hotaru

Another Day in Paradise 2

Wersja do druku

Oczy nakrapiane złotymi plamkami [Another Day In Paradise 2]
Autor: Hotaru
Spoilery: brak
Umiejscowienie: nieserialowe. Ciąg dalszy historii przedstawionej w Another Day In Paradise; tym razem są to rozmyślania Michaela.
Uwagi: Dziękuję wszystkim za komentarze nadesłane po ADIP. Być może ta historia przerodzi się w coś dłuższego, ale na razie ogranicza mnie brak czasu.


Uwielbiam poranki... wiecie, chwile, kiedy otwierasz oczy i zastanawiasz się, dlaczego musisz wstać.
Ostatnie, co mógłbyś powiedzieć o mnie, to "ranny ptaszek". O nie. Ale jest coś, co sprawia, iż każdego dnia otwieram oczy i z maleńką nadzieją patrzę w przyszłość.
Wspomnienie jej. Za każdym razem, kiedy otwieram rano oczy, wiem, że śniłem o niej. Nie pamiętam jej twarzy, nie pamiętam jej imienia. Lecz wiem, że ona gdzieś tam jest... że gdzieś istnieje. Dla mnie. Tak jak ja istnieję dla niej.
Pamiętam jej ciepło. Czułem, jak mnie otacza, czułem jak jej myśli przenikają się. Ona była niczym słońce w moim życiu. Była jak gwiazda wokół której krążyłem.
Gwiazdy... stamtąd pochodzimy. Gdzieś z tego mrocznego, rozjaśnionego gdzieniegdzie jaśniejącymi lata świetlne od nas punkcikami. Tam jest mój dom. Jej. Nasz.
Kiedy była tuż obok, to nie było ważne. Ważni byliśmy my, my byliśmy dla siebie rodziną i domem. Byliśmy sami, oddzieleni od świata.
Nie pamiętam, gdzie się urodziliśmy, ani kiedy. Pierwsze wspomnienie to dwoje dzieci przemierzających mroczną pustynię.
Pamiętam jej dłoń. Drobna, drżąca, a jednocześnie tak ciepła i opiekuńcza.
Pamiętam, jak przykładała ją do mojego policzka. I pamiętam jej oczy.
Brązowe, nakrapiane złotymi plamkami.
Patrzyły na mnie poważnie, zdając się mówić do mnie.
Nie znaliśmy słów, jakie mogły wydobywać się z naszych ust. Nie znaliśmy mowy, nie znaliśmy języka. A jednak łączyło nas coś o wiele doskonalszego niż mogły wyrazić języki świata.
Byliśmy jednością.
Ona była we mnie, a ja w niej.
Ale potem świat stał się większy. Putynia wokół nie była wszystkim.
Byli też ludzie. Światła zatrzymującego się samochodu.
Odwróciliśmy się, trzymając za ręce.
To były ostatnie chwili, w których ciebie pamiętam.
Wybacz mi, kimkolwiek jesteś.
Teraz, kiedy po wielu latach przychodzę w to miejsce, klękam, dotykam gorącego piasku i zamykam oczy w udręce.
Tam nie ma nic.
Żadnego sygnału.
Żadne utracone wspomnienie nie odkrywa się nagle przede mną. Wciąż czuję pustkę. Nawet tęsknota za tobą odchodzi w dal. W siną dal.
Wybacz mi.
Wstaję, odwracam się i odchodzę w stronę drogi. W głowie słyszę tupot dwóch par dziecięcych, bosych stóp, lecz nic nie widzę.
Ale modlę się, by to złudzenie trwało.




Wersja do druku