Page 1 of 7

White Room i Destiny

Posted: Tue Sep 02, 2003 4:46 pm
by Ela
Lizziett w poprzednim topicu wspomniała o swoim ulubionym odc. Destiny. Dla mnie ten epizod ten jest bardzo mocno związany z White Room. Oba odcinki tworzą nierozerwalną całość poprzez emocje jakich doświadczają nasi bohaterowie. Dominują w nich wszystkie uczucia, tak bliskie człowiekowi. Zrobiłam sobie mały maraton tych dwóch odcinków i znowu odżyły wspomnienia....Już na początku słyszymy bicie oszalałego ze strachu serca... Niepewność losu własnego i najbliższych jakie odczuwał Max , były dla mnie nieznośnie prawdziwe. Najboleśniejszy moment gdy chcąc wydobyć od Maxa odpowiedź pokazano mu martwą Liz. Jego reakcja była przerażająco prawdziwa... Ale zauważyłam także jak w chwilach psychicznych i fizycznych tortur, potwornego strachu , Max starał się zachować resztki godności i dumy....”...jesteś zły...., i kto tu jest nieludzki...” to przecież wyrzut skierowany w stronę ludzi, którzy zadają mu ten koszmarny ból, dlatego że jest inny, niezrozumiały i w ich mniemaniu stwarza zagrożenie....17-letni chłopiec, który w życiu nie skrzywdziłby nikogo.... Cudowna gra aktorów była dopełnieniem. Liz, w chwili gdy w Crashdown wszyscy przytulają się do siebie szukając pocieszenia wobec nieszczęścia, ona tak bardzo samotna i dziecinnie bezradna, znajduje w sobie siłę i próbuje szukać pomocy...Podświadomie czuje, że Max zaufałby szeryfowi . Jak wiele musiało ją kosztować odwagi wzięcie na siebie odpowiedzialności za wyjawienie mu sekretu...Uczucie strachu, miłości było przejmujące w grze aktorów, czułam gęsią skórkę na plecach i gniew słysząc Remy Zero w „Yellow Light”, patrząc na męczarnie i strach Maxa, łzy Liz, lęk Valentiego i bezsilność przyjaciół...To było uczucie kompletnego zespolenia ze wszystkimi bo w momencie zagrożenia czuliśmy podobnie...Ogromna solidarność i desperacja przyjaciół w walce z niewiadomym zagrażającym każdemu z nich...
I kiedy udaje się wyprowadzić Maxa, a on tak bardzo cierpiący kładzie uspokajającym gestem rękę na włosach Liz, było czymś co powoduje że bardziej wierzymy w potęgę przyjaźni i miłości niż jakiekolwiek o niej zapewnienia...

Posted: Tue Sep 02, 2003 5:31 pm
by Tośka
Masz racje te odcinki były piękne...wydawałoby się że to nie gra tylko rzeczywistośc...;)

Posted: Wed Sep 03, 2003 10:39 am
by Lizziett
Elu pieknie to napisałas, poprostu nic dodac nic ująć, ogladając te dwa odcinki, doswiadczałam takich samych uczuć i wrazeń jak ty, a chwilami walczylam z chęcia naciśniecia przycisku pilota i ucieczki od tych okropnych obrazów cierpienia i strachu (White room)...wiem, pewnie niektórzy uznają ze jestem przewrazliwiona, ale z trudem przychodziło mi oglądanie tych scen. I nie cierpię kiedy ludzie twierdzą ze Max jest SŁABY i brak mu kręgosłupa :roll: ktory 17 letni chlopak bylby w stanie znieść tak obezwładniejący ból i nie zdradzić jednak ani słowa...do chwili gdy zagrozono bezpieczenstwu ludzi ktorych kochał, a zwłaszcza dziewczyny będącej dla niego najwazniejszą istotą na świecie. On sam we własnych oczach nie miał wielkiego znaczenia. Koronny przykład na to jaki to z Maxa egoistyczny d... 8)
I jeszcze- gdy serial zakonczyl się na Destiny, chyba trudno miec watpliwosci ze przeszedlby do historii :wink: jako ten o najbardziej poruszajacym, bolesnym i niesprawiedliwym finale.

Posted: Wed Sep 03, 2003 8:14 pm
by Ela
Dzięki Kotek za miłe słowa. Przeczytałaś mój PM napisany kilka dni temu ? :(

Zastanawiam się co zainspirowało twórców serialu żeby tak zakończyć Destiny...Nie wyjaśniono nam co się działo z Maxem, że pomimo gorącego uczucia jakim darzył Liz pozwolił jej odejść...tam na pustyni. Żegnając go, Liz dała mu wybór. Moment, kiedy wybiegł za nią....chciał pożegnać czy popatrzeć za nią ? Zatrzymała się z nadzieją i zobaczyła leciutkie przeczenie...To było wyjątkowo ciężkie... Dowiedziała się właśnie kim jest, kto powinien być obok niego, ale przecież pamiętała także co mówił " jesteś dla mnie wszystkim..." Jak po takich słowach można pozwolić jej odejść... Była taka strasznie samotna i zraniona...Max miał obok siebie przyjaciół, czuł radość z poznania matki i własnej przeszłości. Czy zachłysnął się tym, czy był równie zaskoczony jak ona a może zrobił to dla Michaela...Jak bardzo starałabym się rozumieć jego decyzję, nie umiem jej usprawiedliwić.
Czy w miłość zawsze musi być wliczone cierpienie ?

Na theeddd znalazłam list jaki może napisała Liz po powrocie do domu:

VOICEOVER - LIZ PARKER
May 23rd.

Sometimes love isn't enough...they never tell you that...never warn you that sometimes it isn't enough to keep people together...not when the fairytale isn't for you. So you learn...sometimes love just isn't enough. It's funny - no, it's ironic and very painful...that our love isn't enough. Everything inside of me screams that it is...but no one hears, mocking me with silence...like the stars laughing at me...because it is enough - it's just not my fairytale.

I guess I should be proud of myself - so noble or something...but I'm too angry...angry at them...all of them...at everything. At the fact that I don't get the love strong enough to keep us together...No, I get the stronger one...

I get the love that creeps into ever crack and crevasse of the body - consuming it, changing it, so that it's no longer just yours, but part of his too. I get the love that invades the mind - so that your thoughts aren't your own and your dreams become his. It's that first love, the only love...the last love. The love that lets go because your life is no longer your own, your first thought no longer you...but him. What was you dies, but you live, as long as he does.

She stares down, and as the page begins to blur from the tears threatening to spill over she closes the journal, as well as her eyes. She sits there, still for a moment, then finally tosses the journal, completing the ritual. The journal bounces off the wall and lands splayed out over the rooftop. It's battered and beaten, as is its owner.

autor na

Posted: Thu Sep 04, 2003 8:40 am
by Lizziett
Elu dostałam i odpisałam, chyba juz z tydzien temu...nie doszło?!No tak, jak zwykle cos skwasiłam :oops: kliknęłam wyslij ale wróciło do postu bez adnotacji ze pm został wysłany...trochę mnie to zaniepokoiło, ale myśląłam ze moze tak juz jest...

Posted: Thu Sep 04, 2003 8:46 am
by Lizziett
A zacytowanyprzez ciebie list jest piekny :cry: ...nie wiem dlaczego Max nie pobiegl za nią...moze po raz kolejny uznal ze tak bedzie jej lepiej...bez niego? Moze tak jak mówisz, zachłysnął sie nagłą wiedza o sobie, Isabel, Michaelu i Tess, wiedzą której szukali bezskutecznie przez lata? Moze to strach, cierpienie i ciagła ucieczka jakie wypełniały ich ostatnie godziny

Posted: Sat Sep 06, 2003 6:55 pm
by Ela
Wiecie co jeszcze zauważyłam w trakcie oglądania White Room? Tylko bez śmiechu....Stópki Jasona :D . Szczuplutkie i długie....Zresztą na f4f fanki też miękły opowiadając o tym. :wink:
Ciekawostkę z planu napisał ktoś, którego dziewczyna pracowała w trakcie nagrywania odcinka...
Przeguby rąk Jasona, po nagrywaniu scen z kajdankami były pełne otarć i siniaków...

Posted: Sat Sep 06, 2003 8:02 pm
by Kwiat_W
Lizziett pytasz, ktory 17-latek? Moja odpowiedz: nie wiem. Ale przeciesz Max tez nie jet 17-latkiem! On nie jest nawet czlowiekiem! Nie pamietam jaak to bylo z tymi "protektorami", czy ktos to wymyslil czy to bylo w serialu. Te wszsytkie teorie juz mi sie mieszaja, nie wiem co ubzdurali soebie fani, a co jest "prawda". Podobno K4 wcina tabasco bo maja osabione zmysly i to ma cos wspolnego z Nasedo i tym drugim. Moze bol K4 tez odczuwa inaczej?
A Pierce to nie jet jakis potwor. To mozna powiedziec patriota. W koncu on zna obcych tylko z czynow Nasedo. Broni ludzkosci przed obcymi, nie mozna go za to winic. Inna sprawa jak postepowal z ludzmi, ktorym sie jego metody nie podobaly. Za to co zrobil Maxowi go nie winie, to co robil ludziom jet niewybaczalne.

Posted: Sat Sep 06, 2003 8:42 pm
by Ela
Kwiatku, jestem przekonana, że już Ci się mylą seriale....
Proponuję ściągnąć wszystkie odcinki i po kolei je przypomnieć.

Posted: Sat Sep 06, 2003 8:45 pm
by Lizziett
"Za to co zrobił Maxowi go nie winię"- pyszne. Tendencja Kwiata do usprawiedliwiania wszystkich i wszystkiego poza osobą Maxa rzecz jasna, jest dla mnie niewyczerpanym źródłem inspiracji :twisted: Max nie jest 17 latkiem. Max pamięta poprzedni lodowiec.
Eluś, hm, nie zwróciłam uwagi :P ale zauważyłam że serialowa Liz uwielbia chodzić boso- czy ja się przewidziałam, czy ona do ślubu szła na bosaka?!
A w ramach pobredzenia sobie na temat Jasona...mi się bardzo podobają jego dłonie...ma takie smukłe palce :P rzadkosć u facetów :wink:

Posted: Sat Sep 06, 2003 9:03 pm
by Ela
No to pobredzimy razem. :D Tak Liz do ślubu szła boso, to było takie urocze...Pamiętam ją na bosaczka na balkonie z Marią w Tess, Lies i Video i pod koniec odc. Meet the Dupes.
Max często chodził boso po swoim pokoju, ta naturalność w odtawarzaniu postaci zawsze mnie wzruszała... :oops:

Posted: Sat Sep 06, 2003 9:08 pm
by Kwiat_W
Zapewniam cie Elu, ze mi sie seriale nie myla. Innym natomiast Rosswell czasami chyba myli sie z Teletubisiami. :lol: :wink:

Lizziet Pierce byl na wojnie obcy kontra ludzie. Na wojnach sa ofiary i niestety w tej po stronie ludzi ofiar jest wiecej.

Posted: Sat Sep 06, 2003 9:25 pm
by Lizziett
Do ślubu na bosaka...no tak, jak romantyzm to juz na fulla :P brakowalo jeszcze tylko zachodu słońca, plaży i bialego konia galopujacego gdzies w tle :P czytałas moze na f4f ze wiele osób miało żal ze nawet ślub pokazano w bardzo bolesnym skrócie...nawiasem mowiąc, czy fanki na f4f zanalizowały każda czesć jego ciała? :lol:
Kwiat W co ty nie powiesz?! Na wojnach sa ofiary? Pierce był na wojnie? No popatrz! Ubrani na czarno faceci z gestapo tez byli na wojnie, prawda? To ze katowali na smierć 17 letnich chłopaków i rownie młode dziewczyny, to przeciez normalka...byli na wojnie. A przyjaciel chlopaka ktorego wlasnie zatłukli rzucił w samochód jednego z nich butelką z benzyną. Była wojna.
Co to znaczy cierpienie kogos, kto dopiero zaczął żyć?

Posted: Sat Sep 06, 2003 9:36 pm
by Kwiat_W
Zapominasz, ze to nie ludzie zaczeli wojne. Nasedon pierwszy zabijal. A Max nie byl, nie jest i nigdy nie bedzie zwyklym nastolatkiem. No i skad FBI milo wiedziec ile Max ma lat? Przeciesz obcy mogli wygladac jak chcieli, mogli nawet wygladac jak 120-letnia panna w ciazy :P

Posted: Sat Sep 06, 2003 10:26 pm
by Ela
Lizziett, zapewniam Cię, że KAŻDĄ część ciała. :oops: Od czarnej czupryny po koniuszki palców u nóg prześwietliły dokładnie. I zawsze kończyło się na całkowitym uwielbieniu :D
Czytałam te niejednokrotnie nieskrępowane wypowiedzi z lekkim zażenowaniem, wyobrażając sobie co on czuje gdy je np. także czyta, ale ponieważ odbywało się to zawsze z miłoścą i ciepłem, więc przypuszczam że w niczym to go nie urażało...

Posted: Sat Sep 06, 2003 10:47 pm
by Ela
Kwiatuszku, przypomnę Ci coś, w odpowiedzi na Twoje stwierdzenie że "to nie ludzie rozpoczęli wojnę"...
Pierce do Maxa powiedział, że tych schwytanych w 47 r. było czterech...jeden uciekł, - Nasedo. Co zrobiono z pozostałymi, chyba nie wypuszczono na spacer? Przeprowadzano na nich badania, eksperymenty bo wiedziano o Maxie i pozostałych "więcej niż oni sami o sobie" . Pierce znał ich zdolności i możliwości. Wiedział że nie są agresywni i nie zagrażają ludziom....Torturami wymuszał od Maxia informacje dot. orbitoidów. ...Przed kim ten "patriota" chciał chronić Ziemię i ludzkość ? :? :shock:

Posted: Sat Sep 06, 2003 10:58 pm
by Kwiat_W
Ela wrote:Wiedział że nie są agresywni i nie zagrażają ludziom....
Przepraszam ale skad to wytrzasnelas? :shock: Nie wiadomo czy sie od nich czegokolwiek dowiedzial na temat ich intencji. A co do tego, ze bylo ich 4... To ja zrozumialem, ze 2 zginelo w katatrofie, 1 zwial, drugiego trzymali iles tam lat, ale i on w koncu dal noge.
No jesli uwazasz, ze Nasedo i ten drugi nie byli agresywni to nie wiem jakie zachowanie nazywasz agreywnym.
Nie zapominajmy, ze obcy od dawna, jeszcze przed rokiem 47, porywali ludzi i przeprowadzali na nich eksperymenty. (No i sprowadzili na ziemie to swoje gandarium.)

Posted: Sat Sep 06, 2003 11:08 pm
by Kwiat_W
Tak, mialem racje. Dwch bylo juz martwych.
Pierce w odcinku White room (powiedzial) wrote:You know, I might not have been around in 1947, but I know all about the crash. About the four aliens they captured: two dead, two alive.
To znaczy, ze FBI nie udalo sie usmiercic zadnego kosmity.

Posted: Sat Sep 06, 2003 11:44 pm
by Lizziett
Hm, ciekawe dla kogo szykowali te małe trumny w "Summer of..." Zajączków wielkanocnych?

Posted: Sat Sep 06, 2003 11:46 pm
by Kwiat_W
Ktos ma klopoty z czytaniem? DLA MARTWYCH KOSMITOW, KTOZI NIE PRZEZYLI KATASTROFY!