T: Objawienie-Revelations [by EmilyluvsRoswell]

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sun Oct 19, 2003 1:17 am

Czuję się jak samotny biały żagiel...Dobranoc Hotorii...śpij dobrze. Ja właśnie wstałam, po oglądnięciu "Mój chłopak się żeni" - przy końcówce odpłynęłam w niebyt (co za upadek!) - i drepcząc teraz do łazienki zaglądnęłam do Was. Odsączając z Waszych wypowiedzi to co dla mnie najważniejsze, obym się myliła, że racjonalność i odpowiedzialność Maxa wzięła górę nad jego romantyczną duszą ? Nie wierzę. Bo przecież to jest w nim najwartościowsze...Rozumiem, ten nieraz intrygujący, łopatologiczny dydaktyzm w amer. filmach dla młodzieży ale jak Nan powiedziała opowiadania kieują się swoimi prawami. Czyżby Emily była konsekwentana i wierna serialowi aż do bólu ? Ech..wyglada na to że tak. Ale z drugiej strony jak napisała Lizziett - chwila szaleństwa w Busted, całkowita zmiana charakteru naszego bohatera a już oglądalność spada...Chyba jednak potrzebujemy w nim widzieć romantyka, pełnego wewnętrznych rozterek i cierpiącego za miliony, mrocznego nieodgadnionego, z kryształowym chrakterem którego sie kocha ale czasem także ma się ochotę wytrzaskać, jak Nan powiedziała rękawiczką :lol: (heh jak za czasów pojedynków)
...Resztki snu ze mnie wyparowały...może trochę popiszę...
Dzięki Kotki, za chwilę refleksji nad moim umęczonym Maxem. Mimo wszystko spotkać takiego to skarb, a szansa jak jeden na milion... :P

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Oct 19, 2003 11:48 am

Heh, i to się nazywa rodzina... Przeforsowałam wczoraj Julię Roberts zamiast "Ballady o ścięciu drzewa", piąty raz oglądałam wrednego pasożyta zżerającego ukwiały zdaje się... A dzisiaj nawet nie dano mi pospać i zwleczono mnie o 9... Jakby człowiek nie mógł się wyspać raz w tygodniu... Potem wzięłam się za moją zmorę - czyli fizykę :shock: i znowu przestaję kontaktować po tych wykresach... Jakiś tuman fizyczny ze mnie :?
Elu, właśnie jestem ciekawa, na ile części starczy Emily cierpliwości do fabuły serialu... Zobaczymy... He he... W każdym razie jestem ciekawa co zrobi z Kyle'm. I z Isabel, wyprowadzi ją w końcu gdzieś tam na uniwersytet i pozbawi możliwości spotkania Jesse'go, czy też może wepchnie go na uniwerek, a może jednak zostawi ją na miejscu by wspierała braciszka...
Naszło mnie wczoraj na Ludwika XIV... Eh, to były czasy... Dzisiaj zresztą też mnie naszło. Może w końcu ten Beckett wyparuje mi z głowy, uczepił się mnie jak rzep psiego ogona... Albo muszę znaleźć jakiś ciekawy fanfik...
Zaraz, to teraz będzie część 14...? Oj, będzie ciekawie... I baaardzo romantycznie, ee, tego...
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sun Oct 19, 2003 1:13 pm

Elu, właśnie jestem ciekawa, na ile części starczy Emily cierpliwości do fabuły serialu...
Ja również. Tym bardziej, ze jestem już po lekturze 29 części. Rzeczywiscie czasami ta jego odpowiedzialność... czsami zastępuje duszę romantyka. Jakby na chwile zniknął :roll:
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Oct 19, 2003 2:08 pm

Może po prostu był zbyt zmęczony wiadomo czym :roll: żeby, o ironio, pomyśleć logicznie... Ale podziwiam Liz. Musi być co najmniej psychicznym Herkulesem by to wszystko znieść i jeszcze te egzaminy... Chylę czoła. Na dodatek usiłuje jeszcze myśleć o wszystkich.
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Objawienie byEmilyluvsRoswell cz. 14

Post by Ela » Sun Oct 19, 2003 11:42 pm

W takim razie kończę niedzielę w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku i przyjemności, oczywiście...Trzymajcie się, Kotki. :P


Objawienie część 14


Była prawie dziewiąta przed południem, kiedy przybyli do Las Cruses. Michael prowadził a Liz przeglądała mapę miasteczka uniwersyteckiego, którą wydrukowała poprzedniej nocy. Stanęli przed szeregiem budynków

– Jak się nazywa ten akademik ? – zapytała.

- Dona Po, czwarta aleja – odpowiedziała Maria.

- Nie mamy czasu na zwiedzanie ? – zażartował Kyle.

- Nie, chyba że chcesz to zrobić sam – odparował Michael.

- Myślałam, że masz ochotę na wypad do szkoły w Texasie ? – Liz poszukała go wzrokiem w bocznym lusterku.

Kyle wzruszył ramionami – Wolne dni zwykle spędzam z tatą na tapczanie, co za szczęście spotkać się z nauką od święta – odpowiedział z przekąsem.

Posłała mu współczujący uśmiech ale zaraz zwróciła się do Michaela - Nie, wjedź tutaj, w prawo.

- Dobra, pilnuj – mruczał – Nie znoszę, kiedy nie wiem gdzie jechać.

- Wyluzuj się – uspokajała go Maria – Właśnie podjeżdżamy

Zaparkowali na pustym parkingu. Wyszli z Jetty, z ulgą prostując zdrętwiałe nogi.

- W porządku – Liz ponownie popatrzyła na mapę – Tą alejką dojdziemy do domu studenckiego.

- Co dokładnie spodziewamy się tam zastać ? – zapytał Kyle kiedy się zrównali – Przecież Alex był tu kilka miesięcy temu.

- Od tego miejsca zaczniemy – powiedziała Liz – Masz jakiś inny pomysł ?

- Nie do mnie z tym – podniósł do góry ręce poddając się.

Pięć minut później stanęli przed akademikiem Dona Po. Drzwi frontowe były zamknięte na klucz ale Michael przyłożył do nich dłoń i usłyszeli znajomy, miękki trzask – Wchodzimy – powiedział rzucając wzrokiem w stronę dużego holu.

- Uważajmy na wypadek gdybyśmy musieli się stąd szybko wynosić – przypomniała Liz – Idziemy dalej.

Weszli schodami na drugie piętro i szli wzdłuż długiego korytarza. Większość pokoi była zamknięta, na drzwiach wisiały tabliczki z informacją o rozkładzie zajęć. Z półprzymkniętych drzwi jednego z pokoi słychać było muzykę i cichy odgłos włączonego telewizora ale wyglądało na to że było zbyt wcześnie na normalny studencki gwar.

- To tutaj – Maria zatrzymała się przy końcu korytarza. Patrzyła na pozbawione tabliczki drzwi pokoju - Może powinniśmy zapukać ?

- Moglibyśmy – Liz zapukała a kiedy nie usłyszeli odpowiedzi zrobiła to ponownie – Halo ?

- Nie ma nikogo – Michael oparł się ręką na zamku. Przekręcił gałkę.

- Pusto – Kyle wsunął głowę do pokoju.

Liz popchnęła go aby wszedł.

- Hej – jęknął z pretensją.

- Ciii....

- Chyba po Alexie nikt tu nie mieszkał – powiedziała Maria obchodząc pusty pokój.

Michael zamknął za nimi drzwi – Chyba dobrze, nie? Jeżeli nikt po nim tu nie mieszkał, może coś znajdziemy.

- Może – zgodziła się Liz - Nawet nie posprzątali. Powinniśmy się rozdzielić, wy się tutaj rozglądniecie a Maria i ja przeszukamy kuchnię.

Przez kilka minut otwierali i zamykali szuflady szafek, regałów, zaglądali pod leżącą wykładzinę dywanową, odchylali listwy podłogowe. Kyle podniósł goły materac na łóżku, Michael przetrząsał wyższe półki gdzie pozostali nie mogli dosięgnąć.

- Nic – Maria była wyraźnie rozczarowana – nawet skrawka papieru z jego imieniem.

- Jasne, na pewno byłby bardzo przydatny – zamruczał Kyle.

- Zamknij się Valenti .

- Uspokójcie się – Liz lekko podniosła głos – Nie tylko przebywał w tym miejscu. Powinniśmy sprawdzić czy gdzieś nie figuruje jego nazwisko w spisie studentów.

- Jak to sobie wyobrażasz ? Jest niedziela, biura i rejestracje są nieczynne.

Przycisnęła dłonie do oczu czując nadchodzący ból głowy - Nie wiem – jęknęła – Nie wierzę że zabrnęliśmy w ślepą uliczkę.

- Cześć ? – usłyszeli ciche pukanie i odgłos otwieranych drzwi – Mogę w czymś pomóc ?

Kątem oka Liz dostrzegła Michaela podnoszącego rękę w postawie obronnej. Klepnęła go w dłoń i popatrzyła z wyrzutem, zanim młody mężczyzna stojący w przejściu zwrócił na niego uwagę.

- Cześć – powiedziała – Przez jakiś czas w tym pokoju mieszkał mój brat i mamy nadzieję dowiedzieć się gdzie on teraz jest. Zniknął i moi rodzice się niepokoją – powiedziała przybierając błagalną minę.

- Masz na myśli Reya ? - zapytał.

- Tak Reya – odpowiedziała szybko zanim ktokolwiek się odezwał – Znałeś go ?

- Nikt go nie znał. Bez obrazy ale twój brat był trochę dziwny. Nigdy, przez cały czas pobytu stąd nie wychodził. Otwierał tyko wtedy kiedy przynoszono mu żarcie.

- Że co ? – parsknęła Maria – Naprawdę nigdy stąd nie wyszedł ? Więc co robił przez cały dzień ?

- Za dużo ode mnie wymagasz – wzruszył ramionami.

- Proszę ? Może wiesz coś co nam pomoże go znaleźć – nalegała Liz.

- Chociaż...

- Tak ? - zachęciła go.

- Kiedyś wracałem późno z imprezy, była chyba czwarta w nocy, nigdzie żywego ducha. Patrzę a on wychodzi z budynku Litvack. Prawie się z nim zderzyłem a on mnie wcale nie widział.

- Budynek Litvack – powtórzył Michael – Co tam jest ?

- Jakieś nowoczesne, komputerowe urządzenia. Ten facet szedł jak nieprzytomny, coś do siebie mamrocząc. Ciarki mnie przeszły.

- Bardzo dziękujemy, koleś – powiedział Kyle – Będziemy stąd spadać.

- Jasne, żaden kłopot. Życzę szczęścia w poszukiwaniach. Mam nadzieję, że wkrótce się znajdzie – skinął głową Liz.

- Tak, na pewno. Jeszcze raz dziękujemy za pomoc – powiedziała podchodząc do niego - Chyba już pójdziemy.

Odprowadzali go wzrokiem do drzwi. Wychodząc odwrócił się – Trzymajcie się.

- Cześć – Liz pomachała mu ręką. Kiedy wyszedł zwróciła się do pozostałych – W porządku ? Na co czekamy ? Idziemy.

*****

A więc Alex robił coś przy komputerze – komentował Michael, kiedy przechodzili przez dziedziniec – Dlaczego mnie to nie dziwi ?

- Tak, ale po co ? –zapytała Maria

Liz potrząsnęła głową – Jest tylko jeden sposób aby się dowiedzieć. To tam – wskazała na nowoczesne zabudowania z zielonymi oknami.

- A jeżeli to siedziba kosmitów, może lepiej sprawdzić ? – zapytał Kyle.

- Bardzo zabawne – burknął Michael – Idziemy.

- Zaczekaj. Może nie wszyscy powinniśmy tam wchodzić ? Pójdę sama – powiedziała Liz.

- W żadnym wypadku – zdenerwował się Michael – Co zrobisz jeżeli morderca Alexa jest w środku ?

- Michael , nikt z czwartej klasy nie miał specjalistycznych zajęć w laboratorium komputerowym. Ja miałam i będę potrafiła z nimi rozmawiać. Informatyka wbrew pozorom jest spokrewniona z biotechnologią.

- To niebezpieczne – powtórzył.

Liz popatrzyła na uparty wyraz jego twarzy i westchnęła – Dobrze, pójdziemy razem ale buzia na kłódkę.. Wytrzymasz ?

- Hej, a co z nami ? – zapytał Kyle.

- Porozglądamy się trochę – westchnęła zrezygnowana Maria – Bądź ostrożna – powiedziała do Liz.

- Będę.

- I ty także – szturchnęła Michaela – Opiekuj się nią.

- Możemy już iść ? – Nie czekając skierowała kroki w stronę budynku.

Michael dogonił ją i dopasował swój krok do niej

- Poczekaj chwilkę – zatrzymał się nagle – Daj rękę.

- No co ty ? Michael ?

Wziął jej lewą dłoń i przytrzymał między swoimi. Przez moment poczuła ciepło zanim ją wypuścił. Popatrzyła w dół na szeroką, srebrną obrączkę na serdecznym palcu – Co się...?

- Chcesz aby cię potraktowano poważnie ? – zapytał – To jedyny sposób żeby uniknąć bezsensownych pytań.

Uśmiechnęła się, mile uderzona jego opiekuńczością – Dziękuję.

- Nie zapomnij oddać z powrotem, zanim zobaczy to Maria – Nie mam ochoty wysłuchiwać, kiedy będziemy wracać.

- Będę pamiętać – odpowiedziała, kiedy wchodzili w obszerne drzwi.

Na szczęście, pomimo niedzieli sporo ludzi pracowało. Jakaś asystentka podpowiedziała im żeby skontaktowali się z Dougiem absolwentem uniwersytetu , pracującym aktualnie przy najnowocześniejszym sprzęcie w pracowni komputerowej. Wyjaśniła że zna on wszystkie nowatorskie projekty nad którymi pracują studenci. Podziękowali i poszli na górę. Na trzecim piętrze znaleźli się w dużym pomieszczeniu przedzielonym ściankami działowymi na małe oszklone pokoiki. Ostatni był w pełni wyposażoną, nowoczesną pracownią komputerową. Ktoś siedział przy głównym komputerze, odwrócony do nich plecami.

- Zgadzam się z tobą – mówił, robiąc notatki. Ekran przed nim zapełniony był cyrylicą.

- Czy pan jest Doug ? – zapytała Liz.

- To ja - odpowiedział odwracając się do nich – W czym mogę pomóc ?

- Próbuje odszukać mojego brata Reya. Jakiś czas temu pracował tutaj nad czymś. Prawdopodobnie w nocy. Czy moglibyśmy od pana uzyskać jakieś informacje o nim ?

Doug wzruszył ramionami - Mogę spróbować – Co chcecie wiedzieć ?

Liz popatrzyła na Michaela a potem rozglądnęła się po pokoju – Nad czym mógł pracować ?

Doug zmarszczył brwi przypatrując się im – Dlaczego, do czego to wam potrzebne ?

- On zaginął – odpowiedziała Liz – Sądzimy że to ma coś wspólnego z jego badaniami tutaj.

Doug dotknął czoła i uśmiechnął się – Wątpię.

- Dlaczego ? – zapytał Michael – Do czego wykorzystuje się te urządzenia ?

- To bardzo droga i precyzyjna zabawka, w praktyce używana do badania teorii kwantowej, kryminalistyce i kilku innych dziedzinach. Ale studenci zwykle korzystają z niego przy zaawansowanych pacach związanych z przedmiotami ścisłymi, rozprawach naukowych. Dodatkowo to urządzenie może złamać każdy szyfr..

- Czy możemy się dowiedzieć nad czym Rey pracował ? – nalegała Liz.

Doug westchnął - Nie mam pojęcia. Może byśmy tutaj coś znaleźli...

- Pewnie dane na twardym dysku nie zostały jeszcze skasowane.

Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy – Dobrze. Spróbujmy ale to nie będzie łatwe. Ale tylko zajrzymy, ok ?

- Proszę...

- To chwilę potrwa – przestrzegł.

- W porządku – odwróciła się do Michaela – Możesz zejść na dół i powiedzieć im żeby nie czekali ?

- No, nie wiem – stał niezdecydowany - Raczej ....

- Spokojnie tatuśku, obiecuję że nic się nie stanie tej panience – zakpił Doug.

Michael zarumienił się po koniuszki włosów. Popatrzył na Liz jakby chciał coś zdecydowanie odpowiedzieć ale ona nic nie mówiła więc i on zrezygnował – Wracam za pięć minut – syknął.

- Dobrze – odpowiedziała.

Doug oczyścił ekran i zaczął z szybkością błyskawicy otwierać okienka poleceń. Liz próbowała śledzić jego pracę ale po kilku minutach zrezygnowała.

Zgodnie z tym co mówił, za pięć minut Michael był z powrotem – Zaczekają na nas w bibliotece.

- Dobrze – Liz wróciła do obserwowania pracy Douga przy wielkim komputerze.

- Och, co to jest ? - zapytał nagle.

- Co pan znalazł ?

- Coś znalazłem...- powtórzył marszcząc brwi – Trzymajcie się – napisał jakieś polecenie i oparł się wyczekująco – To jest materiał źródłowy Reya – Chciał coś rozszyfrować, coś wielkiego.

Liz zobaczyła jak pustawy ekran zapełnia się serią znajomo wyglądających znaków. Czuła pochylającego się nad nią Michaela.

- Co to jest ? – zapytał powoli.

Doug potrząsnął głową – Niesamowite, jakby jakiś język Indian.

- Co z tym próbował robić ? zapytał Michael .

- Tłumaczyć.

- Na angielski ? zamruczał Michael – udało mu się ?

- Na to wygląda - Doug gwizdnął cicho z podziwu – Ostatniego dnia stworzył wielki plik tekstowy ale tu go nie ma – przebiegł palcami po klawiaturze i pokręcił głową – Wiedział co robił. Nie znalazłem żadnego kodu dostępu do niego. Wyniki skasował.

- Co zrobił z tym plikiem ? – gorączkowała się Liz – Wydrukował go ? wysłał do kogoś ?

Doug zmarszczył brwi i zaczął ponownie sprawdzać – Spakował to. Użył do tego FTP a nie URL.

- Co to znaczy ? – zapytał Michael.

Liz machnęła ręką aby go uspokoić – Więc to wszystko ? – zapytała.

- Przykro mi ale nic więcej nie mogę zrobić. Może gdybym miał więcej czasu, parę dni, ale mam na głowie egzaminy, wiecie, koniec semestru – przeprosił.

- Tak, oczywiście – odpowiedziała – Czy możemy dostać wydruk tych plików ?

- Bez problemu – wydał myszką parę poleceń i drukarka zamruczała miękko. Chwilę później wręczył im arkusze papieru.

- Trzymajcie, i życzę powodzenia w poszukiwaniu Reya. Na twoim miejscu sprawdziłbym dokąd wysłał te symbole. Może gdzieś je umieścił.

- Tak zrobimy – Liz wstała – jeszcze raz dziękuję.

- Ja również – Michael ujął Liz za łokieć i poprowadził do drzwi – O co mu chodziło z tym umieszczonym tłumaczeniem ? - zapytał na schodach.

- Wygląda na to że Alex umieścił wszystkie pliki na jakiejś stronie ale tekst został zakodowany – powiedziała – Jeżeli plik jest dosyć pojemny wymaga sporo miejsca aby go przechować. Musi być do tego jakiś dostęp z adresem i hasłem.

- On je umieścił lub ktoś inny – Michael miał poważny wyraz twarzy.

- Tak – zgodziła się czując rozczarowanie – Chciała to wiedzieć – machnęła plikiem papierów - Czy takie symbole nie znajdują się w jaskini Rzecznego Psa ?

Odebrał od niej kartki i przyglądał im się z uwagą. Zmarszczka pomiędzy brwiami coraz bardziej się pogłębiała – Tak, takie jak tutaj. Zatrzymajmy się przy tym. Muszę coś sprawdzić, dobrze ?

- Jasne.

Złożył je i wsunął do tylnej kieszeni.

- Lepiej to weź – przypomniała sobie, zdejmując obrączkę.

- Dzięki – dłoń na moment zajarzyła i pierścionek ponownie znalazł się na jego palcu.

******

Odnaleźli Marię i Kyla. Przy szybkiej kawie i niewielkim posiłku w miejscowym sklepie, zrelacjonowali im wszystko czego się dowiedzieli. Potem Liz usiłowała włamać się do uczelnianego spisu studentów.

- Nie ma szans żebym się tam dostała – westchnęła po godzinie – Brak mi umiejętności.

Kyle przeglądał wyniki ostatnich meczów w Sports Illustrated – Masz pomysł na odczytanie tych plików ? – zapytał spokojnie.

- Nie brak mi umiejętności technicznych. Gdybym tylko wiedziała czego i gdzie szukać to mogłabym wejść wszędzie..

- To daj sobie spokój – powiedziała Maria – Jak wrócimy do domu machnę się znowu do Dereka.

Zgodziła się, zniechęcona brakiem rezultatów i własną nieudolnością.

Michael spojrzał na zegarek – Pokręcimy się jeszcze tutaj ?

- Tak, chodźmy.

Zrobili kilka rundek wokół miasteczka uniwersyteckiego, pytając kilka osób ale widać Alex był tajemniczą postacią tak dla studentów jak i dla własnych przyjaciół. Nikt z urzędników, ekspedientek w sklepie czy księgarni nie rozpoznali go na zdjęciu. Nie było także żadnej do niego przesyłki pocztowej, listu, cokolwiek.

- Nie sądzę żeby figurował tutaj pod jakimkolwiek znanym nazwiskiem – zdecydowała Liz.

- To jak otrzymał pozwolenie na dostęp do tamtego komputera ? – zdziwiła się Maria.

Liz pokręciła bezradnie głową – Nie wiem. Mogę sobie tylko wyobrazić że ktoś, dla kogo Alex pracował nad tłumaczeniem zorganizował to jakoś. Przesunęła palcem po katalogu z wykazem studentów – Tu są poszczególne wydziały. Może podzielimy się ich nazwiskami i spróbujemy pochodzić za nimi i popytać ? – zaproponowała.

- Pójdziemy razem albo wcale – stwierdził stanowczo Michael.

- Jest już późno – przypomniała Maria – To może potrwać do wieczora. Dajmy sobie spokój jeżeli planujemy dzisiaj wrócić do Roswell.

Liz westchnęła, wyraźnie zawiedziona – Idziecie jutro do szkoły. Moi rodzice wiedzą, że jestem na zakupach w Santa Fe. Jeżeli nie wrócę do domu, zaczną wariować.

- Kupmy coś szybkiego do jedzenia i wracajmy – zaproponował Kyle – Sprawdzimy Internecie publikacje i artykuły wykładowców. Jak coś wyda nam się podejrzane, wrócimy tutaj.

- Tak – zgodził się Michael – Ja też jestem za tym aby wracać. Ta sytuacja robi się coraz bardziej niebezpieczna. Mamy dowód na obecność obcych – powiedział spokojnie – A po to tutaj przyjechaliśmy, prawda ?

Spotykała jego jasne spojrzenie i przytaknęła – Masz rację.

- Liz ? – szturchnęła ją Maria – o czym ty mówisz ?

Odwróciła się i ruszyła ramionami – Czas aby o wszystkim dowiedział się Max.

- Buddo, to objawienie – mruknął Kyle.

Ale Michael wciąż patrzył na Liz – Chcesz abym poszedł z tobą ?

- Nie, sama to zrobię – odpowiedziała – Podjęłam decyzje aby trzymać go od tego tak długo jak się da, więc jestem mu winna wyjaśnienie – zwęziła oczy – To oczywiście nie znaczy że nie możesz tego zrobić we własnym imieniu.

Michael skinął głową.

- Więc obiad i w drogę ? – zapytała Maria .

- To dobry plan – zgodziła się Liz.

******

Było już ciemno kiedy wyruszyli w powrotną drogę. Kyle prowadził Michael zajął się radiem. Liz i Maria siedziały skulone na tylnym siedzeniu, zbyt zmęczone aby z nimi rozmawiać.

- Co powiesz mamie kiedy zapyta dlaczego po całym dniu spędzonym w sklepach niczego nie kupiłaś ? – zapytała Maria ziewając.

- Mam wystarczająco dużo ciążowych ubrań. Powiem że zabrakło mi wyobraźni na kupienie czegoś jak będę ponownie szczupła – wymruczała Liz.

- Mogłabyś kupić jakieś dziecinne rzeczy – zaproponowała ciepło Maria.

Liz popatrzyła na nią – Chyba jest na to za wcześnie – odwróciła się i popatrzyła w okno – Słyszałam że takie zakupy przed czasem, przynoszą pecha. Gdyby miało pójść coś nie tak...szepnęła.

- Pewnie. Lepiej nie narażać się na gniew bogów, po tym wszystkim – usłyszała senną odpowiedź.

Liz nie odezwała się więcej i wkrótce usłyszała głęboki oddech przyjaciółki. Przesunęła się wygodniej jak to tylko możliwe na tylnym siedzeniu. Właśnie opuszczali Las Cruses i wyjechali na drogę międzystanową. Wkrótce krajobraz zmienił się, uliczki pojawiały się coraz rzadziej, światła lamp zostały za nimi i Liz pozwoliła sobie na chwilę spokoju a potem zapadła w sen.

Kiedy się obudziła czuła że ma zdrętwiały kark a prawa noga opadła w dół podczas snu. Skrzywiła się zmieniając pozycję aby ulżyć zesztywniałym plecom. Po spędzeniu większości dnia na nogach, siedzenie bez ruchu w jednej pozycji było zbyt wielkim obciążeniem dla mięśni. Liz patrzyła przez okno próbując zgadnąć gdzie byli ale było zbyt ciemno aby cokolwiek zobaczyć.

- Hej

Odwróciła i zobaczyła Michaela przyglądającego się jej w lusterku. Siedział teraz przy kierownicy, obok niego kiwał się rytmicznie śpiący Kyle.

- Cześć – szepnęła cicho aby nie zbudzić pozostałych – Gdzie jesteśmy ?

- Dziesięć minut temu minęliśmy Passed Hondo .

- Naprawdę ? Jesteśmy prawie w domu.

- Tak. Nie wychodziłaś na zewnątrz przez całą drogę.

- A Maria ?

- Zbudziła się, kiedy zamieniliśmy się z Kylem godzinę temu – Chcieliśmy abyś wyprostowała nogi ale Maria nie chciała cię budzić.

- Dziękuję.

Michael wpatrywał się kilka minut na drogę ale za chwilę Liz poczuła, że ponownie jej się przygląda. Coś w jego wzroku było takiego, że zrobiło jej się nieswojo.

- Co się stało ? – zapytała w końcu.

- Ty mi powiedz – odpowiedział wyginając jedną brew do góry.

- Nie wiem o co ci chodzi.

Westchnął i ponownie popatrzył na drogę – Próbuję sobie coś sobie wyobrazić. Powiedziałaś mi, że to dziecko nie jest Maxa. On w to wierzy, bo inaczej nie pozwoliłby aby wyrósł między wami taki mur.

- Michael...- zaczęła.

- Wysłuchaj mnie. W każdym razie starasz się wszystkich przekonać, że nie jest Maxa. I oczywiście nie jest także Kyla. Co prawda słyszałem krążące po szkole plotki, ale nie wierzę w nie.

- Dlaczego ? – zapytała , ciekawa jego teorii.

Michael fuknął lekceważąco – Obserwowałem ciebie i Kyla. Nie ma mowy abyście to zrobili.

- Co ?

Potrząsnął głową – Liz, wiem że czasem myślisz o mnie jak opóźnionej w rozwoju formie życia, kiedy przychodzi co do czego, ale ja mam oczy. Wiem jak się zachowywałaś kiedy ty i Max byliście parą. I widzę jaka jesteś w stosunku do Kyla. Nie ma porównania. A poza tym czytałem twój pamiętnik i wiem co myślisz o Maxie – mówił spokojnie – Możesz przekonywać wszystkich w tę swoją zmianę, ale i tak nic z tego nie będzie. On może tego nie dostrzegać bo jest zbyt niepewny i nie wierzy w siebie.

Liz westchnęła znużona. Stała się pożywką swoich przyjaciół dla przeprowadzania na niej amatorskiej psychoanalizy ? – Do jakich wniosków doszedłeś, Michael ?

- Ojcem nie jest Kyle i nie ma żadnego innego, prawdopodobnego kandydata.

- Skąd wiesz ?

- Przestań. Roswell to małe miasto a ja pracuję pod schodami twojej sypialni – powiedział mocno – Zauważyłbym. W takim razie jeżeli to nie Kyle ani żaden inny gość, to w jakiś sposób musi to być Max.

- Myślisz, że możesz wszystko przewidzieć ? – zapytała dziwnie cicho.

- Poza kilkoma małymi szczegółami – ciągnął obserwując ją w lusterku – Dlaczego upierasz się, że Max nie jest ojcem i dlaczego on tak bardzo upiera się aby w to wierzyć ?

Liz uśmiechnęła się przekornie – Odpowiedź na te dwa pytania jest prosta i taka sama – W przeciwieństwie do was wszystkich Max w to wierzy bo wie, że nie kochał się ze mną.

Michael zmarszczył brwi – Robisz ze mnie durnia.

- Nie. Teraz ty Michael wtrącasz się w moje prywatne życie? Powiem ci szczerze, nie jesteś w tym za dobry – zdawała sobie sprawę że jest nieprzyjemna i szorstka, ale mówiła to z pełną świadomością przestraszona jego logiką myślenia i rozumnym spojrzeniem.

- Coś mi się w tym nie zgadza – mruknął.

- Jeżeli tylko to, to daj sobie spokój – odpowiedziała krótko.

Zmarszczył brwi jeszcze bardziej jednak nie zadawał już więcej pytań. Liz oddychała ciężko. Starając się czymś zająć powróciła wzrokiem za okno.

Cdn.

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Tue Oct 21, 2003 9:48 am

Dzięki Elu :P w następnym rozdziale, o ile się nie mylę, będzie jedna z moich ukochanych scen...marzyłam, żeby podobną zobaczyc w serialu...nie chcę spoilerować, więc szerzej wypowiem się później...
acha...muszę wam powiedzieć, ze nasze głosy chyba na coś się przydały, bo Emily zebrała całkiem pokaźną kolekcję nagród, nie chce mi się wymieniac wszystkich, ale wspomne te najwazniejsze: "Najlepszy autor opowiadań CC", "Autor który powinien pisać dla serialu", "Objawienie"- The Most Imaginative Fic, The Best Pov Fic, najlepsze sportretowanie Liz i Isabel i "Home series"- The Best series of fic, najlepsze sportretowanie Valentiego. Gratulacje :P
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
sysia
Zainteresowany
Posts: 302
Joined: Wed Aug 13, 2003 2:01 pm
Location: d. śląsk

Post by sysia » Tue Oct 21, 2003 11:26 am

Elu wdzięczna ci jestem, jak i reszta że podjęłaś się przetłumaczenia tego opowiadania, robisz to wspaniale, opowiadanie w twoim tłumaczeniu jest piękne (a wiadomo ,,,ze od tłumacza bardzo dużo zależy), nie czytam wersji w języku angielskim, tak więc czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Zycie jest jak pudełko czekoladek,nigdy nie wiesz co ci się trafi

Nan (z informatyki :))

Post by Nan (z informatyki :)) » Tue Oct 21, 2003 2:38 pm

No tak, w nastepnym odcinku będzie przepiękna scena... A potem to już będzie wszystko leciało z górki, Elu dobrze ci radzę, zarezerwuj sobie trochę czasu, bo jak zaczniesz czytać te części, to już nie będziesz mogła tego zostawic, bo to było ponad siły normalnego człowieka z uczuciami... Jeszcze raz wychodzi na jaw Kyle i jego... no właśnie, w gruncie rezczy wrażliwość... Eh... No i Michael. Choć zraniła jego przyjaciela, on jej pomaga, bo... ona przeciez też jest jego przyjaciółką, tak jak Alex, Michael wie, żre na tych dwoje mógł zawsze liczyć... A teraz została tylko ona - i nalezy sie nia zaopiekować, tzn. nie dopuscić do tego, zeby w zcacsie poszukiwań mordercy i ona stała sie ofiara...

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Tue Oct 21, 2003 4:21 pm

Piękne... I tak bardzo bliskie serialowi, a jednak inne. Ta sama sytuacja, a jednak inne okoliczności. Jak tak zachęcacie, no to oczywiście czekam z niecierpliwością :D
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Tue Oct 21, 2003 4:26 pm

No więc właśnie...(Nan, co Ty tu robisz na informatyce?..doceniamy :lol: ) Dzisiaj na brudno skończyłam tłumaczyć 15 część i nie przymierzając, łapki mi sie jeszcze trzęsą. Boże, jak bardzo tego brakowało w serialu...Jeżeli 16 cz. będzie podobna (a tak mówiłyście, że tak) to przepłacę to rozstrojem nerwowym. Gratulacje dla Emily za nagrody, Lizziett, dobrze że śledzisz...Dzięki Sysia i Maddie za ciepłe słowa...zaraz zabieram sie do klepania w klawisze.
Pa :P

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Oct 21, 2003 4:42 pm

Elu, zwiałam z pisania wymyślonego CV... Informatyka, ha ha ha, jasne, to samo przerabiałam w II klasie gimnazjum...!
Część 15 była... śliczna. Nareszcie to, czego byłam spragniona... :wink: i też myślałam, że komuś przyłożę pod koniec (tym razem nie Maxowi :wink: ) - było już tak blisko...!!! A w jeszcze następnej części będzie wspaniała Isabel. Bardzo mi tutaj przypadła do gustu...
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Objawienie by EmilyluvsRoswell , część 15

Post by Ela » Wed Oct 22, 2003 8:21 pm

Dzisiaj, wysyłam następną część "Revelations" :P Ciekawa jestem Waszych reakcji po przeczytaniu... :P


Część 15

Kiedy Michael zatrzymał samochód przed swoim domem, było dobrze po dziesiątej. Wysiadając Maria skrzywiła się prostując plecy – Za dużo jak na jeden dzień – stwierdziła.

- A ty myślisz, że jak ja się czuję – mruknęła Liz – Mam wprawę – Wysunęła nogi na chodnik i zatrzymała się patrząc na swój brzuch – Nie we wszystkim – jęknęła.

- Potrzebna pomoc ? – zapytał Kyle uśmiechając się z wyższością.

Pomyślała, że mógł to zrobić bardziej elegancko ale wyciągnęła ręce – Tak, proszę.

Podał jej dłonie i mocno pociągnął. Stanęła niepewnie starając się złapać równowagę – No widzisz, nie było tak źle – powiedział.

- Mów za siebie – westchnęła masując plecy. Miła wrażenie, że maleństwo wkręca jej się w kręgosłup.

Stanęli przy samochodzie w świetle ulicznej lampy – Więc tak – powiedział Michael – jutro po południu mam do załatwienia parę spraw. Może spotkamy się tutaj około osiemnastej ?

- Mnie odpowiada – zgodziła się Maria.

- Mnie także – zawtórował jej Kyle.

- Jasne – Liz, trochę nieobecna wędrowała wzrokiem wzdłuż ulicy w stronę mieszkania Michaela. Podskoczyła kiedy strzelił jej palcami przed twarzą – Co ?

- Jutro po szkole musisz zlokalizować Maxa. Powinien zarezerwować sobie trochę czasu.

- Um, chyba nie będziemy czekać tak długo – powiedziała z cichym westchnieniem.

- O czym ty mówisz ? - zapytał.

Wszyscy się odwrócili kiedy Liz wskazała głową dom. Ciemny kształt oderwał się z cienia i szedł w ich kierunku. Michael zesztywniał i Liz miała go właśnie uspokoić, kiedy w kręgu światła ukazała się twarz Maxa.

- No pięknie, teraz on skrada się po ulicach – wymamrotał Kyle.

- Patrzyła na niego gdy podchodził. Ręce trzymał w kieszeniach dżinsów – znak że czyje się niezręcznie – ale minę miał nieodgadnioną. Utkwił w niej spojrzenie, brwi wygiął w górę w niemym pytaniu.

- Zrobiłaś zakupy ? – zapytał lekko.

- Co zrobiłam ? – wykrztusiła zaskoczona.

- Twoja mama powiedziała że pojechałyście z Marią do Santa Fe na zakupy - odpowiedział. Spojrzał krótko na pozostałych – Ale chyba nie zna kilku szczegółów.

Nie bardzo docierało do niej to co mówił. Nie pomagało także to, że dziecko wybrało sobie właśnie dogodny moment aby zmienić pozycję. Teraz czuła je w okolicach prawej nerki – Rozmawiałeś z mamą ?– zapytała zdając sobie sprawę że tę niezbyt mądrą wymianę zdań sprowokowała jego obecność. Przechodził obok Crashdown czy zadzwonił ? Jak potraktowała go matka ?

Max rzucił jej zabawne spojrzenie – Ostatniej nocy długo rozmawialiśmy z Isabel. Opowiedziała o czym z nią rozmawiałaś. Chciałem ci podziękować.

- Więc co cię tu przyniosło Maxwell ? – wtrącił Michael.

Max skierował na niego swoją uwagę – Byłem tu wcześnie bo pomyślałem, że moglibyśmy powyjaśniać sobie parę spraw. Ale ty chyba się ulotniłeś. Po pracy natknąłem się na Tess, która wspomniała, że Valenti także wybrał się tu wcześnie rano. Wybacz ale trochę się martwiłem – zadrwił.

- Max… zaczęła Liz , głos jej zamarł kiedy odwrócił się i zobaczyła jego oczy. Tak, naprawdę był zły.

- No więc co to było, podwójna randka ? – wyrzucał szybko z siebie słowa patrząc w kierunku Kyla.

- Do czego, do diabła zmierzasz ?- Kyle zrobił kilka kroków w jego kierunku.

- Przestańcie – Liz weszła pomiędzy nich rozstawiając ręce – Dość tych męskich pokazów siły – Max, nie byliśmy w Sanat Fe na zakupach i na pewno nie była to randka, chociaż powinnam powiedzieć, że to nie twoja sprawa.

- Niepokoiłem się – rzucił ostro.

- Jestem ci wdzięczna ale nie było nas tylko od rana, nie od tygodnia – opuściła ręce i westchnęła – Słuchajcie, konam ze zmęczenia. Kyle, Maria wracajcie do domu, Michael, zobaczymy się jutro - odwróciła się do Maxa .

– Masz jeepa ?

- Uhm, tak – powiedział zaskoczony jej nagłą zmianą.

- Świetnie, podrzuć mnie a wszystko ci wyjaśnię.

- Liz... – powiedziała Maria niespokojnym głosem.

Machnęła ręką – Miałam porozmawiać z nim jutro. Wszystko jedno. Jeżeli chce się dowiedzieć, to będzie musiał zrezygnować ze snu do północy, jego wybór. Ja mogę iść spać – uścisnęła przyjaciółkę - Porozmawiamy później.

- Zaparkowałem za rogiem – powiedział Max, kiedy odwróciła się do niego wyczekująco.

- Prowadź.

Wyprowadził jeepa. Jechali nie odzywając się do siebie bo Liz nie miała ochoty przekrzykiwać się z wiatrem. Zaparkowali od frontu Crashdown. Podszedł aby pomóc jej wysiąść. Kiedy poczuła jego ciepłą dłoń przypomniała sobie że być może widział jak Kyle wyciągał ją z jetty, ale Max nigdy nie potrzebował zachęty aby zachowywać się jak dżentelmen.

- Może spotkamy się na moim balkonie – zasugerowała, kiedy podeszli pod drzwi – nie wiem czy rodzice się położyli.

- W porządku.

Wchodziła powoli po schodach bo ciało się buntowało. W korytarzu paliła się lampka – zostawiana przez jednego z rodziców, kiedy późno wracała do domu. Pod drzwiami sypialni dostrzegła smugę światła. Zatrzymała się i lekko uderzyła w drzwi – Już jestem.

- Liz ? - W drzwiach stanął ojciec. W głębi zobaczyła matkę rozczesującą przy toaletce włosy – Jak minął dzień, skarbie ?

- W porządku – odpowiedziała zmęczonym uśmiechem – Miło było spędzić go z Marią.

- Kupiłaś coś ? – zapytała matka.

- Tak naprawdę to nie. Wszystko co mi się podobało, było za drogie – skłamała.

- To dobrze że myślisz praktycznie – pochwalił ją ojciec.

Skinęła głową – Jestem wykończona, wracam do siebie.

- Dobranoc – pożegnała ja matka.

- Dobranoc Liz - czułym gestem rozczochrał jej włosy.

Przeszła przez korytarz do pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Na zewnątrz widziała Maxa krążącego tam i z powrotem. Z góry zauważył kiedy podeszła do okna i pomógł jej się wspiąć. Z trudem balansowała ciałem.

- Dzięki, to się robi coraz trudniejsze.

- Rodzice jeszcze nie śpią ?

- Już się kładą. Będzie dobrze jak będziemy zachowywać się cicho.

- Oczywiście – zgodził się.

Kiwnęła głową wiedząc że łatwiej powiedzieć jak zrobić. Usiadła niezgrabnie na leżaku i cicho westchnęła. Jak to się dzieje, że po tylu godzinach spędzonych w samochodzie można poczuć się lepiej, ale jakoś tak było. Max usiadł naprzeciwko niej na składanym krzesełku i utkwił w niej oczy.

- Co się dzieje, Liz ?

-Chodzi o Alexa. Dobrze i...o mnie. I....to skomplikowane więc spróbuj wsłuchać się, dobrze ?

- Dobrze – powiedział powoli.

- Ja...jeszcze się zmieniam. Pamiętasz jak przy pomocy Isabel skontaktowałam się z tobą w Nowym Yorku ? – Max zmarszczył brwi i skinął głową.

- Zaczęłam mieć o tym wizje.

- Naprawdę ? – mimo zatroskania, w jego oczach pojawiło się coś jeszcze.

- Tak. Jak wtedy gdy myśli są przepełnione uczuciami.

- Liz, przykro mi.

- Nie Max, nie mówię tego żebyś poczuł się źle. Chcę żebyś zrozumiał. Ja...byłam któregoś dnia na złomowisku aby zobaczyć samochód Alexa.

- Gdzie byłaś ? Liz, dlaczego pakujesz się w takie sprawy.

- Coś mnie nurtowało. Byłam także dzień wcześniej na miejscu wypadku – w dzień pogrzebu – i ślady opon samochodu Alexa wskazywały że skręcił pod nadjeżdżająca ciężarówkę. Musiałam się dowiedzieć dlaczego. Znalazłam roztrzaskany samochód, i znalazłam zdjęcie, i ja...– zamilkła przyciskając na chwilę dłonie do oczu.

- Wtedy miałaś wizje ? – zapytał ciepło.

Kiwnęła głową – Tak – opuściła ręce – Potem widziałam się z Valentim. Powiedział, że biuro szeryfa, po zapoznaniu się z dowodami napisze w raporcie, że Alex popełnił samobójstwo.

- Samobójstwo ? To nie podobne do Alexa. Co dalej ? Co widziałaś na zdjęciu ?

- Valenti powiedział, że według relacji jego nauczycieli po powrocie ze Szwecji Alex opuścił się w nauce i miał zmienne nastroje- mówiła coraz wolniej. Przekonywałam go że to niemożliwe, że w to nie wierzę. Przecież on kochał życie i nie zrobiłby nic tak głupiego. Pokazałam mu fotografię i opowiedziałam o wizjach. To było zdjęcie Alexa i dziewczyny Leanny tylko ktoś wyciął jego twarz. W moich wizjach zobaczyłam Alexa z nożyczkami w ręku jak wycinał część fotografii i powtarzał że Leanna nie jest Leanną.

- Leanna nie jest Leanną ? Co to znaczy ?

Wzruszyła ramionami. Nie wiedziałam. Ale jednej rzeczy byłam pewna. On nie popełnił samobójstwa i jeżeli to nie był wypadek to Alex został zamordowany.- powiedziała powoli.

Max oparł się na krześle i przesunął rękami po twarzy – Zamordowany ? Liz, dlaczego ktoś miałby go zamordować ?

- Nie wiem, ale na to wygląda.

- Dlaczego ? Jak ?

- Razem z Marią przeglądnęłyśmy jego rzeczy, dokumenty w komputerze. Wszystko. Znalazłyśmy jego zdjęcia które podobno zrobił w Szwecji i odkryłyśmy że to był fotomontaż, zafałszowano je. Podstawiał swój wizerunek i wysyłał przez Internet jako pamiątkę z podróży.

- Co robił ? Po co miałby to robić ?

- Żebyśmy myśleli, że był w Szwecji. Max, ale on tam nie był. Przez cały czas przebywał na uniwersytecie w Las Cruses.

W jego oczach pojawiło się zrozumienie – To dlatego byłaś tam dzisiaj.

- Tak. Spędził sześć tygodniu w pokoju, w domu studenckim pod zmienionym nazwiskiem. Wychodził tylko nocą.

- Dowiedziałaś się co tam robił ?

- UNM Las Cruces ma komputer kwantowy. Alex wykorzystywał go do tłumaczenia symboli obcych.

Zaległa cisza, podniósł na nią oczy – Kiedy mówisz o obcych symbolach, masz na myśli....

- Jeden był w jaskini. Jeden zostawił Nasedo we Frasier Woods, jeden z nich Michael podpalił przed gmachem biblioteki a jeden znajduje się na orbitoidzie. ...Symbole obcych – powtórzyła.

Max wstał i znowu zaczął krążyć niespokojnie. Nagle zatrzymał się, odwrócił i popatrzył na nią – Udało mu się ?

- Najwidoczniej ale ten plik zniknął. Wysłał go na jakiś serwer a potem usunął. Zostawił tylko materiał źródłowy.

- Jaki materiał źródłowy ?

- Plik z symbolami. Po nim doszliśmy do tego co robił. Michael ma wydruk. Chyba ma mgliste pojęcie skąd pochodzą ale nie jest pewny.

- Świetnie , to sporo wyjaśnia, prawda ? – odpowiedział.

- Max, nie rozumiesz ? To powód zabicia Alexa.

- Myślisz, że ktoś wynajął go do tłumaczenia znaków a potem go zabił ? Dlaczego ? I dlaczego Alex nami nigdy o niczym nie mówił ?

- Nie, sądzę że ten ktoś jest jeden i zmusił go do tłumaczenia znaków a potem go zabił. Najpierw myśleliśmy że on mógł być z Las Cruses i że miał dostęp do tego komputera. Ale to nie miało sensu. Przecież wtedy mógł to zrobić sam. Dlaczego wykorzystał do tego Alexa ? Myślę że to jeden z twoich wrogów, posłużył się Alexem ponieważ sam nie mógł dostać się do komputera.

- Ale kto ? – jęknął Max. Usiadł i oparł łokcie na kolanach.

- Nigdy nie dowiedziałeś się co się stało z Nicolasem po Nowym Yorku – sugerowała spokojnie Liz – A może to ktoś inny, ktoś nowy, kto pracuje dla Kivara ?

- Nie mogę w to uwierzyć - Popatrzył na nią z boku, oczy mu się zwęziły – Dlaczego do diabła, zajmowałaś się tym sama ? Dlaczego, przy pierwszych podejrzeniach nie przyszłaś z tym do mnie ?

Potrząsnęła głową – Nie byłam pewna i bałam się że mi nie uwierzysz – szepnęła.

- Nie uwierzyć tobie ? Co ty sobie myślisz ? – wyrzucał z siebie słowa.

- Nie uwierzyłeś, kiedy przestrzegałam cię przed Granilithem – przypomniała mu.

- Granilith ! Liz, mówiłaś mi o jakimś tajemniczym, kosmicznym przyrządzie, którego nawet nie wiedziałaś, niczego przy tym nie wyjaśniając. Jak miałem zareagować ?

- No właśnie, dlatego sama szukałam odpowiedzi – powiedziała podnosząc podbródek.

- Jezu Liz, mogłaś zostać zraniona, nawet zabita . To niebezpieczne. W co ty się bawisz ?

- Daj spokój Max, tydzień temu stałeś tu ze łzami w oczach, obwiniając siebie że nie pomogłeś Alexowi. Miałam cię dobić mówiąc – och, tak przy okazji, myślę że ktoś z obcych go zamordował ? Wziąłeś część winy na siebie spalając się przy tym. .Z tego samego powodu nie powiedziałam Isabel. Boże, wyobrażasz sobie jej reakcję jeżeli to Kivar chce zwrócić na siebie uwagę ? – obserwowała jak zmienia mu się twarz – Wiesz co mam na myśli. Dlatego wybacz ale wolałam poczekać na jakiś konkretny dowód.

- To nie jest ważne. W każdym razie powinnaś była przyjść z tym do mnie. A gdyby ci się coś stało ?

- Cały ten czas, aż do dzisiaj przesiedziałam przy komputerze próbując się czegoś dowiedzieć – kiedy zrozumiałyśmy że nie był w Szwecji, poszłyśmy z tym do Michaela.

- Domyślam się że o jego uczucia się nie obawiałaś – rzucił.

Liz zwęziła oczy - Rzeczywiście, nie bałam się . Przyjął to dosyć spokojnie i z rozwagą. I tak na marginesie, chciał ci o tym powiedzieć ale prosiłam żeby się wstrzymał do naszego powrotu z Las Cruses.

- Dlaczego ? Co takiego ci zrobiłem że zaufałaś Michaelowi a nie mnie ? – nalegał wstając gwałtownie.

- To nie ma nic wspólnego z zaufaniem, Max. Wyjaśniłam ci dlaczego chciałam poczekać na ciebie. I jeżeli rzeczywiście kłopoczesz się o moje bezpieczeństwo nie powinieneś tak się przejmować, że rozmawiałam o tym z Michaelem.

- Co masz na myśli ?

- Nic – opowiedziała nie chcąc tego przeciągać.

- Nie, śmiało. Oczywiście myślisz, że coś się za tym kryje. Chciałbym tego posłuchać.

- To za mocno powiedziane. Chodzi o przejmowanie kontroli Max. Nie możesz wytrzymać aby coś odbywało się bez ciebie lub poza tobą.

- Powiedziałaś, że w tę sprawę zamieszani są jacyś obcy, więc miałem prawo wiedzieć.

- I znowu to robisz. To trwało tylko kilka dni.

- Kontrolowanie... – powiedział w zamyśleniu, przemierzając balkon. Oparł się o przeciwległą ścianę – Czy ma się jakąkolwiek kontrolę, kiedy to spada na ciebie ?

- Proszę ? – wstała próbując zajrzeć mu w twarz ale patrzył ponad budynkami.

Nad niczym nie panuję, kiedy jestem w pobliżu ciebie. Głowa, serce, nic – osunął się na podłogę – Próbowałem trzymać cię na odległość moich ramion, próbowałem cię chronić. Ale nie zdołałem. W końcu zatrzymałem się w tym biegu a ty wymknęłaś mi się, kiedy cię opuściłem. Jedyna znośna myśl, która towarzyszyła mi przez ostatnie dziewięć miesięcy było to że jest ci lepiej beze mnie – odwrócił się do niej zmieniony – A teraz mówisz mi o jakimś obcym, który odbiera nam przyjaciół i zarzucasz mi że jedynym powodem chęci dowiedzenia się, jest to że chcę nad wszystkim panować ?

- Nie powiedziałam tak.

- Masz rację mówiąc, że czuję się winny. Nie mogę znieść, że Alex nie żyje z naszego powodu. Że ktoś, kto o nas wiedział, zabił go – podszedł do niej i chwycił ją za ramiona.

- Max…

- Liz, musisz się trzymać od tego z daleka, obiecaj mi. Gdyby coś ci się stało z mojego powodu, ja....nie przeżyłbym. Pozwól mi się tym zająć.

Łzy rozmazywały jego obraz ale pokręciła głową – Nie mogę – szepnęła.

- Nawet gdybyś uwierzyła we mnie ?

- Boże Max, przestań. Wiesz że to nie to.

- Na pewno ? – zapytał. Nagle zorientował się, że trzyma ją mocno i cofnął się jakby paliła go jej skóra.

- Nie mogę, jestem to winna Alexowi.

- Alex nie chciałby żebyś narażała się na niebezpieczeństwo, większe niż ja. A co z twoim dzieckiem ? – rzucił , patrząc na jej brzuch – Jeżeli jesteś na tyle uparta aby nie zadbać o siebie, pomyśl o dziecku które nosisz.

- Nie ryzykuję niepotrzebnie – upierała się.

- Gówno prawda! Boże, a co się stało z twoimi pragnieniami, Liz ? Co mi mówiłaś ? Chciałaś aby twoje dzieci były bezpieczne. Nie chciałaś dla mnie umierać. To wbiło mi się w pamięć- szydził. Podniósł głos - Czy pójście do Kyla było sposobem na uwolnienie się ode mnie ? Śmierć, niebezpieczeństwo, świetnie, tak długo jak nie czekam po drugiej stronie ? Tak bardzo się zmieniłaś, że potrzebujesz jakiejś dodatkowej podniety ?

Jego uczucia, emocje tak mocno w nią uderzały, doprowadzały do ostateczności. Czuła, że przestaje nad sobą panować. Powietrze miedzy nimi zaczęło drgać... Ich napięcie udzieliło się dziecku, które kotłowało się w niej. Chwyciła się kurczowo ściany balkonu, usiłując złapać równowagę - To nie dotyczy nas – szeptała przez łzy.

- Do diabła, dlaczego nie ? Wszystko dotyczy ciebie i mnie – krzyczał – Zawsze tak było. Każdy wybór, każdy zakręt na drodze, wszystko prowadzi mnie z powrotem do ciebie. Nie pojmujesz ? To ty trzymasz kontrolę. Ja już dawno z niej zrezygnowałem dla ciebie – dodał gorzko.

- Jak możesz tak mówić – prychnęła – Czy cokolwiek mogłam kontrolować w tym związku ? To nie ja zadecydowałam o cofnięciu się o krok do tyłu i pieszczotach z Tess na deszczu. I oczywiście, tam w jaskini to nie był hologram mojej matki mówiącej o twojej żonie i przeznaczeniu!

- Niczego z tego nie pragnąłem! Wiesz o tym!

- Czego mogłam się spodziewać ? Nie przejąć się, że byłeś królem całej planety ? Nieść na swoich barkach odpowiedzialność za śmierć tych wszystkich ludzi i nawet nie mrugnąć okiem ?

- Jaką śmierć ? Skąd, będąc wśród nas możesz wiedzieć cokolwiek o innej planecie ?

Oddychała spazmatycznie, usiłując walczyć ze łzami spływającymi po policzkach. Weszli na niebezpieczny temat i czuła, że tak bardzo zraniona może powiedzieć za dużo.

- Max, proszę. Nie chce tego robić z tobą.

- Więc jest tak źle bo ja jestem tego powodem – podszedł tak blisko, że nie miała gdzie się cofnąć – Masz rację. To nie dotyczy ani ciebie ani mnie, tylko Alexa. Wracaj na Florydę, Liz.

- Słucham ?

- Słyszałaś. Jedź. Wyjedź z Roswell tam gdzie będziesz bezpieczna. Myślisz, że Alex miał pojęcie co się szykuje ? Myślisz że można zatelefonować, zatroszczyć się o kogoś i nic złego się nie zdarzy ? Uciekając ode mnie to najmądrzejsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłaś.

Jego roztrzaskane spojrzenie ścisnęło jej serce – Jak możesz tak mówić ?– szlochała.

- Bo to prawda! Ostatecznie pragniemy tego samego, Liz. Ponieważ ja też nie chcę żebyś umierała za mnie.

- Przestań – prosiła – Przestań rzucać mi w twarz moje własne słowa.

- Dlaczego ? Czy to nie to miałaś na myśli ?

- Nie, nie to! – jej głos odbił się echem od ściany za nim.

Max wyprostował się, gniew odpływał z jego twarzy – Co powiedziałaś ?

- Kłamałam – szlochała , niezdolna powstrzymać łez. Boże Max...ja pomału umieram każdego dnia dla ciebie – płakała, kryjąc twarz w dłoniach. Nie mogła znieść jego spojrzenia i wyrazu niedowierzania jakie tam widziała – Przepraszam za twoje cierpienie ale ja także cierpię, chociaż może o tym nie wiesz – wzięła głęboki, drżący oddech, który zamienił się w czkawkę.

- Liz, ja..

- Co się tu dzieje ?

Z ulgą powitała ojca patrzącego na nich ze złością przez okno. Max stał wpatrzony w nią, nieświadomy jego obecności.

- Liz, w porządku ? – ojciec wspiął się na balkon – Max, co ty tu robisz ? Masz pojęcie, która godzina ? Chcę żebyś stąd wyszedł, teraz!

Surowy ton głosu dochodził do niego jak przez mgłę – Ja...przepraszam panie Parker – powiedział spokojnie.

- Max właśnie wychodzi, tatku.

- Liz, my...- zaczął.

- Dobranoc Max – powiedziała, chociaż czkawka trochę jej to utrudniała.

Patrzył na nią jeszcze chwilę aż ojciec poruszył się niecierpliwie jakby chciał go wyprowadzić.

- Porozmawiam z tobą jutro – jego głos zabrzmiał głucho – Dobranoc panie Parker - Podszedł do okna i znikł wewnątrz pokoju.

Kiedy ojciec ruszył za nim chwyciła go za rękę - Pozwól mu odejść.

- Co on tu robił o tak późnej porze, Liz ? Biliście się, zrobił ci coś ? - głaskał ją po włosach i patrzył na mokrą twarz
– Jeżeli cię zranił....

Tatku, czy to jest właściwy argument ? Nie stało się nic czym możesz się niepokoić. Przykro mi że cię obudziliśmy – westchnęła bo nie wyglądał na przekonanego – Jest dobrze, wracaj do łóżka.

- Objął ją i niezgrabnie uścisnął – Doprowadził cię do łez – pogłaskał jej włosy - Chodziło o dziecko ?

Zesztywniała w jego ramionach, delikatnie się osunęła i popatrzyła mu w oczy – Dobranoc, Tatusiu.

Ojciec westchnął i skinął głową - Dobranoc. Krzycz gdybyś czegoś potrzebowała.

- Będę – odprowadziła go wzrokiem do drzwi pokoju, zauważyła że zostawił je otwarte. Oddychała głęboko starając się uspokoić. Patrzyła na przytulne światło lampki wewnątrz pokoju i wszystkie znajome rzeczy. To była jej przystań ale nagle wydała jej się odległa i bezosobowa.

Nie była śpiąca. Z ulgą położyła się na leżaku i oparła dłonie na brzuchu. Zaczęła cicho nucić. Nad nią wisiało rozległe i ciemne niebo, utkane migotliwymi gwiazdami. Patrzyła w górę, obserwując jak noc je zmienia odkrywając ich prawdziwą naturę – To jedyne i niezmienne – szepnęła. Dziwne było pomyśleć, że gdzieś poza tym światem pełnym chaosu i ciągłego ruchu, z tej kosmicznej przestrzeni przysłano na Ziemię Statek.

Cdn.

User avatar
natalii
Zainteresowany
Posts: 306
Joined: Wed Jul 30, 2003 1:41 am
Location: Poznań

Post by natalii » Wed Oct 22, 2003 8:37 pm

Jejku, jejku, jejku kolejna część :shock: Weszłam do neciku tylko na chwilkę a tu patrzę i taka niespodzianka :shock:
Eluś jesteś cudna wspaniała i ogólnie świetna ale ja mam jutro 2 sprawdziany i muszę się na nie uczyć a przecież nie odpuszczę przeczytania 15 części Objawienia :) :?

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Thu Oct 23, 2003 8:12 am

Piętnasta część jest śliczna, szczególnie pod koniec. A Emily dodała 30 część... I chyba na razie nawet nie myśli o zakończeniu. Elu, szykuje ci się naprawdę dłuuugie tłumaczenie :D
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Thu Oct 23, 2003 11:22 am

...no i wreszcie!!! CZEMU nie było takiej sceny w serialu?! Czemu byłam skazana na oglądanie Maxa snujacego się z kąta w kąt z miną chorego psa i spojrzeniem pod tytułem "i co ja robię tu" + zrzędliwą Liz z miną "sama nie wiem czego chcę" i cierpieć na bóle żołądka, w oczekiwaniu na WIELKIE OCZYSZCZENIE ATMOSFERY...mogła to być naprawdę dzika awantura połączona z wyzwiskami :wink: zakończona namiętnym pojednaniem, mogły to byc rozdzierające sceny pełne łkania i spazmów :wink: wszystko tylko nie to smętne snucie, wzychanie, jęki i co pieciominutowa produkcja wypełnionych łzami, cierpieniem, bólem istnienia i cholera wie czego jeszcze, oczu. Wszystko, tylko nie biegajace galaretki. Kochana Emily...dzieki niej mam przynajmniej jakis substytut...zamiast wspomnień o zafundowanym nam przez WB ITLITB
I dzieki tobie Elu, oczywiscie :P dzieki Słonko.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Thu Oct 23, 2003 1:06 pm

Świetne, szczególnie pod koniec... Zachowanie Maxa... Liz... Świetne
Image

User avatar
sysia
Zainteresowany
Posts: 302
Joined: Wed Aug 13, 2003 2:01 pm
Location: d. śląsk

Post by sysia » Thu Oct 23, 2003 2:12 pm

Elu, świetne bez dwóch zdań, ciekawe czy Max dowie się że to w sumie jego dziecko :?: tylko proszę ni spojlerować :wink:
Zycie jest jak pudełko czekoladek,nigdy nie wiesz co ci się trafi

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Thu Oct 23, 2003 2:36 pm

Przecudowne. Czekam z neicierpliwością na kolejne tłumaczenie.

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Thu Oct 23, 2003 6:09 pm

Dzięki serdeczne :P To prawda, być może Emily lepiej rozumie duszę i naturę Maxa niż twórcy serialu. Przecież żeby kochać tak gorąco, w człowieku drzemią takie emocje. Strach, rozpacz, nienawiść, zazdrość i czasem te uczucia tak mocno tłumione wybuchają ze zdwojoną siłą. W serialu aż się prosiło o taką właśnie scenę. Zamiast jak Lizziett pisze "galaretek"!
Przyznam się, że po skończeniu tłumaczenia położyłam się jak Liz na leżaku, na balkonie i wpatrywałam się zmęczona w niebo. Miałam wrażenie że sama nawciskałam Maxowi aż miło...Należało mu się zdecydowanie, za bierność i oddalenie się od niej, za Tess i to jego przeznaczenie. Ale także słusznie oberwało się Liz, za okrucieństwo wobec niego i brak zaufania, nieostrożność wobec siebie i maleństwo. I za brak wiary w nich oboje...
Pracuję nad 16 częścią, znam ją do końca - jest równie emocjonująca co poprzednia...i zostawia nas w takiej niepewności pod koniec, że tylko gryźć palce. Skręca mnie ale przysięgłam sobie że nie zaglądnę do 17, dopóki nie skończę 16 części. 8)

User avatar
natalii
Zainteresowany
Posts: 306
Joined: Wed Jul 30, 2003 1:41 am
Location: Poznań

Post by natalii » Thu Oct 23, 2003 7:19 pm

No i oczywiście przeczytałam :) 15 część jest genialna te uczucia i rozmowa Maxa z Liz cudowne :) tylko po co na scenę wpakował się ojciec Liz :evil: a robiło się już tak gorąco tak niewiele brakowało do wyjawienia prawdy hmmm poczekamy zobaczymy...

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 3 guests