Page 3 of 5

Posted: Mon Feb 02, 2004 10:33 pm
by Szalona_Szatynka
liz ale po co?? Przeciez po tym jak ją z Kyle'm zobaczyl to chyba nie zabardzo by miał ochote z nią konwersować.... Poza tym przecież przepowiednia Future Maxa była nadal aktualna więc nie mogła się z Maxem pogodzic bo nastapiłby koniec świata i ta cała szopka odstawiona z Kyle'm poszłaby na marne :roll:

Ja tam bym wybrała w takiej sytuacji skok z balkonu ( lub dachu) :cry:

Posted: Wed Feb 11, 2004 11:04 pm
by aras
ja nie cierpie odcinka "I married an alien" (co to miało być bajka dla dzieci ???)
płaczę gdy Max oddaje małego Zan'a, a poza tym wszędzie gdzie płaczą inni bohaterowie, zwłaszcza jak porywają Max'a, albo jak on umiera w odcinku "Panacea" (chyba) :)
ale za to kocham tą scenę gdy Liz rzuca Tess po ścianach :twisted: :D

Posted: Thu Feb 12, 2004 1:58 pm
by Sadie_Frost
JA wzruszam się gdy w "Independence day" Michael stoi pod oknem Marii, gdy w "Destiny" mówi jej ze nie moga być razem, bo za bardzo ją kocha i gdy Kyle przypomina sobie o tym że to Tess zabiła Alexa. Biedny, tak jej ufał, uważał ją za siostrę a ona... :(

Posted: Thu Feb 12, 2004 2:24 pm
by Szalona_Szatynka
gdy w "Independence day" Michael stoi pod oknem Marii
To była piękna scena :cry:
Ale jak ich rano znalazła matka Marii śpiących w jednym łóżku to przestałam sie wzruszac i buchnęłam śmiechem :mrgreen:

Posted: Fri Feb 20, 2004 5:31 pm
by Xander
Ja zaczynam płakać na czołówce... a koncze podczas napisów końcowych

Posted: Fri Feb 20, 2004 6:14 pm
by brendanferhfan
Najgorszy odcinek Gratulation :( (bo to juz byl koniec... ale moze kiedys... nadzieje zawsze trzeba mic :) )
Scena w ktorej chcialo mi sie plakac i sie wscieklam :) to byla koncowka Behind the music w ktorej Maria zostawila Michaela (myslalam ze ja zabije) hymmm.... placz sam placz - Cry your name

Posted: Fri Mar 12, 2004 6:05 pm
by dobry_inaczej
'Jestem twardym mężczyzną i nie ronię łez!" Oczywiście żartuję, łzy to najlepszy dowód na to że jesteśmy istotami czującymi i wrażliwymi. Najbardziej dramatycznym odcinkiem jest "Withe Room" i "Pancea".

Co do "White Room" jest po prostu niezbyt przyjemny i koszmarny. A "Pancea"? Nienawidzę momentu w którym Liz podnosi się z łóżka i mówi przerażona:

"Max nie żyje!"

Brr...

Posted: Thu Mar 18, 2004 7:56 pm
by Unsual_Tess
Scena śmierci Maxa w "Pancea" i pogrzeb Alexa w "Cry your name"

Posted: Thu Mar 18, 2004 8:21 pm
by ;-)
Po głebszym zastanowieniu stwierdziłam że najgorsza cena ze wszystkich odcinków Roswell, jest ta z graduation jak cała paczka wyjeżdza

Posted: Wed Mar 24, 2004 3:45 pm
by liz
A najgorsze było to, że wiadomo było w miarę dobrze, że nie zobaczymy już następnych odcinków z Maxem :( ani z resztą paczki...

Thank you for visiting Roswell

Niby można to przetłumaczyć jako ,,Dziękujemy za odwiedzenie Roswell", ale mi się to zawsze kojarzyło z czymś w rodzaju ,,Dziękujemy za oglądanie Roswell. The End."

Okropność.

Moment gdy Liz rzuca Tess po ścianach? Idealny :twisted:

Posted: Sat Mar 27, 2004 8:34 pm
by lyson666
Według mnie najgorsza scena to moment z "The End of the World" kiedy Max widzi Liz w łóżku z Kylem.
"Zdradzić mogą nas tylko ci którym ufamy"

Posted: Sat Mar 27, 2004 8:47 pm
by liz
Mimo że na płytkach mam wszystkie odcinki Roswell, to TEOTW jako jedyne obejrzałam tylko jeden raz (nie licząc tego puszczanego w TV). I to dokładnie omijając scenę.

Posted: Sun Mar 28, 2004 2:07 pm
by Hotaru
dlaczego baby są tak nie odpornie psychicznie na takie sceny ja sobie w tym momęcie jadłem frytki i nie zwracałem uwagi na pogrzeb ...
Najwyraźniej u ciebie dominują potrzeby niższego rzędu :roll: Jeść frytki w momencie, kiedy nasi bohaterowie tracą kogoś, kogo bardzo kochają, najlepszego przyjaciela... ohyda.
a najlepsze było to "Mamo ja tylko z nim spałam"
Tak, to było po prostu świetne.
jakieś nie wiadomo co, jakaś malutka wredna blondyneczka - i to niby jego żona - przyssała się do niego..
No cóż, ja lubię Tess. Może dlatego, że właściwie w serialu nie postawiono jej alternatywy.
Bo wyobraźcie sobie, umierasz za faceta, zostajesz wysłana na inną planetę, bo jesteś jego żoną, ścigają cię przez 11 lat okrutni agenci i wojskowi, a kiedy odnajdujesz w końcu obiekt swojej miłości i westchnień, okazuje się, że nie dość, że cię nie pamięta, to jest z jakąś trzecią i nie chce cię znać... a kiedy w końcu jest z tobą, cały czas myśli o trzeciej. Wszystko zależy od punktu widzenia. Wcale się nie dziwię, że ostatecznie zgodziła się na plan Naseda. No, ale my od początku większość widzimy oczami Liz... i nie ma się co dziwić powszechnej niechęci do Tess.

Ja najbardziej w cąłym sezonie nie cierpię scen, kiedy to Maxowi uderza woda sodowa do głowy... wiadomo, m.in. zakazuje Isabel wyjazdu na studia. Nie lubię też ostatnich scen drugiego sezonu, kiedy to nagle Tess okazuje się zabójczynią Alexa (bardzo nie współgra to m.in. z odcinkiem świątecznym, scenarzyści się nie popisali... jak chcą stworzyc czarny charakter, to niech go stworzą od początku, a nie taką dziwną mieszankę). Nie lubię Behind the music, po tym odcinku wręcz znienawidziłam Marię (chociaż i tak kilka odcinków wcześniej przestałam ją lubić...). Nie cierpię też Kronik Hybryd... brr... biegające galaretki nie trafiły chyba w żaden gust, ale uświadomiły mi przynajmniej, że nie tylko FBI i wojsko czycha na naszych Czechosłowaków... że konsekwencje ukrywania prawdy mogą czasem skuteczniej namieszać i zniszczyć czyjeś życie zawodowe i prywatne niż wyjawienie tej prawdy...

Lubię za to moment, kiedy Michael mówi w 4AAAB do Tess "Welcome back!"... albo kiedy Jessi mówi państwu Evans, że to wciąż Isabel i że ją kocha, jak Tess przyznaje się, że skłamała (w końcu tego wcale nie musiała robić!). Jest mnóstwo fantastycznych momentów... za dużo, by wymieniać!!!

Posted: Sun Mar 28, 2004 8:41 pm
by Lizziett
Najgorszy moment...jeden z najgorszych, to scena w pokoju Alexa, tuż po jego pogrzebie, kiedy pada tylke raniących, gorzkich słów i kiedy Kyle stwierdza "Więc teraz jesteśmy przeciwko nim"...i cała grupa, wszystko co ich łączyło, całe misternie budowane zaufanie, rozpada się na strzępy...to było prawdziwe aż do bólu, każde niech zareagowało inaczej na tragedie, każde skryło się w sobie, każde podeptało ból tego drugiego, uznając go za mniej ważny...prawdziwe, ale koszmarne.

Scena w białym pokoju, gdy Pierce pokazuje Maxowi zdjęcie martwej Liz...

Ostatnie odcinki 2 sezonu, kiedy jak ktoś wspomniał, sodówa uderzyła Maxiowi do głowy :evil: jestem Dreamerką ale tzw TEX nie wywołuje we mnie jakiś strasznych odruchów wymiotnych, ale zachowanie Maxa w stosunku do Isabel i Liz, było koszmarne...jeśli chodzi o Isabel i jej wyjazd, miał racje pro forma, ale nie miał prawa egzekwować tego w ten sposób.
I jeszcze ta jego tania gadka "och ona była taka jak ja, och musiałem się przekonać jak to jest" na pomoście w "Busted"...co to wogóle było?! :twisted:

Również wspomniene "Och so Boring Chronicles", czyli gwóźdź do trumny Roswell....czytałam wiele opowiadań, które pociągnęły wątki "TEOTW" lub "Maxa w mieście" i najsłabsze z nich robią to milion razy lepiej niż serial :roll: Taniość, taniość widzę 8)

Scena Maxa i Tess w pracowni chemicznej w "TLAVT" :x myślałam że wypluję płuca :?

I jeszcze w tym samym odcinku scena, w której Max odwiedza Michaela, błagając go, żeby go wysłuchał, a on traktuje go jak śmiecia. Pewnie nie wkurzyłoby mnie to do tego stopnia, gdyby zaledwie pare odcinków wsześniej Max nie stawał na głowie, żeby ocalić mu życie w "Balance" i nie przeżywał nawet mocniej niż Isabel jego problemów w "Independence Day"...a kiedy sam potrzebował wsparcia, Michael wypiął się na niego. Był to jeden z nielicznych momentów, w których miałam ochotą walnąć Guerina wielkim miedzianym rondlem :twisted: :wink:

Posted: Sun Mar 28, 2004 9:04 pm
by Nan
Przypominam, że to temat o najgorszych momentach, bo coraz więcej ludzi zaczyna mówić, że "to było rewelacyjne" :wink:

"Behind the music" chyba najbardziej mi się nie podobało... Na ogół nie specjalnie przepadam za Michaelem, ale tym razem chętnie powiedziałabym coś do słuchu Marii. I wkurza mnie to maxowe tarzanie się w mea culpa w III sezonie. Ludzie, ile można za jedną rzecz przepraszać? A Liz w kółko niby wspaniałomyślna i miłosierna, a jednak szpileczki wbija...

A że zawsze lubiłam Kyle'a - w Graduation przy jego pożegnaniu z ojcem rozkleiłam się, podobnie jak w A Tale Of Two Parties gdzieś tak pod koniec. I po co tam ten Jesse się pałęta?

Posted: Mon Apr 05, 2004 5:43 pm
by mgielka
a ja kocham caly odcinek The and of the world bo jest wspaniły a serio chyba nie ma sceny której nie lubię nawet te maxa z tess nie są takie złe

Posted: Mon Apr 05, 2004 6:56 pm
by lyson666
Ja osobiście nie przepadam za Tess ale jest jeden moment w którym ona mi się podoba w końcówce odcinka "It's Too Late and It's Too Bad" :).
Chociaż obiektywnie patrząc to ta scena jest również targiczna w skutkach szczególnie dla Maxa i Liz.

Posted: Mon Apr 05, 2004 8:09 pm
by luki
Lizziet wrote:Scena Maxa i Tess w pracowni chemicznej w "TLAVT". myślałam że wypluję płuca
Rany! To jedna z moich ulubionych scen :D I chyba najbardziej śmieszna, nawet od tych wszystkich z Blind Date. Być może jest komizm niezamierzony, ale gdy niedawno oglądałem ten odcinek ponownie po długiej przerwie, o mało się nie udławiłem zupą... ze śmiechu, rzecz jasna. O ile jeszcze sama całująca się parka nie jest jakaś wyjątkowa, to całe otoczenie... uśmiechnięty od ucha do ucha Alex ("ja też bym tak chciał"), oburzona Maria ("co za świnia!"), obrzydzona Liz ("robić to w labolatorium? Profanacja!"), no i sam nauczyciel, ze swoim niewątpliwym zdziwieniem i zażenowaniem, ale także i ciekawością ("jak byłem młody robiłem to lepiej"). No i mistrzowska końcówka całej sceny "Max, you are on fire!" z rewelacyjnym wyrazem twarzy Evansa podczas gaszenia się. Mogę to oglądać w kółko...

OK, ale miało być o najgorszych :roll: Najpierw muszę wymienić najgorszy odcinek, ale pod względem scenariusza, jak i wykonania. Mógłbym w sumie powiedzieć to o prawie całym 3 sezonie, ale kulminacja nastąpiła w odcinku Interruptus. Tandeta, żenada, serial klasy B. Nic więcej nie mam na ten temat do dodania.

Serial jako całość nie miał w sumie jakiś scen, których nie chciałbym oglądać ze względu na to co zawierają. Bo to jest tylko serial, i chyba każdy, kto widział śmierć Maxa wiedział, że twórcy muszą w następnych odcinkach jakoś go ożywić. Bo jak to serial bez swego głównego bohatera? Choć swoją drogą było by to bardzo ciekawe i nowatorskie posunięcie, czego po Hollywood niestety nie można się spodziewać.

Jest za to jeden odcinek, który sprawia, że dostaję gęsiej skórki - to Max to the Max. Dla mnie bez porównania bardziej rozpaczliwy niż wszystkie inne (łącznie z WR). Doskonała kulminacja w wesołym miasteczku, napięcie sięga zenitu, niepewność do ostatniej chwili i ostatnie słowa Liz: "They have Max"... Nawet ostatnio, oglądając ten epizod po raz 3 lub 4, czułem takie same emocje jak po raz pierwszy. No, może oprócz tego rozpaczliwego pytania "Co będzie z Maxem?" które kołatało mi w głowie przez pół nocy, prawie 3 lata temu. Jednym słowem - majstersztyk i esensja tego, za co kocham ten serial.

Na koniec, jeden fan-art, właśnie odnośnie MttM. Autorstwa niejakiego Luki'ego :)

Image.

Posted: Mon Apr 05, 2004 8:51 pm
by Nan
Bardzo ładnie, Luki :lol: Myszka komputerowa widać cię lubi :wink: To może zrobisz jeszcze coś do, załóżmy, Nicholasa, co...?
Przetrawiam sobie powolutku "The Hybrid Chronicles". Cała ta Laurie zdecydowanie nie jest w moim typie, wykreślić ją z odcinków. A tak im ładnie szło do połowy serii... Ech. Masz rację, Lizziett, papka z tego.

Posted: Mon Apr 05, 2004 9:17 pm
by luki
Nicholas? Eee... chłopak stanowczo nie w moim typie :) Ponadto, jakoś ciężko mi by było coś z nim wymyślić, bo jego postać nie wbudza we mnie w sumie żadnych emocji. A tylko kiedy coś mnie ruszy, albo ktoś mnie ładnie poprosi :wink:, jestem w stanie uzyć swojego PSP do roswelliańskich celów.

Zatem w tym przypadku niestety bez persfazji się nie obędzie, kochana 8)