Tess

MOJE ŻYCIE (3)

Poprzednia część Wersja do druku

MOJE ŻYCIE

Część 3.

O1.07.2002 rok. – Los Angeles.

Maria po dwóch dniach dojechała do Los Angeles. Spała w hotelach. Zresztą nie jechała cały czas. Swój telefon wyrzuciła gdy wyjechała poza Roswell. W Los Angeles kupi sobie nowy. Tylko teraz Alex się do niej nie dodzwoni, ale to kwestia jednego, dwóch dni. Maria bardzo lubiła duże miasta, jak to. Cieszyła się że w nim zamieszka, stanie się jego częścią. Ale pomimo wszystko czuła pustkę, ogromną pustkę. Swoich przyjaciół zostawiła w Albuquerque i teraz jest sama. Może liczyć tylko na siebie. Kiedyś marzyła żeby mieć normalny dom, dziecko. Tylko że to nigdy się nie urzeczywistni, będzie miała dziecko, ale ono będzie miało tylko ją. Nie będzie prawdziwej rodziny. Zresztą nigdy nawet nie pomyślałaby o planowaniu rodziny w tak młodym wieku. Zawsze uważała że przed trzydziestką to na bank się nie ożeni i nie będzie miała dzieci. Jednak życie lubi zaskakiwać, zaskoczyło ją i to bardzo. Ale wiedziała że to także jej wina. Nie rozumiała tylko do końca dlaczego została z tym wszystkim sama, że nie będzie przy niej jej chłopaka. To zrozumiałe że nie skakał by z radości, ale żeby ją zostawić. Nie nawet nie zostawić tylko kazać tak postąpić? Nie mogła tego zrobić. Sama nie wiedziała dlaczego tak jest, ale po prostu nie mogła. Kiedyś kochała Michaela, może nadal go kocha. Ale nie potrafiła zrozumieć jego postępowania. Ale to był jej Michael, nie, nie jej, on nigdy nie był jej. Zawsze żyli chwilą. Starali się nie myśleć o przyszłości, a już na pewno o wspólnej przyszłości. Poglądy Guerina były znane. Nigdy nie będzie miał żony, dzieci to już na bank. Więc dlaczego się tak łudziła? Dlaczego miała nadzieję? Może tylko chciała mieć nadzieję. Ale wyczuła że gdy się jej pytał czy usunęła że jest mu głupio. Ale to o niczym nie świadczy. Nikt się nie dowie że to jego dziecko. Teraz otworzyły się przed nią nowe horyzonty. W końcu będzie samodzielna, od dawna o tym marzyła. Choć perspektywa utrzymywania się samej trochę ją przerażała to wiedziała że wiele kobiet miało ten sam problem, znajdowało się w podobnym położeniu. Wiele z nich poradziło sobie i to bardzo dobrze, więc dlaczego ona miałaby do nich nie należeć? Jest mądra, inteligentna, ładna, zgrabna. Znajdzie dobrą pracę i powolutku dojdzie do wewnętrznej równowagi.
Maria pierwsze trzy dni spała w hotelu, ale znalazła odpowiednie mieszkanie i dobrą prace. Zatrudniła się jako sekretarka w dobrze prosperującej firmie. Wynajęła mieszkanie w dobrej dzielnicy na Black Street, dwupokojowe. Jak na początek to poszło jej świetnie.

05.07.2002 rok. – Albuquerque.

Kyle chodził nerwowo po domu. Jego siostra przepadła bez śladu. Dzwonił do rodziców, była u nich. Lecz tylko jeden dzień, potem wzięła pieniądze i wyjechała. Nikt o niczym nie wiedział. Tylko dlaczego tak zrobiła? Ostatnio była dziwna, ale w ostatnim dniu przed wyjazdem widocznie było już lepiej. I z jakiego powodu by tak przepadła bez śladu?! Nikt nie miał o niczym pojęcia, nikomu nic nie mówiła. Po prostu ich wszystkich zostawiła i wyjechała. Bez żadnego wyjaśnienia. Nie zostawiła kartki, listu, kompletnie nic. Telefonu nie odbierała. Nawet nie zadzwoniła i nie wyjaśniła. Wszyscy byli pewni że coś jej się stało. Bo jak to możliwe żeby tak sobie, bez najmniejszego powodu, uprzedzenia ich zniknęła? To nie było w jej stylu. A jeszcze jedno było dziwne, zrezygnowała ze studiów. Szukali jej wszyscy, wydzwaniali do znajomych, na policję zgłosili jej zaginięcie, po szpitalach. Wszędzie gdzie się tylko dało. Ale to na nic.

Alex był w pokoju z Isabell i Tess, gdy zadzwonił telefon:

—Alex! Tu Maria! – Alex zdębiał. Dzwoniła Maria, po tylu dniach wreszcie raczyła się odezwać. Alex nie mógł swobodnie rozmawiać bo nie był sam w pokoju. Wyszedł tłumacząc dziewczynom – To kolega. Zaraz wrócę.

—Alex jesteś? – Maria.

—Tak jestem! – Wyszedł na dwór. – Co się z Tobą działo? Czy Ty masz pojęcie co się tutaj dzieje?! – Alex był wściekły. Nie przypuszczał że to wszystko będzie takie trudne.

—Przepraszam ciebie. Wcześniej nie mogłam zadzwonić, byłam bardzo zajęta. Szukałam pracy i mieszkania. Wybacz że dopiero teraz dzwonię. Już się zaczęło prawda?

—Zaczęło?! Wszyscy Ciebie szukają. Nie wiedzą co się stało, przypuszczają że coś Ci się stało!

—Wiem że to dla Ciebie trudne, ale zrozum mnie. To minie, przestaną. Ja nie mogę wrócić. Nie jestem gotowa na to wszystko. Mnie też nie jest łatwo, możesz mi wierzyć Alex. Ale muszę sobie poradzić!

—Mogłaś zostawić jakiś list, cokolwiek Maria. Nawet nie wyobrażasz sobie jak oni to przeżywają. Tess i Liz chodzą jak cienie swojej osoby, Kyle jest nie mniej przybity, Isabell i Max też są w fatalnym stanie. Nie podejrzewał bym że Max i Isabell też będą tak bardzo to przeżywali.

—A Michael?

—Michael? Siedzi zamknięty w pokoju lub wychodzi nie wiadomo dokąd. Czy Ty wiesz jak ja się czuję? Wiem gdzie jesteś. Mogę im pomóc, ale obiecałem Tobie że Ci pomogę. Nie wiem jak długo to zniosę.

—Alex obiecałeś! Wiesz dlaczego tak zrobiłam. Albo mi pomożesz, albo nie wiem co się stanie z moim dzieckiem. On nie może się dowiedzieć. Moi rodzice wiesz jak by zareagowali. To minie, zaprzestaną mnie szukać. Za rok najpóźniej się odezwę Alex. To dla mnie też jest trudne, ale tak się ułożyło moje życie.

—Muszę kończyć Maria. Postaram się dotrzymać obietnicy. Gdzie mieszkasz?

—Przysięgłeś Alex!

—Ale muszę znać dokładny Twój adres.

—Black Street 24/150.

—Odezwij się.

—Dobrze. Dziękuję Ci.

15.08.2002 rok. – Albuquerque.

Minął już przeszło miesiąc od zniknięcia Marii. Wszystko się zmieniło. Nie byli szczęśliwi, nie chodzili na imprezy, wcale się dobrze nie bawili. Zawsze gdy dzwonił telefon mieli nadzieję że to Maria. Jednak nigdy to nie była prawda. Rodzice Marii byli wściekli. Jednak także zaczęli później szukać córki.

Isabell chodziła przygnębiona, jednak czuła coś instynktownie że jej brat może coś wiedzieć. Znała go jak nikt inny. W końcu zdecydowała się z nim porozmawiać. Już dawno czekała na taki moment, nikogo prócz nich nie było. Isabell poszła do pokoju Michaela:

—To Ty Is. – Michael. Jak wszyscy się zmienił. Jednak on starał się tego nie okazywać. Całkowicie zamknął się w sobie. Wszędzie chodził sam.

—Musimy poważnie porozmawiać Michael! Ty coś wiesz o Marii! – Isabell. Była pewna że coś wie. Wyczuwała to. Przeczucia nigdy ją nie myliły.

—Co? Isabell skąd Ci to przyszło do głowy? Jak bym wiedział to już dawno bym powiedział.

—Zmieniłeś się. Zamykasz się w pokoju. Unikasz Nas wszystkich, wymykasz się gdzieś sam. Nie wiadomo dokąd idziesz, gdzie spędzasz czas. Nie spotykasz się z kumplami ze studiów. To widać Michael. Oni myślą że to dlatego że też Ci jej brakuje, ale mnie nie oszukasz! Jestem Twoją siostrą. I to kosmitką. Mam umiejętności i świetny instynkt! Nigdy się nie mylę, a teraz moja intuicja wyraźnie podpowiada mi że wiesz coś! Powiedz mi Michael! Dlaczego to ukrywasz przed nami!? Dlaczego?

—Nie Issy! Masz już urojenia! Ja nic nie wiem! Tak jak Wy nie mam pojęcia co się stało!

—Może to ma coś wspólnego z Waszą kłótnią? Nigdy nie widziałam żebyście się tak pokłócili. Powiedz mi Michael. Chcę wiedzieć! To może nam pomóc! Dlaczego nam nie pomagasz, tylko utrudniasz wszystko!?

—Nie mogę Isabell! Nie mogę! To był jej wybór! Nie miałem na to wpływu!

—Więc wiesz Michael! Co się stało? O co Wam wtedy poszło? Ja chcę pomóc nam wszystkim. Także Tobie, kocham Ciebie. Jesteś moim bratem, jesteś taki jak ja.

—Okłamała mnie. Więc powiedziałem jej co myślałem. Nie wiedziałem że to tak na nią wpłynie. Że wyjedzie i zostawi to wszystko. Ale byłem wtedy chyba za ostry. Powinienem pogadać z nią spokojniej, wytłumaczyć. Straciłem kontrole wtedy nad sobą. Naprawdę jest mi bardzo przykro że powiedziałem to w sposób w jaki to zrobiłem, trzeba było bez nerwów.

—Ale o czym Ty mówisz Michael? Co się takiego wydarzyło?

—Trudno mi jest o tym z Tobą rozmawiać, to naprawdę głupie.

—Michael ze mną nigdy nie wstydziłeś się rozmawiać otwarcie. Przerażasz mnie tym co mówisz.

—Powiedziała mi zbyt późno. Sam fakt tej wiadomości to był szok, ale to że tak późno mi powiedziała doprowadziło mnie do szału.

—Michael powiedz wreszcie o co poszło. Nie owijaj w bawełnę, bo się niecierpliwię.

—Wpadliśmy najzwyczajniej. To była jej wina. Chociaż ja też powinienem być ostrożniejszy.

—Czekaj bo się chyba gubię….. ? Wpadliście? Czy Ty masz na myśli…. Zaszła w ciążę?????

—Tak. Dlatego tak się pokłóciliśmy.

—Co?? Co Ty jej Michael powiedziałeś??

—No jak to co?! A co ja jej mogłem powiedzieć?!? Wiesz co.

—Kazałeś jej usunąć….. ?!!?

—Tak.

—O Boże! To dlatego taka dziwna była. Michael ale coś takiego? Nie sądziłam że tak zareagujesz, że tak możesz zareagować…..

—Isabell!? Mieliśmy umowę. Wiesz kim my jesteśmy. Nie jesteśmy ludźmi. Musiałam.

—Nie musiałeś Michael! Czy Ty wiesz jak ona mogła się czuć? I tak najnormalniej zostawiłeś ją samą…. ????!!!!!

—Dałem jej tydzień, żeby pozbyła się problemu.

—Dziecko uważasz problemem? To że jesteśmy inni, to żaden powód. Zachowałeś się dokładnie tak jak większość tych tchórzliwych facetów! Usunęła?

—Tak.

—Pięknie Michael. Pięknie!! To dlatego wyjechała! Żeby tylko sobie czegoś nie zrobiła….

—Wiem że wyszło to…… nie tak powinno być.

—Tak nie można. Nie ucieka się od odpowiedzialności! Wybacz Michael, ale to prawda. Jak ona zareagowała? Chciała też usunąć??

—Nie wiem. Chyba nie…. na początku nie chciała. Nie spodziewała się takiej reakcji z mojej strony. Kazałem jej.

—Boże gdzie ona może teraz być??? Może wróci, jak ochłonie, oby….. . Czy Ty naprawdę tego chciałeś Michael? Tak bezwzględnie do tego podszedłeś? Nigdy nic do niej nie czułeś?? Byliście półtora roku razem. To nie miało dla Ciebie znaczenia?

—Nie mogę się wiązać dobrze o tym wiesz. Tak już musi być. Nie wiem co może się wydarzyć w moim życiu.

—Kłamiesz! Oszukujesz sam siebie Michael! Ja kocham Alexa! Ale ja bez względu na wszystko nigdy nie będę z innym facetem! Nigdy! Postanowiłam że powiem mu kim jestem. Jeszcze nie teraz, może za parę miesięcy. Ale jestem już pewna że chcę mu to powiedzieć.

—Narażasz Nas Isabell?! Zdajesz sobie z tego sprawę.

—Nie narażam. Alex jest lojalny. To nie będzie miało dla niego znaczenia że jestem kosmitką. Tak samo pozostali. Są dla Nas jak rodzina. Zrozumieją Michael.

—Jak się dowiedzą to koniec. Dobrze wiesz Issy że mnie znienawidzą, a już w szczególności Kyle. Zresztą to będzie normalna reakcja.

—Michael nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Czułeś coś do niej? Kochałeś ją? Może nadal ją kochasz? Byliście ze sobą tak długo że…., to dziwne żeby była dla Ciebie obojętna.

—Dobrze mi z nią było. Ja sam nie wiem, kim ona dla mnie była, kim jest.

—Brakuje Ci jej Michael?

—Tak. Chyba tak…..

—A więc kochasz ją. Dlaczego Tobie okazywanie uczuć sprawia taką trudność? Jakby to było coś złego, czego musisz się wystrzegać?

—Bo tak jest Issy. My sami nie wiemy kim jesteśmy. Jak więc możemy się wiązać z kimś?

—Normalnie, zwyczajnie Michael. Nie liczy się kim jesteśmy. Ja jestem szczęśliwa i nic mnie stąd nie ruszy. Maria też Ciebie kochała. Ona sama nie zdawała sobie z tego sprawy. Jesteście do siebie bardzo podobni. Źle się to wszystko potoczyło, bardzo źle Michael. Naprawdę chciałeś żeby poszła na zabieg?? To było dla Ciebie taką zwyczajną decyzją?

—Musiałem. Nie potrafiłem inaczej. Bałem się o nas wszystkich.

—Konkretnie Michael.

—Z perspektywy czasu żałuję. Nie myślałam tak ale, ale zrobiłem inaczej.

—Przemyśl to wszystko i zrozum że nie musimy żyć w ukryciu. Jesteśmy także ludźmi i na tym się skoncentruj Michael.

Reszta dnia upłynęła w miarę spokojnie. Wszyscy nadal chodzili zbici jak psy. Nie mogli sobie znaleźć miejsca. Myśleli jak by tu móc się skontaktować z Marią, w ogóle przekonać czy żyje. Bo myśleli że coś jej się stało. To było bardzo prawdopodobne.

10.11.2002 rok. – Los Angeles.

Maria siedziała i rozmyślała. Utrzymywała stały kontakt z Alexem. Miał do niej przyjechać we wrześniu, ale nie udało się. Isabell chciała z nim jechać, uparła się. Nie chciał na nią naciskać że nie może, to było zbyt ryzykowne. Isabell bała się że może stracić także Alexa, dlatego nie chciała by sam gdzieś jechał. Zaczął się nowy rok. Więc teraz Alex tym bardziej nie mógł. Maria jak zawsze siedziała sama. Zakolegowała się z Britney, dziewczyną która mieszkała w sąsiedztwie. Jednak trzymała wyraźny dystans. Maria nie chciała się zwierzać, szukać przyjaciółki. Zwykłe rozmowy, pogawędki z Brit jej wystarczały. Brit była od niej dwa lata starsza. Kończyła studia, była na ostatnim już roku. Bardzo się polubiły, jednak większość czasu i tak Maria spędzała sama. Ostatnio czuła się nie najlepiej. Była jednak pewna że to normalne, więc nie szła do lekarza. W nocy jednak obudziła się z potwornymi bólami. Nie wiedziała co się dzieje. Zadzwoniła po Britney, która zawiozła ją do szpitala. Nie było wiadomo co się stało. W szpitalu zrobiono jej badania, dano jakieś zastrzyki. Maria usnęła. Musieli dać jej jakiś środek nasenny i przeciwbólowy. Obudziła się po dziesiątej. Natychmiast zawołała lekarza, a raczej zażądała rozmowy z nim.

—Co mi się stało? – Maria.

—Sami do końca nie wiemy. Musimy zrobić szereg badań dopiero wtedy dowiemy się czegoś konkretnego. Porozmawiamy za dwa, trzy dni Pani Mario. Teraz proszę leżeć i się nie denerwować. To wszystko co może Pani zrobić dla siebie i dziecka.

—Jak to nic nie wiecie? Przecież musi być jakaś przyczyna! Proszę mi powiedzieć!

—Powiemy ale jak się dowiemy. Teraz naprawdę nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na pani pytania. – Lekarz wyszedł. Maria została sama. Nie mogła już spać. Bardzo martwiła się o swoje dziecko. Pamiętała że przyjechała z Brit, ale jej już nie było. Musiała iść pewnie na zajęcie. Może później ją odwiedzi.

Sześć godzin później:

—Cześć Maria!

—Witaj Brit! Zastanawiałam się czy przyjdziesz.

—Wcześniej nie mogłam. Byłam na zajęciach, później w domu i teraz przyjechałam. Sorki że nie zostałam ale to ostatni rok i wiesz, nie chcę robić sobie zaległości.

—Nie musisz się tłumaczyć. To zrozumiałe.

—Jak się czujesz? Wiadomo co się stało?

—Na razie jest dobrze. Z rana rozmawiałam z lekarzem, ale nic mi nie powiedział. Stwierdził że jak zrobią wszystkie badania to wtedy będzie wiadomo. Więc może jutro lub pojutrze dowiem się.

—Tak się wczoraj przestraszyłam. Cieszę się że jest już lepiej.
Rozmawiały jeszcze dwie godziny. Później Brit pojechała do domu. Maria cały czas myślała, chciała wiedzieć co się stało. To czekanie wprawiało ją w obłęd. Ale nie miała innego wyjścia.

Dwa dni później:

—I co się stało? Niech Pan powie wreszcie! – Maria do lekarza. Sądząc po jego minie najlepiej nie było.

—No cóż… . Sprawa jest dość poważna. Badania wykazały że musiała Pani brać narkotyki, palić lub zażywać jakieś leki w czasie ciąży. – Maria opadła szczęka. Nie wiedziała co powiedzieć.

—Ja… ja.. . To prawda. Ale to było na początku. Nie wiedziałam że jestem w ciąży. Później gdy się dowiedziałam nie mogłam zerwać z nałogiem, odstawiłam narkotyki. Jednak przez następny miesiąc brałam tabletki, zmniejszałam dawki, nie potrafiłam tak od razu tego rzucić.

—Są tego konsekwencje. Ale o dziwo mogło być znacznie gorzej. Pani dziecko jest silne. Ale nadal istnieje duże ryzyko.

—Jakie ryzyko?

—Dziecko może urodzić się wcześniej. Nie ma pewności że przeżyje….. lub….. – Lekarz zrobił pauzę. Maria miała łzy w oczach.

—Jak to? Co jeszcze?

—Pani także grozi poważne ryzyko. Bardzo małe prawdopodobieństwo jest że przeżyje i dziecko i Pani. Bardzo mi przykro.

—Kto ma większe szanse?

—Dziecko, jest wyjątkowo silne. Są szanse że jeżeli przeżyje, urodzi się żywe to będzie wszystko z nim w porządku.

—Czyli umrę chyba. – Maria płakała. Łzy spływały po jej policzkach. Nie spodziewała się takich wieści. – Panie doktorze, proszę ratować moje dziecko, gdyby trzeba było wybierać. Ono musi przeżyć!

—Dobrze. Postaramy się żeby wszystko zakończyło się jak najlepiej.

—Wiem. Chciałabym zostać teraz sama.

Maria myślała. Bardzo dużo myślała. Musiała coś zrobić. Jeżeli umrze, a tak najprawdopodobniej będzie to jej dzieckiem musi się ktoś zająć. Mogła się zwrócić z tym tylko do Alexa. Żeby jej coś doradził. W razie czego była pewna że jej brat, lub przyjaciółki, znaczy Tess lub Liz by nie zostawiły jej dziecka. Musi zadzwonić do Whitmana. Tylko najpierw sobie to wszystko poukładać.

16.11.2002 rok. – Los Angeles.

Maria była już zdecydowana. Musi zadzwonić do Alexa i powiedzieć mu żeby do niej natychmiast przyjechał. Już się nie wahała tylko pewnie wybrała do niego numer:

—Alex?

—Tak. Poczekaj chwilę. – Po dłuższym czekaniu. – Miło że dzwonisz. Coś się stało?

—Alex musisz przyjechać natychmiast. Ja muszę z Tobą porozmawiać.

—Teraz? Jest środek tygodnia Maria. Chodzę na zajęcia.

—Jestem w szpitalu. Błagam przyjedź. Tylko nie mów im gdzie jedziesz. Tylko Ty Alex, nikt więcej!

—Co się stało? Wszystko w porządku?

—Powiem Ci jak przyjedziesz. Zrobisz to dla mnie Alex?

—Jasne. Za niedługo wyjadę. Do zobaczenia! W którym jesteś szpitalu?

—Prześlę Ci smsa gdy będziesz w drodze. Czekam.

—Dobrze. Będę jutro z samego rana.

16.11.2002 rok. – Albuquerque.

Alex siedział z Isabell w restauracji. Byli na obiedzie.

—Isabell muszę pilnie wyjechać. Pojedziesz sama do domu, zamówisz taksówkę. – Alex.

—Co? Co się stało? – Isabell.

—Nic. Sorry, ale śpieszę się!

—Alex czekaj! – Isabell pobiegła za nim. – Gdzie jedziesz?

—Wrócę jutro, może pojutrze.

—Nie! Jadę z Tobą Alex. Nie zostawisz mnie. Albo mnie weźmiesz, albo wcale nie pojedziesz! Wybieraj!

—Nie możesz Is!

—Alex ja nie żartuję!

—No dobra, ale nie będziesz zachwycona.

Alex chcąc nie chcąc powiedział wszystko Isabell. Przecież i tak by się na miejscu dowiedziała, więc po co miałaby być zaskoczona.

—I nie powiedziałeś nam o tym Alex!? – Isabell.

—Nie mogłem Issy, obiecałam jej! – Alex.

—A ja myślałam….. powinieneś był powiedzieć. Trzeba zadzwonić do Michaela.

—Zwariowałaś Is? Po co? Po tym co usłyszałaś uważasz że powinien wiedzieć?

—Teraz mnie posłuchaj Alex. – Isabell powiedziała mu o przebiegu rozmowy z Michaelem. – I nadal uważasz że nie ma prawa wiedzieć?

—On ją skrzywdził. Nie widziałaś w jakim była stanie. Ona go kochała.

—Wiem że postąpił okropnie. Ale powiem Ci jeszcze coś o mnie i o Michaelu, ale to jak się z nim zobaczymy na miejscu. Razem Ci to powiemy. Później reszcie.

—Co? On nawet nie…. nawet nie było mu przykro!

—On cierpi! Wie że postąpił jak skończony idiota! Osobiście mu to powiedziałam. Ale on ją kocha, ona mu może wybaczy. Alex oni mogą być jeszcze razem. Daj im tylko szanse.

—Chyba nie potrafię.

—Potrafisz. Mój brat nie jest zły. Popełnia błędy jak wszyscy. On zdaje sobie sprawę z tego jak postąpił. Żałuje, tak szczerze. Mówię Ci to ja Isabell jego siostra. Znam go jak nikt inny. On chciał Nas wszystkich chronić Alex. Nie pytaj dlaczego powiem Ci to razem z nim. Pozwól mi do niego zadzwonić. Proszę Alex.

—Ufam Ci Isabell. I naprawdę wcześniej go lubiłem. Teraz też nie czuję to niego nienawiści, to już minęło. Ale jest mi żal, że tak postąpił. Bardzo mnie zawiódł.

—Siebie też zawiódł. On zrozumiał już. Nie postąpi tak już nigdy.

—Zadzwoń. Tylko najpierw pogada ze mną i z Tobą. Może później z Marią. Powiedz mu że spotkamy się w jakiejś restauracji. Nie mów mu że jest w szpitalu. Niech do Nas zadzwoni jak będzie w Los Angeles.

—Dziękuję! Kocham Ciebie Alex!

Isabell dzwoni do Michaela:

—Michael to Ty? – Isabell.

—Tak. W końcu to mój telefon.

—Jedź do Los Angeles. Zadzwoń do mnie jak tam dojedziesz! Tam jest Maria. Tylko nie mów pozostałym. Mają się nie dowiedzieć rozumiesz?! Ja już tam jadę. – Michael nie zdążył nawet nic powiedzieć, bo Isabell się rozłączyła. To co powiedziała było czymś na co czekał od dawna.
Od czasu rozmowy z Isabell, tej szczerej rozmowy wiele do niego dotarło. Naprawdę żałował tego co jej powiedział. Ale nie chciał siebie zdradzić, ani Isabell. Oni zawsze mieli trzymać się razem, chronić nawzajem. Nie chciał dopuścić do sytuacji w której ta równowaga zostanie zachwiana. Bał się o siebie i o Is. Bał się że wyda się kim są, a raczej kim nie są. Bo ludźmi na pewno nie są. Nie wiedzą skąd są, dlaczego tu są, ale wiedzą jedno mają siebie nawzajem. Isabell zawsze była bardziej ludzka. Lgnęła do ludzi, chciała być jedną z nich. Męczyło ją to kim jest, ta ich tajemnica, a co najgorsze to że ktoś mógłby się dowiedzieć. Mógłby ich wydać, nie wiedzą co by wtedy ich czekało, co by im zrobili. Ale czytając o tych rzekomych kosmitach i o tym co im zrobiono to lepiej nie pozwolić się złapać, nie pozwolić się odkryć. Michael zawsze dążył do prawdy. Chciał wiedzieć kim są, dlaczego tu trafili, jaki jest ich cel bycia na Ziemi, do czego ich stworzono. Chciał odnaleźć takich jak oni, być wśród swoich. Dostać się do ich prawdziwego domu gdziekolwiek on był, cokolwiek to oznaczało. Nie chciał żyć wśród ludzi, nie był jednym z nich, był czymś więcej. Pochodził z bardziej rozwiniętej cywilizacji, na pewno stała ona na o wiele wyższym poziomie ewolucji. Chciał poznać swoją przeszłość, rodzinę bo musieli z Isabell ją posiadać. A może na Ziemi byli jeszcze tacy jak oni? Mający zdolność zmiany struktury molekularnej materii i innych. Szukał więc śladów jak tylko potrafił. Isabell już dawno dała sobie z tym spokój, nie chciała wiedzieć w przeciwieństwie do niego. Bała się że to zmieni jej życie, wywróci wszystko do góry nogami. Że będzie musiała zostawić to co ma, rodziców, przyjaciół, porzucić całe swoje życie. Dlatego dała sobie spokój, postawiła na ludzką część swojej natury, ale nieraz korzystała ze swoich mocy. Była jednak ostrożna, starała się trzymać innych na dystans, pewien dla nich niewidzialny, ale musiała. Ale postanowiła że w końcu zaufa Alexowi, on ją kocha tak jak ona jego. Nie pozwoli by stało jej się coś złego, by ktoś ją skrzywdził. Zrozumie nie będzie jej osądzał, bo nie ma za co. To nie ona zadecydowała o tym kim jest. Jest sobą, jest Isabell Guerin i jest szczęśliwa. Chciała jeszcze tylko przekonać do tego Michaela, bo gdyby była możliwość, była okazja powrotu do domu on by się nie zawahał. A ona nie potrafiłaby zostać, nawet ze względu na swoją miłość, na Alexa, nie opuściłaby brata. Wybrała by jego bo mu to obiecała, sobie to obiecała że gdziekolwiek on będzie ona będzie z nim. Dlatego tak bardzo starała się go przekonać, pokazać, udowodnić mu że mają już swoje życie i powinni przestać się oglądać za siebie. Przestać myśleć o tym co może się wydarzy, ale wcale nie musi. Że mają prawo wyboru i lepiej nie schodzić ze ścieżki na której są. Że mają dobrze, są szczęśliwi i że on też może być, to tylko zależy od niego. I chyba powoli zaczęło jej się to udawać. Michael nie zdawał sobie z tego sprawy, ale Isabell zasiała w jego umyśle wątpliwość. Że ma rację, powinien jej posłuchać, a nie gonić za czymś, nawet nie wiedząc za czym. Że powinien wziąć to co los mu daje. Ta myśl zaczęła go dręczyć, myślał o niej coraz więcej i doszedł do wniosku że może Is ma rację. Może niepotrzebnie szuka szczęścia, akceptacji gdzieś daleko. Powinien może spróbować postępować tak jak ona. W końcu Issy to jego siostra, najbliższa rodzina, jak dotąd nigdy się nie myliła. Że powinien chociaż spróbować, przekonać się jak to jest żyć tak naprawdę wśród ludzi, poczuć się jak człowiek. Dostrzec podobieństwa, zostawić różnice. Spróbować ten jeden, jedyny raz i się przekonać które z nich ma tak naprawdę rację. Poza tym to nie oznaczało że ma zapomnieć o swoim drugim ja, kosmicznej części. Tylko spróbować żyć jak zwyczajny człowiek, tak jak praktykowała już od lat to jego siostra Isabell.
Teraz Michael jechał do Los Angeles. Jednak ta myśl go także przerażała. Jego Michaela Guerina, tego który nie bał się, nie obawiał się, tego tak pewnego siebie. A teraz jechał i bał się rozmowy z Marią, nie mógł przewidzieć jak ona zareaguje. Może go nienawidzi, nie chce widzieć, nie chce znać. Nie zdziwiło by go to. To przez niego zrobiła to co zrobiła. On kazał jej zabić ich dziecko. Teraz te słowo tak trudno wypowiadał nawet w myślach. Ona wyraźnie nie chciała tego, ale takie rzeczy jej wtedy powiedział. Później też miał czas żeby z nią pogadać, wyjaśnić że nie mówił prawdy. Nie chciał tak naprawdę posłuchać swojego wewnętrznego głosu. Ale nie zrobił tego, a ona zrobiła wbrew sobie. Bo wiedział doskonale że nie chciała, ale stało się. Może każe mu się wynosić jak go zobaczy. Powie mu to czego mu nie powiedziała. Ale dziwiło go że wyjechała. To nie pasowało do Marii Valenti, ona była silna, uparta, nie lubiła przegrywać. Prawie zawsze stawiała na swoim. Większość ją lubiła, niektórzy wręcz uwielbiali. Miała niewyparzony język, mówiła otwarcie jak coś jej nie pasowało. Wielu kumpli Michaela z roku i nie tylko uważało ją za najlepszą partię. Jednak ona była z nim. I teraz sam nie wiedział tak naprawdę dlaczego. Zawsze był przekonany że dzieli ich prawie wszystko. Niedawno uświadomił sobie że są bardzo podobni do siebie. Obojgu odwalało, jak coś im nie pasowało mówili od tak bez żadnych zahamowań. Jednak każde z nich potrafiło przyjść i w swój własny, specyficzny sposób jakby przeprosić. Bo nigdy nie mówili do siebie wprost, do nikogo nie mówili przepraszam. Czasami sorry, albo zapominali o całym zajściu. Teraz się z nią znowu zobaczy i nawet nie wie co jej powie. Przeprosi, to i tak nic nie da. Ale zaryzykuje, pogada z nią szczerze, może jak się Issy zgodzi to powie jej prawdę. Ale Is raczej nie będzie protestowała. Był jeszcze ciekaw jakim cudem Is ją znalazła w Los Angeles. To olbrzymie miasto, miliony mieszkańców. Ale to mu opowie jak się spotkają i to już niedługo.

Isabell i Alex:

—Zadzwoń do reszty i coś im powiedz Is. Tylko nie mów gdzie jedziemy bo zaraz wszyscy się zwalą nam na głowę. Wtedy Maria mnie zabije, tego jestem pewien. – Alex.

—Muszę chwilkę pomyśleć. Co jej się stało Alex?? Musisz coś wiedzieć. Bez powodu nie jest w szpitalu. – Isabell.

—Nie wiem Issy. Nie powiedziała mi. Ale dowiemy się na miejscu. Jak dojedziemy to pierwsze co do Marii do szpitala jedziemy. Najpierw muszę z nią pogadać.

—A Michael? Przecież on będzie gdzieś z pół godziny później. I to nie wiadomo.

—Poczeka. Najpierw muszę wiedzieć co się stało.

—No dobra. Dzwonię do Kylea.

Isabell dzwoni:

—Cześć Isabell coś się stało? Jeszcze Was nie ma. – Kyle.

—Słuchaj jesteśmy w takim hoteliku za miastem. Będziemy jutro. Michael jest z nami, trzeba z nim pogadać. Więc nie dzwońcie do Nas. To naprawdę ważne.

—Czyli Was nie będzie. A zajęcia? Co z nimi?

—Powiedz że nie mogliśmy. Z nim naprawdę trzeba pogadać. Chodzi jak struty pies. Tak dłużej być nie może Kyle! Postanowiliśmy z Alexem z nim pogadać. Tylko nie przeszkadzajcie i nie dzwońcie. Jak już coś to do mnie.

—Dobra. Czy wszystko jest ok.?

—Sam wiesz jak jest Kyle. Musimy sobie pomagać nawzajem.

—Racja Is. Nie ma sprawy. To do zobaczenia i powodzenia. Gadka z nim nie będzie łatwa.

—Już się o tym przekonaliśmy. Trzymajcie się i dobrze zmyślaj Kyle wykładowcom! Bo jak nie to posiekam!

—Cool! Na to czekam. Pa.

—Pa Kyle!

Alex i Isabell:

—Ale mu powiedziałaś. Niezła jesteś. – Alex.

—Ma się te umiejętności Alex. – Issy.
Resztę drogi rozmawiali o wszystkim, a głównie o Marii i Michaelu. O tym co się wydarzyło.

17.11.2002 rok. – Los Angeles.

Isabell i Alex byli już w Los Angeles. Byli zmęczeni, prowadzili na zmianę. Teraz jechali do szpitala do Marii.

—Isabell najpierw ja z nią pogadam. Niech nie wie że jesteś ze mną. Sam jej to powiem. Wiesz tak będzie lepiej.

—Wiem. Tylko powiedz jej że jestem. Wymyśl coś, ale musisz jej powiedzieć. Prawdę lub nie. Jak wolisz, zresztą wyczujesz jak by się zachowała. I spokojnie, nie denerwuj jej.

—Tyle wiem.

Byli w szpitalu. Alex poszedł do Marii. Lekarz mu pozwolił, bo niestety musiał mieć na to jego zgodę.

—Hej Maria! – Alex! – Przytulił Marię, bardzo się za nią stęsknił. Nie widział ją w końcu parę miesięcy.

—Alex! Szybko przyjechałeś. Nie zabrali Ci po drodze prawa jazdy? – Maria. Starała się być zabawna, taka była. Jednak teraz w jej oczach można było zobaczyć smutek i przerażenie.

—Aż tak nie pędziłem autostradą. Mari dlaczego chciałaś żebym przyjechał? Lekarz mi nic nie powiedział, co się dzieje? – Maria momentalnie posmutniała. Utkwiła na chwilę wzrok na oknie, a raczej krajobrazach wielkich budynków które było przez nie widać. Popatrzyła się następnie na Alexa powiedziała. Powiedziała mu wszystko. – Maria. To niemożliwe. Nie wiem co Ci powiedzieć. Nie wierzę w to że umrzesz i Ty też nie możesz w to wierzyć.

—Ale to prawda. – Maria płakała. Bo za miesiąc, półtora to jej chyba już nie będzie…..

—Nie Mari! Muszę Ci coś powiedzieć. Nie jestem sam. Nie przyjechałem sam.

—Co? Z kim jesteś? Z Kylem?

—Nie. Jestem z Isabell. Nie dało się, uparła się że jedzie ze mną. Powiedziałem jej o wszystkim. Ona naprawdę jest po Twojej stronie. Ona chciałaby Ciebie zobaczyć.

—Isabell? Ale czego ona ode mnie chce?

—Porozmawiać. Jest Twoją przyjaciółką. Żałuje że nie dowiedziała się wcześniej. Bardzo żałuje.

—Zawołaj ją jakbyś mógł. Tak mówiąc szczerze to cieszę się. Zobaczę Isabell, bo Tess i Liz tu już nie będę miała szansy.

—Zaraz z nią przyjdę. – Alex poszedł po Issy. Powiedział jej co się dzieje, wszystko jej powiedział. Po chwili wchodzi z Isabell do sali:

—Porozmawiajcie sobie. Ja poczekam na zewnątrz. – Alex.

—Maria. – Isabell podbiegła i przytuliła przyjaciółkę.

—Issy! – Maria.

—Jak mogłaś Nas tak zostawić? Teraz to już nie ważne. Dobrze że już jesteś. Bardzo za Tobą tęskniłam.

—Ja też.

Isabell i Maria rozmawiały jeszcze godzinę. Isabell później poszła. Powiedziała Marii że wrócą za trzy, cztery godziny. Pojechała z Alexem w umówione miejsce porozmawiać z Michaelem.

Iasbell i Alex siedzieli w kawiarni i czekali na Michaela. W końcu się pojawił:

—Alex tylko proszę bez nerwów. – Isabell obawiała się tej rozmowy.

—Isabell, Alex???? – Michael w szoku. Nie miał pojęcia że będzie też Alex. Myślał że jest tylko Isabell sama..

—Michael… część. – Alex nie wiedział jak się ma zachować. Głupio się czuł, podobnie jak wszyscy.
-Co Ty tutaj robisz Alex? – Michael.

—Chyba czas abyśmy sobie wszystko wyjaśnili. – Alex powiedział Michaelowi o tym że wiedział. Że cały czas wiedział gdzie jest Maria.

—Ale dlaczego ona postanowiła wyjechać? Nie rozumiem tego? – Michael.

—My też powinniśmy Tobie Alex coś powiedzieć. Ale nie wiesz najważniejszego Michael. Ona wyjechała bo tego nie zrobiła. Nie poszła wtedy na ten zabieg.

—Co?? Jak??? – Michael nie wiedział co ma powiedzieć. To oznaczało że to dziecko żyje, że nie jest jeszcze za późno.

—Ale za to jest w szpitalu. Możliwe że nie przeżyje. Najprawdopodobniej umrze Michael. – Alex. Nie mógł tego wymawiać, to mu sprawiało taką trudność. Jego przyjaciółka miała umrzeć, było to możliwe, a on nie może nic zrobić. Nie wyobrażał sobie jak to będzie bez niej. Bez jej żartów, wygłupów. W ogóle jakie będzie życie już bez niej? Nie pojmował tego, to było tak bardzo nierealne, a zarazem tak bardzo bliskie. Ona była dla niego czymś dobrym, osobą która każdemu potrafiła poprawić samopoczucie. Bez niej będzie źle, życie nie będzie już takie samo.

—Jak to umrze????? – Michael przestał wszystko rozumieć. Nic już nie pojmował. To zdanie tylko kłębiło się teraz w jego głowie.

Isabell i Alex wszystko powiedzieli Michaelowi dokładnie. Był w szoku, nie uwierzył na początku. Myślał jeszcze przed momentem że wszystko będzie dobrze, miał nadzieję na to, a teraz znowu ona znikła, przestała istnieć.

—Alex musimy Ci coś powiedzieć. Nie rozumiesz dlaczego Michael wtedy tak zareagował, w dużej mierze ma to związek z tym kim my jesteśmy. Chciał chronić mnie i siebie. My nie jesteśmy tym za kogo Nas uważasz, Wy wszyscy uważacie. Nie jesteśmy ludźmi Alex. Jesteśmy pół ludźmi a pół kosmitami. – Isabell.

—Is ma rację. Chciała Ci już dawno powiedzieć, ale nie mogliśmy tak bardzo ryzykować. Nie wiedzieliśmy jak zareagujesz, zareagujecie. Is mnie przekonała że powinniśmy Wam powiedzieć, zaufać. Ale to nie jest odpowiednie miejsce na takie rozmowy. – Michael.

—Racja chodźmy do samochodu. – Is.

—Wy nie jesteście ludźmi. Tess! – Alex wiedział kim jest Tess. Czyli Michael i jego Issy są tacy jak ona. Ale jak to możliwe? Taki zbieg okoliczności? To mało realne, a jednak. Może oni kłamią, są z FBI chcą zgarnąć Tess i ich?! Nie!! To nie możliwe! Znał Isabell, była jego dziewczyną, naprawdę go kocha i nigdy by nie zrobiła czegoś co by ich skrzywdziło, zniszczyło! – Jak to możliwe? Mówicie to dopiero teraz? Czyli to dlatego…. To dziecko…. – Alexowi nie mogło to przejść przez gardło.

—może nie być człowiekiem Alex. To był prawdziwy powód tego wszystkiego. Chociaż Michael sam nie chciał tego do siebie dopuścić. To dlatego powiedział jej to wszystko wtedy. Musisz nam uwierzyć, mi uwierzyć Alex. Nie chciałam tyle kłamać, ale tu chodziło i nadal chodzi o nasze życie! Nie możesz nas wydać, zabili by nas! Przepraszam że dopiero teraz Ci to mówimy, ale postaraj się nas zrozumieć! Baliśmy się, nigdy tego nikomu nie zdradziliśmy, nawet rodzicom. Jesteś pierwszą osobą jakiej to mówimy. – Isabell miała łzy w oczach. Czuła że to wszystko ją przerasta, że od tej chwili zależeć będzie ich dalsze życie. I to nie chodziło tylko o to czy ich wydadzą, ale o jej związek z Alexem. Że może ją żuci, nie będzie chciał takiego dziwoląga.

—Mogłaś powiedzieć Nam, mnie to wcześniej. Wiesz że bym Ciebie nie wydał. Wiesz Isabell! Michael Ty też wiesz że nigdy, nikt z Naszej grupy by Was nie wydał. Przyjaźnimy się, to chyba coś znaczy, prawda? – Alex.

—Tak. Ale my musieliśmy być pewni. Dziwi mnie Twoje reakcja, nie jesteś zaskoczony. Dlaczego? Nie codziennie się słyszy coś takiego. Chyba nie wiedziałeś…. – Michael.

—Nie! Nie wiedziałem, ale było w Was coś dziwnego, innego. W Tobie Michael było coś takiego i nadal jest. Isabell nauczyła się to ukrywać, ale nie przypuszczałem że Wy…. Że Wy jesteście inni. – Alex.

—Czy Ty coś wiesz?? Zachowujesz się teraz tak dziwnie. Taka reakcja nie jest normalna Alex. Co przed nami ukrywasz? Wiesz coś o Nas czego my nie wiemy? – Isabell.

—Is ma rację Alex. Powinieneś nie uwierzyć, wziąć to za żart, nie wiem… cokolwiek ale nie tak. – Michael.

—Tess. Tess jest taka jak Wy. Nie jest człowiekiem. Jest hybrydą. – Alex.

—Harding jedną z Nas? Jak to możliwe? – Michael.

—Wiedzieliśmy, już od dawna. Znaczy ja, Liz, Maria i Kyle kim jest. Wiedzieliśmy że jest jeszcze troje takich jak ona, ale nie wiedzieliśmy gdzie oni mogą być, ani kim są. Więc to Wy. Pozostała jeszcze tylko jedna osoba. – Alex.

—Evans nie wie? – Is.

—To chłopak Parker. Nie powiedziała mu? – Michael.

—Nie. Tess nie chce aby ktokolwiek się dowiedział. Mówi że chce aby ją traktowali jak ziemiankę. Wystarczyło jej że czworo ludzi już wie. – Alex. – Ale nie pora na takie dyskusje. Musimy jechać do Marii. Obiecaliśmy że przyjedziemy jeszcze dzisiaj.

—To będzie trudne. Ona nie jest w dobrym stanie. Jest kompletnie przybita. Nie wierzy że przeżyje. Boże jak ja nie zdawałam sobie sprawy ile ona dla mnie znaczy. Jest przekona że umrze. Widziałam to w jej oczach. Przeraziły mnie, to nie te same oczy które wyrażały wszystkie emocje.

—Jeżeli jej się coś stanie, to będzie koniec…. – Alex. –Pamiętam jak wiele dla siebie zrobiliśmy. Ile Ona dla mnie zrobiła. Tyle razy się kłóciliśmy, wkurzała mnie, ale zawsze kiedy potrzebowałem Jej była przy mnie. Pamiętam jak kiedyś miałem psa, wszędzie Go zabierałem, ale potrącił Go samochód i umarł. Wszyscy mnie pocieszali, mówili że kupią mi drugiego, ale nie chciałem. Wtedy Ona była ze mną, spędzała ze mną czas jak godzinami siedziałem na Jego grobie. Nic nie mówiła, wystarczyło że zwyczajnie była. O nic nie pytała, nie pocieszała, bo wiedziała że to zbędne, nic nie pomoże. Takich sytuacji było więcej podobnych.

—Michael czemu nic nie mówisz? – Issy.

—A co mam powiedzieć? Że mi przykro, że żałuję za to….. – Michael.

—Jesteśmy. Tylko bądź z Nią szczery. Powiedz Jej prawdę. I nie zmyślaj, nawet w dobrych intencjach, Ona wyczuje Michael. My poczekamy z Is.

—Dzięki Alex. Jesteś dla Niej prawdziwym przyjacielem. – Michael.

Michael poszedł do Marii. Is została z Alexem. Michaelem miotały jego uczucia, przeczucia. Co zrobi jeśli nie będzie chciała nawet go wiedzieć. Natomiast Is z Alexem też się tym martwili. Nie mogli przewidzieć jak Ona zareaguje.

Michael szedł korytarzem szpitala, nigdy nie lubił szpitali. W pewien sposób go przerażały, to w takich salach ratowano ludzi, ale wielu z nich także tutaj umierało. A teraz to on szedł do swojej dziewczyny. Nie! Znowu się zapomniał, już nie jego, ale to w końcu przez niego tutaj była. Cała ta sytuacja to przez niego. To było jego dziecko, a do tego gdyby jej wtedy tak nie poniżył…. Byłoby z pewnością inaczej. Teraz na nic już rozpamiętywanie tego co było, musiał się postarać jakoś to naprawić, zwykłe przepraszam nie wystarczy. W końcu doszedł do tej sali, widniał na niej numer 248 to ten numer. Teraz wszystko się okaże. Otworzył drzwi sali wchodząc do niej powoli. Zobaczył ją leżała na łóżku. Nie widziała go. Chyba spała. Michael śmielej już szedł w jej kierunku, tak na pewno spała. Wyglądała ślicznie, niczym anioł. Usiadł na krześle obok łóżka i patrzył się na nią. Piętnaście minut wpatrywał się w nią jak spała. Obudziła się, może wyczuła że ktoś przyszedł. Otworzyła oczy i zobaczyła jego. Chyba nie wierzyła w to co widzi bo jej twarz wyrażała niedowierzanie. Michael pierwszy się odezwał.

—Witaj Maria. – Tyle razy sobie wyobrażał co jej powie, a teraz nie wiedział co. Wszystko z niego uleciało. Nie wiedział co ma Jej powiedzieć, poczuł się jak głupek. Zostawił ją w pewnym sensie a teraz się zjawił.

—Michael? – Maria myślała że ma zwidy. – Co Ty tutaj robisz? Skąd wiesz?

—Ja… Isabell mi powiedziała. Nie bądź na nią zła. Ja chciałem , naprawdę żałuję tego co się stało. Wiem że wtedy zachowałem się…. Całkowicie nieodpowiedzialnie. Nie wiem czy Ty mi wybaczysz, ale mogę powiedzieć tylko przepraszam. – Michael.

—Stało się Michael. Ja już nie mam do Ciebie pretensji. Dużo myślałam i doszłam do wniosku że miałeś dużo racji. Nie dziwię Ci się, nigdy nie tworzyliśmy normalnej pary. To były obustronne korzyści i tyle. Bez żadnych zobowiązań i w ogóle i rozumiem że miałeś prawo do tego. Tylko sposób w jaki to zrobiłeś o to mi chodziło, bo miałeś swoje racje i ja je rozumie. Mamy po 21 lat a tu problem. Więc jest względnie ok.

—Nie jest dobrze. Ale byliśmy jednak na jakiś sposób razem więc nie miałem prawa tak zrobić. To przeze mnie wyjechałaś i jesteś tutaj. Nie będę siebie usprawiedliwiał bo oboje wiemy że nie miałem racji, ale jest jeszcze coś. Powiedzieliśmy już to Alexowi. Ja i Is nie jesteśmy tacy zwyczajni. Jesteśmy tacy jak Tess.

—Jak Tess? Nie jesteście ludźmi, tylko hybrydami? – Maria nigdy nie pomyślała by że on i Is są tacy jak Harding.

—To prawda. Nie wiedzieliśmy że Tess jest taka jak my. Alex nam powiedział. Chciałem żebyś wiedziała, Alex chciał żeby Ci powiedzieć. Dlaczego wtedy wyjechałaś? Naprawdę nie było innego rozwiązania z Twojego punktu?

—Nie było. Wiedziałam jaka jest Twoja postawa. Poza tym nie chciałam Ciebie do niczego zmuszać. Jeszcze rodzice i w ogóle wszyscy…..

—Twoi rodzice szukają Ciebie. Zmienili się. Chyba do nich dotarło. Będą szczęśliwi że nic Ci nie jest. Co? – Maria się zaśmiała.

—Nie prawda. Nie zobaczę ich. Wiesz na pewno Alex i Is Ci powiedzieli. To przez te dragi jest jak jest. Sama jestem sobie winna. I tak tu umrę, nie chcę żeby mnie widzieli rodzice, brat, Liz czy Tess, ani Max.

—Przeżyjesz. Tak będzie. Nie mów że coś Ci się stanie.

—Alex mówił Ci że mam marne szanse. Dziecko ma większe, znacznie większe niż ja. Jak dla mnie sprawa jest przesądzona, wolę się nie łudzić.

—Nic Ci nie będzie, ani Tobie ani dziecku. Zobaczysz.

—Wiem swoje. Napisałam już nawet list do Kylea. Na pewno spełni moją prośbę i zajmie się dzieckiem. Ale może dzięki temu że mnie nie będzie to rodzice zaczną dostrzegać w Kyleu to kim jest a nie chłopca do pochwałek.

—Już Was docenili. Wiele zrozumieli. Dlaczego akurat Kyle?

—Bo to mój brat. Kocha mnie i zrobi to dla mnie.

—A ja? W końcu to także moje dziecko….????

—Michael nie żartuj. Nie musisz się nade mną litować, ani czuć się zobowiązany. Tu nie o to chodzi, chodzi o szczerość. Nie chcę żebyś kiedyś pomyślał że sobie życie, młodość zmarnowałeś to nie tak ma być.

—Nie rozmawiajmy o tym bo Ty przeżyjesz. I nie mów już więcej że będzie inaczej.

—A Ty dalej swoje. Zawsze uparty….. to cały Ty.

—Dobrze, ale gdyby coś Tobie się stało to nie Kyle powinien się zająć tym dzieckiem. Dobrze o tym wiesz, on ma prawo do własnego życia. Ja wtedy się nim zajmę. Nie mogę być nieodpowiedzialny. To mogę Ci obiecać Maria.

—Nie mów czegoś co będziesz potem żałował. Jestem zmęczona. Chcę spać zresztą zaraz przyjdzie lekarz i wygoni Ciebie.

—Myślałem o tym przez te miesiące. I cieszę się że mnie wtedy nie posłuchałaś, naprawdę się cieszę Maria. Przyjdę jutro.

—Dobra. Pa. I przemyśl to Michael. Cześć.

Michael dużo myślał. Cała rozmowa wyglądała inaczej niż przypuszczał. Nie była na niego wściekła, już się nie gniewała. Jednak było jej bardzo przykro. I przysięgł sobie że jeśli coś się jej stanie to zajmie się ich dzieckiem. Powinien mieć taką postawę od początku, a nie zachowywać się jak szczeniak! Ale miał nadzieję że Jej nic się nie stanie.

Pojechał z Issy i Alexem do Jej mieszkania. Maria dała wcześniej klucze Alexowi. Na drugi dzień Michael spotkał Brit koleżankę Marii. Widziała jak wychodził z Jej mieszkania, zaczęli rozmawiać. Dowiedział się jak bardzo Maria cierpiała przez ten czas, ale nie skarżyła się, chciała zacząć nowe życie. Być szczęśliwa. Wierzyła że jej się uda, ale ten szpital teraz. Była pozytywnie nastawiona, bardzo cieszyła się z tego dziecka. Michael poczuł się dziwnie głupio, miał wyjść tylko po kawę, tak chciała Issy. Myślał cały czas, sądził że już nic nim nie wstrząśnie. Ale się pomylił. Teraz dowiedział się jak tak naprawdę Ona się czuła, co planowała. Przyniósł kawę Issy. Później po śniadaniu wszyscy w trójkę pojechali do szpitala.
Na miejscu dowiedzieli się że w nocy Maria zaczęła rodzić. Nie mogli lekarze nic zrobić, wcześniej dawali jej tabletki, nie pomogły. Nie zadzwonili do nich bo nie mieli numeru telefonu. Maria nadal była na sali porodowej. Wszyscy wpadli w panikę. Alex natychmiast zadzwonił do Tess, powiedział jej co się dzieje i kazał przyjechać im wszystkim. Lekarz pozwolił wejść na salę do Marii jednej osobie. Poszedł Michael, chociaż nie był pewien czy powinien właśnie on.

Na sali:

—Maria! – Michael, podbiegł do niej. Maria wyglądała bardzo źle. – Dajcie jej coś! Jesteście lekarzami!

—Nie możemy już nic więcej zrobić. To co mogliśmy to zrobiliśmy, reszta nie zależy od nas. – Lekarz.

—Postaraj się Maria. Tak jak mówiliśmy. – Pielęgniarka.

—Nie mogę. Nie mam siły! – Maria.

—Uda Ci się. – Michael. Starał się jakoś ją podtrzymać na duchu, ale nie za wiele się to zdało.

—Teraz Maria! Ten ostatni raz. – Pielęgniarka numer 2. Maria była już wyczerpana. Nie miała siły. To trwało zbyt długo. Ale zebrała jeszcze trochę siły.

—Udało się! To chłopiec. – Lekarz.

—Michael zajmij się naszym dzieckiem. Obiecaj, a jak nie Ty to mój brat. – Maria.

—Obiecuję. – Maria straciła przytomność. Zaraz zaczęli ją reanimować. Podłączyli do różnych urządzeń.

Michael jak wyszedł z sali:

—I co ????? – is i Alex.

—Reanimowali ją. Udało się ją uratować, ale ma małe szanse. – Michael.

—A dziecko? – Alex.

—Żyje. To chłopiec. Przeżyje. – Michael.

—Ona też musi przeżyć! – Alex.

—Masz syna Michael! – Issy. Przytuliła brata.

Wszyscy czekali. Na razie stan Marii był stabilny, ale to mogło ulec zmianie w każdej chwili. Po północy do szpitala wparowali Tess, Liz, Max i Kyle. Alex, Is i Michael powiedzieli im wszystko. Byli bardzo zdziwieni. Reszta dowiedziała się kim jest Michael i Isabell. Max natomiast wcześniej o żadnym z nich nie wiedział.

—Więc jesteście hybrydami. Nareszcie. Więc nie jestem sam. – Max.

—Jak to Max? – Liz.

—Też jestem obcym. – Wszystkim szczęka opadła. Więc mieszkali ze sobą przeszło dwa lata i nie wiedzieli o sobie. Co za ironia losu. Max poprosił resztę żeby pilnowała drzwi do sali Marii i ją wyleczył. Żadne z nich nie wiedziało że Max ma taką moc. Wyjawił im swoją tajemnicę, był szczęśliwy, nie był sam. Jego przyjaciele byli mu bliżsi niż by mógł przypuszczać. Na drugi dzień cały szpital był poruszony tym co stało się Marii. Była zdrowa, ale w jaki sposób? Tylko oni znali prawdę. Powiedzieli o tym Marii. Wszyscy byli szczęśliwi. Maria żyła i to się liczyło. Po tygodniu wróciła z nimi i dzieckiem do Albuquerque. Wszystko się zmieniło. Nie mieli już przed sobą tajemnic. Teraz byli jedną, prawdziwą rodziną. Maria i Michael postanowili że będą razem. Oboje siebie zranili, głównie on ją, ale ona mu wybaczyła. Wszyscy mieszkali razem tak jak wcześniej. Maria była jeden rok do tyłu ze studiami. Rodzice Kyle i Marii zaczęli traktować ich jako swoje dzieci, a nie figurki na wystawę. Budowali od początku swoje więzi.
Chłopiec otrzymał imię Christian John. Byli w końcu wszyscy razem, już na zawsze. A mały Christian stał się oczkiem w głowie wszystkich. Rozpieszczali go jak się tylko dało. Maria po roku wróciła na studia.

DIDO – „My Life”

What I choose to do is of no concern to you and your friends
Where I lay my hat may not be my home, but I will last on my own

'Cause it's me, and my life
It's my life, It’s my life

Oh the world has sat in the palm of my hand not that you'd see
And I'm tired and bored of waiting for you and all those things you never do

'Cause it's me, and my life
It's my life, it's my life

KONIEC.


Poprzednia część Wersja do druku