Martuśśśśśśśś

Isabell Evans- Ramirez (1)

Wersja do druku Następna część

"Co można pomyśleć o mnie patrząc z perspektywy czasu na moje życie w Roswell, moją przeszłość? "Isabell pisze pamiętnik?!" -to ostatnia rzecz, która może przyjść do głowy czy człowiekowi, czy "obcemu", który zna mnie wystarczając długo aby ocenić. Gdybym spojrzała na ten moment cztery lata temu nie uwierzyłabym, pomyślałabym, że to żałosne, ale takie nie jest. Liz dała mi pamiętnik, ona pisze i jest jej z tym dobrze, lepiej więc i ja mogę. Nie byłam pewna i wciąż nie jestem. Michael jest przeciwny notowaniu, bo zeszyty mogą trafić w niepowołane ręce, Liz myśli inaczej, a reszta nie ma zdania. Nie chcę narażać innych, ale potrzebuję tego. Nie znam osoby, z którą mogłabym porozmawiać...a raczej z którą chciałabym.
Ostatnie lata były najtrudniejsze w całym moim dotychczasowym życiu jako Isabell Evans, Isabell Ramirez. Vilandra...czasami brak mi tego, czasami kiedy Max przejawia cechy przywódcy, a Michael jego zastępcy...wtedy ja czuję, że moja przeszłość nie odejdzie, że w części zawsze będę Vilandrą- księżniczką,która zdradził poddanych i rodzinę, brata, męża...dla ich wroga. Tłumaczę sobie, że nie mogłam walczyć z miłością, ale mimo wszystko wiem, że Isabell Evans poradziła sobie z Kivarem więc Vilandra tez mogła. Wiem, że kiedy coś nie układa się po naszej myśli i kiedy żałujemy, że tak wszystko obrało taki tor, kiedy nasze życie jest zagrożone wszyscy wiedzą, że to moja wina, że gdyby nie ja- nie znalaźlibyśmy się w Roswell, ale nikt mi tego nie mówi, bo innym razem okazuje się, że gdyby nie moja zdrada...mój błąd sprawił, że inni znaleźli miłość, Max ma żonę, Michael nie chce się przyznać, ale wszyscy wiemy, że kocha Marię...czasami myślę też, że gdybym mogła cofnąć czas to zrobiłabym to mimo, że najbliższe mi osoby straciłyby to- co kochają...wtedy sama boję się siebie, nienawidze siebie, nienawidze Vilandry. Wiem, że w Roswell cierpiałam, wiem, że mimo, że Alex wybaczył mi- to zawsze będę czuła, że mogłam zapobiec jego śmierci, że mogłam wtedy, przy stoliku odtrącić Tess, ale ja nie wiedziałam...skąd mogłam wiedzieć..."
Isabell odłożyła długopis, oparła sie o drzwi vana. Chciała wymazać ostatnie zdanie, ono świadczyło o jej słabości...mimo, że robiła postępy w "odkrywaniu siebie" jak nazywała to Maria- to bała się swoich słabości, bała się, że reszta odkryje jej wnętrze i nie zdoła już ukryć się w samotności, bez wspomnień o przeszłości.
Max, Liz, Michael, Kayl i Maria wyszli z vana zmierzając w stronę małej restauracji przy autostradzie. Kayl odwrócił się i podszedł do Is.

—nie idziesz?

—nie -Isabell odpowiedziała, przecierając oczy dłonią.

—nasza księżniczka nie jest głodna?
Isabell momentalnie spojrzała na Valentiego przerażona i zła.

—nie waż się nazywać mnie tak! -dziewczyna wiedziała, że Kayl nie miał na myśli tego co ona, ale to w jej oczach ani trochę nie usprawiedliwiało zachowania syna szeryfa.
Oburzona pani Ramirez ponownie obrzuciła zimnym wzrokiem rozmówcę i oddaliła się w stronę restauracji.
Isabell usiadła obok Marii na czerwonej kanapie, która zwróciła uwagę Is swoim zapewne kosztownym wykończeniem.

—Is, co zamówić dla ciebie? -zapytał Max, który wtraźnie miał dobry humor.

—Wezmę hamburgera.
Reszta spojrzała na Isabell z ciekawością.

— przecież ty nie jadasz hamburgerów... -wydukał Michaelz jeszcze pełnymi ustami, który z nieopanowanej ciekawości zaprzestał pochłaniania tortilli.

—jem. -krótka odpowiedź kosmitki była lekkim zaskoczeniem, ale reszta wróciła do jedzenia. Zapewne nie zrobiliby tego gdyby nie Mały Głód, który zawsze dopadał ich po podróży.
BUCH!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Przerażeni uciekinierzy wybiegli na zewnątrz.
Wszscy osłupieni podeszli do Kayla, który okazał się głównym bohaterem przedstwienia niepewnie i powoli.
Valenti leżał na ziemi podpierając się na rękach.

—Kayl, jak to zrobiłeś? -Maria była wyraźnie wystrzaszona.

—ja...ja...nie wiem... – odpowiedź chłopaka nikogo nie zadowoliła.
Michael uśmiechnął się kpiąco oglądając śmietnik, który wybuchł na oczach wszystkich.

—pamiętasz co powiedziałeś, kiedy wyjeżdżaliśmy z Roswell?

—nie?
BŁYSK
Liz: Prawdopodobnie nic o tobie nie wiedzą Kayl. Wciąż możesz wrócić.
Kayl:Nawet jeśli cudem oni nie "wsadzą" mnie do was,ludzie, wciąż jest znaczenie moich...marsjańskich mocy. Pewnego dnia się obudzę i będę burczeć i trzeszczeć jak cienka folia w mikrofalówce i wtedy chciałbym być z moim gatunkiem... kiedy to się stanie.
Michael: Czy on naprawdę ocenił nas jako "swój gatunek"?
BŁYSK
Ta scena, iluzja wytworzona przez Isabell nie była widoczna dla ludzi nie wtajemniczonych...

—Witaj wśród przedstwicieli swojego gatunku, panie Kayl... -Na twarzy Michaela ponownie zawitał kpiący uśmiech.
Reszta był zaszokowana...z Kaylem na czele.
.......................................................CDN..............................................

Wersja do druku Następna część