Alex Whitman

UFO (2)

Poprzednia część Wersja do druku

W kawiarni "Crashdown" siedziała Liz i
Isabel. Liz nie musiała pracować przez jakiś czas, więc mogła sobie
pozwolić na błogie lenistwo. Dlatego odpoczywała przy barze,
rozmawiając z Isabel. Czekała aż zbierze się reszta paczki, czyli:
Max, Michael, Maria, Alex, Tess i Kyle. Isabel patrzyła się na
witrynę kawiarni. Nagle zobaczyła... siebie. Dziewczyna wstała i bez
słowa wybiegła z kawiarni. Liz zaskoczona "akcją" koleżanki nie
zdążyła zareagować. Isabel podążyła za osobą podobną do niej, jednak
po chwili straciła ją z oczu. Zatrzymała się. Miała do wyboru: pójść
do sklepu lub w małą uliczkę. Rozglądała się, nie wiedząc co robić.
Kątem oka zobaczyła w uliczce długie blond włosy. Zaczęła biec w tą
stronę. Uliczka skręcała o 90 stopni w prawo i... kończyła się
ślepym zaułkiem. Isabel zatrzymała się. W zaułku nie było nikogo.


XXXX

– Gdzie pobiegłaś? – spytała Liz – Isabel.

– Wydawało mi się, że widzę swojego sobowtóra.

– Co?

– Naprawdę. Swojego sobowtóra.

Przyszedł Max, Michael i Tess, a po chwili Kyle i Maria.

– Isabel! Jakoś blado wyglądasz.

– Ona widziała swojego sobowtóra – wyjaśniła im Liz.

W kawiarni nie było nikogo, prócz ich.

– Skór? – zaniepokoił się Max.

Isabel opowiedziała im wszystko.

– Nie mogła tak nagle zniknąć – zaprotestował Michael.

– Wiem, ale tak było.

– Nie macie wieści o tym naszym opiekunie? – spytał Alex.

– Dobra. Ja lecę! Mam sprawę do załatwienia w... bibliotece – rzekła
Maria i wybiegła z kawiarni.

– Nie, nie mamy. Nasedo nie żyje, a o tym naszym nie wiemy nic, nie
dał żadnego znaku życia, a wrogów jak mrówków – powiedział Michael.


– Mrówek – poprawiła go Liz.

– Hej mamy problem, nie pora na gry słowne – uświadomiła im powagę
sytuacji zdenerwowana Isabel.

Liz zeskoczyła z wysokiego taboretu, ale obcas jej się złamał i
upadłaby, gdyby Max jej nie złapał. Trzymał ją parenaście sekund, aż
sama mu się wyrwała. Isabel zauważyła jego dziwny niewidomy wzrok.


– Max?! – pomachała mu ręką przed oczami – Co się stało?

Max otrząsną się, był w lekkim szoku.

– Miałem wizję! Maria została porwana!!!

XXXX

– Co robimy? – padło pytanie od strony Tess.

– Jedziemy do szeryfa, on nam pomoże – zadecydował Kyle.

Nagle Liz krzyknęła. Złapała się Alexa, żeby nie stracić równowagi.


– Co się stało? – zaniepokoił się Alex.

– Wiem gdzie jest Maria.

XXXX

– Powinniśmy pojechać tam, gdzie wydarzyła się katastrofa. Ta
ostatnia.

Jechali jeppem Maxa.

– Dlaczego ty miałaś wizję, a nie znowu Max? – spytała Tess.

– Bo jestem jej najlepszą przyjaciółką, a po tym jak mnie Max
uratował, jestem trochę inna.

Po półgodzinnej jeździe w milczeniu dojechali do znajomych stromych
skał. Wspięli się na nie. Z góry zobaczyli dziurę w ziemi. Zbiegli
ostrożnie na dół.
Dziurą okazały się otwarte drzwi do pojazdu kosmicznego.

– Przecież ostatnio to okryliście – zauważył Kyle.

Ku ich wielkiemu zdziwieniu wyszła z pojazdu, cała i zdrowa Maria.


Trochę zaskoczona ich widokiem zapytała.

– Jak się tu znaleźliście?

– Dostaliśmy twoje wołanie o pomoc – wyjaśniła im Liz.

Czoło Marii lekko się zmarszczyło, co wywołało zaniepokojenie Tess.


– Aaaa, tak! Przypominam sobie, ale to nie tak miało zabrzmieć.
Chciałam wam zrobić niespodziankę – zaczęła się tłumaczyć Maria.

– Właźcie do środka, pokażę wam naszego tzn. waszego nowego
opiekuna.

Cała paczka ruszyła w stronę Marii i wtedy... znaleźli się jakby pod
lekko zielonkawym kloszem.

– Co się dzieje? – spytała Isabel.

– Nie wiem – zaniepokoił się Michael.

– Maria wydostań nas stąd – krzyknęła do przyjaciółki Liz.

Wtedy na ich oczach Maria zamieniła się w inną dziewczynę.

– Cześć. Jestem Julia...

– No tak Skin! Nic nowego w Roswell. Roswell miasto Skinów, tzn.
Skórów – szepnął znudzonym głosem Michael.

– Chcę tylko zauważyć, że wasza moc, raczej teraz nie działa –
uświadomił ich Alex.

– ...i teraz zginiecie – dokończyła kosmitka-wróg. – Chyba, że
powiecie gdzie jest...

Nagle Julia znikła, dosłownie rozsypała się w proch. Kosz znikł.

– Co jej się stało? – spytała zdziwiona Liz. – Przecież wasza moc
nie działała.

– Ich nie, ale moja tak – rzekła Tess. – Kolejny raz dzięki mojej
mocy zostaliście uratowani. Zdolna jestem no nie?

– I skromna – powiedział Kyle.

– To gdzie jest prawdziwa Maria?

– Tu – usłyszeli głos w głębi pojazdu.

Rzucili się do drzwi. Zajrzeli do środka. Maria i czarnoskóry
przybysz siedzieli związani plecami do siebie. Przyjaciele odwiązali
ich.

– Czemu nie krzyczeliście? – zadał pytanie Michael.

– Nie mogliśmy. Coś nam zamykało usta – wyjaśniła Maria. – A tak w
ogóle, to to jest Mike – przedstawiła im gościa z kosmosu, którego
wcześniej zabrał Nasedo.

Mike uklęknął przed Maxem.

– Witaj królu.

– Wstań Mike! Tu nie jestem królem.

Chłopak podniósł się z klęczek.

– Jesteś naszym nowym opiekunem? – zaciekawiła się Isabel.

– Nie! – plany się zmieniły, miałem wam tylko przekazać ostrzeżenie
przed Skórami.

Muszę wracać jak najszybciej.

– Zabierz nas – poprosiła Tess.

– Nie mogę. Pojazd jest za mały. Nie utrzyma naszego ciężaru.

– Więc kiedy wrócimy do... domu?

– Nie wiem. Nie będzie już nowych opiekunów.

– Ty nie możesz zostać? – spytał Kyle.

– Nie!

Wyszli z pojazdu. Dzięki mocy królewskiej czwórki i "Obcego" Mika,
wydostali pojazd całkowicie na powierzchnię. Również swoją mocą
naprawili go.

– Żegnajcie i niech moc będzie z wami – pożegnał się Mike. Wsiadł do
pojazdu, który uniósł się pionowo w górę, a później zniknął im z
oczu.

– Chyba oglądał gwiezdne wojny – skomentował Alex.

– Ale szybki. Niezły jest – zauważyła Maria.

– Bo będę zazdrosny – zażartował Michael.

– I znów nic. Musimy czekać na nieznane – westchnęła z rezygnacją
Tess.

– Ale w końcu jest dobra strona tego wszystkiego – rzekł Alex.

– Jaka? – spytała Isabel.

– Ciągle jesteśmy razem.

KONIEC.


Poprzednia część Wersja do druku