Miłość...
Moderators: Galadriela, Olka
- Szalona_Szatynka
- Zainteresowany
- Posts: 266
- Joined: Tue Jul 15, 2003 9:40 pm
- Location: #Ziemia - trzecia planeta od Słońca#
"Dzięki miłości człowiek może rozwiązać generalny problem ludzkiego istnienia - przezwyciężyć uczucie osamotnienia."
"Istota miłości polega na tym, że zakłada ona bezinteresowność, samą bezinteresowność i tylko bezinteresowność."
"Jedynie miłość rozumie tajemnicę: innych obdarowywać i samemu przy tym stać się bogatym."
"Istota miłości polega na tym, że zakłada ona bezinteresowność, samą bezinteresowność i tylko bezinteresowność."
"Jedynie miłość rozumie tajemnicę: innych obdarowywać i samemu przy tym stać się bogatym."
---"We are beautiful in every single way - Yes, words can bring us down..."---
---------------:mrgreen: PoZdroWiOnKa Dla LuśKi, MeNelKi oRaZ LysS ----------------
---------------:mrgreen: PoZdroWiOnKa Dla LuśKi, MeNelKi oRaZ LysS ----------------
-
- Pleciuga
- Posts: 618
- Joined: Tue Dec 09, 2003 10:24 pm
- Location: Swiar wampirow..raj dla kriw, pieklo dla smiertelnikow
- Contact:
ramzes milos to napewno nie sam seks!Ramzes wrote:w takim razie czym jest miłość mi się wydawało że na miłość składa się wile czynników ...
milosc to uczucie ktore dodaje ci skrzydel jestes silniejszy...
i tak nikt nie umie sprecyzowac co to jest milosc bo nikt tego tak naprawde nie wie... tak samo jak nikt nie moze powiedziec dokaldnie co to jest przyjazn...
milosc ot poprostu uczicie dodajace sily..
- Szalona_Szatynka
- Zainteresowany
- Posts: 266
- Joined: Tue Jul 15, 2003 9:40 pm
- Location: #Ziemia - trzecia planeta od Słońca#
pare dni temu, na imprezie, rozmowa zeszla wlasnie na Titanica...
okazalo sie, ze wsrod czterech rozmowcow kazdy na nim plakal...
1. wyrzucone w bloto pieniadze...
2. niewygodne krzeslo...
3. smiertelna nuda...
4. naga Kate Winslet... (to akurat nie ja)
tak wiec, podsumowujac, uwazam Titanica za film bardzo wzruszajacy...
okazalo sie, ze wsrod czterech rozmowcow kazdy na nim plakal...
1. wyrzucone w bloto pieniadze...
2. niewygodne krzeslo...
3. smiertelna nuda...
4. naga Kate Winslet... (to akurat nie ja)
tak wiec, podsumowujac, uwazam Titanica za film bardzo wzruszajacy...
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.
- Szalona_Szatynka
- Zainteresowany
- Posts: 266
- Joined: Tue Jul 15, 2003 9:40 pm
- Location: #Ziemia - trzecia planeta od Słońca#
Fakt w Titanicu to ta miłość troche naciągana była...
Rose (czy jak jej tam było ) znała go jeden dzień i już mu pozowała w naszyjniku A na następny dzień juz robili wiadomo co w samochodzie Nie wiadomo czy jakby DiCaprio to przeżył to cos by z tego było Możliwe że po pierwszym zauroczeniu znudziliby sie sobą
Ale chciałabym abyście zwrócili szcególną uwagę na zachowanie głównych bohaterów podczas katastrofy Rose nie chciała odpłynąć bez DiCapria i była gotowa zginąć razem z nim, więc gdyby pominąc to że znali sie od paru dni, a zakładając że są parą przez jakis dłuższy czas (wyobrażnia START ) to ich zachowanie byłoby przykładem przawdziwej miłości
Rose (czy jak jej tam było ) znała go jeden dzień i już mu pozowała w naszyjniku A na następny dzień juz robili wiadomo co w samochodzie Nie wiadomo czy jakby DiCaprio to przeżył to cos by z tego było Możliwe że po pierwszym zauroczeniu znudziliby sie sobą
Ale chciałabym abyście zwrócili szcególną uwagę na zachowanie głównych bohaterów podczas katastrofy Rose nie chciała odpłynąć bez DiCapria i była gotowa zginąć razem z nim, więc gdyby pominąc to że znali sie od paru dni, a zakładając że są parą przez jakis dłuższy czas (wyobrażnia START ) to ich zachowanie byłoby przykładem przawdziwej miłości
---"We are beautiful in every single way - Yes, words can bring us down..."---
---------------:mrgreen: PoZdroWiOnKa Dla LuśKi, MeNelKi oRaZ LysS ----------------
---------------:mrgreen: PoZdroWiOnKa Dla LuśKi, MeNelKi oRaZ LysS ----------------
Mam się wypowiedzieć na temat Titanica? Tragedia - owszem; miłość - bez przesady. Najbardziej ujmujące - góra lodowa. Kate Winslet w roli Rose - ładna buziulka, niezła aktorka... szkoda, że się nie utopiła. Leonardo DiCarpio - kretyn nie potrafił wejśc na tratwę...
Więc błagam zostawmy ten temat i trzymajmy się tego o czym mamy mówić. Czyli tego czegoś, co się nazywa miłością.
"Łatwiej kochac wspomnienie, niż zywego człowieka"
Więc błagam zostawmy ten temat i trzymajmy się tego o czym mamy mówić. Czyli tego czegoś, co się nazywa miłością.
"Łatwiej kochac wspomnienie, niż zywego człowieka"
No tak, ale po za paroma szczegółami film bardzo wzruszający... Ciągle jak go oglądam chce mi się płakać i w ogóle jak sobie pomyśle ile nie winnych osób wtedy musiało zginąć ... A mówiąc o tratwię i DiCaprio to macie rację- niby taki bohater a nawet nie umiał wejść na tak dużą tratwę- no ludzie, co jak co ale w tym momencie mogli mu darować grania za taką pierdołę (sorrki za wyrażenie)...
Miłość- przereklamowana, no ale podczas oglądania miło popatrzeć jak miłość tak szybko rozkwita...
Miłość- przereklamowana, no ale podczas oglądania miło popatrzeć jak miłość tak szybko rozkwita...
"Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
I ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
Czy pierwsza jest ostatnią
Czy ostatnia pierwszą. "
Jan Twardowski
I ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
Czy pierwsza jest ostatnią
Czy ostatnia pierwszą. "
Jan Twardowski
Chciałam was poprosić o rade, chciałam poznać waszą opinie... sprawa dotyczy oczywiście tematu głównego...mianowicie- miłość...więc zaczne od początku...
dawno temu...bo dwa lata temu miałam dość przykre rosztanie z chłopakiem, z którym byłam razem ponad rok....ale dość o nim, ważne tylko to, że on mnie bardzo skrzywdził i że mam przez niego niechęć do mężczyzn, wiem, może nie wszyscy to dranie, ale ja tak na nich przez ostatnie dwa lata patrzyłam, bałam się czegoś stałego, bałam się zakochać i dwa lata byłam sama, nauczyłam się cieszyć moją samotnością, było mi dobrze, ale wzniosłam wokół siebie wiele murów, było i chyba nadal jest we mnie tyle strachu przed stałym związkiem, bałam się zakochać, broniłam ze wszystkich sił, odpychałam każdego kto tylko mógł być "zagrożeniem" dla mojej samotności... do czasu... niedawno poznałam fantastycznego faceta... najpierw to była przyjaźń, dobrze nam się rozmawiało, razem spędzało czas, jednak błyskawicznie to przerodziło się w coś więcej, starciłam kontrolę nad swoimi uczuciami...i niby wszystko byłoby ok, ale mam problem, bo wiem, że jemu zależy, a ja się boją, że go skrzywdze, że nie potrafię się zaangażować, dać z siebie tyle ile on potrzebuje, a miał niełatwą prace- przebić, zburzyć moje mury... ale wciąż ten strach cholerny!!! Nie wiem co robić, jesteśmy tak skrajnie różni, że aż podobni... on jest czernią, ja bielą...
Z jednej strony strony strach przed ryzykiem, z drugiej kuszący podszept, żeby skoczyć... bo to taka moja jakby druga połówka jest.../i nawet Roswell zaczął ze mną oglądać- i to jest argument:P!/
Wiem, że to taki blog mały, ale mi ulżyło jak to tutaj napisałam, bo mój pamiętnik juz nie wyrabia ze mną:P
dawno temu...bo dwa lata temu miałam dość przykre rosztanie z chłopakiem, z którym byłam razem ponad rok....ale dość o nim, ważne tylko to, że on mnie bardzo skrzywdził i że mam przez niego niechęć do mężczyzn, wiem, może nie wszyscy to dranie, ale ja tak na nich przez ostatnie dwa lata patrzyłam, bałam się czegoś stałego, bałam się zakochać i dwa lata byłam sama, nauczyłam się cieszyć moją samotnością, było mi dobrze, ale wzniosłam wokół siebie wiele murów, było i chyba nadal jest we mnie tyle strachu przed stałym związkiem, bałam się zakochać, broniłam ze wszystkich sił, odpychałam każdego kto tylko mógł być "zagrożeniem" dla mojej samotności... do czasu... niedawno poznałam fantastycznego faceta... najpierw to była przyjaźń, dobrze nam się rozmawiało, razem spędzało czas, jednak błyskawicznie to przerodziło się w coś więcej, starciłam kontrolę nad swoimi uczuciami...i niby wszystko byłoby ok, ale mam problem, bo wiem, że jemu zależy, a ja się boją, że go skrzywdze, że nie potrafię się zaangażować, dać z siebie tyle ile on potrzebuje, a miał niełatwą prace- przebić, zburzyć moje mury... ale wciąż ten strach cholerny!!! Nie wiem co robić, jesteśmy tak skrajnie różni, że aż podobni... on jest czernią, ja bielą...
Z jednej strony strony strach przed ryzykiem, z drugiej kuszący podszept, żeby skoczyć... bo to taka moja jakby druga połówka jest.../i nawet Roswell zaczął ze mną oglądać- i to jest argument:P!/
Wiem, że to taki blog mały, ale mi ulżyło jak to tutaj napisałam, bo mój pamiętnik juz nie wyrabia ze mną:P
Podziwiam lasu głębie ciemną,
lecz nim zapadnę w otchłań senną,
obietnic wiele do spełnienia
i długa droga wciąż przede mną...
lecz nim zapadnę w otchłań senną,
obietnic wiele do spełnienia
i długa droga wciąż przede mną...
Dzieki Athaya!!! To dla mnie bardzo, bardzo cenne:*
Chyba jednak dam sie ponieść uczuciom... bo chociaz we mnie mnóstwo strachu, to jednak najbardziej się boje, że jego mogłabym stracić...
On wie o tych wątpliwościach, wie, że potrzebuje troche czasu i szanuje to...
A mi z nim dobrze jest...więc... może dać temu szanse... zobaczyć co będzie...
/dzisiaj jego urodziny.../
Chyba jednak dam sie ponieść uczuciom... bo chociaz we mnie mnóstwo strachu, to jednak najbardziej się boje, że jego mogłabym stracić...
On wie o tych wątpliwościach, wie, że potrzebuje troche czasu i szanuje to...
A mi z nim dobrze jest...więc... może dać temu szanse... zobaczyć co będzie...
/dzisiaj jego urodziny.../
Cieszę się, że mogłam pomóc.AAgusia wrote:Dzieki Athaya!!! To dla mnie bardzo, bardzo cenne:*
Chyba jednak dam sie ponieść uczuciom... bo chociaz we mnie mnóstwo strachu, to jednak najbardziej się boje, że jego mogłabym stracić...
On wie o tych wątpliwościach, wie, że potrzebuje troche czasu i szanuje to...
A mi z nim dobrze jest...więc... może dać temu szanse... zobaczyć co będzie...
/dzisiaj jego urodziny.../
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 33 guests