Co powie miszcz?
Moderator: piter
Co powie miszcz?
Piter o czym ty myślisz...heh..kurczaki, ofiary...
Graalion- wątpię czy miałbyś powolanie do czegoś takiego
No tak {o} Niewinne, bezbronne dziewczę pewno wiele się nauczy na aikido ale jak ktoś ma refleks i wyobraznię to i tak sobie poradzi- teraz trochę zboczę z tematu...ale to {o} i Nan zaczęli
Otóż co do tej samoobrony- 3 lata temu byłam na wakacjach we Włoszech, w Riminii, a nie od dziś wiadomo, jacy sa Włosi... Szczególnie jak widzą codzoziemki...Nie chcę się chwalić , że niby ze mnie takie Aniołki Charliego w jednym i Bond w spódnicy, ale sprawdziłam się nie najgorzej w sytuacji zagrożenia. Spacerowałyśmy z koleżankami po plaży o jakiejś 1 w nocy- no ale tam się o tej porze zaczyna życie, bo w dzień to leżysz na plazy, albo w hotelu z dobrą klimatyzacją i wypijasz litry wody...Pierwszy raz zrobiłam coś tak głupiego...W każdym razie podeszła do nas w pewnej chiwli 3 Włochów no i chcieli od nas wiadomo czego...cóż, moja koleżanka zaczęła wzorowo się drzeć, druga ustawiła się w pozycji bojowej(lewy sierpowy), a ja pomyslałam i zobaczyłam...pisek ! Niby oczywiste, bo to plaża...ale najprostsze rozwiązania zawsze są najtrudniejsze No i jak ja tym piachem im w oczy, moje kolezanki poszła za moim przykładem, a potem zwiałyśmy. I co powiesz na to, mistrzu od aikido ? Nie ma jak myślenie...
Graalion- wątpię czy miałbyś powolanie do czegoś takiego
No tak {o} Niewinne, bezbronne dziewczę pewno wiele się nauczy na aikido ale jak ktoś ma refleks i wyobraznię to i tak sobie poradzi- teraz trochę zboczę z tematu...ale to {o} i Nan zaczęli
Otóż co do tej samoobrony- 3 lata temu byłam na wakacjach we Włoszech, w Riminii, a nie od dziś wiadomo, jacy sa Włosi... Szczególnie jak widzą codzoziemki...Nie chcę się chwalić , że niby ze mnie takie Aniołki Charliego w jednym i Bond w spódnicy, ale sprawdziłam się nie najgorzej w sytuacji zagrożenia. Spacerowałyśmy z koleżankami po plaży o jakiejś 1 w nocy- no ale tam się o tej porze zaczyna życie, bo w dzień to leżysz na plazy, albo w hotelu z dobrą klimatyzacją i wypijasz litry wody...Pierwszy raz zrobiłam coś tak głupiego...W każdym razie podeszła do nas w pewnej chiwli 3 Włochów no i chcieli od nas wiadomo czego...cóż, moja koleżanka zaczęła wzorowo się drzeć, druga ustawiła się w pozycji bojowej(lewy sierpowy), a ja pomyslałam i zobaczyłam...pisek ! Niby oczywiste, bo to plaża...ale najprostsze rozwiązania zawsze są najtrudniejsze No i jak ja tym piachem im w oczy, moje kolezanki poszła za moim przykładem, a potem zwiałyśmy. I co powiesz na to, mistrzu od aikido ? Nie ma jak myślenie...
Last edited by Hotori on Mon Aug 30, 2004 2:47 pm, edited 1 time in total.
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''
William Blake
William Blake
Brawo hotori brawo tak trzymaj
To może powymieniamy się doświadczeniami, tak dla potomnych
Może ja opowiem ci jak zdobyłam moje szkolne przezwisko ktore brzmiało- nie rżyjcie- Buffy
W mojej budzie mieliśmy wyjątkowo obleśne, speluniaste szatnie ( jeszcze gorsze niż te z Buffy) w ktorych czaili sie wyjątkowo obleśni, speluniaści faceci ze starszych klas. Dziewczyny wchodziły tam grupowo, bo jeśli ktoraś zapuściła się tam sama, jej los mógł być bardzo przykry
Niemniej pewnego pięknego dnia sama byłam zmuszona zapuścić się w jej czeluść...no i wpadałam prosto na najbardziej obleśnego i speluniastego faceta w całej szkole, w otoczeniu obleśnych i speluniastych kumpli rzecz jasna. Nie będę może opisywać jak wyglądały jego ehm, zaloty, grunt że ruzjuszyły mnie do tego stopnia, ze chwyciłam gościa za ten rozkudłany łeb, kopnęłam w wiadomą część ciała i zrzuciłam po schodach prosto w czeluść obleśnej, speluniastej szatni.
Uhm. Nie było to eleganckie z mojej strony. Niemniej facet karku sobie nie skręcił, unikał mnie potem jak diabeł święconej, a jego kolezkowie przez nastepne kilka miesięcy wrzeszczeli na mój widok "Buffy Buffy!"
I co powiesz na to mistrzu aikido?
To może powymieniamy się doświadczeniami, tak dla potomnych
Może ja opowiem ci jak zdobyłam moje szkolne przezwisko ktore brzmiało- nie rżyjcie- Buffy
W mojej budzie mieliśmy wyjątkowo obleśne, speluniaste szatnie ( jeszcze gorsze niż te z Buffy) w ktorych czaili sie wyjątkowo obleśni, speluniaści faceci ze starszych klas. Dziewczyny wchodziły tam grupowo, bo jeśli ktoraś zapuściła się tam sama, jej los mógł być bardzo przykry
Niemniej pewnego pięknego dnia sama byłam zmuszona zapuścić się w jej czeluść...no i wpadałam prosto na najbardziej obleśnego i speluniastego faceta w całej szkole, w otoczeniu obleśnych i speluniastych kumpli rzecz jasna. Nie będę może opisywać jak wyglądały jego ehm, zaloty, grunt że ruzjuszyły mnie do tego stopnia, ze chwyciłam gościa za ten rozkudłany łeb, kopnęłam w wiadomą część ciała i zrzuciłam po schodach prosto w czeluść obleśnej, speluniastej szatni.
Uhm. Nie było to eleganckie z mojej strony. Niemniej facet karku sobie nie skręcił, unikał mnie potem jak diabeł święconej, a jego kolezkowie przez nastepne kilka miesięcy wrzeszczeli na mój widok "Buffy Buffy!"
I co powiesz na to mistrzu aikido?
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Mistrz aikido będzie musiał brać od Was lekcje, moje panie. A co... Od dawna wiadomo przecież, gdzie diabeł nie może tam babę pośle, a ta kieruje się własną filozofią i taktyką. Jestem pełna podziwu dziewczyny a to dlatego, że sama nie byłam nigdy w takiej sytuacji i nie wiem co bym zrobiła... Pewnie przycupnęłabym w kąciku i przeczekała, chociaz czasami w ekstremalnych warunkach budzą się w człowieku zaskakujące pokłady pomysłowości i energii.
No, miszczu, wysławiaj się
Ja się pytałam tak tylko, teoretycznie... Jak wiadomo, kobieta ma zawsze coś oryginalnego pod ręką. A to wysoki obcas, idealny do walenia, a to cegłę w torebce vel plecaku... a to długie paznokcie. Cholernie przydatne. Hm, taka święta to i ja nie jestem... dawno temu siało się postrach wśród chłopców, no i też miałam filmowe, czy raczej serialowe przezwisko. Żadnemu jednak ręki na szczęście nie złamałam, ale z chwilą skończenia lat 12 jakoś mi te bojowe zapędy przeszły.
No i się pochwalę, bo czemu nie Co prawda do rękoczynów nie doszło, choć byłam wściekła i gdyby facet nie był potulny, to może i mogłabym mu coś zrobić. Do herbaciarni w której pracowałam przylazł jakiś facet, a że mamy tam antykwariat muzyczny - to i zaczął grzebać w płytach. Wyciągnął kilka, podszedł płacić, ale zabrakło mu złotówki na jedną z nich. Trudno, nie moje płyty, nie mogę zmieniać cen. Koleżanka robiła akurat kawę, facet zapłacił za poprzednie płyty i wyszedł... rozglądamy się, gdzie on zostawił tą, na którą zabrakło mu tej złotówki - nie ma! Szlag mnie trafił na miejscu - jakim prawem ta świnia kradnie mi płytę?! Poleciałam za nim, nie zdążył jeszcze wyjść z budynku i dopadłam go na parterze. Usiłowałam chyba być jeszcze uprzejma, ale średnio mi wyszło, zapytałam jadowicie, co zrobił z płytą. Zdumiał się niepomiernie gdy zauważyłam, że trzyma ją w ręku, ale mu to źle wychodziło. Nie wykluczone, że zaciągnęłabym go na górę, bo upierał się, że płytę odłożył. Oddał, kajał się, a ja z tryumfem wróciłam do nas, z odzyskaną płytą. Możliwe, że wydawałam mu się być groźna.... Mały szczególik - tam są płyty winylowe, te duże. A właściciel antykwariatu od miesiąca, gdy tylko mnie zobaczy, zaczyna dziękować.
Co powiesz, miszczu?
Ja się pytałam tak tylko, teoretycznie... Jak wiadomo, kobieta ma zawsze coś oryginalnego pod ręką. A to wysoki obcas, idealny do walenia, a to cegłę w torebce vel plecaku... a to długie paznokcie. Cholernie przydatne. Hm, taka święta to i ja nie jestem... dawno temu siało się postrach wśród chłopców, no i też miałam filmowe, czy raczej serialowe przezwisko. Żadnemu jednak ręki na szczęście nie złamałam, ale z chwilą skończenia lat 12 jakoś mi te bojowe zapędy przeszły.
No i się pochwalę, bo czemu nie Co prawda do rękoczynów nie doszło, choć byłam wściekła i gdyby facet nie był potulny, to może i mogłabym mu coś zrobić. Do herbaciarni w której pracowałam przylazł jakiś facet, a że mamy tam antykwariat muzyczny - to i zaczął grzebać w płytach. Wyciągnął kilka, podszedł płacić, ale zabrakło mu złotówki na jedną z nich. Trudno, nie moje płyty, nie mogę zmieniać cen. Koleżanka robiła akurat kawę, facet zapłacił za poprzednie płyty i wyszedł... rozglądamy się, gdzie on zostawił tą, na którą zabrakło mu tej złotówki - nie ma! Szlag mnie trafił na miejscu - jakim prawem ta świnia kradnie mi płytę?! Poleciałam za nim, nie zdążył jeszcze wyjść z budynku i dopadłam go na parterze. Usiłowałam chyba być jeszcze uprzejma, ale średnio mi wyszło, zapytałam jadowicie, co zrobił z płytą. Zdumiał się niepomiernie gdy zauważyłam, że trzyma ją w ręku, ale mu to źle wychodziło. Nie wykluczone, że zaciągnęłabym go na górę, bo upierał się, że płytę odłożył. Oddał, kajał się, a ja z tryumfem wróciłam do nas, z odzyskaną płytą. Możliwe, że wydawałam mu się być groźna.... Mały szczególik - tam są płyty winylowe, te duże. A właściciel antykwariatu od miesiąca, gdy tylko mnie zobaczy, zaczyna dziękować.
Co powiesz, miszczu?
No dziewczyny ! Spokojnie możemy nazwać się Aniołkami ! A co tam Aniołkami ! My jesteśmy od nich o niebo lepsze !
Lizziett - ta akcja w szatni to jak z filmu jakiegoś...no,no ,no ! Masz dziewczyno chwyt, ja to wiem.
Nan- nie ma jak uczciwość i stalowy charakter ! Trzeba takich jak ten pan, ustawiać po kątach !
Jednym słowem przebojowe z nas ''babki'', co miszczu ?
P.S. Elu ...jestem pewna, że intuicyjnie zaczęłabyś działać. Jak nie jakiś kubeł na śmieci, to torebka, kopniak..albo choćby dezodorantem po oczach !
Lizziett - ta akcja w szatni to jak z filmu jakiegoś...no,no ,no ! Masz dziewczyno chwyt, ja to wiem.
Nan- nie ma jak uczciwość i stalowy charakter ! Trzeba takich jak ten pan, ustawiać po kątach !
Jednym słowem przebojowe z nas ''babki'', co miszczu ?
P.S. Elu ...jestem pewna, że intuicyjnie zaczęłabyś działać. Jak nie jakiś kubeł na śmieci, to torebka, kopniak..albo choćby dezodorantem po oczach !
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''
William Blake
William Blake
Wiesz, ja rozumiem, torebka, bo to podstawowy oręż każdej kobiety. Kopa w czułe miejsce, bo tę szansę dała wam Matka Natura Dezodorant - OK, choć sposób to okropnie brutalny... Ale... żeby wyrywać z chodnika śmietniki i nimi okładać biednego bandziora?! Raz, że to niszczenie mienia publicznego, a dwa że mało który facet "ruszyłby" śmietnik z płyty chodnikowej Bo zacznę się bać kobiet...
No chyba że mówicie o śmietnikach-kontenerach ...
No chyba że mówicie o śmietnikach-kontenerach ...
luki na wiesz, właśnie piłam kawę, czytając twoją wypowiedź i mało brakowało by moja klawiatura poniosła śmierć na miejscu.luki wrote: Ale... żeby wyrywać z chodnika śmietniki i nimi okładać biednego bandziora?! Raz, że to niszczenie mienia publicznego, a dwa że mało który facet "ruszyłby" śmietnik z płyty chodnikowej
Choć przyznaję, że kubeł na śmieci jakoś nigdy nie przyszedł mi do głowy jako broń. Interesujące... A tak wracając do tematu głównego to parę lat temu znalazłam się w podobnej sytuacji też we Włoszech (co z nimi jest? ), tyle że w Spinie. Szłam nocą przez kamping po bluze do namiotu i napatoczył sie taki jeden. W pierwszej chwili zamarłam (nie miałam przy sobie torebki, ani nic innego co by można uznać za broń). Na szczęście mam długie paznokcie, więc kiedy koleś podszedł bliżej z całej siły wbiłam mu paznokcie w ramię, aż poszła krew. Pomogło złapał się za rękę, a ja uciekłam do namiotu kolegów, którzy później odprowadzili mnie do mojego.
Tak więc mój sposób nie tak spektakularny jak poprzedniczek, ale równie skuteczny. A jak ty uważasz mistrzu aikido?
Mistrz aikido milczy. Mistrz aikido myśli. Po kiego czorta uczyć się aikido, skoro kobieta płytą z chodnika potrafi powalić mistrza aikido? Może lepiej stać się kobietą?
A swoją drogą teraz mamy jednak troszkę gorzej niż kiedyś. No bo kiedyś to zawsze można było schować tak dyskretnie w fałdach sukni sztylecik... A! Chociaż nie. Moja koleżanka z pracy jest cholernie nerwowa i pokazywała mi kiedyś całe wyposażenie swojej torebki... Torebka z tych modniejszych, czyli niewielkich. A ona wciąga gaz pieprzowy, jakiś scyzoryk, dezodorant, a na koniec wielki nóż sprężynowy jak na dzikiego zwierza, rekina czy coś w tym rodzaju... O szpilkach już nie mówię. Ale tym nożem to mnie zastanowiła... Takiej wejść w drogę to brrr.
A swoją drogą teraz mamy jednak troszkę gorzej niż kiedyś. No bo kiedyś to zawsze można było schować tak dyskretnie w fałdach sukni sztylecik... A! Chociaż nie. Moja koleżanka z pracy jest cholernie nerwowa i pokazywała mi kiedyś całe wyposażenie swojej torebki... Torebka z tych modniejszych, czyli niewielkich. A ona wciąga gaz pieprzowy, jakiś scyzoryk, dezodorant, a na koniec wielki nóż sprężynowy jak na dzikiego zwierza, rekina czy coś w tym rodzaju... O szpilkach już nie mówię. Ale tym nożem to mnie zastanowiła... Takiej wejść w drogę to brrr.
Mistrz pilnie śledzi ten wątek od samego powstania. A zaniemówił pewnie z wrażenia (albo ze strachu)Nan wrote:Mistrz aikido milczy
Ciężko mi uwierzyć w tak niecne zachowanie Włochów. Ja tam czuję się w Italii jak u siebie. Pomijając świetny klimat i świetne dziewczyny to tamtejsza kultura mnie urzeka. A już szczególnie jeśli chodzi o południową część kraju. Taki Neapol może komuś się wydawać obskurnym miastem, ale po głębszym zapoznaniu ukazuje sie nam esensja włoskiej kultury i stylu.
A może po prostu ci panowie chcieli spytać się o godzinę, a wy, nieznając języka, od razu użyłyście siły fizycznej? I później się dziwić, że nasz kraj ma w świecie złą renomę
Tak się składa, że znam co nieco włoski i z całą pewnością panu nie chdziło o godzinę.luki wrote:A może po prostu ci panowie chcieli spytać się o godzinę, a wy, nieznając języka, od razu użyłyście siły fizycznej? I później się dziwić, że nasz kraj ma w świecie złą renomę
A swoją drogą, to tobie pewnie trudno uwierzyć w niecne poczynania Włochów z tej prostej przyczyny, że żaden nie próbował ci się narzucać, a może jednak?
Nan- suknie z fałdami z pewnością były przydatne jako schowki na takie rzeczy, ale sama bym na to nie wpadła A poza tym te gorsety...brrr Nie mogłabym w czymś takim oddychać
Milla widzę, że mamy podobne doświadczenia. Tyle, że ja nie miałam kolegów...
Luki łatwo zgadnąć, czemu nie masz takich doświadczeń jak my z Włochami...
Zgadzam się , że to piękny kraj- a szczególnie Rzym ! (mimo to nie piękniejszy niż Grecja -teatry, świątynie greckie, no i żarcie Ach, ten ser feta ).
I zapewniam, że panowie których załatwiłyśmy na plaży też nie pytali o godzinę. Nie znam włoskiego jak Milla, a oni nie znali angielskiego(niech mi ktoś pokaże Włocha, który dobrze włada angielskim )...To dało się zrozumieć po hm...uniwerslanym bardzo języku ciała, jak do nas startowali z łapami...
Co do kobiecej broni- to jasne, że chodziło mi o kontenery Nie jestem ''siłaczką''. Ale jest jeszcze jedna kobieca broń- bardzo oczywista, ale przydaje się w nieco innych sytuacjach-seksapil
Milla widzę, że mamy podobne doświadczenia. Tyle, że ja nie miałam kolegów...
Luki łatwo zgadnąć, czemu nie masz takich doświadczeń jak my z Włochami...
Zgadzam się , że to piękny kraj- a szczególnie Rzym ! (mimo to nie piękniejszy niż Grecja -teatry, świątynie greckie, no i żarcie Ach, ten ser feta ).
I zapewniam, że panowie których załatwiłyśmy na plaży też nie pytali o godzinę. Nie znam włoskiego jak Milla, a oni nie znali angielskiego(niech mi ktoś pokaże Włocha, który dobrze włada angielskim )...To dało się zrozumieć po hm...uniwerslanym bardzo języku ciała, jak do nas startowali z łapami...
Co do kobiecej broni- to jasne, że chodziło mi o kontenery Nie jestem ''siłaczką''. Ale jest jeszcze jedna kobieca broń- bardzo oczywista, ale przydaje się w nieco innych sytuacjach-seksapil
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''
William Blake
William Blake
Może jednak nie Natomiast Włoszki są zupełnie inne - do mnie żadna nie próbowała "startować z łapami", czego w sumie nie miałbym zbytnio za złeMilla wrote:A swoją drogą, to tobie pewnie trudno uwierzyć w niecne poczynania Włochów z tej prostej przyczyny, że żaden nie próbował ci się narzucać, a może jednak?
No to ... ciao!
Miszczu, miszczu....MISZCZUUUUUUUUUUU!!!!!! Gdzie cię poniosło ?
Luki nie dziwię ci się, że tobie takie ''startowanie z łapami'' by się podobało, zwłaszcza jeżeli są to ''łapy'' Włoszek, a ty jesteś facetem
Co innego sytuacja moja i Milli
Nan...ekhm...zaznaczyłam, że TA BROŃ przydaje się w nieco innych sytuacjach...
Luki nie dziwię ci się, że tobie takie ''startowanie z łapami'' by się podobało, zwłaszcza jeżeli są to ''łapy'' Włoszek, a ty jesteś facetem
Co innego sytuacja moja i Milli
Nan...ekhm...zaznaczyłam, że TA BROŃ przydaje się w nieco innych sytuacjach...
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''
William Blake
William Blake
Miszcz cały czas się zastanawiał, czy walnąć Marianem, czy nie Marianem...
Ostatecznie postanowił nie Marianem. Czy przenieść do Miodzio - zastanawia się dalej...
Terry Dobson, narrator i bohater niniejszego wydarzenia, jest posiadaczem czarnego pasa (4 DAN) w Aikido, jest też współautorem książki "Giving In to Get Your Way" oraz autorem "Safe and Sound: How Not to Be a Victim". Od kilkunastu lat zajmuje się problematyką rozwiązywania konfliktów.
....."Wydarzenie, które stało się punktem zwrotnym mojego życia nadeszło pewnego wiosennego popołudnia, gdy jechałem pociągiem przez przedmieścia Tokio. Wagon był względnie pusty. Gapiłem się na bezbarwne domy i pokryte kurzem żywopłoty. Na jednym z przystanków, gdy otworzyły się drzwi, cisze popołudnia przerwał nagle ryk człowieka wydzierającego się na całe gardło, miotającego ostre, sprośne, niemalże niezrozumiałe obelgi. Dokładnie w tej samej chwili, w której drzwi zamknęły się, nadal wrzeszcząc, wtoczył się do do naszego wagonu. Był wielki, pijany i brudny, miał na sobie robocze ubranie. Tors jego koszuli był sztywny od zaschniętych wymiocin, oczy płonęły demoniczną, neonową czerwienią. Na głowie miał kołtun. Wyjąc zamierzył się na pierwszą osobę, ktorą dostrzegł. Była to kobieta z dzieckiem na ręku. Uderzenie ześliznęło się po jej ramieniu, tak że zatoczyła się na kolana pary starszych ludzi. To, że dziecku nic się nie stało, było prawdziwym cudem.
Starsi ludzie zerwali się i zaczęli uciekać w drugi koniec wagonu. Byli przerażeni. Robotnik wymierzył kopniaka w plecy uciekającej starszej pani. Chybił. Stara kobieta umknęła bezpiecznie, co tak rozwścieczyło pijaka, że schwycił metalową poręcz umieszczoną pośrodku wagonu i próbowaą ją wyrwać z podłogi. Rozcięta dłoń zaczęła krwawić. Pasażerowie zamarli pełni lęku. Wstałem.
Byłem młody i w dobrej kondycji. Miałem metr dziewięćdziesiąt pięć wzrostu i sto dziesięć kilo wagi. Byłem wdrożony w codzienny, ośmiogodzinny trening Aikido, ktore ćwiczyłem od trzech lat. Lubiłem rzucać i zmagać się. Uważałem, że jestem twardy. Był tylko jeden kłopot - moja sprawność nie została sprawdzona w prawdziwym starciu. Jako studiującym Aikido nie pozwalano nam walczyć.
Rano, każdego ranka mój nauczyciel, twórca i założyciel Aikido, pouczał nas, ze sztuka ta poświęcona jest sprawie pokoju. "Aikido" - powtarzał nieustannie - "jest sztuką pojednania. Niezależnie, od tego kim jest ten, kto chce walczyć, zerwał przymierze ze wszechświatem. Jeżeli próbujesz dominować nad innymi, już jesteś pobity. Uczymy się jak rozwiązywać konflikty a nie jak je wszczynać".
Słuchałem tych słów i starałem się bardzo. Ze wszystkich sił starałem się unikać walki. Doszedłem do tego, że kilka razy zszedłem z drogi chimpira, pankom kręcącym się wokół maszyn do gier ustawionych na dworcach. Z pewnością mieliby ochotę wypróbować w walce moje zdolności. Upajałem się swoją powściągliwością. Czułem się zarazem twardy i święty. Jednakże w głębi serca paliłem się do tego, aby zostać bohaterem. Chciałem mieć szansę, absolutnie usprawiedliwioną okazję, aby uratować niewinnych niszcząc innych.
"Oto ona!" - powiedziałem do siebie podnosząc się z miejsca.- "To zwierzę, ten żłób. On jest brudny, gwałtowny i zły. Pasażerowie są w niebezpieczeństwie. Jeśli zaraz czegoś nie zrobię, ktoś tu niechybnie zostanie zraniony. Muszę mu spuścić porządne lanie".
Widząc, że wstaję, pijak skupił na mnie całe swoje szaleństwo. "Aha!" - zaryczał - "Zagraniczniak. Przyda ci się lekcja japońskich manier." Lekko trzymając się uchwytu zawieszonego pod sufitem popatrzyłem na niego powoli. Wysłałem ku niemu cały wstręt i pogardę. Zamierzałem go usadzić, ale aby tego dokonać, musiał zacząć pierwszy. Ściągnąłem usta i przesłałem mu bezczelnego, pełnego szyderstwa całusa. "Dobra!"- wrzasnął - "Dam ci nauczkę." Zebrał się w sobie aby się na mnie rzucić. Wiedziałem, że zaraz oberwie i nawet nie będzie wiedział, na co się nadział.
Mgnienie oka nim ruszył, ktoś krzyknął: "Hej!". Ogłuszająco. Pamiętam, że uderzyła mnie niezwykła pogoda, radość tego okrzyku. "Hej!" Odwróciłem się w lewo, pijak w prawo. Wlepiliśmy oczy w małego starego Japończyka. Drobny, japoński dżentelmen ubrany w nieskazitelne kimono i hakama. W ogóle mnie nie zauwazył, uśmiechał się promiennie do robotnika.
"No, choo", staruszek odezwał się gwarą, kiwając na niego. "No, choo, pogadamy". Wielki człowiek potoczył się jak po sznurku. Zatrzymał się tuż przed starym dżentelmenem i zawisł nad nim groźnie. "Gadać z tobo? A po jako cholere?" Stary czlowiek nadal uśmiechał się promiennie. "Co piłeś" zapytał. "Piłem sake" zaryczał w odpowiedzi robotnik, "nie twój zakichany interes".
"Och, to cudownie!", powiedzial stary człowiek z zachwytem. "Wiesz, ja też uwielbiam sake. Ileż to radości wyjść z sake do ogrodu i czerpać przyjemność z tego, że zapada wieczór." Zachwycony, że moze się podzielić szcześliwą wiadomością, patrzył na robotnika błyszczącymi oczami.
Wraz z wysiłkiem, żeby nadążyć za powikłaniami opowieści starego człowieka, twarz pijaka zaczęła się rozluźniać. "Taak", powiedział wolno. "Ja też lubię ogród". Głos mu zawisł.
"Oczywiście", powiedział starszy pan usmiechając się, "i jestem pewny, że masz cudowną żonę".
"Nie", odparł robotnik, "moja żona umarła." Zwiesił głowę. Bardzo cicho wielki człowiek zaczął łkać. "Nie mam żadnej żony, nie mam żadnego domu, nie mam żadnej pracy, nie mam żadnych pieniędzy, nie mam już dokąd iść i tak się siebie wstydzę." Spazm czystej rozpaczy wstrząsał jego ciałem.
Teraz przyszła kolej na mnie... Stojąc tam, przepełniony swoją porządnickć, młodzieńczą niewinnością i niosącą temu światu ratunek demokratyczną słusznością, poczułem się nagle brudniejszy od niego.
Pociąg zatrzymał się na moim przystanku i wysiadłem. Gdy pociąg odjechał usiadłem na peronie. To, czego chciałem dokonać brutalną siłą, zostało spełnione przy pomocy kilku uprzejmych słów. Dane mi było ujrzeć działanie Aikido w prawdziwym starciu. To, że jego istotą jest miłość. Dokładnie tak, jak mówił założyciel. Będę musiał praktykować zupełnie inaczej i upłynie wiele czasu zanim odważę się mówić o rozwiązywaniu konfliktów.
Autor: Piotr Piątkowski
Ostatecznie postanowił nie Marianem. Czy przenieść do Miodzio - zastanawia się dalej...
Terry Dobson, narrator i bohater niniejszego wydarzenia, jest posiadaczem czarnego pasa (4 DAN) w Aikido, jest też współautorem książki "Giving In to Get Your Way" oraz autorem "Safe and Sound: How Not to Be a Victim". Od kilkunastu lat zajmuje się problematyką rozwiązywania konfliktów.
....."Wydarzenie, które stało się punktem zwrotnym mojego życia nadeszło pewnego wiosennego popołudnia, gdy jechałem pociągiem przez przedmieścia Tokio. Wagon był względnie pusty. Gapiłem się na bezbarwne domy i pokryte kurzem żywopłoty. Na jednym z przystanków, gdy otworzyły się drzwi, cisze popołudnia przerwał nagle ryk człowieka wydzierającego się na całe gardło, miotającego ostre, sprośne, niemalże niezrozumiałe obelgi. Dokładnie w tej samej chwili, w której drzwi zamknęły się, nadal wrzeszcząc, wtoczył się do do naszego wagonu. Był wielki, pijany i brudny, miał na sobie robocze ubranie. Tors jego koszuli był sztywny od zaschniętych wymiocin, oczy płonęły demoniczną, neonową czerwienią. Na głowie miał kołtun. Wyjąc zamierzył się na pierwszą osobę, ktorą dostrzegł. Była to kobieta z dzieckiem na ręku. Uderzenie ześliznęło się po jej ramieniu, tak że zatoczyła się na kolana pary starszych ludzi. To, że dziecku nic się nie stało, było prawdziwym cudem.
Starsi ludzie zerwali się i zaczęli uciekać w drugi koniec wagonu. Byli przerażeni. Robotnik wymierzył kopniaka w plecy uciekającej starszej pani. Chybił. Stara kobieta umknęła bezpiecznie, co tak rozwścieczyło pijaka, że schwycił metalową poręcz umieszczoną pośrodku wagonu i próbowaą ją wyrwać z podłogi. Rozcięta dłoń zaczęła krwawić. Pasażerowie zamarli pełni lęku. Wstałem.
Byłem młody i w dobrej kondycji. Miałem metr dziewięćdziesiąt pięć wzrostu i sto dziesięć kilo wagi. Byłem wdrożony w codzienny, ośmiogodzinny trening Aikido, ktore ćwiczyłem od trzech lat. Lubiłem rzucać i zmagać się. Uważałem, że jestem twardy. Był tylko jeden kłopot - moja sprawność nie została sprawdzona w prawdziwym starciu. Jako studiującym Aikido nie pozwalano nam walczyć.
Rano, każdego ranka mój nauczyciel, twórca i założyciel Aikido, pouczał nas, ze sztuka ta poświęcona jest sprawie pokoju. "Aikido" - powtarzał nieustannie - "jest sztuką pojednania. Niezależnie, od tego kim jest ten, kto chce walczyć, zerwał przymierze ze wszechświatem. Jeżeli próbujesz dominować nad innymi, już jesteś pobity. Uczymy się jak rozwiązywać konflikty a nie jak je wszczynać".
Słuchałem tych słów i starałem się bardzo. Ze wszystkich sił starałem się unikać walki. Doszedłem do tego, że kilka razy zszedłem z drogi chimpira, pankom kręcącym się wokół maszyn do gier ustawionych na dworcach. Z pewnością mieliby ochotę wypróbować w walce moje zdolności. Upajałem się swoją powściągliwością. Czułem się zarazem twardy i święty. Jednakże w głębi serca paliłem się do tego, aby zostać bohaterem. Chciałem mieć szansę, absolutnie usprawiedliwioną okazję, aby uratować niewinnych niszcząc innych.
"Oto ona!" - powiedziałem do siebie podnosząc się z miejsca.- "To zwierzę, ten żłób. On jest brudny, gwałtowny i zły. Pasażerowie są w niebezpieczeństwie. Jeśli zaraz czegoś nie zrobię, ktoś tu niechybnie zostanie zraniony. Muszę mu spuścić porządne lanie".
Widząc, że wstaję, pijak skupił na mnie całe swoje szaleństwo. "Aha!" - zaryczał - "Zagraniczniak. Przyda ci się lekcja japońskich manier." Lekko trzymając się uchwytu zawieszonego pod sufitem popatrzyłem na niego powoli. Wysłałem ku niemu cały wstręt i pogardę. Zamierzałem go usadzić, ale aby tego dokonać, musiał zacząć pierwszy. Ściągnąłem usta i przesłałem mu bezczelnego, pełnego szyderstwa całusa. "Dobra!"- wrzasnął - "Dam ci nauczkę." Zebrał się w sobie aby się na mnie rzucić. Wiedziałem, że zaraz oberwie i nawet nie będzie wiedział, na co się nadział.
Mgnienie oka nim ruszył, ktoś krzyknął: "Hej!". Ogłuszająco. Pamiętam, że uderzyła mnie niezwykła pogoda, radość tego okrzyku. "Hej!" Odwróciłem się w lewo, pijak w prawo. Wlepiliśmy oczy w małego starego Japończyka. Drobny, japoński dżentelmen ubrany w nieskazitelne kimono i hakama. W ogóle mnie nie zauwazył, uśmiechał się promiennie do robotnika.
"No, choo", staruszek odezwał się gwarą, kiwając na niego. "No, choo, pogadamy". Wielki człowiek potoczył się jak po sznurku. Zatrzymał się tuż przed starym dżentelmenem i zawisł nad nim groźnie. "Gadać z tobo? A po jako cholere?" Stary czlowiek nadal uśmiechał się promiennie. "Co piłeś" zapytał. "Piłem sake" zaryczał w odpowiedzi robotnik, "nie twój zakichany interes".
"Och, to cudownie!", powiedzial stary człowiek z zachwytem. "Wiesz, ja też uwielbiam sake. Ileż to radości wyjść z sake do ogrodu i czerpać przyjemność z tego, że zapada wieczór." Zachwycony, że moze się podzielić szcześliwą wiadomością, patrzył na robotnika błyszczącymi oczami.
Wraz z wysiłkiem, żeby nadążyć za powikłaniami opowieści starego człowieka, twarz pijaka zaczęła się rozluźniać. "Taak", powiedział wolno. "Ja też lubię ogród". Głos mu zawisł.
"Oczywiście", powiedział starszy pan usmiechając się, "i jestem pewny, że masz cudowną żonę".
"Nie", odparł robotnik, "moja żona umarła." Zwiesił głowę. Bardzo cicho wielki człowiek zaczął łkać. "Nie mam żadnej żony, nie mam żadnego domu, nie mam żadnej pracy, nie mam żadnych pieniędzy, nie mam już dokąd iść i tak się siebie wstydzę." Spazm czystej rozpaczy wstrząsał jego ciałem.
Teraz przyszła kolej na mnie... Stojąc tam, przepełniony swoją porządnickć, młodzieńczą niewinnością i niosącą temu światu ratunek demokratyczną słusznością, poczułem się nagle brudniejszy od niego.
Pociąg zatrzymał się na moim przystanku i wysiadłem. Gdy pociąg odjechał usiadłem na peronie. To, czego chciałem dokonać brutalną siłą, zostało spełnione przy pomocy kilku uprzejmych słów. Dane mi było ujrzeć działanie Aikido w prawdziwym starciu. To, że jego istotą jest miłość. Dokładnie tak, jak mówił założyciel. Będę musiał praktykować zupełnie inaczej i upłynie wiele czasu zanim odważę się mówić o rozwiązywaniu konfliktów.
Autor: Piotr Piątkowski
התשׂכח אשׂה עולה מרחם בן בטנה גם אלה תשׂכחנה ואנכי לא אשׂכחך
הן על כפים חקתיך
comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek
הן על כפים חקתיך
comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek
Rany boskie.... już ty lepiej nie przenoś tego do Miodzio No tak - my tutaj rozgadujemy się na tematy bojowe, najlepsze sposoby walki, a Miszcz wstawia nam taki tekst. I jednocześnie ucisza (gdyby tutaj była wizja, to ten cały wywód najlepiej odwzorowałoby proste podniesienie ręki... ). I rzecz jasna poucza... ech, miszczu. Jasne, odwieczna prawda, że najpierw pomyśleć, potem działać. Tyle że czasami na myślenie stanowczo nie ma czasu...
O ile rozumiem przesłanie tej opowieści, to jednak jakoś trudno mi sobie wyobrazić jak uprzejme słowa miałyby pomóc na przykład w sytuacji w której znalazłam się swego czasu ja i Hotori. No bo co, miałam sie faceta spokojnie spytać o pogodę, samopoczucie, czy cokolwiek innego? Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby to rozwiązało sytuację.
A propos myślenia przed działaniem- no to chyba ja pomyślałam właśnie, z tym piaskiem. A byłam w takiej sytuacji MISZCZU , że raczej nie mogłam wymyśleć nic innego. A już na pewno nie, sposób pokojowego rozwiązania, bo zwyczajnie się bałam i miałam prawo się bać! Serce biło mi 150 na godzinę !
W przytoczonej przez ciebie - o Miszczu - opowiastce, bohater był w zupłenie innej sytuacji. Był tam osobą trzecią, nie bezpośrednio zagrożoną, przynajmniej na początku. Ja i Milla, przeciwnie. Cóż, co miałam robić ? Stoi przede mną 3 napalonych facetów, nie znają języka angielskiego, jest 1 w nocy, plaża, i zaczynają od obmacywania... Miałam zwyczajne ich minąć ? Chyba by mnie raczej nie puścili, bo nie mieli takiego zamiaru...A powiedzieć, też bym im nie powiedziała, bo mieli ochotę na coś innego niż rozmowa
W przytoczonej przez ciebie - o Miszczu - opowiastce, bohater był w zupłenie innej sytuacji. Był tam osobą trzecią, nie bezpośrednio zagrożoną, przynajmniej na początku. Ja i Milla, przeciwnie. Cóż, co miałam robić ? Stoi przede mną 3 napalonych facetów, nie znają języka angielskiego, jest 1 w nocy, plaża, i zaczynają od obmacywania... Miałam zwyczajne ich minąć ? Chyba by mnie raczej nie puścili, bo nie mieli takiego zamiaru...A powiedzieć, też bym im nie powiedziała, bo mieli ochotę na coś innego niż rozmowa
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''
William Blake
William Blake
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 7 guests