Ruchome piaski
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
[quote:3c4b482fdc]Chyba w jego wnętrzu coś się ruszyło...jeszcze nie znacznie, ale zawsze coś[/quote:3c4b482fdc]Dokładnie. Zresztą na tym polega to opowiadanie. Na zmianach. Ale kto powiedział, że będą to tylko zmiany Kivara... Galadrielu mam nadzieję, że para Traitors zajmie należyte miejsce na twojej liście, ale mimo to królować będą polarki
Część piąta
Część piąta
swietne opowiadanie... heh..chyba powoli zaczynam przekonywac sie do pary Liz&Kavar... a tak swoja droga to _liz nie wiem jak ty to robisz, ale twoje opowiadania dostarczaja czytelnikowi całych pokładow najrozniejszych emocji ... na poczatku myslalam ze tylko ja tak reaguje ale dla sprawdzenia namowilam kolezanke (w prawdzie nie ma bzika na punkcie roswell ale ogladala wiec wie o co chodzi ) do przeczytania paru twoich opowiadan i okazuje sie ze nie tylko ja tak mam...
_liz NIESAMOWITE OPOWIADANIE Muszę przyznać, że chyba pierwszy, może drugi raz czytam ff o Liz i Kivarze. Jakoś wcześniej nie pchało mnie do tego, ale po takim opowiadaniu, a zwłaszcza po tej części, chyba się to zmieni, szczególnie jeśli będą to twoje dzieła. Poprostu świetne opowiadanie...a te momenty w tej mrocznej sali, kiedy Kivar rozmawiał z Liz....poprostu miodzio. Było w nich coś mrocznego, ale zarazem.......(no i tu brakuje mi słowa).Mam nadzieję, że następna część pojawi się szybko
Zgadzam się ze wszystkimi komentarzami tego opowiadania. Jest wspaniałe. Aż nie wiem co napisać. No Khivar(chyba dobrze napisałam) chcąc nie chcąc coś do Liz już czuje. Może narazie coś malutkiego, ale zawze coś. A i ona nie jest gorsza Powiem ci szczerze, że jak się czyta to opowiadanie to aż ciarki przechodzą po plecach
- usmiechnieta
- Gość
- Posts: 35
- Joined: Thu Mar 25, 2004 2:39 pm
- Location: z 7-go Wymiaru (przedostatnie drzwi na lewo w Tęczowym Korytarzu)...
- Contact:
Siuper!
No, mam nadzieję... Fajnie byłoby, gdyby Liz też się zmieniła i nabrała więcej pewności siebie... Gdyby zorientowała jaką według Kivara jest bronią i zaczęła to wykorzystywać, stało by się z pewnością ciekawie... A to wszystko okraszone magią stworzoną przez _liz... Mniam!Oj... nie mogę doczekać się następnej części....Dokładnie. Zresztą na tym polega to opowiadanie. Na zmianach. Ale kto powiedział, że będą to tylko zmiany Kivara...
Największą sztuką w życiu
Jest umieć śmiać się zawsze i wszędzie,
Nie żałować tego, co było
I nie bać się tego, co będzie.
***
I'm POLAR!!!
Jest umieć śmiać się zawsze i wszędzie,
Nie żałować tego, co było
I nie bać się tego, co będzie.
***
I'm POLAR!!!
[quote:0edde3a73f="_Liz"]Galadrielu mam nadzieję, że para Traitors zajmie należyte miejsce na twojej liście, ale mimo to królować będą polarki[/quote:0edde3a73f]Polarki zawsze na pierwszym miejscu. A para Traitors zajmuje drugie miejsce.[quote:0edde3a73f="_Liz"]- Czujesz... ? odgarnął pasemko, które złośliwie przesunęło się na jej policzek i założył jej za ucho ? Czy kiedy jesteś z nim, serce bije ci znacznie szybciej? Aż masz wrażenie, że wyskoczy w twojego ciała? ? zapytał miękko i przesunął się za nią, dotykając opuszkami jej pleców ? Czy brakuje ci oddechu, gdy na ciebie patrzy? ? wyszeptał pytanie w jej drugie ucho, przesuwając opuszki po jej szyiUśmiechnął się sam do siebie, gdy poczuł jak jej ciało drży, a mięśnie napinają. Wiedział, ze się boi, ale inaczej niż ostatnio. Tym razem bała się reakcji własnego ciała na jego obecność i jego głos. Jeszcze nie spotkał się z czymś takim. Nie podejrzewał nawet, że ta niepozorna dziewczyna może mieć w sobie zasób emocji, które burzą jej wewnętrzną harmonię. Podobało mu się to. Nie tylko ze względu na to, że zyskiwał nad nią przewagę i że wiedział jak osłabić jej ciało i umysł. Podobało mu się, że tak reaguje na jego obecność i że robi to nieświadomie, czyli wszystko wypływa z jej wnętrza. Przesunął palce wzdłuż jej ramienia i zatrzymał się tuż przed nią.- Czy będąc z nim czujesz strach? ? jego opuszki dotknęły jej policzka ? Taki przyjemny strach. ? uniósł jej twarz ku górze, tak aby spojrzeć w jej oczy ? Czy myśli o nim cię przerażają czasami, a potem przynoszą ukojenie? ? jego kciuk musnął jej usta ? Czy boisz się, że gdy go zabraknie, umrzesz?[/quote:0edde3a73f]To było świetne. Liz zaczyna się zastanawiać czy kocha Maxa czy może jest to tylko wdzięczność za uratowanie życia. No i powoli zaczyna się interesować Kavarem. I wcale się jej nie dziwię.
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
No własnie nie znam nic oprócz Gaudicii... hmmm... ale poszukam_Liz znasz może jakieś inne opowiadania o parze Traitors
VI
Wrota trzasnęły, powodując, że drobne ciało dziewczyny podskoczyło w miejscu. Ale nie odwróciła się, wciąż tkwiła w miejscu, wpatrując się w czubki własnych butów. Tymczasem mężczyzna wybiegł na opustoszały korytarz. Zacisnął pięści, mając ochotę w coś uderzyć. Nie miał jednak takiej możliwości. Obrócił się i spojrzał na potężne wrota, za którymi stała ziemianka. Jej obraz w zawrotnym tempie do niego powrócił, powodując zachwianie równowagi i mdłe uczucie w żołądku. Zacisnął powieki i skręcił w stronę schodów. Zbiegał po nich jak szalony, nie przejmując się tym, ze może to doprowadzić do złamania karku. Teraz liczyła się tylko ucieczka. Jak najdalej stąd, jak najdalej od niej i od tego przeklętego uczucia, które w nim się pojawiło. Ciemne korytarze ze zdumieniem wyciągały macki swoich cieni w jego stronę, chcąc ułagodzić ból, ale nie potrafiły. Nic nie potrafiło go teraz uspokoić. Skręcił w główny hall i przyspieszył krok. Kierował się w stronę ogrodów. Nie umiał sobie poradzić z tym drażniącym strachem. Nie był to typowy strach, kiedy ktoś się kogoś boi, boi się o swoje życie czy o kogoś innego. To było inne. Bardziej ulotne. Nakłuwało go drobniutkimi igiełkami. To był strach przed zmianami, przed tym, że dziewczyna może mieć na niego jakiś wpływ. A tego nie chciał. Nie chciał być pod niczyim wpływem ani niczemu się poddawać. To mogłoby oznaczać przywiązanie, które bezpośrednio wiązało się z czuciem. A on przecież nie czuł... Do tego drażniła go wiedza, że to wszystko przez zwykła ziemską istotę, która nawet nie posiadała odpowiednio rozwiniętej inteligencji. Nie miała w sobie nic, co mogłoby go przekonać o jej wyższości nad kimkolwiek, a już tym bardziej nad nim. Powracało tylko zdanie wypowiedziane przez siostrę, że Liz używa innej broni, którą może go pokonać. Nie znał tej broni, a raczej już nie chciał znać. Przestał się nią posługiwać dawno temu. Uczucia wykasował z zasobu danych zakodowanych w umyśle. Skręcił w labirynt ciemnych żywopłotów, chcąc się w nich zgubić i już nigdy nie odnaleźć. Trafił w półkolisty zaułek z ławką. Na ławce siedziała jego siostra. Przystanął, spojrzał na nią, a potem drgnął, chcąc zmienić kierunek i znów uciec.
- Co się stało? – łagodny głos zatrzymał go
Dziewczyna wstała i powoli, ostrożnie zbliżyła się do brata. Wolała nie wykonywać gwałtownych ruchów, tak jak to się robi w pobliżu dzikich zwierząt. Nie chciała go bardziej rozdrażnić ani sprowokować do ataku czy wręcz przeciwnie do ucieczki. Stał w miejscu i nie patrzył na nią. Widziała tylko jak wszystkie jego mięśnie napinają się do granic wytrzymałości, przyspieszony oddech miesza się z wrząca furią, a pięści zaciskają się. Stanęła przed nim i niepewnie zerknęła na jego twarz, w jego oczy. Krok w tył.
- Co ci zrobiła? – zapytała z niepokojem, jakby Liz nagle stała się krwiożerczą i okrutną morderczynią
Kivar zamknął oczy i potrząsnął głową. Nie chciał sobie tego przypominać. Właściwie nic mu nie zrobiła, a jeśli nawet, było to zupełnie nieświadome. A mimo to winił ją za to, że wszystko w nim zaczęło ożywać.
- Skąd pomysł, ze coś zrobiła? – zakpił, chcąc wszystko ukryć
- Twoje oczy. – powiedziała Serena – Nigdy nie były tak... żywe. Poza tym jesteś znerwicowany. – dodała szybko
Miała rację. Jego nerwy były w strzępkach a on nie umiał tego poskładać i się opanować. To już nie było cucenie w nim wspomnień i przywoływanie pamięci o zapomnianej dziewczynie. Teraz wszystko kręciło się wokół ziemianki. Tylko i wyłącznie. Przed oczami ponownie ujrzał jej odchyloną głowę, przymknięte powieki, rozchylone usta, drżenie ciała... Wzdrygnął się, uświadamiając sobie, że znów myśli o niej tak, jak nie powinien.
- Dość! – warknął i odwrócił twarz – Nic się nie zmieniło. Nie mogło!
- A jednak. – siostra wciąż drążyła temat – Ostrzegałam cię. Ona potrafi zmieniać innych i to w nietypowy sposób...
- Nie. – przerwał jej – Nie zmieniła mnie.
- Możliwe. Ale już się boisz, że możesz się zmienić. – powiedziała i podeszła bliżej – To cię przeraża. Że przy niej zaczynasz się zmieniać. Zaczynasz czuć...
- Ha! – zakpił i cofnął się – Ja nic nie czuję i nie będę. I zwykła Ziemianka tego nie zmieni!
Obrócił się na pięcie i szybkim krokiem odszedł, wmawiając sobie nieustannie, że nic się nie zmieniło i nie zmieni. Wszystko wróci do normy rankiem. Ale sam nie bardzo wierzył, ze tak się stanie.
* * *
Dziewczyna dopiero po kilku minutach odzyskała zdolność koncentracji i myślenia. Potrząsnęła głową i nabrała głęboko powietrza. Bardzo głęboko. Obejrzała się za siebie. Pustka. Chłodna, olbrzymia, pusta sala, a po środku ona. Otuliła się własnymi ramionami. Zaczynała marznąć, a jeszcze przed chwilą była bardzo rozgrzana. Już sama nie wiedziała czy to jej ciało było tak ciepłe czy też jego. Wiedział tylko, że jego bliskość powodowała omdlenie jej zmysłów i całkowity brak racjonalnego myślenia. Przecież gdyby on sam się nie opamiętał, mogła pozwolić aby do czegoś doszło. Nie była w stanie się oprzeć. Tak jak ją odpychało jego okrucieństwo i zimne oczy, tak mocno przyciągał ją on sam. Myśl o tym, że mogłaby zatonąć w jego ramionach, poczuć bicie serca o ile jakieś posiadał, poznać jego myśli, czuć na sobie jego zachłanny wzrok, a na skórze dotyk... Potrząsnęła ponownie głowa, usiłując to wyrzucić z pamięci.
- Max... – szepnęła sama do siebie
Przecież on był tam na Ziemi i na pewno jej szukał. Na pewno. Zawsze wierny, lojalny, gotów za nią umrzeć. A ona prawie go zdradziła... I z w tym samym momencie powróciło wahanie. Skąd mogła wiedzieć, czy to na pewno była miłość. Może to tylko wdzięczność za uratowanie życia, zauroczenie jego romantycznością i bajkowym zachowaniem. Jak każda dziewczyna marzyła o kimś w rodzaju księcia z bajki, a Max spełniał te wymagania. Tylko, że dopiero z czasem okazuje się, że to zbyt idealne, żeby było prawdziwe. A może szukała jednak czegoś innego, czegoś prawdziwego. Kogoś z krwi i kości. Nie chłopca marzyciela, który chciał zapewnić jej bezpieczeństwo, ale jednocześnie przynosił cierpienie. Może nie chciała wcale czuć, ze wszystko jest piękne i idealne. Może mimo wszystko potrzebowała odrobiny strachu, który mógłby odmienić jej życie, sprawić, ze coś się stanie... Tak, jak to ujął Kivar. Drżeć na myśl o ukochanym i bać się jednocześnie. Przy Maxie czuła się szczęśliwa, ale wiedziała, że wszystko zawsze będzie takie samo.
- Nie. – powiedziała na głos
Nawet jeśli nie kochała naprawdę Maxa, jeśli to nie było jej przeznaczenie, jej prawdziwa miłość, to była mu winna lojalność. Za wszystko co dla niej zrobił on, za wszystko co zrobili inni. Nie mogła zdradzić. Dziewczyna drgnęła i podeszła do olbrzymiego okna. Spojrzała na niebo, szukając pośród miliardów gwiazd jasnego punkciku, który mógłby oznaczać Ziemię. Powoli jej wzrok przesunął się nieco w dół, wprost na ogrody. Zobaczyła Kivara, który wychodził z ciemnego labiryntu liści. Momentalnie cofnęła się do wnętrza sali. Musiała się stąd wydostać, zanim on wróci.
* * *
Skręciła nie w nieodpowiedni korytarz. Ten był wypełniony kolumnami i portretami. Zatrzymała się, przyglądając dziwnym malunkom. Wykonane podobnie do tych na Ziemi, ale nie na płótnie, nie w ramach. Obrazy znajdowały się bezpośrednio na ścianie, a barwy były tak soczyste, że miało się wrażenie, ze to żywe istoty. Krok za krokiem, powoli zbliżała się do ostatniego z portretów. Przystanęła i nieco cofnęła, chcąc mu się jak najlepiej przyjrzeć. Młoda dziewczyna, chyba w jej wieku. Śliczna... Jasna skóra, wręcz porcelanowa, nieco przeźroczysta. Drobna i krucha dziewczyna o promiennym uśmiechu, który wydobywał pokłady ciepła z samego dna duszy. Ciemne włosy, przeplatane kobaltowymi pasmami. I oczy, które wprawiły Liz w zdumienie. Najbardziej bursztynowe, jakie kiedykolwiek widziała. Istna mieszanina złota, pirytu, miedzi i kilku ognistych iskier. Pod portretem widniał podpis Ellisienne. Liz wykonała krok do przodu, wyciągając nieco rękę, jakby chciała dotknąć tej magicznej dziewczyny, ale i tak nie była w stanie.
- Co tu robisz? – zimny głos zbudził ją z zauroczenia
Obróciła twarz. Kivar. Zamarła, nie wiedząc jak zareagować. On najwyraźniej miał podobny problem. Nie patrzył na nią, tylko spojrzał na portret. Dopiero po chwili ostro powiedział:
- Idź stąd. Wracaj do siebie.
Wolała nie dyskutować. Wyminęła go najszerszym łukiem, jakim tylko się dało.
* * *
Serena otworzyła okno na oścież, wpuszczając do niewielkiego pokoju mnóstwo światła i świeżego powietrza. Liz musiała skapitulować i otworzyć oczy, mimo że jeszcze chciała spać. Śniła o Ziemi. Zerknęła na Serenę i mruknęła coś cicho, podciągając kołdrę pod szyję. Zielonooka kosmitka uśmiechnęła się i pokręciła głową. Podeszła do dziwacznej szafy stojącej naprzeciwko, otworzyła ją i machnęła ręką. Liz nie zdołała jednak uchwycić tego, co z pewnością wytworzyła za pomocą swojej mocy. Kosmitka obróciła się do niej i zapytała, ale tak cicho, jakby pytała samą siebie:
- Jakiej ty magii używasz?
Liz nie dosłyszała pytania, tylko zmrużyła oczy. Serena wskazała stolik zastawiony jedzeniem i powiedziała:
- Dzisiaj lepiej nie wychodź z pokoju przed wieczorem. – poradziła ciepło – Ale... Wieczorem ma się odbyć bal. Mogłabyś przyjść. – Liz otworzyła ust, żeby wygłosić swoją opinię, ale szybko jej przerwała – Przyjdź dla mnie. Sama wśród tych snobów się zanudzę.
Uśmiechnęła się i wyszła, zanim dziewczyna zdołała przetworzyć jej słowa. Bal. To był zły pomysł. Ostatnia rzecz, jaką by zrobiła.
c.d.n.
No i dotarłam wreście i do tego opowiadanka i doszłam do wniosku, że jest......PRZECUDNE !!!
Ja, zapalona polarka, zaczynam lubić parę Liz&Kivar (hmm). Awansowali u mnie na drugie miejsce, zaraz za Liz&Michaelem
Co do opowiadanka to muszę powiedzieć, że z każdą częścią staje się ciekawsze (chodź od początku strasznie mi się podobało!). Wszystko się ekspresowo rozwija...
Hihi, ktoś się tu zakochał!!! Kivar nareście zaczyna coś czuć.
Czyżby Liz zdała sobie sprawę, że kocha kogoś innego? I czyżby tym kimś był krwiożerczy Kivar...
PS. CHCĘ JESZCZE!!!
Ja, zapalona polarka, zaczynam lubić parę Liz&Kivar (hmm). Awansowali u mnie na drugie miejsce, zaraz za Liz&Michaelem
Co do opowiadanka to muszę powiedzieć, że z każdą częścią staje się ciekawsze (chodź od początku strasznie mi się podobało!). Wszystko się ekspresowo rozwija...
- Co ci zrobiła? – zapytała z niepokojem, jakby Liz nagle stała się krwiożerczą i okrutną morderczynią
Kivar zamknął oczy i potrząsnął głową. Nie chciał sobie tego przypominać. Właściwie nic mu nie zrobiła, a jeśli nawet, było to zupełnie nieświadome. A mimo to winił ją za to, że wszystko w nim zaczęło ożywać.
PS. CHCĘ JESZCZE!!!- Skąd pomysł, ze coś zrobiła? – zakpił, chcąc wszystko ukryć
- Twoje oczy. – powiedziała Serena – Nigdy nie były tak... żywe. Poza tym jesteś znerwicowany. – dodała szybko
Hihi, ktoś się tu zakochał!!! Kivar nareście zaczyna coś czuć.
Liz czuje do Maxa tylko....lojalność? ŚWIAT SIĘ WALINawet jeśli nie kochała naprawdę Maxa, jeśli to nie było jej przeznaczenie, jej prawdziwa miłość, to była mu winna lojalność. Za wszystko co dla niej zrobił on, za wszystko co zrobili inni. Nie mogła zdradzić.
Czyżby Liz zdała sobie sprawę, że kocha kogoś innego? I czyżby tym kimś był krwiożerczy Kivar...
PS. CHCĘ JESZCZE!!!
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Ludożerka chce cukierka!!! Ludożerka chce cukierka I nie wystarczą mi czekolada, draże i baton.
A teraz poważnie.
[quote="_Liz]Olu musisz mi wybaczyć, ale miałam dzisiaj wazny egzamin i nie miałam kompletnie czasu na pisanie.[/quote]
Ojj egzaminy. To jest coś czego w moim życiu było i jest za dużo (no przynajmniej przez ostatnie trzy tygodnie). Ale opłaciło się. Nareszcie jestem absolwentką. _Liz ma nadzieję, a może powinnam raczej powiedzieć, że z pewnością zdasz wszystko śpiewająco.
Co do ruchomych piasków. CZekam z niecierpliwością na kolejną część.
A teraz poważnie.
[quote="_Liz]Olu musisz mi wybaczyć, ale miałam dzisiaj wazny egzamin i nie miałam kompletnie czasu na pisanie.[/quote]
Ojj egzaminy. To jest coś czego w moim życiu było i jest za dużo (no przynajmniej przez ostatnie trzy tygodnie). Ale opłaciło się. Nareszcie jestem absolwentką. _Liz ma nadzieję, a może powinnam raczej powiedzieć, że z pewnością zdasz wszystko śpiewająco.
Co do ruchomych piasków. CZekam z niecierpliwością na kolejną część.
Wyzdrowieć... nie wyzdrowiałam jeszcze Ale za to wzięłam się w garść i napisałam kolejną część. no bo przecież jak można leżeć cały czas w łóżku - nie dośc, że nudno to jeszcze leżałam sama Więc postanowiłam umilić sobie czas Kivarem i Liz (a potem jeszcze Solenoidem).
VII
Sen. Jeszcze nigdy wcześniej nie miał snu, który wydawałby mu się tak rzeczywisty. A ten taki był. Jakby wszystko rozgrywało się naprawdę. Gwiazdy. Miliardy gwiazd na ciemnym niebie. Kilka mgławic. Wydawało mu się, że kieruje się na jakąś planetę. Gwałtownie spada w dół, przesączając się przez atmosferę niczym deszcz. I nagle poczuł grunt pod nogami. Rozejrzał się uważnie. Nigdy wcześniej tu nie był. Dziwne barwy, za ostre jak dla niego, zbyt wyraziste, aż raziły w oczy. Uniósł wzrok w stronę ciemniejącego nieba. Uwagę przykuły dwa księżyce i kilka innych ciał niebieskich, które tworzyły dziwną formację. Nim zdołał powrócić spojrzeniem na świat wokół, ziemia błyskawicznie osunęła mu się pod nogami, a on runął w dół. Kręciło mu się w głowie. Teraz był w zupełnie innym miejscu. Ciemne i puste korytarze nie wróżyły nic dobrego. Rozejrzał się uważnie dokoła. Cisza, mrok. Nie miał nic do stracenia, ani nie miał innego wyboru, jak podążyć którymś z tych korytarzy. Skierował się tam, skąd wyłaniała się struga jasnego światła. Ogromna sala. Wszedł do środka, słysząc głosy dobiegające stamtąd. Pierwszą osobą, którą zobaczył był wysoki mężczyzna o zimnych, stalowych oczach. Kolejny krok w głąb pomieszczenia przyniósł ulgę i nagły przypływ wrzącej euforii.
- Liz! – krzyknął i podbiegł bliżej
Ona jednak nie drgnęła. Nikt nie drgnął, jakby go nie słyszeli, jakby go tutaj nie było. Był w stanie podejść jeszcze bliżej i dotknąć jej, ocucić ją, zabrać stąd. Ale wtedy pojawiła się nieoczekiwanie trzecia postać. Mały chłopiec o złośliwym i nieprzychylnym uśmiechu. Nicholas. Max zaczął szybko analizować fakty. Jego wzrok płynnie przesuwał się z postaci chłopca na postać mężczyzny. Więc to musiał być Kivar. A Liz... Ona była na Antarze.
* * *
Kivar siedział znudzony na tronie, opierając głowę o jedną dłoń i nucąc coś pod nosem. Nie zmienił ani pozycji ani wyrazu twarzy nawet w chwili, gdy kolejni goście kłaniali się mu, jako władcy. Nigdy nie lubił takich balów, przyjęć i innych tym podobnych obowiązków. Teraz czekał tylko na spóźniającą się siostrę i na upragnioną godzinę zakończenia tego, jego zdaniem, debilizmu. Najchętniej w ogóle odwołałby ten coroczny bankiet, ale nie... oczywiście jako władca musiał jednak przestrzegać kilku reguł. Chociaż w jego wypadku i tak było to ogromnym poświęceniem z jego strony. Wszyscy doskonale wiedzieli, że on może wszystko. Odwołać każde święto, zamienić dzień z nocą, zabić bez większego powodu. Ale on sam wiedział też, że kilku obowiązków się nie wyprze. Urządzania corocznego bankietu też. To leżało w jego interesie. Zawsze przybywali ambasadorzy, a czasem nawet władcy, pozostałych planet układu i najważniejsi urzędnicy Antaru. Zniszczenie ich ulubionego, płytkiego i niepotrzebnego obrządku mogłoby wywołać oburzenie i doprowadzić do zerwania wielu układów pokojowych. Nie to, żeby Kivar obawiał się wojny. Tego bał się najmniej. Przejmował się raczej możliwością utraty kontroli nad nimi. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Tak, kontrola. Oni nawet nie wiedzieli, że mimo swoich własnych władców, polityków i rządów, tak naprawdę są podporządkowani jemu. On kontrolował wszystko, wszędzie miał wpływy i od niego zależało dosłownie wszystko. I nie krył tego, że tak obszerna władza niesamowicie mu się podobała. I nie miał w tym przeciwników. Nie licząc Sereny, która była przeciwna wszystkiemu co robił, tylko bała się o tym powiedzieć. A jemu odpowiadało to, że nie wypowiadała się w tej sprawie. Cenił siostrę, szanował ją. Tylko ostatnio zaczęła go trochę denerwować. Nic dziwnego, skoro cały czas stawała po stronie tej dziewczyny. Nie dość, że musiał sobie radzić z dziwnymi reakcjami własnego umysłu i ciała na ziemiankę, to jeszcze własna siostra go popychała w ten obłęd.
- Wreszcie jesteś. – mruknął, na wpół ziewając
Zielonooka kosmitka weszła właśnie do sali i usiadła tradycyjnie na schodkach. Tym razem nie umiejscowiła się daleko. Ukłoniła się bratu i zasiadła na ostatnim schodku, tuż przy jego tronie. W sali zapanowało milczenie. Jakiś starszy mężczyzna w dziwacznym mundurze wzniósł jeden z kielichów i zawołał donośnym głosem „Zdrowie naszego wspaniałego władcy, Kivara”. Wszyscy zakrzyknęli za nim i unieśli swoje puchary do góry. Kivar lekko się uśmiechnął i kiwnął lekko głową, jakby w podzięce. Ale tak naprawdę miał ochotę zwymiotować albo zaśmiać się gorzko. Nienawidził takiego podlizywania się i okazywania wierności. Zwłaszcza, że doskonale wiedział o tym, że połowa osób zgromadzonych w tej sali życzy mu jak najszybszej śmierci.
- Panie. – zabrzmiał czyjś głos
Mężczyzna przeniósł swój wzrok z barwnego tłumu na postać chłopaka klęczącego na pierwszym ze schodków. Nicholas był jego prawą ręką. Chociaż właściwie Kivar nie miałby nic przeciwko odcięciu tej prawej ręki, czy lewej, byle tylko ten mały złośliwiec przestał go tak czasami denerwować. Owszem, Nicholas był lojalny i chyba bardziej zdegenerowany niż on, ale czasami po prostu nie myślał. Mężczyzna z łatwością domyślił się o co tym razem chodzi.
- Wykonaj plan. – mruknął obojętnie
- Ale jak ich tu zwabić? – zapytał chłopak
- Możesz do nich iść i powiedzieć im prawdę. – zakpił Kivar
- Ale...
- Ty się nie martw zwabianiem. – ton mężczyzny gwałtownie spoważniał, powodując natychmiastowe uciszenie się Nicholasa – Już się tym zająłem. Ty tylko przygotuj to, co potrzebne.
Chłopiec pochylił głowę i wstał. Zaczął mamrotać coś pod nosem, ale Kivar nie zwrócił na to uwagi. Wiedział, że Nicholas wyklina i marudzi. Jak zawsze. Już miał ochotę mu coś powiedzieć, żeby go bardziej wytrącić z równowagi, ale jego słowa powstrzymało otworzenie się głównych drzwi. A przecież już wszyscy zaproszeni się zjawili. Zmrużył oczy.
* * *
Cisza momentalnie zawładnęła salą. Wszyscy z ogromnym zaciekawieniem i jeszcze większym zdumieniem wpatrywali się w przybyłą postać. Mężczyzna zerknął na swoją siostrę, która lekko się uśmiechnęła, a w jej zielonych oczach zatliły się chochliki, za którymi on sam nie przepadał. Jego zimny wzrok powrócił w stronę drzwi. Przez tłum zaczęła przeciskać się przybyła postać. Gwałtownie wstał, widząc postać drobnej brunetki... Jego żyły wypełniła furia, która jednak równie szybko jak wpłynęła, tak szybko została zastąpiona przez niedowierzanie i niepewność. Kiedy dziewczyna uniosła wzrok i odważyła się spojrzeć mu prosto w oczy, przez umysł przepłynęły mu wszystkie obrazy, które starał się wymazać. Przesunął chłodny wzrok wzdłuż jej ciała, chwytając każdy najdrobniejszy szczegół. Liz zdawała się nie przejmować ani lodowym wzrokiem mężczyzny, ani zdumionymi spojrzeniami zgromadzonych w sali. Podeszła po prostu do tronu i wspięła się po schodkach. Niepokojące mrowienie w koniuszkach nerwów i dziwne ciepło ściskające gardło, nie pozwoliło Kivarowi na jakikolwiek gwałtowny ruch, ani nawet na podniesienie głosu na nią. Zupełnie jakby jeden krok w jej stronę lub ostry ton, mógł ją zniszczyć, co pociągnęłoby w jakiś sposób jego za sobą. Zdołał jedynie ukryć wszystko co ponownie się w nim rozpętało pod półuśmieszkiem.
- Co tu robisz? – zapytał
W Liz na chwilę obudził się strach. Ten głos wywołał kolejne drobne ciarki, które sprintem przebiegły po jej ciele. Przymknęła na chwilkę oczy, starając się złapać równowagę i nie zatracić we wspomnieniu. Potrząsnęła głową, chcąc wyrzucić z umysłu myśl o jego głosie o jego spojrzeniu, o jego dłoniach.
- Zostałam zaproszona. – przyznała nieco zdławionym głosem – Poza tym zgłodniałam. – dodała już pewniej
Ta odpowiedź rozbawiła Kivara, który teraz w pełni się uśmiechnął. Ponownie na nią spojrzał, poczym zwrócił się do zgromadzonych.
- Przedstawiam wam... Ambasadorkę Ziemi.
Liz miała wrażenie, że wszyscy z lekką ulga wypuszczają z siebie powietrze. Może i miała rację. Jej obecność wprowadziła ich w stan dość mocnego szoku, a teraz znów zachowywali się jakby nigdy nic. Chociaż była pewna, że po kątach roztaczają się szepty na jej temat i różnego rodzaju spekulacje. Przebiegła wzrokiem po całej sali. Teraz wydawała się być znacznie przytulniejsza i cieplejsza niż wtedy, gdy była tutaj sam na sam z Kivarem. Wzdrygnęła się na wspomnienie o ostatnim dniu. Miała ogromną ochotę spojrzeć teraz na niego i na jego minę. Był zdumiony widząc ją i chcąc nie chcąc dawało jej to poczucie zadowolenia. Ale teraz nie byłaby już w stanie nad sobą panować. Zesztywniała i wbiła wzrok w jeden punkt, kiedy poczuła stalowe spojrzenie ześlizgujące się wzdłuż jej pleców aż na sam dół.
- Usiądź. – usłyszała miękki głos
Taki sam, jak wtedy, gdy usiłował ją wyprowadzić z równowagi, sprawić, żeby zaczęła się bać i zastanawiać. Ten sam głos, który zniszczył jej pewność w miłość do Maxa. ‘Nie obrócę się, nie obrócę’ zaczęła nerwowo powtarzać w myślach. Ale nie była w stanie zapanować nad sobą, nad swoim umysłem, nad swoim ciałem. Obróciła lekko głowę i zerknęła na niego, szybko odwracając wzrok, kiedy na nią spojrzał. Ale wykonała polecenie, które po raz pierwszy zabrzmiało jak prośba. Usiadła tak jak Serena, na ostatnim schodku, tuż przy jego tronie. A może usiadła jeszcze bliżej niż Serena? Może coś kazało jej tam usiąść? Starała się zapomnieć o tym kto właśnie siedzi obok niej i skupić się na wirujących parach i gwarze rozmów. Nie udało jej się to jednak... Całe jej ciało napięło się, a nieopanowane ciepło wypełniło każdy element w jej wnętrzu, kiedy chłodna dłoń przesunęła się po jej policzku, dotykając fragmentu szyi. Odgarnął pasemko włosów z jej twarzy. Musiało mu się spodobać jej nagłe drżenie i niepokój, bo przesunął palce ponownie po jej skórze. Liz zamrugała gwałtownie, modląc się o cokolwiek, co by ją ocuciło lub odwróciło jej uwagę od niezwykle przyjemnego dotyku. Jej błagania zostały wysłuchane, bo nagle dłoń Kivara sama zsunęła się z jej ciała. Miała wrażenie, że ktoś przed nią stoi, wić uniosła wzrok, wcześniej wbity w podłogę. Jakiś młody chłopak kłaniał się jej, a jego usta otwierały się, aby zadać pytanie. Skupiła się więc na jego słowach, wypychając z pamięci ułamek chwili.
- Czy można prosić do tańca? – przyjemny głos rozbrzmiał w jej uszach
Uśmiechnęła się i już miała wstać, kiedy zimny, ale niezwykle łagodny głos zza jej pleców powstrzymał ją i zniszczył złudzenia chłopaka:
- Nie można.
Chłopak odszedł, a Liz zaczęła się zastanawiać na jakiej zasadzie nie wolno jej nic robić. Bycie więźniem tutaj nie sprowadzało się do siedzenia za kratami. Wolno jej było spacerować po pałacu, po ogrodzie, wolno jej było jeść z Kivarem i Sereną, ale nie wolno jej było tańczyć? Dziewczyna obróciła twarz w stronę Kivara. Nie patrzyła na nią, tylko spoglądał w tłum, jakby wszystko nadzorował.
- Dlaczego nie wolno mi tańczyć? – zapytała, ściągając na siebie jego wzrok
Zmrużył lekko oczy, a ona miała wrażenie, że za chwilę znów ją uderzy, bo ośmieliła się do niego odezwać takim tonem. Ale wbrew jej obawom, jego oczy lekko pojaśniały, a na ustach ponownie pojawił się zarys uśmiechu.
- Skoro niedługo mam zginąć, to chciałabym się chociaż bawić w ostatnie dni mojego życia.
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko pochylił nieco głowę. ‘Niesamowita’ znów udało jej się pokonać kotłującą się niepewność i przejmujący strach. Każdą inną osobę za takie pytanie, za jakąkolwiek wątpliwość natychmiast by ukarał. Ale ona... Dziwne ukłucie wewnątrz splotło się z ciepłym uczuciem, wypełniając jego trzewia przyjemną lekkością. Znów zaczęła na niego tak działać. Tak, jak nie chciał żeby działała. Tylko tym razem nie bronił się, ani nie uciekał.
- Nie zmieniłem wyroku. – powiedział spokojnie – Ale mogę ci uprzyjemnić te ostatni dni.
Wstał i zszedł na schodek niżej. Pochylił się nieco w jej stronę i wyciągając dłoń, zapytał z rozbawieniem, ale mimo wszystko poważnie i nonszalancko:
- Zechce pani zatańczyć?
Liz momentalnie opuściła wzrok. Sama nie wiedziała dlaczego. Czy zawstydzały ją spojrzenia wszystkich osób na sali, którzy nagle zaczęli spoglądać w tę stronę? Czy może to jego wzrok tak ją obezwładniał? Nie zdołała nawet się zorientował, kiedy jego dłoń chwyciła jej, a ona wstała i podążyła za nim na środek sali. Odzyskała świadomość dopiero w momencie, gdy jego druga ręka dotknęła jej pleców, a oddech odbił się od jej szyi. W jednej chwili zaczęło jej się kręcić w głowie, a już w drugiej sekundzie wszystko wróciło do normy. Prawie wszystko... Jej ciało wciąż drżało, co powodowało wyraźne zadowolenie mężczyzny. Liz przymknęła powieki, czekając aż taniec się skończy, chociaż tak naprawdę nie chciała aby kiedykolwiek się kończył.
c.d.n.
VII
Sen. Jeszcze nigdy wcześniej nie miał snu, który wydawałby mu się tak rzeczywisty. A ten taki był. Jakby wszystko rozgrywało się naprawdę. Gwiazdy. Miliardy gwiazd na ciemnym niebie. Kilka mgławic. Wydawało mu się, że kieruje się na jakąś planetę. Gwałtownie spada w dół, przesączając się przez atmosferę niczym deszcz. I nagle poczuł grunt pod nogami. Rozejrzał się uważnie. Nigdy wcześniej tu nie był. Dziwne barwy, za ostre jak dla niego, zbyt wyraziste, aż raziły w oczy. Uniósł wzrok w stronę ciemniejącego nieba. Uwagę przykuły dwa księżyce i kilka innych ciał niebieskich, które tworzyły dziwną formację. Nim zdołał powrócić spojrzeniem na świat wokół, ziemia błyskawicznie osunęła mu się pod nogami, a on runął w dół. Kręciło mu się w głowie. Teraz był w zupełnie innym miejscu. Ciemne i puste korytarze nie wróżyły nic dobrego. Rozejrzał się uważnie dokoła. Cisza, mrok. Nie miał nic do stracenia, ani nie miał innego wyboru, jak podążyć którymś z tych korytarzy. Skierował się tam, skąd wyłaniała się struga jasnego światła. Ogromna sala. Wszedł do środka, słysząc głosy dobiegające stamtąd. Pierwszą osobą, którą zobaczył był wysoki mężczyzna o zimnych, stalowych oczach. Kolejny krok w głąb pomieszczenia przyniósł ulgę i nagły przypływ wrzącej euforii.
- Liz! – krzyknął i podbiegł bliżej
Ona jednak nie drgnęła. Nikt nie drgnął, jakby go nie słyszeli, jakby go tutaj nie było. Był w stanie podejść jeszcze bliżej i dotknąć jej, ocucić ją, zabrać stąd. Ale wtedy pojawiła się nieoczekiwanie trzecia postać. Mały chłopiec o złośliwym i nieprzychylnym uśmiechu. Nicholas. Max zaczął szybko analizować fakty. Jego wzrok płynnie przesuwał się z postaci chłopca na postać mężczyzny. Więc to musiał być Kivar. A Liz... Ona była na Antarze.
* * *
Kivar siedział znudzony na tronie, opierając głowę o jedną dłoń i nucąc coś pod nosem. Nie zmienił ani pozycji ani wyrazu twarzy nawet w chwili, gdy kolejni goście kłaniali się mu, jako władcy. Nigdy nie lubił takich balów, przyjęć i innych tym podobnych obowiązków. Teraz czekał tylko na spóźniającą się siostrę i na upragnioną godzinę zakończenia tego, jego zdaniem, debilizmu. Najchętniej w ogóle odwołałby ten coroczny bankiet, ale nie... oczywiście jako władca musiał jednak przestrzegać kilku reguł. Chociaż w jego wypadku i tak było to ogromnym poświęceniem z jego strony. Wszyscy doskonale wiedzieli, że on może wszystko. Odwołać każde święto, zamienić dzień z nocą, zabić bez większego powodu. Ale on sam wiedział też, że kilku obowiązków się nie wyprze. Urządzania corocznego bankietu też. To leżało w jego interesie. Zawsze przybywali ambasadorzy, a czasem nawet władcy, pozostałych planet układu i najważniejsi urzędnicy Antaru. Zniszczenie ich ulubionego, płytkiego i niepotrzebnego obrządku mogłoby wywołać oburzenie i doprowadzić do zerwania wielu układów pokojowych. Nie to, żeby Kivar obawiał się wojny. Tego bał się najmniej. Przejmował się raczej możliwością utraty kontroli nad nimi. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Tak, kontrola. Oni nawet nie wiedzieli, że mimo swoich własnych władców, polityków i rządów, tak naprawdę są podporządkowani jemu. On kontrolował wszystko, wszędzie miał wpływy i od niego zależało dosłownie wszystko. I nie krył tego, że tak obszerna władza niesamowicie mu się podobała. I nie miał w tym przeciwników. Nie licząc Sereny, która była przeciwna wszystkiemu co robił, tylko bała się o tym powiedzieć. A jemu odpowiadało to, że nie wypowiadała się w tej sprawie. Cenił siostrę, szanował ją. Tylko ostatnio zaczęła go trochę denerwować. Nic dziwnego, skoro cały czas stawała po stronie tej dziewczyny. Nie dość, że musiał sobie radzić z dziwnymi reakcjami własnego umysłu i ciała na ziemiankę, to jeszcze własna siostra go popychała w ten obłęd.
- Wreszcie jesteś. – mruknął, na wpół ziewając
Zielonooka kosmitka weszła właśnie do sali i usiadła tradycyjnie na schodkach. Tym razem nie umiejscowiła się daleko. Ukłoniła się bratu i zasiadła na ostatnim schodku, tuż przy jego tronie. W sali zapanowało milczenie. Jakiś starszy mężczyzna w dziwacznym mundurze wzniósł jeden z kielichów i zawołał donośnym głosem „Zdrowie naszego wspaniałego władcy, Kivara”. Wszyscy zakrzyknęli za nim i unieśli swoje puchary do góry. Kivar lekko się uśmiechnął i kiwnął lekko głową, jakby w podzięce. Ale tak naprawdę miał ochotę zwymiotować albo zaśmiać się gorzko. Nienawidził takiego podlizywania się i okazywania wierności. Zwłaszcza, że doskonale wiedział o tym, że połowa osób zgromadzonych w tej sali życzy mu jak najszybszej śmierci.
- Panie. – zabrzmiał czyjś głos
Mężczyzna przeniósł swój wzrok z barwnego tłumu na postać chłopaka klęczącego na pierwszym ze schodków. Nicholas był jego prawą ręką. Chociaż właściwie Kivar nie miałby nic przeciwko odcięciu tej prawej ręki, czy lewej, byle tylko ten mały złośliwiec przestał go tak czasami denerwować. Owszem, Nicholas był lojalny i chyba bardziej zdegenerowany niż on, ale czasami po prostu nie myślał. Mężczyzna z łatwością domyślił się o co tym razem chodzi.
- Wykonaj plan. – mruknął obojętnie
- Ale jak ich tu zwabić? – zapytał chłopak
- Możesz do nich iść i powiedzieć im prawdę. – zakpił Kivar
- Ale...
- Ty się nie martw zwabianiem. – ton mężczyzny gwałtownie spoważniał, powodując natychmiastowe uciszenie się Nicholasa – Już się tym zająłem. Ty tylko przygotuj to, co potrzebne.
Chłopiec pochylił głowę i wstał. Zaczął mamrotać coś pod nosem, ale Kivar nie zwrócił na to uwagi. Wiedział, że Nicholas wyklina i marudzi. Jak zawsze. Już miał ochotę mu coś powiedzieć, żeby go bardziej wytrącić z równowagi, ale jego słowa powstrzymało otworzenie się głównych drzwi. A przecież już wszyscy zaproszeni się zjawili. Zmrużył oczy.
* * *
Cisza momentalnie zawładnęła salą. Wszyscy z ogromnym zaciekawieniem i jeszcze większym zdumieniem wpatrywali się w przybyłą postać. Mężczyzna zerknął na swoją siostrę, która lekko się uśmiechnęła, a w jej zielonych oczach zatliły się chochliki, za którymi on sam nie przepadał. Jego zimny wzrok powrócił w stronę drzwi. Przez tłum zaczęła przeciskać się przybyła postać. Gwałtownie wstał, widząc postać drobnej brunetki... Jego żyły wypełniła furia, która jednak równie szybko jak wpłynęła, tak szybko została zastąpiona przez niedowierzanie i niepewność. Kiedy dziewczyna uniosła wzrok i odważyła się spojrzeć mu prosto w oczy, przez umysł przepłynęły mu wszystkie obrazy, które starał się wymazać. Przesunął chłodny wzrok wzdłuż jej ciała, chwytając każdy najdrobniejszy szczegół. Liz zdawała się nie przejmować ani lodowym wzrokiem mężczyzny, ani zdumionymi spojrzeniami zgromadzonych w sali. Podeszła po prostu do tronu i wspięła się po schodkach. Niepokojące mrowienie w koniuszkach nerwów i dziwne ciepło ściskające gardło, nie pozwoliło Kivarowi na jakikolwiek gwałtowny ruch, ani nawet na podniesienie głosu na nią. Zupełnie jakby jeden krok w jej stronę lub ostry ton, mógł ją zniszczyć, co pociągnęłoby w jakiś sposób jego za sobą. Zdołał jedynie ukryć wszystko co ponownie się w nim rozpętało pod półuśmieszkiem.
- Co tu robisz? – zapytał
W Liz na chwilę obudził się strach. Ten głos wywołał kolejne drobne ciarki, które sprintem przebiegły po jej ciele. Przymknęła na chwilkę oczy, starając się złapać równowagę i nie zatracić we wspomnieniu. Potrząsnęła głową, chcąc wyrzucić z umysłu myśl o jego głosie o jego spojrzeniu, o jego dłoniach.
- Zostałam zaproszona. – przyznała nieco zdławionym głosem – Poza tym zgłodniałam. – dodała już pewniej
Ta odpowiedź rozbawiła Kivara, który teraz w pełni się uśmiechnął. Ponownie na nią spojrzał, poczym zwrócił się do zgromadzonych.
- Przedstawiam wam... Ambasadorkę Ziemi.
Liz miała wrażenie, że wszyscy z lekką ulga wypuszczają z siebie powietrze. Może i miała rację. Jej obecność wprowadziła ich w stan dość mocnego szoku, a teraz znów zachowywali się jakby nigdy nic. Chociaż była pewna, że po kątach roztaczają się szepty na jej temat i różnego rodzaju spekulacje. Przebiegła wzrokiem po całej sali. Teraz wydawała się być znacznie przytulniejsza i cieplejsza niż wtedy, gdy była tutaj sam na sam z Kivarem. Wzdrygnęła się na wspomnienie o ostatnim dniu. Miała ogromną ochotę spojrzeć teraz na niego i na jego minę. Był zdumiony widząc ją i chcąc nie chcąc dawało jej to poczucie zadowolenia. Ale teraz nie byłaby już w stanie nad sobą panować. Zesztywniała i wbiła wzrok w jeden punkt, kiedy poczuła stalowe spojrzenie ześlizgujące się wzdłuż jej pleców aż na sam dół.
- Usiądź. – usłyszała miękki głos
Taki sam, jak wtedy, gdy usiłował ją wyprowadzić z równowagi, sprawić, żeby zaczęła się bać i zastanawiać. Ten sam głos, który zniszczył jej pewność w miłość do Maxa. ‘Nie obrócę się, nie obrócę’ zaczęła nerwowo powtarzać w myślach. Ale nie była w stanie zapanować nad sobą, nad swoim umysłem, nad swoim ciałem. Obróciła lekko głowę i zerknęła na niego, szybko odwracając wzrok, kiedy na nią spojrzał. Ale wykonała polecenie, które po raz pierwszy zabrzmiało jak prośba. Usiadła tak jak Serena, na ostatnim schodku, tuż przy jego tronie. A może usiadła jeszcze bliżej niż Serena? Może coś kazało jej tam usiąść? Starała się zapomnieć o tym kto właśnie siedzi obok niej i skupić się na wirujących parach i gwarze rozmów. Nie udało jej się to jednak... Całe jej ciało napięło się, a nieopanowane ciepło wypełniło każdy element w jej wnętrzu, kiedy chłodna dłoń przesunęła się po jej policzku, dotykając fragmentu szyi. Odgarnął pasemko włosów z jej twarzy. Musiało mu się spodobać jej nagłe drżenie i niepokój, bo przesunął palce ponownie po jej skórze. Liz zamrugała gwałtownie, modląc się o cokolwiek, co by ją ocuciło lub odwróciło jej uwagę od niezwykle przyjemnego dotyku. Jej błagania zostały wysłuchane, bo nagle dłoń Kivara sama zsunęła się z jej ciała. Miała wrażenie, że ktoś przed nią stoi, wić uniosła wzrok, wcześniej wbity w podłogę. Jakiś młody chłopak kłaniał się jej, a jego usta otwierały się, aby zadać pytanie. Skupiła się więc na jego słowach, wypychając z pamięci ułamek chwili.
- Czy można prosić do tańca? – przyjemny głos rozbrzmiał w jej uszach
Uśmiechnęła się i już miała wstać, kiedy zimny, ale niezwykle łagodny głos zza jej pleców powstrzymał ją i zniszczył złudzenia chłopaka:
- Nie można.
Chłopak odszedł, a Liz zaczęła się zastanawiać na jakiej zasadzie nie wolno jej nic robić. Bycie więźniem tutaj nie sprowadzało się do siedzenia za kratami. Wolno jej było spacerować po pałacu, po ogrodzie, wolno jej było jeść z Kivarem i Sereną, ale nie wolno jej było tańczyć? Dziewczyna obróciła twarz w stronę Kivara. Nie patrzyła na nią, tylko spoglądał w tłum, jakby wszystko nadzorował.
- Dlaczego nie wolno mi tańczyć? – zapytała, ściągając na siebie jego wzrok
Zmrużył lekko oczy, a ona miała wrażenie, że za chwilę znów ją uderzy, bo ośmieliła się do niego odezwać takim tonem. Ale wbrew jej obawom, jego oczy lekko pojaśniały, a na ustach ponownie pojawił się zarys uśmiechu.
- Skoro niedługo mam zginąć, to chciałabym się chociaż bawić w ostatnie dni mojego życia.
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko pochylił nieco głowę. ‘Niesamowita’ znów udało jej się pokonać kotłującą się niepewność i przejmujący strach. Każdą inną osobę za takie pytanie, za jakąkolwiek wątpliwość natychmiast by ukarał. Ale ona... Dziwne ukłucie wewnątrz splotło się z ciepłym uczuciem, wypełniając jego trzewia przyjemną lekkością. Znów zaczęła na niego tak działać. Tak, jak nie chciał żeby działała. Tylko tym razem nie bronił się, ani nie uciekał.
- Nie zmieniłem wyroku. – powiedział spokojnie – Ale mogę ci uprzyjemnić te ostatni dni.
Wstał i zszedł na schodek niżej. Pochylił się nieco w jej stronę i wyciągając dłoń, zapytał z rozbawieniem, ale mimo wszystko poważnie i nonszalancko:
- Zechce pani zatańczyć?
Liz momentalnie opuściła wzrok. Sama nie wiedziała dlaczego. Czy zawstydzały ją spojrzenia wszystkich osób na sali, którzy nagle zaczęli spoglądać w tę stronę? Czy może to jego wzrok tak ją obezwładniał? Nie zdołała nawet się zorientował, kiedy jego dłoń chwyciła jej, a ona wstała i podążyła za nim na środek sali. Odzyskała świadomość dopiero w momencie, gdy jego druga ręka dotknęła jej pleców, a oddech odbił się od jej szyi. W jednej chwili zaczęło jej się kręcić w głowie, a już w drugiej sekundzie wszystko wróciło do normy. Prawie wszystko... Jej ciało wciąż drżało, co powodowało wyraźne zadowolenie mężczyzny. Liz przymknęła powieki, czekając aż taniec się skończy, chociaż tak naprawdę nie chciała aby kiedykolwiek się kończył.
c.d.n.
Huura hura, udało mi się zdążyć przeczytać kolejną część, no i oczywiście była tak wspaniała jak poprzednie, a może nawet lepsza
Najbardziej podobał mi się chyba ten fragment:
Teraz znowu zaczynam czekanie na kolejną cześć
Najbardziej podobał mi się chyba ten fragment:
No i jeszcze te fragmenty jego odczuć i jej kiedy się widzą. Poprostu piękne.....Niesamowita’ znów udało jej się pokonać kotłującą się niepewność i przejmujący strach. Każdą inną osobę za takie pytanie, za jakąkolwiek wątpliwość natychmiast by ukarał. Ale ona... Dziwne ukłucie wewnątrz splotło się z ciepłym uczuciem, wypełniając jego trzewia przyjemną lekkością. Znów zaczęła na niego tak działać. Tak, jak nie chciał żeby działała. Tylko tym razem nie bronił się, ani nie uciekał.
- Nie zmieniłem wyroku. – powiedział spokojnie – Ale mogę ci uprzyjemnić te ostatni dni.
Wstał i zszedł na schodek niżej. Pochylił się nieco w jej stronę i wyciągając dłoń, zapytał z rozbawieniem, ale mimo wszystko poważnie i nonszalancko:
- Zechce pani zatańczyć?
Teraz znowu zaczynam czekanie na kolejną cześć
- usmiechnieta
- Gość
- Posts: 35
- Joined: Thu Mar 25, 2004 2:39 pm
- Location: z 7-go Wymiaru (przedostatnie drzwi na lewo w Tęczowym Korytarzu)...
- Contact:
Ojejku, jejku! Ruchome piaski!!! Ale się cieszę!...
Pierwsze moje wrażenie po przeczytaniu, to... Dlaczego tak krótko? ale i tak się cieszę!!!
Pierwsze moje wrażenie po przeczytaniu, to... Dlaczego tak krótko? ale i tak się cieszę!!!
A mi się wydaje, że Liz zaczyna zdawać sobie sprawę, że ma ogromny wpływ na Kivara... Coś czuję, że to "przeciąganie linki uczuć" zaostrzy się w najbliższym czasie...Na miejscu Liz wkurzyłabym się, wolałabym chyba w ogóle nie tańczyć. Jak to Kivar będzie mi dyktował z kim mogę a z kim nie, i jeszcze to hasło
Cytat:
- Nie zmieniłem wyroku.
, niech sobie wsadzi ten taniec gdzieś
Największą sztuką w życiu
Jest umieć śmiać się zawsze i wszędzie,
Nie żałować tego, co było
I nie bać się tego, co będzie.
***
I'm POLAR!!!
Jest umieć śmiać się zawsze i wszędzie,
Nie żałować tego, co było
I nie bać się tego, co będzie.
***
I'm POLAR!!!
A ja się troszku zawiodłam . No cóż nie można mieć wszystkiego... Kivar za dużo się uśmiecha, ale to tylko moje skromne zdanie. Chodzi mi o to, że jak na takiego drania zbyt szybko zaczyna okazywać swoje uczucia zewnętrzne. Będąc przy Liz, kiedy hormony zaczynają działać, to rozumiem, ale tak z byle powodu i byle kiedy... hmm. No nic, czekam na kolejną część. Tylko proszę mnie tu nie linczować. Swoje zdanie mam, no to je powiedziałam
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 6 guests