T: Uphill Battle [by Anais Nin]

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

Post Reply
User avatar
Olka
Redaktor
Posts: 1365
Joined: Tue Jul 08, 2003 1:14 pm
Contact:

Post by Olka » Sun Mar 28, 2004 11:29 pm

Czytam te części i przykro mi. Przykro mi, bo wiem, co będzie potem. Wciąż jestem na bieżąco z historią Anais Nin i naprawdę jest coraz ciężej (Elu, Anais wciąż pisze kolejne części, obecnie jest ich już 42). Dlatego tu zaglądam... tu jest nieco lżej, jeśli wogóle można to tak ująć :roll: . "Zaręczenie" się Marii i Michaela jeszcze bardziej pokazuje, że pomimo tych wszystkich okropnych wydarzeń, życie toczyło się nadal. Anais w doskonały sposób udaje się uchwycić realność wydarzeń, życia.Kończąc 4 klasę jestem obecnie w okresie XX-lecia międzywojennego. Konkretnie - poezja Józefa Czechowicza. Wiersz, który poniżej zacytuję przeczytałam po jednej z części UB. Tam, gdzie 'spokojny' czas zamieniał się w piekło. Kiedy Liz uciekała myślami do swego dzieciństwa, by schronić się przed cierpieniem...NA WSISiano pachnie snemsiano pachniało w dawnych snachpopołudnia wiejsckie grzeją żytemsłońce dzwoni w rzekę z rozbłyskanych blachżycie - pola - złotoliteWieczorem przez niebo pomostwieczór i nieszpórmleczne krowy wracają do domostwprzeżuwać nad korytem pełnym zmierzchuNocami spod ramion krzyżów na rozdrogachsypie się gwiazd błękitne próchnochmurki siedzą przed progiem w murawieto kule białego puchudmuchawiecKsiężyc idzie srebrne chusty praćświerszczyki świergocą w stogachczegóż się baćPrzecież siano pachnie snema ukryta w nim melodia kantyczkituli do mnie dziecięce policzkichroni przed złem

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Mar 29, 2004 7:55 am

Owszem, pisze, ma te 42 części i aż mi głupio, bo trochę jestem opóźniona :roll: ale może nadrobię... kiedyś, po fizyce, angielskim, polskim i francuskim...Dzięki Olu za wiersz.Elu, Maxa będzie więcej. I naprawdę jest tutaj pozytywną postacią. I masz rację, złudne chwile normalności, tak bardzo potrzebne... I ten pokoik. Klitka nie pokoik, a jednak dawała schronienie i była ostoją...PS: Zaczynam umieszczać w temacie numer aktualnej części... Sama zaczęłam się gubić :wink: A w ten sposób może pójdzie mi szybciej.
Image

User avatar
ADkA
Fan
Posts: 555
Joined: Fri Mar 12, 2004 10:07 am
Location: g.Śląsk
Contact:

Post by ADkA » Tue Mar 30, 2004 12:24 pm

Jejku! 42 części! Czyli jeszcze tyle emocji przede mną! :)Mam nadzieję, że w natłoku innych obowiązków znajdziesz czas na dalsze tłumaczenie? :oops:Naprawdę brak mi słów, aby powiedzieć jak się czuję czytając o okrucieństwie tamtych czasów.W większości podawane są nam suche fakty dotyczące tamtego okresu, a tu proszę - widzimy naszych ukochanych bohaterów w takich rolach!Dziękuję Nan za wspaniałe tłumaczenie i ciesze się, że znalazłaś trochę czasu na dodanie kolejnej części.
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Mar 30, 2004 3:26 pm

O ile Czapla i Maddie nie obedrą mnie ze skóry, to znajdę czas, znajdę...42 części z tego 15 jest gotowych, czyli 27 do przetłumaczenia. Tak po cichutku - aż się tego trochę boję. Nie ze względu na ilość części, tylko... no właśnie, ze względu na historię, która po części będzie toczyć się w Polsce - w końcu to u nas był Oświęcim - jeden z obozów cieszących się bodaj najgorszą sławą (wybacz Olu, ale tym właśnie to miasto zapisało się w pamięci ludzi - nawet i Francuzi jadą do Wrocławia a potem na jeden dzień do Oświęcimia...).
Image

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Tue Mar 30, 2004 7:05 pm

Nan, ja nie obedrę cię ze skóry. Nie jestem jeszcze taka głupia, bo gdybym to zrobiła wylądowałabyś w szpitalu, (prawie nie mogąc się ruszać) na dłuższy czas. A to mi nie odpowiada...Tak więc solennie obiecuje, że nie obedre cię ze skóry (przynajmniej jeszcze nie teraz :twisted: )
Image

User avatar
Olka
Redaktor
Posts: 1365
Joined: Tue Jul 08, 2003 1:14 pm
Contact:

Post by Olka » Tue Mar 30, 2004 11:13 pm

Wiem Nan. Wszyscy tu przyjeżdżają. Żaden turysta nie opuszcza Polski nie zobaczywszy dawnego, największego obozu zagłady. I powiem ci, że im zazdroszczę. Bo oni nie mijają kolczastych drutów kiedy każdego dnia jeżdżą do szkoły. W gruncie rzeczy jesteśmy podobni, bo nikt z nas nie myśli o tym na codzień. Z tą różnicą, że turystom nie przychodzi to do głowy, a my obojętniejemy... bo mieszkając tu człowiek w końcu właśnie obojętnieje. Chociaż może źle to ujęłam. Po prostu nie myślimy o tym, a nasze głowy zaprzątnięte są codzienną rutyną. Zwykli mieszkańcy niezwykłego miasta. Mijając muzeum widzisz po prostu baraki, druty... kolejne elementy miejskiego krajobrazu. A potem czytasz Uphill Battle i nie możesz w to uwierzyć, przeraża cię myśl, że zapomniałeś i zaczynasz o tym myśleć co dzień, wciąż i wciąż... Pocichu mam nadzieję, że Anais wkrótce skończy pisać UB bo od kiedy śledzę losy bohaterów tego opowiadania optymizm mnie opuścił, a na soboty i niedziele czekam z wytęsknieniem. Mogę wtedy odetchnąć, aż do następnego kursu poniedziałkowym autobusem. :(Sama zastanawiałam się nad powodem, dla którego to czytam, skoro moja wyobraźnia działa nico inaczej, podczas lektury UB. Prze 18 lat zdążyłam już zapamiętać każdy szczegół, każdy budynek, każdą cegłę obozu. I naprawdę ciężko jest czytać, kiedy to wszystko się widzi, a nie tylko wyobraża. Zapytajcie mnie, gdzie był Max w prologu, a ja wskażę wam dokładnie to miejsce... Ale jak powiedziałe Deejonaise na RoswellFanatics: ta historia jest zbyt ważna by jej nie poznać.

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Tue Mar 30, 2004 11:14 pm

NANIUŚ :) - czekamy wszyscy na kolejną część, bo warto. Pamiętam, jak bałam się pójść z klasą do kina na Listę Schindlera... bałam się tego co tam zobaczę. Ale okazało się, że dramat został pokazany tak pięknie, że nie musiałam obawiać się koszmarów śniących mi się co noc, ale podziwiałam siłę i odwagę ludzi zdolnych pokonać horror szaleństwa jakie opanowało świat.Czytam książkę, w której było sobie państwo, którego zadaniem było szkolenie wojowników. Mistrzowie, po ukończeniu szkolenia, służyli wybranemu rodowi przestrzegając wsystkich zasad. Jednak jeden z uczniów został wydalony za haniebne zachowanie jakiego dopuścił się jegto ród. W odwcie zaatakował neutralne państwo. Zginęło wiele niewinnych i de facto służących wszystkim osób. Padło pytanie: Woja z powodu urażonej dumy? Taki błahy powód? Odpowiedź: dowojny rzadko są mądre powody.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Anais Nin
Gość
Posts: 39
Joined: Wed Dec 17, 2003 9:51 am
Location: Drunen

Post by Anais Nin » Fri Apr 09, 2004 1:21 pm

[waves] Hi everyone!Haven't been here in a while... Just wanted to pop in and thank you all for reading! It means a lot to me. :)Olka - is that a poem? I have to admit... I'm addicted to poetry. I love it. What is the poem about?Oh, do you happen to know any poetry by Sara Teasdale? I love her poem "The Kiss". It's so very beautiful. I love some Dutch poetry, too, but when you translate a poem or song, it usually loses its beauty. :(

User avatar
Olka
Redaktor
Posts: 1365
Joined: Tue Jul 08, 2003 1:14 pm
Contact:

Post by Olka » Fri Apr 09, 2004 9:58 pm

Unfortunetely I couldn't find the translation of Jozef Czechowicz's poem. However I can try to tell you what it is about... Well, I'll try..."IN THE COUNTRYSIDE" is about someone (probably author) who predicts terrible events which are going to happen. Czechowicz was scared because of the Second World War which was near. In the poem he tries to escape from the reality into days when he was young and there was nothing he could be afraid of. He hides in the past, tries to remember things which used to make him sleep peacefully. Although it may seems that he achieves calmness there are a few words which tells us that he is not able to push away all his fears...

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Apr 18, 2004 2:44 pm

Jak widać idzie mi opornie z wielu względów. Gdyby to była kwestia codziennych, powiedzmy pół godzinnych "sesji" :wink: to poszłoby piorunem. Tyle że to się nie sprawdza w moim przypadku. Obiecuję poprawę. Tymczasem - dwie części, prosto z Worda. 16 i 17. Niestety odpowiedniej zmiany w temacie zrobić nie mogę (Hotaru ratunku).Rozdział 16Niemcy, sierpień 1942Uciekała przed nim, jej lekka sukienka powiewała wesoło na wietrze uwijając się lekko dookoła jej nóg. Ostrożnie wymijając nagrobek skręciła w prawo i skierowała się ku płaczącej wierzbie na szczycie wzgórza. Jej włosy tańczyły na wietrze gdy usiłowała przed nim uciec, jej jasne, odkryte plecy zachęcały go, by podszedł bliżej. Obejrzała się na niego przez ramię i uśmiechnęła się wesoło. Jej oczy błyszczały w słońcu i roześmiana twarz skłaniała go, by biegł szybciej.Tańczyła wdzięcznie z jednym ramieniem owiniętym dookoła pnia drzewa, to znikając z jego oczu, to znów pojawiając się kilka sekund później. Bosymi stopami skakała poprzez lezące na ziemi gałęzie. Lekki wiatr uniósł bardziej jej sukienkę ukazując więcej jasnej skóry gdy wciąż tańczyła dookoła wierzby.Gdy drapał się na szczyt wzgórza, wydawało mu się, że ponownie słyszał jej głos, pełną gamę śmiechu. Jeszcze tylko kilka jardów. Była już tylko kilka jardów od niego. Zdesperowany rzucił się do przodu i jego palce dotknęły materiału spłowiałej, znoszonej sukienki i gładkiej skóry jej nogi.A potem upadł, prosto na gałęzie, których ona tak lekko unikała. Przez chwile nos, usta i cała twarz zanurzyły się w piasku i przez chwilę myślał, że się udusi. Bał się śmierci na cmentarzu, na żydowskim cmentarzu. Podniósł się i wytarł z twarzy piasek, wypluł wstrętne drobiny z ust i wytrząsnął je z włosów.Gdy spojrzał do góry, już jej nie było. Jej śmiech wciąż wypełniał powietrze dookoła niego, ale nie był już beztroski. Miał w sobie strach i gorycz i to go przerażało. Wiatr w gałęziach podniósł się i coś innego niż liście zabłysło na jednej z nich. Przysunął się bliżej, bo dostrzec co to było, ale to jakby odsunęło się od niego. Podszedł, tym szybciej im oddalały się liście, usuwając to coś z zasięgu jego ręki.W jednym momencie wiatr ustał i zobaczył jak coś opada na ziemię pomiędzy liście.To było cos czerwonego.Jej wstążka.***Ciemne.Jej oczy były ciemne; ciemniejsze niż sobie przypominał. Tak bardzo się zmieniła, choć jednocześnie miał wrażenie, że nie zmieniła się wcale, tak jakby wciąż ja znał. Nie mógł powiedzieć czy to z powodu jej oczu czy też może dlatego, że ja rozpoznał.Po prostu czuł, jakby znał ja bardzo dobrze, pomimo lat rozłąki.Chciał zobaczyć ją jeszcze raz. Musiał ja zobaczyć. Musiał ją zobaczyć by dowiedzieć się, czy wciąż ją znał. Musiał zobaczyć, jaka była, gdzie się chowała i jak teraz żyła. Musiał wiedzieć, czy go pamiętała, czy pomyślała o nim choć raz przez te wszystkie lata. Musiał wiedzieć, co się z nią działo.Pragnął ją zobaczyć i nie mógł temu zaprzeczyć. Pomimo mizernej twarzy i potarganych włosów była piękna. Piękna w sposób, którego nie rozumiał i nie potrafił wyjaśnić.Nie była idealna. Wcale nie była idealna. Nie była blondynką, nie miała błękitnych oczu i nie była wysoka. Nie była Aryjką, ale jednocześnie to jeszcze bardziej go pociągało.-Max?Podniósł powoli głowę i popatrzył w górę na swoją siostrę. Stała nad nim, jej włosy były ciasno związane z tyłu głowy w kucyk, na jej twarzy zaś malowało się zaniepokojenie.-Dlaczego wciąż jesteś w łóżku? Proszę, powiedz, że ty nie jesteś chory!-Nie jestem chory - powiedział kręcąc głową. - Po prostu zaspałem.Prychnęła i ściągnęła z niego kołdrę.-Wiec wstawaj. Już prawie południe! Poza tym obiecałeś, że pójdziesz dzisiaj doi sklepu.-Do sklepu? - potarł zmęczony oczy i przesunął dłonią po włosach. - A, prawda. Do sklepu. Co potrzebujesz?Isabel rzuciła mu nieprzyjazne spojrzenie i wyciągnęła do z łóżka.-Dałam ci wczoraj listę. Nie mów mi, że ją zgubiłeś.Poczuł jak krew odpływa mu z twarzy gdy sięgnął po swoje spodnie, rozpaczliwie przeszukując kieszenie. Jego place trafiły na złożoną kartkę papieru i uśmiechając się triumfalnie wyciągnął ja z kieszeni spodni.-Wiedziałem o tym - powiedział i pokazał jej pognieciony papier. - Widzisz? Możesz wyjść z pokoju? Chciałbym mieć nieco prywatności.Jego siostra rzuciła mu kolejne mordercze spojrzenie, odwróciła się na pięcie i wymaszerowała z jego pokoju, mrucząc pod nosem co o nim myśli.Zignorował ją - tak jak zwykle - i westchnął ciężko. Czas zapomnieć o Liz Parker, o marzeniach i uczuciach. Czas by odzyskać swój spokój i ruszyć dalej.***Jego kroki rozbrzmiewały głośnym echem w jego własnych uszach. Nie słyszał, jak pozdrawiają go liczni agenci S.A., nie zauważył nawet, jak uśmiechała się do niego Patricia Williams. Jego oczy były wlepione w listę, którą dała mu Isabel, jednak nie widział słów.Jej twarz wciąż była w jego myślach, choć postanowił z tym skończyć.Pójdzie do sklepu - gdzie wszystko było racjonowane i nie było zbyt wielkiego wyboru tego, co mógł kupić - a potem pójdzie do Marii. Zobaczy ją, zobaczy, że miał rację że nie różniła się od innych Żydów. Odwróci się i wyjdzie zostawiając ją za sobą.Będzie wtedy poza jego wzrokiem i zasięgiem umysłu już na dobre.Kupił w sklepie książkę. Stary kieszonkowy romans, cos, czego na pewno nigdy nie przeczyta. Stara paniusia za ladą popatrzyła na niego rozbawiona, ale nic go to nie obchodziło. Po dwukrotnym sprawdzeniu, czy na pewno kupił wszystko z listy Isabel, wyszedł ze sklepu. Ostatnimi czasy jego siostra nie była zbyt miła, a Max przypuszczał, ze to z powodu nadchodzącego ślubu - a on nie chciał jej jeszcze bardziej denerwować.Zanim zapukał do drzwi Marii, nie oparł się pokusie i podniósł wycieraczkę, sprawdzając, czy wciąż leży tam klucz. Nie było go. Małe robaki zagrzebywały się pospiesznie w ciemnym piasku, szukając bezpieczeństwa w ciemnościach. Lekki odcisk klucza świadczył o jego niedawnej obecności.Wszedł na kamienne schodki przed frontowymi drzwiami i zapukał dwukrotnie, szybko i głośno. Jego serce biło gwałtownie i chciał to mieć za sobą jak najszybciej.Im szybciej przestanie o niej myśleć tym lepiej.Niebieskie, przejrzyste oczy patrzyły na niego przez szparę, gdy drzwi uchyliły się szybko. Przez moment Maria miała ochotę zamknąć je z powrotem, zatrzaskując je tuż przed nosem Maxa, ten jednak pchnął je mocno. Wszedł do przedpokoju i zamknął za sobą drzwi.-Hej - przywitał ją.Popatrzyła na niego niewinnie.-Czego chcesz?-Zobaczyć się jeszcze raz z Liz - powiedział wzruszając obojętnie ramionami, tak jakby nic to dla niego nie znaczyło. Bo nie znaczyło.Powinno nic nie znaczyć.-Nie wiem, o czym mówisz - rzuciła zimno Maria i otworzyła ponownie drzwi wskazując mu gestem, ze powinien wyjść.-Liz - powiedział, jakby usiłował odświeżyć jej pamięć. - Wiesz, z dziewczyną, która ukrywa siew twoim domu.-Gadasz bzdury - warknęła. - Wynos się, Max., Nie chcę cię tutaj.-Maria, chcę...-Odejdź, Max, i nie waż się wracać. Tutaj nie ma żadnej Liz - westchnęła Maria i odwróciła wzrok. Jej ramiona jakby nieco opadły a jej postawa zmieniła się nieco. - Już nie.Zamarł patrząc w dół na swoją niegdysiejszą przyjaciółkę.-Nie ma jej tutaj?-To właśnie usiłowałam ci powiedzieć przez ostatnie kilka minut, Max. Nie ma tutaj Liz.Popatrzył za Marię w kierunku dużego pokoju i pokręcił głową.-Nie. Nie wierzę ci. To nie możliwe wyprowadzić kogoś z mieszkania ot tak. Jest tutaj. Kłamiesz, prawda?Podszedł do szafy i otworzył drzwi.Maria zatrzasnęła drzwi i poszła za nim.-Max, do jasnej cholery, mówię ci, ze nie ma tutaj Liz! Proszę, idź już!Wyrzucił kilka ubrań z szafy i odnalazł zamek, w którym wciąż tkwił klucz. Przekręcał się potwornie wolno, ze zgrzytliwym dźwiękiem i głośnym kliknięciem.-Max, proszę. Nie ma jej tu, tylko...Małe drzwi otworzyły się i wszedł przez nie, ignorując całkowicie Marię. W środku, na łóżku, siedziała Liz, patrząc mu prosto w oczy.Max milczał, powstrzymując ciężkie westchnienie.To był mały pokój. Nie wiedział, czego się spodziewał, ale z całą pewnością nie czegoś takiego. Nie można było żyć w czymś takim. Spiżarnia w ich domu była większa. Żadnych okien, żadnych krzeseł, żadnego stołu...Tylko łóżko, które wypełniało całe pomieszczenie.-Hej - powiedział. Popatrzyła na niego, ale nic nie powiedziała. Zastanowił się, czy ona w ogóle może mówić, czy bycie w ciągłej izolacji nie pozbawiło ją tego.-Ja... ja przyniosłem coś dla ciebie - powiedział z trudem wyjmując książkę. Miał wrażenie, że w jej oczach błysnęła iskierka zainteresowania, ale zniknęła zanim mógł spojrzeć na nią dokładniej.-Ja.,.. położę ja tutaj, dobrze?Położył książkę na rogu łóżka i stwierdził, że czułby się lepiej, gdyby siedział.-Czy mogę... Czy mógłbym usiąść? - zapytał z wahaniem wskazując na łóżko.Pokręciła przecząco głową, ale był to zdecydowany ruch, taki, który nie tolerował sprzeciwu.-Och. Tego, dobrze - odparł niepewnie, drapiąc się za uchem. - Wiec postoję.Maria wciąż stała obok, patrząc na niego z mieszaniną strachu, zaniepokojenia i zainteresowania. Czuł się niewygodnie pod jej badawczym wzrokiem i odwrócił się do niej.-Napiłbym się herbaty - zażądał śmiało. Przez chwilę wydawało się, że Maria zaprotestuje, ale w końcu zdecydowała, ze lepiej robić to, czego zażąda, i poszła do kuchni.Max popatrzył znowu na Liz, zachwycony tajemnicza miną, jakby nieco syrenią. Jej brwi były ściągnięte w sposób, który nadawał twarzy wyraz smutku, ale oczy... oczy były żywe. Dumne i zdeterminowane, by zrobić wszystko. A jednak... jednak i one wydawały się być tak samo smutne.Nie mógł sobie wyobrazić jak to by było być nią.-Isabel wychodzi za maż - wyrzucił z siebie uśmiechając się słabo. - Spotkała świetnego faceta, Alexa. Moi rodzice nie zaakceptowali go tak od razu, ale gdy poznali go bliżej, nie mogli zaprzeczyć, ze jest świetny.Wciąż nie odpowiadała, tylko jej oczy były utkwione w jego.Oskarżając go, tak jak robiły to niegdyś na placu zabaw. Wiele lat upłynęło od tamtej pory, a Max w dalszym ciągu nie rozumiał, dlaczego tak na niego patrzyła. Wiedział tylko, że nie lubił tego i że zamierzał to zmienić.Zapadła między nimi niezręczna cisza, gdy popatrzyłaW bok, na jej ustach był smutny uśmiech. Zauważywszy, że przyciskała do siebie pluszowego misia, zapytał:-Wciąż masz Lenę? - pomyślał przelotnie, ze to było dziecinne z jej strony wciąż spać z misiem, ale natychmiast niemal uświadomił sobie, że to musi być inaczej z jej strony.Popatrzyła na niego prowokująco i usiłowała usunął Lenę poza pole jego widzenia. Podszedł do niej - skuliła się i usiłowała ukryć w cieniu - i uśmiechnął się zachęcająco, pochylając się w przód i sięgając po misia. Jej place usiłowały zatrzymać go, ale wyciągnął pluszaka z jej dłoni i podniósł Lenę ku swojej twarzy, patrząc za jego ucho. Dotknął palcem czerwonego śladu, który przytrzymywał ucho do łebka, pomyślał o jej czerwonej wstążce i o swoim śnie.-Twoja herbata - powiedziała ostro Maria. Upuścił misia na łóżko i Liz chwyciła go niemal natychmiast, chowając go szybko pod koc.-Dzięki - mruknął i popatrzył w dół na Liz.-Nie masz dzisiaj pracy? - zapytała buntowniczo Maria.Pokręcił głową spoglądając na nią znad swojej filiżanki i pociągnął łyk napoju.-Nie - odparł. - Zastępowałem Rogera, ale znaleźli kogoś innego. Jest chory, wiesz.-Wiem - powiedziała Maria. - Jest SS-manem?Max skinął głową czując się dziwnie zażenowany. Zawsze był dumny ze swojego starszego brata, ale teraz, w tym pokoju, z tymi ludźmi, było inaczej. Czuł inaczej. Wydawało się to być raczej niskie i brudne, coś, czego powinien się wstydzić a pysznić się z tego powodu.Znaleźli kogoś n jego miejsce z Hitler Jugend. Dobra herbata - usiłował zmienić temat, choć bardzo niezdarnie. Uśmiechnął się do Marii, ale przeszło to bez odpowiedzi.-Powinieneś już iść - powiedziała. - Powinieneś iść zanim wróci mój ojciec. Zawsze wraca wcześniej w środy zawsze wraca wcześniej i nie może cię tu zobaczyć.-Nie chcę już iść - zaoponował rzucając spojrzenie na Liz. - Dopiero co przyszedłem.-Max, proszę... - Maria była bliska błaganiu go, jej oczy namawiały go do wyjścia. - Proszę, wyjdź teraz. Wyjdź i nigdy nie wracaj.-Nie - po dziecinnemu upierał się przy swoim i napił się znowu herbaty. - Nie miałem nawet możliwości porozmawiania z Liz.-Ona nie chce z tobą rozmawiać, idioto! Po prostu idź już, proszę - błagała Maria. - Proszę, Max, proszę. Czy nasza przyjaźń nic dla ciebie nie znaczy?Milczał przez chwilę rozważając swoje możliwości. Chciał wrócić. Był zaintrygowany Liz, jej zachowaniem. To było by dla niej wyzwanie porozmawiać z nim, zaufać mu ponownie. To było ważne, jak sobie nagle uświadomił. Naprawdę chciał, by mu ufała i by się z nim przyjaźniła.-Proszę, Max, idź.Jego oddech ugrzązł mu w gardle gdy usłyszał głos Liz. Był inny, bardziej kobiecy - jak niemal wszystko w niej teraz - ale wciąż miał w sobie jakąś dziecinną niewinność.-Co powiedziałaś? - zapytał jej gwałtownie, tylko po to, by mógł usłyszeć ja jeszcze raz.-Idź, Max - powiedziała cicho. - Proszę, idź.-Mogę jeszcze wrócić? - zapytał szczerze, ale nie powiedziała już ani słowa.Zerknął szybko na zegar w dużym pokoju i popatrzył na Marię, która skinęła głową i przesunęła się nieco w bok, by mógł wyjść z malutkiego pokoiku przez szafę do dużego pokoju. Maria szła szybko za nim, zamknęła za sobą drzwi i zatrzasnęła drzwi do szafy.Podążyła za nim do drzwi wejściowych, nie odzywając się ani słowem.-wrócę jutro - powiedział takim tonem, jakby to była obietnica.Maria wzdrygnęła się.-Tylko bądź wcześnie - powiedział niezadowolona. - Przed południem.-Będę. - obiecał. - Będę. Możesz być tego pewna.Rozdział 17Niemcy, sierpień 1942Powiedział, ze wróci jutro. Wierzyła mu, choć wiedziała, ze było to szaleństwo. Nie uciekł od niej? Nie odwrócił się od niej gdy go najbardziej potrzebowała?Obiecał to, tak powiedziała Maria.Nie była pewna czy oczekiwała z niecierpliwością na jego wizytę z radością czy z przerażeniem. Tak bardzo pragnęła kogoś zobaczyć i w tajemnicy miała nadzieje, ze przyniesie więcej książek. Z drugiej strony czuła się niepewnie w jego obecności. Nie był już chłopcem, z którym się bawiła. Dorósł i zmienił się, i nie wiedziała, czy chciała dowiedzieć się jak bardzo.Odłożyła na bok książkę i popatrzyła na resztę swoich drobnych rzeczy. Kilka starych sukienek, które kiedyś były Marii, talia kart, która przypominała jej o Michaelu i o tym, że już go z nimi nie było, kilka starych podręczników - również należących do Marii i, rzecz jasna, Lena.Jej lojalna, troskliwa Lena.Nie słyszała go gdy wchodził po schodach i nie usłyszała, jak pukał do drzwi. Głos Marii przestraszył ją nieco i usiadła gwałtownie prosto, kaszląc nerwowo.-Nie możesz za długo siedzieć - usłyszała niespokojny głos Marii. - Porozmawiaj z nią a potem musisz iść. Przyrzeknij mi, że wyjdziesz, Max. Przyrzeknij.-Wyjdę - powiedział, ona zaś zasłuchała się w głębokim brzmieniu jego głosu - więcej niż o oktawę niższy niż kilka lat temu. - Wyjdę jak tylko z nią porozmawiam, Mario. Nie martw się.Przygładziła ręką włosy i wygładziła sukienkę, usiłując tak ją ułożyć, by prezentowała się całkiem możliwie. Jeszcze nie była pewna, czy będzie z nim rozmawiać. Chciała - Bóg jeden wiedział jak bardzo chciała mieć do kogo zagadać, podyskutować - ale bała się, ze ja zrani. Bała się powiedzieć cos, co było złe, bała się powiedzieć cos głupiego.Ale najbardziej ze wszystkiego obawiała się odrzucenia. Nie byłą pewna, czy potrafiłaby to znieść, nie po tym, jak odrzucił ją kilka lat temu.Drzwi otworzyły się i odwróciła oczy od jasnego światła, które wpadło do pokoiku.-Hej- powiedział.Nie odpowiedziała mu, tylko popatrzyła na niego. Uśmiechał się.Nie mogła zmusić się do uśmiechu.Jeszcze nie.-Mogę usiąść? - zapytał wskazując dłonią na łóżko.Powtarzając wczorajsze akcje, pokręciła głową.-Nie - odparła cicho. - Nie, nie możesz.Uśmiechnął się znowu - tym razem bardziej niezgrabnie. - i oparł się o ścianę.-Jak się masz? - zapytał. Wzruszyła ramionami. - Książka... podobała ci się?Popatrzyła na jego dziwnie zainteresowana twarz i skinęła lekko głową.-Choć zakończenie było smutne - powiedziała miękko. - Nie rozumiem, dlaczego musiał umrzeć.Wzruszył nieśmiało ramionami i osunął się w dół ściany dopóki nie usiadł na podłodze.- Nie mogę ci powiedzieć - odparł. - Nigdy nie przeczytałem tego.Siedzieli w ciszy dopóki nie wziął swojego plecaka i nie wyjął z niego kilku książek.-Proszę - powiedział. - Stare książki z mojego domu. Nie sadze, by ktoś za nimi tęsknił.Sięgnęła po nie i nagrodziła go przelotnym uśmiechem, poczym popatrzyła na książki.-Dziękuje - szepnęła i położyła je z boku. - To miło z twojej strony.-Przynajmniej tyle mogę zrobić - odparł.Znowu zapanowało milczenie i popatrzyła na niego zastanawiając się, czy może mu zaufać.-Twoi rodzice... - odezwał się niespodziewanie. - Gdzie oni są?-Nie wiem - nie zawahała się przy odpowiedzi.-Nie wiesz czy nie możesz mi powiedzieć?-Nie wiem - skłamała gładko.Skinął głową i popatrzył na nią, jego oczy były ciemne i nieczytelne.-Tęsknisz za nimi?Zamknęła oczy i oparła głowę o ścianę.-Tęsknię za nimi, tak.-Jak długo nie jesteście razem?-Teraz prawie sześć miesięcy - odparła. Według jej obliczeń to pięć miesięcy, trzy tygodnie i dwa dni.-Sześć miesięcy... - powtórzył łagodnie. - To długo... Pół roku. Zobaczysz ich wkrótce?-Nie wiem - zadrżała nieświadomie. - Może.Nie wiedząc co teraz ma powiedzieć - milczał. Bawiła się uchem Leny i unikała patrzenia na niego. Znowu go winiła? Żadne z nich nie odzywało się przez kilka minut. Słyszał jedynie, jak Maria śpiewała do siebie czyszcząc kuchnie i tykanie zegara po drugiej stronie ściany.-Grasz w karty? - zapytała nagle i skinął z wahaniem głową. - Dobrze - odparła i rzuciła na łóżko w jego kierunku talię kart. - Możesz potasować.Wstał, usiadł na łóżku i wziął do ręki karty.***-Jesteś niesamowita - powiedział kręcąc głową. Już szósty raz wygrywała z nim - i to jak prosto - i nie miał pojęcia, jak ona to robiła. Uśmiechnęła się dumnie i założyła kosmyk włosów za ucho.-Wiesz co mówią o praktyce - zażartowała uśmiechając się do niego ciepło.-Hm - mruknął na wpół przekonany i jeszcze raz potasował karty. - Pokaz mi swoje sztuczki - powiedział z uśmiechem.-No cóż - odparła i zaczęła wyjaśniać które karty należy zatrzymywać, które odrzucać. Słuchał jej uważnie, jego oczy nawet na moment nie opuściły jej oczu, na jego twarzy wciąż był nieświadomy uśmiech. Była bardzo ładna. Jej oczy błyszczały wesoło gdy uczyła go tego wszystkiego co ona sama wiedziała i jego serce jakby lekko trzepotało.Zagrali jeszcze raz, ale po raz kolejny wygrała. Poddał się i podniósł do góry ręce.-Jestem beznadziejny - powiedział pokonanym tonem. - Nigdy się tego nie nauczę.-Ależ oczywiście że się nauczysz! - zawołała wesoło. Podała mu karty by mógł je potasować i rozdać, ale złapał jej dłoń i przytrzymał lekko. Usiłowała cofnąć rękę i popatrzyła na niego zaskoczona.-Liz - szepnął chrapliwie a ona tylko patrzyła na niego, jej mina graniczyła z przerażeniem. Jego dłonie wyciągnęły się ku jej twarzy i przyciągnął ją do siebie. Przycisnął usta do jej warg, coś, co chciał zrobić już od dawna.Zaprotestowała i usiłowała go odepchnąć, nie pozwolić, by jego język wślizgnął się między jej usta. Był jednak zbyt silny i jej wysiłki zdały się na nic. Maiła wrażenia, ze zaczyna się dusić, zacisnęła usta i w końcu udało jej się od niego odsunąć. Oboje ciężko oddychali.-Wynoś się - szepnęła drżącym głosem.Jego twarz pociemniała gdy uświadomił sobie, co zrobił i pokręcił głową.-Liz, proszę. Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Ja nie... Ja nie wiem, co we mnie wstąpiło...-Wynos się, Max - syknęła, w jej oczach malowała się złość a usta zacisnęły się w wąską kreseczkę. Nie chcę cię więcej widzieć. Nigdy.Wstał i podszedł do drzwi, jego ramiona były opuszczone.-Przepraszam - szepnął, wiedział, ze to nigdy nie wystarczy by naprawić to, co zrobił. - Naprawdę mi przykro.Spotkała jego spojrzenie, pełne żalu i winy i spojrzała Na niego ostro, jej górna warga drżała lekko.-Nie obchodzi mnie to - warknęła. - nic a nic. Po prostu wynoś się stad.Gdy wyszedł, opadła na łóżko i popatrzyła na stosik książek. Nieświadomie po jej policzku spłynęła jena łza, potem kolejna... Oblizała usta drżąc lekko gdy przypomniała sobie, co zrobił.Michael mówił jej o tym. Ostrzegał ja. Mówił o SS-manach, którzy brali ze sobą do domów żydowskie dziewczęta. Udawali, ze się martwią, że kochają, ale gdy dostawali to co chcieli, umieszczali je w obozach albo zabijali strzałem w głowę.Nie dotknęła książek przez kolejny tydzień.***Prośba autorki (i tłumaczki) - nie oceniajcie zbyt surowo Maxa... (Autorka: "Pomimo tego, co robi, jest dobry, naprawdę. Po prostu... Trochę zagubiony. Bardzo zagubiony...).
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Apr 18, 2004 2:46 pm

Coś się chyba psuje, dwa razy jest to samo :oops: Niedobrze. Prośba do Hotaru o wykasowanie tego postu...
Last edited by Nan on Sun Apr 18, 2004 4:32 pm, edited 1 time in total.
Image

User avatar
Anais Nin
Gość
Posts: 39
Joined: Wed Dec 17, 2003 9:51 am
Location: Drunen

Post by Anais Nin » Sun Apr 18, 2004 2:59 pm

Ah, thank you so much Olka for explaining! It sounds really deep.. beautiful. There was just a small amount of people who saw what was coming, who were able to predict the Second World War.Have you ever heard of the March of the Living in Auschwitz? I heard about it yesterday, but I don't know what it is... :(I think I'll just look it up on the internet.Many hugs, (to you, too, Nan! :wink: )Stefanie

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Sun Apr 18, 2004 3:05 pm

Właściwie to nie powinnam tu być, tylko siedzieć nad "Kamieniami na szaniec" (które muszę do jutra przeczytać, a jestem dopiero na 100 stronie), ale stwierdziłam że to właściwie ta sama tematyka, więc co mi szkodzi :).Co do odcinków, to jeszcze nie przeczytałam, ale nie jestem pewna, czy będę coś mogła napisać jak już przeczytam, czy piorunem polecę do Kamieni. Cieszę się, że pojawiły się następne części i mam nadzieje, że Nan, przejdą ci chociaż trochę wyrzuty sumienia że zaniedbujesz Bitwę :wink: .
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sun Apr 18, 2004 8:31 pm

Wiem, Nanuś, czuje się to zagubienie Maxa...poszukiwanie kogoś bliskiego w tym piekle, gdzie dzieciom prano mózgi ucząc ich nienawiści do tych którzy byli od nich inni. Ile trzeba było mieć w sobie wrażliwości albo być pozbawionym uczuć by jakoś przeżyć to szaleństwo. Zaczyna się od odczuwania zwykłych, ludzkich potrzeb...szukanie zapomnienia w powrotach do szczęśliwych chwil w dzieciństwie, potrzeby bliskości przyjaciół i miłości. To wszystko jeszcze przed Maxem. Długą ma jeszcze drogę do przebycia zanim to zrozumie.
Image

User avatar
Olka
Redaktor
Posts: 1365
Joined: Tue Jul 08, 2003 1:14 pm
Contact:

Post by Olka » Sun Apr 18, 2004 9:03 pm

Anais Nin wrote:Have you ever heard of the March of the Living in Auschwitz? I heard about it yesterday, but I don't know what it is... :(
March of the Living is a parade where hundrets of Jews and other people who are deeply connected with the tragedy of Auschwitz walks around the camp in order to commemorate those who suffered or died in Auschwitz-Birkenau. March of the Living is tomorrow actually. And I'm not going to school because there is a high risk of terrorist atack. If terrorists e.g. attac the Chemical plant the whole town would disapear so I'm little scared. :roll: I'm going out of town...

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Apr 18, 2004 10:53 pm

Oj tak, Elu... Ostatnio nie zaglądałam do UB, więc bazuję tylko na tym, co dostrzegłam wcześniej (ostatnio jakoś nie czytałam). Max zawsze był dumny ze swojego brata - normalne i jednocześnie przerażające. W sumie każdy byłby dumny ze swojego brata/siostry, którzy daleko by zaszli. W dodatku jeszcze gdy twoje otoczenie jest właśnie tak nastawione... gdy to promuje i popiera, chwali... Ale z chwilą, gdy Max znalazł się między innymi ludźmi, takimi, którzy z tego powodu cierpią - nagle pojawiło się u niego coś innego. Gdy czytałam, jak patrzył na pokój, w którym ukrywała się Liz, i gdy mówił, że to nieludzkie mieszkać w takich warunkach, miałam ochotę westchnąć i pokręcić głową. Wiele rzeczy było nieludzkich, i to tak, jak jeszcze nie miał pojęcia.Oglądając jakiś program na Discovery'm zastanawiałam się nad fenomenem Hitlera, bo w sumie jak to inaczej nazwać. Może i był chory psychicznie, jak twierdzą niektórzy, ale co on musiał w sobie mieć, że właściwie rozpętał to wszystko? Za jednym człowiekiem poszły setki tysięcy innych... Charyzma? Być może. O Wałęsie też mówiono "charyzmatyczny" - malarz dykatorem, stoczniowiec prezydentem i noblistą...Olka, no cóż, takie jest życie... A co będzie tutaj, w Warszawie, na tym szczycie niedługo? I tak zamykają pół miasta i okolice centrum będą kompletnie sparaliżowane, teoretycznie od polityków będzie się roiło - super cel, a Pałac Kultury od dawna jest w zagrożeniu atakiem, choć to podobno niezniszczalne połączenie zamku warownego ze schronem przeciwatomowym...
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Apr 19, 2004 8:11 am

Kolejna część prosto z Worda. Jak nie tłumaczyłam tak wszystko leżało, a jak zaczęłam... ech.Rozdział 18Niemcy, sierpień 1942Walczyła z igłą, usiłując przewlec cienką nitkę przez oczko, zniechęcona gdy nic nie szło po jej myśli. Sukienka ześlizgnęła się z kolan i opadła na ziemię z niewinnym szelestem. Liz jęknęła cicho, podniosła ją i usiłowała znaleźć ową dziurę. Gdzieś tuż koło talii, trochę na lewo od rękawa.Boże, nienawidziła cerowania. Gdy znalazła jeszcze raz porwany materiał, podjęła wcześniejsze wysiłki w celu nawleczenia igły.To było beznadziejne.Ukuła się igłą, jęknęła cichutko i natychmiast cofnęła palec. Pojawiła się na nim kropelka krwi, która lśniła fascynująco w świetle oliwnej lampy. Zaczęła ssać lekko palec dopóki w jej ustach nie ustał metalowy smak krwi.Ostatni sen wytracił ją dziwnie z równowagi.Zaczął się całkowicie normalnie, z pokręconym i zaplątanym wspomnieniem tego, co wydarzyło się tyle lat temu. Choć była tam starsza. On również był starszy, mniej więcej tak jak teraz. Oni zaś znów ją bili, kopali, uderzali w twarz, ale on...Pomógł jej.Zaczął krzyczeć i rzucił się na mężczyzn, którzy ją bili. Wstawił się za nią.Jej napastnicy po prostu zniknęli zamieniając się w nicość, jakieś mgliste chmury wilgoci były jedyną oznaka ich istnienia.Uśmiechnęła się.Podał jej rękę i pomógł wstać.Jej uśmiech stał się szerszy chociaż bolało jak diabli.Pocałował ja.Krzyknęła.-Liz?Popatrzyła przestraszona do góry, nie słyszała jak Maria wchodziła do pokoju.-No? - zapytała odkładając na bok sukienkę i igłę.Maria popatrzyła na nią w dół, w jej oczach błyszczało zaniepokojenie-Idę teraz do sklepu. Dasz sobie radę?-Tak, jasne - skłamała Liz masując sobie kark. - Zrobisz coś dla mnie?-Jasne - Maria usiadła na łóżku. - Co takiego mam ci przynieść?-Nie, nic. Nie potrzebuję niczego, ale czy mogłabyś oddać te książki Maxowi?W jej oczach mignął ból gdy wymawiała jego imię, a Maria zauważyła to. Nie była pewna co tak właściwie stało się tydzień temu - Liz nie chciała jej powiedzieć - ale to załamało jej przyjaciółkę jak również i Maxa.-Jasne - uśmiechnęła się Maria. - Czy jest coś jeszcze co powinnam mu powiedzieć? Powinnam zaprosić go jeszcze raz?-Nie! - oczy Liz powiększyły się z przerażenia i pokręciła zdecydowanie głową. - Nie, nie zapraszaj go.Jej słowa były proszące i Maria skinęła głową, choć zmarszczyła lekko czoło.-Nie zaproszę, w takim razie. Po prostu myślałam, że może chciałabyś mieć towarzystwo. Podziękować mu za książki?Liz wzdrygnęła się, jej uczucia po raz kolejny leżały za bólem i odsunięciem.-Czemu nie? Jasne, podziękuj mu.Maria jednak nie zauważyła sarkastycznego tonu Liz, podniosła książki, uśmiechnęła się i wyszła z pokoju, zostawiając Liz ze zniszczonym misiem, ostrą igłą i porwaną sukienką.***Max najpierw nie dosłyszał dzwonka.To Roger krzyknął do niego - był w szlafroku, niemal zdrowy po swoim zapaleniu płuc - i kazał mu otworzyć drzwi. Ich ojciec był niezwykle zmartwiony stanem Rogera, jego czoło było zmarszczone przez ostaie tygodnie. Mówił że zapalenie płuc to coś strasznego, coś tak okropnego, co mogło zabrać ci tego, kogo najbardziej kochasz.Nie zrozumieli go.Otworzył drzwi i natychmiast napotkał uśmiech Marii.-Cześć - powiedział zaskoczony jej widokiem.-Mam coś dla ciebie - uśmiechnęła się szerzej. - Proszę. Liz powiedziała, że mam ci podziękować.Zaskoczony wziął książki i uniósł brew.-Naprawdę? Tak powiedziała? - wybaczyła mu? Mogła mu wybaczyć? Kiedykolwiek? - Um, mogłabyś jej powiedzieć, ze naprawdę bardzo przepraszam?-Za co? - Maria zamarła.-Za to, co się stało - ostrożnie unikał jej pytania i położył książki na stole.Maria poszła za nim i potrząsnęła głową, jasne włosy fruwały dookoła.-Nie powiesz mi? - zapytała.-Nie - przyznał zawstydzony. - Nie, to... głupie... nie mogę ci powiedzieć. Znienawidzisz mnie.Westchnęła i usiadła na kanapie.-Posłuchaj, Max. Nie wiem co jej zrobiłeś, ale ona cierpi. Naprawdę. Nigdy nie widziałam, żeby była tak zamknięta. Po prostu... jeśli mi powiesz, może będę mogła ci jakoś pomóc.-Nie możesz - powiedział ze smutkiem. - Nie musisz. Nie wrócę tam. Nie będzie musiała mnie więcej oglądać.-Max, posłuchaj. Jeśli jej nie uderzyłeś, nie szantażowałeś ani nie zgwałciłeś, możesz mi zaufać. Naprawdę. Liz może i jest moją przyjaciółką, ale ty również jesteś moim przyjacielem - zawahała się lekko i spojrzała na niego pytająco. - Jesteś, prawda?Oddalili się od siebie przez lata, powoli stracili swoją przyjaźń. Wymknęła się z ich dłoni tak jak piasek prześlizguje się miedzy palcami. Jednak jego wcześniejsze czyny sprawiły, że znów widziała go w jaśniejszych barwach i chciała, by znów mogli dzielić to, co było między nimi wiele lat temu.-Chcę być - odparł. - Chcę być twoim przyjacielem.Uśmiechnęła się i popatrzyła na książki.-Więc... Masz jakieś inne książki? Liz wariuje z nudy.-To zrozumiałe. Też bym zwariował na jej miejscu.-Było inaczej gdy był Michael - ciągnęła uśmiechając się lekko. - Przynajmniej nie była sama.-Michael? - zapytał Max czując jak budzi się w nim zazdrość.Dumnie pokazała mu naszyjnik - kiedyś należał do babci Michaela, powiedziała - Maria zaczęła wtajemniczać go w swoja i Liz przeszłość.Słuchał uważnie. To właśnie robili przyjaciele. Przyjaciele słuchali.***-Liz? Śpisz?Liz podniosła się na łokciu i popatrzyła na przyjaciółkę.-Jest czwarta popołudniu, Maria. Oczywiście że nie śpię.Leżała na swoim łóżku z zamkniętymi oczami i myślała absolutnie o niczym. To była niesamowita świadomość, ulga niemalże, po prostu położyć się i pozwolić, by twój umysł oczyścił się. To właśnie ją uratowało przed całkowitym załamaniem.-Wyglądałaś jakbyś spała - broniła się Maria. - Mogłaś spać. W każdym razie mam dla ciebie więcej książek.-Od Maxa?-Od Maxa - potwierdziła Maria. - No, właściwie to od jego matki. Nie będą za nimi tęsknić, tak przynajmniej mówił.Liz skinęła słabo głową.-Dzięki - szepnęła cicho.-Żaden problem. Hej, zaraz zrobię obiad, w porządku? Co powiesz na fasolę, pieczone ziemniaki i jajko?-Pewnie - westchnęła zmęczona Liz, uśmiechając się krzywo.Maria uśmiechnęła się do niej i poruszyła się by wyjść z pokoju. Zanim jednak to zrobiła, odwróciła się i wyjęła coś z kieszeni.-Och, zanim zapomnę - powiedziała pokazując jej czerwoną wstążkę. - Max powiedział, żeby ci to dać. Powiedział, ze kiedyś była twoja.Maria zakończyła zdanie pytająco, zastanawiając się, czy miał rację.-Moja? - Liz wzięła wstążkę w dwa palce i studiowała ja. Należała do niej, to prawda. Miała kiedyś takie trzy, czerwone jedwabne wstążki, które nosiła tylko na specjalne okazje. Straciła wszystkie trzy w ciągu kilku lat.Skąd ją miał?I - to pytanie było stokroć ważniejsze - dlaczego ją miał?Maria wzruszyła ramionami.-Tak, tego. Twoja. To właśnie powiedział. Powiedział, ze zgubiłaś ja kiedyś, w czasie deszczu czy coś..Liz pociągnęła lekko wstążkę i pozwoliła, by prześlizgnęła się pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym. Potrząsnęła zamyślona głowę.-Nie przypominam sobie - szepnęła a potem położyła się na łóżku i odpłynęła w swój mały światek, gdzie wszystko było inne, gdzie było bezpiecznie i gdzie nie było Maxa.Kiedy Maria wyszła z pokoju, Liz wzięła Lenę i zawiązała wstążkę dookoła jej szyi z dwiema zgrabnymi kokardami. Miś pozostał zniszczony, brzydki i milczący, nie ważne jak bardzo starała się go upiększyć.
Image

User avatar
Anais Nin
Gość
Posts: 39
Joined: Wed Dec 17, 2003 9:51 am
Location: Drunen

Post by Anais Nin » Mon Apr 19, 2004 7:08 pm

Ah, thanks for explaining, Olka. I'll keep my fingers crossed and pray there won't be a terrorist attack. *crosses fingers*Nan: I just wanted to tell you that I edited something in my prologue. See, I came to the conclusion that the first part was situated to early to go with the story, so I changed the date into January 1945. :oops: Would you please be so sweet to change it in this translated version as well? Pretty please? :DThanks, hon!Hugs,Stefanie

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Apr 19, 2004 9:23 pm

January '45...? Well -OK, no problem... I'll do this - soon :wink: If I don't forget about it :wink:BTW, how many parts there are...? I know about 42, but it was some time ago :wink:
Image

User avatar
Anais Nin
Gość
Posts: 39
Joined: Wed Dec 17, 2003 9:51 am
Location: Drunen

Post by Anais Nin » Tue Apr 20, 2004 3:26 pm

I'm working on chapter 45 as we speak, lol. I don't know... you're probably not at the concentration camp part yet, are you? Cause I made this plan of the camp, sort of like a map, and well... in case you'd like to post the url here around the time Max gets captured, here's the link:http://www.angelfire.com/blog/anais/campplan.jpgThanks so much for everything! :DStefanie

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 40 guests