Anita19

Wbrew Jego Woli (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Rozdział – 3




Oślepiający blask zdawał się trwać wiecznie w mniemaniu Tess, która wciąż leżała na podłodze nie mogąc się ruszyć. Straszliwe uczucie ciężkości nie znikło, gdy wreszcie światło przestało razić, ale musiała się podnieść chociażby, dlatego, żeby nie być słabszą od innych. Z trudem podźwignęła obolałe ciało i spojrzała w stronę ich wszystkich.

— Ojej...

— Tess? – Kyle wgapiał się w nią jak gdyby widzieli się po raz pierwszy w życiu.

Nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje Tess wreszcie zdołała się podnieść i podejść do lustra. Te parę sekund udręki postarzyły ją, co najmniej o pięć lat! Ale? Jak to wszystko jest możliwe? Obróciła się w stronę reszty zauważając podobne zmiany także i u nich. Liz bardzo spoważniała i miała dłuższe włosy, Max... Max stał się jeszcze bardziej męski o ile to możliwe, ale w jego oczach widniał wciąż ten sam wyraz mordu, który przeraził Tess nie na żarty. Maria to Maria, Michael również jakby był starszy o kilka lat. A Isabel... oh! Teraz to rzeczywiście wyglądała na księżniczkę i w pełnej krasie. Tylko gdzie się podział ten facet o rybich ustach? Ciekawe, co się z nim stało? I gdzie się podziewa Alex! O też tutaj powinien być, jeśli przemiana miała się w pełni dokonać.

Jak na zamówienie rozległo się głośne pukanie, które poderwało wszystkich. Domyślała się, że na równi z nią samą każdy jak szalony zastanawiał się, co teraz mają zrobić z takim wyglądem. Co sobie pomyśli ten, kto tutaj wejdzie i zobaczy ich? Tess zamknęła oczy i modliła się gorąco, aby to był Alex.

— Czołem Ludzie! Sorki za spóźnienie, ale musiałem pomuc oj-cu... Co jest?

Tess odważyła się otworzyć oczy i spojrzeć na Alexa. W następnej sekundzie szczęka opadła jej do samiutkiej ziemi. Ten chłopak, a może raczej należałoby powiedzieć – mężczyzna, po prostu zadziwiał. W żadnym przypadku nie przypominał Alexa, którego zapamiętała. Cokolwiek zaskoczona przyglądała się jak i on mierzy wzrokiem, wszystkich po kolei by w końcu zatrzymać się na Isabel i... Ku zdumieniu wszystkich podszedł do dziewczyny i pocałował!

— Czy aby na pewno jestem na Ziemi? – Mruczała – To przecież nie możliwe! To był tylko medalion, ale starszyzna nic nie mówiła o takim przebiegu sprawy – Zaczęła chodzić w kółko denerwując się coraz bardziej – Powiedzieli, że mam użyć tego cholernego wisiorka, a potem opowiedzieć im historię i finito, a tu...

— Przestań wreszcie gadać sama do siebie i z łaski swojej wyjaśnij NAM, co się dzieje! – Przerwała jej Liz.

— Zabawne, ale nie mam zielonego pojęcia, co się dzieje! Jestem tak samo skołowana jak wy – Klapnęła na podłodze i nakryła rękami głowę

— Genialnie! Alex przestań wreszcie obśliniać moją siostrę! – Warkną Max – A ty Tess zacznij wszystko od początku, bo naprawdę stracę cierpliwość mała...

— Wow... Wow. Uspokój się człowieku nie widzisz, że Tess się ciebie boi? Gdybyś tak raczył zamknąć swoją jadaczkę to może by wreszcie opowiedziała nam, co się dzieje! – Maxa strofował jak dotąd spokojny Michael.

— Ugh! Więc... Wyszłam z kokonu jako ostatnia i nie zobaczyłam nikogo z was. Był tylko Nasedo, który mnie wychowywał i przyuczał – Przełknęła ciężko – Przyuczał do nowej roli i zabijania. Kiedy miałam szesnaście lat my... Mieszkaliśmy wtedy w Vancover i ja się dowiedziałam, kim jestem i do czego mu jestem potrzebna. Czułam odrazę dla samej siebie i uciekłam nad wodospad o nazwie Diabelski Wir z zamiarem zabicia się. Ale wtedy pojawił się tam ktoś, kto odwiódł mnie od tego. Siłą. Brązowooki chłopak po prostu... Zawładną moim sercem. Uciekłam od niego. Przyjechałam tutaj. Wszelkie złe rzeczy, które wam wyrządziłam... Przepraszam – Tess ukryła twarz w dłoniach – Jestem zła do szpiku kości i wiem, że nie uwierzycie. Potem stworzyłam bajkę o dziecku i wróciłam na Antar...

— Jak tam jest? – Wtrąciła się Isabel wyglądająca jak gdyby była nieco rozkojarzona tym pocałunkiem w wykonaniu, Alexa.

— Przerażająco... Myślałam, że zastanę piękną planetę, ale tam były tylko zgliszcza i ruiny, a pośród nich – Przełknęła ciężko – Tam były domy, tysiące domów pełnych stłoczonych jedno na drugim więźniów ze wszystkich planet! Antar był obozem, a panował Kivar! A był okrutny.

— Jak to?! A księga przeznaczenia! A wszystko to, co w niej było?! – Zdumiał się Michael, a to, co mówił Nasedo o nas...

— To wszystko cholerna bujda! Bujda autorstwa Nasedo – Zgrzytnęła zębami na samo jego wspomnienie – Ok. Najpierw Max i Liz. Ty miałeś na imię Zaidhen, a ty, w zasadzie to zabawne, ale twoje imię w ogóle się nie zmienił gdyż król planety Ravah i twój ojciec był wielbicielem ziemian. Tak oni znali Ziemię – Uprzedziła pytanie Marii, – Więc ty sobie spokojnie egzystowałaś na ostatniej planecie układu, ale władca Antaru umyślił sobie przymierze między waszymi planetami. Więc wysłał posłów z wojskiem, w którym akurat było trzech przystojnych żołnierzy i przyjaciół. To byłeś ty, Chacim i Lahrek. Kadeci stanowili ochronę. Więc posłowie gadali, a wy zwiedzaliście planetę w tym to piekielne różowe jeziorko. Tam poznałeś Liz, choć wtedy jeszcze nie rozumieliście własnych języków. Uff! To zaczynało się robić piekielnie nużące – Obrad koniec i posłowie i kadeci zrobili papa. Ani Liz ani Zai nie mogli o sobie zapomnieć. Potem rodzinki ustawiły małżeństwa i po perturbacjach aka " nie zgadzam się" itp. Okazało się, że młodzi to wy. Ślub odbył się szczęśliwie. Wtedy też Alex... Uch. Ty poznałeś księżniczkę lodu i natychmiast ją zdobyłeś. Z tego, co wiem to w ujmująco prosty sposób – Tess uśmiechnęła się – Wzorem cyganów porwałeś ją i nie wiem, co się działo dalej. Nawet nie znaliście swoich języków! Michael był wiernym przyjacielem i jak widzę masz teraz Marię. Kyle ty jesteś dobra ziemską duszyczką, która dzielnie wspierała ich wszystkich...

— I mu niby mamy w to wszystko uwierzyć?! Znów kłamiesz, znów nas chcesz zniszczyć tak jak to zrobiłaś rok temu – Odezwał się Max

— Chcieliście wiedzieć, co się dzieje, więc wam opowiedziałam to, co przekazała mi starszyzna! Jeśli nie wierzycie to trudno! Zrobiłam swoje i teraz mogę odejść! Miłego dnia – Piekielnie wściekła zerwała się i otwarła drzwi. – Ni... Nikolas?

Cdn.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część