T: Antarskie Noce [by RosDeidre]

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

RosDeidre
Gość
Posts: 38
Joined: Mon Feb 09, 2004 1:23 am
Contact:

Post by RosDeidre » Mon Feb 09, 2004 7:10 pm

Thanks for the sweet welcome, Lizziet! Future Max. Sigh. He still makes me sigh, more than three years after that episode originally aired. He's why I started writing fanfic. HOW TO DISAPPEAR was something that came to me during HARVEST (the next ep) because Liz had on a wedding band type ring on her wedding finger. I posted to my group on fanforum (the OTOS) that, "Hey, she had on a ring...what if..." and they all said, "Write it!!" And so I did. All because of Future Max. :)

Thank you for the sweet compliments about me writing Max well. I definitely get him. He and Michael are probably the easiest for me to write. I actually started a sequel to WINTER SOLSTICE a few weeks ago--the first Roswell fic I've written in a year. It's very Max-driven, since it's the story of how he moved on after coming back to Roswell. It's a little "out there" though because there's a slight slash theme there. :)

Thanks again! Nan has translated some posts for me and when I read them, I'll be back. I think there might be a question from what she indicated.
take care! D

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Feb 09, 2004 7:33 pm

I hope that this slash... well, it isn't like "Crazy Time Two" :wink: ?
Image

RosDeidre
Gość
Posts: 38
Joined: Mon Feb 09, 2004 1:23 am
Contact:

Post by RosDeidre » Mon Feb 09, 2004 7:36 pm

Nan!! You are too funny. Well, it is the *lightest* slash. No, Crazy was...I described it the other day as a "smut circus." LOL. No, it's a piece that's very much about healing, moving on, and so forth. No worries. I don't think I'd ever write another CRAZY.

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Mon Feb 09, 2004 9:20 pm

She had a ring? I didn't notice...besides I really would prefer if show had followed your storyline- we would have had emotionful, heartbreaking but full of hope story instead of this damn journey to Crap Summit and Max doing this awful green shield. Poor boy... :wink:
Yeap, I noticed "Summer Solistice" but I guess slash isn't my things...but who know? I've read so much wonderfull comments about "Boys of the summer"...maybe one day... temptation becomes stronger :wink:
As about Future Max- he totaly got me with his little comment about gray hair 8) ...this warm voice and ironic smile...LOL 8) This is one reason I love Future Fics- and I really regret that they didn't introduce more of this plotline to show...maybe in FMax memoirs? I'm curious about FMichael and FIsabel image...and what about Maria? We heard that Michael died in Max arms, and knowing Max healing ability I assume that Michael simply didn't want to live and Max just let him go...so Maria was dead too? Or she just left?
So much possibilities....
I'm curious about some AS dilema...has Liz told her family abot Max return? Or they just kept it in secret? You mentioned about Michael visiting M&L at weekend...but what about Maria and Izzy? Didn't she visit her brother, did she?
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Feb 09, 2004 11:08 pm

A ja zapowiadam. Będę robić hopy, żeby mnie tata nie nakrył (ależ to zabrzmiało...). Po prostu postram się jak najszybciej przetłumaczyć rodział 10... Chyba ta przerwa w tłumaczeniu AN była mi potrzebna. Stęskniłam się za Maxem i chyba się nie zdziwicie jak powiem, że mam do niego osobisty stosunek...

Lizziett, that is about AS and we're in AN thread 8) (Did I sound like {o}? Our admin is sometimes... very official :wink: ) Deidre, I will try to translate 10 chapter as quick as I can (and belive me - sometimes it's really quick...Especially now, when I can do it in my own room on my own computer. I can't belive that after months of fights with Dad he just let me have it). I have that feeling... that strange feeling... OK, I'm going to my computer. I can't wait :wink:
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Feb 10, 2004 11:55 am

Dwa posty pod rząd, pal licho.
Wczoraj wieczorem, o 23, mój tata urządził mi pogadankę. O wszystkim i o niczym. Od historii, poprzez zdrowie i technikę po świadomość ludzką. Lubię pogadanki taty, dlaczego mam nie lubić, ale jak rany! nie w środku nocy, kiedy chcę akurat tłumaczyć kolejną część! Dodatkowo dobił mnie telefon kuzyna, 10 lat starszego ode mnie, z jękiem rozpaczy, że mu komputer nie chodzi. A pewnie, jak kuzyn nawet śruby odkręcić nie umie...

Deidre, thank for link :D I said that I'll do it as soon as possible... I really like it. It was like... like a return to something very, very familiar :wink: It was one of my firs, really long fanfics I've ever read.

Anyway (gdzie Leo?) dzisiaj rano, po włączeniu sobie Counting Crows (dlaczego przy tym najlepiej mi się tłumaczy?) skończyłam rozdział 10 i nie mogę doczekać się następnego :wink:

Antarskie Noce

Część 10


Po niemalże miesiącu czekania, mędrcy zebrali się w medytacyjnej komnacie Zepha by służyć Maxowi. Byli w przyłączonym przedpokoju, śpiewając i mrucząc mantry; coś w tych obcych dźwiękach płynących przez otwarte drzwi sprawiało, że przez jego ciało przepływał prąd.
W ostatnich tygodniach czekał na swoją chwilę i malował, usiłując wyobrazić sobie powrót na Ziemię. Walczył z miesiącem pytań i zdesperowania, przedzierał się przez miesiąc patrzenia na własne kamienne odbicie w lustrze. Spędzał ten czas czekając na Mędrców, zastanawiając się, co mogliby mu powiedzieć, czy wyjaśniliby jakoś jego potrzebę napiętnowania.
Bardziej niż kiedykolwiek potrzebował ich przenikliwości, ponieważ miał rano odwiedzić pałac by zobaczyć się z uzdrowicielami, tymi samymi, którzy założyli mu maskę. A wtedy wydarzy się coś niewyobrażalnego - usuną maskę a jego brutalnie zniekształcona twarz znowu będzie wystawiona na widok publiczny.
A potem wezmą go do granolithu by wyrównać jego energię z energią urządzenia, by przygotować jego powrót do domu. O ile znajdzie siłę, by powrócić bez maski.
Stawał się bowiem coraz bardziej przywiązany do niej, zbyt przyzwyczajony do sposobu, w jaki zakrywała jego poszarpaną i pomarszczoną twarz.
Jak mógł pójść do Liz bez maski? To jedno pytanie wciąż przewijało się w jego umyśle, nigdy nie zmniejszając bólu, jaki ze sobą niosło.
Ale nawet gdy dotykał gładkiej powierzchni swojej twarzy, wiedział, że nie podejdzie do niej, dopóki maska będzie tak integralną częścią jego ciała jak teraz - nawet, gdyby była możliwość zatrzymania tego.
Nie, jego chwila była w zasięgu ręki. Chwila, w której otrzyma swoją przepowiednię. Chwila, w której zdejmie się maskę, która tak bezpiecznie chroniła jego blizny przez te tygodnie.
Max wciągnął głęboko powietrze i otoczył się ramionami, drżąc lekko. Pomimo zadawania Zephowi niezliczonych pytań o Mędrców, nie miał pojęcia, czego ma się spodziewać.
Rozglądając się dookoła małego pokoju, dziesiątki świec na małych półkach rzucały drżące światła i cienie we wszystkich kierunkach. Zamysłem Zepha było ukojenie ciemnych, poranionych miejsc poszarpanej duszy.
Ale duch Maxa nie wydawał się być spokojniejszy, nie dzięki świecom, nie poprzez dziwne śpiewanie; był zbyt daleki od spokoju wiedząc, ze Mędrcy zebrali się w przedpokoju. Stał na krawędzi nieznanego, wahając się między przeszłością, która stawała się niezmienna, a przyszłością, którą oni mogli przewidzieć.
Sama świadomość tego, że byli tak niedaleko spowodowała, że jego serce biło niecierpliwie. W jakiś sposób wiedział, że po tej nocy wyjdzie z tego niemal świętego pokoju jako zmieniony człowiek.
Max nerwowo zacisnął rękę na lantharze, małej kanapie, do której podprowadził go Zeph moment wcześniej. Wyjaśnił, że tłumaczenie tego słowa było jakby "punkt bezpośredniości".
Punkt bezpośredniości. Dziwna nazwa dla twardej ławki, pomyślał Max obserwując sposób, w jaki światło świec zalewało małą komnatę. Kolory były żywe, niemal nierzeczywiste. Antariańskie w każdy możliwy sposób.
Zmrużył oczy i wiedział, że namaluje tą scenę. Był tego pewny, gdy słuchał dźwięcznych głosów Mędrców śpiewających w przyległym przedsionku.
Zeph wszedł do pokoju, mając na sobie dziwny płaszcz z kapturem, i uklęknął przed Maxem.
-Są już gotowi - powiedział przejętym głosem.
Max skinął głową i usłyszał cichy szelest za swoimi plecami, a potem ciepło objęło jego ramiona. Rozejrzał się na boki i ujrzał małą, szarą dłoń przesuwającą się nad nim. To była delikatna dłoń kobiety, uświadomił sobie gdy dotknęła jego pleców z zaskakującą czułością.
-Królu – powiedziała dźwięcznym, miękkim głosem. – Przyszliśmy.
Przez moment Max nie wiedział, jak ma odpowiedzieć. W końcu powiedział to, co czuł.
-Tak...cieszę się... jesteście.
-Służymy teraz – wyjaśniła kobieta gładząc jego ramię. To był dziwny gest, zaskakująco intymny, zwłaszcza że po jego skórze w odpowiedzi przebiegały niewielkie impulsy mocy. – Naszemu królowi – dodała pochylając głowę.
-Tak... dziękuję – jego puls przyśpieszył z niecierpliwością, choć czuł się dziwnie zaniepokojony i lekko przestraszony. To było chyba jedno z jego najdziwniejszych przeżyć na Antarze, najbardziej zaskakujących dla człowieka. Na Ziemi była więzienia i pałace, królowe i królowie. Ale nie było Mędrców – a przynajmniej nie takich jak ci kosmici, zebrani dookoła niego, tworzący ciasny węzeł silnej, mocnej energii.
Prorocy stali przed nim i popatrzył na nich do góry z ciekawością. Pochyliła głowę, zakrytą misternie splecionymi szarfami i szalami, migoczącymi w chybotliwym świetle świec. Wydawało się, że w materiale ukryte są klejnoty, które tak przepięknie łapały światło. Ale nie mógł dokładnie widzieć jej twarzy, choć duża para oczu w kształcie migdałów patrzyła wprost na niego.
-Jestem Alith – powiedziała. – Za tobą stoją dwaj inni. – Ale nie podała ich imion, i coś rozbudziło ciekawość Maxa. Popatrzył na Zepha by mu wytłumaczył, on jednak uśmiechnął się tylko, gdy Alith uklękła przed nim.
-Jesteś gotowy, królu?
Max skinął głową zastanawiając się czy w tym przepowiadaniu było coś, czego nie rozumiał, inaczej dlaczego pytałaby się go tyle razy czy mogą już zaczynać?
-Pytamy cię o to, bo będziesz otworzony – wydawała się słyszeć jego niewypowiedziane pytanie i Max wzdrygnął się lekko na jej słowa.
Max odetchnął ciężko kiwając głową.
Alith wyciągnęła ku niemu swoje małe, szare dłonie i ujęła jego twarz. Powoli uniosła ją ku sobie dopóki ich oczy nie spotkały się w migoczących cieniach.
-Maska – powiedziała po prostu. – Królowa założyła ci maskę.
Max odetchnął ciężko kiwając głową.
-Tak, to nie było dobre. Poważna broń przeciwko tobie, poważna rana. Gorsza niż blizny. Ta maska – Alith delikatnie przesunęła palcami po twardej powierzchni. Max wił się podczas jej inspekcji, myśląc znowu o tym, jak bał się usunięcia maski następnego ranka.
-Jesteś za bardzo związany z tym, królu. A to musi być usunięte.
-Tak... wiem.
-Problem w tym, że ty chcesz mieć maskę.
Skąd mogła znać jego najgłębiej skrywane uczucia? Jak mimo wszystko chciał zachować maskę? Zamknął oczy i skinął głową, czując jak jego twarz zalewa fala gorąca pod porcelanową powierzchnią.
-Poradzimy sobie z tym problemem – powiedziała łagodnie, wciąż obrysowując jego twarz z zadziwiającą delikatnością. – Ponieważ to jest najsilniejsze przeciwko tobie.
Max nie mógł otworzyć oczu, nie mógł spojrzeć na tego dziwnego mędrca, który przemawiał do jego serca niczym najostrzejsza ze strzał.
-David – powiedziała cicho, jej głos zmienił swój ton, stał się dziwnie znajomy i bliski. – Och, piękny, idealny Davidzie. Dlaczego nosisz maskę? Dlaczego chowasz się w ten sposób?
Brzmiała tak podobnie do Liz. Popatrzył w górę z paniką; tak łatwo używała jego nowego imienia, tak bardzo brzmiała jak jego Daiea.
Podniosła palce do jego czoła i nagle sen otoczył jego umysł. Był posągiem, nagim i pięknym pośrodku pokoju, jakiejś galerii. Wszędzie były obrazy, a Liz gładziła jego pierś delikatnie.
-Porusza mnie – powiedziała głaszcząc czule jego twarde, zimne ciało.
-Daiea – szepnęła Alith, jej dźwięczny głos uniósł się radośnie. – Tak, Daiea widzi maskę. Daiea widzi maskę i kocha Davida. Kocha Davida pomimo maski. Och, tak, tak – roześmiała się radośnie – Kocha Davida z bliznami i maską, i bardzo za nim tęskni. Gdyby tylko David zrozumiał.
Max nie miał pojęcia, co się dzieje, zaczęło go lekko mdlić. Sen zmienił się nagle, stał teraz pośrodku jakiegoś domu. Wyglądał na dom z Południa, może był w Roswell. Ale światła były przyćmione, a Liz stała obok niego. Jego dłoń uniosła się ku jego twarzy i poczuł pod palcami maskę. Ale ta była inna, nie gładka. Była szorstka i sztuczna, idealnie bez żadnych rysów twarzy, tak jak ta maska.
-Kocham cię – szepnęła Liz wyciągając rękę by pogładzić jego gładkie rysy. – Kocham cię, Davidzie Peyton. Uwierz, że kocham cię w taki sposób.
Max wciągnął powietrze. David Peyton? Dlaczego tak go nazywała?
Alith ponownie ujęła jego twarz i Max otworzył oczy, obraz przed nim rozmył się.
-Pokazaliśmy ci to, co będzie. Rozumiesz to?
-Nie... nie ro... zumiem.
Zamknęła oczy pochylając lekko głowę.
-Ale będziesz je potem pamiętał, królu.
-Maska? – zapytał czując się się zawstydzony gdy przesunęła po niej palcami. Pomożesz mi zachować ją? Pomożesz mi zrozumieć dlaczego tak bardzo chcę ją mieć?
-Stała się częścią ciebie – wyjaśniła po prostu Alith. – Jest prawdziwa, żyje, jest związana z twoim ciałem. Jest częścią ciebie. Idealną częścią, nie taką jak twoje blizny. Chcesz ją mieć, choć będzie zabrana.
-Dlaczego? – zapytał. Dlaczego wszystko zawsze musi być mu zabrane?
-Dużo straciłeś, królu. Ból otoczył twoje serce i zabiera z ciebie życie. Ale odnowienie jest w zasięgu ręki.
-Widziałem... maskę... wizja.
-Tak – przytaknęła, ale nie dodała nic więcej. Jego serce biło szybko w jego piersi gdy gładziła go po policzkach. – I widziałeś swoją Daieę.
-Tak, ona... widziała maskę.
-Nie tą.
-Co... mam... robić? – zapytał, szeczerze zastanawiając się jak mógł pójść do Liz tak brutalnie oszpecony i zrujnowany – zwłaszcza teraz, gdy widział kolejną maskę. Tą, której nie miał. Musiał ją mieć, inaczej nie będzie mógł pójść do Liz.
-Uwierz w miłość twojej Daiei.
-Ja... nie David.
-Zastanawiający. Oszałamiająco przystojny Piękny. Daiea tak właśnie myśli o swoim ukochanym.
-Ja... nie mogę... do Liz....z bliznami.
-Blizny nie są problemem – szepnęła Alith, powtarzając swoje wcześniejsze słowa. – Maska jest większym problemem.
Alith skinęła nad jego ramieniem, najwidoczniej na dwóch innych Mędrców stojących za nim. Podeszli bliżej z cichym, przytłumionym szelestem i obaj zaczęli mówić po antarsku. Skinęła głową i położyła rękę na sercu Maxa.
-Tak, pieczęć została aktywowana – powiedziała cicho. – Pieczęć, którą położyliśmy na sercu Zana. Połączenie z Daieą zostało nawiązane. Połączenie miłości, bardzo silne. Tak – uśmiechnęła się. – Jesteście połączeni, związani razem. To silne, mocne. Nierozerwalne.
Alith sięgnęła do góry i odrzuciła szal na ramiona, i po raz pierwszy Max mógł naprawdę zobaczyć jej twarz. Dookoła jej oczu i ust widniały linie, które zostawia po sobie czas. Uśmiechała się przez lata i teraz widać to było w kącikach jej ust. Czarne oczy błyszczały siłą i wolą, czymś zupełnie innym niż w oczach normalnych Antarian.
-Ale ta więź jest naderwana, Zan – powiedziała poważnie Alith, patrząc na swoich towarzyszy, którzy przytaknęli. – Naruszona. Silna, ale naruszona.
Poczuł, jak w jego oczach pojawiają się łzy.
-Pomożemy – wyjaśniła, gdy dwóch innych Mędrców położyło dłonie na jego piersi. Wszystkie trzy dłonie nakrywały jego serce i poczuł, jak ciepło zaczyna przenikać jego pierś. Hipnotyczna, miękka energia.
-Tak, teraz... lepiej – odezwała się. – Więź jest naprawiana... naprawiana między tobą a Daieą.
Max wyobraził sobie teraz Liz, tak piękną i młodą, jak była gdy widział ją ostatnim razem. Byli razem w jeepie. Nie mogę uwierzyć, że to już koniec... po tym wszystkim, co się stało.
-Niewinny – Alith szepnęła miękko, gdy popatrzył na nią zaskoczony. – Ty, Zan.
-Co... znaczy? – zapytał ze ściśniętym gardłem.
-Nie zrobiłeś tego.
-Nie, ja... nie.
-Tak – powiedziała z uśmiechem. – Królowa nagięła ci umysł. To właśnie spowodowało nadszarpnięcie więzi z Daieą. Twoja wiara w kłamstwo.
-Pamiętam – mrugnął oczami. – Noc z królową.
-Źle pamiętasz – odparła Alith. – Ja widzę prawdę. Mówię prawdę – uniosła rękę do jego czoła gdy dwóch pozostałych Mędrców nadal przykładało dłonie do jego serca. – Zobacz prawdę – zarządziła i wizje znowu się zaczęły.
Tym razem był na podłodze obserwatorium, trzymając w ramionach swoją ukochaną Liz. Płakał niemalże ze szczęścia, że wróciła do niego, że byli razem pomimo wcześniejszych walk i kłótni. Był półnagi, ona zaś leżała całkiem naga tuż pod nim. Mieli się kochać i tylko tego pragnął, to było wszystko, o czym kiedykolwiek marzył. Idealne, piękne marzenie – uświadomił sobie w tamtej chwili z Liz.
Ale wtedy stało się coś dziwnego, gdy podniósł biodra by zdjąć spodnie. Popatrzył znowu na Liz, ale ona zmieniła się na jego oczach. Był z Tess. Potrząsnął głową zaskoczony, czuł, że coś dziwnego dzieje się z jego umysłem. A potem kłócili się. Naginała jego umysł i wiedział o tym. Oskarżył ją, że igrała sobie z nim, a potem wszystko stało się czarne. Leżał na podłodze, Tess rozbierała go, gdy rozpaczliwie walczył o to, by pozostać przytomnym, a potem znowu cały świat pogrążył się w ciemnościach.
Gdy wizja rozmyła się, Max jęknął strasznie. Rzucał się na małej sofie, przyciskając kurczowo dłonie do serca. Obce dłonie odsunęły się, zostawiając tylko palące uczucie pod skórą, które powodowało, że jego klatka piersiowa nie chciała unosić się. Z trudem oddychał, zmuszając się niemal do wciągania powietrza do płuc.
Tess oszukała go. Przez cały czas wierzył, że spędził z nią noc, że zdradził Liz.
-Więź jest już naprawiona – oznajmiła cicho Alith. – Daiea i Zan znowu są połączeni. Znowu są razem, znowu są jednym.
Pomimo wszystkiego, trząsł się strasznie, niezdolny do wypowiedzenia choćby jednego słowa. Dosłownie czuł tą więź, czuł jakby delikatne, złote nici naciągały się między nimi. Tak, jakby poprzez galaktyki, przez cały wszechświat, na nowo zostali połączeni.
-C-co znaczy? – wydusił z siebie, patrząc w duże, obce oczy Alith.
-To znaczy, że żadne z was nie zwiąże się z kimś innym. To znaczy, że kiey znajdziesz drogę powrotną do Daiei, wasza więź wszystko uzdrowi.
-Wszystko? – zapytał pocierając poszarpaną, nierówną bliznę nad sercem. Czuł jej nierówną powierzchnię nawet poprzez materiał koszuli.
-Wszystko, Zan. Więź cię uzdrowi.
Jego oczy zamknęły się i skinął po prostu głową. Nie było już nic, co chciałby powiedzieć, nic, o co chciałby zapytać. W jakiś sposób przetrwa zdjęcie maski o poranku, i w jakiś sposób znajdzie drogę powrotną do Liz.
-Pamiętaj, Zan, Daiea nie potrzebuje maski – szepnęła Alith i dodała coś po antarsku, czego nie zrozumiał. Słyszał słowo Daiea, potem miłość, potem blizna. Był to potok słów, których nie rozumiał i dla niego był pozbawiony sensu, choć jego oczy wypełniły się łzami słysząc je. Te słowa niosły ze sobą życie, był tego pewien, choćby dlatego, że otaczały jego duszę.
A potem, im dłużej mówiła, tym bardziej senny się stawał, i dosłownie nie mógł zmusić powiek do uniesienia się.
Chciał spać, chciał odpocząć.
-Tak, Zan, bądź spokojny – zaśpiewała nagle Alith nad nim, gładząc go lekko po włosach, gdy inni Mędrcy bez twarzy dołączali do niej.
-Spokój, królu. W końcu otrzymałeś spokój.
Z tymi słowami, Max pozwolił sobie zamknąć oczy i po raz pierwszy od blisko dekady, w końcu przestał walczyć.
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Tue Feb 10, 2004 8:43 pm

Och, Nan ze wzruszeniem przeczytałam. Nie wiem czy to wpływ RosDeidre czy miałas dobry dzień, czy natchnęło Cie opowiadanie ale odnalazłam Cię taką jaka byłaś w AS. Po prostu czuję się, że włożyłas w tłumaczenie dużo serca...
Maska pod ktorą Max usiłował ukryć blizny będące symbolem jego słabości, wstydu, cierpienia i okaleczenia...piękny klimat, nastrój...pozwoliłam się ogarnąć.

Dziękuję Nanuś and thank You, RosDeidre.

Czy ona dopiero teraz to napisała ?

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Feb 10, 2004 11:05 pm

Tak, Elu, to jest nowy rozdział... Pisałam już Deidre, że naprawdę dziwnie się poczułam - spotykamy Maxa po miesiącu, minął miesiąc od czasu.... śmierci Tess. I ja po miesiącu usiadłam do9 tłumaczenia, i naprawdę to było niesamowie znowu napisać w Wordzie "Antarskie Noce"...
Co mnie urzekło? A owszem, urzekło... Tak, jakbym czytała opis jakiejś tajemniczej ceremonii, niemalże zabronionej, pełnej magii, tajemnic, dostępnej tylko dla wtajemniczonych... Tylko w jednym momencie pojawia się to, co wprowadza nastrój - na początku, gdy wchodzą Mędrcy. Zakapturzeni, płaszcze, niewidoczne twarze, do tego chybotliwe światło świec i postać tajemiczego Mędrca - Alith, i jednocześnie... jej czułość w stosunku do Maxa. Wzbudziła we mnie coś ciepłego, pełnego zaufania, a jednak niemal do końca nie wiadomo było, jak wygląda jej twarz.
Tłumaczyłam to rano, kiedy jeszcze była dobra pogoda, i... oszołomiło mnie na cały dzień. Deidre w przyszłym tygodniu jedzie do Nowego Jorku w sprawach zawodowych (coś wam się przypomina? :wink: ) i przypuszcza, że "ją natchnie".
Image

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Wed Feb 11, 2004 2:04 am

nareszcie udało mi się skończyć czytać "Antarskie Noce" :D (czytałam je po raz pierwszy, wraz z komentarzami :( , każde z nich stanowiło dla mnie takie małe dzieło sztuki), jak wy pieknie potraficie ubierać w słowa swoje odczucia po przeczytaniu opowiadań, mnie pewnie nigdy nie przyszłyby takie do głowy(cóż jestem scisłowcem nie humanistką) :( i jeszcze "wizyta" autorki,aż brak mi słów :D ,tłumaczenie Nan :uklon: (wiem ze juz wiele osób ją tutaj wychwalało), kiedy myślałam że to już koniec to tu taka niespodzianka część dziesiąta :D , a z tego co zrozumiałam autorka kończy jedenastą, mam nadzieje że Nan podejmie sie przetłumaczenia i jej :)

tylko niech nikt nie pisze ze nadzieja jest matką głupich :wink:
Czytaj między wierszami...

RosDeidre
Gość
Posts: 38
Joined: Mon Feb 09, 2004 1:23 am
Contact:

Chapter Ten

Post by RosDeidre » Wed Feb 11, 2004 3:39 am

Hi!
Thanks for such a nice welcome. Nan, thank YOU for translating my story!! I can't believe how quickly you were able to translate chapter ten. I'm glad it seems everyone likes this turn of events. :) See, I'm not *completely* evil. :evil:

I think someone asked if I'd just finished this part, and actually this one was posted a long time ago, but there was some confusion because it wasn't on my website. I have written a good bit of part eleven, and will be finishing shortly. Also, I'll be in New York next week, which will provide perfect inspiration for some of what happens next.

I'll admit that ANTARIAN SKY was a much easier story for me to write, but at the same time, I felt compelled to tell Max's side in this piece. It's certainly a dark, mystical journey, but the good news is we know how it ultimately ends. The entire story has been quite a challenge for me, which is why it's only one of two stories I never finished. But I'm back at work on it again, so hopefully some chapters will be posted in coming weeks. :)
Take care and thanks again to Nan for translating and to all of you for reading.
RosD

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Wed Feb 11, 2004 10:42 pm

Thank RosDeidre for your amazing story. It's absolutly beautiful, moving my soul and hart. So sad and painful, but appear hope. I waiting for.
I can't wait till Max goes back home to Liz.
lovs :P

User avatar
Luthien
Gość
Posts: 13
Joined: Thu Dec 11, 2003 7:17 pm
Location: Doriath
Contact:

Post by Luthien » Wed Feb 11, 2004 11:31 pm

RosDeidre
I love your story!!!
Nan
Kochamy cię za to tłumaczenie!
Big buźka for RosDeidre and Nan :D :D :D
Onen i-Estel Edain, u-chebin estel anim...

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Thu Feb 12, 2004 9:18 am

Ok... i'll start in english, 'couse i have no idea where am I suppose to find the Author of this story: here or in "the internationa thread" ;)

Anyway ( :) BTW ELU... I'm... YOU flattered me so much...I don't deserve... and thank You for telling me about this wonderfull surprise!)

I don't have much time to write, so I say what's the most important for me...

ROSDEIDRE - Your story was the very first one I've read. ELA told me about it. I read it. I cired. I had something really wonderfull to think about, some place I could run away from the grey reality. Thank You so much for every word and every emotion in those stories... Now I've got to postpone reading chapter 10, but I have one more time something worth waiting for when I come home.


NANIUŚ - jak tylko przeczytam z całą pewnością się odezwę... jak się cieszę!!!
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Thu Feb 12, 2004 9:26 am

Znając twoje upodobanie to AN, tak sobie myślałam, że może się ucieszysz... Czytaj spokojnie, tym razem nigdzie nie ma mojego komentarza.
Image

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Thu Feb 12, 2004 11:27 pm

To była piękna niespodzianka NANIUŚ!!! Z całego serca dziękuję.

Jeszcze nie przeczytałam i nie wiem, czy dam radę jutro... niby nie dużo, ale na to potrzeba chwili spokoju, by delektować się tym, czego jest tak niewiele. A z drugiej strony jestem pełna podziwu dla Ciebie, bo jestem pewna, że to dzięki tobie Ros napisała kolejną część... tak długo przecież nie było nic... prócz ciszy.

Przyjęłam ten 9 rozdział jako zakończenie idealne, pomijające detale, mówiące: "pokonam siebie i wrócę do ciebie" :) tylko może nie aż tak beznadziejnie zrymowane :) jakiś czas temu pisałam Maxelowi, ze Diuna ma ponad 600 stron. I że badania ankietowe wykazały, że najmniejszą sympatią cieszyła się ta z jej ksiąg, która liczyła jedynie 200-300 stron, ludzie spodziewali się więcej, chcieli tomiku, który nie pochłoną w ciągu jednego dnia, który pozwoli się im cieszyć dłużej. Dlatego i ja się cieszę, że jest coś jeszcze...

Obu Wam dziękuję, a Tobie, za upór i niesienie dobrych nowin! I Eli, która tak bardzo wierzy w nasze możliwości i jest naszym forumowym oparciem.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Thu Feb 12, 2004 11:41 pm

Och, dzięki LEO ale kto tu dla kogo jest oparciem. Szukamy się na wzajem i jak długo kogoś ze starych, lubianych bywalców brakuje zaczyna się rozpaczliwe szukanie. Zapytaj Nan... :lol:
LEO sie znalazła, to znowu brakuje Lizziett, gdzie jest Hotori, maddie ? Ale wiem, że niektórzy nawet po miesiącach wracają, bo coś tutaj jest takiego, że nie sposób zapomnieć. :D

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Sat Feb 14, 2004 11:14 am

Wydaje mi się, że tu nie chodzi o odejścia i powroty, ale o zwykłe życie, które czasami stawia nam tyle przeszkód na drodze do jakiegoś... już nawet nie celu, ale jakiegoś miejsca, które warto (tak nam sie wydaje) odwiedzić...

Ostanio najlepszym wyjściem dla mnie było nie włączanie niczego co ma związek z elektroniką :) Innym razem nie miałąm na to nawet czasu... Przychodzę tu, bo ... sami wiecie. Jest taki pewien podpis :) ... Tu sa opowiadania, które pozwalają zapomnieć, ludzie, którzy wiedzą co znaczy potrzeba szukania w czymś piękna, potrzeba szukania piekna w kimś. jest tu spokój, radość i bezinteresowność, czego nie ma gdzie indziej, lub czego gdzie indziej rzadko można doświadczyc. Goni nas wiele problemów, fizycznych, psychicznych, ale tu są pewni kosmici, których problemy sa nam bliskie, bo są podobne do naszych, a ponieważ w głębi duszy wierzymy w happy endy pragniemy czytać i wymyślać coś, co zawsze będzie mówiło o tryumfie czegoś dobrego... to nam jest właśnie najbardziej potrzebne.

MOGĘ SIĘ WYPOWIEDZIEĆ NA TEMAT 10 ROZDZIALU. :D

Dużo raczej nie napiszę, bo powtarzałabym większość komplementów pod adresem RosDeidre i Nan, "nie to, żeby to nie była opcja"* ale warto czasmi powiedzieć cos nowego... so...

ROSDEIDRE - I finally found the way to read the next part of Antarian Sky, which is so close to me... I won't wirite what was going on inside of me, when I was reading it, I write what I found there... THANK YOU... maybe that's not much, but when we read words like this, when we can catch the sense so important for us, it's easer to believe, that future has a chance for us, future so unstable, because...

Fear is our worst enemy paralysing our soul. It makes us weaker than we really are, disturbs us understanding simple things. It's also the impulse to react, to move forward, to run... but it's easier to run away, than to fiht. Antarian Nights moved me, becouse it's so natural, that most of us aren't cowards, most of us just want to live, but there comes the time, when everything is too much for one person, for one moment. We can fight. We do. We try. We are waiting for the solution and for the end to come. But... sometimes nothing changes. And we are loosing hope, one the most powerfull weapon in the whole world. Without the hope there's just the straight way to capitulation. We just want so much all of this to stop. We need peace, and if we don't find simple helping hand we won't fint the will to continue this. But it's so hard to ask for help... sometimes that cost much more than capitulation...






* to był cytat z pewnego opowiadania, co bardziej "zakręceni" wkrótce się dowiedzą z którego ;)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

enka
Gość
Posts: 9
Joined: Fri Jan 30, 2004 8:13 pm
Location: Kraków
Contact:

Post by enka » Fri Feb 20, 2004 6:01 pm

Nan na jakiej stronie można znależć te części Antarian Nights bo na stronie RosDeidre ich jeszcze nie ma ?????????? :) :) :) :) :)

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Fri Mar 26, 2004 1:25 pm

NAN, czy jest już może kolejna część?
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sat Mar 27, 2004 9:24 am

Jeszcze nie ma. Pytałam Deidre kiedy będzie, ale na razie część 11 jest w proszku. Podobno za jakiś miesiąc... A na pocieszenie powiem, że D. jedzie/już jest w Kalifornii, w sprawach zawodowych, ALE później zatrzymuje się w pewnym domu tuż nad oceanem. I podobno to właśnie miejsce było pierwowzorem domu Zepha (więc jak widać nie wszystko jest wyssane z palca :wink: ). Mnie ten szczegół bardzo się spodobał...
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 12 guests