Hotori

Perły Pamięci (8)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

— Więc już zdecydowałeś …?- Michael przeniósł spojrzenie swoich wąsko wykrojonych oczu na Maxa.
Starał się udzielać w dyskusji częściej niż zazwyczaj, byleby tylko nie myśleć o Marii. Ta cała świąteczna afera zaczynała go nieźle wkurzać. Nie wiedział jak to nazwać, ale brak Marii –to że nie słyszał codziennie jej naukowych wywodów dotyczących jedzenia kiełków, jej wykładów na temat armoterapii – wytrącało go z rytmu życia. Skoncentrowanie się na czytaniu notatek stawało się problemem, wybuchy Kevina przed telewizorem kiedy oglądali mecz drażniły go, nawet taki szczegół jak bałagan w kuchni zaczął doprowadzać go do szału.
Z Marią było inaczej, wszystko to miało jakiś sens i skład…Brudne naczynia i kwestia kto ma je zmyć to zawsze był powód do wysłuchania jej opinii na temat traktowania kobiet przez mężczyzn, równouprawnienia i różnic gatunkowych. Kiedy on oglądał mecze zasypiała przy nim , a po obudzeniu się z irytacją marszczyła nos i zaczynała wdychać cały arsenał olejków. Brakowało mu tego jak diabli, tak bardzo , że i teraz nie był wstanie skupić się na sednie dyskusji, choć przecież od momentu kiedy cała ich trójka spotkała się u Izzy minęły już trzy godziny.

— Myślę, że tak. Pójdę tam sam…-głos Maxa z trudem przebijał się przez jego myśli . – Jeżeli on chce się zobaczyć tylko ze mną, to muszę rzeczywiście pójść tylko ja.
Isabel odchrząknęła.

— To może być niebezpieczne Max…Poza tym jutro siadamy przy wigilijnym stole – odezwała się- Michael ?
Jej czysty, wysoki ton docucił go ostatecznie.

— No cóż, jestem za – wzruszył niedbale ramionami- Alex czy nie, ostrożności nigdy za wiele…
Max wygiął usta w pobłażliwym uśmieszku.

— Rada stulecia…

— Słuchaj Max, jak coś ci się nie podoba, nie każę ci tego robić. – wybuchnął znienacka Michael- Nie mam czasu na takie pierdoły, mam całą masę innych spraw. Wychodzę…
Zarzucił kurtkę na ramię i zniknął im sprzed oczu. Tylko siła z jaką trzasną drzwiami , dała jeszcze znać o jego wściekłości.

— Co go ugryzło ?- Isabel obrzuciła brata zaskoczonym spojrzeniem.

— A co , jeśli nie Maria…- burknął.
W tej chwili frapowała go jedynie tajemnica Alexa…

Brnąc przez kolejne ulice usiłował wyładować energię, która nagromadziła się w nim całym i powodowała , ze miał ochotę zniszczyć wszystko co miał przed sobą. Jeszcze trochę i zacznę wysadzać szyby w samochodach, pomyślał. A przyczyną znów będzie nie kto inny tylko Maria. Maria.
Westchnął. Kompletnie bez sensu. Przecież przysiągł sobie, że tym razem nie będzie się płaszczył. Kiedy przed laty-wtedy gdy w Roswell -rozdzielił ich Billy, na przeprosiny przyniósł jej kwiaty…ona zerwała. Od tak. Więc właściwie czemu nie miałaby zrobić tego teraz ? Czy opłacało się przepraszać ? Z drugiej strony sama powiedział mu to w twarz…Czy od wczoraj mogła zmienić decyzję ? Nie. Zaraz. Mała poprawka- tak. Była przecież kobietą, a nie dziś odkryto Amerykę…kobiety były dość zmienne z natury. No i to, że była Marią. Marią Deluca, czyli wyjątkowo zmienną kobietą. Ech, nie dogodzisz…
Zatrzymał się. Był dokładnie pod domem i to de facto pod swoim-w końcu kto jak nie on dokładał tę połowę na czynsz ?Wyjął klucze i nie zastanawiając się dłużej przekręcił klucz ze zgrzytem. Czy to jest takie proste ? Wejść z powrotem do tego domu, do tego drogiego mu serca ? Czemu nie uczynił tego wcześniej ? Czemu nie wszedł, tylko się wdzierał ?

— Michael …?!- Maria stała jak wyryta na środku przedpokoju, z dwoma butelkami piwa w rękach. Przez pierwsze sekundy obserwowała jak Michael mocuje się z zamkiem , którego oporny klucz nie chciał opuścić. Jej pierwsza szokowa reakcja powoli jednak przechodziła do historii ustępując miejsca uszczypliwości, co dało się poznać po wykrzywionych brwiach.
– Co tu robisz ? – spytała w końcu podpierając się pod boki- Chciałeś skorzystać z WC ?- uśmiechnęła się sardonicznie.

— Wyczuwam entuzjazm – odgryzł się podchodząc do niej na tyle blisko, że słyszała jego przyspieszony oddech. – Przyszedłem po…po…- Michael w akcie rozpaczy usiłował wymyślić najlepszy pretekst – po moje płyty !- klasną w dłonie zadowolony z siebie.

— Płyty – przez twarz Marii przemknęło okrutne rozbawienie- Jakie płyty ?
Michael pozieleniał ze strachu.

— M o j e u k o c h a n e p ł y t y M e t a l l i c i !

— Ach, tamte, które leżały na komodzie ? – Maria zatrzepotała rzęsami- Musiałam je wyrzucić, Kosmiczny Chłopcze.

— Co takiego ?! –kosmita z zielonego zrobił się fioletowy- CO TAKIEGO ?!
Dziewczyna postawiła butelki na szafce obok i nagle wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. Jej drobne ciało osunęło się w drgawkach wzdłuż ściany, by zatrzymać się w kurczowym zgięciu na wykładzinie. Michael stał i patrzył i coraz mniej z tego rozumiał. A skoro czegoś się nie rozumie to wygodniejszym wyjściem jest pójście o krok dalej. Michael nie czując już zagrożenia życia uczynił ten krok, a nawet więcej i przysiadł koło Marii, zamykając ramiona wokół jej talii. Śmiech ucichł w niej tak szybko, jak się z niej wyrwał.

— Jesteś bardzo nieładnym kosmitą wiesz …?- odezwała się cicho, jeszcze ze śmiechem w oczach. – Naprawdę uwierzyłeś, że wyrzuciłam ci twoje ukochane skarbki ?

— Na świecie mam tylko jeden ukochany skarbik- powiedział mrużąc oczy- Ale w tej chwili mam ochotę zrobić mu coś brzydkiego.

— Co takiego ?- uniosła głowę , spoglądając prosto w jego oczy.
Zatrzymał na niej spojrzenie łakomie pochłaniając blaski tańczące w jej źrenicach. Było mu teraz tak dobrze i ciepło, zupełnie jakby byli tylko sami na świecie i ta właśnie chwila, magnetyzm dotyku , bliskości , szeptów…Jedność miejsca i uczuć.

— A to – odezwał się cicho odgarniając kosmyki włosów z jej czoła, a następnie nachylił się i odcisnął pocałunek na wargach Marii. To była krótka i gwałtowna pieszczota. Michael zakończył ją pierwszy i wrócił do rozmowy :

— Kevin to całkiem fajny gość, ale kiedy z nim byłem…Nie wiedziałem czemu się tak czułem...tak jakbym wrócił do przyczepy, do Hanka…Teraz wiem – odchylił jej twarz , zaglądając głęboko w źrenice- Bez ciebie wciąż będę się tak czuł. Jakbym się stamtąd nie wyrwał…

— To naprawdę piękne, ale…Och, zamknij się już – wymruczała mu do ucha, otulając jego twarz swoją.- Wolę jak mnie całujesz…Teraz lepiej zdejmij tę kurtkę i chodźmy, bo widzisz mój Kosmiczny Chłopcze…mam gościa. –Maria wstała z klęczek i otrzepała spodnie, prostując nogi.

— Gościa ?- Michael oklapł – Jakiego znów gościa ?

— Po prostu chodź- Maria wyciągnęła dłoń i holowała kosmitę aż do salonu.
Zaś w salonie na jednym z dużych – jakby dmuchanych , obciągniętych skórą foteli siedział chłopak. Mógł być co najwyżej o dwa lata starszy od Michaela, miał szeroko rozrośnięte, umięśnione ramiona i uśmiech na pół twarzy. I niebieskie oczy. I był niemal białym blondynem.

— To jest Richard –powiedziała Maria do Michaela, a potem zwróciła się do Richarda-To mój chłopak, Michael.
Mężczyźni podali sobie szybko ręce. Ściśle, to ze strony Michaela był to bardzo mierny uścisk.

— Znowu razem, co ?- Richard zacmokał.
Michael zbaraniał i obrzucił Marię nagannym spojrzeniem.

— A ty w zasadzie…kim jesteś ?- Guerin rozsiadł się na kanapie naprzeciw.

— Przyjaciel.

— Przyjaciel- Michael pokiwał głową w kierunku swojej dziewczyny- To dziwne, że o tobie nie słyszałem, bo zazwyczaj znam wszystkich przyjaciół Marii.

— No cóż ja i Richard znamy się od dwóch dni. Jest instruktorem narciarskim i pojedzie z nami na narty-zakomunikowała z radością Maria .
Michael zaklął cicho , po czym momentalnie przywołał uśmiech na swoją twarz.

— Richardzie przeprosimy cię na chwilę , dobrze ?- powiedział z przesadną egzaltacją i niewiele się zastanawiając zabrał Marię do przylegającej obok kuchni.

— Możesz mi to wyjaśnić ?- zaczął swoim zwyczajowym, napastliwym tonem, przymykając drzwi wejściowe – Co ten burak o wyglądzie kena tu robi , hę ?

— Zaprosiłam go żeby omówić nasz wyjazd- w głosie Marii znać było zdziwienie pomieszane z irytacją – Tylko tyle.

— Tylko tyle, tak ?- Michael zionął złością – A gdybym nie przyszedł dzisiaj, gdybym nie wyciągnął ręki do zgody, to co ? O m a w i a ł a b y ś z n i m wyjazd s a m n a s a m ?

— Zaraz- Maria okopała się na pozycji atakującego- Ty wyciągnąłeś rękę na zgodę ? Ty ?! Przyszedłeś tu po swoje płyty ! Żałosny materialista !- pięść Marii trzasnęła w stół.

— A ty godna potępienia erotomanka !

— Chcę żebyśmy pojechali razem !

— Czyli w trójkę-żachnął się Michael- Dziękuję ci za tę możliwość. A skoro innej nie ma , to raczej nie spędzimy tej świątecznej przerwy razem…- Michael powiedział to tak jakby już stawiał kropkę w tej dyskusji i prostując się dumnie nacisnął klamkę, ale w tym samym momencie Maria złapała go za rękę.

— Michael, proszę…Nie chcę znów się pokłócić. Chcę żebyśmy tam pojechali -odezwała się znacznie potulniejszym głosem.- Naprawdę.
Michael Guerin patrzył w jej oczy , z których znikła zaciętość i siła kobiet Deluca , a pozostała czułość i wrażliwość, i być może to go trochę udobruchało, ponieważ nagle również spuścił z tonu.

— Ale ja wcale nie umiem jeździć na nartach- westchnął- Chyba , że masz zamiar potem doglądać kaleki i spędzić z nim całe życie-uśmiechnął się zaczepnie.

— Richard cię pouczy i jakoś sobie poradzimy- Maria wsunęła dłonie w kieszonki spodni Michaela i przytuliła się do niego całym ciałem- Zgadzasz się Kosmiczny Chłopcze ?
Michael pogłaskał ją po policzku, wyrażając może niechętną, lecz ostateczną aprobatę . On zrobiłby wszystko co tylko leżało w jego mocy dla osoby dzięki której przestał bać się miłości. Bo kiedyś bał się kochać i bał się być kochanym, nie potrafił angażować się uczuciowo ani ufać ludziom. Dzięki Marii to się zmieniło, zmienił się on, zatem jak mógł nie spełnić tej prośby ? W duchu wciąż nie był przekonany do tego pomysłu, ale czy miał jakieś lepsze wyjście ? Nauczenie się dla Marii grania na gitarze było dla niego nieosiągalne, ale narty…Pfff ! Hipotetycznie to nie mogło być zbyt trudne, prawda ?

***
Wigilia Bożego Narodzenia przebiegła dla rodziny Czechosłowaków pod znakiem spokoju i radości , bo w finałowym rozrachunku wszyscy jak zwykle spędzili to święto wspólnie, a Maria wcale nie narzekała, że musiała zrezygnować z użycia swoich elektrycznych świec. W końcu ona i Michael mieli jeszcze przed sobą dwa tygodnie białego szaleństwa i ogólnego leniuchowania, a zatem mnóstwo okazji do zorganizowania romantycznego wieczoru gdzieś tam, w małym , przytulnym domku w górach. Poza tym w mniemaniu Marii Richard Wilkins nie był żadną przeszkodą czy wadą tego wypadu , to jedynie Michael widział w nim piąte koło u wozu…Co było oczywistą demonstracją zazdrości z jego strony, typowym przykładem samczego pragnienia dominacji.
Właśnie o tym myślała Maria podczas powrotu z wigilijnego przyjęcia Evansów. Brnęła przez wydmy śniegu wraz z Michaelem i nawet szczypiące w policzki zimno nie zniechęciło jej do wesołego nucenia pod nosem.

— Jutro pójdziemy kupić ci narty i strój narciarski…-odezwała się, szczelniej ogacając szyję i twarz szalikiem- Ja też kupię sobie strój. Potrzebny mi nowy.

— A co jest nie tak ze starym ?- Michael objął Marię w pasie.

— To, że jest stary- zaśmiała się- Nie znam kobiety , która by nie przywiązywała wagi do wieku swoich ciuchów.

— Niektóre z tym przesadzają – Michael zamrugał.

— Czyli które ?

— Nie znasz- zachichotał i zaraz skapitulował- Ale oczywiście nie ty. Ty masz idealne wyczucie. Jeśli chodzi o zakupy twoja kobieca intuicja działa bez zarzutu !

— Za twój samczy instynkt…

— Tylko nie samczy, dobrze ?- Michael spochmurniał- Twoja matka nadaje się tylko do programu Oprah Winfrey. Tam hołubią takie teorie.

— Nie zaczynaj z moją mamą, zielony potworze-ostrzegła Maria- Jej uszy i oczy są wszędzie.

— Wierzę-mruknął Guerin- Szczególnie tam gdzie jestem ja. I ty.
Maria wzmocniła uścisk wokół ręki chłopaka i przez parę minut oboje szli w całkowitym milczeniu, że tylko twardy, ubity śnieg skrzypiał im pod podeszwami.

— A co ty uważasz o wizycie Alexa ?-wyrwało się niespodziewanie Marii.
Michael popatrzył na nią zmęczonym wzrokiem.

— Uważam, że …że powinniśmy to sprawdzić. Ale bez paniki.

— Coś jesteś jakiś nijaki , hmm ?-zajrzała mu w twarz.

— Bo Max mnie wkurza- uwolnił się od ręki Marii i wbił dłonie w szerokie kieszenie kurtki- Najpierw sam nie chce do tego wszystkiego wracać, odżegnuje się od …no wiesz…tamtych spraw, a potem zawraca wszystkim głowę !

— Powiedziałabym , że to Alex zawraca nam głowę, jeśli już.

— Naskakujesz na niego ?- zdziwił się Michael- Zazwyczaj go bronisz- wzruszył ramionami- Wy wszystkie jesteście takie same. Zmienne jak chorągiewki.

— Nie naskakuję , tylko usiłuję zrozumieć co się dzieje- wyjaśniła ugodowo dziewczyna- Kiedy spotyka się ze mną i Liz jest taki…beztroski. Jak dawniej.

— No to ja już się pogubiłem-przyznał kosmita- Może to w ogóle jakieś halucynacje .

— Rozmawialiśmy już o tym. To nie są zwidy. Isabel…

— Isabel była nim zauroczona.

— Co z tego ?

— Nie jestem pewien czy się z tego wyleczyła.

— Ona nie kłamie, Michael. Ja i Liz też widzimy Alexa- Maria mówiła bardzo emocjonalnie.

— Nie powiedziałem, że kłamiecie. Po prostu może …sobie to wmawiacie.

— Nie !- Maria stanęła- Nie wmawiamy !
Michael obrócił się. Zza zwiniętego szalika z grubej, czerwonej wełny i kaptura, który ściągnięty sznureczkami stał się ochroną przed mroźnym powietrzem , wystawał sam nos i usta.

— Maria daj już spokój- rozłożył ręce- Chodźmy do domu.

— Nie idę- pokazała język- Nie wierzysz mi, więc nie pójdę !
Michael pokręcił głową i roześmiał się perliście.

— Jak będziesz wystawiać język na ten ziąb to ci w końcu zamarznie – powiedział. – I w sumie to będzie chyba jedyna przysługa jaką wyświadczy mi matka natura.
Biała śniegowa kula z impetem uderzyła w kolano kosmity i rozprysnęła się w śniegowe okruszki.

— Nie pójdę !- Maria skakała w miejscu szykując kolejny śniegowy pocisk.

— Jak dziecko- wyszeptał Michael i zanim Maria zdołała wycelować podbiegł do niej i wziął ją na ręce , dosłownie przerzucając ją sobie przez ramię.

— Puść mnie !- wołała Maria przez śmiech- Na pomoc ! Ratunku, straszny kosmita chce mnie porwać !

— Chce cię pocałować- przerwał jej Michael i zrobił dokładnie to, co chciał.






























Poprzednia część Wersja do druku Następna część