L.a.u.r.a

Ja jestem dobra (3)

Poprzednia część Wersja do druku

Od autorki: Jeżeli ktokolwiek zaczął czytać moje opowiadanie, bardzo go przepraszam za tak długą przerwę. Postaram się częściej dodawać nowe części.


Siedzimy przy stole, każdy patrzy na siebie z sztucznym uśmiechem Od czasu do czasu ktoś powie "Świetna fryzura, Maria", "Gdzie teraz pracujesz, Liz? Zapomniałem...". Zan, nasz solenizant patrzy z ukosa na górę prezentów ustawionych pod ścianą. Za każdym razem, gdy wykonuje jakikolwiek ruch w ich stronę, piorunuje go wzrokiem. Posłusznie siada na swoim miejscu, ale zerka na mnie niechętnie.
Patrzę na gości. Rodzice Maxa są uśmiechnięci, ale widać też że są...spięci ;-). Jim próbuje opowiadać dowcipy o aktualnym szeryfie, ale nikogo to nie bawi. Kyle zanudza Alexa (zaprosiłam go ostatniego, przyszedł z jakąś Barbie) o silnikach spalinowych. Maria kłóci się z Michaelem o to, które z nich zje ostatnią krewetkę, a Isabel cały czas wyciera twarz swojej córce, Jessice. Jej mąż nie mógł przyjechać. A to szkoda.
Patrzę na Maxa, siedzącego między mną a Liz. Liz jest cicha, ma spuszczoną głowę, już od godziny skubie widelcem resztkę kurczaka. Max zerka na nią, tak jak Zan zerka na prezenty.
Jeśli nie zacznę działać, będzie źle.

—Panie i Panowie, teraz Zack rozpakuje prezenty!- zawołałam, po czym rozmowy ucichły, a Zan rzucił się w stronę upominków.
Dostał kilka książek o tematyce biologicznej (zgadnijcie od kogo), sweter robiony na drutach, płytę Iron Maiden ("Michael, on ma dopiero pięć lat!"), puzzle z Batmanem, organki i samochodzik na baterie. Ależ się postarali ci nasi goście. Wśród tych prezentów, był jeszcze stos słodyczy i innych duperelek. Ode mnie Zan dostał to o czym marzył- robota XD4, który posiadał tysiące bajerów. Tak się ucieszył z tego prezentu, że powiedział do mnie "Dziękuję, mamo". Potem pobiegł do swojego pokoju, a wszyscy zaczęli opowiadać, gdzie kupili "te rewelacyjne prezenty" dla małego. Wtedy to postanowiłam zacząć grę, intrygę i czy jak chcecie to nazwać.

—Moi drodzy!- rozmowy znów ucichły, gdy każdy usłyszał mój głos- Mam dla was miłą nowinę. Jestem w ciąży.- a potem roześmiałam się słodko. Chwila ciszy. Wszyscy patrzą na mnie zaskoczeni. Max ścisnął mnie za rękę i wycedził mi do ucha "Co ty wyrabiasz?". Liz patrzyła na Maxa z OGROMNYM żalem. A potem posypały się gratulacje, pytania, porady. Udawałam wniebowziętą. Nawet nie wiem kiedy Max i Liz zniknęli. Pod pretekstem pójścia po deser, poszłam na górę (byłam pewna, ze ukryli się w sypialni Maxa). I tak też było. Schowałam się za uchylonymi drzwiami nasłuchiwałam.

—Mówiłeś, że z nią nie śpisz. Mówiłeś, że wtedy, kiedy spłodziliście ("społódziliscie" hihihihihi) Zacka to był pierwszy i ostatni raz! Kłamałeś!

—To była prawda, Liz. Ona sobie coś uroiła. Już od kilku tygodni coś knuje. Ta kolacja to też była część jej planu.
Oj, Max. Nie kajaj się jak mały psiaczek. A po za tym to nie kolacja, tylko obiad.

—Już nie wiem komu mam wierzyć, Max. Pamiętasz twoją obietnicę? Mieliśmy wyjechać i...
Ej, ej? "Wyjechać". To znaczy, ze co? On mnie tu zostawi z potworkiem i wyjedzie z tą nudziarą? Ej, ja tu miałam ich swatać, ale widzę że sami to już załatwili. Nie podoba mi się to! Knuł za moim plecami, ale o spisku Naseda trąbił jak nie wiem!

—Już niedługo wyjedziemy razem z Zackiem, zaczniemy nowe życie, zobaczysz....
"Nowe życie"? "Z Zackiem?". To chcą mi zabrać potworka? PRZESADZILI! Odwołuje cały ten plan! Ta gadka o ciąży miała ich sprowokować do szczerej rozmowy, ale widzę że już sami wszystko rowiązali. A TO ŚWINIE! Ja im zaraz pokażę!

—Zack, Zack!- zawołałam małego. Oboje poruszyli się nerwowo, a ja spokojnie wyszłam za drzwi. Mały (o dziwo!) przybiegł dość szybko.

—Wiesz, Zack, wyjeżdżamy niedługo!- powiedziałam wesoło.Mały spojrzał na mnie zdziwiony, Max i Liz stali zmieszani i zdenerwowani.

—Gdzie?- zapytał Zan.

—Razem z tatą i ciocią Liz! Gdzie....nie wiem! Tata i ciocia tego jeszcze nie uzgodnili!- dała duży nacisk na "tego". Max otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, a Liz wypadła z pokoju.

—A jej co odbiło?- zapytał niegrzecznie mój kochany synek. Z trudem powstrzymałam uśmiech.

—Nie mów o cioci jak o koleżance, po za tym nic jej nie odbiło, tylko źle się poczuła. Coś nie poszło po jej planie, dlatego się smuci!- dodałam kąśliwie i odprawiłam małego do pokoju.
Max podbiegł do mnie i chwycił mnie za ramię.

—Co knujesz? O co ci chodzi?- uwolniłam się z uścisku.

—A o co tobie chodzi? Taki z ciebie przykładny tatuś i maż? A chciałeś dziecko pozbawić mamusi? A po za tym ma na świat przyjść twój kolejny potomek, a ty chcesz nas opuścić?- zapytałam, siląc się na niewinną minkę.

—Daj spokój, Tess! Wiem, że ta ciąża to bujda! Od lat ze sobą nie sypiamy!
Powiedział to o wiele za głośno. Na schodach stała właśnie jego matka. Weszła po stopniach, patrząc na nas zdumiona.

—Chciałam tylko zapytać, co się stało z Liz....wyszła tak nagle, źle wyglądała. No i goście się niecierpliwią, czekają na deser....to tyle....-popatrzyła na nas chwilę i odeszła. No to świetnie.

—Jesteś z siebie dumny? Teraz cała twoja rodzina i nie tylko dowie się jak naprawdę wygląda nasz związek!

—To po co ich tu zapraszałaś? To twoja wina!

—Oczywiście, zrzuć wszystko na mnie! Przecież wiesz, że się nie obronię! Już od dawna mnie szantażujesz, masz nade mną władzę!

—Nie rób z siebie niewinnej! Chciałaś nas wydać Kivarowi!

—Zostałam do tego zmuszona!

—Nigdy w to nie uwierzę! Nasedo już nie żył, nikt cię do tego nie zmuszał! Sama chciałaś to zrobić, chciałaś się na mnie odegrać, bo nie kochałem ciebie, a Liz!

—Może tak było! Ale teraz chciałam to naprawić! Chciałam, żeby ta "nowina" o mojej ciąży,
sprowokowała was do rozmowy, żebyście sobie wszystko wyjaśnili. Chciałam, żeby to udawanie się skończyło! Mam dosyć takiego życia! Wolę, żebyś był z Liz i był szczęśliwy, niż męczył się ze mną! Kocham cię i tylko dlatego to robię! Wszystko co robiłam i robię jest dlatego, że cię kocham! Zrozum to wreszcie!- wykrzyczałam to. Całkowicie mnie poniosło. Teraz poczułam się jakby lżejsza. Już nie trzymałam tego wszystkiego w sobie.
Max patrzył na mnie zdziwiony.

—Tess, jesteś chora. Twoja miłość jest chora.- powiedział to, ale już ciszej i spokojniej.

—Ty też jesteś chory, Max! Nikt nie krzywdzi się na siłę! Sam sobie sprawiasz cierpienie, będąc ze mną! Skończ z tym złudzeniem! Przestaniesz krzywdzić siebie, mnie, Zacka i....Liz!

—Od kiedy to martwisz się o innych?

—Od zawsze. Tylko wcześniej pokazywałam to w inny sposób. W zły sposób. A teraz daj mi szansę naprawić wszystko co zrobiłam źle!Po za tym ty też jesteś nie fair! Może byłam zła, ale nigdy nie skrzywdziłam ciebie i Zana. Może chciałam to zrobić, ale teraz wiem, że was kocham. A ty chciałeś mnie pozbawić rodziny i nadziei na to, że może nam się uda.Chciałeś, żebym została sama! Po co chcesz mnie karać jeszcze bardziej? Dlaczego nie powiesz mi prawdy? Dlaczego nie rozstaniemy się w zgodzie? Bo wiem, że tylko o to ci chodzi.....chcesz się ze mną rozstać! Ale powiedz, było ci ze mną tak źle? Zajmowałam się domem, Zanem....nic za to nie dostawałam! A ty znęcasz się nade mną jeszcze bardziej! Codziennie udaję chłodną, obojętną. Bo inaczej umarłabym! Zachowanie twoje i Zana mnie zabija! Ale ty nigdy tego nie zrozumiesz! Bo to ty jesteś bez serca, Max! Jako jedyny kosmita na Ziemi i nie tylko- jesteś bez serca! Taki sam był Zan, twój pierwowzór! I nie wiem jak to możliwe, że Ava i ja nadal was kochałyśmy. I tylko tyle mam ci do powiedzenia! Ten wieczór miał wyglądać inaczej! Miał się skończyć dobrze, ale skończy się źle. Zabrzmi to kiczowato, ale rozczarowałam się tobą i życiem. Jednak nigdy nie byłeś idealny, chociaż uważałam cię za ideał, tylko na siłę próbowałam znaleźć w tobie wady. A jednak....ty masz wady! I wiesz, to mnie cholernie cieszy. Teraz bez wyrzutów, że mnie zdradzisz przed wszystkimi, spakuję się i opuszczę ten cholerny dom, który teraz z wielką przyjemnością: PIEPRZĘ! PIEPRZ SIĘ, MAX!
Po tych słowach, poszłam do swojej sypialni. Spakowałam się i zeszłam na dół. Nie zwracając uwagi na gości, wyszłam z domu. Przeszłam niewielki kawałek, gdy dogoniła mnie....Liz.

—Czego chcesz?- warknęłam.

—Tess, może to głupio zabrzmi, ale dzięki za ten obiad. Pomogłaś mi.

—Niby jak?

—Zrozumiałam, że to co próbowałam stworzyć z Maxem, nigdy się nie uda. Nasza miłość się wypaliła, kochaliśmy się, ale jako nastolatki. Teraz nie potrafilibyśmy ze sobą być. Mój związek z Seanem wydaje się być ciekawszy i bardziej stały. Za kilka tygodni mieliśmy się pobrać....nie mówiłam o tym Maxowi. Ale teraz mu o tym powiedziałam. Kiedy nas nakryłaś
podczas tej rozmowy, właśnie mu wszystko wyjaśniałam. Próbował mnie nakłonić do wyjazdu, ale ja mu przypomniałam o tych niespełnionych obietnicach jakie mi składał. Twoje pojawienie się wtedy w drzwiach z Zackiem, wszystko mi rozjaśniło. Max nie jest wart mojego uczucia. Nie obraź się, ale z tobą byłoby mu lepiej. On potrzebuje twardej ręki, która go przypilnuje. Ja miałam dla niego za lekką rękę.- tutaj się uśmiechnęła- A z tą ciążą to prawda?
Skinęłam głową, nie wiem czemu. To co powiedziała...zwaliło mnie z nóg.

—Wiesz, on cię kocha. Mówił mi, że coś do ciebie czuje, ale boi się ciebie....to śmieszne, ale tak było. On chowa do ciebie jakąś urazę, nie mówił mi o co chodzi. Ale przez to nie potrafi się do ciebie zbliżyć....-Liz zerknęła na walizki- Tess, wyjeżdżasz?- zapytała zdumiona.

—Nie....odnoszę rzeczy do pralni!- uśmiechnęłam się przez łzy. Liz jakoś przełknęła to kłamstewko i odeszła, machając mi ręką.
Zawróciłam do domu.......mogę mu wszystko wybaczyć, w końcu.....ja zawsze jestem dobra!
C.d.n.
















Poprzednia część Wersja do druku