Agatka

Nowy początek

Wersja do druku

Tytuł: Nowy początek
Autor: Agatka
Kategoria: Polar
Kilka słów od autora: Wiem, że dawno nic nie pisałam. Przemyślałam kilka spraw. Wykasowałam WSZYSTKIE stare opowiadania (nie miałam pomysłu jak je dalej pociągnąć). Zaczynam od początku moją przygodę z pisaniem (stąd też tytuł i ten fan fick). Fan Fick jest krótki, taki jakby na próbę. Mam nadzieję, że to opowiadanie też Wam się spodoba. Liczę na dużo komentarzy. Udowodnijcie, że jeszcze mnie pamiętacie i macie ochotę czytać moje ficki.
***
"31 października 2009 roku, wpis 1. Nazywam się Liz Parker-Guerin. Mam 26 lat i jestem pracującą matką 6-letniego chłopca, do tego rozwódką. Sama nie mogę uwierzyć, że piszę o sobie. O Liz Parker – małej, cichej, niepozornej, "szarej myszce" z małego miasteczka w stanie Nowy Meksyk. Co sprawiło, że powróciłam do pisania? Nie wiem. Nie robiłam tego od siedmiu lat. Od chwili, w której wyszłam za mąż. Wyszłam za mąż za Maxa Evansa – chłopaka, który kiedyś uratował mi życie. Tak to się właśnie wszystko zaczęło. Od tamtej chwili moje życie gwałtownie się zmieniło. Nabrało tempa. Pięć lat mojego życia upłynęło na bezustannych ucieczkach. Najpierw przed miejscowym szeryfem, potem przed agentami specjalnymi FBI. Przez ten czas bardzo się zmieniłam. Wydoroślałam. Porzuciłam marzenia o studiach na Harvardzie, o zostaniu biologiem. Dopiero później, jeden człowiek mi je przywrócił... Zaczęło się nagle, niespodziewanie i niepozornie. Pokłóciłam się z Maxem. Ostatnio zdarzało się nam to coraz częściej. On wyszedł trzaskając drzwiami, ja zalałam się łzami. Wtedy do mieszkania wszedł Michael. Stanął w progu. Wyraźnie chciał o coś spytać, ale z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Z początku myślałam, że zaraz wyjdzie, ale – ku mojemu zdziwieniu – nie zrobił tego. Usiadł przy mnie na podłodze. Po krępującej chwili milczenia spytał: "Co się stało, Parker?". Nie nawidziłam kiedy tak do mnie mówił. Zastanawiałam się wtedy czy on w ogóle wie jak mam na imię. Byłam tak wkurzona, że powiedziałam: "Daruj sobie, Guerin. Oboje się nie znosimy i niech tak zostanie. Poza tym oboje wiemy, że nie musisz być dla mnie miły.". Patrzył na mnie osłupiały. Na jego twarzy malował się ten sam kpiący uśmiech jaki zwykle miał kiedy przebywał w moim towarzystwie. Podniósł się i powiedział sięgając po książkę Paulo Coelho "Alchemik". "Chciałem tylko pożyczyć książkę. Parker...". "Nie do wiary ty czytasz!" – powiedziałam kpiąco. Teraz to ja robiłam się sarkastyczna i nieznośna. "Coś taka wkurzona. Pokłóciłaś się z Maxiem?" – spytał i lekko się zaśmiał. "Tobie nic do tego. Zajmij się lepiej Marią!" – wrzasnęłam. Wiedziałam, że im się nie układa więc stwierdziłam, że to podziała. Nie myliłam się. Michael w końcu się zamknął. Przyznaję – to było chamskie, ale za to skuteczne. Po chwili ciszy Michael wyszedł. Zobaczyliśmy się następnego dnia w kawiarni. On jadł śniadanie. Chociaż trudno to nazwać śniadaniem... Właśnie pochłaniał frytki i dużego big maca. Spojrzałam na niego z politowaniem po czym zamówiłam sałatkę i sok pomarańczowy. Dosiadłam się do niego, nawet nie pytając. On też nic nie mówił. Po chwili kelnerka przyniosła moje zamówienie. Michael prychnął kiedy zobaczył moje śniadanie. "Co?" – spytałam, chociaż i tak wiedziałam o co mu chodzi. Nie oczekiwałam odpowiedzi, ale otrzymałam ją. "Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Chyba nie zamierzasz na tym poprzestać, Parker?". Udałam, że tego nie słyszałam i zmroziłam go spojrzeniem 'ala Isabel Evans. Zaczęłam jeść. On przyglądał mi się z uwagę popijając colę. W końcu wstał od stolika. Nachylił się nade mną i wyszeptał mi wprost do ucha: "Może chociaż zjesz porządną kolację ze mną dziś wieczorem?". Zatkało mnie. "Boże! Michael Guerin – chłopak mojej najlepszej przyjaciółki, najlepszy przyjaciel mojego męża – właśnie zaproponował mi randkę" – myślałam. Po chwili jednak wrócił zdrowy rozsądek i odparłam. "Z chęcią byle nie w tej restauracji. Podają tu same fast-foody". Oboje się zaśmialiśmy. W końcu umówiliśmy się na ósmą w jakiejś włoskiej knajpce. Tak wiem... Ja i Michael. Wieczorem. We włoskiej restauracji. Wbrew pozorom nie skończyło się to śniadaniem. Dobrych kilka godzin przegadaliśmy praktycznie o niczym. Nie wiedziałam, że on jest taki mądry. Opowiedział mi również o swoich planach na przyszłość. Powiedział, że nie zamierza przez resztę życia uciekać przed jakimiś federalnymi głupkami, że sam sobie poradzi i zajmie się sztuką. Przypomniałam sobie wtedy, że przecież w szkole średniej nieźle malował. Choć nikomu tego nie mówił dało się wyczuć, że to była jego pasja, której bardzo mu brakuje. Spytał wtedy o moje plany. Powiedziałam, że nie mam planów. Odparł, że to smutne, że taka inteligentna, młoda dziewczyna jak ja nie ma marzeń. "Przecież kiedyś miałaś ich mnóstwo – ciągnął – Chciałaś studiować, zostać biologiem, zająć się nauką. Fascynowało cię to.". "Nadal fascynuję, ale teraz prowadzę inne życie. Sam przecież wiesz..." – odpowiedziałam. Nim się obejrzałam byłam w domu. Leżałam w łóżku i starałam się zasnąć. Sen jednak nie przychodził. Zastanawiałam się nad tym co usłyszałam. Byłam zaintrygowana "inną" stroną Michaela Guerina. Potem przeprowadziliśmy jeszcze sporo takich rozmów. Na jednej z nich poruszyliśmy sprawę Maxa i Marii. "Nie wiem czego ona ode mnie oczekuje. Raz mówi jedno, raz drugie. Wkurza się, że poświęcam jej za mało czasu, a kiedy zacznę się nią interesować, mówi, że nie muszę wszystkiego wiedzieć, że to jej życie i tym podobne bzdety. Aż nie chce mi się tego słuchać." – Michael był wyraźnie wściekły. Właśnie po raz kolejny pokłócił się z Marią. Ja sama też nie miałam łatwo. Od miesiąca bezustannie sprzeczałam się z Maxem niby nic, ale dla mnie było to ważne. Miałam dość. "Liz... – zaczął – jesteś szczęśliwa?". Nie zdziwiło mnie to pytanie. Od paru miesięcy ja i Michael rozmawialiśmy o wszystkim, zwierzaliśmy się sobie, więc uważałam, że ma prawo wiedzieć coś o mnie. Bardzo chciałam mu odpowiedzieć, ale nie mogłam. On to zauważył. "Jeśli nie lepiej skończ z tym. Max cię niszczy. Odejdź od niego.". "Nie potrafię – załkałam – poza tym nie mam jak, dokąd. Nawet jeśli odejdę on nie odpuści. Wiesz o tym." Już na dobre się rozkleiłam. Michael nic nie powiedział tylko mnie przytulił. Pocałował w czoło. Ot tak po przyjacielsku. Żeby mnie pocieszyć. Ja jednak nie wiedziałam czy na pewno tylko o to mu chodziło. Mocniej się do niego przytuliłam. On spojrzał mi w oczy i delikatnie pocałował. Całował nieziemsko. Delikatnie, ale jednocześnie z taką pasją i uczuciem. "Odejdź ze mną" – wyszeptał". "To szaleństwo" – powiedziałam, ale mimo wszystko oddałam mu pocałunek. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Bladym świtem obudziłam się w jego ramionach. Uśmiechnęłam się. On pogłaskał mnie po głowie. Godzinę później byliśmy już w drodze do Ontario w Kanadzie. Wybraliśmy małe miasteczko Napanee. Zamieszkaliśmy tam razem. Zaczęłam studiować. Potem okazało się, że jestem w ciąży. Osiem miesięcy później na świat przyszedł Alex. Teraz ma 6 lat. Ja i Michael nadal mieszkamy w Napanee. Niedawno się pobraliśmy. Wysłałam rodzicom list i zdjęcia ze ślubu. Nie uciekamy tak jak kiedyś. Zaczęłam pracę w pobliskim laboratorium. Nigdy też nie spotkaliśmy nikogo z dawnych przyjaciół. Zostawiłam Maxowi krótki list z przeprosinami: "Dostałam kolejną szansę od losu. Wybacz mi, ale nie chce jej zmarnować. To mój nowy początek". Nie wiem czy zrozumiał, ale mam nadzieję, że nie ma mi tego za złe. Podobnie jak Maria. Nie chciałabym stracić jej przyjaźni."
Drobna brunetka odłożyła gruby, niebieski zeszyt na nocny stolik. Poszła otworzyć drzwi. To Michael i Alex wrócili do domu. Zbierali cukierki na Halloween. Pierwsze jakie obchodził mały Alex. Liz pocałowała w policzek męża i nieśmiało się uśmiechnęła. On odwzajemnił uśmiech. Wiedziała, że dokonała słusznego wyboru.
THE END
By
Agatka


Wersja do druku