Tess

NIE JESTEM ANIOŁEM (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

NIE JESTEM ANIOŁEM

Część II: Imprezka!

26.V.2000 rok. – Washington.

W pokoju Marii i Isabell:

—Co on sobie do cholery myśli?! Że jest Bogiem i wszystko mu wolno! – Isabell.

—Nie jesteśmy małymi dziewczynkami, poradziły byśmy sobie same! Czasami ktoś tylko by najwyżej zajrzał żeby mu udowodnić że nie puściłyśmy chaty z dymem! – Maria.

—Nie poddamy się!

—Niech się przekona że z nami trzeba się liczyć!

—Dzwonię! – Isabell – Do telefonu: Rex idziemy na imprezę! Nie możesz, a ja ci powiem że pójdziesz. Ja ciebie nie proszę tylko ci każe być. Czekaj przed naszym domem, tylko żeby stary nie widział ciebie. Jak nie przyjdziesz to z nami koniec!

—Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. – Maria – Do telefonu: Hejka! Dzwoń do Sewella! Ma teraz skręcić na wzgórzu imprę! Dlaczego? Bo tak nam się podoba! Pośpisz się za godzinę mają wszyscy być! Zadzwoń do wszystkich, my nie mamy czasu. Jak mu powiesz że to nasz pomysł, to nie będzie sprawy. Jest na każde nasze klaśnięcie. Wszystkim powiedz że my organizujemy to. Za godzinę na wzgórzu mają wszyscy być! Nie mam czasu na głupie pytania!

—To co? Będzie spoko! Weź kasę, nie wrócimy! Zrobimy sobie tygodniowy urlop! – Isabell.

—Będzie ostro! Tylko jak nas stary dorwie to będzie dopiero! Ale musi dostać nauczkę! Zabawimy się jak nigdy! – Maria.

—Tylko po imprezce gdzie pojedziemy? – Isabell.

—Niech pomyślę. Już wiem! Do Newville! Newville znajduję się pod Harrisburgiem! Ojciec będzie mógł nas szukać, ale nie znajdzie nas tam. – Maria.

—Świetnie! Zbierajmy się. Trzeba wziąć kasę! Ciuchy kupimy sobie na miejscu! Nie mam zamiaru brać nic stąd!

—Masz rację. Dźwiganie to nie dla nas!
Półtorej godziny później na wzgórzu:

—Dotarły w końcu nasze gwiazdy!!!!! – Patrick.

—Utknęliście w korku? – Elmo.

—Nie!!!!! – Isabell.

—Ten popierdolony sukinsyn się spóźnił! – Maria.

—Spokojne Marii! Nie tak ostro! – Kevin.

—Co nie ostro? Idiota nie dość że czekałyśmy całe wieki to jeszcze się guzdrał jak ślimak! – Maria.

—Daj jej spokój! Ma rację! – Isabell. – A gdzie jest Stanley?

—Gdzieś tu powinien być... – Patrick. – Ja już ci nie wystarczam kochanie?

—Ty mnie nigdy nie interesowałeś. – Isabell.

—Czyżby? To dlaczego byłaś moja? – Patrick.

—Nie byłam kotku. Po prostu z braku laku. Nawet byłeś chwilowo do rzeczy, ale stare czasy. Więc gdzie jest Stan? – Isabell.

—Przypierdala się do mojej laski! – Thomas.

—Wcale nie! Czyżby mnie królowa wołała? – Stanley.

—Tak. Zjawiłeś się na mój rozkaz. Czeka cię więc nagroda. – Isabell.

—Chyba ze mną chodzisz? – Rex.

—Wiesz Rex. Nie pasowaliśmy do siebie. To pa. – Isabell. I poszła sobie.

—Jak mam to interpretować? – Rex.

—Zwyczajnie zerwała z tobą. Już zrozumiałe czemu mówią że nigdy nie kumasz o co biega. Postąpiła identycznie jak ja teraz postąpię z Rollo. Żegnaj ... były! – Maria.

—Ale dlaczego? – Rollo.

—Bo stałeś się nudny. Zresztą dzisiaj to było przegięcie! Mam dość ciebie! I nie będziemy już o tym dyskutować! Idź zarwij jakąś dziewczynę. Może Estelle? Ja idę i nie chodź za mną! – Maria.

—Maria twoja komórka ciągle dzwoni, podobnie jak komóra Issy. Może coś z tym zrobicie? – Jack.

—Dobra Jack, daj te telefony. – Maria.

—Co robisz? Rozpierdoliłaś wasze komórki. Stary się nie dodzwoni do was. – Jack.

—I dobrze! Niech się pomartwi. Byłyśmy dla niego za grzeczne! – Maria.

—Maria, chcesz? – Isabell.

—Co to? Trawka? – Maria.

—Zgadłaś. Choć weźmiemy! Nie próbowałyśmy jeszcze. Najwyższa pora. – Isabell.

—Issy ma rację. Od dawna ją biorę. Jest spoko. Od razu lepiej się po niej czuję. – Stan.

—Ja wolę speed. Jest lepszy od trawki. – Ivy.

—Królowe nigdy nie brały! Co spowodowało tę odmienność zdania? – Irvette.

—To był nasz zakład! – Isabell.

—Właśnie. Dzisiaj minął termin jego ważności! – Maria.

—Chcesz być w pełnej euforii ? Weź więc koke. Polecam. Jest cool, choć exstasy jest lepsza. – Brian.

—To czemu jej nie bierzesz? – Maria.

—Jest silniejsza, więc biorę ją tylko na niektórych imprezach, takich jak ta. – Brian.

—Brian takie imprezy są co najmniej raz w tygodniu. – Isabell.

—Niby tak, ale ta jest inna. Na świeżym powietrzu, z dala od tego zbitego dechami i gwoźdźmi Washingtonu. – Brian.

—Dobra ja chcę na początek koks! – Maria.

—To ja to samo! – Issy.

—No kochane ten towar spowoduje że będziecie niemal że latały! – Irvette.

—Dzięki! – Isabell.

—Ja też! – Maria.

—Koks jest przyjmowany przez wdychanie nosem. To najlepszy i najbardziej skuteczny sposób! – Ivy.

—Ja w ten sposób go właśnie przyjmuję. – Irvette.

—Wchodzimy w to! – Isabell i Maria. – Dziewczyny pierwszy raz spróbowały. Parę minut później:

—Czuję się jak ptak! – Isabell.

—Choćmy na spacerek! Nie śmiej się ze mnie! Zdrajcy! Wy też? – Maria. Sama zaczęła się po chwili śmiać z siebie.

—Jack, Stan idziecie się z nami przejść? – Isabell – Jakoś też czuję się inaczej! Potrafię latać! – Isabell przewróciła się i tak samo jak inni śmiała się z tego.

—Zbieramy tyłki! Choćmy! – Maria. I poszli się przejść. Impreza całkiem się rozkręciła. Wszyscy mieli doskonałe nastroje. Jednak niektóre używki wywołuję agresję, więc nie łatwo o awanturę.
Isabell, Maria, Stanley i Jack:

—Mamy pojebaną paczkę. I to w niej mi się podoba! – Jack.

—Prawda. Ale to moja i Issy zasługa w dużej mierze! – Maria.

—Ok., dziewczyną górą. Nasze dwie królowe, władczynie! – Stan.

—I w tym się z tobą zgadzam Stanley! – Issy.

—Pobawimy się w chowanego! Ty i Jack szukacie, a ja i Isabell się chowamy! – Maria.

—Może chłopak – dziewczyna dla zabawy? – Stan.

—Nie! – Maria i Issy.

—Liczycie do stu! I nie podglądajcie! – Issy.

—To rozumiemy! – Jack.

—Gdzie mnie ciągniesz Maria? Nie tak szybko! – Isabell.

—Spadamy! Jedziemy do Newville! Zwiejemy im, będzie spoko! – Maria.

—Teraz? Nie mam kasy! Zostawiłam w samochodzie! – Isabell.

—Wzięłam kasę! Po tym narkotyku czuję się wspaniale! Musimy często to powtarzać! To jest totalny odlot! – Maria.

—Też tak myślę. Więc wcześniej obmyśliłaś plan? Mogłam się tego spodziewć! W Końcu jesteś moją siorą! – Isabell.

—Ciekawe czy stary skumał że nas nie ma! Pewnie załapie dopiero ranem! – Maria.

—Na pewno! Myśli że grzecznie śpimy w łóżeczkach, podczas gdy my pierwszy raz doznałyśmy totalnego odlotu! – Isabell.

—Niech spierdala! Mam go dość. W Roswell matka mieszka ze swoim mężusiem i naszym przyrodnim bratem! – Maria.

—Raczej doszywanym! – Issy.

—Kyle Valenti! Ciekawe jaki jest mieszkając w tamtej dziurze?

—Pewnie myśli o wyrwaniu się stamtąd!

—I wcale się mu nie dziwię. Ciekawe czy Jacobs nas wyleje ze szkoły? Pewnie tak!

—Zdaje mi się że pójdą na układ! Ojciec nas przeniesie ze wzorowym świadectwem, a oni będą mieli z nami spokój!

—Trzeba jeszcze odcisnąć się bardziej w ich pamięci!

—No jasne. Wykręcimy kolejny spoko numer!

—Żeby facetka dostała zawału najlepiej! No może przesadzam, ale żeby nas popamiętała.

—Ale której?

—Może Hunt by dostała wycisk.

—Zgoda. Chemiczka będzie miała przygodę!

—Widzę drogę! Chodź!

—Łapiemy okazję?

—Jak zawsze!
Dziewczyny zamachały i pierwszy lepszy samochód się zatrzymał:

—Jedzie pan do Newville? – Maria.

—Mogę was tam zawieść. Kawałek najwyżej zboczę z trasy. – Facet w samochodzie.

—Dziękujemy! Jestem Isabell! – Issy.

—Ja Maria! – Maria.

— Blake Darnell!
Po drodze rozmawiali w trójkę. Dwie godziny później dziewczyny były w Newville:

—Dziękujemy Blake! – Maria i Isabell.

Ciąg dalszy nastąpi.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część