Martuśśśśśśśś

Odejść ku zapomnieniu... (5)

Poprzednia część Wersja do druku

płonący troską wzrok kobiety odbijał się w brudnej szybie,
jej jasne, zimne dłonie oplatały gładką szyję,
a uderzający blond jej włosów lśnił w świetle małych gwiazd,
które niegdyś- wielkie, świeciły tylko dla niej...
bosymi, drżącymi stopami stąpała na tyle delikatnie,
żeby go nie obudzić.

—cholera...-wydała z siebie cichy krzyk,
uderzywszy palcami stóp o twardą nogę drewnianej szafki.
Ku swojemu zdumieniu i uldze usłyszała tylko chrząknięcie i szelest satynowej kołdry.
Isabell powoli opuściła pokój zmierzając ku łazience.
Kobieta delikatnie domknęła specjalnie naoliwione drzwi,
a szparę między nimi a podłoga zakryła ciemnym ręcznikiem.
Światło odbijające się w dużym lustrze oplatało jej ciepłą twarz.
Znów miała cel...chociaż na jedną noc,
być może ostatnią noc jej życia...

—---------------------------------------------------------------------------
Nie mogła spać,
siedziała na skórzanym fotelu wśród mebli osłoniętych białymi prześcieradłami.
była zła sama na siebie, zastanawiała się co tu robi.
To miejsce przywoływało tak wiele wspomnień...w większości miłych,
ale tę przyjemność wciąż mącił fakt konstekwencji zaistniałych wydarzeń.
To tutaj niegdyś upuściła truskawki,
to tutaj chowali sie przed skórami,
to tutaj rozmawiała z Michaelem o Billym i Marii...
silne ukłucie w okolicach serca sprawiło, że dziewczyna wstała...
podeszła do zakurzonej ściany i pogładziła jej biały tynk,
to tutaj stała półka, z której Maxwell wziął butelkę z sosem,
który wylał na nią po uzdrownieniu.
cicha łza spłynęła po bladym policzku.
Zastanawiała się teraz czy nie lepiej byłoby gdyby wtedy zginęła...
Pytanie było bezsensowne, bo doskonale wiedziała,
że za nic nie oddałaby tamtych pięciu lat z kosmitami...za nic.
Nie chciała juz się nad tym zastanawiać,
nad tym i nad tym całym przeznaczeniem.
Powoli skierowała się ku małemu stoliczkowi,
nakrytemu zakurzonym prześcieradłem,
to na tym stoliczku leżały zdjęcia Alexa po jego śmierci,
przy tym stoliczku odgarniała rozwiane włosy wątłą dłonią...
teraz nie mogła opszeć się myśli,
że gdyby wtedy zginęła Alex by żył,
bo niebyłby zamieszany w to wszystko...
tak jak Maria...

—----------------------------------------------------------------------------
Dwie minuty przed pierwszą niepewne pukanie poderwało Liz na nogi po krótkim śnie.
Isabell stała przed drzwiami rozglądając się po okolicy,
tak dawno tu nie byla,
omijała to miejsce szerokim łukiem.
Lizzy nie spuszczając wzroku z Guerin otworzyła drzwi.
Żadna kobieta nie mogła powiedzieć głupiego "cześć"
lub chociaż bardziej oficjalnego "witaj"...
Is weszła, a Parker zamknęła za nią drętwe drzwi,
w których kiedyś odbijała się twarz Maxa.

—usiądź...-wydukała wreszcie Liz wskazując ciepły jeszcze fotel.
Kosmitka usiadła kładąc torebkę na kolanach,
a Liz odsłoniwszy krzesło przysunęla je ku Isabell,
czekając na opowieść o nocy, która zepsuła definitywnie wszytko...

Poprzednia część Wersja do druku