Tess

TAJEMNICA MOŻE OZNACZAĆ ŚMIERĆ (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

TAJEMNICA MOŻE OZNACZAĆ ŚMIERĆ

Część 2.

Data: 10.06.2001 rok.

Wszyscy siedzą w CrashDown:

—Nie cierpię tych dorocznych zjazdów chorobowych! – Max.

—Max! One są super. Są omawiane wszystkie choroby, w szczególności te nieuleczalne. Ich lekarstwa i postępy w ich leczeniu. – Liz.

—O jakim wy zjeździe mówicie? – Maria. Pierwsze słyszała. Nikt nie mówił jej o nim. Już zaczęło jej się to nie podobać. Dziwne że nie obiło jej się to o uszy. Bardzo dziwne.

—Nie słyszałaś o nim? Przecież to jedna z największych ”atrakcji” w Roswell! Nie licząc festynu z okazji rozbicia się UFO. – Alex. – Co roku w weekend odbywa się zjazd lekarzy, naukowców i innych. Omawiają najbardziej niebezpieczne choroby, te które zagrażają nawet ludzkości jak to ujmują.

—Pierwszy raz słyszę. – Maria ”Może być niebezpieczne! Matka kiedyś coś napomknęła o jakimś zjeździe, ale szybko zmieniła temat. Ja ją zabiję! Dobra DeLuca nie wpadaj w panikę!”

—DeLuca słuchasz!? – Tess.

—Tak, tak. A więc co dokładniej powiecie mi o tym zjeździe?

—Jest fajny. Chociaż chwilami można się zanudzić na śmierć! – Kyle. – Ale jak pójdziemy to sama się przekonasz. Liz cały czas tam siedzi i słucha, reszta się w mniejszym lub większym stopniu nudzi.

—Ostatnio gadali o raku. Na początku było spoko, ale później już wytrzymać się nie dało. W końcu wszyscy sobie poszliśmy, bo nie mogliśmy już wyrobić. – Isabell.

—O nie! Ja zostałem. – Max.

—Normalka. Szkoda że go nie widziałaś! Padał z nudów, ale nie odszedł. Cały czas siedział z Liz. W końcu zasnął! – Alex.

—Ha, ha. Bardzo zabawne Alex. No nie śmiejcie się już ze mnie! – Max.

—W tym roku tematami przewodnimi ma być białaczka i AIDS. – Michael.

—A Ty skąd o tym wiesz Mike? Przecież Ciebie to wcale nie interesuje? – Liz.

—Sprawdzałem z ciekawości. Zupełne nudy! – Michael.

—Wcale nie! To bardzo duży problem dla ludzi. Aids i białaczka zabijają niesamowicie szybko! – Liz.

—Tu się zgadzam z Liz. Ale pogadamy i posłuchamy na zjeździe. – Alex.

—Maria nic Ci nie jest? Wyglądasz troszkę dziwnie? – Max.

—Nie wszystko ok. Bardzo ciekawie zapowiada się ten zjazd. – Maria.
Nagle drzwi CrashDown się otworzyły i wszedł chłopak. Wszyscy byli zdziwieni bo CrashDown było już zamknięte. Siedzieli w nim tylko z racji tego że kawiarnia należała do rodziców Parker.

—Jest już zamknięte. – Liz.

—Wiem. – odpowiedział chłopak. – Witaj Maria! – pomachał do dziewczyny. Wszyscy się na nią spojrzeli. Maria była troszkę w szoku, ale po chwili doszła do siebie.

—Sean! – dziewczyna rzuciła mu się na szyję. – Co Ty tutaj robisz? Wypuścili już Ciebie? – zalała go mnóstwem pytań.

—Tak za dobre sprawowanie kochana! – Uściskał ją jeszcze raz. Reszta siedziała w całkowitym osłupieniu. Nie mieli pojęcia kim jest ten facet. Wszystkim naszło się jedno skojarzenie „To jej chłopak?!”. Patrzyli się na siebie nawzajem i na Marię z chłopakiem na zmianę. Cała szóstka z wyjątkiem Michael’a była lekko wstrząśnięta, ale Mike aż się gotował od środka. Maria mu się bardzo podobała, ale wszystkich chłopaków zbywała, czasami trochę z nimi flirtowała i to doprowadzało go do nerwicy. Ale to były niewinne flirty. Teraz Michael był wściekły. Najchętniej zatłukłby tego chłopaka.

—Mówił w myślach do siebie. – Ale ja jestem głupi. Mogłem wcześniej dać jej do zrozumienia że mi się podoba. Teraz jest już za późno! Po co ta głupia obietnica. Przecież to beznadziejne, teraz wszystko się skończyło, zanim jeszcze zaczęło.
Maria była bardzo szczęśliwa. Zapomniała totalnie o paczce. Gdy spojrzała w ich stronę zobaczyła siedem par oczu wyczekująco patrzących się na nią.

—Sean to moi przyjaciele: Max. Liz, Michael, Isabell, Alex, Tess i Kyle. – Wskazała na każde z nich.- To Sean, mój przyjaciel.

—Miło nam Ciebie poznać. – Wykrztusiła Liz po dłuższej chwili. Głupio było się tak patrzeć jak na jakieś niezwykłe zjawisko.

—Maria nic o Tobie nie mówiła – dodała Tess. Rzeczywiście Maria nawet o nim nigdy nie wspomniała.

—Jakoś nie było okazji. – Maria. – Słuchajcie My już pójdziemy. To pa. – Chciała pogadać z Sean’em, a sytuacja była delikatnie mówiąc niezręczna.

—Tak szybko? Zostańcie jeszcze! – Kyle. Wyszłoby debilnie gdyby tak szybko poszli. Zresztą z chęcią byłoby poznać bliżej tego Seana.

—Kyle ma rację. Lepiej się poznamy. – Max.

—To siadajcie. – Isabell. Intrygująca sytuacja i zachowanie Marii.

—No dobra… . Przekonaliście mnie. – Maria. „Jak ja nie znoszę takich sytuacji?”

—Więc skąd jesteś … Sean? – Alex. W końcu rozmowę trzeba od czegoś zacząć.

—Z Dallas. Ale już parę dobrych lat tam nie mieszkam. – Sean. „Boże jak by stąd uciec? Przecież oni mnie zaraz pożrą wzrokiem! I to w szczególności ten… ten Michael, czy jak mu tam!”
Atmosfera niezbyt była udana. Wszyscy razem, czyli Max, Liz, Michael, Tess, Kyle, Isabell i Alex dziwnie patrzyli się na Seana. W pewien sposób czuli się zazdrośni i byli podejrzliwi. Chłopak był dziwny, ale Maria bardzo mu ufała. Takie sprawiała wrażenie. A co dziwne, ani słowem o nim nie wspomniała. Jednak Liz z Tess jakoś uratowały całą sytuację. Maria poszła do domu razem z Seanem. Po drodze rozmawiali:

—Sean dlaczego nie uprzedziłeś że przyjeżdżasz? Bardzo mnie zaskoczyłeś!

—Taki był właśnie mój zamiar. Twoja matka jest bardzo zmartwiona, mówi że nie chcesz iść do kliniki, chce żebym na Ciebie wpłynął.

—Nic nie wskórasz. Oni są świetni, nigdy nie miałam takich wspaniałych przyjaciół. Wiem są dziwni, ale są w porządku!

—To dlaczego im nie powiedziałaś? Jeżeli są w porządku to Ciebie zrozumią i zaakceptują. Wiesz że mam racją Maria!

—Tak. Ale wolę się łudzić że by mnie nie odrzucili niż zaryzykować i się przekonać. Zresztą wyczuwam że oni też coś przede mną ukrywają. Ale tu nie o nich chodzi, tylko o mnie. Nie potrafię wszystkiego postawić na jedną kartę, nie mogę. Zbyt wiele mam do stracenie.

—Nie! Nie masz racji Maria! Jeżeli są ok., to Ciebie zaakceptują z Twoją chorobą. Nikt nie ma prawa oskarżać Ciebie za to co się stało, za to że jesteś zarażona!

—Ciszej Sean! Chcesz żeby się wszyscy dowiedzieli? Jak nie to się nie wydzieraj tak! Nie było Ciebie ze mną kiedy przeżywałam najgorsze chwile, dni mojego życia! Więc nie wiesz jak to jest! Nie masz prawa mówić mi co jest dobre a co złe! Co do mojej matki to doskonale zdaje sobie sprawę że nie zmienię mojego zdania!

—To Ty tak twierdzisz. Wiesz że nie mogłem być z Tobą i Twoją matką. Ale wiem jak to jest być innym, sam wiele przeżyłem.

—Tak Sean, ale to nie to samo. Ciebie zamknęli za rozboje, ćpanie i palenie. Byłeś nieletni więc nie mogłeś wtedy pić i palić, a to robiłeś. A ja nic nie zrobiłam umyślnie, byłam dzieckiem i nie zdawałam sobie sprawy z konsekwencji tamtych zabaw.

—Nie postępujesz właściwie. Skoro Ci na nich zależy to nie okłamuj ich. Mają prawo wiedzieć. Przyjaciół się nie okłamuje.

—Wiem Sean. A kto by się spodziewał że Twoja matka po tym wszystkim się od Ciebie odwróci? Nikt tego nie wiedział. I matka i ojciec Ciebie zostawili. Nie powiem im zbyt wiele się stało. Życie nauczyło mnie że nie warto być zbyt wylewnym. Blake był moim chłopakiem, bardzo go kochałam. Powiedziałam mu wbrew matce i innym. W najgorszych przeczuciach nie spodziewałam się takiej reakcji. To było dla mnie straszne. Bardzo cierpiałam bo mu zaufałam bezgranicznie, myślałam że on mnie kocha, ale nic z tych rzeczy. Teraz go nie żebym nienawidziła. Z perspektywy czasu dostrzegam dobre strony tamtych wydarzeń. Otworzyli mi oczy, wydoroślałam, już nie jestem naiwną dziewczynką. Jestem w pełni świadoma i świadomie podejmuję decyzje. Wyciągając wnioski nie popełnię już tych samych błędów. Skoro rozmawiałeś z moją matką to już wiesz. Wiesz że pozostał mi niecały rok. To bardzo mało, ale ja go wykorzystam jak należy. Nie będę się patrzyła za siebie lub przed siebie bo to jest bez sensu. Korzystam w danej chwili ile się da. Razem pojedziemy na wakacje, wszyscy w ósemkę. Korzystam teraz z życia Sean i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Inni mają bardziej przerąbane ode mnie, ale nie poddają się. Dlaczego więc ja nie miałabym dobrze przeżyć swojego czasu? Mogę i tak też robię. Nie rozmawiajmy już, chcę iść spać. Jestem zmęczona i nie chcę marnować więcej czasu na ten temat. Jest wiele bardziej przyjemnych tematów do rozmów. A i powiedz to mojej matce.

Następnego dnia w CrashDown:
Maria siedziba i gadała z Isabell, Tess i Liz. Nie było chwilowo nowych klientów w CrashDown, więc miały wolną chwilę. Zresztą pracowały tylko Tess i Liz:

—Wczoraj przy naszych facetach i przy tym Seanie nie mogłyśmy zapytać. Kim on dla Ciebie jest? – Tess.

—Mój przyjaciel. Jest bardzo fajny. Jak poznacie się lepiej to go bardzo polubicie. – Maria.

—Wiedziałam. Mówiłam Ci Tess że mam rację. – Isabell.

—Biedny Michael. Nie będzie zachwycony… – Liz.

—O czym Wy mówicie? – Maria.

—Wredna jesteś Maria. Żeby nie powiedzieć nam że masz chłopaka. A jak się pytałyśmy to zaprzeczałaś! – Isabell.

—Co????? Chyba nie myślałyście… . No wiecie co? Śmieszne to jest.

—Teraz się z nas nabija. Bardzo zabawne. Dlaczego nie powiedziałaś nam wcześniej? – Tess.

—Sean nie jest moim chłopakiem! To mój kuzyn! – Maria.

—Co ????? – Tess, Isabell i Liz.

—Jak to? Przecież… – Liz.

—Nie no wiedziałam że wczoraj to wszystko wyszło idiotycznie, ale do głowy mi nie przyszło że weźmiecie nas za parę! To absurdalne! – Maria.

—O to dobrze! Nie wszystko stracone jeszcze. – Tess.

—Co niestracone? Co Wy u diabła kombinujecie? – Maria.

—Powiemy jej? – Liz.

—Tak. – Tess i Isabell.

—Ale Ty potrafisz być nie spostrzegawcza Maria. Przecież na kilometr widać że Michael Ci się podoba. – Tess.

—I na odwrót . – dopowiedziała Liz.

—Że on mi? Wam się coś naprawdę poprzestawiało. Może umówić Was na wizytę? – Maria.

—Ha ha. Nie kłam przecież to widać. Zresztą Ty Michaelowi też się podobasz. Nie zauważyłaś jak wczoraj wyglądał? Myślałam że zaraz wszystko zacznie wybuchać dookoła Nas. – Isabell. Tess i Liz zmierzyły ją wzrokiem. „O cholera! Wygadałam się!” – Znaczy tak w przenośni mi chodzi. – Wyjąkała Issy.

—Domyśliłam, się. Bo tak same z siebie to raczej by nie potrafiły. Co macie takie dziwne miny? Coś się stało? – Maria.

—O klienci przyszli. Liz mamy robotę. – Tess.

—Niestety jak praca to praca leniuchy! Issy wiesz? – Liz.

—Co ma wiedzieć? – Maria.

—Alex dzisiaj ma próbę i go nie będzie. – Tess.

—Ach tak pamiętam. Jak mogłabym zapomnieć Tess. – Isabell.

Dwa dni później wieczorem w CrashDown:

—To jak z tymi wakacjami? Musimy wszystko uzgodnić, rok szkolny przecież dobiega końca. – Alex.

—Prawda. Wygrała propozycja Alexa Sault Sainte. Tam więc jedziemy! Tylko kiedy? – Max.

—Jak byśmy teraz mieli się zastanawiać to byśmy na lodzie zostali. Wolny termin to od 12 lipca do 9 sierpnia. Jaki wybieramy? – Maria.

—Już tam dzwoniłaś? – Liz.

—Tak, ale musimy się do jutra zdecydować. Więc wybieramy. A tak apropo to na ile w końcu jedziemy? – Maria.

—Na dwa tygodnie. Tyle nam wystarczy. – Tess.

—Poza tym fundusze. Lepiej zabawić się dwa tygodnie w totalnym szaleństwie, niż cztery siedząc w oszczędnościach. – Kyle.

—To może od czternastego do dwudziestego lipca? Odpowiada Wam? – Isabell.

—Ok. – Wszyscy odpowiedzieli chórem.

Przez te przeszło trzy tygodnie spotykali się codziennie i planowali dokładniej wakacje. Byli bardzo podekscytowani tymi wakacjami. Bardzo się z nich cieszyli. Wszyscy, znaczy Max, Liz, Isabell, Tess, Alex i Kyle zaczęli traktować Marię i Michaela jak parę, choć nią nie byli. Jednak ciągło ich do siebie jak magnes. Przestali już zwracać uwagę na pozostałych. Oni natomiast byli pewni na sto procent że w ciągu tego wypadu zaiskrzy coś między nimi i będę prawdziwą parą. Ale wypad do Sault Sainte jeszcze przed nimi, więc wszystko się okaże. Tydzień przed wyjazdem dziewczyny ganiały po sklepach jak nawiedzone, szukając odpowiednich rzeczy na wyjazd. Wychodziły z centrów handlowych obładowane setkami rzeczy. Kupowały wszystko co mogło się im przydać, zaczynając od kosmetyków, po spodnie, sukienki i inne rzeczy, a na butach kończąc. Chłopaki natomiast także zaopatrywali się w przeróżne rzeczy, ale nie byli w części tak nawiedzeni jak ich dziewczyny. Poza tym każdy z nich musiał wziąć coś własnego niepowtarzalnego, swoją duszę jak to określali. Alex wziął swoją ukochaną gitarę, Michael płyty Metallici, Kyle figurkę Buddy, a Max przybory geologa. Tak więc każde z nich było niesamowicie szczęśliwe i przygotowane na wszystkie ewentualności.

Data: 11.07.2001 rok.

Dzień przed wyjazdem wszyscy postanowili że wyjadą dwunastego, żeby mieć dwa dni na podróż. Bo po co się śpieszyć. Doszli do wniosku że pojadą swoimi samochodami. Wezmą wozy Kylea, Maxa i Tess.

—No więc tak. Musimy zdecydować kto z kim jedzie. – Tess.

—Ja jadę z Maxem, Isabell i Alexem. – Liz.

—No to ja wezmę bagaże Isabell i Alexa i nasze. To chyba zrozumiałe że jadę z Kylem? – Tess.

—A my? – Maria.

—Wy jedziecie oddzielnie. Przykro nam, tak wyszło. – Alex.

—Dlaczego? Przecież my mieliśmy uzgodnić dopiero wszystko, a widać że Wy sobie już wszystko pomyśleliście. – Michael.

—To my jesteśmy poszkodowani, nie Wy! – Isabell.

—Zgadzam się z Issy. Wy nie będziecie się cisnąć. A my jak te sardynki w puszce będziemy. Więc nie narzekajcie, tylko bądźcie nam wdzięczni! – Alex.

—Jasne. – Michael.
Dziewczyny:

—Ale Wy jesteście okropne!- Maria.

—Ale to prawda, Wy macie lepiej! – Isabell.

—Knujecie coś ciągle za moimi plecami, to nie fair! – Maria.

—Tylko żeby Michael nie rozwalił wozu Kyleowi, bo by mnie zabił. – Tess.

—Pilnuj go więc Maria! – Liz.

—Ale ja też będę prowadziła. – Maria.

—Wiemy, ale na zmianę z Michaelem, więc pilnujcie siebie nawzajem. – Tess.
Chłopaki:

—Michael tylko uważaj na mój wóz, bo jak coś mu się stanie to ojciec mnie zabije! – Kyle.

—Specjalnie wjadę w pierwsze lepsze drzewo! – Michael.

—Nie bądź taki nerwowy. Przecież się cieszysz tak naprawdę że jedziesz z nią. – Alex.

—Alex ma rację. My Ci załatwiliśmy świetną okazję, okaż więc wdzięczność Michael. – Max.

—Przecież to widać jak na dłoni, że to jest zaaranżowane! Z czego więc tu się cieszyć Max niby mam? – Michael. Troszkę się wkurzył na kumpli.

—Nie bądź taki drobiazgowy Mitch. – Kyle.

—Drobiazgowy, bardzo zabawne Valenti. – Michael.

Data: 12.07.2001 rok.

Każdy pożegnał się z rodzicami. Maria miała jeszcze małe problemy z mamą, ale się udało. Amy w widzeniu córki była stanowczo za opiekuńcza. Ale teraz już nic nie stało na przeszkodzie. Wyruszali w pierwszą, prawdziwą wycieczkę w swoim życiu wszyscy razem.
Wyjechali o dziesiątej rano. Wypoczęci, zjedli śniadanka i wyruszyli w długą podróż.
W pierwszym samochodzie siedzieli Max, Liz, Isabell i Alex. W drugim samochodzie byli Kyle i Tess, a w trzecim Michael i Maria.

Godzina 20.15 w samochodzie pierwszym:

—Kiedy będzie ten hotel Max? – Zapytała ciekawa Liz. Była już dość bardzo zmęczona. Podobnie jak wszyscy.

—Jeszcze jakieś dwie, może trzy godzinki góra Lizzy. Jak chcecie spać to śpijcie, nie ma problemu. – Max.

—Nie Maxwell wytrzymamy. Zresztą taka jazda samochodem to sama przyjemność. – Alex. – Prawda Isabell?

—No pewnie. A w szczególności gdy jest ciemno. Trzy postoje w ciągu całej naszej dzisiejszej jazdy to niezły wynik. – Issy.

Godzina 20.33 w samochodzie drugim:

—Jak to dobrze że jesteśmy sami Kyle. Nikt nam nie przeszkadza.

—Bo w czym niby ma przeszkadzać?

—W rozmowie Valenti! Możemy sobie swobodnie gawędzić, podczas gdy Liz, Isabell, Maxwell i Alex nie mają takich wygód.

—Ale mają Michael i Maria. Dwie pary mają a dwie nie. Poza tym nam głównie chodzi o tamtą dwójkę. A co do Alexa i reszty to oni są w czwórkę, ale mają bagaże dwójki, a my na odwrót.

—Jak by się tak patrzył. Ciekawe kiedy ten hotel będzie?

Godzina 20.48 w samochodzie trzecim:
Prawie wcale ze sobą nie rozmawiali. Żadne nie chciało zacząć, a raczej nie miało odwagi. Milcząc było im dobrze. Maria prowadziła tylko dwie godziny, bo Michael się uparł że on chce prowadzić. Jednak dziewczyna widziała że już miał dość jazdy za kółkiem:

—Może teraz ja poprowadzę Michael?

—Nie tak jest dobrze. Wolę to niż gapienie się za okno.

—Jak chcesz, ale jutro to ja prowadzę bo lepiej popatrz na siebie. Nie masz już siły.

—Zobaczymy. Zresztą wydaje Ci się. To dlatego że nie jeżdżę często.
W radiu zaczęła właśnie lecieć piosenka Cradle Of Filth. Maria zareagowała natychmiastowo:

—Dlaczego przełączyłaś? To fajna piosenka.

—Nie słucham ich.

—Ale ja słucham. – Michael przełączył.

—Zmień kanał. Nie chcę ich słuchać! – Marii puściły nerwy. Michaela zatkało. Nie spodziewał się takiej reakcji z jej strony.

—Normalna jesteś czy co? Przecież ty tylko piosenka. Skoro nie masz nic przeciwko to nic Ci nie zależy. – Maria zmieniła kanał.

—Zawsze musisz postawić na swoim? – Michael.

—Nie o to mi chodzi. Nie chcę słuchać tego zespołu, źle mi się kojarzy! Co?

—Nic. Tylko jak by się tak każdemu jakiś zespół źle kojarzył to by było przerąbane. Dlaczego Ci się źle kojarzy? – Michael zapytał z ciekawości.

—Nie zrozumiesz. Zresztą nie chcę o tym mówić.

—Aha wiem. – Michael powiedział prawie niesłyszalnie do siebie.

—Co wiesz? Pytam się Ciebie.

—Nie nic, tylko jak u Ciebie byliśmy to widziałem płytkę tego zespołu i Twoje zdjęcie z jakimś kolesiem. Dziwne więc że płytki nie wyrzuciłaś, skoro ich nie słuchasz.

—Zostawiłam sobie na pamiątkę. Nikt tego nie rozumie, nie jesteś jedyny.

—To może mi powiesz z chęcią posłucham bo zbyt wielu atrakcji nie ma obecnie.

—Zbyt skomplikowana sprawa. Zresztą kto by chciał słuchać o Blake’u. Nic ciekawego, zwykłe problemy zwykłej nastolatki.

—Rozumiem że Blade to Twój były. – Michaelowi momentalnie podskoczyło ciśnienie.

—Na szczęście. Ale wtedy byłam głupia i naiwna. Dobrze że mam to za sobą. Nie jest rzadkością że trafia się na oszusta, kłamce. Ale zmieńmy temat. Słuchasz Metallici?

—Pewnie. To najlepszy zespół.

—Każdy tak mówi o swoim ulubionym zespole. Też ich lubię, ale nie jestem fanką.
I temat się urwał. Nastała niezręczna cisza, tak jak poprzednio. Ale teraz było jeszcze gorzej, Michael prowadził, Maria patrzyła się za okno starając się wychwytać jakieś obrazy wśród migających obrazków w ciemnościach. Była zadowolona że jedzie z Michaelem jednak jakoś nie potrafili gadać na luzie.
Maria myślała już tylko o hotelu, a raczej starała się skoncentrować na tej myśli. Umysł jednak jej nie chciał słuchać i myśli ciągle powracały do Guerina. W końcu poddała się im i zaczęła myśleć, przecież trzeba coś zmienić, a nie zachowywać się w taki sposób. Oboje unikali siebie ostatnio a pech chciał że wylądowali w jednym wozie jak na nieszczęście. Ale widać było że to jedna wielka aranżacja, nie dało się tego nie wychwytać. Maria: „Żeby ten hotel był już niedaleko. Ta cisza jest straszna! On jest taki dziwny, a w dodatku jeszcze mu powiedziałam o tym głupku, ale jak jestem kretynka! Powinnam se założyć kłódkę na pysk i wyrzucić kluczyk! Jednak stało się trzeba jakoś wybrnąć z tej debilnej sytuacji. DeLuca nie poddawaj się! Myśl!!!!! Wytęż swoje szare komórki i rusz jakąś myśl!”
Michael też myślał o tej sytuacji. Oboje doskonale zdawali sobie sprawę ze swojego położenia, jednak nie potrafili zmienić całej sytuacji. I jedno i drugie biło się z myślami. Michael intensywnie myślał o czym by tu zacząć temat, ta cisza teraz to go już dobijała. Michael: „Że też to przytrafiło się właśnie mnie! Mnie nigdy nie spotykają takie rzeczy, tylko jakiś frajerów! Guerin TY jesteś frajerem! Gdzie Maxwell ten hotel wynalazł?! Jak na razie jesteśmy na totalnym odludziu! Trzeba się uspokoić i wziąć w garść. Przecież ja nigdy nie mam problemów jak się zachować. Trzeba wrzucić jak zwykle na luz! To świetny, niezawodny sposób Michael.”

—A więc jakiej Ty słuchasz muzyki? – Michael.

—Różnej. Mam jedną taką ulubioną. Mogę ją słuchać godzinami. – Maria.

—Mów dokładniej.

—Remy Zero „Yellow Light”.

—Nie przypominam sobie czegoś takiego. Zespół jest nieznany.

—Mylisz się. Ale jak chcesz to Ci kiedyś puszczę. Może w któryś dzień.

—Masz płytę przy sobie?

—Zawsze. Podobnie jak Ty Metallici.

—Chyba dojeżdżamy do hotelu.

—Nareszcie!

Wszyscy cieszyli się że w końcu się wyśpią. Byli już zmęczeni jazdą. Marzyła się im kąpiel, łóżeczko i spanko. Muszę się wyspać bo przed nimi jeszcze przeszło jeden dzień jazdy. Ale jest ich ośmioro to sobie to rozłożą pomiędzy wszystkich. Wszyscy poszli do recepcji:

—Poprosimy cztery pokoje z dwoma łóżkami. – Max.

—Przykro mi są tylko dwa. Jeden pokój z dwoma, a drugi z jednym małżeńskim. – Recepcjonista.

—Maxwell nie zarezerwowałeś pokoi? Przecież miałaś… – Kyle.

—Miałem, ale pomyślałem że na takim pustkowiu to po co rezerwować? Że zawsze jest dużo pokoi wolnych. – Max.

—Max nie myśl tyle na przyszłość! I co teraz zrobimy?! – Alex.

—Tak to jest przydzielać takie sprawy facetom. I to jeszcze w dodatku takim jak Ty Max!!!!! – Isabell.

—No co? Zdarza się… – Max.

—Lekcji też nigdy nie odrabiasz tylko myślisz sobie ściągnę lub napiszę na przerwie albo będę miał fuksa! – Tess.

—Odczepcie się od facetów! To wina Maxa więc nie zganiajcie na nas wszystkich! – Michael.

—Bierzemy te pokoje. – Maria. – Tylko na tę noc.

—Dobrze. Pokoje 128 i 215. – Recepcjonista. Troszkę zdziwiony małą wymianą zdań między paczką.

—Dziękujemy. – Maria.

—Co Ty robisz? – Max.

—Ja Max mam zamiar się wyspać. My dziewczyny bierzemy 215, Wy 128.

—Właśnie. Żegnamy panów! – Tess, Liz i Isabell.

Dziewczyny poszły do swojego pokoju. Były wykończone! W dodatku wściekłe na Maxa, no bo mają jedno łóżko a jest ich czwórka. Zmieścić się jakoś zmieszczą, ale na pewno nie wyśpią.

—Liz musisz zrobić coś z Evansem. Żeby nie zarezerwować pokoi. – Tess.

—Jak bym z nim została sama to bym go zabiła! Jest kochany Issy ten twój brat, ale czasami mam ochotę zatłuc go na kwaśne jabłko. – Liz.

—Wiesz Elizabeth on już taki tłumok jest. Z pewnością to mi przypadła większa część inteligencji. Nie no żartuję, jak by mnie teraz usłyszał oj to by było! – Isabell.

—Wkurzył mnie. Ale zmieńmy temat. Dziewuchy mamy jedno łóżko na cztery osoby. Ta noc nie będzie najwygodniejsza! – Maria.

—Tak to bywa. Idę się wykąpać. Jestem spragniona kąpieli. – Tess.

—Jestem po Tobie! – Maria.

—I ja! – Liz.

—Nie ja Liz! – Isabell.

—Lizzy była pierwsza. Isabell masz sporo czasu do kąpieli. – Tess.

Tess siedziała godzinę w łazience, ale w końcu wyszła. Później weszła Maria. „Słabo mi cholera jasna! Że też muszę brać te beznadziejne leki! Bez nich życie byłoby prostsze. Żeby tylko nie znaleźli mojej apteczki, bo wtedy totalna klapa…. . Nie mogą jej znaleźć. Muszę mieć oczy szeroko otwarte i słuch wyostrzony żeby się to udało. Boże o czym ja pletę!! Jutro znowu jazda z Michaelem. Będzie ciekawie…”.

Data: 13.07.2001 rok.

—Jesteście! – Liz.

—A podobno to dziewczyny się guzdrzą. – dodała Tess.

—Jak się spało? – Isabell.

—Dobrze! – Max.

—A z kim spałeś? Z Kylem? Może z Michaelem? Albo z Alexem? – Isabell.

—Zamknij się Isabell. – Max.

—Maxwell spał ze mną na nieszczęście! – Kyle.

—Kyle jesteś homoseksualistą! – Tess.

—Nie wiedziałam że Twój chłopak Tess zmienił orientację seksualną! – Maria.

—Max czy masz mi coś jeszcze do powiedzenia? – Liz.

—Liz może tam był trójkącik, albo…. – Isabell spojrzała na Liz.

—czworokącik! – razem wykrzyknęły Liz i Isabell.

—Ale to jest śmieszne. Mnie nie mieszajcie do tego. Nie jestem gejem! – Michael. Spojrzał się na Maxa, Alex i Kylea.

—Ja też sobie wypraszam. To w końcu Kyle i Max spali razem. I rzeczywiście jakieś dziwne odgłosy dochodziły z ich łóżka…. – Alex.

—Ale z Ciebie świnia Whitman! – Kyle.

—Ze swojego nie mogli nic słyszeć, bo byli zbyt bardzo zajęci sobą! – Max.

—No ładnie Alex! Ale żeby rzucić mnie dla Guerina! Idę zwymiotować. – Isabell.

—O Tess, Liz! Patrzcie! – Maria.

—Co? – Tess i Liz.

—Max puścił oczko do Kylea! – Maria. – No wiesz co. Wy rzeczywiście jesteście homo!

—Max! – Liz.

—Kyle! – Tess.

—Czego?! – Kyle i Max. – Tess i Liz wybuchnęły śmiechem. Zaraz potem Maria i Isabell, a następnie Michael i Alex.

—Nie mogę Lizzy. Oni na serio coś wiesz, ich łączy. – Tess.

—Może macie jeszcze jakieś tajemnice…..?? – Liz.

—Jedziemy! Marnujemy tylko czas. – Alex.

—Ja uważam że to fajna rozrywka Alex. – Maria. – Ale racja, czas nas goni. Nie będziemy tu stali pół dnia. Ruszamy dzieciaczki!!

—To teraz jesteśmy „dzieciaczki”? – Max.

—Jedziemy!! – Maria.

—Jest już po dziesiątej! Jak tak dalej będziemy się zbierać to do września nie dojedziemy na miejsce! – Michael.

Wszyscy jechali w takim samym składzie jak poprzedniego dnia. Atmosfera była dobra. Każde z przyjaciół pogrążyło się we własnych myślach. Planowało sobie dokładnie co będą robić w Sault Sainte. Dla każdego prócz Marii te wakacje rozpoczynały ich świetne życie. Dorosłe życie, samodzielne wakacje, które będą powtarzali co roku. Jednak dla Marii sytuacja wyglądała całkiem odwrotnie, dla niej są to pierwsze i ostatnie wakacje. Maria zastanawiała się co będzie gdy jej już nie będzie. Jak zareagują gdy się dowiedzą o jej chorobie, chorobie raczej o tym że była chora. Bo dowiedzą się dopiero po jej śmierci. Chciała żeby Michael z nią chodził, czuła że był chłopakiem dla niej. Jednak bała się, ostatnio tak bardzo została zraniona. Nie chciała wierzyć przeczuciom. To później zbyt bardzo boli. Maria sama nie wiedziała już co myśleć. Toczyła walkę sama z sobą: „Chciałabym im powiedzieć, ale nie. Muszę zacząć kontrolować swoje uczucia, nie pozwolę by mną zawładnęły. Nawet gdyby mnie nie odtrącili, zaczęli by się użalać. A ja tego nienawidzę!!! Ciągle by się pytali jak się czuję, że nie umrę i inne brednie. To nie byłaby już przyjaźń tylko współczucie. Ciągle by za mną łazili, bo może mi się słabo nagle zrobić. Żadnych wycieczek, bo to wysiłek fizyczny, mi nie wskazany w nadmiarze. I co chyba najgorsze nie byłoby żartów, zwykłych wygłupów, pogawędek, tak jak matka analizowali by każde słowo, zdanie. A gdyby się im coś wymknęło to głupie tłumaczenia że nie chcieli i inne bzdety. Ja tego nie chcę!!! Nie potrzebuję!!! Poza tym nie warto żebym im to mówiła bo tak czy tak to będę stratna, a oni się albo odsuną ode mnie, lub odwrotnie. Sama czuję że mają jakąś tajemnicę, że coś ich łączy oprócz przyjaźni. Ale oni mają swoje tajemnice, a ja mam swoją. Wystarczy mi głupia gadka Seana. Wiem że się o mnie martwi, ale on już przesadza. Nie lubię gdy ktoś za mną chodzi jak cień, a on tak postępuje. Jest dla mnie więcej niż bratem. Bardzo go kocham, nie miał szczęścia w życiu. Rodzice niby go kochali ale w końcu zostawili gdy byli mu potrzebni. Wtedy ja i mama wyciągnęłyśmy do niego rękę, wiem że chce się nam teraz odwdzięczyć. Ale nawet gdyby nie czuł długu wdzięczności to i tak by był przy mnie. Nigdy nie zapomnę gdy ubłagał żeby go wypuścili na weekend. Zrobił to dla mnie. Wtedy trwało to piekło. Telefony z pogróżkami, listy. A najbardziej wtedy zabolało mnie zachowanie Blakea. Był moim chłopakiem. Pierwszym ale nie to było ważne. Liczyło się to że mnie zostawił, powiedział tyle przykrych, upokarzających słów. Gdyby nie mama i przyjazd wtedy Seana nie wiem czy bym sobie czegoś nie zrobiła. Pamiętam jak stałam w łazience z nożem w ręce. Tak bardzo chciałam wtedy skończyć ze sobą, ale Sean mnie powstrzymał i nie powiedział o tym matce. To dziwne, bo byłam pewna że tak zrobi. Przyjechał tylko na niecałe trzy dni, więc pomimo złożonej mu obietnicy że już nigdy nie będę chciała się zabić mogłam zwyczajnie skłamać. Gdybym później to zrobiła miałby wyrzuty sumienia że nie powiedział o pierwszej próbie. Ale on mi zaufał. Nikomu tego nie zdradził! Teraz to ja mu jestem wdzięczna że wtedy był i mnie powstrzymał. Teraz jestem szczęśliwa, a gdyby nie on nie byłoby mnie. Jeszcze mam tylko jedną taką naprawdę wielką prośbę, chciałbym być z Michaelem. Max ma Liz, Tess ma Kylea, a Isabell Alexa. Ja też chcę mieć chłopaka. Chcę Michaela. Ale zdaję sobie sprawę że gdy z nim będę przez te parę miesięcy to później odejdę, zostawiłabym i jego i ich wszystkich. Będą cierpieli, obwiniali siebie i mnie lub przeklinali mnie że im nie powiedziałam, bo mieli prawo wiedzieć. A ja nie dałam im wyboru czy chcą przyjaźnić się z zarażoną. Ale to mój wybór i ja go akceptuję. Mnie już wtedy nie będzie i nie będzie to już wtedy mój problem. Postępuję teraz samolubnie i wiem o tym. Ale chcę tego”.

Godzina 13.58:

—Kyle zatrzymujemy się teraz. Mam już dość jazdy. – Tess.

—Na kolejnym postoju. Wytrzymasz. – Kyle.

—Teraz. Nie mam zamiaru już dłużej czekać.

—Nie Tess. Później.

—Kyle powiedziałam że teraz.

—Kyle milczy.

—Kyle???

—Nadal nic nie mówi.

—Valenti zatrzymaj się do jasnej cholery!!!

—?????? Uspokój się Tess. Przestraszyłaś mnie. – Kyle trzyma się za serce. Widocznie o czymś myślał.

—Mówię coś do Ciebie a Ty nic. Szeptem się nie da więc musiałam użyć mocniejszego głosu. Zatrzymaj auto Kyle.

—Głucha jesteś czy co? Powiedziałam że na następnej stacji.

—Kurwa Kyle nie denerwuj mnie! Jak mówię że masz się zatrzymać to się zatrzymuj i to natychmiast!

—Spieprzaj!

—Na razie mówię po dobroci.

—Mówię odwal się i daj mi spokój.

—Tobie dzisiaj całkiem odwaliło. Powtarzam ostatni raz Valenti.

—I nie mów do mnie Valent Harding!

—Osz kurwa jego mać!!!! – Po dwóch minutach gdy zaczynają mijać stację Tess bierze kierownicę i gwałtownie skręca w prawo.

—Odjebało Ci!!! Chcesz nas zabić!!!

—Jak się zaraz nie zamkniesz to coś Ci zrobię Valenti!!!

—Ty naprawdę masz nierówno pod sufitem Harding!!!!

—I nawzajem Valenti!!! – Tess wychodzi z samochodu. Pozostali w lekkim szoku również zjechali na stację i wyszli z wozów.

—Odbiło Wam doszczętnie Kyle!! Co Ty wyprawiasz do cholery!! – Michael.

—Kurwa nie czepiaj się mnie tylko tej idiotki!!! Sama skręciła!!!

—Jak mówiłam żebyś zjechał to mnie nie słuchałeś!!!!

—Każ się jej Michael zamknąć bo ją zabiję!!!

—Do cholery to ja mam moce i Ci zaraz ukręcę ten Twój zakuty łeb!!!!! – Tess.

—Tess co Ty mówisz! – Liz.

—Czego Liz????? – Tess. Liz kiwnęła na Marię. – O kurwa!!!!! – Powiedział do siebie po cichu Tess.

—O czym Wy gadacie?? – Maria.

—Tess nie miała na myśli nic konkretnego, znaczy ona ona…. – Max.

—Mówiła w przenośni. – Isabell.

—Ona zawsze tak mówi gdy jest zła. Prawda Tess??? – Alex.

—Tak tak ja tak mam po prostu. – Tess. – Wiesz takie swoje własne, wymyślone przeze mnie powiedzonko.

—Ona mówi prawdę. Tak jej czasem odwala. – Kyle.

—Stul pysk Valenti bo nie ręczę za siebie!!!- Tess.

—Idziemy z Isabell do toalety choć z nami Tess. – Liz.

—To dobry pomysł. Chciałam właśnie iść do toalety. – Tess.

—Idę z wami. – Maria.

—Nie! – Liz. – To znaczy zostań. Pogadasz sobie z chłopakami o….. o wszystkim.

—Ale ja też muszę do toalety za potrzebą. – Maria.

—To pójdziesz jak my wrócimy. – Tess.

—Nie zmieścimy się w czwórkę. – Isabell.

—A w trójkę to się zmieścicie?? – Maria.

—Znaczy tak…. na …. pewno…. chyba….. – Liz. Tess, Liz i Isabell poszły do toalety.

—Zresztą my mamy pytanko. – Max.

—Chcieliśmy Ciebie o coś zapytać. – Michael.

—Słucham o co chodzi??? – Maria.

—Czy….czy…yyyy…...znaczy się….yyy – Kyle.

—On chciał powiedzieć…. – Michael.

—Zapytać Ciebie ….yyy…..czy…. – Alex.

—Jacyś dziwni jesteście. Co się tak jąkacie??? – Maria.

—Nam chodzi o to….że….Ty….znaczy….on….. – Max.

—Max o czym Ty mówisz??? – Maria.

—Chcieliśmy się Ciebie zapytać i zapomnieliśmy co. – Alex. – Czasem się zdarza….

—I każdy z Was zapomniał???? – Maria. – Dziwne. To ja idę do dziewczyn a jak przyjdę to Wy sobie już może przypomnicie.

—Nie!! – Max.

—Już pamiętamy…. Przypomniało się nam….yyy…..znaczy mi się przypomniało….. – Alex.

—A więc słucham??? – Maria.

—Chłopaki milczą.

—Idę najwyraźniej znowu zapomnieliście. – Maria.

—Nie!! Czekaj!! – Kyle.

—O Blakea…. – wypalił Michael.

—Słucham???? – Maria.

—O tego Twojego byłego….. no..wiesz..yy…. faceta… – Michael.

—O Blakea??? Powiedziałeś im??? Ale dlaczego nie spytałeś się czy możesz! – Maria posmutniała. – Nie spodziewałam się tego po Tobie. Jest mi przykro i to bardzo.

—On nie chciał….. – Alex.

—To był przypadek….ja naprawdę nie chciałem….. sorry…… – Michael.

—Nie chciałeś??? Ale powiedziałeś. – Maria.

—To nasza wina!! – Alex.

—Tak, Alex ma rację!! – Kyle.

—My go… znaczy się….yyy – Max.

—Zmusiliśmy! – Alex.

—Zmusiliście?? – Maria. – Ciekawe jak?????

—No… no…yyy…najzwyczajniej….yy… – Alex.

—A skąd o tym wiedzieliście że go zmusiliście??? – Maria.

—No bo…. widzisz…my mamy….yyy…znaczy…się….ma mamy…yyy..taki…zwyczaj…. – Max.

—Mówimy sobie zawsze o wszystkim. – Alex.

—A to ciekawe?? – Maria. – I co tak zawsze relacje sobie zdajecie tak????? A wymierzacie też czas ile się całujecie ze swoimi dziewczynami Alex???

—Tak…NIE!!!....akurat nie takie rzeczy…. Tylko my … no wiesz ….- Alex.

—Głupio się przyznawać do tego. Bo dziewczyny by nas zabiły. – Kyle.

—To w końcu odmierzacie ten czas czy nie??? – Maria.

—Nie!!! – Alex.

—Tak! – Kyle.

—Nie!!! – Max.

—???????? – Maria.

—Ale nie przyznawaj się dziewczynom Maria. To było….takie żarty mieliśmy…..no wiesz……zdarza się…. – Kyle.

—Jasne. – Maria. – Dlaczego Michael powiedziałeś im o nim???? Dlaczego???

—Wiesz szczerość…..obiecaliśmy ją sobie, prawda???? – Michael skierował wzrok na Alexa. Kylea i Maxa.

—Michael mówił nam jak bardzo byłaś do Blakea przywiązana, jak bardzo go kochałaś. – Max. Michael strzelił piorunujące spojrzenie w kierunku Maxa.

—A to ciekawe, bo nie mówiłam mu nic takiego…..Michael???? – Maria.

—Max miał na myśli….. yyy….na myśli… – Michael.

—Michael będzie psychologiem!! – Alex.

—Psychologiem?? A co to ma do rzeczy Alex??? – Maria.

—Bo on to wyczytał z Twojej twarzy….znaczy nie wyczytał…znaczy nie dosłownie…yy…no wiesz…..on tak…w yy..przenośni….no….rozumiesz….prawda…??? – Alex.

—Aha, chyba kapuję! – Maria. – Ty Michael psychologiem, nie wiedziałam.

—Sam jeszcze nie jestem pewny…. – Michael.

—Ale on ma do tego powołanie! – Alex.

—Racja Alex ma rację! Michael zna się na ludziach jak nikt inny. – Kyle.

—Jak będę miała problemy ze swoją osobowością to zgłoszę się do Ciebie Michael. – Maria.

—Polecamy Ci go!! – Max.

—Jest najlepszy!! – Kyle.

—Prawda Michael że to lubisz??? – Alex.

—To mój talent!! – Michael.

W tym samym czasie gdy Maria rozmawiała z chłopakami mającymi same wpadki, Isabell i Liz dyskutowały z Tess:

—Tess co Ty wyprawiasz?? – Liz.

—Jak możesz być tak nieostrożna!! – Isabell.

—A w CrashDown to kto się wygadał?? – Tess. – No widzisz Isabell!! Ty też nie jesteś ostrożna!

—Opanuj się Tess. Co się tak wkurzyłaś na Kylea?? – Liz.

—Zdenerwował mnie. Mówię mu żeby się zatrzymał a ten że nie. Więc mówię mu i drugi i trzeci raz. W końcu nerwy mi puściły! – Tess.

—To panuj nad nimi. To już nawet nie chodzi o tą wpadkę przed Marią! Mogłaś Nas zabić! – Isabell.

—Czepiajcie się Valentiego. Mi dajcie święty spokój! – Tess.

—Valenti i Valenti. Z nim się nie martw też się rozmówimy, ale najpierw Ty Tess. Nie możesz pozwalać panować emocjami nad sobą!! Jak wazon wybuchnie bo jesteś wściekła to co powiesz. Jestem wróżką. Mam nadprzyrodzone zdolności!! – Liz.

—A żebyś wiedział Liz że mam zdolności!! – Tess.

—Tess my je mamy od urodzenia, a nie dlatego że poraził nas prąd, byliśmy w tunelu gdzie widzieliśmy światełko a gdy doszliśmy do niego to nagle obudziliśmy się w szpitalu. Jak Ci zbadają krew to co powiesz!! Że se barwnika dolałaś!!! – Isabell.

—Od razu nie wezmą nas na przesłuchanie i do kliniki!! Nie przesadzajcie dziewczyny!!! – Tess.

—Nie pamiętasz już co zrobili Maxowi. To cud że żyje, że go uratowaliśmy i sami żyjemy!! Drugim razem nie będziemy mieli tyle szczęścia!! – Liz.

—A kto tu mówi o drugim razie Liz!! Pierce dowiedział się o wszystkim przez strzelaninę!! To nie była moja wina!!! – Tess.

—Aha więc to moja wina że Max mnie uratował Tess!!?? – Liz.

—Oczywiście że nie!! Chodzi mi o to że tamto nie zależało od nas. Teraz nad wszystkim panujemy !!! – Tess.

—OO tak na pewno!! Nad niczym nie panujemy. Mało co się przed nią nie wygadałyśmy Tess!!! A raczej to Ty mało co się nie wygadałaś!!! – Isabell.

—Przyjaźnimy się z nią. Powiedzmy jej więc o wszystkim. Nie wyda Nas. Będziemy bezpieczni, nie będziemy musieli już dłużej przed nią udawać!! – Tess.

—Jesteś niepoważna Tess. Musimy ją sprawdzić. Nie możemy jej jeszcze powiedzieć!! – Liz.

—To Wy ją chcecie dalej okłamywać nie ja. Ja jej ufam tak samo jak Wam!! Jak Tobie Liz i Tobie Isabell i pozostałym!!! – Tess.

—Nie możesz jej powiedzieć. Nie zgodzimy się na to. Jeszcze nie teraz Tess. Może za jakiś czas jak będziemy jej pewni!! – Isabell.

—Nie obawiajcie się mnie! Przecież wiecie że bez waszej zgody nie wyjawię jej naszej tajemnicy! Trzymam się zasad! – Tess.

—Więc pogadaj z nią. Postaraj się dowiedzieć co o tym wszystkim teraz myśli. Musimy być pewni! – Liz.

—Przecież można to sprawdzić wchodząc ja do jej umysłu i go przeszukam, a Isabell sprawadzi jej sny. I będzie po sprawie Liz! – Tess.

—Lepiej na wszelki wypadek ją przepytać dyskretnie. To Ty Tess spieprzyłaś dzisiaj sprawę i do Ciebie należy teraz posprzątanie! – Isabell.

—Kurwa czy musimy się kłócić! Przecież to beznadziejne. Popatrzcie się jak my się teraz zachowujemy! Tak nie powinno być! – Tess.

—Tess ja wiem każdemu się może zdarzyć taka wpadka, ale musimy być ostrożniejsi. Zło czai się wszędzie i czeka na dogodny moment żeby nas złapać! – Liz.

—Uspokójmy się. I Tess nie kłóć się tak z Kylem. – Isabell.

—Co to to nie Isabell! Nie pozwolę by facet mi rozkazywał i ignorował moje prośby! – Tess.

—Choć my już. – Isabell.

—Tak, za długo tu siedzimy. – Liz.

—Ja muszę do toalety! – Tess.
Isabell i Liz poszły do reszty:

—I jak się rozmawiało?? – Isabell.

—Bardzo fajnie Liz.- Maria. – No to ja idę do toalety w końcu! – Maria poszła.

—I jak udało się Wam wybrnąć z sytuacji?? – Isabell.

—Lepiej nie pytaj. Totalnych debilów z siebie zrobiliśmy! – Max.

—Alex nas uratował, no i Kyle! Choć raz! – Michael.

—Nie bądź taki skromny Guerin! – Alex.

—Jak się Was zapyta o psychologię i Michaela to przytakujcie! – Kyle.

—Dowiedziałem się że moim powołaniem jest psychologia! Co się tak patrzysz Lizzy?? – Michael.

—Ty i psychologia?? Żartujecie?? – Liz.

—Nie. No co się tak na mnie patrzycie. Max mogłeś wymyślić coś lepszego! – Alex.

—Wiesz co Alex! Maxwell to niech lepiej już nic nie mówi na przyszłość, tylko niech przytakuje! – Michael.

—Co mój ukochany Maxio zrobił?? – Liz.

—Opowiemy wam później. – Kyle.

—Idzie Maria i Tess. – Max.

—Więc jedziemy w dalszą drogę! – Alex.

Ciąg dalszy nastąpi.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część