moniczka

Let Me Love U (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Część 4

Otworzyła oczy na dźwięk alarmu i wyciągnęła się w łóżku, pozwalając aby muzyka głośno grała. W radiu rozbrzmiewały już dźwięki kolęd. Za każdym razem gdy słyszała je z samego rana miała cudowny nastrój. Było coś jeszcze co poprawiało jej humor. Dzisiaj, w odróżnieniu do poprzednich dni nie będzie sama.
Wyskoczyła z łóżka i podeszła do szafy aby ubrać się i przygotować.
Wyciągnęła ubrania pamiętając aby nie zmarznąć na śniegu. Kiedy ostatnio bawiła się w śniegu? Nie mogła sobie przypomnieć. Pewnie wtedy gdy byli w ostatniej klasie liceum i lekko śnieżyło w Roswell. Wszyscy byli tak podekscytowani, że spędzili cały dzień bawiąc się na dworze. Tam musiał być wtedy tylko centymetr śniegu. Nigdy nie widzieli prawdziwego śniegu, uśmiechnęła się gdy wyjrzała za okno na pokrytą śniegiem ziemię. Padało przez trzy dni bez przerwy. Wyglądało to po prostu magicznie. Wskoczyła pod prysznic i rozkoszowała się uczuciem ciepłej wody na skórze. Było to zarówno orzeźwiające jak i dodające energii. Uśmiechnęła się, starała się szybko wykąpać aby zejść na dół i przygotować śniadanie. Wiedziała, że Max będzie zachwycony, schodząc ze schodów lekko pogwizdywała, gdy weszła do salonu poczuła zapach smażonego bekonu. Zatrzymała się na moment aby upewnić się że jest w dobrym miejscu i nadal podążała w kierunku kuchni. Stanęła w progu gdy zobaczyła go przy kuchence, gdzie na patelni smażyły się jajka i bekon. Odwrócił się w jej stronę, ubrany był w sweter w szpic i jeansy opinające jego ciało. Uśmiechnęła się przypominając sobie historię o Isabel i w końcu spojrzała mu w oczy.
,,Dzień dobry.” Uśmiechnął się i odwrócił aby wziąć tosta, który właśnie wyskoczył z tostera.
,,Co... co ty robisz?”
,,No więc byłaś wczoraj tak uczynna, że czułem się zobligowany aby zrobić Ci dziś śniadanie.”
,,Ale... to jest mój hotel.”
,,A ja robię śniadanie. Idź usiądź.” Uśmiechnął się. Ona też się uśmiechnęła, nie wierząc w to co widzi. ,,Kawa, herbata czy sok pomarańczowy?”
,,Kawę poproszę.”
,,Jesteś pewna?”
,,Nie mogę zacząć dnia bez niej.”
,,Liz Parker uzależniona od kawy? Nasza ostrożna Liz Parker? Zdajesz sobie sprawę że kofeina to narkotyk?”
,,Jeżeli mi jej nie dasz, to będę bardzo marudna.”
,,A więc kawa.” Zaśmiał się i nalał jej kubek. Podszedł do niej z jej talerzem z jedzeniem i kawą. Wrócił do kuchni po swój talerz. Usiadł na przeciw niej przy tym samym stole, przy którym siedzieli poprzedniego dnia.
,,Smacznego.” Przytaknęła w odpowiedzi i zaczęli jeść jeszcze ciepłe śniadanie.
Bardzo smakowała jej jajecznica z cebulą i papryczkami no i oczywiście podsmażony bekon, a do tego tost z małą ilością masła. Wiedział dokładnie co uwielbiała. Znał ją zdecydowanie za długo.
,,Bardzo smaczne.” Odłożyła widelec na chwilę i wzięła łyk kawy.
,,Dobre?”
,,Mmm.” Przytaknęła nie przerywając picia kawy. Gdy odstawiła już kubek, zjadła kolejny kawałek bekonu. Było lepsze niż dobre. ,,W sumie to miłe obudzić się i móc zjeść z kimś śniadanie.” Z tobą. Spojrzał na nią, uśmiechnął się i dalej jadł śniadanie. Gdy obydwoje skończyli oparli się wygodnie o krzesła, syci i zadowoleni.
,,Jakie mamy plany na dzisiaj?” Max wstał, zebrał talerze i włożył do zlewu.
,,Um myślałam że może pójdziemy na sanki.”
,,Brzmi świetnie.”
,,Ale najpierw muszę wykonać kilka telefonów. Dopilnować aby wszyscy przyjechali w ten weekend. Możesz zadzwonić do Michaela i Isabel?”
,,Tak.” Uśmiechnął się, podszedł do stolika przy którym siedzieli i usiadł.
,,Super. Jest wtorek. Wigilia jest w sobotę. Chcę aby wszyscy byli tu w piątek, najlepiej wcześnie. A więc mają trzy dni aby się przygotować i tu dojechać.”
,,Wszyscy wiedzą o hotelu i o ile coś nie wyskoczy, wiem że chcieli przyjechać i Ci pogratulować.” Uśmiechnął się na co i ona odpowiedziała uśmiechem. Coś takiego było w jego uśmiechu, że utwierdziło Liz w przekonaniu, że jest naprawdę szczęśliwy.
,,A więc, um... wybrałam nazwę. Myślę że nazwę go Północny Bungalow. Lubię samo brzmienie tej nazwy.” Zaczęła odkładać jedzenie, które wyjął podczas robienia śniadania. Odwróciła się do niego gdy poczuła na sobie jego wzrok. ,,Myślisz że to głupie?”
,,Nie. To wspaniała nazwa.”
,,Oki.”
Przestali rozmawiać, Liz posprzątała z blatu i nastawiła zmywarkę.
,,Liz muszę z tobą porozmawiać.” Oparła się o blat, miała wrażenie, że to będzie jakaś poważna sprawa.
,,Oki.”
,,Jest coś o czym zamierzałem Ci powiedzieć...”
Przeklęła pod nosem gdy zadzwonił telefon.
,,Poczekaj z tą myślą.” Podeszła do telefonu i odebrała.
,,Halo?”
,,Liz. Wszystkiego najlepszego skarbie!”
,,Maria! Cześć!”
,,Jak leci? Jak hotel?”
,,Nawet dobrze. Jest w pełni umeblowany i dodaję już tylko ostatnie dodatki. Będzie gotowe do weekendu.”
,,Wspaniale. Dzwonię, aby Ci powiedzieć, że jutro przyjeżdżam. Pomogę Ci wszystko przygotować.”
,,Och, och um... właściwie Maria, Max tu jest...” Starała się być tak subtelna w swoim przesłaniu jak mogła, nie aby mówić jej aby nie przyjeżdżała, ale aby nie myślała że musi.
,,Max! Jak sobie radzi ten chłopak? Dlaczego do mnie nie zadzwonił? Zna mój numer! Nie mogę się doczekać, aby go zobaczyć, powiedz mu że go gorąco pozdrawiam.” Liz spojrzała na Maxa i zobaczyła uśmiech na jego twarzy. Oczywiście słyszał całą rozmowę. Wstał i przeszedł koło niej z komórką w ręku. Wyszeptał Isabel i Michael a ona potwierdziła skinieniem, zmartwiona tym, że Maria zabierała im ich cenny czas tylko we dwoje.
,,W każdym razie dziewczyno, Alex właśnie do mnie zadzwonił, dlatego dzwonię. Powiedział, że ma już swój bilet. Będzie z nami w czwartek wieczorem.” Wspaniale wszyscy przylecą wcześniej.
,,Świetnie.” Powiedziała bez entuzjazmu. Nie mogła się już doczekać spotkania z Alexem, ale to oznaczało że jej czas z Maxem był bardzo ograniczony.
,,Oki, więc widzimy się jutro.”
,,Nie ma problemu Maria. Och, właśnie uważaj na Jamiego. Wypytywał o Ciebie.”
,,Aaa, ten facet nie potrafi pojąc aluzji prawda?”
,,Chyba nie.”
,,Powiedziałaś mu że mam pracę i się przeprowadziłam?”
,,Tak, ale wydaje mi się, że myśli że wrócisz dla niego.”
,,Lepiej niech śni dalej. Nie będę niczyją niewolnicą. Ok skarbie muszę lecieć. Zadzwonię jutro jak przyjadę do Newport.”
,,Ok Maria, pa.” Uśmiechnęła się i rozłączyła, szczęśliwa z tego że mogła pogadać z Marią. Minął prawie tydzień od ich ostatniej rozmowy, przeważnie z tego powodu że była zajęta ale Liz tęskniła za jej głosem.
Weszła do salonu i zatrzymała się gdy usłyszała zły głos Maxa.
,,Wiem, że powiedziałem że zostaję tylko kilka dni, ale otwarcie jest w ten weekend, a mówiłem Ci przecież że będę tu na otwarciu. Zdecydowałem, że przyjadę wcześniej i zostanę, ponieważ nie ma sensu bez przerwy latać tam i z powrotem.”
Stała bez ruchu wiedząc, że nie rozmawia ani z Michaelem ani z Isabel takim tonem.
,,Nie Crissy, nie uważałem żeby to było konieczne. Mówiłem Ci że mam parę spraw do załatwienia. Słuchaj w razie czego zadzwonię. Masz swoją rodzinę, nie będziesz sama.” Otworzyła szeroko oczy, gdy zrozumiała o co chodzi w tej rozmowie. Christine była zła ponieważ nie chciała samotnie spędzać świąt. Ponieważ jej narzeczony poleciał na drugi koniec kraju do jakiejś jego koleżanki, której ona nigdy nie poznała i zostanie tam przez cały tydzień aby rozwiązać jakieś niewiadome dla niej sprawy. Liz musiała przyznać, że nawet ona byłaby zdenerwowana w takiej sytuacji.
,,Dowidzenia.” Rozłączył się i głośno odetchnął, Liz lekko kaszlnęła aby dać o sobie znać.
,,Hej. Jak tam Michael i Isabel?” Uśmiechnęła się, starając się nie dać po sobie poznać, że słyszała jego rozmowę.
,,U nich wszystko oki. Będą tutaj w czwartek wieczorem.”
,,Super. Wszyscy będziemy tutaj i możemy zjeść wspólnie kolację przed oficjalnym otwarciem.”
,,Tak.”
,,Max?” Spojrzała na niego z pytaniem w oczach gdy spojrzał na nią, w jego oczach nadal czaiła się powaga. ,,Chciałeś coś powiedzieć wcześniej?”
,,Tak, chodźmy na sanki.”

***************************************************************************
Wstrzymał oddech podczas zjazdu ze wzgórza na plastikowych sankach i poczuł mrowienie w brzuchu od lądowania.
,,Woah!” Liz krzyknęła i zamknęła oczy, kurczowo trzymając Maxa za ręce. Siedział za nią i uśmiechnął się próbując wyglądać na twardziela. Objął ją w pasie mocniej a policzek oparł o zagłębienie w jej szyi.
,,Zamknij oczy.”
,,Co?”
,,Zamknij oczy, będziesz się czuła jakbyś latała.” Spojrzała na niego ich twarze się stykały, jego policzki zrobiły się czerwone z powodu ich bliskości. Uśmiechnęła się, odwróciła i zamknęła oczy. Nadal spadali aż w końcu po małych wybojach wylądowali. Spadli z sanek i leżeli na sobie.
Zaczęli śmiać się tak głośno, że nie mogli podnieść się z ziemi. Max leżał na śniegu i próbował opanować napady śmiechu a Liz głowa wylądowała na jego brzuchu. Spojrzał na nią – całe policzki miała różowe od zimna, a usta błyszczące od pomadki.
,,To było wspaniałe.” Usłyszał jej szept. Uśmiechnął się z satysfakcją.
W końcu usiedli ale pozostali na śniegu przez kilka minut.
,,Max, czemu nigdy nie powiedziałeś mi o Christine?” Tego pytania się nie spodziewał, jego uśmiech zniknął. Skoncentrował wzrok na jej twarzy.
,,Powiedziałem Ci o niej. Mówiłem że jestem nią zainteresowany i że zaczęliśmy się spotykać.”
,,Powiedziałeś, że jesteście w czymś na kształt związku, nigdy nie powiedziałeś że się zakochałeś i jesteś gotowy na ślub.” Siedział w ciszy. Miała rację nigdy tego nie powiedział.
,,To skomplikowane.”
,,Jak skomplikowane?”
,,Słuchaj Liz... jakoś stworzyliśmy związek, z którego oboje myśleliśmy że będzie coś więcej. Dałbym sobie rękę uciąć że mogę z nią być.”
,,Ale...”
,,Było coś innego.”
,,Coś innego?”
,,Ktoś inny.”
,,Nie wydaje mi się że rozumiem.” Wreszcie wstał z ziemi i podniósł sanki. Sam nie był pewien co mówi. Czuł jak kręci mu się w głowie. Przeklinał siebie, że nie ma dość odwagi aby powiedzieć to co myśli.
,,Chodźmy na górkę.” Zaczął ciągnąc sanki pod górę. Liz szła za nim sfrustrowana.
,,Zmieniasz temat.”
,,Chciałem tylko jeszcze raz zjechać.”
,,Max.”
,,Co? Co Liz? Co chcesz abym Ci powiedział?” Zatrzymali się na szczycie góry. Odwrócił się gwałtownie w jej stronę. Stali tak przez chwilę, zimny wiatr wdzierał się pomiędzy nich, patrzyli na siebie nawzajem z wyzwaniem w oczach.
,,Chcę abyś mi powiedział co się dzieje? Co czujesz? Czemu cała ta sytuacja wydaje się być taka ... dziwna?”
,,Nie wiem czy naprawdę chce Ci powiedzieć.” Rozszerzyła oczy ze zdumienia. Max czuł że Liz zaraz się wścieknie.
,,Co?! Od kiedy nie możesz mi czegoś powiedzieć? Nawet pomimo tego, że nie chciałam, powiedziałam Ci o Antonio, teraz powiedz mi o co chodzi. To zdecydowanie leży Ci na sercu Max, po prostu chcę Ci pomóc.”
,,To co chcę powiedzieć może wszystko zmienić.” Powiedział zanim zdążył pomyśleć, zacisnął szczękę chcąc odgryźć sobie język za otwieranie buzi. Jej twarz złagodniała gdy ponownie na niego spojrzała, w jej oczach było coś innego. Strach?
,,Co to jest? Po prostu to powiedz.” Stała przed nim ze zdecydowanym wyrazem twarzy. Spojrzał w jej oczy, w oczy którym ufał i które podziwiał. Wiedział, że jeżeli nie powie tego teraz już nigdy tego nie zrobi.
,,Myślę, że jestem w Tobie zakochany Liz.” Zamarła, wyraz jej twarzy stał się nie do odgadnięcia. Max czekał na jakąś jej odpowiedź lub zrozumienie. Gdy nie otrzymał żadnej postawił sanki na śniegu i zjechał z pagórka. Nie wiedział co ma innego zrobić. Powiedział to. Liz wiedziała. Teraz kolejny ruch należał do niej. Na dole spojrzał na Liz stojącą na górze zdumioną i cichą.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część