martunia

Birthday & The Consequences (1)

Wersja do druku Następna część

tak, zatem ja, martunia, zaczynam moją karierę fan fictionera:) mam nadzieję, że moje pierwsze opowiadanie się wam spodoba, kto wie ... po pierwszę pragnę podziękować drogiej Yeti za opinię o owym fan ficku, naprawdę, bardzo mi pomogłaś! po drugie: czekam na feedback i pierwsze maile:) i jeszcze tylko wspomnę, że opowiadanie narazie ma 6 kompletnych części – to pierwsza z nich:)
zatem: zapraszam do czytania!

—-----------

***cz.1 -Happy birthday Liz!!***

–Który jutro jest? –Max spytał Isabel
–Jutro ... 23 –odpowiedziała siostra spoglądając na kalendarz
–Co?!
***
Liz leniwie podniosła się z łóżka. Spojrzała za okno. Promienie oświetlały właśnie drzewo, które stało przed jej domem.
Nagle, kątem oka, zauważyła śniadanie położone na szafce przy jej łóżku. Ucieszyła się. Wiedziała, że to mama, bo tylko ona daje jej do śniadania sok pomarańczowy.
***
Liz obchodziła dzisiaj urodziny
***
Max spóźnił się do szkoły.
–Witamy panie Evans i cieszymy się, że zaszczycił nas pan swoją obecnością. –przywitał go, jak zwykle zresztą, chłodno Seligman.
Max nie chciał siedzieć koło swojej dziewczyny –obawiał się, że będzie go wypytywać. Na szczęście zauważył wolne miejsce obok Michaela i tam też usiadł. Liz wyglądała na bardzo zaskoczoną podobnie jak Guerin.
–Mam udawać, że pomyliły ci się miejsca czy że jestem twoją dziewczyną? –spytał
–Nie wysilaj się, nie musisz.
–Ej, chłopie co jest? Naprawdę mogę ręczyć, że to ona –wskazał na Liz– jest twoją dziewczyną! Hmm, czyżby jakiś problem? –spytał po chwili namysłu. Max twierdząco pokiwał głową.
–Zapomniałem o jej urodzinach. –wycedził szeptem
–Uuu, no to rzeczywiście będę musiał udawać Liz. Maksiu, a gdzie mój prezencik? –dodał komicznym tonem. Max chciał go uderzyć, ale w ostatniej chwili powstrzymała go Isabel.
***
Na następnej przerwie Liz rozmawiała z Marią przy swojej szafce.
–Mam wrażenie, że Max mnie dzisiaj unika. –zaczęła panna Parker
–Też mi się tak wydaje –przytaknęła przyjaciółka –o ile się nie mylę, to nie powiedział tobie nawet cześć.
–A przecież dzisiaj mam urodziny ... –w tym momencie obok nich przeszedł Max. Nie spojrzał nawet na swoją dziewczynę. –A może to jakaś sprawa z Tess?
–Nie, nie sądzę. On już powiedział nam, że ona go oszukała i nawet jakby się zamieniła w drugą ciebie, to jej nie pokocha.
–No tak ... To już sama nie wiem
–A może ... on ... –Maria nie mogła dokończyć, bo właśnie zabrzmiał dzwonek na lekcje.
***
Liz postanowiła zagadać Maxa na następnej przerwie.
–Max, co się dzieje? –spytała
–A co ma się dziać? –Max udawał zdziwionego
–Od rana unikasz mnie, nie powiedziałeś ani jednego słowa, nawet się nie przywitaliśmy. Przecież widzę, że coś musi się dziać. Tu chodzi o Tess?
–Nie!! Przecież ci mówiłem, że z nią wszystko skończone.
–Ale Max, to w takim razie o co chodzi?
–O NIC. –Max trzasnął drzwiczkami od szafki i już chciał odejść, ale Liz złapała go za rękę i zatrzymała
–Max ... –zaczęła z lekkim przerażeniem –Ty ... zapomniałeś ..., zapomniałeś o moich urodzinach? –Max odpowiedział ciszą. –Dobrze. Na historii nie obrażę się, jeśli usiądziesz koło Michaela. A wręcz przeciwnie, nawet cię o to poproszę. Muszę się poważnie zastanowić czy ci wybaczę. –powiedziała stanowczo, a jej chłopak zastygł w bezruchu. Pierwsze na co napotkał jego wzrok po odejściu Liz były drzwiczki od szafki, które powinny były się obawiać swojego dalszego losu.
***
Tymczasem Liz od razu pobiegła do łazienki. Tam Maria właśnie poprawiała makijaż. Jednak jej ręce nie potrafiły wykonać żadnego ruchu, kiedy zobaczyła Liz.
–Niech zgadnę –zaczęła –czyżby Max zapomniał o twoich urodzinach.
–Dokładnie tak ... Skąd ...? Boże ... co ja teraz zrobię?
–Zerwiesz z nim na 4 dni, a potem do siebie wrócicie.
–Nie byłabym tego taka pewna. Max zawalił na całej linii.
–2 tygodnie?
–Nie wiem, to jest takie ... takie ...
–Śmieszne?
–Nie. Niewyobrażalne
***
Max wracał do domu w towarzystwie Iz.
–Też bym tak zareagowała.
–Tylko że Jesse nie zapomniałby o twoich urodzinach.
–Każdemu się to zdarza. Myślisz, że wszyscy inni są święci? Nie sądzę.
–Liz tak.
–Tak, o tym wiedzą wszyscy. Max, ty się chłopie nie załamuj
–Łatwo ci mówić.
–Pomogę ci coś wymyślić, żeby Liz ci wybaczyła.
***
Liz wróciła do domu i rzuciła plecak koło biurka. Pomyślała, że te urodziny, choćby nie wiem jakie prezenty dostała, nie będą szczęśliwe. Włączyła komórkę i sprawdziła pocztę głosową. Dostała jedną wiadomość. Od Maxa. "Liz, wyjdź na balkon".
Liz odruchowo wyszła z pokoju. Serce, które kiedyś namalował Max teraz biło czerwonym blaskiem. Cała podłoga balkonu usłana była płatkami róż. Kiedy Liz obróciła się zobaczyła Maxa.
–Max ...
–I co Liz, wybaczysz mi? –zapytał chłopak, a Liz objęła i pocałowała go.
–Aha i jeszcze jedna sprawa ... Ponieważ dzisiaj masz urodziny ... –Max wyjął małe pudełeczko z kieszeni– Liz Parker ... wyjdziesz za mnie?
–Max ... ja ... ja ... –Liz już prawie płakała– ... tak ... –powiedziała i pocałowała swojego narzeczonego. –To ... jest najcudowniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam ...
–Kocham cię.
–Ja też. –i dodała po chwili– A, Max następnym razem nie wyżywaj się na drzwiczkach, bo dzisiaj już było kiepsko ... –chłopak nie pozwolił jej dokończyć zamykając usta pocałunkiem. Liz coś w nim wyczuła –był delikatny ale i bardzo namiętny. Zaczęła zdejmować koszulę Maxa.
–Liz ... naprawdę tego chcesz?
–Max, przed kilkoma minutami oświadczyłeś się mi. Pytanie, które teraz zadałeś jest co najmniej tak samo banalne jak o to, czy ciebie kocham. –powiedziała Liz po czym znowu zaczęła go całować. Pożądanie i namiętność zawładnęły ich ciałami.
***
Liz obudziła się czując jak ktoś odgarnia jej włosy i całuje ją w ucho. Bała się, że jeśli odwróci głowę ... tam mógł być każdy ... zaczynając od Kyle'a a kończąc na Michaelu. Ale nie. Był tam ten, który powinien tam być –Maxwell Evans, jej przyszły mąż. Chyba wciąż nie mogła uwierzyć w to co się stało ostatniej nocy. Pomyślała o tym, że wczoraj miała urodziny –najpiękniejsze w jej życiu, choć na początku wcale na to się nie zapowiadało.
–Liz ... –dziewczyna usłyszała delikatny głos Maxa –Dzisiaj ci jeszcze tego nie mówiłem.
–No?
–Kocham cię.
–Powtarzasz się, chociaż robisz to w najmilszy sposób jaki mogłabym sobie wymarzyć. –Max uśmiechnął się i pocałował Liz.– Ale nie martw się, też ciebie kocham.
***
Nazywam się Liz Parker, a wkrótce Evans i ponad 2 lata temu umarłam. Od tego czasu moje życie obróciło się o 180 stopni –poznałam Maxa Evansa moją wielką (i spełnioną) miłość, zaprzyjaźniłam się z kosmitami i, co najważniejsze, jestem żywa.

Looking back ...
I know i was walking around in disguise
Looking back ...
I was just a loss so i needed a guy
and the moment that you came to change my life
you fired up my heart and made me smile
you and i know that ... ...

I'm a different person, Yeah
turned my world around
Shapeshifters; Lola's Theme; fragment

—-----------

hm to na tyle, ciąg dalszy jest już napisany, ale pojawi się wkrótce ...

Wersja do druku Następna część