Jeepa...
„Tak, wiem co masz na myśli. Prawie zasnęłam w samochodzie w czasie drogi powrotnej. Um, przepraszam cię za to przesłuchanie mojego taty. Nie miałam pojęcia, że on zamierza to zrobić, inaczej bym cię ostrzegła.”
Max: podczas jazdy nieustanni na nią zerka i uśmiecha się...
„Nic się nie stało. Właściwie to myślę, że potraktował mnie dość łagodnie.”
Staje się poważniejszy...
„Uh, Liz ciągle musimy usiąść i porozmawiać... wiesz... o tej przyszłej wersji mnie. Chcę mieć pewność, że wszystko dobrze rozumiem. Nie muszę dziś pracować, więc jestem wolny po szkole. A ty?”
Liz: jest zaskoczona tym, jaka jest spokojna. To już nie jest takie bolesne, jak wcześniej. Właściwe to chyba nawet chce porozmawiać o tym wszystkim szczerze i otwarcie...
„Jestem wolna przez większość dnia. Muszę tylko pomóc przy zamknięciu. Chcesz jechać gdzieś po szkole, żebyśmy mogli porozmawiać?”
Max: czuje ulgę, że jej nie zasmucił...
„Tak, może zaraz po szkole pojedziemy na pustynię? Będziemy mogli porozmawiać w spokoju.”
Liz: na jej ustach pojawia się sugestywny uśmiech...
„Um, czy tylko to masz zamiar robić podczas tego... ah... prywatnego wypadu na pustynię?”
Max: unosi brew udając zszokowanego...
„Ależ Liz Parker, o czym ty myślisz?”
{Zapamiętać: muszę iść do apteki w porze lunchu.}
Liz: nieśmiało...
„Cóż, jeśli nic oprócz rozmowy nie przychodzi ci do głowy, ja będę musiała coś zaproponować.”
Max: stwierdzenie, że zaskoczyła go tamtej nocy to nieporozumienie. Fakt, że ona ciągle go zaskakuje czyni go najszczęśliwszym facetem na Ziemi, albo najbardziej przestraszonym...
„Coś mi mówi, że między nami nigdy nie będzie nudno.”
Kiedy podjeżdża na szkolny parking, dostrzega zniecierpliwioną Marię.
Maria: jest zdeterminowana nie pozwolić, by Liz jej się wywinęła. Dopada do niej w chwili, gdy ta wysiada z samochodu...
„Dzień dobry Max, wczorajszy wieczór był uroczy, ale z tego wszystkiego ja i Liz przegapiłyśmy naszą nocną pogawędkę. Rozumiesz, prawda?”
Max: zanim może zaprotestować, Maria i Liz znikają. Marszcząc brwi, mruczy...
„Czy ona powiedziała nocną?”
Michael: bezszelestnie zachodzi Maxa z tyłu...
„Tak, dokładnie to powiedziała. Przerażające, nie? Lepiej się nie zastanawiać o czym one gadają.”
Klepie Maxa po plecach...
„Więc, ciągle jesteś w jednym kawałku. Zdaje się, że przetrwałeś wczorajsze śledztwo rodziców. Co masz w planach na dzisiaj?”
Idzie razem ze swoim przyjacielem w stronę ich szafek.
Maria: zamykając drzwi składziku i podsuwając krzesło pod klamkę, odwraca się do swojej najlepszej przyjaciółki...
„OK, nie wyjdziemy stąd, dopóki wszystkiego nie wyśpiewasz. Co dokładnie zrobiłaś, a raczej powinnam spytać, co on zrobił, że sprawił iż lśnisz?”
Liz: jest w siódmym niebie, ale stara się być dyskretna...
„Maria, nie mogę o tym rozmawiać... no wiesz... to co się dzieje za zamkniętymi drzwiami... cóż, były zamknięte dopóki jego mama nie zapukała... nieważnie, spóźnimy się na lekcję.”
Maria: zagradza jej drogę do wyjścia...
„O nie, nie, nie... nie obchodzi mnie, czy to zajmie cały dzień... nie wyjdziemy stąd, dopóki nie otrzymam szczegółów. Więc, przestań kręcić. Zaraz, co masz na myśli mówiąc, dopóki jego mama nie zapukała?”
Liz: z ogromnym zainteresowaniem ogląda swoje buty, zaczyna bardzo racjonalnie...
„Uh więc, bójka Maxa z Seanem uświadomiła mi ile Max ciągle dla mnie znaczy... i cóż... eee... Później tej nocy.... tak jakby poszłam do niego.... wiesz, żeby porozmawiać... i tego... padało, więc... uh... musiałam... wejść do niego przez okno, żeby nie stać na deszczu... i cóż... to nie moja wina, że on wyglądał tak, tak niewiarygodnie... w samych bokserkach.”
Maria: jest absolutnie zszokowana...
„Chwileczkę, poszłaś do jego sypialni w środku nocy... i... nie mogę w to uwierzyć... ty, panna Porządnisia... uwiodłaś Maxa Evansa?”
Widząc, jak jej przyjaciółka przytakuje, zaczyna się ekscytować...
„Więc, jak było? Uh... muszę spytać... ekhm... czy są... jakieś, no wiesz, różnice? Przecież oni są w sumie ludźmi, nie? Żadnego... uh... niezwykłego wyposażenia, ani nic w tym stylu?”
Nagle staje się bardzo poważna...
„Zabezpieczyliście się, prawda? Nie zdarzyło się nic, no wiesz, dziwnego? Kiedy weszła jego matka? Nie przyłapała was podczas niczego, prawda?”
Zaczyna hiperwentylować...
„No powiedz mi, powiedz, powiedz...”
Liz: kładzie obie ręce na ramionach Marii...
„Maria, oddychaj, musisz oddychać, pamiętasz, oddychanie jest dobre, teraz lepiej?”
Sama bierze kilka głębokich wdechów...
„W porządku Maria, Max i ja... scementowaliśmy nasz związek... oboje jesteśmy bardzo szczęśliwi... oczywiście, zabezpieczyliśmy się... i uh... er... nic niezwykłego się nie stało... jego mama nas nie przyłapała. Ja tak jakby... schowałam się w szafie.”
Maria: wciąż ma trudności z normalnym oddychaniem, dalej wypytuje...
„Więc, jak było? Bolało? Jak to było? Co on zrobił? Co ty zrobiłaś? Co mówiłaś? Co zrobiliście potem? Więcej niż raz?”
Zaczyna się uspokajać...
„Ukrył cię w szafie? Co za ćwiek. Zaraz, jeśli nic nie planowaliście, to dlaczego mieliście zabezpieczenie?”
Liz: „Maria, część z tego to bardzo osobiste pytania i nie odpowiem na nie. Ale powiem, że Madam Vivian miała rację”
Maria: trochę zmieszana tym stwierdzeniem...
„A co powiedziała Madam Vivian?”
Liz: podczas odsuwania krzesła spod drzwi...
„Powiem ci tylko, jeśli obiecasz nie wspomnieć nic o tym Maxowi, ani nie powtórzysz nikomu. Obiecujesz?”
Maria: trochę urażona...
„Oczywiście, że nic nie powiem. Słowo skauta.”
Liz: „Maria, ty nigdy nie należałaś do skautów. Ale ponieważ obiecałaś, Madam Vivian powiedziała...”
Otwiera drzwi i zaczyna wychodzić...
„Że on nigdy nie zostawi mnie niezaspokojonej.”
Nie dając Marii szans na dalsze pytania, praktycznie biegnie wzdłuż holu, cały czas się uśmiechając.
Maria: zdając sobie wreszcie sprawę z faktu, że jej przyjaciółka uciekła...
„Hej, wracaj tu. Nie pozwolę ci na tym skończyć. Muszę dostać szczegóły!”
Wychodząc na pusty hal, zdaje sobie sprawę, że musi odłożyć dalsze przesłuchanie, jest spóźniona na lekcję.
Przerwa obiadowa, pobliska apteka.
Michael: chodzi po sklepie bez celu...
„Więc Maxwell, po co właściwie tu przyszliśmy? Mógłbyś się pospieszyć, chcę jeszcze coś zjeść.”
Max: strasznie chce się pozbyć Michaela...
„Cóż, jak jesteś taki głodny, idź do McDonaldsa naprzeciwko.”
Michael: „Nieee, w porządku. Mogę poczekać, po prostu weź to po co przyszedłeś i wynosimy się stąd.”
Kiedy widzi co Max w końcu bierze, jego oczy o mało co nie wychodzą z orbit...
„Maxwell...”
Max: „Ani słowa Michael. Ani słowa.”
Po zjedzeniu w ciszy lunchu, wracają do szkoły.
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
To było cudowne. Pożądna dawka humoru.
Dobre.Michael: ?Nieee, w porządku. Mogę poczekać, po prostu weź to po co przyszedłeś i wynosimy się stąd.?
Kiedy widzi co Max w końcu bierze, jego oczy o mało co nie wychodzą z orbit...
?Maxwell...?
Max: ?Ani słowa Michael. Ani słowa.?
To by było cośLizziett wrote: mogę się założyć że w następnym odcinku zobaczymy Michaela wyjącego "The Unforgiven" ( do serenady to by się jednak nie zniżył ) pod oknem Marii.
To było boskie. Nie wiem czemu, ale uwielbiam kiedy bohaterowie zachowują się jak normalni nastolatkowie z typowo nastoletnimi problemami...od czasu do czasu oczywiście bo trzeba przyznać racje Kyleowi z jego "Nasz sekret jest święty, będziemy nudzić sie i rozmyslać"...w 2 sezonie zamienili ich w jakiś zgryźliwych tetryków
Michael i Max na zakupach byli świetni...już widzę tą scenę przed oczami...Michael zaraz będzie chciał wszystko wiedzieć, a Max będzie sie pocił, czerwienił, jąkał i wykręcał.
Ach..ostatnio mam sentyment do Michaela...wszystko to przez "Innocent" ( nie Milla, to nie była sugestia skądże znowu).
Michael i Max na zakupach byli świetni...już widzę tą scenę przed oczami...Michael zaraz będzie chciał wszystko wiedzieć, a Max będzie sie pocił, czerwienił, jąkał i wykręcał.
Ach..ostatnio mam sentyment do Michaela...wszystko to przez "Innocent" ( nie Milla, to nie była sugestia skądże znowu).
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Całkowicie podzielam zdanie poprzedniczek. Milla to było wspaniałe i chyba jak większości spodobał mi się fragment w sklepie, to zdziwienie Michaela
Ale trzeba przyznać, że Maria też była niezła z tymi swoimi pytaniami...
Ale trzeba przyznać, że Maria też była niezła z tymi swoimi pytaniami...
Wielkie dzięki MillaMilla wrote:?Więc, jak było? Bolało? Jak to było? Co on zrobił? Co ty zrobiłaś? Co mówiłaś? Co zrobiliście potem? Więcej niż raz?"...
Oczywiście, każde zdanie to perełka i mogłabym zacytować wszystko, mnie za to oprócz sceny w aptece rozbawiło ostatnie zdanie Liz do Marii w składziku na temat przepowiedni Madam Vivien...cholera, trzeba bedzie pójść do wróżki
I niech mi ktoś, na litość boską powie...co to jest "hiperwentylacja", co się przy tym robi ? Dławienie się i głebokie oddychanie ?
I niech mi ktoś, na litość boską powie...co to jest "hiperwentylacja", co się przy tym robi ? Dławienie się i głebokie oddychanie ?
AN: Elu już podaję definicję: hiperwentylacja (za mało dwutlenku węgla we krwi) spowodowana częstymi i głębokimi oddechami; objawia się zawrotami głowy i mroczkami przed oczami, może doprowadzić do utraty przytomności. Czyli ogólnie chodzi o to, że osoba zbyt szybko wdycha tlen i nie nadąża wydychać dwutlenku węgla. Cierpi na to jedna z moich koleżanek, kiedy ma atak sprawia wrażenia jakby cały czas próbowała nabrać powietrza i wcale go nie wydychała.
<center>ROZDZIAŁ 17</center>
Akcja: popołudnie tego samego dnia, kancelaria prawna Evansów
Sekretarka: witając niespodziewanego przybysza...
„Dzień dobry panu. Czy jest pan umówiony?”
Gość: ma trochę zaniepokojony wzrok, ale mruga do niej porozumiewawczo...
„Nie, ale jestem pewien, że pan Evans mnie przyjmie.”
Sekretarka: „Czy mogę poznać pana nazwisko i sprawę w jakiej chce się pan zobaczyć z panem Evansem, żebym mogła mu to przekazać.”
Gość: „Nazywam się Bob Swantson i nie, nie może pani.”
Sekretarka: zmieszana jego oświadczeniem, jest PEWNA, że nie zostanie przyjęty, ale pozostaje miła...
„Proszę chwileczkę zaczekać, pójdę sprawdzić.”
Wracając jest zaskoczona odpowiedzią...
„Może pan wejść panie Swantson.”
Wskazuje mu drzwi do gabinetu.
Bob: widząc dużo starszego Philipa Evansa, niż gdy go ostatnio widział ma zadowoloną minę, ale nie może ukryć zaniepokojenia w oczach...
„Phil, kopę lat. Jak leci? Jak się mają Diane i dzieciaki?”
Philip: jest zaskoczony i ucieszony tą niespodziewaną wizytą starego przyjaciela, chociaż jako doświadczony prawnik nie przeoczył wyrazu jego oczu...
„Bob, co za wspaniała niespodzianka. Wszyscy mamy się dobrze. Diane ma się świetnie, tak samo dzieciaki. A co u Jane i Toma? Przyjechali razem z tobą? Siadaj.”
Bob: „Dziękuję. Nie, nie ma ich ze mną. Tom jest na drugim roku na UCB. Jane i ja też się tam przeprowadzamy, przyjąłem posadę konsultanta w jednej z tych przyszłościowych firm, które tam mają. Jane pojechała tam wcześniej, podczas gdy ja odpracowałem ostatnie parę miesięcy przed emeryturą.”
Philip: „Wow, jak ten czas leci. Tom już studiuje, ty jesteś na emeryturze. Nie mam pojęcia, co my zrobimy, gdy nasza dwójka wyjedzie na studia. Dobrze, że został nam z nimi jeszcze rok, zanim do tego dojdzie. A więc, co cię do nas sprowadza?”
Bob: nagle czuje się bardzo winny, nie jest pewien jak to zrobić {Pamiętam wszystko, przez co przeszli Philip i Diane, by mieć dzieci. Po czym tych dwoje małych dzieci pojawiło się w ich życiu nie wiadomo skąd. Odwiedziłem ich wkrótce po załatwieniu adopcji. Nigdy w życiu nie widziałem szczęśliwszych rodziców z dwójką słodkich małych dzieci.} W końcu podejmuje decyzje, co do swojego odkrycia. Wyciąga z teczki dużą kopertę i podaje ją przyjacielowi... „Phil, czy wiesz kim był agent Pierce?”
Philip: zaskoczony, stara się sobie przypomnieć...
„Brzmi znajomo, czy gazety nie pisały o nim w zeszłym roku?”
Bob: „Tak, on był agentem FBI, szefem... cóż, jednostki ścigającej kosmitów. Zniknął po tym, jak został skompromitowany i usunięty ze stanowiska. Przejrzano wszystkie materiały z jego sekcji i sporządzono raport. Ale jakieś dwa miesiące temu odkryto kilka pudeł z nowymi materiałami i poproszono mnie, żebym je przejrzał i dodał to do poprzedniego raportu.”
Bierze głęboki wdech i patrzy przyjacielowi prosto w oczy...
„Philp, ten nowy materiał jest w całości o twoim synu. Max jest też wspomniany w oryginalnym raporcie, ale brak jakichkolwiek dowodów, więc nikt nie bierze tego raportu poważnie. Ale te nowe materiały mogą to zmienić. Powinienem również wspomnieć, że Isabel, szeryf i jeszcze kilkoro tutejszy nastolatków, jest również wspomnianych w raporcie, ale to tylko spekulacje. Lecz musisz wiedzieć Philipie, że Max może mieć problemy i to poważne problemy.”
Philip: nie bardzo rozumie...
„Chwileczkę, twierdzisz, że mój syn jest w oficjalnym raporcie FBI.... jak to było... jednostki FBI ścigającej kosmitów? Czy to jakiś żart? Co jest w tej kopercie?”
Bob: „To prywatny dziennik agenta Pierce’a i kopie raportów medycznych i wyników testów, które przeprowadzono na twoim synu. Z tego co czytałem wynika, że Max był... przetrzymywany i... przesłuchiwany przez agenta Pierce’a w maju zeszłego roku. Philipie pomyśl, czy Max zniknął wtedy na parę dni?”
Philip: ciągle niedowierza...
„Cóż, nie jestem pewny. Muszę pomyśleć, ale to możliwe. Ale wyjechał na parę dni z przyjaciółmi. Wiesz, jak nastolatki lubią czasami rozwinąć skrzydła.”
Bob: czuje się okropnie wyciągając to, ale musi wyjaśnić sprawę...
„Philip, czy Max miał jakieś... problemy emocjonalne w ciągu tego roku.”
Philip: jest teraz bardzo skupiony...
„Dlaczego mnie o to pytasz? Do czego właściwie zmierzasz?”
Bob: stara się być tak delikatny, jak to tylko możliwe...
„Agent Pierce opisał ze szczegółami to, co podobno robili Maxowi podczas tego ich... przesłuchania. To było bardzo brutalne... właściwie tortury to bardziej adekwatne określenie. Ja... dyskretnie wypytałem kilku terapeutów i psychiatrów i oni wszyscy zgodzili się, że ktoś, kto przeżył tego typu... traumę, cierpiałby na emocjonalne lęki... koszmary nocne, brak apetytu, odsuwanie się od bliskich i tym podobne...”
Philip: stara się przetrawić to, co usłyszał...
„Czy chcesz mi powiedzieć, że ten agent porwał mojego syna, przeprowadzał na nim medyczne testy i...i... torturował go, a potem po prostu go wypuścił... i Max nigdy nic nie powiedział? Dlaczego? Dlaczego miałby mu to zrobić?”
Bob: „Philip, te raporty medyczne nie były normalne i pamiętaj co to była za jednostka.”
Philip: niedowierzająco...
„Czy próbujesz mi powiedzieć, że Max jest kosmitą? Zwariowałeś?”
Bob: czuje się bardzo zmęczony...
„Nie wiem w co powinieneś wierzyć. Wszystko co mogę powiedzieć po przeczytaniu tych materiałów to, że ktoś w to wierzył i to na tyle by ścigać twojego syna. Więc jako przyjaciel zrobiłem to, co uznałem za słuszne. Zniszczyłem lub zastąpiłem większość materiałów i zmieniłem raport, tak by nie rzucał żadnych podejrzeń na Maxa, Isabel, ani nikogo innego z Roswell. W tej kopercie jest to, co zostało z oryginalnych materiałów. Uznałem, że masz prawo wiedzieć.”
Philip: w ciszy rozważa, to co usłyszał, w końcu...
„Bob, dziękuję ci za chronienie mojego syna i rodziny. To co zrobiłeś mogło kosztować cię emeryturę, a może nawet wolność. Nie wiem co więcej mogę w tej chwili powiedzieć, poza tym, że ci dziękuję.”
Bob: wreszcie jest w stanie się uśmiechnąć, po raz pierwszy odkąd rozpoczął ten ostatni projekt...
„Nie ma za co, dla przyjaciela wszystko. Myślę, że będę się już zbierał. Chcę dojechać do Albuquerque przed wieczorem.”
Podnosi się i wymienia uścisk dłoni ze swoim starym przyjacielem. Wychodzi bez ciężaru, który dźwigał na barkach przez kilka ostatnich miesięcy.
Philip: ten ciężar opada teraz na jego barki, kiedy otwiera kopertę i zaczyna czytać. Odwołuje resztę swoich spotkań i zwalnia wszystkich wcześniej do domu. Po przeczytaniu połowy wyciąga z szafki butelkę whisky i wykonuje pilny telefon do szeryfa Roswell, prosząc go o spotkanie u siebie w biurze. Jest przygotowany na bardzo długi wieczór.
Czasem kiedy najmniej się tego spodziewasz, Mojry lubią rzucić ci podkręconą piłkę, ot tak, żeby utrzymać cię w gotowości.
<center>ROZDZIAŁ 17</center>
Akcja: popołudnie tego samego dnia, kancelaria prawna Evansów
Sekretarka: witając niespodziewanego przybysza...
„Dzień dobry panu. Czy jest pan umówiony?”
Gość: ma trochę zaniepokojony wzrok, ale mruga do niej porozumiewawczo...
„Nie, ale jestem pewien, że pan Evans mnie przyjmie.”
Sekretarka: „Czy mogę poznać pana nazwisko i sprawę w jakiej chce się pan zobaczyć z panem Evansem, żebym mogła mu to przekazać.”
Gość: „Nazywam się Bob Swantson i nie, nie może pani.”
Sekretarka: zmieszana jego oświadczeniem, jest PEWNA, że nie zostanie przyjęty, ale pozostaje miła...
„Proszę chwileczkę zaczekać, pójdę sprawdzić.”
Wracając jest zaskoczona odpowiedzią...
„Może pan wejść panie Swantson.”
Wskazuje mu drzwi do gabinetu.
Bob: widząc dużo starszego Philipa Evansa, niż gdy go ostatnio widział ma zadowoloną minę, ale nie może ukryć zaniepokojenia w oczach...
„Phil, kopę lat. Jak leci? Jak się mają Diane i dzieciaki?”
Philip: jest zaskoczony i ucieszony tą niespodziewaną wizytą starego przyjaciela, chociaż jako doświadczony prawnik nie przeoczył wyrazu jego oczu...
„Bob, co za wspaniała niespodzianka. Wszyscy mamy się dobrze. Diane ma się świetnie, tak samo dzieciaki. A co u Jane i Toma? Przyjechali razem z tobą? Siadaj.”
Bob: „Dziękuję. Nie, nie ma ich ze mną. Tom jest na drugim roku na UCB. Jane i ja też się tam przeprowadzamy, przyjąłem posadę konsultanta w jednej z tych przyszłościowych firm, które tam mają. Jane pojechała tam wcześniej, podczas gdy ja odpracowałem ostatnie parę miesięcy przed emeryturą.”
Philip: „Wow, jak ten czas leci. Tom już studiuje, ty jesteś na emeryturze. Nie mam pojęcia, co my zrobimy, gdy nasza dwójka wyjedzie na studia. Dobrze, że został nam z nimi jeszcze rok, zanim do tego dojdzie. A więc, co cię do nas sprowadza?”
Bob: nagle czuje się bardzo winny, nie jest pewien jak to zrobić {Pamiętam wszystko, przez co przeszli Philip i Diane, by mieć dzieci. Po czym tych dwoje małych dzieci pojawiło się w ich życiu nie wiadomo skąd. Odwiedziłem ich wkrótce po załatwieniu adopcji. Nigdy w życiu nie widziałem szczęśliwszych rodziców z dwójką słodkich małych dzieci.} W końcu podejmuje decyzje, co do swojego odkrycia. Wyciąga z teczki dużą kopertę i podaje ją przyjacielowi... „Phil, czy wiesz kim był agent Pierce?”
Philip: zaskoczony, stara się sobie przypomnieć...
„Brzmi znajomo, czy gazety nie pisały o nim w zeszłym roku?”
Bob: „Tak, on był agentem FBI, szefem... cóż, jednostki ścigającej kosmitów. Zniknął po tym, jak został skompromitowany i usunięty ze stanowiska. Przejrzano wszystkie materiały z jego sekcji i sporządzono raport. Ale jakieś dwa miesiące temu odkryto kilka pudeł z nowymi materiałami i poproszono mnie, żebym je przejrzał i dodał to do poprzedniego raportu.”
Bierze głęboki wdech i patrzy przyjacielowi prosto w oczy...
„Philp, ten nowy materiał jest w całości o twoim synu. Max jest też wspomniany w oryginalnym raporcie, ale brak jakichkolwiek dowodów, więc nikt nie bierze tego raportu poważnie. Ale te nowe materiały mogą to zmienić. Powinienem również wspomnieć, że Isabel, szeryf i jeszcze kilkoro tutejszy nastolatków, jest również wspomnianych w raporcie, ale to tylko spekulacje. Lecz musisz wiedzieć Philipie, że Max może mieć problemy i to poważne problemy.”
Philip: nie bardzo rozumie...
„Chwileczkę, twierdzisz, że mój syn jest w oficjalnym raporcie FBI.... jak to było... jednostki FBI ścigającej kosmitów? Czy to jakiś żart? Co jest w tej kopercie?”
Bob: „To prywatny dziennik agenta Pierce’a i kopie raportów medycznych i wyników testów, które przeprowadzono na twoim synu. Z tego co czytałem wynika, że Max był... przetrzymywany i... przesłuchiwany przez agenta Pierce’a w maju zeszłego roku. Philipie pomyśl, czy Max zniknął wtedy na parę dni?”
Philip: ciągle niedowierza...
„Cóż, nie jestem pewny. Muszę pomyśleć, ale to możliwe. Ale wyjechał na parę dni z przyjaciółmi. Wiesz, jak nastolatki lubią czasami rozwinąć skrzydła.”
Bob: czuje się okropnie wyciągając to, ale musi wyjaśnić sprawę...
„Philip, czy Max miał jakieś... problemy emocjonalne w ciągu tego roku.”
Philip: jest teraz bardzo skupiony...
„Dlaczego mnie o to pytasz? Do czego właściwie zmierzasz?”
Bob: stara się być tak delikatny, jak to tylko możliwe...
„Agent Pierce opisał ze szczegółami to, co podobno robili Maxowi podczas tego ich... przesłuchania. To było bardzo brutalne... właściwie tortury to bardziej adekwatne określenie. Ja... dyskretnie wypytałem kilku terapeutów i psychiatrów i oni wszyscy zgodzili się, że ktoś, kto przeżył tego typu... traumę, cierpiałby na emocjonalne lęki... koszmary nocne, brak apetytu, odsuwanie się od bliskich i tym podobne...”
Philip: stara się przetrawić to, co usłyszał...
„Czy chcesz mi powiedzieć, że ten agent porwał mojego syna, przeprowadzał na nim medyczne testy i...i... torturował go, a potem po prostu go wypuścił... i Max nigdy nic nie powiedział? Dlaczego? Dlaczego miałby mu to zrobić?”
Bob: „Philip, te raporty medyczne nie były normalne i pamiętaj co to była za jednostka.”
Philip: niedowierzająco...
„Czy próbujesz mi powiedzieć, że Max jest kosmitą? Zwariowałeś?”
Bob: czuje się bardzo zmęczony...
„Nie wiem w co powinieneś wierzyć. Wszystko co mogę powiedzieć po przeczytaniu tych materiałów to, że ktoś w to wierzył i to na tyle by ścigać twojego syna. Więc jako przyjaciel zrobiłem to, co uznałem za słuszne. Zniszczyłem lub zastąpiłem większość materiałów i zmieniłem raport, tak by nie rzucał żadnych podejrzeń na Maxa, Isabel, ani nikogo innego z Roswell. W tej kopercie jest to, co zostało z oryginalnych materiałów. Uznałem, że masz prawo wiedzieć.”
Philip: w ciszy rozważa, to co usłyszał, w końcu...
„Bob, dziękuję ci za chronienie mojego syna i rodziny. To co zrobiłeś mogło kosztować cię emeryturę, a może nawet wolność. Nie wiem co więcej mogę w tej chwili powiedzieć, poza tym, że ci dziękuję.”
Bob: wreszcie jest w stanie się uśmiechnąć, po raz pierwszy odkąd rozpoczął ten ostatni projekt...
„Nie ma za co, dla przyjaciela wszystko. Myślę, że będę się już zbierał. Chcę dojechać do Albuquerque przed wieczorem.”
Podnosi się i wymienia uścisk dłoni ze swoim starym przyjacielem. Wychodzi bez ciężaru, który dźwigał na barkach przez kilka ostatnich miesięcy.
Philip: ten ciężar opada teraz na jego barki, kiedy otwiera kopertę i zaczyna czytać. Odwołuje resztę swoich spotkań i zwalnia wszystkich wcześniej do domu. Po przeczytaniu połowy wyciąga z szafki butelkę whisky i wykonuje pilny telefon do szeryfa Roswell, prosząc go o spotkanie u siebie w biurze. Jest przygotowany na bardzo długi wieczór.
Czasem kiedy najmniej się tego spodziewasz, Mojry lubią rzucić ci podkręconą piłkę, ot tak, żeby utrzymać cię w gotowości.
Last edited by Milla on Thu Aug 05, 2004 1:07 pm, edited 1 time in total.
<center>ROZDZIAŁ 18</center>
Akcja: Kancelaria Prawna Evansów, to samo popołudnie
Philip: czekając na szeryfa wypił już dwa drinki. Siedzi i wpatruje się w rodzinne zdjęcie, które stoi na biurku. To jego ulubione, pierwsze jakie zrobili, gdy stali się rodziną. Zrobili je w niecałą godzinę po sfinalizowaniu adopcji. Dzieci były wtedy takie małe, takie od nich zależne, potrzebowały od nich domu, miłości, przewodnictwa, ochrony. {Jeśli ten raport jest prawdziwy, to chronienie ich nie poszło mi chyba zbyt dobrze, prawda?} Słyszy, jak szeryf Valenti wchodzi do biura i zmusza się do mówienia, musi wszystko wyjaśnić...
„Dziękuję, że pan przyszedł szeryfie Valenti. Proszę usiąść.”
Valenti: nie jest pewien dlaczego ojciec Maxa chce z nim rozmawiać, przez telefon wydawał się bardzo zdenerwowany. Sądząc po butelce whisky i stanie w jaki ten się znajduje, będzie gorzej niż myślał...
„Panie Evans, Philipie, co mogę dla ciebie zrobić?”
Philip: wie, że cokolwiek powie mu szeryf, zmieni to jego przekonanie nie tylko, co do tego kim jest jego syn, ale też czym jest; uspokaja się...
„Szeryfie, co pan wie o agencie Pierce, jego powiązaniach z moim synem i wydarzeniach z maja zeszłego roku?”
Valenti: jest zamroczony, w najśmielszych snach nie przypuszczał, że to on będzie tym, który powie Evansom o ich dzieciach. I wcale nie chce być tą osobą...
„Nie jestem pewien o co mnie pan pyta?”
Philip: „Moje pytanie było chyba całkiem jasne. Ale jeśli to pobudzi pańską pamięć, to mam tu informacje, że w maju zeszłego roku ten agent porwał, przesłuchiwał i torturował mojego syna, wierząc, że on... pochodzi z kosmosu. Pańskie nazwisko również jest tu wspomniane, jak również kilkorga z jego przyjaciół. Może pan to przejrzeć, jeśli pan sobie życzy, ale chcę otrzymać kilka odpowiedzi.”
Valenti: całkiem zszokowany ilością informacji, które już posiada jego rozmówca...
„Skąd pan to ma?”
Philip: „Od przyjaciela.”
Valenti: stara się zachować spokój...
„Nie jestem pewien, czy powinieneś ufać przyjacielowi, który przyniósł ci coś tak oburzającego. Może wezmę te materiały i postaram się je dla ciebie zweryfikować?”
Philip: czuje efekt alkoholu, jego emocje zaczynają buzować...
„Jim, przygarnąłem go, dałem mu nazwisko, rodzinę, jestem jego ojcem i muszę wiedzieć co ten BYDLAK ZROBIŁ MOJEMU SYNOWI!”
Zmusza się do uspokojenia...
„Proszę cię, pytam jak ojciec ojca, powiedz mi co wiesz.”
Valenti: emocje, które chowają się za tym ostatnim stwierdzeniem przemawiają do niego. Zaczyna bardzo cicho i spokojnie...
„To prawda. Rok temu w maju Pierce porwał Maxa. Przyszli do mnie po pomoc. Wydostaliśmy go stamtąd i było oczywiste, że przeszedł przez piekło. Ale nigdy ze mną nie rozmawiał o tym, co dokładnie stało się, kiedy tam był.”
Philip: myśl o tym, że Max przechodził przez to wszystko sam, łamie mu serce. Jego syn nie mógł zwrócić się do niego o pomoc...
„Czy on miał z kim o tym porozmawiać?”
Valenti: rozważał to, by porozmawiać o tym z Maxem, ale zamiast tego skoncentrował się na tym, by pomóc Michaelowi uporać się z jego problemami. Wolał wierzyć, że z Maxem wszystko było w porządku, bo on miał rodzinę, do której mógł się zwrócić po wsparcie. Podświadomie zignorował fakt, że rodzice Maxa nie mogli mu pomóc, jeśli o niczym nie wiedzieli. Czuje, że go zawiódł...
„Nie wydaje mi się.”
Philip: zawiódł jako ojciec. Musi to naprawić, ale do tego potrzebuje więcej informacji...
„Powiedziałeś, że oni przyszli do ciebie po pomoc. Kim są oni? Kto jeszcze wie?”
Valenti: rozważa, czy mu powiedzieć. Uświadamia sobie, że on prawdopodobnie już wie z tych dokumentów i chce tylko potwierdzenia. Decyduje się to zrobić...
„Michael Guerin, Isabel, Liz Parker, Maria DeLuca, Alex Whitman i Tess Harding.”
Philip: jest oszołomiony, że te dzieciaki dokonały czegoś takiego i zachowały to w tajemnicy, prawie boi się spytać…
„Jak oni to zrobili?”
Valenti: nie do końca pewny ile jeszcze powinien powiedzieć...
„Niektóre z tych dzieciaków są... specjalne tak, jak Max. Mają niezwykłe talenty, które mogą wykorzystać.”
Philip: zaczyna zdawać sobie sprawę, że dzieje się dużo więcej, niż początkowo myślał...
„Jakiego rodzaju są te specjalne talenty? Kto je ma?”
Valenti: decyduje, że już dość powiedział...
„Philipie, myślę, że dalej musisz o tym porozmawiać z Maxem, a nie ze mną.”
Starając się to trochę to złagodzić dla nich obu...
„Max, może i jest specjalny, ale to wciąż 17-letni chłopak, który potrzebuje rodziców i rodziny. Do diabła oni wszyscy tego potrzebują. Myślę, że tego on się boi najbardziej, utraty rodziny. Pamiętaj o tym, kiedy będziesz z nim rozmawiał.”
Philip: ponownie patrzy na zdjęcie rodzinne, słowa szeryfa niemal doprowadziły go do łez, odchrząkuje głośno...
„Będę to miał na uwadze. Dziękuję, że odpowiedziałeś na moje pytanie i... że pomagałeś mojemu synowi. Cieszę się, że... że miał kogoś, gdy tego potrzebował. Żałuję tylko, że to nie byłem ja.”
Valenti: szykuje się do wyjścia, ale zatrzymuje się jeszcze, by powiedzieć temu człowiekowi coś o jego synu...
„Philipie, Max to urodzony przywódca. Miałeś najtrudniejsze zadanie, nauczenie go, jak być dobrym człowiekiem. Z tego co widziałem, to wykonałeś kawał dobrej roboty, ale on jest młody i ciągle musi się dużo nauczyć. Będzie cię teraz potrzebował, bardziej niż kiedykolwiek.”
Philip: po wyjściu szeryfa myśli o tym wszystkim i uświadamia sobie, że jego dzieci zawsze były otoczone przez tajemnice {Co oni robili sami na pustyni tej nocy, kiedy ich znaleźliśmy? Skąd się tam wzięli? Dlaczego zostali porzuceni? Dlaczego nie pamiętali nic sprzed tej nocy? Byli jak 6 letnie noworodki, musieli się wszystkiego nauczyć, jak mówić, jeść i pić, a nawet jak się bawić. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek chorowali. Jak Max uleczył tego ptaka, kiedy był mały? Zastanawiam się, jak on tak naprawdę ugasił tamten pożar w kuchni rok temu. Zawsze wydawali się trochę tajemniczy. Max bardziej niż Isabel. Zdaje się, że mieli powody by tacy być.} Przypomina sobie swoją frustrację i zaniepokojenie zeszłego lata spowodowane zmianami, jakie zaszły w jego dzieciach, a szczególnie w Maxie. Teraz to wszystko nabiera sensu. {Nic dziwnego, że Max zaczął się zamykać w sobie, stając się nawet większym samotnikiem. Diane tak się martwiła, że on nie je właściwie, a kiedy zaczął się budzić w nocy z krzykiem, zaczęliśmy się obawiać, że możemy naprawdę go stracić. Ile jeszcze koszmarów miał, kiedy to nie obudziły nas jego krzyki? Ostatnio co prawda zdaje się wracać do siebie. Czy to ma jakiś związek z terapeutą, do którego go wysłaliśmy? Wątpię, Max nie mógł z nim o tym porozmawiać. Może to czas powoduje, że te koszmary bledną? Chociaż, mam przeczucie, że to Liz Parker w największym stopniu przyczyniła się do jego wydobrzenia. Nigdy nie widziałem, żeby komuś udało się sprawić by on tak się rozjaśnił. Diane ma rację, że trzeba lepiej poznać Liz. Mam przeczucie, że ona na stałe stanie się częścią jego życia. Diane i ja musimy to wszystko omówić i zastanowić się, jak powiadomić ich, że już wiemy.} Kiedy myśli o prawdopodobnej reakcji swojej żony, uderza go pewna myśl. {Max, chłopie, wydaje ci się, że twoja mama była nadopiekuńcza, poczekaj co będzie teraz! Biedny dzieciak, ona doprowadzi go do szału.} Otrząsając się z zadumania, zaczyna składać wszystkie dokumentu z powrotem do koperty i do swojej teczki. Nie ma odwagi ich zachować, najprawdopodobniej skończą wkrótce w płomieniach ich kominka. Dużo spokojniejszy, zmierza do domu by porozmawiać ze swoją żoną i matką swoich dzieci.
Akcja: Kancelaria Prawna Evansów, to samo popołudnie
Philip: czekając na szeryfa wypił już dwa drinki. Siedzi i wpatruje się w rodzinne zdjęcie, które stoi na biurku. To jego ulubione, pierwsze jakie zrobili, gdy stali się rodziną. Zrobili je w niecałą godzinę po sfinalizowaniu adopcji. Dzieci były wtedy takie małe, takie od nich zależne, potrzebowały od nich domu, miłości, przewodnictwa, ochrony. {Jeśli ten raport jest prawdziwy, to chronienie ich nie poszło mi chyba zbyt dobrze, prawda?} Słyszy, jak szeryf Valenti wchodzi do biura i zmusza się do mówienia, musi wszystko wyjaśnić...
„Dziękuję, że pan przyszedł szeryfie Valenti. Proszę usiąść.”
Valenti: nie jest pewien dlaczego ojciec Maxa chce z nim rozmawiać, przez telefon wydawał się bardzo zdenerwowany. Sądząc po butelce whisky i stanie w jaki ten się znajduje, będzie gorzej niż myślał...
„Panie Evans, Philipie, co mogę dla ciebie zrobić?”
Philip: wie, że cokolwiek powie mu szeryf, zmieni to jego przekonanie nie tylko, co do tego kim jest jego syn, ale też czym jest; uspokaja się...
„Szeryfie, co pan wie o agencie Pierce, jego powiązaniach z moim synem i wydarzeniach z maja zeszłego roku?”
Valenti: jest zamroczony, w najśmielszych snach nie przypuszczał, że to on będzie tym, który powie Evansom o ich dzieciach. I wcale nie chce być tą osobą...
„Nie jestem pewien o co mnie pan pyta?”
Philip: „Moje pytanie było chyba całkiem jasne. Ale jeśli to pobudzi pańską pamięć, to mam tu informacje, że w maju zeszłego roku ten agent porwał, przesłuchiwał i torturował mojego syna, wierząc, że on... pochodzi z kosmosu. Pańskie nazwisko również jest tu wspomniane, jak również kilkorga z jego przyjaciół. Może pan to przejrzeć, jeśli pan sobie życzy, ale chcę otrzymać kilka odpowiedzi.”
Valenti: całkiem zszokowany ilością informacji, które już posiada jego rozmówca...
„Skąd pan to ma?”
Philip: „Od przyjaciela.”
Valenti: stara się zachować spokój...
„Nie jestem pewien, czy powinieneś ufać przyjacielowi, który przyniósł ci coś tak oburzającego. Może wezmę te materiały i postaram się je dla ciebie zweryfikować?”
Philip: czuje efekt alkoholu, jego emocje zaczynają buzować...
„Jim, przygarnąłem go, dałem mu nazwisko, rodzinę, jestem jego ojcem i muszę wiedzieć co ten BYDLAK ZROBIŁ MOJEMU SYNOWI!”
Zmusza się do uspokojenia...
„Proszę cię, pytam jak ojciec ojca, powiedz mi co wiesz.”
Valenti: emocje, które chowają się za tym ostatnim stwierdzeniem przemawiają do niego. Zaczyna bardzo cicho i spokojnie...
„To prawda. Rok temu w maju Pierce porwał Maxa. Przyszli do mnie po pomoc. Wydostaliśmy go stamtąd i było oczywiste, że przeszedł przez piekło. Ale nigdy ze mną nie rozmawiał o tym, co dokładnie stało się, kiedy tam był.”
Philip: myśl o tym, że Max przechodził przez to wszystko sam, łamie mu serce. Jego syn nie mógł zwrócić się do niego o pomoc...
„Czy on miał z kim o tym porozmawiać?”
Valenti: rozważał to, by porozmawiać o tym z Maxem, ale zamiast tego skoncentrował się na tym, by pomóc Michaelowi uporać się z jego problemami. Wolał wierzyć, że z Maxem wszystko było w porządku, bo on miał rodzinę, do której mógł się zwrócić po wsparcie. Podświadomie zignorował fakt, że rodzice Maxa nie mogli mu pomóc, jeśli o niczym nie wiedzieli. Czuje, że go zawiódł...
„Nie wydaje mi się.”
Philip: zawiódł jako ojciec. Musi to naprawić, ale do tego potrzebuje więcej informacji...
„Powiedziałeś, że oni przyszli do ciebie po pomoc. Kim są oni? Kto jeszcze wie?”
Valenti: rozważa, czy mu powiedzieć. Uświadamia sobie, że on prawdopodobnie już wie z tych dokumentów i chce tylko potwierdzenia. Decyduje się to zrobić...
„Michael Guerin, Isabel, Liz Parker, Maria DeLuca, Alex Whitman i Tess Harding.”
Philip: jest oszołomiony, że te dzieciaki dokonały czegoś takiego i zachowały to w tajemnicy, prawie boi się spytać…
„Jak oni to zrobili?”
Valenti: nie do końca pewny ile jeszcze powinien powiedzieć...
„Niektóre z tych dzieciaków są... specjalne tak, jak Max. Mają niezwykłe talenty, które mogą wykorzystać.”
Philip: zaczyna zdawać sobie sprawę, że dzieje się dużo więcej, niż początkowo myślał...
„Jakiego rodzaju są te specjalne talenty? Kto je ma?”
Valenti: decyduje, że już dość powiedział...
„Philipie, myślę, że dalej musisz o tym porozmawiać z Maxem, a nie ze mną.”
Starając się to trochę to złagodzić dla nich obu...
„Max, może i jest specjalny, ale to wciąż 17-letni chłopak, który potrzebuje rodziców i rodziny. Do diabła oni wszyscy tego potrzebują. Myślę, że tego on się boi najbardziej, utraty rodziny. Pamiętaj o tym, kiedy będziesz z nim rozmawiał.”
Philip: ponownie patrzy na zdjęcie rodzinne, słowa szeryfa niemal doprowadziły go do łez, odchrząkuje głośno...
„Będę to miał na uwadze. Dziękuję, że odpowiedziałeś na moje pytanie i... że pomagałeś mojemu synowi. Cieszę się, że... że miał kogoś, gdy tego potrzebował. Żałuję tylko, że to nie byłem ja.”
Valenti: szykuje się do wyjścia, ale zatrzymuje się jeszcze, by powiedzieć temu człowiekowi coś o jego synu...
„Philipie, Max to urodzony przywódca. Miałeś najtrudniejsze zadanie, nauczenie go, jak być dobrym człowiekiem. Z tego co widziałem, to wykonałeś kawał dobrej roboty, ale on jest młody i ciągle musi się dużo nauczyć. Będzie cię teraz potrzebował, bardziej niż kiedykolwiek.”
Philip: po wyjściu szeryfa myśli o tym wszystkim i uświadamia sobie, że jego dzieci zawsze były otoczone przez tajemnice {Co oni robili sami na pustyni tej nocy, kiedy ich znaleźliśmy? Skąd się tam wzięli? Dlaczego zostali porzuceni? Dlaczego nie pamiętali nic sprzed tej nocy? Byli jak 6 letnie noworodki, musieli się wszystkiego nauczyć, jak mówić, jeść i pić, a nawet jak się bawić. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek chorowali. Jak Max uleczył tego ptaka, kiedy był mały? Zastanawiam się, jak on tak naprawdę ugasił tamten pożar w kuchni rok temu. Zawsze wydawali się trochę tajemniczy. Max bardziej niż Isabel. Zdaje się, że mieli powody by tacy być.} Przypomina sobie swoją frustrację i zaniepokojenie zeszłego lata spowodowane zmianami, jakie zaszły w jego dzieciach, a szczególnie w Maxie. Teraz to wszystko nabiera sensu. {Nic dziwnego, że Max zaczął się zamykać w sobie, stając się nawet większym samotnikiem. Diane tak się martwiła, że on nie je właściwie, a kiedy zaczął się budzić w nocy z krzykiem, zaczęliśmy się obawiać, że możemy naprawdę go stracić. Ile jeszcze koszmarów miał, kiedy to nie obudziły nas jego krzyki? Ostatnio co prawda zdaje się wracać do siebie. Czy to ma jakiś związek z terapeutą, do którego go wysłaliśmy? Wątpię, Max nie mógł z nim o tym porozmawiać. Może to czas powoduje, że te koszmary bledną? Chociaż, mam przeczucie, że to Liz Parker w największym stopniu przyczyniła się do jego wydobrzenia. Nigdy nie widziałem, żeby komuś udało się sprawić by on tak się rozjaśnił. Diane ma rację, że trzeba lepiej poznać Liz. Mam przeczucie, że ona na stałe stanie się częścią jego życia. Diane i ja musimy to wszystko omówić i zastanowić się, jak powiadomić ich, że już wiemy.} Kiedy myśli o prawdopodobnej reakcji swojej żony, uderza go pewna myśl. {Max, chłopie, wydaje ci się, że twoja mama była nadopiekuńcza, poczekaj co będzie teraz! Biedny dzieciak, ona doprowadzi go do szału.} Otrząsając się z zadumania, zaczyna składać wszystkie dokumentu z powrotem do koperty i do swojej teczki. Nie ma odwagi ich zachować, najprawdopodobniej skończą wkrótce w płomieniach ich kominka. Dużo spokojniejszy, zmierza do domu by porozmawiać ze swoją żoną i matką swoich dzieci.
Kolejna świetna reakcja ojca Maxa, zamiast zacząć denerwować się kim jego syn przez te wszystkie lata był, co skrywał w sobie, on zaczął myśleć, że może to on i jego żona popełnili jakieś błędy. Myślę, że Max i Isabell nie mogli trafić lepiej. Mają naprawdę wspaniałych rodziców, którzy akceptują swoje dzieci bezwzględu na to kim są i co ukrywają.
A w tym zapewne Philip się nie mylił, teraz to Max będzie miał opiekęMilla wrote:Max, chłopie, wydaje ci się, że twoja mama była nadopiekuńcza, poczekaj co będzie teraz! Biedny dzieciak, ona doprowadzi go do szału.
AN: Jako, że we wtorek wyjeżdżam na dwa tygodnie postanowiłam, że jeszcze przed wyjazdem zamieszczę resztę tego opowiadania. niewiele tego jest. Ta część i jutro... eee... dzisiaj zamieszczę ostatnią.
<center>ROZDZIAŁ 19</center>
Akcja: ten sam dzień, koniec szkoły, przy szafce Liz
Liz: jest skupiona na wykonywaniu kilku czynności jednocześnie. Próbuje schować do szafki książki z ostatniej lekcji, jednocześnie wyjmując te, które będą jej potrzebne na wieczór do odrobienia pracy domowej, cały czas też rozgląda się za pewnym kosmitą, z którym jest umówiona na wycieczkę, no i oczywiście stara się powstrzymać Marię przed doprowadzeniem jej do szału, co jest raczej trudne biorąc pod uwagę fakt, że ona stoi tuż obok, mówiąc z szybkością mili na minutę. Wyczuwając przerwę w monologu Marii...
„Maria, przestań. Doprowadzasz mnie do szału. Zawrzyjmy umowę. Odpowiem na 10 pytań dotyczących... sobotniej nocy, ale nic zbyt intymnego. Więc może zastanowisz się o co chcesz mnie spytać i zadasz mi je wieczorem, po tym jak pomogę ci przy zamknięciu?”
Maria: „20 pytań.”
Liz: „15”
Maria: „Umowa stoi. Czy muszę pytać, na kogo czekasz?”
Uśmiecha się szatańsko, gdy ponad ramieniem Liz dostrzega dwóch kosmitów, idących w ich stronę...
„O, a oto Gwiezdny Chłopiec i...”
Wskazując na Maxa...
„Wiesz co, myślę, że musimy ci nadać jakąś ksywkę, hmmm... daj mi pomyśleć...”
Zauważa, że Liz posyła jej spojrzenie mówiące ‘błagam-nie-obiecałaś’, ale decyduje się je zignorować...
„Kochaś...”
Chichocze, kiedy Liz odciąga swojego ‘Kochasia’ z dala od nich. Obserwuje ich, jak odchodzą, wzdycha {Jak uroczo, nawet stąd widzę jego uszy i są czerwone! Tak się cieszę ze względu na nich. Dlaczego odrobina romantyzmu Kochasia nie może spłynąć na mojego Gwiezdnego Chłopca? Jego pomysł na serenadę to koncert Metallici.} Odwracając uwagę do swojego kosmity, wyciąga pakunek ze swojej torebki i wręcza mu go...
„Kupiłam ci coś Gwiezdny Chłopcze. Otwórz, to książka.”
Michael: patrzy na książkę, po czym rzuca jej jedno ze swoich spojrzeń, mówiących ‘chyba żartujesz’ {O kurczę, ‘Mężczyźni są z Marsa, a kobiety są z Wenus’. Maxwell, zapłacisz za to!} Chowając książkę z powrotem do torebki...
„Jestem prawie pewny, że nie pochodzę z Marsa.”
Maria: posyłając mu swoje spojrzenie ‘zrób to lub zginiesz’...
„Cóż, jeśli nie chcesz zostać tam wkrótce wysłany, to rozważ przeczytanie tego, dopóki jesteś na Ziemi. A teraz chodźmy, bo inaczej spóźnimy się do pracy.”
Akcja: Pustynna droga, w Jeepie Maxa
Max: podczas jazdy nieustannie na nią spogląda, przyglądając się jak wiatr rozwiewa jej włosy. W końcu ma ją przy sobie i nie może przestać na nią patrzeć. Podczas zmiany biegów czuje w kieszeni swój zakup, co pobudza jego wyobraźnię, co z kolei prowadzi do innego typu stymulacji, która z każdą chwilą się wzmaga. Skręca nagle na pustynię i podąża w kierunku skupiska skał, otaczających ukrytą oazę, w której jest jeziorko i nawet mała plaża. Parkuje na plaży, wyskakuje z wozu i pomaga wysiąść Liz. Stoi trzymając ją za rękę i wpatrując się w jej oczy. Wolną ręką zaczyna przeczesywać jej włosy, są jak żywe srebro. Kiedy jego pragnienie narasta schyla się i bierze we władanie jej rozchylone wargi, potem przesuwa ustami wzdłuż jej szyi i ramion.
Liz: jego oczy stały się ciemne z pożądania, jego pocałunki przyprawiają ją o drżenie. Przesuwa ręce pod jego koszulkę, czuje drżenie jego ciała wywołane jej dotykiem. Praktycznie zrywa z niego koszulkę i zachwyca się jego widokiem, jej ręce dalej wędrują po jego torsie i niebawem jej pocałunki podążają tą samą ścieżką. Jej dłonie przesuwają się niżej ku nowym obszarom, nagle on chwyta jej ręce i zmusza ją by na niego spojrzała.
Max: kiedy ona w końcu patrzy na niego, uwalnia jej ręce i zaczyna odpinać guziki jej bluzki. Jego usta odkrywają każdy nowo odsłonięty skrawek jej skóry. Zdejmując z niej bluzkę, przesuwa ręce wzdłuż jej pleców, zatrzymują się na moment przy zapięciu jej stanika i stara się go rozpiąć, staje się niecierpliwy, jego ręce zaczynają lśnić i oporny skrawek materiału opada na ziemię. Przerywa na chwilę, by nacieszyć się jej widokiem. W końcu pragnienie popycha go dalej. Opada na kolana, jego dłonie i pocałunki kontynuują swoją wędrówkę. Każde nowe miejsce smakuje lepiej niż poprzednie. Kiedy jego ręce sięgają niżej znów zaczynają lśnić i jej dżinsy leżą po chwili wokół jej stóp.
Liz: jej jęki narastają, kiedy jego ręce docierają do jej specjalnych miejsc. Kiedy jego usta zbliżają się tam, gdzie jego dłonie czynią swoją magię, czuje falę gorąca przebiegającą przez jej ciało. Szepcząc jego imię, opada na kolana. Jej usta odnajdują jego, jej ręce wznawiają swoją wędrówkę i niecierpliwie usuwają resztę jego ubrania. Podziwia jego ciało, jej dłonie odkrywają jego ciało w ten sam sposób jak on robił to z nią. Jest zachwycona jego natychmiastową odpowiedzią.
Max: czuje się tak, jakby przebiegały przez niego iskry, kiedy czuje na sobie jej dłonie. Jego rozbudzone zmysłu domagają się spełnienia. Jej pieszczoty pozbawiają go resztek zdrowego rozsądku. Sięga do kieszeni spodni i wyjmuje z niej paczuszkę. Patrzą sobie w oczy, kiedy ona bierze to od niego, po czym, bardzo wolno rozwija zabezpieczenie na jego ciele, jej palce kontynuują swoją torturę. Bierze ją w ramiona i opadają na piasek. Powstrzymuje się jeszcze i spojrzeniem pyta ją, czy na pewno tego chce. W jej oczach widzi tylko miłość i pożądanie. Powoli łączy się z nią. Kiedy ich ciała poruszają się w idealnej harmonii czują bliskość jakiej dotąd nie znali. Razem przeżywają najwyższą rozkosz. Opada obok niej i otacza ją ramionami, pokrywa jej twarz lekkimi pocałunkami i gładzi jej ramiona...
„Kocham cię Liz, teraz i zawsze.”
Liz: jej oczy wyrażają całkowite zaspokojenie i radość, że mogą dzielić swoją miłość...
„Ja też cię kocham.”
Max: jego wzrok i ręce leniwie przesuwają się wzdłuż jej ciała...
„Cała jesteś w piasku, masz go nawet we włosach.”
Liz: przekomarza się z nim...
„Cóż, więc chyba nie pozostaje nam nic innego niż coś z tym zrobić.”
Podnosi się szybko i wbiega do wody. Śmiejąc się, zaczyna ochlapywać go wodą.
Max: śmieje się beztrosko, szybko jest cały mokry. W końcu ma tego dosyć, wbiega za nią do wody i udając powagę...
„Zapłacisz za to Liz Parker!”
Liz: rzuca mu wyzwanie, kiedy w wodzie zaczyna się zabawa w kotka i myszkę...
„Ach tak, więc mnie zmuś!”
I pokazuje mu język.
Przez jakiś czas bawią się w wodzie śmiejąc się głośno. Kiedy wychodzą z wody, Max używa swoich mocy, by ich szybko wysuszyć. Ubierają się i wspinają się na skałę, by podziwiać pustynny widok.
Max: siedzi na skale, trzymając ją w objęciach. Jest gotów, by usłyszeć wszystko...
„Opowiedz mi o nim, o mnie z przyszłości.”
Liz: kiedy w końcu pozbyła się bólu, jest niemal w melancholijnym nastroju...
„On był tobą, ale starszym, bardziej sfatygowanym. Wojna i śmierć najbliższych ciężko się na nim odbiły. Ale nie wszystko z tego było złe. Opowiedział mi o naszym ślubie w Kaplicy Elvisa w Las Vegas. Uciekliśmy, kiedy mieliśmy po 19 lat. Michael, Maria, Isabel i Alex wyjechali nam na spotkanie. Przetańczyliśmy razem całą noc. Mówił o tym tak, jak o najbardziej romantycznej nocy naszego życia..”
Max: „I nie byliśmy w stanie pokonać naszych wrogów, ponieważ Tess odeszła? Dlaczego dokładnie ona wyjechała?”
Liz: „Z powodu tego jak ją traktowałeś. Wydaje mi się, że kiedy my się zbliżyliśmy, ona poczuła się zdradzona i niechciana, więc odeszła. On nie powiedział, czy było coś konkretnego, co sprawiło, że wyjechała. Powiedział tylko, że odeszła przez niego.”
Max: „Dlaczego nie przyszedł z tym, do mnie?”
Liz: „Powiedział, że Serena przestrzegła go, że gdybyście wy dwaj się spotkali to moglibyście obaj przestać istnieć.”
Max: „Kim jest Serena?”
Liz: „Ona jest... eee... była przyjaciółką, która pomogła nam zmodyfikować Granolith do podróży w czasie.”
Max: robi się trochę podekscytowany...
„Czy powiedział jak? Albo czym jest Granolith?”
Liz: „Powiedział tylko, że on jest bardzo potężny. Nie możemy pozwolić, by wpadł w ręce wrogów.”
Max: „Czy wspomniał, jak lub gdzie poznaliśmy Serenę? Cokolwiek?”
Liz: wzdychając...
„Nie, nic. Powiedział, że nie może mi nic powiedzieć.”
Max: „Dokąd się udał, gdy zniknął? Z powrotem tam, skąd przybył?”
Liz: staje się nagle bardzo smutna...
„Nie, gdy przyszłość została zmieniona, nie miał miejsca, do którego mógłby wrócić. Poprosiłam go o nasz weselny taniec. Tańczyliśmy, kiedy on nagle się rozpłynął.”
Max: „Czy możesz powiedzieć mi coś jeszcze?”
Liz: zastanawia się przez chwilę...
„Nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Jeśli coś mi się przypomni, natychmiast ci powiem, nawet gdyby wydawało mi się to nieistotne.”
Max: podejmuje decyzję...
„Musimy wszystkim o tym powiedzieć, ale uważam, że najpierw powinienem porozmawiać z Tess. Nie chcę, żeby czuła się winna z powodu czegoś, czego nawet nie zrobiła w tej linii czasowej.”
Liz: rozważa sytuację Tess...
„Max, kiedy będziesz mówił innym dopilnuj, żeby Kyle też tam był. Wydaje mi się, że on jest tym, czego jej potrzeba.”
Max: uśmiecha się myśląc o tym...
„Tak, oni bardzo się zbliżyli. W pewnym sensie przypominają mi Michaela i Marię.”
Liz: robi zabawnie przerażoną minę...
„O Boże, czy myślisz, że wytrzymamy z drugą taką parą?”
Oboje ciągle się śmieją, kiedy schodzą ze skały i ruszają w drogę powrotną do domu.
Liz: kiedy zatrzymują się przed Crashdown, zbiera swoje rzeczy i całuje swojego Kochasia długo i namiętnie. Rozbierając go oczami...
„Hm, chyba właśnie przypomniałam sobie coś jeszcze o tobie z przyszłości.”
Max: robi mu się gorąco pod wpływem jej spojrzenia, dopiero po chwili dociera do niego to, co powiedziała...
„Ach tak, co sobie przypomniałaś?”
Liz: chwyta swój plecak, daje mu pożegnalnego całusa i idąc w stronę drzwi...
„Wyglądał zabójczo w skórze.”
Max: po tej rewelacji jest już pewien, że jego przyszłość się zmieniła, z jękiem...
„Nie muszę się martwić o wojnę, czy inwazję, bo nie przetrwam Liz Parker.”
Zapala silnik i rusza w stronę domu.
<center>ROZDZIAŁ 19</center>
Akcja: ten sam dzień, koniec szkoły, przy szafce Liz
Liz: jest skupiona na wykonywaniu kilku czynności jednocześnie. Próbuje schować do szafki książki z ostatniej lekcji, jednocześnie wyjmując te, które będą jej potrzebne na wieczór do odrobienia pracy domowej, cały czas też rozgląda się za pewnym kosmitą, z którym jest umówiona na wycieczkę, no i oczywiście stara się powstrzymać Marię przed doprowadzeniem jej do szału, co jest raczej trudne biorąc pod uwagę fakt, że ona stoi tuż obok, mówiąc z szybkością mili na minutę. Wyczuwając przerwę w monologu Marii...
„Maria, przestań. Doprowadzasz mnie do szału. Zawrzyjmy umowę. Odpowiem na 10 pytań dotyczących... sobotniej nocy, ale nic zbyt intymnego. Więc może zastanowisz się o co chcesz mnie spytać i zadasz mi je wieczorem, po tym jak pomogę ci przy zamknięciu?”
Maria: „20 pytań.”
Liz: „15”
Maria: „Umowa stoi. Czy muszę pytać, na kogo czekasz?”
Uśmiecha się szatańsko, gdy ponad ramieniem Liz dostrzega dwóch kosmitów, idących w ich stronę...
„O, a oto Gwiezdny Chłopiec i...”
Wskazując na Maxa...
„Wiesz co, myślę, że musimy ci nadać jakąś ksywkę, hmmm... daj mi pomyśleć...”
Zauważa, że Liz posyła jej spojrzenie mówiące ‘błagam-nie-obiecałaś’, ale decyduje się je zignorować...
„Kochaś...”
Chichocze, kiedy Liz odciąga swojego ‘Kochasia’ z dala od nich. Obserwuje ich, jak odchodzą, wzdycha {Jak uroczo, nawet stąd widzę jego uszy i są czerwone! Tak się cieszę ze względu na nich. Dlaczego odrobina romantyzmu Kochasia nie może spłynąć na mojego Gwiezdnego Chłopca? Jego pomysł na serenadę to koncert Metallici.} Odwracając uwagę do swojego kosmity, wyciąga pakunek ze swojej torebki i wręcza mu go...
„Kupiłam ci coś Gwiezdny Chłopcze. Otwórz, to książka.”
Michael: patrzy na książkę, po czym rzuca jej jedno ze swoich spojrzeń, mówiących ‘chyba żartujesz’ {O kurczę, ‘Mężczyźni są z Marsa, a kobiety są z Wenus’. Maxwell, zapłacisz za to!} Chowając książkę z powrotem do torebki...
„Jestem prawie pewny, że nie pochodzę z Marsa.”
Maria: posyłając mu swoje spojrzenie ‘zrób to lub zginiesz’...
„Cóż, jeśli nie chcesz zostać tam wkrótce wysłany, to rozważ przeczytanie tego, dopóki jesteś na Ziemi. A teraz chodźmy, bo inaczej spóźnimy się do pracy.”
Akcja: Pustynna droga, w Jeepie Maxa
Max: podczas jazdy nieustannie na nią spogląda, przyglądając się jak wiatr rozwiewa jej włosy. W końcu ma ją przy sobie i nie może przestać na nią patrzeć. Podczas zmiany biegów czuje w kieszeni swój zakup, co pobudza jego wyobraźnię, co z kolei prowadzi do innego typu stymulacji, która z każdą chwilą się wzmaga. Skręca nagle na pustynię i podąża w kierunku skupiska skał, otaczających ukrytą oazę, w której jest jeziorko i nawet mała plaża. Parkuje na plaży, wyskakuje z wozu i pomaga wysiąść Liz. Stoi trzymając ją za rękę i wpatrując się w jej oczy. Wolną ręką zaczyna przeczesywać jej włosy, są jak żywe srebro. Kiedy jego pragnienie narasta schyla się i bierze we władanie jej rozchylone wargi, potem przesuwa ustami wzdłuż jej szyi i ramion.
Liz: jego oczy stały się ciemne z pożądania, jego pocałunki przyprawiają ją o drżenie. Przesuwa ręce pod jego koszulkę, czuje drżenie jego ciała wywołane jej dotykiem. Praktycznie zrywa z niego koszulkę i zachwyca się jego widokiem, jej ręce dalej wędrują po jego torsie i niebawem jej pocałunki podążają tą samą ścieżką. Jej dłonie przesuwają się niżej ku nowym obszarom, nagle on chwyta jej ręce i zmusza ją by na niego spojrzała.
Max: kiedy ona w końcu patrzy na niego, uwalnia jej ręce i zaczyna odpinać guziki jej bluzki. Jego usta odkrywają każdy nowo odsłonięty skrawek jej skóry. Zdejmując z niej bluzkę, przesuwa ręce wzdłuż jej pleców, zatrzymują się na moment przy zapięciu jej stanika i stara się go rozpiąć, staje się niecierpliwy, jego ręce zaczynają lśnić i oporny skrawek materiału opada na ziemię. Przerywa na chwilę, by nacieszyć się jej widokiem. W końcu pragnienie popycha go dalej. Opada na kolana, jego dłonie i pocałunki kontynuują swoją wędrówkę. Każde nowe miejsce smakuje lepiej niż poprzednie. Kiedy jego ręce sięgają niżej znów zaczynają lśnić i jej dżinsy leżą po chwili wokół jej stóp.
Liz: jej jęki narastają, kiedy jego ręce docierają do jej specjalnych miejsc. Kiedy jego usta zbliżają się tam, gdzie jego dłonie czynią swoją magię, czuje falę gorąca przebiegającą przez jej ciało. Szepcząc jego imię, opada na kolana. Jej usta odnajdują jego, jej ręce wznawiają swoją wędrówkę i niecierpliwie usuwają resztę jego ubrania. Podziwia jego ciało, jej dłonie odkrywają jego ciało w ten sam sposób jak on robił to z nią. Jest zachwycona jego natychmiastową odpowiedzią.
Max: czuje się tak, jakby przebiegały przez niego iskry, kiedy czuje na sobie jej dłonie. Jego rozbudzone zmysłu domagają się spełnienia. Jej pieszczoty pozbawiają go resztek zdrowego rozsądku. Sięga do kieszeni spodni i wyjmuje z niej paczuszkę. Patrzą sobie w oczy, kiedy ona bierze to od niego, po czym, bardzo wolno rozwija zabezpieczenie na jego ciele, jej palce kontynuują swoją torturę. Bierze ją w ramiona i opadają na piasek. Powstrzymuje się jeszcze i spojrzeniem pyta ją, czy na pewno tego chce. W jej oczach widzi tylko miłość i pożądanie. Powoli łączy się z nią. Kiedy ich ciała poruszają się w idealnej harmonii czują bliskość jakiej dotąd nie znali. Razem przeżywają najwyższą rozkosz. Opada obok niej i otacza ją ramionami, pokrywa jej twarz lekkimi pocałunkami i gładzi jej ramiona...
„Kocham cię Liz, teraz i zawsze.”
Liz: jej oczy wyrażają całkowite zaspokojenie i radość, że mogą dzielić swoją miłość...
„Ja też cię kocham.”
Max: jego wzrok i ręce leniwie przesuwają się wzdłuż jej ciała...
„Cała jesteś w piasku, masz go nawet we włosach.”
Liz: przekomarza się z nim...
„Cóż, więc chyba nie pozostaje nam nic innego niż coś z tym zrobić.”
Podnosi się szybko i wbiega do wody. Śmiejąc się, zaczyna ochlapywać go wodą.
Max: śmieje się beztrosko, szybko jest cały mokry. W końcu ma tego dosyć, wbiega za nią do wody i udając powagę...
„Zapłacisz za to Liz Parker!”
Liz: rzuca mu wyzwanie, kiedy w wodzie zaczyna się zabawa w kotka i myszkę...
„Ach tak, więc mnie zmuś!”
I pokazuje mu język.
Przez jakiś czas bawią się w wodzie śmiejąc się głośno. Kiedy wychodzą z wody, Max używa swoich mocy, by ich szybko wysuszyć. Ubierają się i wspinają się na skałę, by podziwiać pustynny widok.
Max: siedzi na skale, trzymając ją w objęciach. Jest gotów, by usłyszeć wszystko...
„Opowiedz mi o nim, o mnie z przyszłości.”
Liz: kiedy w końcu pozbyła się bólu, jest niemal w melancholijnym nastroju...
„On był tobą, ale starszym, bardziej sfatygowanym. Wojna i śmierć najbliższych ciężko się na nim odbiły. Ale nie wszystko z tego było złe. Opowiedział mi o naszym ślubie w Kaplicy Elvisa w Las Vegas. Uciekliśmy, kiedy mieliśmy po 19 lat. Michael, Maria, Isabel i Alex wyjechali nam na spotkanie. Przetańczyliśmy razem całą noc. Mówił o tym tak, jak o najbardziej romantycznej nocy naszego życia..”
Max: „I nie byliśmy w stanie pokonać naszych wrogów, ponieważ Tess odeszła? Dlaczego dokładnie ona wyjechała?”
Liz: „Z powodu tego jak ją traktowałeś. Wydaje mi się, że kiedy my się zbliżyliśmy, ona poczuła się zdradzona i niechciana, więc odeszła. On nie powiedział, czy było coś konkretnego, co sprawiło, że wyjechała. Powiedział tylko, że odeszła przez niego.”
Max: „Dlaczego nie przyszedł z tym, do mnie?”
Liz: „Powiedział, że Serena przestrzegła go, że gdybyście wy dwaj się spotkali to moglibyście obaj przestać istnieć.”
Max: „Kim jest Serena?”
Liz: „Ona jest... eee... była przyjaciółką, która pomogła nam zmodyfikować Granolith do podróży w czasie.”
Max: robi się trochę podekscytowany...
„Czy powiedział jak? Albo czym jest Granolith?”
Liz: „Powiedział tylko, że on jest bardzo potężny. Nie możemy pozwolić, by wpadł w ręce wrogów.”
Max: „Czy wspomniał, jak lub gdzie poznaliśmy Serenę? Cokolwiek?”
Liz: wzdychając...
„Nie, nic. Powiedział, że nie może mi nic powiedzieć.”
Max: „Dokąd się udał, gdy zniknął? Z powrotem tam, skąd przybył?”
Liz: staje się nagle bardzo smutna...
„Nie, gdy przyszłość została zmieniona, nie miał miejsca, do którego mógłby wrócić. Poprosiłam go o nasz weselny taniec. Tańczyliśmy, kiedy on nagle się rozpłynął.”
Max: „Czy możesz powiedzieć mi coś jeszcze?”
Liz: zastanawia się przez chwilę...
„Nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Jeśli coś mi się przypomni, natychmiast ci powiem, nawet gdyby wydawało mi się to nieistotne.”
Max: podejmuje decyzję...
„Musimy wszystkim o tym powiedzieć, ale uważam, że najpierw powinienem porozmawiać z Tess. Nie chcę, żeby czuła się winna z powodu czegoś, czego nawet nie zrobiła w tej linii czasowej.”
Liz: rozważa sytuację Tess...
„Max, kiedy będziesz mówił innym dopilnuj, żeby Kyle też tam był. Wydaje mi się, że on jest tym, czego jej potrzeba.”
Max: uśmiecha się myśląc o tym...
„Tak, oni bardzo się zbliżyli. W pewnym sensie przypominają mi Michaela i Marię.”
Liz: robi zabawnie przerażoną minę...
„O Boże, czy myślisz, że wytrzymamy z drugą taką parą?”
Oboje ciągle się śmieją, kiedy schodzą ze skały i ruszają w drogę powrotną do domu.
Liz: kiedy zatrzymują się przed Crashdown, zbiera swoje rzeczy i całuje swojego Kochasia długo i namiętnie. Rozbierając go oczami...
„Hm, chyba właśnie przypomniałam sobie coś jeszcze o tobie z przyszłości.”
Max: robi mu się gorąco pod wpływem jej spojrzenia, dopiero po chwili dociera do niego to, co powiedziała...
„Ach tak, co sobie przypomniałaś?”
Liz: chwyta swój plecak, daje mu pożegnalnego całusa i idąc w stronę drzwi...
„Wyglądał zabójczo w skórze.”
Max: po tej rewelacji jest już pewien, że jego przyszłość się zmieniła, z jękiem...
„Nie muszę się martwić o wojnę, czy inwazję, bo nie przetrwam Liz Parker.”
Zapala silnik i rusza w stronę domu.
AN: No to czas pożegnać się z tym opowiadaniem. Mam nadzieję, że wam się podobało.
<center>ROZDZIAŁ 20</center>
Akcja: to samo popołudnie, dom Evansów
Philip: wchodzi do domu. Stawia teczkę na podłodze w przedpokoju i przystaje na chwilę, by popatrzeć na wszystkie zdjęcia, które wiszą na ścianie. Diane zawsze miała bzika na punkcie zdjęć, a odkąd pojawiły się dzieci nic jej nie mogło powstrzymać. Podejmuje decyzję, że już czas by powiedzieć żonie o tym, że jej podejrzenia, iż w ich synu jest coś specjalnego, okazały się bardziej niż trafne. Kiedy żona podchodzi przywitać się z nim, uśmiecha się do niej i całując ją na powitanie, bierze ją za rękę...
„Witaj kochanie. Wróciłem dzisiaj wcześniej, żebyśmy mogli porozmawiać. Gdzie są dzieci?”
Diane: zdziwiła się, kiedy usłyszała jak podjeżdża jego samochód. To takie do niego niepodobne, by wrócić tak wcześnie. Kiedy mąż całuje ją na powitanie, natychmiast wie, że coś jest bardzo nie w porządku, bo wyczuła w jego oddechu alkohol. Zaczyna się niepokoić...
„Izzy dzwoniła, żeby powiedzieć, że po szkole idzie na zakupy i wspomniała coś, że Max i Liz jadą na przejażdżkę. Philipie, co się stało? Wiem, że coś jest nie tak.”
Philip: prowadzi żonę do kanapy...
„Usiądźmy. Muszę z tobą o czymś porozmawiać.”
Jest zdecydowany zachować spokój...
„Wpadł do mnie dzisiaj Bob Swanston. Był w drodze do Californii, ale chciał wpaść i dać mi coś, co znalazł. Jego ostatnim zadaniem w FBI przed emeryturą było przejrzenie nowych materiałów i porównanie ich z poprzednim raportem.”
Bierze głęboki oddech...
„Diane, ten nowy materiał był w całości o Maxie.”
Diane: jej zaniepokojenie z powodu zachowania męża natychmiast przeradza się w strach, w strach o syna...
„Co! Co masz na myśli twierdząc, że był w całości o Maxie? Dlaczego FBI miałoby się interesować naszym synem?”
Philip: delikatnie trzyma ręce Diane w swoich...
„Ten materiał to osobisty dziennik agenta o nazwisku Pierce. On był szefem... oddziału FBI ścigającego kosmitów. Opisał jak w maju zeszłego roku Max został złapany i że był przez niego przesłuchiwany, jak również, że przeprowadzano na nim testy medyczne. Materiał, który przejrzał Bob zawierał również wyniki tych testów.”
Patrzy na żonę bardzo intensywnie, chcąc by udzielił jej się jego spokój...
„Diane, to przesłuchanie było... brutalne, bardzo brutalne. Żeby go stamtąd wyciągnąć potrzeba było szeryfa,... Izzy i kilkoro z ich przyjaciół... Jestem prawie pewien, że jego zeszłoroczne koszmary nocne były tym spowodowane. Rozmawiałem już z szeryfem i on potwierdził, że to się naprawdę wydarzyło.”
Diane: jest porażona, nie może uwierzyć, że coś takiego mogło się przydarzyć jej synowi, jej dziecku i ona, jego matka, nic nie wiedziała, ani nawet nic nie podejrzewała: {Co ze mnie za matka? Dlaczego on nie mógł przyjść do mnie po pomoc? Po wsparcie?} Łzy zaczynają spływać po jej policzkach...
„Och Philipie co my zrobimy? Jak mu pomożemy? Dlaczego nic nam nie powiedział?”
Philip: przytula ją do siebie i pociesza...
„Szsz, wiem.... Myślę, że on się boi, że jeśli dowiemy się iż jest inny, to może nas stracić. To jedyny powód, jaki przychodzi mi do głowy i szeryf też wspomniał o tym między wierszami. Musimy usiąść i bardzo spokojnie i ostrożnie porozmawiać z nim o... o tym co mu się przydarzyło... i o tym czym jest.”
Diane: nagle przestaje płakać, gdy przypomina sobie o rozmowie, którą odbyła z synem w parku po pożarze. Naprawdę boi się, że może stracić swojego syna...
„Philipie, w zeszłym roku po tym pożarze w kuchni wiedziałam, że zrobił coś niezwykłego by go ugasić i próbowałam z nim o tym porozmawiać, o tym, że ma... dar. Nie chciał mi nic powiedzieć i powiedział, że odejdzie, jeśli nie przestanę naciskać. On nie może odejść. Nie chcę tego.”
Philip: Diane opowiedziała mu o wydarzeniach dotyczących pożaru w kuchni sprzed roku, ale nie o groźbie odejścia. To zmienia trochę postać rzeczy...
„Wciąż musimy powiedzieć mu co wiemy, żebyśmy mogli mu pomóc, ale nie naciskajmy na razie by uzyskać wszystkie odpowiedzi.”
Uśmiecha się uspokajająco do matki swoich dzieci i całuje ją z miłością...
„Domyślam się, że on poczuje się trochę niepewnie co do tego, co do niego czujemy, więc będziemy musieli zapewnić go o naszej miłości. Myślisz, że dasz radę?”
Diane: jest dużo spokojniejsza, ale też jest teraz trochę ciekawa...
„Tak, wiem, jak go otoczyć matczyną miłością. Ale wspomniałeś, że szeryf, Izzy i ich przyjaciele uratowali go. Którzy przyjaciele i jak go wyciągnęli?”
Philip: „Nie znam szczegółów, ale szeryf wyznał, że Max nie jest jedynym, który jest obdarzony specjalnymi darami i nie wydaje mi się, żeby ograniczały się one do gaszenia pożarów. Co do tego kto, Michael Guerin, Liz Parker, Maria DeLuca, Alex Whitman i Tess Harding i nie, nie wiem które z nich również mają dary. Jakkolwiek podejrzewam, że chodzi o Izzy, ponieważ ona i Max zostali znalezieni razem, a także o Michaela Guerina, po prostu jest coś więcej niż przyjaźń, co zawsze wiązało go z Maxem i nawet z Izzy.”
Diane: „Myślę, że masz rację. Będziemy też musieli porozmawiać z Izzy, ale z jakiś powodów myślę, że z nią nie będzie tak trudno, jak z Maxem. Ona może nam nawet pomóc z Maxem.”
Oboje odwracają się, gdy słyszą, jak otwierają się frontowe drzwi.
Max: wchodzi do domu z zadowoloną miną. Jest zdziwiony widząc w domu oboje rodziców. Posyła im rzadki wesoły uśmiech...
„Cześć mamo. Tato, wróciłeś wcześniej. Coś się stało?”
Philip: miał nadzieję, że będą mieli trochę więcej czasu na rozmową, zanim się z nim spotkają. Widzi jaki szczęśliwy jest jego syn i wolałby nie musieć odbierać mu tego uśmiechu...
„Wejdź i usiądź. Twoja mama i ja musimy z tobą o czymś porozmawiać.”
Max: jego uśmiech natychmiast znika i zastępuje go zaniepokojona mina {Co się stało? Tata nie wygadałby się o mnie i o Liz, prawda? Coś złego musiało się stać. Gdzie jest Izzy?} Siada obok taty, jest bardzo czujny...
„Co się stało? Czy wszystko jest w porządku?”
Jego niepokój narasta, gdy jego mama zaczyna cicho płakać. Zauważa, jak mocno jego rodzice trzymają się ze ręce.
Philip: stara się być bardzo delikatny, ostrożnie zaczyna...
„Max, musimy ci coś powiedzieć i potem mamy nadzieję, że będziesz mógł z nami o tym porozmawiać, ale jeśli nie będziesz w stanie to w porządku, razem uda nam się z tym w końcu uporać. Max, synu, dziś popołudniu wpadł do mnie przyjaciel ze studiów. Chciał mi przekazać informacje, które wpadły w jego ręce, gdy pracował nad swoim ostatnim zadaniem w FBI.”
Zauważa, jaki zdenerwowany staje się jego syn na wzmiankę o FBI, bierze jego rękę...
„Ten projekt polegał na przejrzeniu nowo odkrytych materiałów agenta Pierce’a z maja zeszłego roku.”
Czuje drżenie jakie przechodzi przez jego syna na wzmiankę nazwiska agenta i zauważa jego przyspieszony oddech...
„Te informacje to osobisty dziennik tego agenta i medyczny raport z twojego... przesłuchania.”
Jest naprawdę zadowolony, że mocno trzyma rękę syna, bo jest to jedyna rzecz, która powstrzymuje go on natychmiastowej ucieczki...
„Max, dziś po południu przeczytałem te dokumentu. Opisują... metody, których użyto.... i rezultaty. Synu, każdy kto przeszedł przez coś takiego potrzebuje pomocy. Chcemy ci pomóc, ale musisz nas do siebie dopuścić, żebyśmy mogli to zrobić. Zrób to, dobrze?”
Max: ogarnia go panika, musi uciekać, ale ojciec nie chce puścić jego ręki. Strach nie pozwala mu myśleć racjonalnie. Jest zdesperowany jego ręka, którą trzyma ojciec zaczyna lśnić.
Philip: syknął z bólu i wypuszcza dłoń syna. Zmieszany trzyma poparzoną dłoń i przygląda jej się. Patrzy na uciekającego syna i woła z bólem...
„Max, zatrzymaj się, wszystko będzie dobrze, tylko daj nam szansę! Proszę, nie chcemy cię stracić.”
Max: jest prawie przy drzwiach, kiedy słyszy błaganie ojca. Odwraca się by na niego spojrzeć i jest przerażony na widok czerwonych oparzeń na jego dłoni. Bliski łez wraca do rodziców, siada z powrotem obok taty. Jest pełen żalu przez to, co nieświadomie zrobił...
„Przepraszam, nie zdawałem sobie sprawy z tego co robię. Proszę ta... tato, jeśli mi pozwolisz, mogę to naprawić.”
Kiedy jego tata przytakuje, bierze jego zranioną dłoń w obie ręce i ponownie zaczynają one lśnić, ale tym razem zamiast raniącego żaru, łagodnie leczą. Kiedy uwalnia zdrową już dłoń ojca, załamuje się i zaczyna płakać...
„Przepraszam, przepraszam. Spanikowałem, nie wiedziałem co robię. Nigdy nie skrzywdziłbym nikogo naumyślnie. Tak mi przykro, proszę wybacz mi.”
Philip: oboje z Diane biorą swojego szlochającego syna w ramiona, by go pocieszyć...
„Wszystko w porządku Max, wszystko w porządku. Wiemy, że to był wypadek. Wszystko będzie dobrze.”
Diane: z jej oczu spływają łzy ulgi, kiedy uświadamia sobie, że nie stracili syna...
„Nie jesteś sam skarbie, jesteśmy tu dla ciebie. Zawsze będziemy cię kochać. Wszystko będzie dobrze.”
Mojry są wreszcie w stanie dać Maxowi ważną lekcję. Jest coś takiego jak bezwarunkowa miłość, zapytajcie tylko któregokolwiek rodzica.
Koniec...
Od autora: Bez paniki ludzie, opowiadanie pod tytułem „Those Maddling Fates” kontynuuje tą historię od tego momentu. Więc nie martwcie się, dostaniecie 15 pytań Marii do Liz i dużo więcej!
<center>ROZDZIAŁ 20</center>
Akcja: to samo popołudnie, dom Evansów
Philip: wchodzi do domu. Stawia teczkę na podłodze w przedpokoju i przystaje na chwilę, by popatrzeć na wszystkie zdjęcia, które wiszą na ścianie. Diane zawsze miała bzika na punkcie zdjęć, a odkąd pojawiły się dzieci nic jej nie mogło powstrzymać. Podejmuje decyzję, że już czas by powiedzieć żonie o tym, że jej podejrzenia, iż w ich synu jest coś specjalnego, okazały się bardziej niż trafne. Kiedy żona podchodzi przywitać się z nim, uśmiecha się do niej i całując ją na powitanie, bierze ją za rękę...
„Witaj kochanie. Wróciłem dzisiaj wcześniej, żebyśmy mogli porozmawiać. Gdzie są dzieci?”
Diane: zdziwiła się, kiedy usłyszała jak podjeżdża jego samochód. To takie do niego niepodobne, by wrócić tak wcześnie. Kiedy mąż całuje ją na powitanie, natychmiast wie, że coś jest bardzo nie w porządku, bo wyczuła w jego oddechu alkohol. Zaczyna się niepokoić...
„Izzy dzwoniła, żeby powiedzieć, że po szkole idzie na zakupy i wspomniała coś, że Max i Liz jadą na przejażdżkę. Philipie, co się stało? Wiem, że coś jest nie tak.”
Philip: prowadzi żonę do kanapy...
„Usiądźmy. Muszę z tobą o czymś porozmawiać.”
Jest zdecydowany zachować spokój...
„Wpadł do mnie dzisiaj Bob Swanston. Był w drodze do Californii, ale chciał wpaść i dać mi coś, co znalazł. Jego ostatnim zadaniem w FBI przed emeryturą było przejrzenie nowych materiałów i porównanie ich z poprzednim raportem.”
Bierze głęboki oddech...
„Diane, ten nowy materiał był w całości o Maxie.”
Diane: jej zaniepokojenie z powodu zachowania męża natychmiast przeradza się w strach, w strach o syna...
„Co! Co masz na myśli twierdząc, że był w całości o Maxie? Dlaczego FBI miałoby się interesować naszym synem?”
Philip: delikatnie trzyma ręce Diane w swoich...
„Ten materiał to osobisty dziennik agenta o nazwisku Pierce. On był szefem... oddziału FBI ścigającego kosmitów. Opisał jak w maju zeszłego roku Max został złapany i że był przez niego przesłuchiwany, jak również, że przeprowadzano na nim testy medyczne. Materiał, który przejrzał Bob zawierał również wyniki tych testów.”
Patrzy na żonę bardzo intensywnie, chcąc by udzielił jej się jego spokój...
„Diane, to przesłuchanie było... brutalne, bardzo brutalne. Żeby go stamtąd wyciągnąć potrzeba było szeryfa,... Izzy i kilkoro z ich przyjaciół... Jestem prawie pewien, że jego zeszłoroczne koszmary nocne były tym spowodowane. Rozmawiałem już z szeryfem i on potwierdził, że to się naprawdę wydarzyło.”
Diane: jest porażona, nie może uwierzyć, że coś takiego mogło się przydarzyć jej synowi, jej dziecku i ona, jego matka, nic nie wiedziała, ani nawet nic nie podejrzewała: {Co ze mnie za matka? Dlaczego on nie mógł przyjść do mnie po pomoc? Po wsparcie?} Łzy zaczynają spływać po jej policzkach...
„Och Philipie co my zrobimy? Jak mu pomożemy? Dlaczego nic nam nie powiedział?”
Philip: przytula ją do siebie i pociesza...
„Szsz, wiem.... Myślę, że on się boi, że jeśli dowiemy się iż jest inny, to może nas stracić. To jedyny powód, jaki przychodzi mi do głowy i szeryf też wspomniał o tym między wierszami. Musimy usiąść i bardzo spokojnie i ostrożnie porozmawiać z nim o... o tym co mu się przydarzyło... i o tym czym jest.”
Diane: nagle przestaje płakać, gdy przypomina sobie o rozmowie, którą odbyła z synem w parku po pożarze. Naprawdę boi się, że może stracić swojego syna...
„Philipie, w zeszłym roku po tym pożarze w kuchni wiedziałam, że zrobił coś niezwykłego by go ugasić i próbowałam z nim o tym porozmawiać, o tym, że ma... dar. Nie chciał mi nic powiedzieć i powiedział, że odejdzie, jeśli nie przestanę naciskać. On nie może odejść. Nie chcę tego.”
Philip: Diane opowiedziała mu o wydarzeniach dotyczących pożaru w kuchni sprzed roku, ale nie o groźbie odejścia. To zmienia trochę postać rzeczy...
„Wciąż musimy powiedzieć mu co wiemy, żebyśmy mogli mu pomóc, ale nie naciskajmy na razie by uzyskać wszystkie odpowiedzi.”
Uśmiecha się uspokajająco do matki swoich dzieci i całuje ją z miłością...
„Domyślam się, że on poczuje się trochę niepewnie co do tego, co do niego czujemy, więc będziemy musieli zapewnić go o naszej miłości. Myślisz, że dasz radę?”
Diane: jest dużo spokojniejsza, ale też jest teraz trochę ciekawa...
„Tak, wiem, jak go otoczyć matczyną miłością. Ale wspomniałeś, że szeryf, Izzy i ich przyjaciele uratowali go. Którzy przyjaciele i jak go wyciągnęli?”
Philip: „Nie znam szczegółów, ale szeryf wyznał, że Max nie jest jedynym, który jest obdarzony specjalnymi darami i nie wydaje mi się, żeby ograniczały się one do gaszenia pożarów. Co do tego kto, Michael Guerin, Liz Parker, Maria DeLuca, Alex Whitman i Tess Harding i nie, nie wiem które z nich również mają dary. Jakkolwiek podejrzewam, że chodzi o Izzy, ponieważ ona i Max zostali znalezieni razem, a także o Michaela Guerina, po prostu jest coś więcej niż przyjaźń, co zawsze wiązało go z Maxem i nawet z Izzy.”
Diane: „Myślę, że masz rację. Będziemy też musieli porozmawiać z Izzy, ale z jakiś powodów myślę, że z nią nie będzie tak trudno, jak z Maxem. Ona może nam nawet pomóc z Maxem.”
Oboje odwracają się, gdy słyszą, jak otwierają się frontowe drzwi.
Max: wchodzi do domu z zadowoloną miną. Jest zdziwiony widząc w domu oboje rodziców. Posyła im rzadki wesoły uśmiech...
„Cześć mamo. Tato, wróciłeś wcześniej. Coś się stało?”
Philip: miał nadzieję, że będą mieli trochę więcej czasu na rozmową, zanim się z nim spotkają. Widzi jaki szczęśliwy jest jego syn i wolałby nie musieć odbierać mu tego uśmiechu...
„Wejdź i usiądź. Twoja mama i ja musimy z tobą o czymś porozmawiać.”
Max: jego uśmiech natychmiast znika i zastępuje go zaniepokojona mina {Co się stało? Tata nie wygadałby się o mnie i o Liz, prawda? Coś złego musiało się stać. Gdzie jest Izzy?} Siada obok taty, jest bardzo czujny...
„Co się stało? Czy wszystko jest w porządku?”
Jego niepokój narasta, gdy jego mama zaczyna cicho płakać. Zauważa, jak mocno jego rodzice trzymają się ze ręce.
Philip: stara się być bardzo delikatny, ostrożnie zaczyna...
„Max, musimy ci coś powiedzieć i potem mamy nadzieję, że będziesz mógł z nami o tym porozmawiać, ale jeśli nie będziesz w stanie to w porządku, razem uda nam się z tym w końcu uporać. Max, synu, dziś popołudniu wpadł do mnie przyjaciel ze studiów. Chciał mi przekazać informacje, które wpadły w jego ręce, gdy pracował nad swoim ostatnim zadaniem w FBI.”
Zauważa, jaki zdenerwowany staje się jego syn na wzmiankę o FBI, bierze jego rękę...
„Ten projekt polegał na przejrzeniu nowo odkrytych materiałów agenta Pierce’a z maja zeszłego roku.”
Czuje drżenie jakie przechodzi przez jego syna na wzmiankę nazwiska agenta i zauważa jego przyspieszony oddech...
„Te informacje to osobisty dziennik tego agenta i medyczny raport z twojego... przesłuchania.”
Jest naprawdę zadowolony, że mocno trzyma rękę syna, bo jest to jedyna rzecz, która powstrzymuje go on natychmiastowej ucieczki...
„Max, dziś po południu przeczytałem te dokumentu. Opisują... metody, których użyto.... i rezultaty. Synu, każdy kto przeszedł przez coś takiego potrzebuje pomocy. Chcemy ci pomóc, ale musisz nas do siebie dopuścić, żebyśmy mogli to zrobić. Zrób to, dobrze?”
Max: ogarnia go panika, musi uciekać, ale ojciec nie chce puścić jego ręki. Strach nie pozwala mu myśleć racjonalnie. Jest zdesperowany jego ręka, którą trzyma ojciec zaczyna lśnić.
Philip: syknął z bólu i wypuszcza dłoń syna. Zmieszany trzyma poparzoną dłoń i przygląda jej się. Patrzy na uciekającego syna i woła z bólem...
„Max, zatrzymaj się, wszystko będzie dobrze, tylko daj nam szansę! Proszę, nie chcemy cię stracić.”
Max: jest prawie przy drzwiach, kiedy słyszy błaganie ojca. Odwraca się by na niego spojrzeć i jest przerażony na widok czerwonych oparzeń na jego dłoni. Bliski łez wraca do rodziców, siada z powrotem obok taty. Jest pełen żalu przez to, co nieświadomie zrobił...
„Przepraszam, nie zdawałem sobie sprawy z tego co robię. Proszę ta... tato, jeśli mi pozwolisz, mogę to naprawić.”
Kiedy jego tata przytakuje, bierze jego zranioną dłoń w obie ręce i ponownie zaczynają one lśnić, ale tym razem zamiast raniącego żaru, łagodnie leczą. Kiedy uwalnia zdrową już dłoń ojca, załamuje się i zaczyna płakać...
„Przepraszam, przepraszam. Spanikowałem, nie wiedziałem co robię. Nigdy nie skrzywdziłbym nikogo naumyślnie. Tak mi przykro, proszę wybacz mi.”
Philip: oboje z Diane biorą swojego szlochającego syna w ramiona, by go pocieszyć...
„Wszystko w porządku Max, wszystko w porządku. Wiemy, że to był wypadek. Wszystko będzie dobrze.”
Diane: z jej oczu spływają łzy ulgi, kiedy uświadamia sobie, że nie stracili syna...
„Nie jesteś sam skarbie, jesteśmy tu dla ciebie. Zawsze będziemy cię kochać. Wszystko będzie dobrze.”
Mojry są wreszcie w stanie dać Maxowi ważną lekcję. Jest coś takiego jak bezwarunkowa miłość, zapytajcie tylko któregokolwiek rodzica.
Koniec...
Od autora: Bez paniki ludzie, opowiadanie pod tytułem „Those Maddling Fates” kontynuuje tą historię od tego momentu. Więc nie martwcie się, dostaniecie 15 pytań Marii do Liz i dużo więcej!
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 22 guests