Page 2 of 2

Posted: Fri Sep 10, 2004 10:54 pm
by Lizziett
Elu, prezent dla ciebie w ramach naszej wczorajszej paplaniny o FMaxie :wink: Nawiasem mówiąc, jak się nocka udała? 8)

Image

Ach...co jeszcze mogę powiedzieć...ten odcinek to ostatni oddech tego, czym Roswell być MOGŁO, ale nie było...wiele osób uważa że to najlepiej zagrany odcinek Roswell, wszyscy wspieli się na swoje wyżyny ( wygląda na to że JB i SA to wszyscy :roll: ), ale nigdy to się już niestety nie powtórzyło. I doprawdy nigdy nie pojmę grupy która uważa że ten odcinek "zniszczył Roswell" i prawdziwą miłość Maxa&Liz. Nigdy nie zrozumiem tych fanów, ktorzy uważali że Roswell powinno być ckliwą, monotonną i smiertelnie nudną bajką o Maxie i Liz migdalących się w schowku na szczotki.

Nan, ty jesteś teraz...przepraszam, ale się pogubiłam- w drugiej klasie liceum? Hm...mówisz że tak strasznie dają wam w kość...ja zapamietałam 2 i 3 klasę LO jako najlepszy okres w życiu, choć chodziłam do takiego, jak to się mówi- renomowanego liceum :roll: nie powiem żebym przemęczała się wówczas nad książkami, a na ocenki nie mogłam narzekać...i nie- w zadnym wypadku NIE jestem geniuszem, może tez i dlatego że zadowalałam się średnią powyżej 4,0. Ale początki...bywały różne :? Mam więc nadzieję że i wam tylko na początku nie dają żyć i torturują przeładowanym podziałem godzin i już wkrótce będziesz mogła odetchnąć :P

Posted: Sat Sep 11, 2004 12:29 am
by Milla
{o} wrote: Dam wam tylko radę. Nie ustalajcie statycznego harmonogramu, kto, kiedy. Co tydzień losujcie kolejność Wtedy będzie sprawiedliwiej. A jaka radość, kiedy ktoś wylosuje weekend...
A mówi to ten, który swoją kosmitkę ma na wyłączność. Przynajmniej zgodnie z przydziałami Lizziett. :wink:

Lizziett w sprawie nauki w liceum, to u mnie było tak sama. Też chodziłam do jednej z tych tzw 'renomowanych' szkół średnich, ale to co opisuje Nan jest mi zupełnie obce. Nawet w klasie maturalnej nie było tak ciężko. A trzy pierwsze absolutnie nie. Jasne nie był to spacerek po lesie, ale bez przesady. Właściwie wystarczyło odrobić pracę domową i przeczytać trzy ostatnie lekcje. Poza tym luzy.

Posted: Sat Sep 11, 2004 9:37 pm
by {o}
W kwestii edukacji zapraszam do Veritas.

Można leszcze sklonować - tylko toto się trochę wolno rozwija w tych inkubatorach... :cheesy:

Teraz ja mam wizję lejącej się gromady babć, wrzeszczącej i piszczącej, ciągnącej się wzajemnie za siwe kłaki, i stojącego z boku zdumionego kosmity z oczami :strach:

Posted: Sun Sep 12, 2004 9:35 am
by Nan
Zawsze wiedziałam, że moja szkoła jest dziwna... :wink: Kurczę, 3 ostatnie lekcje + praca domowa :? I teraz porównać to z 6-oma godzinami francuskiego, do których mamy 3 nauczycieli, i każdy chce co innego, ale za to wszyscy są zgodni co do ilości - DUŻO. Jak to ujęła jedna z pań profesor, "tyramy wszyscy jak parowoziki"...

Lizziett, jaka romantyczna sceneria - schowek na szczotki i wielka miłość :P W ogóle powinni zrobić z Roswell drugie Smallville albo połączyć oba - do Roswell sprowadziły by się nowe osoby, taki Clark usiłowałby poderwać Liz, a Max mógłby się wtedy wykazać i dać mu po mordzie :D I jeszcze wepchnąć do tego i Buffy, i Angela, i całą resztę seriali. Wtedy dopiero byłoby wesoło... zamiast samolotów nad Roswell latałyby statki kosmiczne i Clark w pelerynce, po ulicach zaś biegały hordy wampirów, które karmiłyby się u Jeffa Parkera :P A, a w szkole uczyliby nauczyciele ściągnięci z Bostonu (i już mamy Roswell High :wink: ) a konkurencję Jeffowi robiłaby ta z Gilmore Girls, czy, po polskiemu, Kochanych Kłopotów...

{o} - no wiesz... zakładając, że wcześniej używali przestarzałej technologii... teraz mogą mieć lepszą. I nie wymawiając jestem tutaj najmłodsza z tej gromady... :D

Posted: Sun Sep 12, 2004 10:39 am
by Lizziett
Heh Nan, wygląda na to że nasze szkoły w porównaniu z twoją były tak średnio renomowane :lol: Serio- nie wiem czy ci współczuć czy podziwiać. W dalszym ciągu mam nadzieję, że straszą was tak tylko na początku, a potem dadzą wam luz...albo cos w tym rodzaju. Ja owszem- trochę się namęczyłam, ale głównie w 1 klasie. W maturalnej oczywiście trzeba się było przyłożyć, ale nie było mowy o tym żeby od czasu do czasu nie móc wyjść do kina czy po lekcjach nie skoczyć na miasto ze znajomymi.
W poprzednich latach kiedy już tylko starannie odrobiłam matematykę i chemię, mogłam już sobie pogratulować :wink: choć jeśli mam być szczera to przed lekcjami polskiego odbywały się u nas dantejskie sceny- kobieta miała świra- tylko ja nigdy nie brałam w nich udziału- no chyba że pocieszałam strapionych :wink: bo akurat z tym przedmiotem nigdy nie miałam najmniejszych problemów. Za to sytuacja odwracała się przed matematyką- wtedy to Ania biegała po klasie z obłędem w oczach i dostawała szału że koleżanki zamiast ją pocieszać, dyskutują w ławce o jakimś Maxie i jakimś Michaelu.
Ironia losu, czyż nie :wink:

A pomysł na serial crossover miodzio :cheesy: Max i Angel w jednym serialu...ach 8) ...pełnia szczęścia.
A co do Clarka i Maxa rywalizującego o względy Liz, to ktoś już wpadł na ten pomysł i nawet popełni fanfic.

Posted: Mon Nov 15, 2004 7:39 pm
by Milla
Wprawdzie nie według RosDeidre, ale Życie w rodzinie: :twisted:

"Jestem kobietą szczęśliwą. Rano wstaję razem z moim mężem i gdy on goli się w łazience, przygotowuję mu pożywne kanapki do pracy. Potem, gdy całuje mnie w czoło i wychodzi, budzę naszą piątkę dzieciaczków, jedno po drugim, robię im zdrowe śniadanie i głaszcząc po główkach żegnam w progu, gdy idą do szkoły. Zaczynam sprzątanie. Odkurzam, podlewam kwiatki, nucąc wesołe piosenki. Piorę skarpetki i gatki mojego męża w najlepszym proszku, na który stać nas dzięki pracy Mojego męża, i rozwieszam je na sznurku na balkonie. W międzyczasie dzwoni często mamusia mojego męża i pyta o zdrowie swojego dziubdziusia. Teściowa jest kobietą pobożną i katoliczką, znalazłyśmy wiec wspólny punkt widzenia. Po miłej rozmowie, jeśli już skończyłam pranie i sprzątanie, które dają mi tyle radości i poczucie spełnienia się w obowiązkach, idę do kuchni i przygotowuję smaczny obiad dla naszego pracującego męża i ojca, który jest podporą naszej rodziny i dla naszych pięciu pociech. Kiedy już garnki wesoło pyrkoczą na gazie, a mieszkanie jest czyste, pozwalam sobie na chwile relaksu przy płycie z Ojcem Świętym i robię na drutach sweterki i śpioszki dla naszej szóstej pociechy, która jest już w drodze, a którą Pan Bóg pobłogosławił nas mimo przestrzeganego kalendarzyka,co jest jawnym znakiem Jego woli. Nie włączam telewizji, ponieważ płynący z niej jad i bezeceństwo mogłyby zatruć wspaniałą atmosferę naszej katolickiej rodziny. Czasami haftuję tak, jak nauczyłam się z kolorowego pisma dla katolickich pań domu, albowiem kobieta nie umiejąca haftować nie może się w pełni spełnić życiowo. Kiedy moje dzieci wracają ze szkoły radośnie świergocząc, wysłuchuję z uśmiechem, czego dziś nauczyły się w szkole.Opowiadają mi o lekcjach przygotowania do życia w rodzinie, których udziela im bardzo miła pani z przykościelnego kółka różańcowego. Córeczki proszą,abym nauczyła je szyć, ponieważ chcą być prawdziwymi kobietami, nie zaś wynaturzonymi grzesznicami z okładek magazynów, chłopcy natomiast szepczą na ucho, że na pewno nigdy nie popełnią tego strasznego grzechu, który polega na dotykaniu samych siebie, ani nie będą oglądać zdjęć podsuniętych przez samego Szatana. Karcę ich lekko za wspominanie o rzeczach obrzydliwych,lecz jestem szczęśliwa, że wczesne ostrzeżenie uchroni moich dzielnych chłopców przed zboczeniem i abominacją. Mój maź wraca z pracy po południu. Witamy go wszyscy w progu, poczym myje on ręce i zasiada do posiłku, a ja podsuwam mu najlepsze kąski, aby zachował siłę do pracy. Potem mój mąż włącza telewizor i zasiada przed nim w poszukiwaniu relaksu, a ja zmywam talerze i garnki i zabieram jego skarpetki do cerowania, słuchającz uśmiechem odgłosów meczu sportowego w telewizji. Wieczorem kąpię nasze pociechy i kładę je spać. Kiedy wykąpiemy się wszyscy, mój mąż szybko spełnia obowiązek małżeński, ja zaś przeczekuję to w milczeniu, ze spokojem i godnością prawdziwej katoliczki, modląc się w myśli o zbawienie tych nieszczęsnych istot, które urodziły się kobietami, ale którym lubieżność Szatana rzuciła się na mózgi, które w obowiązku szukają wstrętnych i grzesznych przyjemności. Zasypiam po długiej modlitwie i tak mija kolejny szczęśliwy dzień mojego życia."

FRAGMENT Z: Szczęśliwa Kobieta "Przygotowanie do życia w
rodzinie", podręcznik zaaprobowany przez MEN i opłacony z Twoich
podatków

Posted: Mon Nov 15, 2004 8:14 pm
by piter
kto mi to tu wsadzil

na jaka cholere

co JA mam z tym zrobic

niech mi ktos stresci bo nie moge przebrnac przez poczatek wiec nie wiem o czym to jest

brak interpunkcji spowodowany stanem szoku

Posted: Mon Nov 15, 2004 8:35 pm
by Milla
Ja to wsadziłam piter. A wiedziałbyś o tym, gdybyś spojrzał na te pogrubione literki widniejące nad avatarem. 8)

Co masz z tym zrobić?, dobre pytanie. Sama nie wiedziałam po przeczytaniu czy mam się śmiać, czy płakać. :roll: Po głębszym namyśle, zdecydowałam jednak, że miejsce tego fragmentu jest w Miodzio.

Posted: Mon Nov 15, 2004 8:54 pm
by piter
jakie pogrubione literki...? przykro mi.. nie rozumiem..

Posted: Mon Nov 15, 2004 9:19 pm
by Milla
piter wrote:jakie pogrubione literki...? przykro mi.. nie rozumiem..
To może jeszcze dodam, że żółte. Teraz lepiej? 8)

Posted: Mon Nov 15, 2004 9:25 pm
by piter
nazywasz sie Milla. Milo mi - Piter.

co to ma do rzeczy? czy Milla powinna mi sie kojarzyc z Miodzio, czy moze z zyciem w rodzinie..? (zero zrozumienia :mrgreen:)

Posted: Mon Nov 15, 2004 9:39 pm
by Milla
Mnie też bardzo miło Piter! :D

A Milla nie powinna ci się kojarzyć ani z Moidzio, ani z życiem w rodzinie, tylko po prostu z tym z Forum. :P

P.S. Nie wiem czy słyszałeś, ale zdania zaczyna się z wielkiej litery. Jako moderator tego forum, powinieneś świecić przykładem. 8)

Posted: Mon Nov 15, 2004 9:49 pm
by piter
Milla ~ Forum. dobra, zapisalem. 8)

ps: slyszalem, ale mialem za malo godzin matematyki i musialem robic zadania zamiast sluchac polonistki :mrgreen:
ps2: swiece przykladem.. ale wszyscy i tak pisza zaczynajac od wielkich liter... :?

EDIT

*BLYSK* - nadeszlo olsnienie! ja pytalem kto mi tu wsadzil ten temat, a Ty mi powiedzialas kto jest autorem Twojego postu.. :mrgreen:

Posted: Tue Nov 16, 2004 12:16 am
by {o}
Ja bym jednak nie śmiał się, tylko płakał. Cytowany tekst jest głupi i nudny. Jeśli ktoś chce przywalić Kościołowi w formie opowiadania, to niech się chociaż wykaże jakąś pomysłowością. Jak piterek nie skasował, to gdzieś tu się powinien szwędać taki dialog o całowaniu Henryka - to było dobre.

No i widzisz - piterku? Takim oto podstępem Twórczość wdarła się do Miodzio :twisted:

Posted: Tue Nov 16, 2004 2:52 am
by piter
przeczytalem wreszcie ten post Milli. a raczej zaczalem czytac. bo to juz jest dosc stare.. i bardzo szczerze watpie czy znalazlo sie w jakims pdreczniku...

ps: to jest smieszne :mrgreen:

ps2: http://www.roswell.pl/forum/viewtopic.php?t=493 oczywiscie, ze nie wykasowalem... nie mam sklonnosci do kasowania zabawnych czesci swojej egzystencji jak niektorzy (nie bede wskazylwal palcami, ale sa adminami, sksowali Miodzio i maja w ksywce nawiasy klamrowe...)

ps3: jak tylko znajde chwile, to wyplenie te chwasty z mojego poletka 8)... tworczosc... :? ble...

Posted: Wed Nov 24, 2004 6:07 pm
by Ela
Ja Ci dam...bleee, piter. :roll: Sam się tam produkowałeś i zebrałeś całkiem zasłużone brawka. Wiesz, że mimo to Cię lubię, cholera wie za co co ale podświadomie wyczuwam w Tobie pokrewna duszę - i pamietam jak stanąłeś za mną murem broniąc przed rozjuszoną EmilyluvsRoswell. A i Ty chyba trochę się do nas przywiązałeś bo tkwisz (czt. męczysz się) z nami od tak dawna. Więc coś w nas jest co Cię do nas ciągnie. :lol: Pewnie tym stwierdzeniem ściągnęłam na swoją biedną głowę nieszczęście...w postaci pitera. :wink:

Posted: Wed Nov 24, 2004 7:28 pm
by piter
wciaz bleee 8)

sam sie produkowalem.. to niestety prawda... pomylki mlodosci :roll: (:twisted:)

nie wiem jak z tymi pokrewnymi duszami.. chyba troche za malo rozmawiamy, zebym to mogl ocenic.. :roll:

i za cholere nie pamietam bronienia Cie przed Emilycostam :shock: (oczywiscie bronilbym gdyby miala jakies sensowne zarzuty :mrgreen: do klocenia sie jestem pierwszy), ale tatus uczyl, zeby nie przeczyc zdecydowanej kobiecie, wiec pewnie masz racje :mrgreen:

a ze przywiazalem sie, to niestety prawda... sam nie wiem co mnie tu trzyma.. chyba mi sie wystroj strony podoba.. :P (no i oczywiscie moj nick na pomaranczowo zawsze dobrze dziala na moja samoocene 8))