Hotori

Perły Pamięci (5)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część




***
Antar, Rok Szkarłatnej Tarpei.

Bal w Reevandolu trwał już w najlepsze, kiedy pierwsza gwiazda zajaśniała nad jego kopułą. Oficjalne ceremonie już przebrzmiały i goście tłumnie wkroczyli do Sali Lustrzanej by przy akompaniamencie orkiestry tańczyć do upadłego, do bladego świtu.
Zan nie bawił się jednak tak przednio jak pozostali zgromadzeni na przyjęciu. Stał na balkonie i przechylał kryształowy kieliszek , smętnie patrząc na kołyszące się w nim wino. Miał wrażenie, że umarł wczorajszego wieczora kiedy jego życie zostało złożone w ofierze, rzucone na pożarcie wielkiego bóstwa , którego postać wyrzeźbioną w złocie widział Zan na małym, wiejskim ołtarzu pewnej zaniedbanej świątyni , gdy dochodził wieku lat siedmiu. Tamten posąg , samo jego wspomnienie -budziło w nim lęk, mimo przepięknych, szlachetnych kamieni , którymi wysadzono rzeźbę , i które kolorowo mieniły się w dziennym świetle. Ten ponury, olbrzymi mężczyzna, którego szczelnie pokrywał złoty kruszec, o siedmiu głowach z wydętymi, murzyńskimi wargami przerażał go nawet bardziej niż dawne opowieści ojca o straszliwych lochach , w których umierali więźniowie polityczni Mendoga. I oto właśnie będzie symbol jego życia. Krwiożercze bóstwo. Ołtarz wolności narodu.
Panicz Zan jeszcze raz pociągnął łyk wina, opróżniając tym samym kieliszek i rozejrzał się za następnym, ale zamiast kelnera ze srebrną muchą pod szyją, ujrzał zbliżającego się w jego stronę i nie kryjącego satysfakcji z jakiegoś tajemniczego powodu, Rathisa. Rath przepychał się dzielnie przez tłum gości , był wystrojony w przepiękny odświętny strój. Miał na sobie wąsko skrojone spodnie-marchewki z połyskliwie granatowego jedwabiu, szeroki amarantowy pas wiązany w biodrach , koszulę również z jedwabiu o kolorze przyćmionego, subtelnego złota z dodatkiem brązu. Ponadto na jego prawym ramieniu migotały wszystkie jego wojskowe odznaki i z daleka wyglądały niczym sznur różnobarwnych cekinów. Całość okalał długi, kremowy płaszcz zaczepiony na delikatnych haftkach.
Zan musiał się uśmiechnąć na ten widok. Rath wyglądał jak…cudak z bajki, chociaż to wcale nie znaczyło, że było mu nie do twarzy . Nie , nic z tych rzeczy –całość czyli kolory i kroje świetnie komponowały się z jego zabójczą urodą, ale w niektórych miejscach przesadził i Zan zorientował się, że to zapewne wina Vil, która jak co roku naciągała Ratha na piękne i drogie stroje, a on dał się w to wciągać, bo po pierwsze łechtało to jego próżność, po drugie-rzadko kiedy był w stanie odmówić swojej małej, złośliwej księżniczce.

— Masz przed sobą najprzedniejszą partię na Antarze- Rath z szelmowską miną podszedł do Zana i powiesił się na jego ramieniu- Prócz ciebie, oczywiście-dodał wybuchając śmiechem.
Ale Zanowi nie było do śmiechu. Namiastka wesołości nie mogła odgonić od niego przykrych myśli.

— Już nie jestem i nie będę dla nikogo przednią partią- odburkną ze złością.
Uśmiech spełzł z twarzy Ratha.

— Co ty opowiadasz , znowu…!-przechylił się na bok i klasną na kelnera- Dwa razy wino !
Zan wyplątał się z objęć przyjaciela i odwróciwszy się w stronę tarasowej barierki smętnie zwiesił z niej dłonie, a wzrok utkwił w rysującym się na horyzoncie drzewie bzu. Stało tam stare, samotne i opuszczone , swoją niebieską koronę zwiesiło smętnie na lewy kraniec jeziora, i pojedyncze swoje włosy zdawało się moczyć w jego nieprzeniknionej tafli. Zan pomyślał, że on jest i będzie jak to drzewo- przyrośnie do ziemi antarskiej i będzie w niej trwać samotnie , na straży porządku i spokoju kraju. Pewnego dnia upadnie i pozostanie po nim tylko zakurzona kronika.

— Zan czy ty mnie w ogóle słuchasz ?- obrażony głos Ratha dochodził jakby zza mgły.

— Tak, ja tylko…nie, szczerze to nie. W ogóle nie słucham-przyznał.

— Masz- Rath podał mu kieliszek dopiero co napełniony świeżym trunkiem- Napij się, od razu ci się poprawi. Coś jesteś nie w sosie.
Zan w milczeniu sączył wino.

— Hej, jak tak, to ja mogę sobie pójść …-Rath obruszył się i zaczął iść w stronę wejścia.

— Nie, nie idz – Zan westchnął – Poopowiadaj co tam w wielkim świecie.
Rath natychmiast nabrał swoich dawnych kolorów i żywiołowości.

— Co słychać…Czekaj no aż ci powiem…jestem umówiony na co najmniej pięć schadzek, a jak ! Córka generała Cormaca , piękna Tye dała skraść sobie parę pocałunków, a kto wie co jeszcze się wydarzy…-Rathisowi pociemniały oczy i zagwizdał wesoło- Noc jeszcze młoda !

— Tak, młoda…i czas jeszcze przed nami. I życie, życie…-Zan mówił cicho, a jego twarz jakby pożółkła i zestarzała się w ciągu sekundy. Rath zorientował się, że jego słowa są dla Zana istną torturą. Natychmiast przemienił się w twardego wojownika, zamierzał dowiedzieć się co się naprawdę dzieje z przyszłym następcą tronu.

— Zan co ci jest, stary ?

— Jestem przeznaczony na króla, rozumiesz ?- powiedział głośno, niespodziewanie. Wyglądało to jakby bardziej mówił do siebie niż do Ratha.

— Nie bardzo rozumiem.

— Króla, którego życie ma przypieczętować pokój.

— Jaki znów pokój ?- Rath począł się niecierpliwić.

— Chodzi o pokój zawarty wiele lat temu, po II wojnie antarskiej. Pokój naszego dziadka z Mendogiem. Dziadek podpisał cyrograf na moje życie…Tam jest zapisane, że …mam poślubić tę, którą historia wyznaczy na następczynię tronu Skórów.
Rathowi zmieniły się oczy. Dłoń gwałtownie zacisnęła się na nóżce kieliszka.

— Oni to ukartowali-odezwał się kipiącym ze wściekłości głosem- Pochowali nas, Zan.







Poprzednia część Wersja do druku Następna część