Page 4 of 5

Posted: Mon Apr 05, 2004 9:21 pm
by Nan
Skoro tak... Pomęczę, pomęczę :wink: Nie ma tak dobrze, zdradziłeś się już dwa razy i przepadłeś :wink: Pomyślę, jakich użyć argumentów.

Posted: Mon Apr 05, 2004 10:47 pm
by Lizziett
luki, ten art jest super...już go sobie zapisałam :P ...uwielbiam te utrzymane w tonacji czarnobiałej...cóż, jak widać- cudze chwalicie, swego nie znacie 8)
Mógłbym w sumie powiedzieć to o prawie całym 3 sezonie, ale kulminacja nastąpiła w odcinku Interruptus. Tandeta, żenada, serial klasy B. Nic więcej nie mam na ten temat do dodania.
Amen :roll: "Interraptus" to dla mnie najgorszy z mozliwych odcinków Roswell...nie, czekaj..."How the other..." było jednak gorsze. Ktoś napisał, że jedynym plusem "Interraptus" byli Brendan i Jason, bo oni zawsze świetnie wypadali w roli nadopiekuńczych braciszków...reszta to kicz do dziewiątej potęgi...a tu taki temat...spodziewałam się czegoś naprawdę monnego i mrocznego- w końcu to pierwsze spotkanie z ich odwiecznym wrogiem, a nasze- z legendarnym Kavaarem 8) ...a tu co?! Nie wspomnę już że Antar wygląda jak sklep z zasłonami, w którym panują nieustanne przeciągi ( ach te koszta) to w odcinku tym nie było grama napięcia, klimatu, atmosfery, czegokolwiek...Michael z Maxem zachowywali się tak, jakby pojechali sobie na ryby. Ugh.
W "och so boring chronicle" niezłe były pierwsze dwa odcinki...jak już koniecznie chcieli nas uszczęśliwiać parą Candy w roli wiodącej, to wypadałoby wymyśleć jakiś pożądny scenariusz...bo potem zaraz były jęki, że najlepsze odcinki są o Maxie i Liz...
a już ten finał z Michaelem i Marią w czułym uścisku wpatrzonych w zdjęcie Laurie... :x bleeee...zabrakło tylko różowego lukru.

Posted: Tue Apr 06, 2004 12:16 pm
by Nan
Lizziett, a czy na koniec Interruptusa Max i Michael jakoś tak nie wybrali się ponurkować...? Coś tam było... Ale cóż, skleroza. I proszę mi powiedzieć, czemu zawsze twórcy pozbywają się osób naprawdę interesujących...? Że nie wspomnę o Nicholasie (niedługo będę jak funkcja monotoniczna :wink: ) ale taka Courtney, pani kongresswoman (beznadziejna ta nazwa), jak Lonnie i Rath, jak zła (podkreślam - zła) Topolsky, jak Nasedo... Pierce'a się nie czepiam, jak dla mnie wystarczająco długo był, choć sam aktor to mógłby jeszcze trochę pobyć. No i rzecz jasna nieodżałowana pani DeLuca.

Luki, a co być powiedział na fanarcik z Maxem, na przykład w Busted albo w Sexual Healing...? Żeby było znośniej dorzucę Liz :wink:

Posted: Tue Apr 06, 2004 12:57 pm
by Lizziett
Taaaa...wybrali się, jak to ujął Michael, popatrzeć na sardynki. W końcu zasłużyli sobie, po tym krwawym boju jaki stoczyli leżąc w krzakach, względnie frunąc w ich stronę...musieli gdzieś sobie opatrzeć te ciężkie, rozległe rany...powinien dołączyć do nich jeszcze wojowniczy Jesse, co dostał konarem po głowie. Po takich przeżyciach i TAKIEJ nocy, zasłużył na trochę wytchnienia, biedaczek.

Pomyśleć, tylko- Max w kąpielówkach! 8) - oczywiście tego co najlepsze, nie pokazali.

No jasne, trzeba było wywalić wszystkich fajnych drugoplanowych aktorów...najbardziej chyba żal Amy DeLuca...była fantastycznie (choć nie nadmiernie) przerysowana i rozbrajająca...jej dialogi z Marią w "ID" to było poprostu cudo...nie wspomnę już, że wątek jej związku z Valentim to kolejny motyw wyrzucony w błoto. Twórcy Roswell czasami przypominali dzieci grzebiące się w piaskownicy i przerzucające się z babki na babkę :roll: Przecież mogli się pobrać, zamieszkać razem, w skutek czego Maria i Kyle stali by się przyrodnim rodzeństwem...Tess (oczywiście 8) ) byłaby dobra i biedaczyna Kyle znalazł by się w krzyżowym ogniu dwóch wrzaskliwych siostrzyczek 8) potem on i Max mogliby siedzieć i porównywać, kto ma gorzej.
Ech...dlaczego ja nie zostanę scenarzystką seriali młodzieżowych? :wink:

Posted: Tue Apr 06, 2004 9:40 pm
by Ela
Najbardziej poruszający moment, oprócz TEOTW ?
Kiedy Luki opisał końcową, rzeczywiście pieknie i bradzo naturalnie zagraną scenę z Max do Max ( nawiasem mówiąc po jej zakończeniu - jak mówią dziewczyny ktore ją oglądały spoza planu, Jason musiał uspokajać Shirii bo emocje w niej grały jeszcze długo) podobna jest w momencie kiedy Liz decyduje się poprosić szeryfa o pomoc w ratowaniu Maxa, w odc. White Room...w tle słychać Remy Zero, mamy obrazy przerażonego i torturowanego Maxa i nagły przeskok na twarz pozornie spokojnej Liz rozmawiającej z szeryfem w Crashdown a potem w jego biurze - długo to we mnie tkwiło.
Jest ich tak wiele...leczenie dzieci w szpitalu, rozmowa Maxa i Liz na balu, kiedy zrywają ze sobą...a nawet niesamowity moment w obserwatorium do piosenki Fisher I will Love You w zderzeniu ze stojącą na lotnisku osamotnioną Liz w ITLITB.

Posted: Fri Apr 09, 2004 3:13 pm
by Emilie_N
Luki, ależ ty złośliwy :roll:

Wzruszający momenty:
- Leaving normal-gdy Liz rozmawia z duchem swojej babci.

-Cry Your Name- gdy Valenti wchodzi do Crashdown i mówi wszystkim, że Alex nie żyje :cry:

Posted: Fri Apr 09, 2004 7:41 pm
by Nan
Czy scena z LN naprawdę należała do najgorszych momentów...? Chyba, że chodzi o momenty najgorsze uczuciowo :wink:
A dla mnie szczytem kiczu była "śmierć" tego czegoś, co udawało królową gandarium, a dla mnie było mechaniczną meduzą... I w dodatku to gustowne rozplaśnięcie się na szybie - fuj. Kto umieścił coś takiego w tym serialu? A może tytuły się pomieszały i to miało pójść do Smallville? :mur:

Posted: Mon Apr 12, 2004 7:47 pm
by aras
mnie najbardziej chce sie płakać przy "Summer of 47"

Posted: Thu Apr 15, 2004 4:49 pm
by Emilie_N
Nan, chodziło mi o moment najbardziej wzruszający, a ta scena z LN właśnie taka jest.

Posted: Thu Apr 15, 2004 4:50 pm
by Emilie_N
aras wrote:mnie najbardziej chce sie płakać przy "Summer of 47"
Dlaczego? Albo jestem bezuczuciowym człowiekim, albo nie zauważyłam jakiegoś wzruszającego momentu. Chyba że ten odcinek był dla ciebie beznadziejny, i o to chodzi.

Posted: Thu Apr 15, 2004 5:15 pm
by lizzy_maxia
Niekoniecznie musiałaś zauważyć ten wzruszający moment. Dla Aras była w "Summer of 47" taka scena. Każdy widzi Roswell nieco inaczej, poprzez pryzmat własnych doświadczeń.

I Emilie - ponawiam swoją prośbę - korzystaj z Edycji.

Posted: Sat Apr 17, 2004 8:46 pm
by Liz16
Ja chyba największy problem miałabym z obejrzeniem kolejny raz The End of the World. Ogólnie odcinek, jak oglądałam pierwszy raz wydawał sie spoko i taki byłby, gdyby nie ostatnie momenty kiedy Max zobaczył Liz i Kyle razem. Po tej scenie było wiadomo, że przez najbliższe pare odcinków nie bedzie już tak samo między Maxem i Liz. No i wiadomo, że w to wszystko musiała wmieszać się jeszcze Tess!!!!

Posted: Sat Apr 17, 2004 9:35 pm
by brendanferhfan
Krotko i na temat: Caly odcinek Cry Your Name :/

Posted: Sat Apr 17, 2004 9:48 pm
by Liz16
Tak ten odcinek też był bardzo smutny, no i tu już nic nie dało się cofnąć. Na począyku była jeszcze jakaś nadzieja, ale kiedy wyszło, że nawet Max nie jest wstanie mu pomóc, wtedy zrobiło się najgorzej :cry:
Ale mnie także bardzo poruszył odcinek Chant Down Babylon, kiedy zobaczyłam, że Max nie żyje. Pomimo tego iż wiedziała, że to się odwróci, zrobiło mi się bardzo przykro :cry: :cry:

Posted: Tue Apr 20, 2004 3:21 pm
by Emilie_N
lizzy_maxia wrote:Niekoniecznie musiałaś zauważyć ten wzruszający moment. Dla Aras była w "Summer of 47" taka scena. Każdy widzi Roswell nieco inaczej, poprzez pryzmat własnych doświadczeń.

I Emilie - ponawiam swoją prośbę - korzystaj z Edycji.
Lizzy_maxia, musze się od ciebie wiele nauczyć. :tak: Zapomniałam o tym, że każdy człowiek widzi i myśli inaczej. Czasem jestem zbyt "płytka". Nie pytajcie o co dokładniej chodzi.

Posted: Tue Jul 13, 2004 7:48 pm
by coralina
Nic nie przebije śmierci Alexa, po prostu siedziałam i płakałam jak wariatka. Śmierć Tess zrobiła na mnie wrażenie.
bardzo smutny był odcinek, w którym Valenti stracil pracę i Kyle wygarnął coś niecoś Maxowi, no i epizod, w którym Isabel chce wytlumaczyć Maxa przed ojcem i ląduje na liście podejrzanych tatusia.

Posted: Tue Jul 20, 2004 8:44 pm
by Smerfeta
Natomiast ja nielubię oglądać odcinka w którym to Max razem z Tess kochają się. To poprostu mnie wkurza, że Max robi to właśnie z Tess a nie Liz :x A co do płakania na którymś z odcinków to powiem szczerze, że na rzadnym jeszcze tego nie robiłam (płakałam) ale zato na wielu odcinkach zakręciła mi się łezka :cry: . Były one b. wzruszające...

Posted: Fri Jul 23, 2004 8:14 pm
by brendanferhfan
Szczerze mówiąc to przy żadnym z odcinków tak naprawde nie płakałam, chociaż przy Gratulation byłam w najgorszym stanie i myśle że oprócz Cry Your Name ten odcinek też był okropny (;-( Widok zakrwawioneko Brendana) a pozatym to ogólnie był koniec!! Koniec i to piękne podziękowanie na końcu ehh.. sama myśl o tym przyprawia mnie o dreszcze. :cry:

Posted: Sat Jul 31, 2004 11:49 pm
by Visenna
Ponieważ jestem nadwrażliwcem, to łatwiej byłoby mi wymienić odcinki ,które mnie nie wzruszyły( :? )..pierwszy z brzegu fragment, na którym ryczałam jak mops- chociażby decyzja Marii o rozstaniu z Michaelem...-tak, tak... wiem, że to chore...najwyraźniej jestem inna :wink:

Posted: Sun Aug 01, 2004 1:58 pm
by Aneszka
No tak... racja... ten odcinek to chyba mnie najberdziej powalił. :cry: zużyłam 2 chusteczki. Ale ja zawsze byłam troche przewrazliwiona.