T: Where It All Began [by hah]

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

Post Reply
User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

T: Where It All Began [by hah]

Post by Hotaru » Thu Jun 24, 2004 2:50 pm

Where It All Began

Author: hah
Rating: PG
Disclaimer: Roswell and all the characters belong to Jason Katims and the WB. I do not have anything to do with them. I am merely borrowing them.
Setting: AU ... the Polar Universe

Tłumacz: Hotaru
Kategoria: Polar
TN: To moje pierwsze poważne tłumaczenie. Wiem dobrze, iż ci, którzy czytali oryginał, zauważą pewne drobne nieścisłości. Mam nadzieję, iż zostaną mi wybaczone.
Orginał znajdziecie tutaj: http://www.debbiesfics.com/hah/whereitallbegan.html

"Proszę powiedzieć, jeśli pani potrzebuje czegoś jeszcze, Dr. Parker." Liz zignorowała miękki, równy głos i dotarł do niej dźwięk zamykanych za nią drzwi. Chwyciła bliżej piersi zniszczoną torbę, zawierającą większość cennych pamiątek i rozejrzała się po pokoju.

Nie mogła uwierzyć, że była właśnie tutaj, gdzie to wszystko się rozpoczęło. No dobrze, nie ten pokój. Ale tutaj, w Roswell.

Kontynuowała lustrację pokoju. Był czysty i biały i zupełnie pozbawiony charakteru; Liz znienawidziła go. Ale wiedziała, że była niewiarygodną szczęściarą, że go dostała. Mogła za to podziękować swojemu nazwisku, sławie doktora bio-genetycznej technologii. I, jeśli była uczciwa, statusowi jednej z pierwszych, którzy wiedzieli. Duże okno na innej stronie pokoju wyglądało na miasto Roswell. Liz podeszła do niego powoli, jej krok był nierówny, ponieważ opierała się przeważnie na prawym biodrze. Nawet z nowymi genetycznymi implantami, po prostu nie mogła iść tak szybko jakby była szesnastolatką.

Spacer był powolny, ale dotarła do celu. Chciała odetchnąć rodzimym powietrzem Roswell, gorącem i suchością popołudnia w Nowym Meksyku.

Liz rozglądała się chwilę, jak otworzyć okno, zanim zrozumiała, że to niemożliwe. Pokój był klimatyzowany; budowniczy nigdy nie widzieli powodu, by okna były otwierane. We frustracji, Liz oparła jej czoło na gładkim, chłodnym szkle. Dwadzieścia pięter poniżej leżało miasto Roswell, w Nowym Meksyku. Roswell, około 2065 roku. Rozrastająca się metropolia, jeden z pięciu gwiezdnych portów na Ziemi.

Liz spojrzała w dół z uczuciem smutku. To nie było Roswell jej dzieciństwa. Jej młodości. Pierwszych lat dorosłości. Co kiedyś było małym miastem, teraz było główną metropolią. Co kiedyś było traktowane jako turystyczny żart, atrakcja, było teraz uznawane za miejsce pierwszego kontaktu. Nawet miejsce spotkań w młodości zostało teraz zarejestrowane jako historyczne. Crashdown, UFO Center. Nawet granilith i komora inkubacyjna zostały wciągnięte na listę.

Widok z okna przygnębił Liz, sprawił, że czuła się staruszką. Którą była, jeśli się do tego przyznała. Miała osiemdziesiąt jeden lat, ale przez większość dni tego nie czuła. Przez większość dni patrzyła w lustro i dziwiła się kim była patrząca na nią stamtąd kobieta. Ale innymi dniami... w innych dniach czuła ciężar każdego z tych lat. Liz odepchnęła się daleko od okna i powlokła się na środek pokoju.

Nadal opierając się na prawym biodrze, Liz spoczęła na gładkiej, funkcjonalnej kanapie w centrum pokoju. Podniosła torbę na kolana. Ręce drżały kiedy ją otwierała i sięgała do środka.

Liz wyciągnęła małą oprawioną fotografię i położyła na stole. Ona sama młodsza, i Michael, wpatrzony w nią. Jej palce kochająco odrysowały jego silne rysy, zanim położyła fotografię na oprawionym w stal stoliku do kawy. Potem wyciągnęła ręcznie rzeźbione drewniane pudełko. Obce symbole i narodowe amerykańskie łączyły się w deseń na wierzchu. To był prezent od Michaela, własnoręcznie przez niego zrobiony. Kochała to pudełko tak bardzo, jak jego zawartość. Każdy list, każdy dysk video, każdy hologram, który kiedykolwiek do niej wysłał, były troskliwie schowane w środku.

Skórzana torba była prawie pusta, z wyjątkiem jednej rzeczy. Jedno co łączyło Liz z przeszłością, której szukała i której się obawiała. Liz wyciągnęła książkę, dużą, ze zniszczoną niebieską skórzaną oprawą. Wyblakłe złote litery poprzez okładkę mówiły "West Roswell High, 2002." Jej księga pamiątkowa. Księga wspomnień, zarówno dobrych jak i złych. Wydawało się jedyną właściwą rzeczą usiąść tutaj - by otworzyć zniszczoną okładkę, przeczytać inskrypcje - tutaj w Roswell, gdzie to wszystko się rozpoczęło.



Jej ręce zadrżały, kiedy otworzyła to. Liz patrzyła się na mieszaninę zapisów. Zapiski rozciągały się w każde strony białych kart. Szperała w kieszeni za okularami, wsunęła je na nos. Tak naprawdę nie potrzebowała ich; znała każde słowo inskrypcji w sercu. Każde słowo, przynajmniej, które miało znaczenie.

Imię Liz było odważnie wyryte czarnym atramentem na lewej stronie. Tylko pod tym Maria zostawiła swój wpis. To wydawało się słuszne, że jej najlepsza przyjaciółka jako pierwsza zapisała czyste strony.


Liz, Maria napisała jasnoczerwonym atramentem. Kolor wyblakł przez lata do słabej lawendy, ale pismo pozostało to samo. Tak śmiałe i zuchwałe jak kobieta, do której należało. Zrobiłyśmy to, przyjaciółko! Skończyłyśmy szkołę i jesteśmy wolne by czynć to, co chcemy! Spędziłyśmy tutaj tak wiele dobrych chwil i dzikie życie z Czechosłowakami! Najlepsze przyjaciółki na zawsze. XOXOXO, kochająca, Maria.

Liz dotknęła podpis wskazującym palcem. Maria napisała to w przededniu ukończenia szkoły. W przededniu zanim wszystko się zmieniło.

Rozpoczęło się podczas przyjęcia z okazji ukończenia szkoły w Crashdown. Maria była pierwszą, która dowiedziała się. Stawiła czoło Michaelowi i Liz na zapleczu kawiarni podczas przyjęcia. Żaden z nich nie był w stanie wymyślić jakąś dobrą wymówkę, by jej powiedzieć i Maria obserwowała ich wewnętrzną walkę by znaleźć cokolwiek, cokolwiek by jej powiedzieć.

Twarz Marii wyrażała ból, widok, który prześladował Liz wciąż. Spoliczkowała Michaela; uderzenie, któremu on stawił czoła bez wahania, jego twarz była stoicka, jak zawsze, tylko jego oczy były jedynym świadkiem bólu. Liz zbierała siły na jej uderzenie, ale to, co zrobiła Maria, było gorsze. Ona tylko patrzyła się na Liz, łzy spływały po jej twarzy, jej oczy wypełniały setki uczuć. Liz znała większość z nich. Ból, odraza, zakłopotanie, gniew. Maria tylko patrzyła się na nią. I nagle wybiegła z kawiarni, drzwi zatrzasnęły się za nią.

Liz była chora po odejściu Marii. Fizycznie chora. Michael trzymał ją, głaszcząc jej włosy, kiedy ona zwymiotowała, wielokrotnie. On pocieszał ją i stał przy niej, kiedy inni przyszli na zaplecze, zastanawiając się, co zdenerwowało Marię. I wówczas oni wszyscy wiedzieli. To był koniec wszystkiego. I, moment w którym rozpoczęło się wszystko.

Maria nigdy nie odezwała się do niej. Liz nie potępiała jej, nie naprawdę. Ale ona tęskniła za jej najlepszą przyjaciółką w każdym dniu swojego życia. Alex utrzymywał z nią kontakt. Kiedy miał jakieś wieści lub plotki z gazet. Maria była piosenkarką. Najpierw, w zadymionych salonach Las Vegas. Potem, tournee po małych klubach. I po pierwszym kontrakcie, kiedy jej talent został odkryty, Maria wreszcie dotarła do wielkiej ligi - nagrania, koncerty, wywiady. Osiągnęła sukces. Po kilku latach sława Marii opadła. Liz dowiedziała się, że ona poślubiła Brody'ego - który nigdy zupełnie jej nie zapomniał - i założyła rodzinę.



Liz otarła łzy z jej oczu, używając rękawa jej czarnej sukienki i zmusiła się, by spojrzeć dalej na dół strony. Alex wpisał się nieco niżej. Odwrotnie, oczywiście, co było jego bardzo charakterystyczną cechą. Jego wiadomość była starannie zapisana.

Liz - dziękuję za bycie moim przyjacielem przez te wszystkie lata. I za wciągnięcie mnie do tej wielkiej przygody. Powodzenia we wszystkim. Zawsze będę tutaj, jeśli mnie potrzebujesz. Alex.

Alex był prawdziwy w swoich słowach po scenie w Crashdown. Pobiegł za Marią tej nocy, ale Liz nie potępiała jego. Maria potrzebowała go bardziej w tamtym momencie niż Liz. Ale on nie zrezygnował z jej przyjaźni, tak jak to zrobiła Maria. Alex był oparciem dla Liz i Michaela w tych ciężkich dniach po ukończeniu szkoły. On nigdy nie zadawał pytań, akceptując to, co Liz chciała mu przekazać. W końcu opowiedziała mu całą historię, jej serce rozrywało się jak bardzo raniła ludzi, których kochała. Alex wziął ją w swoje ramiona i trzymał kiedy płakała.

Liz otarła kolejną łzę z oka. Alex myślał, że przygoda skończyła się wraz z ukończeniem szkoły, ale nie mógł się bardziej mylić. Dzień w którym włamał się do komputera panny Topolsky był jego początkiem. Pod koniec collegu, przyszło FBI, które chciało go zrekrutować. Mieli oko na jego komputerowe umiejętności przez lata. Przyjął ich warunki i przez kilka lat był ich głównym graczem w specjalnym wydziale. Ostatecznie, on wycofał się i stworzył własny biznes jako specjalista od zabezpieczeń komputerowych. Jak ona sama i Maria, Alex także odnosił korzyści z rozgłosu bycia w tym przez początkowe lata. Nadal utrzymywała kontakt z nim; wakacyjne listy, spotkania każdego roku. Alex był jedynym który utrzymywał z nimi kontakt spośród tych, którzy byli tutaj gdzie to się rozpoczęło.

Jej palce bawiły się chwilę, jak Liz usiłowała uchwycić krawędź strony. W końcu odwróciła to i skupiła swój wzrok na inskrypcji wysoko, w prawym rogu. To był zapis Maxa. Kolejny z tych, które groziły zasypaniem jej minionymi emocjami, za każdym razem kiedy je czytała.

Liz Parker, Max napisał spokojnie, kontrolując jego pismo. Od momentu, kiedy wyszedłem z autobusu, wiedziałem że byłaś ważną częścią mojego życia. Nigdy nie zacząłem żyć do tamtego dnia w Crashdown. Myśl o moim życiu bez ciebie przeraża mnie. Uczyniłaś mnie tym, kim jestem. Kochający, Max.

Jej serce ścisnęło się kiedy czytała i czytała zapis Maxa. Nie mogła myśleć o nim bez uczucia bólu i winy atakujących ją. Dzień w którym uratował jej życie w Crashdown był momentem, w którym to się rozpoczęło. Nie mogłaby nigdy, kiedykolwiek spłacić jego. Ale w pewnych chwilach, kiedy ból odgrażał się jej zniszczeniem, zastanawiała się czy może nie byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby tego nie zrobił.

Liz wstrząsnęła się na te myśl; nie mogłoby być, że ona pragnęła zmieniać to dziś. Zamiast tego ona myślała o Maxie. Był dobrym człowiekiem, mogłaby mieć jego, jeśli zechciała, kochałaby go gdyby nie poznała Michaela.

Po scenie w Crashdown, kiedy ona i Michael zniszczyli Marię, Liz zbierała siły dla jednakowo bolesnej sytuacji z Max. Tak się nie zdarzyło. Zamiast wybuchu, Max zamknął się, pieczętując wszystkie swoje uczucia w sobie. Powiedział, że zrozumiał. Powiedział że przebaczył Liz kochanie kogoś jeszcze. Powiedział że przebaczył Michaelowi kochanie Liz. Nie oszalał albo płakał albo krzyczał. Stał się chłodny i opanowany i skupił się zupełnie na spełnianiu jego przeznaczenia.

Zamiast pójść do collegu, Max wybrał swoją własną drogę. Użył wszystkich dostępnych dla niego zasobów UFO Center i ścigał każdy ślad, każdy skrawek informacji, którą zdobył. Jego wytrwałość opłaciła się, pięć lat po ukończeniu szkoły. Max odkrył drogę do domu, wynegocjował pokój z uzurpatorem i przygotował się do ponownego budowania cywilizacji jego ludzi w tym dalekim zakątku wszechświata, gdzie to się wszystko rozpoczęło.

Boże, co to był za zwariowany czas. Max ujawnił publicznie swoją tożsamość, jak również te Michaela, Isabel i Tess. Chciał stworzyć kontakt miedzy dwoma społeczeństwami. I chciał wziąć ze sobą doradcę z Ziemi. Częścią warunków jego powrotu było obalenie monarchii.. Zamiast tego on planował wprowadzić demokrację. Kraj, nie, planeta miotała się w poruszeniu; Roswell nagle stało się czymś więcej niż turystyczną pułapką, którą odwiedzano i śmiano się z niej. Obcy faktycznie żyli tam. Pierwszy kontakt został nawiązany. I Królewska Czwórka w końcu wróciła do domu.



Liz walczyła ze wspomnieniami trudnych lat bez Michaela. Właśnie zaczęła podyplomowe studia kiedy Max ogłosił swój komunikat. Tylko Królewska Czwóka została zaproszona do powrotu. Ich powrót do domu był oczekiwany przez dziesięciolecia. Michael był rozerwany między miłością do niej i obowiązkiem wobec domu, którego zawsze szukał. Liz pocałowała go i obiecała, że będzie w porządku, że byłaby tak zajęta pracą nad jej doktoratem, że to jest doskonały czas dla niego, by pójść. Wiedziała, że nie miała prawa powstrzymywać Michaela od odkrywania jego przeznaczenia. Więc Michael odszedł z Max i Isabel i Tess. I Liz studiowała ciężej niż zwykle.



Liz z powrotem zwróciła uwagę do księgi pamiątkowej. Jej palce znalazły upragnioną stronę łatwo; grzbiet pękł i był zniszczony w kilku miejscach. Podczas ich ostatniego szkolnego roku, Isabel została nazwana Homecoming Queen, zdobywając tym samym swoją kolorową fotografię w księdze. Isabel wybrała to miejsce by wpisać się. Liz uśmiechnęła się we wspomnieniu oszałamiającej kobiecej próżności. Ale jej urywek tekstu był całkowicie z głębi serca.

Liz Parker... Nie sądzę, że byłybyśmy kiedykolwiek przyjaciółkami gdyby nie mój brat, ale cieszę się, że teraz nimi jesteśmy. Posiadanie przyjaciół, którzy znają prawdę o tobie czyni to więcej niż domem dla mnie. To jest dom, obojętnie skąd my oryginalnie jesteśmy. Dziękuję za bycie tutaj kiedy my, ja, potrzebowaliśmy cię. Isabel.

Dla Isabel plany powrotu były trudniejsze niż dla kogokolwiek innego. Była równie zdesperowana jak inni by dowiedzieć się więcej o tym, gdzie to wszystko się rozpoczęło, ale kiedy wreszcie otrzymała szansę by dowiedzieć się więcej, jej największą obawą było czy Evansowie wciąż będą ją kochać. Oni kochali, chociaż państwo Evans byli zasmuceni kiedy zrozumieli, że ich dzieci myślały, że jest konieczność ukrywania tego przed nimi. To było zalane łzami odejście, według sprawozdań wiadomości, przed którymi Liz była niezdolna uciec.

Isabel pozostała tylko tak długo, jak to było konieczne. Jak bardzo kochała całą tę popularność w szkole średniej, tak uciekała jak najdalej od niej w nowym świecie. Witana jako jedna z powracającej rodziny królewskiej albo jako przyczyna zawziętej wojny domowej, była stale ścigana przez media. Kiedy zaoferowano jej szansę powrotu na Ziemię, Isabel skwapliwie z niej skorzystała.

Wróciła do Roswell zdeterminowana by spędzić czas z ludźmi których uważała za swoją prawdziwą rodzinę. Wprowadziła się po sąsiedzku do Evansów, i spędzała tam większość czasu. Z powrotem gdzie to wszystko się rozpoczęło. Isabel nadal próbowała unikać rozgłosu. kiedy okazało się to niemożliwe, postanowiła opowiedzieć historię z własnego punktu widzenia. Jej książka, "An Alien Among You", stała się międzynarodowym bestsellerem. Liz miała gdzieś egzemplarz z autografem. Ona i Isabel utrzymywały kontakt, więcej, Liz była pewna, z powodu Michaela niż czegokolwiek innego. Michael był częścią życia Isabel i ona, Liz, była częścią jego.



Liz przekartkowała resztę księgi pamiątkowej, aż doszła do przedostatniej strony. Uśmiechnęła się przez łzy, które zamgliły jej oczy. Jedyne prawdziwie szczęśliwe zakończenie w tym wszystkim. Oboje Tess i Kyle podpisali tę stronę. Najbardziej nieprawdopodobna para jaką Liz mogła sobie wyobrazić którą byli. Gdzie się to wszystko rozpoczęło, nikt nie był naprawdę pewny. Wydawało się, że gdzieś po Bożym Narodzeniu podczas ich przedostatniej klasy. Kyle i Tess krążyli dookoła siebie przez miesiące; i wówczas, jednego ranka, było inaczej. Trzymali się za ręce, uśmiech w oczach dla drugiego, pokazując ich miłość w mało miliony dróg, których Liz i Michael nigdy nie mogli uczynić.

Liz, napisała Tess, jej pismo było zakręcone jak jej loki. Wiem, że wszystko miedzy nami zaczęło się naprawdę źle i za to wszystko zawsze będę przepraszać. Musisz wiedzieć, że teraz nie jestem twoją konkurentką do Maxa. Cieszę się, że mamy szansę być przyjaciółmi. Kochająca, Tess.

Wpis Kyle'a był tylko poniżej wpisu Tess. Parker... Wciąż myślę, że mogliśmy być świetną parą. Ale teraz mam Tess. Powodzenia we wszystkim. I pamiętaj, Budda powiedział, towarzystwo ciężkie. Haha, Kyle.

Liz uśmiechnęła się na wspomnienie czasów kiedy ona i Michael dołączyli do Tess i Kyle na obiedzie. Inna para powstała kiedy wszystkie inne rozpadały się. Tess poparła Liz, przypominając jej, że ona poszła za głosem serca, kiedy Kyle dodał, że nigdy nie zrozumiał co ona widziała w Maxie tak czy owak.

Kyle i Tess. Tess i Kyle. Pobrali się zaraz po szkole średniej, ku konsternacji i potem wielkiemu zachwytowi Szeryfa Valentiego. Na ślubie, uroczej buddyjskiej ceremonii, był dumnym ojcem, ojczymem i teściem, wszystko zmieniło się w jedno. Tess i Kyle zostali rozdzieleni na krótko kiedy ona podróżowała do domu, ale ona nie mogła być daleko, kiedy Isabel wróciła. Tess, chociaż, nie uciekała od rozgłosu. Max wyznaczył ją, razem z Kyle'm, ambasadorem na Ziemi. Dwójka pracowała doskonale razem. Tess, kosmita który był trochę człowiekiem i Kyle, człowiek który był trochę kosmitą.

Małżeństwo było wciąż trwałe. Tess i Kyle byli otoczeni kochającymi dziećmi i wnukami. Narodziny ich pierwszego dziecka, syna, Jamesa Michaela Valentiego, były sensacyjnym wydarzeniem w obu światach. Pierwsze narodziny dziecka człowieka i kosmity. Zapoczątkowano nową falę zmian. Gdzie to wszystko się rozpoczęło.



W końcu Liz zajrzała na ostatnią stronę. Stronę której oczekiwała. Lękała się. Jedyna strona w księdze pamiątkowej, która naprawdę znaczyła dla niej wszystko. Ostatnia strona była stroną Michaela. Podpisał się ostatni, po każdym ze szkoły, ponieważ nie chciał by ktokolwiek inny to widział.

Zanim poznała Michaela, zanim pokochała, oczekiwałaby, że napisałby pierwszy jakiś dowcip lub cokolwiek jednakowo młodzieńczego, jeśli podpisałby to w ogóle. Ale tak nie zrobił. Jego strona nigdy nawet nie została zapisana. Ostatnią stronę wypełniały proste linie dwóch rąk. Ich rąk. Palce splotły się, połączone razem do wieczności. To był najbardziej poruszający rysunek jaki kiedykolwiek widziała. Ale to nie było wszystko. Michael uczynił coś z papierem, coś na poziomie molekularnym, więc kiedy ich dłonie tego dotknęły, to zapałało. Tylko kiedy robili to razem.

Palce Liz podążały delikatnie przez rysunek, obserwując jak miękki ogień skrzy się pod jej palcami. Michael. Jej przyjaciel, jej kochanek, jej mąż. Nigdy nie była całkiem pewna, gdzie to się wszystko rozpoczęło. Jej zaginiony pamiętnik, Ulysses, jego tajemnicza choroba. Wszystko co Liz wiedziała to to, że ona nigdy nie chciała, by to się skończyło.

Pobrali się tuż przed jego odejściem na ojczystą planetę, cicha ceremonia, ale związała ich razem nieodwołalnie. Michael przybrał jej nazwisko, Parker, ponieważ Guerin był tylko nazwiskiem, które nadał mu system. Parker sprawiło, że czuł się jakby przynależał, jakby był częścią rodziny. Jej rodzice zaakceptowali go, nie zadając żadnych pytań. I kiedy on odszedł, Liz rzuciła się na swoje studia.

Michael odszedł z Maxem na pięć długich lat. Kontaktował się z nią dzięki technologii bardziej zaawansowanej niż cokolwiek na Ziemi. Technologii, która nie wymagała przejmowania ciał niczego nie podejrzewających posłańców, Liz myślała ze słabym uśmiechem, wspominającej dawne dni z Brodym.

Michael wrócił na czas by zobaczyć Liz kończącą jej doktorat, z tytułem naukowym na nowym polu bio-genetycznej technologii. To była dziedzina, która zafascynowała ją od ich spotkania z pałającymi niebieskimi kryształami gandarium w szkole średniej. Michael poderwał ją wysoko po uroczyści i powiedział jej jak dumny on był i jak bardzo on ja kochał. I wówczas on poprosił ją by wróciła z nim do jego rodzinnego świata. Wciąż było tam kilka spraw, które wymagały jego uwagi i on uzyskał dla niej gwarancję pracy i badań na najlepszym uniwersytecie, jaki mieli. Liz skwapliwie skorzystała z szansy.

Z powodu tego kim był Michael, z powodu tego, kim była ona, często uczestniczyli w państwowych obowiązkach z zadziwiającą regularnością. Kiedy Liz studiowała na Ziemi, Michael i Max powoli odbudowywali szacunek, który mieli wcześniej dla siebie. Kiedy Liz przyjechała, stare napięcia ponownie wypłynęły. Troje z nich zignorowało gorzkie uczucia jak tylko mogli. I, z upływem czasu, stawało się to łatwiejsze.

I, po kilku latach, po odbudowaniu większości, Liz i Michael wrócili na Ziemię. Max trwał sam. Zamknięty, ciężko pracujący, skupiony Max. Zbawca świata. Liz wybrała z propozycji badania na uniwersytecie, podczas gdy Michael kontynuował pomoc dla Maxa, włączając lub nie planetę.

Liz nigdy nie była w stanie wyobrazić sobie napięcia między Michaelem i Maxem, kiedy wszystkie hybrydy były w drodze powrotnej do domu. Dodaj do tego horror wielodekadowej wojny domowej i wszystkie problemy w grupie i to po prostu musiało być straszne. Michael nigdy nie opowiadał, co się zdarzyło w tych pierwszych latach z dala od niej. I Liz nigdy nie pytała. Nauczyła się wcześniej akceptować tę stronę ich relacji. Cichą stronę. Stronę, która prowadziła do poznania prawdy, do znalezienia odpowiedzi, do pokuty, Więc Liz nic nie mówiła, zaledwie mocno powstrzymując się i starając się pożyczać jemu siłę do walki z jego demonami, kiedykolwiek tylko jej pozwolił.



Liz dotknęła połączonych dłoni jeszcze raz i zamknęła księgę pamiątkową. Łzy teraz spływały niepowstrzymanie po jej twarzy, kiedy wspominała ostatniego demona, wobec którego stanął Michael. Jego ciało, jego nieszczęśliwe zniszczone ciało, zawiodło. Przeżył długie życie, osiemdziesiąt jeden lat, i Liz spędziła z nim większość tego czasu. I wciąż złorzeczyła przeciwko losowi, walczyła by rozwinąć nowe technologie które mogłyby zatrzymać jego powolny upadek. Ale ona zawiodła. Nie ona, nawet nie ona, sławna Dr. Liz Parker, była bezsilna w powstrzymaniu jego odejścia.

Michael - jej przyjaciel, jej kochanek, jej mąż - był pierwszym z Królewskiej Czwórki, który umarł. Był opłakiwany przez dwa światy i jedną żonę. Wczorajszy memoriał był doniosłym wydarzeniem, omawianym przez wszystkie stacje, obserwowanym przez miliony. Tego popołudnia Liz pragnęła pochować jego obok reszty jej rodziny. Pochować go tutaj w Roswell. Gdzie się to wszystko rozpoczęło.

Koniec
Last edited by Hotaru on Thu Aug 12, 2004 2:08 pm, edited 3 times in total.
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Thu Jun 24, 2004 3:27 pm

Hotaru jesteś wielka! Kiedy czytałam to opowiadanko w oryginale, zamrzyło mi się, żeby przeczytać je po polsku, ale sama nie chciałam tego tłumaczyć (za dużo na głowie, nie ten nastrój itd.)... I dzisiaj wchodzę na Twórczość i jestem mile, ba niesamowicie mile zaskoczona. Chce ci podziękować za to, że umożliwiłaś mi oraz tym, którzy nie przeczytali jeszcze tego opowiadanka, smakowanie się niepowtarzalnym klimatem. Powinno mi być smutno po przeczytaniu "Where it all began", ale jakoś nie jest... i sama nie wiem dlaczego... Jeszcze raz dziękuję ci Hotaru :cmok:
Image

User avatar
Liz16
Fan
Posts: 534
Joined: Fri Apr 16, 2004 9:10 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by Liz16 » Thu Jun 24, 2004 3:55 pm

_liz wrote:Hotaru jesteś wielka!....
Jak najbardziej się z tym zgadzam. To opowiadanie jest piękne, nei czytałam orginału, ale jestem pewna, że oddałaś jego atmosferę jak najlepiej. Czytająć to aż łezka mi się w oku kręciła. Bardzo piękne opowiadanie. Ja też Ci dziękuję za to opowiadanie :cmok:
Image

User avatar
Liz_Parker
Zainteresowany
Posts: 301
Joined: Sat Aug 16, 2003 11:23 pm
Location: z Sanoka
Contact:

Post by Liz_Parker » Thu Jun 24, 2004 7:31 pm

Wspaniałe jest to opowiadanie!! Gdzie mogę znaleźć oryginał?? Zgadzam się z moimi przedmówczyniami - HOTARU JESTEŚ WIELKA I WSPANIAŁA!!!!!
"I Have Promises To Keep, And Miles To Go Before I Sleep." ROBERT FROST
"So That's The End. Our Life In Roswell. What A Long Strange Trip It's Been"
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Thu Jun 24, 2004 7:55 pm

A mnie jakoś dosadnie nie zachwyciło :roll: . Pewnie dlatego, że czytałam oryginał już jakiś czas temu, a teraz tłumaczenie to nie to samo 8) Owszem ładne opo, trochę smutne, nastrojowe, takie jakie lubię... podobało mi się, ale nie jakoś przesadnie.
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Thu Jun 24, 2004 10:37 pm

A ja mam dziwne odczucia w zwiazku z tym opowiadaniem :roll: , czytam, czytam i cały czas coś we mnie rośnie, a gdy czytam ostatnie zdanie i słowo "Koniec" to jakoś tak wszystko opada i pozostaje jakby niedosyt :roll: .
Czytaj między wierszami...

User avatar
Liz_Parker
Zainteresowany
Posts: 301
Joined: Sat Aug 16, 2003 11:23 pm
Location: z Sanoka
Contact:

Post by Liz_Parker » Thu Jun 24, 2004 11:12 pm

Masz rację Aras. To, że opowiadanie mi się podoba, wcale nie oznacza tego, że koniec jest dziwny. Gdzie jest oryginał?
"I Have Promises To Keep, And Miles To Go Before I Sleep." ROBERT FROST
"So That's The End. Our Life In Roswell. What A Long Strange Trip It's Been"
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Fri Jun 25, 2004 8:34 am

O, dokładnie, to, co napisała aras. Niedosyt. Ale... podobało mi się. Nawet bardzo. Żal mi trochę Marii, w końcu to chyba normalne :wink:
Dzięki Hotaru :D
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Fri Jun 25, 2004 9:36 am

Dodałam link do oryginału - jest w pierwszym poście.
Image

User avatar
Liz_Parker
Zainteresowany
Posts: 301
Joined: Sat Aug 16, 2003 11:23 pm
Location: z Sanoka
Contact:

Post by Liz_Parker » Fri Jun 25, 2004 12:46 pm

Właśnie. Mi w tych wszystkich Polarkach żal jest najbardziej Marii (no i po części Maxia). Może dlatego lubię bardzie konwencjonalne pary. :P:P:P
"I Have Promises To Keep, And Miles To Go Before I Sleep." ROBERT FROST
"So That's The End. Our Life In Roswell. What A Long Strange Trip It's Been"
Image

User avatar
Liz16
Fan
Posts: 534
Joined: Fri Apr 16, 2004 9:10 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by Liz16 » Fri Jun 25, 2004 2:34 pm

Zgadzam się z tobą Liz_Parker, nic nie pobije(oczywiście jak dla mnie pary Liz&Max). Ale muszę przyznać, że zaraz za nimi, ciutkę dalej jest Liz&Michael i Liz&Kivar :D
Image

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Fri Jun 25, 2004 5:11 pm

Hotaru śliczne opowiadanie wspaniale przetłumaczone. Pamiętam, że czytałam je kiedyś w oryginale, ale z chęcią przeczytałam je jeszcze raz.
Image

User avatar
Liz_Parker
Zainteresowany
Posts: 301
Joined: Sat Aug 16, 2003 11:23 pm
Location: z Sanoka
Contact:

Post by Liz_Parker » Fri Jun 25, 2004 5:54 pm

Liz & Kivar... Ciekawe połączenie :P:P Liz i Max mają swoją jedyną w swoim rodzaju magię. Tak jak i Isabel i Alex.
"I Have Promises To Keep, And Miles To Go Before I Sleep." ROBERT FROST
"So That's The End. Our Life In Roswell. What A Long Strange Trip It's Been"
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Fri Jun 25, 2004 8:10 pm

A więc skończyłaś Hotaru...Jak rozumiem, to Twoje pierwsze przełożone opowiadanie. I wcale nie było proste. Potwierdza się pewna prawidłowość. Polarki najlepiej tłumaczą polarkowe opowiadania. Dreamerki swoje, bo po prostu lepiej je czują i podchodzą do niego z sercem.
Mam jednak wrażenie, że tekst oryginalny Cię ograniczał, że trochę się z nim męczyłaś, że wolisz tworzyć sama swoje własne opow, bo tam wyobraźnia podpowiada to co lubisz a wtedy słowa wypływają lekko i swobodnie.
Dzięki za przybliżenie Where It All Began, które jest piękne, nostalgiczne i bardzo ciepłe :D
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sat Jun 26, 2004 11:38 am

Jak zgadłaś, Elu? Owszem, zgrzytałam zębami przy oryginale, czasem nad doborem słów autorki, czasem nad tym, że sama nie potrafię ich znaleźć. Zawsze najgorsza jest świadomość: wiem, co to znaczy, ale jak to powiedzieć, napisać, żeby powstało coś chociaż przybliżonego do oryginału? Kiedy pierwszy raz siadłam do tłumaczenia, mój podziw dla tłumaczy ff jeszcze bardziej wzrósł :respect: . To nie tylko napisanie ff niemal od początku. To napisanie czegoś pod rygorem. I chyba właśnie dlatego trzeba czuć opowiadanie, by je tłumaczyć - czyli według twojej zasady, polarki polarkowe, dreamersi dremerowe opowiadania. Ale masło maślane
:roll:
Jak rozumiem, to Twoje pierwsze przełożone opowiadanie.
W całości - tak. Pisałam o tym wcześniej. Jedyne, za co wcześniej się wzięłam, ale nigdy nie skończyłam było You Were There, które notabene, jest teraz tłumaczone przez inną fankę polarków.

Nan marzy się antalogia RosDeidre i całkiem dobrze ją rozumiem. Mnie również marzy się Winter&Summer Solstice po polsku. I powtarzam po raz dziesiąty/dwudziesty :wink: - nie od razu zbudowano Rzym, nie wezmę się na razie za te perełki. WS to dla mnie świetość. Nie chcę zepsuć opo brakiem umiejętności. Nie wpadając w fałszywą skromność, co nieco mi jeszcze ich brakuje. Ale z takim celem przed oczyma człowiek się rozwija :cheesy: Gdyby ktoś mi powiedział przed rokiem, że przetłumaczę angielskojęzyczne opowiadanie i w dodatku poddam je pod waszą druzgocącą :wink: krytykę, pomyślałabym, że miał bliskie spotkanie z Dr. Lecterem.

Przeczytałam już kilka innych opowiadań hah, ale na razie się nie skuszę na ich tłumaczenie. Na stronie, gdzie można znaleźć WIAB jest indeks autorów, tam można odnaleźć jej dzieła... Dorwałam za to gdzieś jednostronicowe The Gost Of You. Ciekawa konwencja :))
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 27 guests