Martuśśśśśśśś

Odejść ku zapomnieniu... (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

wstała,
jej ciało było zimne,
ale ona nie czuła chłodu...
tylko ból...
spośród obłoków ciszy usłyszała swoje imię...
ruszyła w stronę kuchni...
on stał,
stał i swym charakterystycznym,
pełnym pewności głosem tłumaczył przyjacielowi sens jego artykułu,
Isabell oblała męża zmęczonym wzrokiem.,
"musimy porozmawiać"-rzuciła i wyszła z jadalni.
On jeszcze kilka chwil wpatrywał się w drzwi,
którymi wyszła, ale przywołany przez przyjaciela odwrócił wzrok...
Kobieta opadła na sofę zamknąwszy oczy...
pozornie jej życie było idealne,
idealny mąż, idelana praca, idealna przyszłość...
zdrada i obłuda-
tyle mogła powiedzieć o swoim czteroletnim małżeństwie...
nagle trzask zamykanych drzwi wyrwał ją z zamysłu...
do pokoju wszedł jej mąż,
z ciekawością w oczach usiadł przy żonie,
"ja...chcę rozwodu"-Is nie kryła swoich zamirów,
chciała to skończyć bezboleśnie i odejść z tego świata wiedząc,
że nic jej tu nie trzyma...
"nie wierzę"-mężczyzna poderwał się z sofy zakrywając twarz dłońmi...
"nie wierzę, że po tym wszystkim..."
"jakim? Zdradzałeś mnie z tą całą Marią!"-kobieta nie kryła już złości...
po chwili Isabell została sama, usłyszała tylko donośny trzask zamykanych z furią drzwi.
Nie chciała zostać sama, momentalnie wyszła z domu zabirając torebkę...
szła chodnikiem, nie myślała o niczym,
zataczając lekki łuk weszła w bramę prowadzącą do willi jej brata i jego żony.
Przechodząc przez długi jasny korytzarz dotarła do salonu...
Tess wraz z Maxwellem leżeli w objąciach oglądając "Hamleta" na dvd.
"Isabell, co Cię sprowadza?"- Max wstał...
"nie wiem co robić, ech...musiałam z kimś porozmawiać..."
"o co chodzi?"- Pani Evans kierowała się ku drzwiom kuchennym...
"ja...ja chcę rozwodu"
Max: ???!!!
Tess: ???!!!
"Isabell, wiesz, że Cię kocham, ale nie możesz tego zrobić, nie możesz naruszyć przeznaczenia"- Max był oburzony.
"Maxwell, ja nie mogę tak żyć!!!"- kobieta widząc brak poparcia ze strony najbliższych jej osób wybiegła.
Is biegła przed siebie nie zważając na cel...
nagle stanęła w zastanowieniu...
zminiwszy kierunek kobieta przyspieszyła kroku...
zapukawszy w bordowe drzwi usłyszała kroki...
"no proszę, pani Guerin"- Liz stała w drzwiach z szyderczym uśmiechem.
...............CDN................................

Poprzednia część Wersja do druku Następna część