T: SPIN [by Incognito]

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Graalion
Mroczny bóg
Posts: 2018
Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
Contact:

Post by Graalion » Wed Apr 28, 2004 8:50 pm

Heh, na początku trochę smętnie, ale później rozmowa w której Max się KOMPLETNIE nie orientuje (bo niby skąd ma wiedzieć że Liz powiedziała że jest gejem :mrgreen: ) - świetne. Liczę że wątek zostanie co nieco pociągnięty. No i w końcu interakcja z samą Liz. Jej odmienne niż oczekiwane reakcje chyba wreszcie zaczęły się choć trochę przebijać przez skorupę Maxa. On jeszcze o tym nie wie, ale ... my tak :D 8)
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")

User avatar
ADkA
Fan
Posts: 555
Joined: Fri Mar 12, 2004 10:07 am
Location: g.Śląsk
Contact:

Post by ADkA » Thu Apr 29, 2004 11:07 am

Hmm.. Ja nic nie mówię :wink: , ale Sedno wciąga mnie jeszcze bardziej niż Kręciołek!Maxio jest rzeczywiście świetny w swym zamkniętym światku! :cheesy:Już się cieszę na następny czapterek!
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Thu Apr 29, 2004 11:54 pm

A mnie tym razem zastanawia coś innego. Już trochę siedzę na Forum, przeczytałam sporo tłumaczeń. Ktoś, kto się za to zabiera dobiera sobie opowiadanie odpowiadające w pewnym sensie jego charakterowi, gustom, coś co go najbardziej urzekło, temat w jakim najlepiej się czuje. Śmiem stwierdzić, wg porzekadła...pokaż mi co tłumaczysz a powiem ci jaki jesteś, lub jaki chciałbyś być. :wink:I zawsze wstając z satysfakcją od kolejnego odcinka SPIN, czy teraz (tym bardziej) Kręciołka zastanawiam się, jaka jest LEO. I chyba wiem :cheesy:
Image

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Fri Apr 30, 2004 10:40 am

ELU... analiza mojej osobowości? Chętnie poczekam na priva od Ciebie :DNie wiem jak, to znaczy wiem - maxel mi podrzucił to opowiadanko i wciągnęło mnie ono od samego poczatku do samego końca. Szykuję Wam pewną niespodziankę związaną z opowiadankami, ale wymaga ona trochę czasu i mam tylko nadzieję, że uda mi się mój zaqmysł zrealizować z pozytywnym skutkiem :)GRAALION - doczekasz się ciągu dalszego jak nic :D Otóż życie maxa jest jak on to sam powiedział "żałosne" co dla nas oznacza momentami wybuchy śmiechu. Scena z Tarą Fisher jest genialnale zapoczątkuje ona lawinę, która mnie zrzuciła z łózka w spazmach śmiechu i mam nadzieję, że i Was poona zmuszając do maksymalnego wyszczerzenia się z radości.ADkA - Sedno to kreciołek, tylko kręci się początkowo w drugą stronę ;) Nie mniej jednak, jak czyta sie opowiadania jedno po drugim widać jak genialnie się uzupełniają. Cynizm i sarkaz Liz jest uzupełniany sarkazmem i samokaraniem się Maxa. To niesamowita para...Od początku stworzona dla siebie, tylko jeszcze o tym nie wie. :)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Sun May 02, 2004 10:17 am

Moja osobista opinia: najlepszy do tej pory odcinek :) Jak to tubylcy mówią: ENJOY ;)Czapterek fajf.Prawda to bardzo subiektywne doznanie. Wszystko jest kwestia percepcji. Malujesz obraz jak chcesz, żeby wyglądał i nikt nie ma prawa tego kwestionować.Pomyślcie o tym.Dlatego kiedy już powiecie to Wielkie Kłamstwo, okazuje się, że wcale ono takie ogromne nie jest. Dopóki nikt nie zna prawdy tak długo, wszystko układa się w twojej wydzielonej części wszechświata. I tak nie oczekujesz, żeby ludzie tak cię znowu słuchali. Ponieważ INNI ludzie NIE SĄ SPOSTRZEGAWCZY.Oto mała rada dla-jak-jej-tam dotycząca kłamania: To nie jest wcale trudne, a twoje kombinowanie czuć na kilometr. Nie rezygnowałbym z dziennego źródła utrzymania.A oto mała lekcja dla was, żebyście nauczyli wasze prawnuki kiedy wasze żałosne szczątki spoczną na łożu boleści: jak być ludzkim wykrywaczem kłamstw.To mniej więcej idzie tak: znasz swój centralny układ nerwowy? Ten zbiór nerwów, który ludzie lubią nazywać mózgiem?To on właśnie kontroluje większość spraw, pamięć krótkotrwałą, długotrwałą, twój zadziwiający zmysł elegancji i wyczucia mody, twoją niekompletną filozofię kłamania. Dziś skupimy się na tym, jak kontrolować język twojego ciała.Kiedy już sobie siedzisz wyrzucając z siebie całą nagą prawdę to nie zwracasz najmniejszej uwagi na język ciała. Ale kiedy kłamiesz, siedzisz i starasz się kontrolować ciało tak, by wyglądało normalnie. Większość ludzi nie potrafi kontrolować mowy ciała kiedy kłamią, po tym ich poznać.Przykład? Wybierzcie jakąś część ciała.Oczy?Zły przykład.Im bliżej centralnego układu nerwowego tym więcej można kontrolować ciało przy kłamaniu.Wiem, że słyszeliście wiele tych milusich, romantycznych pierdół o oczach. Że to niby okna duszy, że nigdy nie kłamią i inne podobne kretyństwa. Poetyckie, czyż nie?Cóż, może poetyckie będzie i to: poezja to emocjonalna masturbacja, samoobsługa dla podłechtania twojego ego i sprawienia, że czujesz się milusio i ciepluchnio. Rosół dla duszy, w który święcie wierzysz, że uczyni cię lepszą osobą. To prawda, więc daj sobie siana i przejdziemy dalej.Oczy są prawie lepsze w kłamaniu niż WY sami. Uciekaj od centralnego systemu nerwowego jak najdalej. Mowa o palcach, rękach, nogach, o całej generalnie dolnej części twojego ciała, o twoich kończynach.Kiedy kłamiesz kontrolujesz oczy i twarz do tego stopnia, że zapominasz co się dzieje z twoimi rękami. Kwintesencja; większość ludzi sztywnieje i nie robi nic, niektórzy kręcą kręciołka palcami, czynności powtarzane nie wymagają zastanowienia.Właściwie oczy mówią ci, co chce dana osoba, żebyś myślał. Nie jestem zainteresowany oglądaniem obrazków, które inni ludzie namalowali o sobie, że niby są tacy wspaniali, że tak wspaniale mnie znów widzieć, że im zależy na tym, co robię w ten weekend, że rzeczywiście widzieli tajemniczą paczkę szklanek sfruwającą na Tess Harding.Mnie interesuje sedno, te białe kłamstewka, które wyślizgują się właśnie przez ludzkie palce. Większość ludzi wie, że tak naprawdę są nie do strawienia, ale wydaje im się, że nikt inny tego nie wie, ponieważ są takimi doskonałymi KŁAMCAMI. Dopóki jednak nikt nie będzie ich postrzegał jako kłamców musza się ograniczyć do bielusieńkiego, mięciuchnego nieba.Mówię serio, pomyślcie sami.Gdybyście urodzili się w bańce mydlanej, za cholerę nie pozwolilibyście waszemu wewnętrznemu świetlistemu demonowi wyjść na zewnątrz.To kim jesteście to to, kim was postrzegają.To kim jesteście, to produkt waszego otoczenia.Zakład, że jak-jej-na-imię myśli jakim to wyrzutkiem społeczeństwa to ona nie jest tak wstrętnie kłamiąc dla dobra Tess, taka cudowna przyjaciółka. Fakt, że ja wiem, że kłamie jest bez znaczenia i bez znaczenia jest że jej to nie wychodzi – to po pierwsze. Wierzy szczerze, że odwala kawał dobrej roboty, wiec to musi być prawda.Subiektywizm percepcji.Mój subiektywizm percepcji jest niekompletny dopóki nie wniosę w opowieść paru smakowitych kąsków przyniesionych z domu, świeżo po terapii wracam sobie, Izabell i Michael grają w intelektualnego ping ponga.I oto co mówię „jak – jej –tam-na – imię mówi, że widziała paczkę szklanek spadających na Tess.”Pięć minut później ping-pong. Tam i spowrotem, jakby mówienie mogło naprowadzić cię na jakiś ślad prawdy.„Dlaczego powiedziała, ze WIDZIAŁA? Mówi Izabell „Paczkę szklanek? Skąd TO wytrzasnęła?”Ping.„Byliśmy tuż przed jej domem” mówi Michael „Widziała nas, mamy przesrane, wyjeżdżamy”.Pong.„nie możemy po prostu WYJECHAĆ Michael. Jeśli widziała nas, to dlaczego nikomu nie powiedziała?”Ping.„Bo ja wiem? Ale jestem pewny na bank, że nie chcę tu być, kiedy zdecyduje się na mówienie”.Pong.„Może pudełko szklanek faktycznie na nią spadło, może Liz wcześniej jej nie widziała i weszła na zaplecze dokładnie kiedy to się stało?”Ping.Mówię „Jaka Liz?”Izabell spoziera na mnie morderczo.Michael mówi „Izabell, to najbardziej debilna rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem.”Pong.Mówię „Tak ma na imię? Liz?”Izabell mówi „Michael, pomyśl. Budzisz się zakrwawiony po środku jezdni zastanawiając się jak się do takiego stanu doprowadziłeś. Co robisz? Prawdopodobnie poszła do domu Liz, to znaczy, do domu przyjaciółki, no nie? I prawdopodobnie wymyśliły to kłamstwo, żeby zatkać ludziom usta, gdy zaczną pytać co NAPRAWDĘ się stało, a co się naprawdę stało, ona nie wie.”Ping.Mówię „racja.”Sęk w tym, że Izabell nie chce opuszczać rodziców, nie chce wyjeżdżać z miasta.Michael mówi „zbyt niebezpiecznie jest zostać.”Pong.„Racja” mówię.Sęk w tym, że Michael chce wyjechać.Potem oboje patrzą na mnie i Izabell mówi „Co myślisz Max? Kiedy rozmawiałeś z Liz, to co, wyglądało na to, że o nas wie?”Biorę gryza z mojej po-sesyjnej kanapki i pytam „Kto to Liz?”Izabell zamyka oczy „Jak-jej-na-imię, Max. Liz to jak-jej-na-imiꔄA” odpowiadam.Michael patrzy na mnie gniewnie „Zgrywanie kretyna staje się nudne Maxwell.”Rzucam mu moje „no cuś ty’ spojrzenie.Spojrzenie, które mówi „MASZ COŚ PRZECIW?”Izabell „Pieprzyć to, idę do Marii.”Marii?„Kto to Maria?” pytam.„Przyjaciółka” odpowiada i wychodzi.Patrzę na Michaela „Odkąd to ona ma przyjaciół?”Michael bierze moją kurtkę, wkłada ją „Widocznie przestałeś być tak zabawny jak dawniej.”„Śmieszne.”„Staram się.”„To moja kurtka.”Wzdryga ramionami „CYA Max”„Gdzie idziesz?”„Do domu kumpla.”„Jakiego kumpla?” pytam.Michael odpowiada „Znasz go jako jak-mu-tym-na-imię”.I oto ja w moim wstrząśniętym małym światku, Biedny mały ja bez przyjaciół.Mama wtyka głowę do pokoju i pyta „gdzie wszyscy poszli?”„Mają mnie dosyć.”Potrząsa przecząco głową i mówi „Niemożliwe.”Kocham moją mamę.Mówi „Chciałam pójść do spożywczego, masz ochotę pójść ze mną?”Wzdrygam ramionami.„Zrobię ci kanapkę z masłem orzechowym i Tabasco kiedy wrócimy” szantażuje.Stawia mnie na nogi w dwie sekundy „Ok.”Mówi „Weź kurtkę, robi się chłodno.”Moja mama ma jeden z dylematów hipermarketowych. Wiecie, życiowe wyzwanie podjęcia decyzji dotyczącej niezgłębionego problemu wyboru pomiędzy masłem orzechowym tłustym i bardziej tłustym.Cierpliwie czyta naklejki, zastanawia się. Jedno ma mniej tłuszczu, ale to drugie mniej sodu. Pozostawia mi wybór i kręci nosem.Ja i tata lubimy chudsze ale mama i Izabell wolą bardziej tłuste. Moja mama myśli, ze wybranie konkretnego rodzaju masła spowoduje, że albo ja albo Izabell poczujemy się mniej ważni dla niej. Ciężko jest być mamą.„Weźmy to bardziej tłuste” mówię.„Ale ty NIE CIERPISZ Tłustego.”„Nie to, że nie cierpię , tylko... ono jest takie... tłuste.”Uśmiecha się i wrzuca do koszyka oba gatunki.Mówię „Dobra myśl.”Idziemy wzdłuż korytarza i napotykamy kolejną decyzję życiową: Czekolada miętowa czy waniliowa.To wydaje się pokonać moja mamę. Podczas gdy miętowa jest ładniejsza i smaczniejsza, to waniliowa ma mniej konserwantów.Moja mama mówi, że w dzisiejszych czasach rozkład ciała po śmierci zajmuje znacznie więcej czasu z powodu konserwantów, które wtykają w żywność.Mama wie takie fajne rzeczy.Spogląda na waniliową i bierze głęboki wdech „Musimy porozmawiać.”O-o.„Co zrobiłem?”Uśmiecha się i wkłada waniliową do wózka. „Nic... nic takiego...”„O... to dobrze.”Pcha wózek korytarzem i odwraca się do mnie „Wiesz, ze ja i twój ojciec bardzo, bardzo cię kochamy... bardzo.”„No...tak.”„I gdyby było coś, coś co byś chciał nam powiedzieć, COKOLWIEK, zrozumiemy, nie będziemy kochać cię mniej.”No nie. Niemożliwe.„Mamo, o czym ty mówisz?”Mama serwuje mi ten maminy dobrotliwy uśmiech „Chciałam tylko, żebyś wiedział, że możesz mi wszystko powiedzieć, ok.?”I nagle olśnienie. Moja mama wie, że jestem kosmitą, moja mama WIE, że jestem OBCYM.Mówię „Wiesz.”Potakuje, patrzy na mnie ponieważ odwracając się wpadam na ladę z lodami. „W porządku Max, ja rozumiem.”Ona ROZUMIE?Jak może rozumieć coś, czego nawet ja nie rozumiem?Przełykam z trudem „Czy... czy tata wie?”„Tak kochanie, wie.” Obejmuje mnie i znów odsuwa na wyciągnięcie rąk słodko uśmiechając się „Był trochę... zaniepokojony najpierw. Ale kocha cię, MY cię kochamy. Nie chcemy, żebyś ukrywał kim jesteś, nigdy w życiu nie będziemy się ciebie wstydzić.”Moje oczy Zaraz wyskoczą z orbit „Jak się dowiedzieliście?”„Wiesz, pracuję z mamą Tary Fisher.”„No.. i?”„Chyba Tara jej powiedziała i ...”„Tara wie?”„Nie mówiłeś jej?”„NIE. Boże... mamo.. niedobrze.” Staram się objąć dłonią głowę ponieważ wydaje mi się, że w ten sposób uchronię mój mózg od wycieknięcia z czaszki „Ludzie nie mogą się dowiedzieć. To znaczy, skąd Tara wie, że ja... że ja jestem.. no...”„Gejem kochanie. Nie musisz bać się już tego głośno powiedzieć.”„Gejem?”„Wolisz tak się nazywać, czy może jest inna nazwa?”„Gejem?”Moja mama patrzy na mnie powoli potrząsa głową „Max, dobrze się czujesz? Może nie powinnam była o tym rozmawiać z tobą tutaj, ale nie wiedziałam, jak podnieść temat.”Potrząsam głową, bo może moja szara masa potrzebuje lekkiego rozruchu, by znów zacząć funkcjonować „Mamo... ja nie jestem... gejem.”„Kochanie, w porządku, zrozumiemy.”Potem uśmiecham się, bo tak popieprzone, ze zamierzam zaraz wrócić do domu i wykrzyczeć się ze śmiechu, że o mały włos nie zsikałem się w portki pośród regałów z lodami z powodu jakiejś głupiej plotki.Chwytam mamę w ramiona „mamo, spójrz na mnie, NIE jestem, PRZYSIĘGAM, nie jestem.”Patrzy na mnie i czyste zdziwienie przez nią przemawia. Mam wie, że kiedy tak do niej mówię to absolutnie mówię prawdę. Kiedy patrzę ludziom w oczy nie potrafię kłamać, to zbyt zwodnicze i chciałbym wierzyć, że umiem więcej niż tylko to. A odkąd wiecie, moje życie to jedno wielkie kłamstwo możecie się domyślić, że niezbyt często patrzę ludziom w oczy.Mówi „Więc w takim razie... masz jakiś inny sekret? Co chciałeś, żebym wiedziała?”Myśl Maxwell, myśl. Rusz głową kretynie, uda ci się.Przestaję patrzeć jej w oczy „Mam dziewczynę.”DEBIL. Powinno to być większe przegięcie, o wiele większego kalibru.Mama potrząsa głową „czemu nie chciałeś, byśmy wiedzieli, że masz dziewczynę?”„M-my y... ona…jest y…. Hm.”Oczy mamy powiększają się „Uprawiasz sex?”„Tak! Uprawiamy sex. To znaczy to robię.. robimy...ja i moja... dziewczyna.”Słodki uśmiech znika z twarzy mamy „Maxwellu Phillipie Evans”Krzywię się.Moja biedna mama pogubiła się. Ma dylemat o wiele potężniejszy od wyboru lodów. „TY” mama mierzy we mnie palcem „Musisz cos wyjaśnić mój chłopcze.” Popycha wózek i mruczy jak to ona „Po pierwsze, czemu jej jeszcze nie spotkałam? Co? Jak długo ją znasz? O BOŻE” zatrzymuje się i odwraca się do mnie „Używacie zabezpieczeń?”„Tak, mamo, to nic wielkiego.”„NIC WIELKIEGO? Moje dziecko uprawia sex z kimś, kogo na oczy nie widziałam, kogo nawet nie poczuło się w obowiązku przyprowadzić do domu. Co się dzieje? Jest za stara dla ciebie? To dlatego nigdy jej nie widziałam? ... może ma wszędzie kolczyki i tatuaże?”„Nie, mamo, pokochasz ją, słowo.”Kurwa.„Ja o tym zdecyduję.” Mówi.„Mamo” zaczynam mowę obrońcy „Myślałaś, że jestem gejem i potrafiłaś to zaakceptować, nie pomyślałaś może, że ja ... „„NIE! Zdecydowanie nie brałam pod uwagę twojej ... intymnej... znajomości z kimś... w kim się najpierw... nie zakochasz... a twoi rodzice nie zaakceptują... tej ... tej osoby...i ... i jak ona ma w ogóle na imię?”kurwa kurwa kurwa„Co?” pytam.Myśl myśl myśl. Betty. Nie, nikt już nie nosi takiego imienia. Winniefred. Debbie Gibson.Mówię „Liz.“O Boże.„Gdzie się poznaliście?”„W szkole... to moja... partnerka z zajęć z biologii.”„Córka Parkerów?”Pojęcia kurwa nie mam.„Hmm... no.?”Mama uśmiecha się po sekundzie zamyślona, „To miła dziewczyna, powiedziałabym, że z tych cichych.” Jej uśmiech znika i kontynuuje wyprawę alejkami popychając wózek. „Czy rodzice Liz wiedzą, że ich córka straciła cnotę? Hę? Wiedzą?”„MAMO, nie, nie możesz powiedzieć jej rodzicom, nie możesz.”„Daj jeden dobry powód do milczenia.”„Hmmm... mamo, posłuchaj mnie przez moment.” Staję przed moja mamą i chyba nie czują się na siłach na kłamanie. To tak, jakby ten jeden głupi sekret, który musi sekretem pozostać zmienił się w plotkę i zaczął żyć własnym życiem. Przerażające i zabawne zarazem.Wyobrażam sobie tę dziewczynę biczowana za to, że uprawia sex z tym nowo poznanym chłopakiem. Te dziewczynę siedzącą tam i myślącą, że albo jestem chory psychicznie albo przynajmniej poważnie opętany. No, fajnie, ale tak psychiczny to ja już nie jestem.Przysięgam.Przywdziewam najlepszy z wyglądów ‘biedny mały zagubiony chłopczyk’ i mówię „Mamo, posłuchaj. Nie możesz powiedzieć jej rodzicom, ponieważ najprawdopodobniej nie pozwolą jej więcej się ze mną widywać, rozumiesz?”Mama potrząsa głową.„Mamo, to nie tak, że uprawiam sex na prawo i lewo, ok.? To ona, i my... hm... nawet nie robiliśmy tego za często. Tylko... mamo, my się kochamy, naprawdę.”Spłonę w piekle.Mam traci swój wojowniczy wygląd i tylko ślepo się na mnie gapi „Skąd wiesz?”„Skąd wiem?”„Tak.”Przełknij, mrugnij. „Ona... ona jest... jak ja. Wiesz, cicha, z początku zachowuje się jak debilka.” Uśmiecham się, mama uśmiecha się, bo oboje wiemy, że to akurat prawda. „Ale ona chciała poszukać głębiej, wiesz. Kocha mnie za to, że ... za to, kim jestem. Tak miło jest mieć ją obok, jesteśmy jak, jakbyśmy się nie mogli sobą nacieszyć.”Mama znów nie może wyjść ze zdziwienia. To działa.Mówi „Co jeszcze?”„Znasz mnie mamo, nigdy wcześniej nawet nie dostrzegałem dziewczyn. Ale ona, ona sprawiła, że ją zauważyłem. Nie da się jej zignorować, to pewne. Mówimy sobie wszystko, nawet to co nie jest w nas takie wspaniałe i akceptujemy siebie nawzajem. I my... i ja nie potrafię wyobrazić sobie... bycia z kimś innym... niż ona, nigdy. Jest taka zabawna ... i uczciwa... i troskliwa. A jej włosy są takie... takie miękkie.”„Wystarczy” mówi mama odwracając się ode mnie i wreszcie wychodząc z tej lodowej alejki.„Więc... hmmm ... nadal zamierzasz powiedzieć jej rodzicom?”„Chcę, żebyś był ostrożny Max, nie chcę, żebyś cierpiał.”„Mamo, ja tego potrzebuję. Chcę móc ja widywać.”Oczy mamy odpływają w dół „Ojciec mi się przypomina jak na ciebie patrzę.”Uśmiecham się „Tak?”Potakuje „brzmi jak naprawdę wspaniała dziewczyna.”„Tak, taka jest. Trochę przypomina mi ciebie, wiesz, w ten nie-zdrożny sposób. Jakby akceptowała mnie bez względu na wszystko, jak ty.”To nie brzmi jak kłamstwo, ponieważ opisywana postać nie istnieje. To kogo opisuję to postać, z którą kiedyś chciałbym być. Różowiuchna, miluchna dziewczyna moich marzeń. Słowo klucz: marzenia. Różowiuchny, miluchny ja ma często takie sny.Mam nadzieję, że jak-jej-na-imię nigdy się o tym nie dowie.Mama spogląda i wali prosto z mostu „Więc kiedy w końcu poznam tę WSPANIAŁĄ dziewczynę?”„Poznam?”„Może jutro? Może mogłaby wpaść na obiad?”„mamo, ona naprawdę jest nieśmiała.”„Cóż, nadal zamierzam ją poznać, oficjalnie.”„O.”Cudnie, milusio.Mówię „Daj mi... daj mi trochę czasu.. dobrze?”„Wystarczy tydzień?”„Tydzień?”Potakuje „Przyszły tydzień.”O w mordę.„Oczywiście jeśli nie chcesz, żebym poszła do Parkerów i poznała ją i jej rodziców osobiście?”„Nie nie nie, tydzień brzmi wyśmienicie, cudownie, za tydzień jest ok.”Uśmiecha się „nie mogę się doczekać.”Mruczę.Dam radę.„Więc” zaczyna mama „Mac i Cheese czy Top Ramen?”
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

liz
Fan
Posts: 569
Joined: Sun Dec 21, 2003 5:31 pm

Post by liz » Sun May 02, 2004 10:51 am

To był pierwszy odcinek sedna, przy którym śmiałam się tak, jak przy Spinie ;) Ale Max na kręcił 8) A jego ,dziewczyna' nawet nic nie wie :D Znowu zaczynam odliczanko :D Świetne tłumaczenie, LEO. :respekt:

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Sun May 02, 2004 11:00 am

Hahaha, ale się uśmiałam. Pierwsze części sedna były takie nudne trochę, ale teraz jest lepsze niż kręciołek. I ta "poważna rozmowa" Maxa z mamą-hehe. :uklon: Dzięki ci LEO za kręciołek i sedno

User avatar
Graalion
Mroczny bóg
Posts: 2018
Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
Contact:

Post by Graalion » Sun May 02, 2004 2:59 pm

No dobra, przyznaję, mało nie spadłem z krzesła ze śmiechu. Z całą pewnością najlepszy odcinek Sedna, a pod pewnymi względami najlepszy ze wszystkich dotychczasowych. Na początku naprawdę się nie zorientowałem co takiego matka Maxa wie. Dopiero gdzieś przy tacie się domyśliłem i wybuchnąłem śmiechem. Zresztą już rozmowa z Michaelem i Isabel o jak-jej-tam, czyli Liz, wprowadzała w ten nastrój. A później rodzice myślą że on jest gejem. A jeszcze później opowiada że uprawiał seks z Liz :lol: . Heh, odcinek świetny.
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun May 02, 2004 3:17 pm

Heh. No rzeczywiście najlepszy z dotychczasowych odcinków. Od początku do końca uśmiech nie schodził mi z twarzy, nie licząc tego, że krztusiłam sie śmiechem w scence z mamą Maxa... Teraz zaczyna mi sie przypominać kilka równie za...bawnych scenech ze Spin :roll: Czekam na dalej i mam nadzieję, ze będzie równie dobrze - a na pewno bedzie. :D
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sun May 02, 2004 3:22 pm

To prawda ale trzeba jeszcze przyznać, że w zabrnięciu w kłamstwo fantastycznie pomogła i wsparała go mama...Takie śmieszne odwrócenie ról. Wsłuchamy się w ludzi ktorzy chcą w nas widzieć kogoś innego niż naprawdę jesteśmy...Dziekuję LEO :P
Image

User avatar
ADkA
Fan
Posts: 555
Joined: Fri Mar 12, 2004 10:07 am
Location: g.Śląsk
Contact:

Post by ADkA » Tue May 04, 2004 8:23 am

No nie! :shock: Ja chyba zacznę sobie wycinać niektóre fragmenty, powiększać i wieszać nad biurkiem jako cytaty "na każdą okazję "(!) :cheesy: Albo wyuczę się całości na pamięć! :wink:Wiem, że w gruncie rzeczy każdy czapterek niesie ze sobą cały bagaż emocji różnego rodzaju, ale ten ostatni - jak dla mnie - pobił poprzednie!I Twoje tłumaczenie LEO -cudeńko! :P
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Tue May 04, 2004 4:38 pm

Przy tym opisaniu co to jest poezja, pomyślałam: "Zaczyna się robić ciekawie, mam nadzieje, że będzie więcej takich momentów." To co potem nastąpiło: POBIŁO WSZYSTKO! Ping pong, i rozmowa z mamą Max'a, i dotego małe dodawanie myśli Max'a, w którego głowie układało się tylko "kurwa, kurwa, kurwa" pobiło nawet najlepsze sceny ze Spin! To jest niesamowite :lol: :lol: :lol: !Aha, i jeszcze jedno, idę sobie przed chwilą do kuchni po kanapeczkę, a mój brat pyta mi się: "Am, Am?", powiedziałam "No jasne", na to on dodał "Czego się tak rżniesz?" (co za miłe słownictwo w stosunku do starszej siostry), " A... czytam sobie" Potem wypytywał mnie co. Tak więc wpływ Kręciołka i Sedna rzutuje się na całą moją rodzinkę :lol: I wszystkim jest dobrze :cheesy:
Image

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Fri May 07, 2004 9:45 am

Bardzo was przepraszam za opóźnienie, ale wcoraj nie mogłam wejść na forum, a poza tym mam problemy z komputerem i internetemCzapterek sEx.„Trevor Solomon, zmarł na raka w wieku lat 55 wspierany przez żonę Ritę i jego dwóch synów, Jeffa i Jaroda.”Jest taka luka w czasie pomiędzy naszym powrotem do domu ze szkoły a powrotem do domu z pracy naszych rodziców. Wykorzystujemy ten czas efektywnie wykonując mnóstwo produktywnych rzeczy.„Celina Greenwood, 64, wypadek samochodowy” czyta Izabell.Izabell lubi znać całość sytuacji. Kto żyje, kto zmarł, kto się żeni, kto zdaje maturę. Kogo aresztowano, kogo pozwano. Takie rzeczy mówią ci za pomocą ostatnich stron gazet. Nie to, żeby kogoś w tym pokoju poza Izabell niezmiernie to obchodziło, ale to lepsze niż kąpiel w kwasie chlorowodorowym.Nie to, żeby to znowu była jakaś opcja.„William Blane, 92, śmierć z przyczyn naturalnych, hmmm...” mówi „to zostawmy.”Skanuje resztę strony gazety przy pomocy palca wskazującego.Im starszy jesteś, tym dłuższa i nudniejsza jest historia twojego życia, nekrologi i pogrzeby. Powód: wszyscy wiedzą, że umrzesz, więc zaczynają pisać zanim koniec faktycznie nastąpi. Ale to tylko moja teoria.„Allison Zofolski, 21 ... nie piszą na co.”„przedawkowała” mówi Michael.Zaczynasz zauważać reguły. Nie ma dwóch takich samych śmierci. W końcu każdy gryzie ziemię, ale na swój własny, ekskluzywny sposób. Ludzie nie mają na to wpływu choćby stali na głowie i klaskali uszami i dlatego to drukują na ostatniej stronie. Czasami historia jest ostra na tyle, żeby przeciec na pierwszą stronę, wtedy ludzie zaczynają wykazywać zainteresowanie.Ponieważ wszystko o co dbamy, to to czego nas nauczono by dbać, tak czy inaczej.Śmierć trafia na okładkę jedynie wtedy, kiedy jest wystarczająco krwawa i niecodzienna. Urodziny – tylko kiedy dzieciak ujrzał światło dzienne pięcioma ślepkami. Jeśli nie wspominają o przyczynie śmierci, to oznacza, że ta śmierć była be. Brzydka pod względem formy i treści równocześnie, pijani kierowcy, mordercy samobójcy, staruszkowie z atakiem serca po zażyciu Viagry. Takich numerków nie kładzie się publicznie przed oczy. Ich rodziny straciłyby zbyt wiele cennych punktów.Wiem, wiem. Jeśli piekło istnieje mam tam rezerwację. Już się z tym pogodziłem.Nie mogą również wspomnieć czegoś kretyńskiego, takich rzeczy, które po przeczytaniu wzbudziłyby salwy śmiechu. Jak ‘niechcący potrącony przez pociąg’ czy ‘pływanie w zarekinionej wodzie’, ‘spanie z nożami’. Zbyt to głupie by nazwać to otwarcie samobójstwem, więc nie nazywają tego w ogóle.Kith Kennedy, 96, przyczyna śmierci – nie wspomniano.Musisz zastanawiać się jak wiele z tych niewyjaśnionych zgonów było aktem zemsty. Czasami zastanawiasz się, czy jeszcze zobaczysz uśmiechnięta mordkę Hanka, jego własny mały prostokącik z czarnymi ozdóbkami na tylnej stronie Roswell Times. Musisz zastanowić się, czy przypadkiem kiedy zobaczysz Pana Hardinga jak gapi się na ciebie z podpisu pod prostokącikiem: tak a tak, zmarł na kto-tam-wie-co-to-było.Zastanawiasz się, czy to wszystko da ci w kość.I każda niecodzienna śmierć miga nam przed oczami.Jak-tam-ma-na-imię, 37, kolejny wypadek samochodowy.Jak-tam-wyglądała, 17, utonięcie.Zastanawiasz się, jak sprzedadzą twoją śmierć.Porażka życiowa.Choroby serca.Guz mózgu.Zbyt wiele postrzałów w głowę.Upadek moralny, to kolejna z anty-moich wersji.Widzicie, to kolejna sprzeczność w moim biologicznie ujmowanym żywocie. Mogę uzdrawiać. To w zasadzie nie pokrywa się z niekończącymi się schematami i błyskotliwym sarkazmem czy pogrzebowym humorem. Ale pracuję nad tym.Ta cała sprawa w której nawet nie wiem, czy ja w ogóle umrę. Widzę ranę a moje dłonie już się cieszą i rwą do leczenia.Zawsze pragniemy rzeczy, których nie możemy mieć.Izabell wodzi palcem po zbliżających się rozprawach sądowych i przenosi się na śluby. Zabij, ale nie nudź.Michael próbuje z uporem maniaka swoją górną wargę zaciągnąć na szczękę.Mówię „Jutro zostało oficjalnie odwołane przez jak-tam-ona-wygląda”Izabell patrzy na mnie przez przymknięte powieki i mówi „Dzięki za podzielenie się z klasą Panie Chodząca Wrażliwość.”Michael puszcza górną wargę i zaczyna się śmiać.Różowiutki, puszysty ja pieści jego ego, pielęgnuje jego wielką ego-ranę.Cały świat ma ubaw z kawału Max-to-pedałek, którego wcześniej nie znałem. Muszę uciąć sobie pogawędkę z Tarą Fisher.Muszę wyjaśnić raz na zawsze tę całą zabawę z orientacją seksualną i mam nadzieję, że ta dziewczyna Parkerów wkrótce oszaleje na moim punkcie. Musimy przekonać naszych rodziców, a do tanga trzeba dwojga. Może gdybym przekonał dziewczynę Parkerów, żeby szybko się ze mną przespała, to może to co powiedziałem mamie nie byłoby znowu tak wielkim łganiem.Co gorsze: okłamywanie mamy czy bycie takim obleśnym typem.Wiem. Jeśli istnieje piekło rozważajcie mnie w kategoriach fileta mignon.Ale ta cała dziewczyna Parkerów ma na mnie alergię co nie za bardzo da się pogodzić z moim planem.Izabell natrafia placem na kolejny kąsek „Nicole i Charles Tucker pobrali się dzisiaj.”Michael na to „Zakopmy znów orbitoidy, tam gdzie je znaleźliśmy.”Mówię „Aktualnie spotykam się z dziewczyną Parkerów.”Izabell i Michael patrzą na mnie, oczy jak spodki.Ja na to „No, nie w tej sekundzie, jak możecie się domyślić.”Nadal patrzą się.Mówię więc „Żartowałem.”A oni „O, hej, a Tess dzisiaj pracuje?”
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
ADkA
Fan
Posts: 555
Joined: Fri Mar 12, 2004 10:07 am
Location: g.Śląsk
Contact:

Post by ADkA » Fri May 07, 2004 11:26 am

:roll: Czuję niedosyt! Jakoś tak szybko się urwało! Na pewno było tego tylko tyle? :wink:No tak, oto przyzwyczajenie do nieco dłuższych wywodów Maxia!Ale teraz już wiem co będę robić w wolnych chwilach - czytać nekrologi w gazetach! :cheesy: Taa.... ileż to można się dowiedzieć!Dzięki LEO za kolejy czapterek! I mam nadzieję, że skończą Ci się kłopoty ze sprzętem, bo to byłaby dla nas niewypowiedziana strata gdybyś na dłuższy czas "się odłączyła"! :P
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"

User avatar
Graalion
Mroczny bóg
Posts: 2018
Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
Contact:

Post by Graalion » Fri May 07, 2004 2:36 pm

Druga część chapterka sugeruje całkiem ciekawy ciąg dalszy. Poza tym bez fajerwerków. Heh, no ale przecież nie może być ciągle i przez cały czas genialne :wink:
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Mon May 10, 2004 11:01 am

kochani, dalej mam potworne problemy z komputerem i internetem, ale postaram się, by kolejny czapterek też był na czas. trzymajcie kciuki, żeby mój geriatryczny sporzęt zadziałał w końcu jak powinien ;)Czapterek sewen„Możemy już iść możemy już iść możemy już iść możemy już iść”„Idź”To zamsze ucina temat.„Co to za frytki” mówi Izabell „Te z serem na całym talerzu?” Przeszukuje menu celem odnalezienia odpowiedniej kosmicznej nazwy na nie.„Serowe frytki” mówi Michael.„Plazmowe frytki przestrzenne” mówię „Nigdy ich nie bierzesz.”„Więc?”„Więc po co ci one teraz?”„Po nic, masz coś przeciw?”„Co?”Tak, jestem dupkiem. I nie tylko ja się pogodziłem z tym faktem i przeszedłem do dalszych czynności, ja się w tym rozpływam. Jestem wielgaśnym, kamiennosercym, wysysającym ludzkie mózgi kosmitą. Waszym największym koszmarem. Facetem, którego nie chcielibyście spotkać na ulicy. Babiarzem, kłamcą, Wielkim Osłem.„Maria mówiła mi, że są smaczne, może być takie wytłumaczenie kapitanie?”„Cóż, w takim razie muszą być one dobre.”Mam potąd wszystkich zmian. Koniec z nimi, z zamawianiem nowych posiłków, spotykaniem nowych ludzi, koniec z ‘wyrwaniem się stąd’ czy ‘próbowaniem czegoś nowego’ albo ‘używania życia’. Jestem aktywnym członkiem Ligi Zachowania Status Quo.Izabell potrząsa głową skupiając się nad menu „jak chciałeś pożyczyć Midol, to wystarczyło poprosić.”„Jak tam twoja dziewczyna?” pyta Michael z sarkastycznym uśmiechem.„Ha – Ha”„Nie mogę uwierzyć ,że powiedziałeś mamie, że śpisz z Liz Parker” mówi Izabell „Po jaką to zrobiłeś?”„Dla mej czystej satysfakcji”.„Dobra, więc ściągniesz ją do swojego domu na obiad” drąży Michael „A potem co?”„Potem nico, potem dostanie czego chce, a nie?”Oto plan, wyjaśnić całą tę aferę z tym czymś Parkerów, żeby tylko wszystko wróciło do normy.Michael opiera się „Wow, jesteś bardziej popieprzony niż ja, nigdy w życiu nie ściągniesz jej do twojego domu, spójrz na nią.”Odwracam głowę a Liz Parker skrada się do stolika jakby była to przyjemność porównywalna z wtykaniem szpilek w gałki oczne.Nie to, żeby to była jakaś opcja.„Witamy w Crashdown Cafe nazywam się Liz i będę waszą zaprzyjaźnioną kelnerką zupą dnia jest warzywna mogę wam coś przynieść do picia czy może wolicie już coś zamówić.”Uda się.Jestem wielgaśną, wredną, obleśna istotą i uda mi się to.„Tess zachorowała, jeśli macie coś przeciwko mojej obsłudze mogę ściągnąć tu Courtney żeby przyjęła zamówienie.”Nienawidzi mnie.A mi to wisi.Pieprzyć to. Pieprzyć cały projekt, pieprzyć plan. Powiem jej, żeby projekt sama sobie robiła, możemy o wszystkim zapomnieć. Ale wtedy dostanie tylko połowę punktów.A co mnie to, że dostanie połowę punktów.Ale co, jeśli obleje przeze mnie.DOBRZE.TO plan. Powiem rodzicom, że zerwaliśmy, albo że zmarła, albo że okazała się zimną jak ryba, pozbawioną serca suką, że zabrała całe moje pieniądze, wydała na buty i że nigdy więcej nie chcę jej widzieć. Jaki ja jestem biedny.„Zamierzałem powiedzieć, że może... może jutro powinniśmy się spotkać i popracować nad projektem z biologii.”NIE.Nie to miałem powiedzieć. Miałem zamiar powiedzieć: idź i ciesz się z połowy punktów. Odejdź precz, zostaw mnie.„Jasne” mówi „Gdzie?”U mnie? Nie. Mój pokój to pobojowisko. Do jutra tego nie posprzątam, może zmuszę Michaela by to zrobił. Wisi mi to, wisi mi, czy zobaczy mój wielki, obleśny, pozbawiony serca pokój.„Może tu, po szkole?”Odnotować: zabić tego różowiutkiego, pluszowego faceta.„Parker.”To Tess. Tess weszła do budynku.„Idziemy na imprezkę w ten weekend.”„Idziemy?”Tess uśmiecha się do mnie „Ty też powinieneś przyjść Max, będzie fajnie”Jassssne, takie małe ale : nienawidzisz mnie.Co tu się w ogóle dzieje. Czemu kurwa Tess mnie lubi, czemu do ciężkiej cholery nie lubi mnie Liz?Nawet okruch z tego wszystkiego nie pasuje do mojego planu.Namydlić, spłukać, powtórzyć.Wyszorować zęby upewniając się, że przynajmniej 30 sekund poświęca się na każdą z powierzchni.Ogolić się.Ubrać.Tata powinien być na dole i robić kawę.Mama powinna robić środową jajecznicę z toffu.Będzie smakować jak ścierka, ale uśmiechnę się i zjem.Tata zapyta nas, jak było wczoraj.Izabell powie, że świetnie, jedno słowo, to wszystko: świetnie.Ja powiem w porządku.Wszyscy wyjdziemy w tym samym momencie.Mama pocałuje nas w policzki.Tata poklepie nas po plecach.Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają, jasne? Niektóre rzeczy nie zmieniają się choćby nie wiem co.Idę na dół, tata parzy kawę, mamą robi środową jajecznicę z toffu, Izabell zgłębia tajemnice gazety.Głęboki wdech.Wszystko jest ok.Tata uśmiecha się do mnie „Córka Parkerów co?”Nie, nie moja rodzina. Wróg wdarł się do mego domu, zawładną moją osobistą przestrzenią, naruszył moją rodzinę. Zaklął ich w kokony, wszystko się zmieniło.„Tak tato.”Izabell chichocze.„Milutka jest” mówi tata sugestywnie uderzając palcami w głowę „I mądra.”„Tak, jest cudowna.”„Przyjdzie w przyszły weekend na obiad?”Izabell przyciska gazetę do siebie i śmieje się. Wielkie dzięki Izabell.„Tak, nie może się doczekać.”„Kochanie, wszystko ok.?” pyta mama „Trochę zbladłeś.”„Ok. mamo.”Siadamy.Tata pyta jak było wczoraj.Ja mówię: w porządku.Izabell zaczyna tę całą gadkę jaka to Maria jest fajna. Maria to, Maria tamto, Maria blablabla.Wpycham trochę tofu do ust i uśmiecham się.Potrzebny mi nowy plan.Często patrzy na stół, widać, że nie chce tu być, ja zresztą też nie. Ma ten wyraz na twarzy, że już wolałaby skakać z urwiska. To nie opcja, więc daję jej moje zadanie z biologii, żeby przestała gapić się na ten stół.Musi ubierać się w lumpeksach, bo nosi ubrania, które krzyczą, że ktoś wcześniej nosić ich już więcej nie chciał. Nosi te śmieszne spodnie wytarte na siedzeniu. Koszulka którą ma na sobie mówi, że nosił ją wcześniej jakiś ośmiolatek. Taka biała z napisem „BARRY” wyhaftowanym w rogu kieszonki.Ona nosi ciuchy odrzucone przez innych.To sprawia, że się denerwuje.I pije za dużo kawy.A jej ręce za bardzo się trzęsą.Wisi mi to, że pije za dużo kawy, ale co jeśli ma jakąś alergię i zaraz padnie mi tu martwa? Dostanę tylko połowę punktów z biologii.„Wszystko w porządku?”„Czekaj, myślę.”Tess przechodzi obok i uśmiecha do mnie jakby to było jej nowe hobby poczym wlewa w gardło Liz następną porcję kawy. „Jeszcze kawy?” pyta Tess. Brzmi jak stewardessa.Liz wysuwa swoja filiżankę na róg stołu a Tess ją napełnia.A co jeśli ona przedawkuje tę kawę, co jeśli dostanie drgawek.„To twoja trzecia filiżanka.”„Czwarta.”To ni może być dobre, takie picie kawy. Nie możemy pozwolić jej umrzeć na jakieś drgawki albo coś. Jej ręka znowu się trzęsie.„Liz?”Pierwszy raz spogląda na mnie „Hę?”Ona mnie nienawidzi. Albo i nie, może tylko nie znosi być tu, może gdybyśmy poszli gdzieś indziej zachowywałaby się normalnie.„Nie jest tu za głośno?”Podsuwa kawę pod nos.Albo po prostu mnie nienawidzi.Tess drze się na kogoś przez telefon. Ktoś wkrótce powinien ją uratować, ktoś, to nie ja. Ja staram się usłyszeć co ona mówi. Mógłbym ją ocalić, gdybym musiał, gdyby nikt inny tego nie zrobił, ułożyłoby się nam, nauczylibyśmy się kochać siebie nawzajem. Moi rodzice by ja polubili, chyba.„Zostawiłeś tu swoją kurtkę.”„Tak?”„No.”„Fajnie, szukałem jej.”To denerwujące, ona siedząca tak i otwarcie nienawidząca mnie. To właściwie smutne, że ja sprawiam, że tak siedzi, mogłaby iść do domu gdyby chciała, uszczęśliwiłaby nas oboje.Tess siada obok Liz i gadają, nie słucham bo to jestem nowy ja, Chodząca Apatia, ale wredny nadal jestem.Liz byłaby całkiem fajna, gdyby nie wpychała w swoją twarz tego kubka kawy, ale go wpycha. Przynajmniej nie wybrałem jakiegoś mega babsztyla do przedstawienia mamie jako obiektu moich doznań seksualnych.Widzicie, nadal paszczur.Tess czepia się ramienia Liz, kończą blablać, Tess odchodzi.A my siedzimy tak i przez moment nikt nic nie mówi.„Jesteście dobrymi przyjaciółkami, prawda?” mówię.„Najwyraźniej.”Super, w takim razie to ty ja ocalisz.„Może powinniśmy już skończyć.” Mówię.„Ok.” mówi i zamyka z hukiem książkę, poczym wstaje.„Może powinniśmy kontynuować jutro, albo coś.”„Chyba.”„Ok.”„Gdzie?”„Wszystko jedno.”Wzdryga ramionami „Mi też.”„Hmm... u mnie?”„Jak chcesz.”„No cóż, będzie ciszej.”„Super”„Ok... khm... to do jutra.”„No.”Ona mnie nienawidzi.„Posprzątaj mój pokój.”„Hm.... nie.”„Mike, no daj spokój.”„Daj mi o tym pomyśleć.... nie.”„Proszę?”„czemu mam posprzątać twój pokój?”„Ty go doprowadziłeś do tego stanu.”„I?”„Ja go nie posprzątam.”„Nie patrz na mnie, użyj swoich... hm... zdolności, albo coś .”„Próbowałem, źle się kończy.”Michael wzdryga się „żal mi ciebie.”„Dobra, zapłacę ci.”„Ile?”„30.”„50.”„W życiu!”„Będziesz musiał dać mi o wiele więcej, jeśli mam dotknąć twojej bielizny, bierzmy pod uwagę koszt robocizny, narażenie na osobisty stres.”„Dobra, 30 i zatrzymasz moją kurtkę.”„Jaką kurtkę?”„Te, która wziąłeś, jest u ciebie w domu.”„Myślałem, że jest moja.”„Hmmm... nie.”„Cóż, i tak zamierzałem ją zatrzymać.”„Michael.”„Nie.”„Dobra, 50, i zrób to do jutra.”„60.”
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
ADkA
Fan
Posts: 555
Joined: Fri Mar 12, 2004 10:07 am
Location: g.Śląsk
Contact:

Post by ADkA » Mon May 10, 2004 11:51 am

To już dziś? Kapitalnie! :DNastępne cudeńko do kolekcji!Ja się kiedyś uduszę ze śmiechu! :wink:"Ona mnie nienawidzi" - niezłe podsumowanie koleżeńskiego spotkania! Taa... Oni czują do siebie miętę!Ale nic dziś nie przebije dialogu Max - Michael! Niezła wyliczanka! :cheesy:
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Thu May 13, 2004 10:04 am

HA!wygląda na to - odpukać w niemalowane (każdy kto to czyta!), że mój weteran dziala. Zatem zabieram sie za masę zaległości w forum - o ile czas jednorazowo mi na to pozwoli.SEDNO, to cudeńko, istnieje w oparciu o Kręciołka i czasami wręcz się z nim pokrywa. Ale nie uprzedzajmy faktów, bo co tu dużo mówić: Max jest czasami żałosny i mniej zabawny, ale jego punkt widzenia na różne rzeczy oraz stoicyzm w obliczu takich wypadków jak branie go za geja jest rewelacyjny. Wszystko... "bierze na twarz" i to chyba najlepsze określenie ;)Jutro cdn ;)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Fri May 14, 2004 9:02 am

Czapterek osiem.„Liz Parker”„Liz Parker?”„No, ja i moi przyjaciele, byłyśmy w łazience i gadaliśmy sobie a ona wyszła i po piórkach.”„Liz Parker?”„No, powiedziała to, jakby to było powszechnie wiadome.”„Liz Parker?”„No, Liz Parker.”„Liz Parker powiedziała ci, e ja jestem ...”„No, Liz Parker.”„W łazience?”„Centralnie, dokładnie, w łazience.”„Czemu?”„Co czemu?”„Czemu ci to powiedziała?”„Skąd mam wiedzieć, a jesteś?”„Co czy jestem?”„No wiesz...”„Liz Parker?”„Ta, Liz Parker.”Cały świat włączył wsteczny a potem nagle zdecydował się gnać do przodu i tylko mnie nikt nie uprzedził. Wiecie, nie dostałem żadnej notatki w stylu: „Cały świat startuje na przyspieszonych obrotach, przepraszamy za niedogodności.”„Liz Parker powiedziała ci to w łazience?”„Masz numer telefonu Tess?”„Czyj?”„Tess.”„Moment, Liz Parker, była w łazience, kiedy powiedziała ci to?”„Dokładnie, Liz Parker, w łazience, rzuciła jak zimną rybę na tacę. Więc masz ten telefon do Tess czy nie?”Podjąłem decyzję, odnośnie planu, odnośnie nowego planu.Zdecydowałem, że od tego momentu jestem antagonistą, ok.? jestem wielgaśnym, jednowymiarowym, niedobrym facetem. Okropnie niepoprawnym chłopaczyskiem. Jeśli typujecie kogoś do odstrzału na końcu tej historii to wskażcie na wielgaśnego dziwoląga co uzdrawia.Ok., no i dobra, już to wcześniej przerabiałem, wielki złośliwiec, ale tym razem to zadziała. To jest plan.Jedno co się liczy w życiu przeciętnego, szarego antagonisty to fakt, że go się nigdy nie zaskoczy jakimiś niespodziewajkami, nie dopóki nie nadejdzie koniec pieśni czyli tej historii, kiedy to się okaże, że protagonista, który przez większość fabuły był słabszy jest faktycznym wrzodem na tyłku. To moment, w którym antagonista idzie na dno jak zbędny balast, tonie w cysternie kwasu, zostaje przejechany przez samochód protagonisty i jego/jej gang obszarpańców.Jedyny mankament tkwi w tym, e rola protagonisty nie została jeszcze obsadzona. Kto nim będzie? Może Kyle, może w końcu skopie mój tyłek jak zawsze o tym marzył? Nie byłbym zaskoczony.Więc nie jestem zaskoczony że ona, ta, jak-ona-wygląda, dziewczyna Parkerów, LIZ, mnie nienawidzi, mówi ludziom kłamstwa na temat mojej orientacji seksualnej. Wcześniej byłem zaskoczony, bo nikt nie wiedział kim jestem, więc nikt mnie nie nienawidził, z wyjątkiem Kyle’a, i Tess, ale Tess teraz mnie lubi. Ale teraz to ja jestem wielkim, wrednym facetem, nic więc dziwnego, że Liz mnie nienawidzi, może jest psychiczna. Może użyję jej by zbliżyć się do Tess, potem użyje Tess żeby zbliżyć się do kogoś innego, a potem z moimi diabelskimi mocami i postępowaniem opanuję świat. Potem Kyle skopie mój tyłek, gdzieś jakoś mój sekret się wyda, że jestem złym ufoludem i mnie deportują. I dobrze.Dr Amos mówi, że ja chcę, żeby ludzie poznali mój sekret. Stara się biedak dać mi wskazówki jaki jest sens życia, MOJEGO ŻYCIA konkretnie rzecz ujmując. Głupiutki malutki człowieczek, antagoniści nie spędzają czasu na zastanawianie się nad rzeczami takimi jak ta.A mówiąc o dr Amosie, prawdziwi antagoniści nie potrzebują terapii. Cóż, w zasadzie to potrzebują, tylko nigdy żadnej nie mają, są zbyt fajni na terapię.I jeszcze jedno, antagoniści nie zwracają uwagi na takie głupoty jak Tess zwracająca na nich uwagę czy Liz Parker, wróg, kłamiący na ich temat. Oni tylko się śmieją w duszy swego wrednego ciała , śmieją się do rozpuku śmiechem Draculi.Ha, ha, ha.Wszystko jest trywialne.Dr Amos mówi, że staję się irracjonalny i przybieram mechanizm obronny kiedy rzeczy nie idą wg mojego planu.Ha, ha, ha.Wiem, co myślicie, i po czyjej stronie jesteście co?Oto kilka podstawowych zasad odnośnie tego jak rzeczy powinny się układać:1. Wszystko jest czarno – białe.2. Ignorancja to błogosławieństwo.3. Rzeczy mogą nigdy nie wrócić do normalnego stanu, ale zawsze może być gorzej, a to wystarczająco dobre dla mnie.Stąd można już tylko lecieć na pysk w dół. Oto co właśnie zadecydowałem, oto plan. Nie ma sensu? No to wyśmiejcie go.„Jak możesz po prostu siedzieć tu i czytać komiksy podczas gdy ja babram się w twoich brudnych ciuchach?”„Nie zapomnij posprzątać w mojej szafie.”„Za mało mi płacisz.”„Ha ha ha”„A to pod łóżkiem to co to jest do cholery?”„Masz...” sprawdzam godzinę „Piętnaście minut.”„Dopóki nie przybędzie twoja dziewczyna?”„Zamknij się.”„Pieprzyć to” mówi Michael i rzuca we mnie moją koszulką „Nie ma mnie.”„Moment, w takim razie oddawaj forsę.”„Przykro mi malutki” Michael kwituje wszystko trzymając rękę na klamce moich drzwi „Przepuściłem wszystko w Vegas.”„Zapłaciłem ci pięć minut temu.”„Tak? Nie pamiętam. Cześć.”Kurw...Przypomnijcie mi, żebym dał mu jakąś gówniana robotę jak już przejmę kontrolę nad światem.PUK PUK PUKHa,ha,ha wróg u bram.Dupa, rodzice, wszystko się zaraz zawali. Mama zaraz zastosuje głos z cyklu ‘jesteś-dziewczyną-mojego-syna’. Mój piekielny plan spali na panewce.Wpycham część rzeczy pod łóżko i zbiegam na dół, chwytam mamę przy drzwiach „Nic nie mów”.„Co?”„Liz już jest.”Wielki mamusiny uśmiech „Cudownie!!!!!!”„nie możesz nic do niej mówić.”„Co?”„Nie możesz nic do niej mówić.”PUK PUK PUK„Czemu nie?”Dobre pytanie.Czemu nie.„Ona hmmm.... nie lubi rozmawiać.”„Co?”Jest niema.Mówi tylko po francusku.„Jąka się.”„Jąka się?”PUK PUK PUK„Tak, jąka się i koszmarnie peszy rozmawiając z nowymi ludźmi, wiec nie rozmawiaj z nią, ok.? Przynajmniej nie teraz, dopóki cię nie pozna, ok.?”Przyglądajcie się jak będę płonął w czeluściach piekielnych.Mama na to „Ale... no cóż... dobrze kochanie... jeśli myślisz, że tak będzie najlepiej... to chyba masz rację...”Liz drze się przez drzwi „Khm.. Halo?”„Nie brzmi jakby się jąkała.”„Ale się jaka, uwierz mi, jąka się.”Otwieram drzwi „Hej.” Witaj wrogu, w mym domostwie, czuj się nieskrępowana by zacząć się jąkać w której chwili tylko zechcesz.„Pukałam chyba z trzy razy.”„Serio? Dziwne. Wejdź.”Uderzam jak tajfun po schodach na górę, Liz za mną.„To moja mama” wskazuję na mamę jak mijamy ją w biegu.Mama nam macha ręką.„O, hej.” Mówi Liz uśmiechając się do mojej mamy jakby nie próbowała nigdy zrujnować mojego życia „Ma Pani naprawdę ładny...”„Tędy.” Mówię.Liz rzuca mi jeden ze swoich opatentowanych spojrzeń typu „nienawidzę cię’, potem uśmiecha się odwracając się do tyłu, „No cóż, miło mi było Panią poznać.”Mama macha ręką.Kiedy dobiegamy do schodów Liz pyta „Z twoją mamą wszystko w porządku?”„Ona jest... po prostu cicha.”„A.”„Miejmy ten projekt już z głowy.”Nic dziwnego, że mnie nienawidzi.Wróg, ten, który mnie nienawidzi, znajduje się w moim pokoju, sam. Przejdźmy do dowodów: 1. Powiedziała tarze Fisher, że jestem gejem.Ok., to jedyny dowód.Ale wszystko sprowadza się z łoskotem do jednego: dziewczyna mnie nie cierpi.Teraz już jestem poważny, zapomnijcie o fantazjach na temat przejęcia kontroli nad światem, postarajcie się pomyśleć nad tym faktem w sposób racjonalny. Dlaczego w imię Boga miesza się w moje życie jakby celem było coś innego niż zredukowanie mnie do robala. W dupę, znów przemówiły komiksy.Ok., dobra, częściowo to i moja wina. Powiedziałem mamie, że śpimy ze sobą, co spowodowało lawinę problemów. Ale czemu akurat gej?Może ona ... mnie lubi?Hmmm... nie.Ha Ha Ha.Zabawne.I kropka. To wszystko co tu można wydedukować, ona mnie nienawidzi, bez powodu, tylko dlatego, że ja to ja. Stara się doprowadzić do tego, że te szkolne gładkomózgie muły skopią mi mój homofobiczny tyłek.Ona to zło, to proste i jasne jak słońce, wysłana z zadaniem zrujnowania mojego życia bez powodu. Jest większym złem niż ja sam, trafiła kosa na kamień, jestem skończony. Prawdopodobnie teraz doprowadza mój pokój do stanu sprzed porządków.Jak długo byłem w łazience? Za długo. Co ona sobie pomyśli? Że lubię przesiadywać sobie w łazienkach. Powinienem już wyjść.„Max?! Ty tam utknąłeś? Jezusie, mogę wreszcie wejść do łazienki?”Otwieram drzwi łazienki, „Izabell, Liz Parker to czyste zło.”„Super, mogę teraz wejść do łazienki? Wszystko w porządku?”„Ta... jassssne.”„Co ty w ogóle masz z tą Liz Parker?”„Jest tu.”„I?”„Ona wszystko zmienia.”„Dobra psycholu.” Uśmiech dużej siostry „ty ją LUBISZ, no nie?”Mruknięcie.„Nic nie rozumiesz.”„Ua...... masz na nią oko.”„Boże.”„Ona wszystko zmienia, co?”„Nie to miałem na myśli.”„Jassssne.”„Słuchaj, z przyjemnością brnęłabym w zakamarki twojego mrocznego i pokręconego umysłu, ale ja naprawdę muszę skorzystać z łazienki.”„Jak tam chcesz.”Moja siostra, niezdrowo skoncentrowana na autodestrukcji, mija mnie, a ja czuję w kościach, że coś wisi w powietrzu, bo zawsze tego szukam. ZAWSZE. Pojęcia nie mam czemu, przeraża mnie to i wkurza, przypomina mi o pewnych rzeczach, że może za bardzo to wszystko demonizuję, i zaraz znika, no może nie zupełnie, ale jest ledwo widoczne, muszę wysilić się by to dostrzec. Łapię jej ramię i patrzę na nie.Cichnie, wie o co mi chodzi.„Twoja blizna.”Jej głos zaczyna drżeć „Tak, pozbyłam się jej.”„Jak?”„Mama zabrała mnie... do lekarza... zaoszczędziłam trochę pieniędzy. Od jakiegoś czasu odkładałam.”„Odkładałaś?”Boże, ona się rozpłacze. Nie płacz. Nie cierpię kiedy ona płacze.„Tak... Max, byłam... miałam... miałam dość patrzenia na nią. Wiesz... już jej nie potrzebowałam... byłam gotowa na zmianę.”„Zmianę.”„Tak, zmianę.” Pociera oczy „Wierz lub nie, zmiana jest dobra.”„A.”„Pomyślałam, że się wściekniesz.”Moja głowa podskakuje w górę „Myślałaś, że się wścieknę?”„No.”„Bo pozbyłaś się blizny?”Potakuje, pociera oczy.Nie, to nie ja, nie takim chcę być.„To taki jestem? Wściekam się przez takie rzeczy jak ta?”Nie. Taki zły to ja już nie jestem, nie jestem aż tak koszmarny.„Tak Max, czasami tak.”„A.”Głaska mnie po ramieniu a ja spoglądam na jej rękę.„Muszę wejść do łazienki, ok.?”„Ok.”„A ty? Wszystko w porządku?”„Ta.”
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
ADkA
Fan
Posts: 555
Joined: Fri Mar 12, 2004 10:07 am
Location: g.Śląsk
Contact:

Post by ADkA » Fri May 14, 2004 12:29 pm

Cudeńko - to już było, wspaniałe - też. Tak więc aby nie być powtarzającą w nieskończoność te same zwroty osóbką :wink: napiszę, że jest ZARĄBISTE!Hmm... niezbyt oryginalne, ale cóż! :?Czapterek zapowiadający Zmiany. Zwrot całe 180 stopni! Każdy w pewnym momencie musi być przygotowany na to Coś. Przeważnie są one powolne, "skradające się" po cichutku, ale zdarzają się też takie walące obuchem po głowie (tych to nikt nie lubi). Te pierwsze są zauważalne po jakimś czasie i przyjmowane ze spokojem, drugie zaś mogą człowieka prawdziwie zdołować i przestraszyć. Aha! Jeszcze należy rozróżniać zmiany na dobre i na złe.Taa.. tylko po co ja to piszę? :wink: A, już wiem! Bo tutaj zachodzi zmiana nieoczekiwana, nie mieszcząca się Maxowi w głowie! Już nawet wzmianaka o Tess nie robi na nim wrażenia. A to dopiero początek ... :cheesy:Taa... Max ma nie lada problemik!LEO trzymam kciuki, aby Twój sprzęcik nie zechciał powrócić do "leniuchowania"!I dzięki za świetne tłumaczenie! :D
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 4 guests