Tess

MOJE ŻYCIE (1)

Wersja do druku Następna część

MOJE ŻYCIE

Część 1.

Maria i Kyle Valenti to rodzeństwo, bliźniacy. Mieszkają z rodzicami w dużym domu na skraju Roswell. Mają po dwadzieścia lat. Oboje studiują w Albuquerque. On fizykę kwantową, a ona matematykę na uniwersytecie Frosta.. Wynajmują dom w Albuquerque, razem z sześciorgiem innych studentów. A mianowicie z Tess Harding, dziewczyną Kylea która także na stałe mieszka w Roswell i studiuje tak jak Kyle fizykę kwantową. Z Elizabeth Parker przyjaciółką Marii, która studiuje biologię molekularną i także wychowała się w Roswell. Z Maxwellem Evansem który przyjechał do Albuquerque z San Antonio i który studiuje historię. Z Michaelem Guerinem który pochodzi z Amarillo i studiuję matematykę, a także z Isabell Guerin która jest siostrą Michaela i studiuje chemię. Jest jeszcze Alexander Whitman który także jest z Roswell i przyjaźni się od wielu lat z Marią, Kylem, Tess i Liz i studiuje informatykę. Wszyscy studiują na tej samej uczelni i mają po 20 lat. Są na drugim roku studiów. Przez te dwa lata się skumali i trzymają się razem. Chodzą na imprezy. Kyle i Tess są parą od pierwszej klasy liceum. Są świetną parą. Tess jest kosmitką. Wiedzą o tym tylko Kyle, Maria, Liz i Alex. W końcu wszyscy pochodzą z Roswell i skumali się na dobre w pierwszej klasie liceum. Są nierozłączni. Przez jakiś czas Alex i Liz chodzili ze sobą. Było to jednak w drugiej klasie liceum. Doszli jednak do wniosku że nie pasują do siebie jako para i nie czują nic więcej poza przyjaźnią. Tak więc teraz są tylko i wyłącznie rewelacyjnymi przyjaciółmi. Max aktualnie chodzi z Liz. Bardzo się kochają. Isabell jest z Alexem i nie mogą po prostu bez siebie żyć. Po Tess i Kyleu są drugą parą nie widzącą nic poza sobą, no prawie nic ;-) . Maria chodzi z Michaelem jednak jak razem zgodnie twierdzą są ze sobą tylko ze względu na obustronne korzyści. Jest im zwyczajnie dobrze ze sobą. Żadne z nich nie chce się angażować tak na poważnie. Są ze sobą bez jakichkolwiek zobowiązań wobec drugiego. Lubią spędzać ze sobą czas a szczególnie w łóżku jak oboje mówią. Więc można śmiało powiedzieć że łączy ich głównie sex.

18.03.2002 rok. – Albuquerque.

—Kurwa Liz gdzie są moje prochy? – Maria.

—Nie mam pojęcia. Po co tyle bierzesz tego świństwa. Nie możesz tak bo naprawdę się uzależnisz! – Liz. Martwiła się o Marię, były jak siostry razem z Tess.

—Jak zawalę egzaminy starzy mnie wypierdolą z chaty Lizzy. Po co pytasz zresztą sama wiesz jacy oni są. Wcale nie zależy im na mnie i na Kyleu. Trzymają nas tylko po to by się pochwalić przed znajomymi, jakie to ich dzieci są zdolne.

—Hej dziewczęta! Tyle wczoraj kułam że już nawet nie wiem czy cokolwiek umiem na dzisiejszy egzamin. Jak zawalę to mnie możecie zabić! – Tess. – Maria co Ty masz takie dziwne oczy? O nie znowu brałaś. Nie możesz tyle, przeginasz, wiesz czym się to może skończyć! Ja chlam hektolitry czarnej i też mi pomaga.

—Tess ma rację Maria. Tylko że kawy będziesz miała dość, a od dragów się uzależnisz słońce. To był ostatni raz słyszysz mnie ?! – Liz.

—Słyszę. Ale jak się skończą egzaminy, wtedy z tym skończę raz na zawsze kochane. Teraz nie mogę, tyle tych egzaminów, nie wyrabiam! – Maria.

—Jak dostaniesz cztery świat się nie zawali Valenti. – Isabell.

—Nie znasz moich starych Issy. Jak w drugiej klasie liceum miałam cztery na koniec z hiszpańskiego, to myślałam że mnie z domu wyrzucą. – Maria.

—Prawda Is. Zresztą już Ci mówiłyśmy jakich mają starych. Ciesz się że Twoi są normalni. Nie stresują Was tak! – Tess.

—Ja spadam! Jutro mam egzamin. A dzisiaj nie chcę się znowu spóźnić na zajęcia! Do wieczora! – Issy.

—Jasne! – Tess.

—To cześć! – Liz i Maria.
Dziewczyny poszły na uczelnię. Chłopaki byli u kumpli się uczyć i nie było ich w chacie. Po zajęciach Maria wracała do domu. Szła zamyślona. Cieszyła się, bo wszystko poszło jej świetnie! Nagle ktoś od tyłu ją złapał:

—Boże! – Maria.

—To ja złotko! – Michael.

—Ale mnie wystraszyłeś! Mało co zawału nie dostałam przez ciebie!

—Stęskniłem się i to bardzo za tobą. Dzisiaj chyba będziesz miała czas dla mnie? – Pyta się Marii między pocałunkami.

—Nie Michael. Nie mogę. Wiesz że bym chciała, ale egzaminy….

—Co tam egzaminy. Jak raz dostaniesz mniej niż pięć, nic się nie stanie.

—Stanie, stanie Michael. Wiesz jak jest….. i wiesz też że jak się to wszystko skończy to wtedy będę miała masę czasu dla nas.

—To ile ci jeszcze czasu zostało do końca tego wszystkiego?

—Niecałe dwa tygodnie.

—To całe wieki. – Michael myśli chwilę i odchodzi.

—Dokąd idziesz?

—Nie twoje sprawa
.
I tak właśnie wyglądał ich związek. Pytali nieraz siebie dokąd drugie się udaje, ale prawie zawsze nie dawali sobie odpowiedzi. Tylko coś w stylu „Nie twój interes”, „Odwal się”. To był związek Marii i Michaela. Maria była jedną z najfajniejszych i zgrabnych lasek na uczelni. Michael też był jednym z tych coolowych facetów, na którego widok większość dziewczyn dostawała świra.

20.03.2002 rok. – Albuquerque.

—Wszystkim prawie odjebało! Tylko się uczą i uczą. To do bani! – Michael.

—Wiesz Michael. Ty nie masz tak chujniętych starych jak ja i Mari. – Kyle.

—Nie chciałbyś być Guerin na ich miejscu. – Alex.

—Kurwa zmieńcie temat! – Max. – Kyle jak Maria nadal będzie tak brać te proszki, to może mieć później problem z odłożeniem ich.

—Ona już ma pierdolca na tym punkcie. Ale ja też! Boi się starych. Kurwa jak już skończę te studia to im pokażę! – Kyle.

—Twoja siostrunia ostatnio nawet dla mnie nie ma czasu! – Michael.

—Tobie to tylko jedno w głowie! – Alex.

—To jej życie, nie będę się w nie mieszał. Tylko zawsze jak będzie potrzebowała to ją poprę. Ona jest moją rodziną, starzy nie! – Kyle.

—Cholera przestańcie już! Mam dość tej gadki! – Michael.

30.03.2002 rok. – Albuquerque.

Wszyscy szykowali się na imprezę. Egzaminy skończone, mogą odetchnąć.

—Nie wiem czy wrócę dzisiaj do chaty! – Maria.

—Michael? – Liz.

—Tak. Teraz mam czas i bardzo się z tego cieszę. Te egzaminy mnie wykończyły. Potrzebny mi relaks! – Maria.

—W postaci rozporka Michaela?! – Tess.

—Ha ha ha Tess. Lepiej zajmij się moim bratem. Zaniedbany ostatnio chodzi! – Maria.

—Tess już mu da popalić! Znowu będzie połamany chodził! – Liz.

—Alex jest najlepszy. Żebyście wy go w łóżku widziały….. – Isabell się rozmarzyła.

—Wyobrażamy sobie!!! – Tess, Liz i Maria.

—Maria brałaś na rozgrzanie? – Michael.

—Wiesz co Michael, jeszcze nie. – Maria.

—Chodź coś ci pokażę.

—Co tym razem?

—Chodźmy do kibla! – W kiblu Michael wyciąga jakiś proszek.

—O nie Guerin! Nie tym razem!

—Wrzuć na luz Maria! Ostatnio taka pojebana chodzisz! Musisz się rozerwać. Załatwiłem nam to żeby sprawdzić czy rzeczywiście działa tak spoko jak mówią.

—Nie powinnam Michael. Ostatnio za dużo prochów biorę. Nie chcę się uzależnić!

—Nie pierdol! Bierzesz czy nie?!

—Tak. – Zaciągnęli się proszkiem. Zresztą gdy nie było egzaminów często to robili. To poprawiało im nastrój, lepiej się po tym czuli.

Bawili się dość długo. Wszyscy.

—Maria! – Kyle pociągnął siostrę. Wywlókł ją na dwór. – Co Ty wyprawiasz Maria?!

—Nic. Bawię się Kyle. Ty robisz dokładnie to samo!

—Nie pieprz mi tu! Uzależniłaś się! Stąpasz po cienkim lodzie Maria! Myślisz że co jak będziesz miała średnią pięć i będziesz do tego nałogową ćpunką to co starzy się nie kapną!

—Nie krzycz tak Kyle! Wiem co robię! Jestem już dużą dziewczynką i nie potrzebuję ochrony! To mój wybór i moja droga, więc odwal się jak coś Ci nie pasi!

—Nie! Jesteś moją siostrą Maria! Nie pozwolę Ci na to! Rozumiesz mnie nie pozwolę!

—Dobra! Udowodnię Ci że się nie uzależniłam!

—Więc udowodnij. Nie bierz do końca tego roku!

—Zgoda Kyle!
Maria zostawiła Kyle samego. Kyle idzie do dziewczyn:

—I co? – Tess.

—Powiedziała że do końca roku nie weźmie. – Kyle.

—Będziemy jej pilnować. – Liz.

—Zobaczymy czy już wpadła czy nie, oby nie…. – Kyle przytula Tess.

—Nie zostawimy jej. Choć Isabell musimy się rozerwać! – Alex.

—OO tak Whitman! – Issy.

Maria podchodzi do Michaela i całuje go:

—Maria..??? – Michael.

—Czego? – Maria.

—Idziemy! – Michael.
Oboje pojechali do chaty:

—Michael?

—Co? – zapytał między jednym a drugim pocałunkiem.

—Mamy problem….

—Jaki?

—Tabletki mi się skończyły……

—To co z tego?

—Że bez zabezpieczenia istnieje ryzyko wpadki…..

—Nie możliwe. Daj się ponieść emocjom.

—Ale lepiej nie ryzykować.

—Możesz wziąć tabletkę po. Pójdziesz jutro kupisz, weźmiesz i po problemie.

—To nie jest zły pomysł.

Dalej już nie rozmawiali tylko przeszli do bardziej konkretnych działań.
Kolejne dni mijały wszystkim błogo. Chodzili na zajęcia, a wieczorami imprezowali. Każdy dzień mijał im tak samo.

16.05.2002 rok. – Albuquerque.

Liz, Maria i Tess wracały z zajęć:

—Jeszcze dwa, trzy tygodnie i znowu się zacznie…. – Liz.

—Liz nawet mi nie mów! Na samą myśl dostaję skrętów żołądka! – Maria.

—Dziewczyny jeszcze trzy tygodnie, nie rozmawiajmy o tym teraz! – Tess.

—Co jak co ja za naukę biorę się siostro za tydzień! – Maria.

—Ja gdzieś za dwa tygodnie. Tydzień mi wystarczy! – Tess.

—Ja też zacznę się uczyć na egzaminy tak jak Ty Tess. Zresztą zawsze można ściągnąć! – Liz.

—Racja! – Tess.

—To nie moja domena! – Maria. – Źle się czuję. Widzicie po co wspominałyście o egzaminach!

—Ostatnio jakaś taka blada jesteś. Nic Ci nie jest Maria? – Liz.

—A co ma mi być?! Wszystko jest w porządku. Tylko nie wiem ile jeszcze wytrzymam! – Maria.

—To są studia Maria! Tyle lat się męczyłaś, więc to też przetrzymasz! – Tess.

—Tess ma rację! Kocham to studenckie życie! – Liz.

—Twoi rodzice Liz nadal traktują Ciebie jak dziewczynkę. Pewnie myślą że nadal jesteś dziewicą! – Tess.

—Niech se tak myślą, ich problem. Ale by się zdziwili! – Liz.

—Wracajmy źle się dzisiaj czuję. Chyba muszę się zdrzemnąć i odpocząć! – Maria.

18.05.2002 rok. – Albuquerque.

Maria i Michael zrobili sobie wycieczkę. Pojechali do Santa Fe na weekend żeby odpocząć. Planowali bardzo miły weekend we dwoje.

—Tego mi chyba trzeba było! – Maria.

—Jasne. – Michael.

—Kurwa mam już dość!

—Dość? Czego?

—Tego pierdolonego roku. Wszystko mnie ostatnio wkurwia. Popieprzony tydzień!

—Może to napięcie przed miesiączkowe? – Michael sobie żartował.

—O kurwa! – Maria sobie przypomniała że chyba już kilka tygodni nie miała okresu, a co jeśli….? Nie! Szybko odgoniła od siebie tę myśl.

—Dlaczego powiedziałaś kurwa?

—Bo lubię to słowo! Już jesteśmy nareszcie!
Wynajęli mały domek. Byli już tu kiedyś i się im spodobało. Dlatego znowu przyjechali w to miejsce. Weszli do domku:

—Wróciliśmy na stare śmieci! – Maria zażartowała.

—Te wasze jebnięte powiedzonka! – Michael.
Siedzieli przed telewizorem i oglądali horrory. Do tego zajadali niezdrową żywność, czyli chipsy, pili coca-cole i jedli pizze. Po pięciu filmach:

—Idę spać! – Michael.

—Ja też. Niedobrze mi po tym żarciu. Za dużo chemicznego świństwa! – Maria.

—Wiesz co Valenti tobie to coś nie jest?

—Nie jest? Co masz na myśli?

—Może bierze ciebie grypa. Ostatnio jakaś taka inna jesteś!

—Nie dramatyzuj.

—Kurwa nie dramatyzuje.

—To o co ci chodzi Guerin?

—O to że ciągle ci niedobrze, coś cię boli i tym podobne. Jak wrócimy do Albuquerque do idź do lekarza! Coś z tobą jest nie tak!

—Może to jakiś wirus. Na pewno!

—Jak mnie zarazisz to ciebie zabiję!

Maria obudziła się w nocy. Było jej bardzo niedobrze, do tego bolał ją brzuch. – Ja siebie zabiję. Żeby mnie tylko nic nie brało! – Maria przypomniała sobie rozmowę w samochodzie, później jak po filmach coś plótł że nie wygląda najlepiej i te noc co się nie zabezpieczyli. W momencie sobie skojarzyła. – Boże! Żeby to tylko nie było to co myślę! Rodzice by mnie zabili, że nie wspomną o studiach i Michaelu! – Marii zrobiło się słabo. Upadła na ziemię, strącając przez przypadek wazon. Obudziła tym Michaela.

—Maria co ty do kurwy jebanej wyprawiasz. Nie tłucz się tak! – Maria nie odpowiadała. – Michael powiedział głośniej, wkurzony nie dość że go budzi to jeszcze nic nie mówi! – Cholera jasna Maria zachowuj się ciszej! Słyszysz mnie! – Michael rozejrzał się po pokoju. Było ciemno, nie widział zbyt wiele. Zapalił światło i zobaczył Marię. Leżała na podłodze. Nie ruszała się. Michael się wystraszył. – Maria! Maria! – Podbiegł do niej, ale ona nie reagowała. – Valenti obudź się1 Co się stało?! – Michael zaniósł Marię do łóżka. – Maria! Co Ci jest!?! – Maria poruszyła się i otworzyła oczy.

—Michael co się stało?

—Nie wiem ty mi powiedz!? Zemdlałaś. Na pewno nic ci nie jest?

—Tak. Musiałam się potknąć i upaść.

—Już nie wstawaj. Bo znowu się wypierdolisz!

—Pewnie! Chciałam iść do łazienki, ale nie paląc światła i się przewróciłam. Wszystko jest w porządku!

—Dobra. Idę spać. Obudziłaś mnie. Na przyszłość patrz pod nogi!

Maria nie zasnęła. Myślała o swoich przeczuciach. Była prawie pewna. Rozpłakała się, ale uspokoiła nie chciała obudzić przecież Michaela. Jeśli jej przeczucia okażą się słuszne, będzie miała problem, a po rodzicach i Michaelu nie będzie można się spodziewać chyba pozytywnej reakcji….. .

Na drugi dzień:
Maria obudziła się o dwunastej.

—Nareszcie się obudziłaś!

—Od kiedy ty tak wcześnie wstajesz Michael?

—Od dzisiaj. Nie mogłem spać!

—Robisz postępy!

—Zamknij się!

—Kurwa ty się zamknij. Nie traktuj mnie jak swojej własności, wiesz że nią nie jestem Michael!

—To nie gadaj takich głupich uwag!

—Spierdalaj!!!

—Nawzajem!

Michael wyszedł trzaskając drzwiami. Był nieźle wkurwiony. Nie dość że zachowuje się tak dziwnie to jeszcze ma do niego pretensje.
Maria popłakała się. Wiedziała że do wieczora nie wróci. Musi odreagować! Myślała o domniemanej ciąży, była coraz bardziej pewna. Było jej niedobrze, zwymiotowała. – Zwyczajne symptomy ciąży! Co ja teraz zrobię? Ciekawe jak zareaguje Michael? – Nie miała pojęcia jaka będzie jego reakcja.
Michael wrócił późno. Najebany był trochę. Poszedł spać, nawet się do niej nie odezwał. To był właśnie typowy Michael. Czasami ta jego duma była nieznośna.

Trzeci dzień:
Maria wstała, Michael jeszcze spał. Obudził się o czternastej:

—W końcu się obudziłeś Michael!

—Która godzina?

—Po czternastej. Wstawaj. Doprowadź się do ładu i jedziemy.

—Daj mi spokój!

—Nie możemy już się tak obijać. Jutro zajęcia Michael.

—Ty uzależniona jesteś już od kucia!

—Nie przesadzaj!

—Kurwa to ty ciągle jak nawiedzona latasz do biblioteki nie ja!

—Nie latam, tylko idę!

—Wszystkiego się czepiasz Maria!

—Ja muszę się uczyć. Inaczej rodzice zakręcą kureczek z pieniędzmi i zostanę sama!

—Gadanie! Jesteś taka mądra, więc czemu nie utrzymujesz siebie sama?

—A ty zarabiasz Michael? Nie! Więc się odpieprz!

—Jesteś nienormalna!

—Wzajemnie!!!

Przez całą drogę powrotną nie odezwali się do siebie słowem. Maria prowadziła, a Michael gapił się za okno. Po dwóch godzinach byli w domu:

—Hej Wam! – Maria.

—Witaj słoneczko! Jak Wam weekend minął? – Alex.

—Lepiej nie pytaj! – Maria.

—Oj Guerin wkurwiony! – Liz.

—Spierdalaj Liz! – Michael.

—Sam spierdalaj Michael!! – Liz. – Maria co mu odbiło?

—Ten weekend nie należał do udanych! – Maria.

—Ale mój brat wnerwiony jest! Nieźle mu dałaś popalić Mari! – Isabell.

21.05.2002 rok. – Albuquerque.

Maria kupiła test ciążowy. Była sama w domu. Zwolniła się z zajęć. Musiała być sama. Poszła do łazienki. Panicznie bała się dowiedzieć. Chociaż wynik nie będzie zaskoczeniem najprawdopodobniej. Tak jak przypuszczała była w ciąży. – To już po mnie!
Maria chodziła zbita jak pies cały dzień.

—Maria co jest? – Kyle.

—Nic braciszku, nic. – Maria.

—Kyle ma rację, coś Ciebie gnębi? – Tess.

—Nie Tess. Wszystko jest w porządku. Jest ekstra!. Nie mam żadnego problemu.

—Kłamie. – Liz.

—Widać po niej. – Tess.

—Jak będzie chciała to sama nam powie! – Kyle.

25.05.2002 rok. – Albuquerque.

Maria snuła się po parku. Była dziesiąta w nocy. Przez ostatnie dni nie mogła się skupić na niczym. Tess i Liz o nic nie pytały, bo wiedziały że Maria im nic nie powie. Że sama do nich przyjdzie jak będzie gotowa. Maria zastanawiała się jak powiedzieć o ciąży Michaelowi, w końcu jest ojcem, musi wiedzieć. Ale byli skłóceni. Nie odzywali się do siebie, zachowywali jakby nie widzieli siebie nawzajem. Michael był nieprzewidywalny. Jednego dnia kochany, drugiego zmieniał się nie do poznania. Maria zresztą zachowywała się podobnie. Byli bardzo podobni, choć o tym nie wiedzieli.

Maria siedziała na ławce, nie miała zamiaru wracać do domu, bo i po co. Było jej trochę zimno, ale chłodne powietrze dobrze jej zrobi. Nie zauważyła nawet jak ktoś do niej podszedł. –Cześć Maria!

—Cześć! – Maria była zaskoczona. Był to Michael. Ale w gruncie rzeczy typowe, jak zawsze pojawiał się w najmniej spodziewanym momencie.

—Jest już późno. Dlaczego nie wracasz?

—Tu jest mi dobrze. Muszę przemyśleć parę spraw.

—Jakich?

—Nie twoja sprawa.

—Jak zawsze. Zimno Ci?

—Troszkę. – Michael dał jej swoją kurtkę. – Dzięki Michael.

—Nie ma za co. Może wrócimy?

—Nie chcę. Tu jest bardzo dobrze. Cicho, żadnych ludzi.

—Wtedy sory Maria. Tak wyszło. Oboje siebie prowokujemy, więc wiesz.

—Tak wiem. Posiedźmy w ciszy.
Siedzieli tak godzinę i wrócili.

24.06.2002 rok. – Albuquerque.

Maria czekała na odpowiedni moment żeby powiedzieć Michaelowi. Zdecydowała że powie mu po egzaminach. Tak na spokojnie, będą wtedy na luzie.

—Boże i kolejny rok studiów za nami! – Liz.

—Dobrze powiedziane Lizzy. Egzaminy zdane, tylko czekać na oficjalny koniec.

—Nieźle Maria ryłaś przez ten czas. Jak my wszyscy. – Isabell.

—Rodzice już pewnie dzwonili na uczelnię dowiedzieć się jaką mam średnią. Chamy pojebane! – Maria.

—Tyle nieprzespanych nocy. Jest super! – Alex.

—Znowu imprezy! – Max.

—Maxwell zgadzam się z Tobą, idziemy gdzieś! – Liz.

—Ty Liz nie jesteś zmęczona. Dwa tygodnie nie wysypialiśmy się! – Isabell.

—Walę to!! Jak się zabawię to później będę tydzień spała! – Liz.

—Dobrze mówisz Elizabeth! – Tess.

Każde poszło na jakąś imprezę lub we dwoje. Maz z Liz i Kyle z Tess poszli się zabawić do klubu. Issy z Alexem natomiast wybrali się gdzieś gdzie będę tylko oni sami. Maria też wyciągnęła Michaela.

—Dlaczego nie pojechaliśmy z Tess i resztą! Byłoby fajnie! – Michael.

—Muszę Ci coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego. – Maria.

—Słucham.

—Miałam powiedzieć Ci znacznie wcześnie, ale teraz po egzaminach jest chyba najodpowiedniejszy moment.

—Gadaj prosto z mostu.

—Jestem w ciąży!

—Co? – Michael niedowierza, chyba zdaje mu się że się przesłyszał. – Co powiedziałaś?

—Jestem w ciąży Michael!

—Żartujesz teraz. Już wiem to taki żart po egzaminach.

—Nie Michael ja nie żartuję. Miałam Ci powiedzieć już dawno, ale nie było odpowiedniej okazji.

—Okazji? Jak to możliwe. Przecież się zabezpieczałaś! Brałaś tabletki, to niemożliwe.

—Pamiętasz jak po ostatnich egzaminach nie mieliśmy czym?

—Ale miałaś wziąć tabletkę po….

—Zapomniałam Michael.

—Przecież to było, zaraz trzy miesiące temu!!!!!

—Wiem. Od kiedy wiesz?

—Od jakiegoś czasu.

—Od kiedy???!!!

—Jakiś sześciu tygodni…..

—I nie powiedziałaś wcześniej??!! Odbiło ci!!

—A co by to zmieniło??

—Że mielibyśmy więcej czasu, ty byś miała.

—O czym Ty mówisz Michael??

—Przecież nie możesz urodzić tego dziecka. Jesteśmy młodzi, w tym wieku ludzie nie komplikują sobie życia.

—Chyba nie masz na myśli……

—Oczywiście że mam to na myśli!!! Nasz związek opierał się wyłącznie na sexie. Oboje o tym wiedzieliśmy Maria. Bez żadnych zobowiązań.

—Ale…

—Nie ma żadnego ale. Głupia jesteś. Ale cóż zdarza się. Musisz jak najszybciej pozbyć się problemu. Masz na to tydzień. Rozumiesz Maria?

—Nie Michael..

—Kurwa zamknij się i słuchaj! Masz tydzień! Jak nie załatwisz tego sama to ja zaciągnę ciebie choćby siłą. Nie masz innego wyboru. I nie waż się nikomu o tym mówić. Bo postaram się żeby ci nie uwierzyli.

Michael poszedł wziąć lodowaty prysznic. W życiu nie spodziewał się czegoś takiego. Maria zamknęła się w pokoju i płakała.

Ciąg dalszy nastąpi.


Wersja do druku Następna część