Kath7 - tłum. Milla

Burn For Me (9)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

CZĘŚĆ 9


Kiedy wolno mu spać, śni o niej.

Zawsze o niej śnił, od pierwszego dnia, kiedy ją zobaczył, gdy byli jeszcze dziećmi. Tamte sny – o tym by dotknąć jej miękkich włosów; o napotkaniu jej spojrzenia z drugiego końca pokoju, ze świadomością, że ona czuje do niego to samo, co on do niej; o całowaniu jej, nie raz, ale kiedy tylko ma ochotę; o zasypianiu, trzymając ją w ramionach, czując jak jej serce bije w tym samym tempie, co jego; o pokazaniu jej kim naprawdę jest i że ona go zaakceptuje i mimo wszystko będzie go kochać – sprawdziły się. Przez kilka wspaniałych tygodni żył we śnie, aż do dnia, kiedy to wszystko zamieniło się w koszmarem.

Aż do Pierce'a.

Oddałby niemal wszystko, by odzyskać te sny. Nie może żałować pozostawienia tych snów za sobą; nie może zaprzeczyć, że przeżycie tego było dużo słodsze niż sny, ale chciałby znów zagubić się w ich otusze i nadziei.

Jego obecne sny o niej nie dają otuchy. Nie może w to uwierzyć – że jakikolwiek sen o niej, może uczynić go bardziej nieszczęśliwym – ale tak jest. Nie może dłużej żyć w fantazji, w "co jeśli". Bo "co jeśli" się zdarzyło i zniszczyło ją. Co dzień musi stawiać czoło tej zimnej, twardej prawdzie. Bo kiedy wolno mu spać, ona go prześladuje.

Wie, że na to zasługuje. Że to przeżywanie snu ją zabiło. Ale nienawidzi tego, że teraz budzi się ze snów o niej oblany zimnym potem, z walącym sercem, że woli bolesną rzeczywistość wypełnioną torturami, której stawi czoło za dnia, niż sny o niej.

Teraz, w snach, jest zmuszony do tego, by być świadkiem każdego straszliwego sposobu, w jaki wyobrażał sobie jej śmierć. Wersja Pierce'a – niewyjaśniony wypadek samochodowy – to najczęstszy koszmar, ale nie najstraszniejszy. Jego własny umysł stworzył znacznie gorsze scenariusze. Zupełnie jakby nie był usatysfakcjonowany karą, jaką Pierce i jego ludzie aplikowali jego ciału, jego umysł torturuje go każdej nocy. Nie ważne, co robią, nie są w stanie dręczyć go bardziej, niż on sam się dręczy.

W dwa lata po katastrofie, która ich spotkała, ciągle sobie nie wybaczył. Mógł zakończyć swoje życie wiele miesięcy temu, ale nie zezwolił sobie na tą ulgę. Nie pozwoli sobie zaznać radości bycia znowu z nią, nawet jeśli tylko w śmierci.

Żyje dalej ponieważ zasługuje na cierpienie. Więc cierpi.

W snach, jest zawsze o krok od uratowania jej, ale zawsze ponosi porażkę. I zawsze ona go o to obwinia.

Dzisiejsza noc nie jest inna.

Jest w sferze snu, z Liz. Ona stoi na balustradzie mostu, patrząc w dół na burzącą się wodę. On stoi poniżej, na moście, niezdolny wspiąć się, by do niej dołączyć.

Spogląda na niego. "Co? Boisz się?" Jej głos brzmi wzgardliwie. "Nie kochasz mnie wystarczająco?"

"Kocham cię," mówi jej z desperacją. "Proszę cię, zejdź." Wyciąga do niej rękę, ale jego ramię przechodzi przez nią, jakby już była duchem.

Jej ciemne oczy napotykają jego wzrok. W ich głębi pojawia się płomień czegoś nowego, czego on nie rozpoznaje. "Czy będziesz pałał dla mnie, kiedy mnie nie będzie?" pyta go, ton jej głosu jest nieoczekiwanie miły.

"Liz, proszę?" Nie rozumie, nie wie co powiedzieć, żeby ją zatrzymać. Ponieważ jakoś wie, że dzisiejsza noc to pożegnanie. Że jeśli tym razem pozwoli jej się wyślizgnąć, nigdy więcej jej nie zobaczy.

"Pałaj dla mnie Max."

Po tych słowach, odwraca się i skacze z mostu. On próbuje się wspiąć, próbuje za nią podążyć, ale trzyma go jakaś niewidzialna siła, jakiś strach, którego nie potrafi nazwać.

Może tylko wpatrywać się w dół na rzekę – na wzburzoną rzekę – i wie, że jej już nie ma.

Kiedy się budzi wie, że prześladowanie się skończyło. Że po dwóch latach, ona w końcu naprawdę zostawiła go zupełnie samego.

Bo ostatecznie wolałby raczej by nienawidziła go w snach, niż by całkiem odeszła.

Nie śni o niej więcej. W nocy, jej nie ma.

Ale wciągu dnia, on dla niej pała.


* * *

"Dlaczego zabrałeś ją na koncert?"

Zan skupia swoją uwagę na Tess. Oryginał Avy jest zaciekawiony wyrzutem Lonnie, że w ogóle nie powinien był zabierać Beth na ten koncert.

Wzrusza ramionami. "Beth kocha jej muzykę. Ostatnio nie czuła się najlepiej. Miałem nadzieję, że to ją rozweseli." Nie może przyznać, że to był sprawdzian, że miał nadzieję raz na zawsze pogrzebać wszystkie swoje lęki. Bo powiedzenie tego głośno, oznaczałoby przyznanie się im – że podejrzewał iż on nie jest tym, o którym ona śniła, że ona nie należała do niego.

"To było coś więcej," oskarża Michael. "Próbowałeś ją stamtąd zabrać, kiedy was znaleźliśmy. Wiedziałeś jakoś, że kiedy zobaczyliśmy ją na ekranie, rozpoznaliśmy ją."

"Nie wiedziałem nawet, że tam jesteście," odpowiada żałośnie Zan. Nie zaprzecza jednak, że próbował z nią wyjść. Bo jaki byłby tego sens? To oczywiste.

"Jestem nawet bardziej ciekawy, dlaczego ty powiedziałaś mu, żeby jej tam nie zabierał," ciągnie Michael, całkiem ignorując Zana. Kieruje swoje słowa do Lonnie. "Ty też wiedziałaś, prawda?"

Zaskoczony Zna, wpatruje się w siostrę. Nie zastanawiał się nad ostrzeżeniem Lonnie, ale teraz kiedy przytoczył to Michael, zdaje sobie sprawę, że jej troska mogła rzeczywiście dotyczyć czegoś więcej, niż dziwnego ostatnio nastroju Beth. Jego siostra nie patrzy mu w oczy.

"Ona była chora," odpowiada Lonnie. "Martwiłam się."

Zan przygląda jej się, zaczyna mieć złe przeczucie. "Lonnie..."

Michael ponownie przeszkadza. "Weszłaś do jej snu, czyż nie? Przez cały czas wiedziałaś kim ona jest."

Przez dłuższą chwilę jest cicho. Zan obserwuje jak kolor odpływa z twarzy jego siostry. Lonnie cofa się, jej oczy są szeroko otwarte. "Nie."

"Nie, nie weszłaś do jej snu, czy nie, nie wiedziałaś kim ona jest?" dopytuje Michael. Z groźną miną zbliża się do Lonnie.

"Hej koleś! Odczep się!" W końcu Rath rusza się do przodu i odpycha Michaela. Zan jest skamieniały, nie może się ruszyć, żeby pomóc siostrze, która stoi pomiędzy nimi.

"Przestańcie!" Krzyczy Tess, przepychając się pomiędzy nich. "To w niczym nie pomaga!" Chwyta swojego Ratha za koszulę i potrząsa nim, nie mocno, bo jest mała, ale wystarczająco, by przebić się przez wściekłość generała.

Kyle chwycił Ratha i próbuje go utrzymać z dala, ale Rath nic sobie z tego nie robi. Ciągle wrzeszczy. "Ty dupku! Dlaczego u diabła w ogóle tu jesteś? Wracaj na tamtą zasraną planetę, z której przybyliśmy i zostaw nas w spokoju! Beth jest jedną z nas!"

"Nie jest," mówi cicho Zan, ale Rath go słyszy. Zamiera i spogląda na Zana. Zan czuje afekt wobec swojego lojalnego, w gorącej wodzie kąpanego brata. Ciągnie po cichu, "Ona jest jedną z nich." Spogląda na Lonnie przez dłuższą chwilę. Ona zaczyna drżeć pod wpływem jego oskarżającego wzroku. "A ty wiedziałaś przez cały czas, prawda? Ona ci ufała."

"Lonnie!" wykrzykuje Ava.

"Nic nie widziałam!" wykrzykuje Lonnie, broniąc się. "Widziałam tylko ciebie Zan. To wszystko. Zawsze widziałam tylko ciebie!"

"Widziałaś jego," odpowiada Zan. "I wiedziałaś o tym, prawda? To dlatego powiedziałaś mi, żeby nie iść na koncert."

Lonnie zaciska wargi i konwulsyjnie przełyka ślinę. "Nie wiem co u diabła widziałam! Myślałam, że to ty!" Powtarza buntowniczo.

"Lonnie..." Traci do niej cierpliwość. Nie wie co zrobi, by zmusić ją do przyznania prawdy, ale wie, że muszą ją znać.

Lonnie wyczuwa jego zdecydowanie i ustępuje. "W snach nazywała cię Max," szepcze. Robi krok do przodu z rozłożonymi ramionami i mówi błagalnie, "Zan, próbowałam cię chronić."

Ponieważ to wie, więc teraz, kiedy już wyznała prawdę, nie jest w stanie dłużej być zły. Wszystko co czuje to pustka, teraz kiedy to zostało potwierdzone.

Ona nigdy o nim nie śniła.

"Wiem," mówi, chcąc pocieszyć siostrę, mimo że sam nigdy nie znajdzie pocieszenia.

To wszystko było kłamstwem, każda chwila, ale nie może winić Beth. Ona jest niewinna, nie mogła wiedzieć, że pozwala sobie obdarzać miłością niewłaściwą osobę. Ona nie pamięta co było przedtem. A jednak, przez cały czas, oboje wiedzieli, że coś jest źle.

Jej więź z nim – z tym drugim – jest głęboka. Tak głęboka, że nawet żyjąc z jego duplikatem, wiedziała, że czegoś brakuje. Kiedy była nieobecna, kiedy się odsuwała, jej serce próbowało przestrzec ją, że popełnia błąd.

Jego biedna, kochająca Beth.

Zapanowała cisza, kiedy pozostali przyswajają to, co zostało ujawnione. Ale spokój zakłóca dzwonek telefonu. Zan mruga i spogląda na siostrę. Lonnie jako jedyna posiada komórkę. Zastanawia się, czy to Beth. Ale ona zadzwoniłaby na stacjonarny, a nie na komórkę jego siostry. Gdyby chciała z nim porozmawiać. A jest pewny, że nie chce.

Pozostali patrzą na Kyle'a, który mocuje się ze swoją kieszenią, wyciągając mały telefon. Rzuca okiem na wyświetlacz, po czym marszczy brwi. "To mój tata," mówi Tess i Michaelowi. "Co mam mu powiedzieć?"

Zan patrzy na krzywiącego się Michaela. "Cholera. Nie wiem! Zobacz czego chce i wtedy zdecyduj."

Kyle wywraca oczami rozzłoszczony, ale odbiera połączenie, starając się by jego głos brzmiał swobodnie. Starają się, by jego głos nie zdradzał, że cały ich świat całkowicie się zmienił w ciągu jednego wieczoru. "Cześć tato."

Dwójka oryginałów, czeka z napięciem.

Zan patrzy na Tess, nie rozumiejąc w czym problem. "Ojciec Kyle'a jest szeryfem w Roswell. Był naprawdę zaangażowany w śledztwo dotyczące śmierci Maxa i Liz," wyjaśnia cicho Tess.

Zan czuje jak jego serce zaczyna bić szybciej. Nie pojmuje tego. To tylko telefon. Nie ma szans, by ten szeryf wiedział, że Beth została odnaleziona. A nawet, gdyby wiedział, nikt nie popełnił przestępstwa. On i Lonnie podejrzewali prawdę, ale nie wiedzieli. Nie trzymali tu Beth wbrew jej woli.

Cisza jest napięta. Kyle nie powiedział nic od czasu jak się przywitał. Zan obserwuje, jak jego oczy rozszerzają się, kiedy słucha. W końcu Kyle się odzywa, ale wszystko co mówi to, "Cholera jasna. Miała rację."

Jego ojciec najwyraźniej spytał "Kto miał rację," bo po przerwie Kyle mówi, "Liz, tato, ona też żyje."

"Też?" dopytuje Michael. "Też?"

"Tato, Michael tu jest. Porozmawiaj z nim," mówi Kyle, kiedy wydaje się, że Michael i tak wyrwie mu telefon z ręki.

"Szeryfie, co się dzieje?" wypala niecierpliwie Michael. Zan marszczy brwi, bo zaczyna rozpoznawać szorstkość Michaela, jako ten sam mechanizm obronny, którego używa Rath. Michael jest przestraszony. Zan patrzy jak on staja się jeszcze bardziej napięty w miarę słuchania. Spogląda na Zana i odwraca się, zaczynając mówić po cichu, ale szybko.

Ale Zan nie musi dłużej słuchać. Niebieskie oczy Kyle dziwnie się w niego wpatrują i Zan podejrzewa, że drugi mężczyzna chce powiedzieć mu co się dzieje. Że rozmowa dotyczy Zana i Kyle nie próbuje ukryć satysfakcji. Zan wyczuwa, że Kyle nie jest mściwy, ale nie lubi Zana, albo mu nie ufa. Nie może go za to winić.

"O co chodzi?" pyta cierpliwie, gotowy na bombę, która wie, że zaraz spadnie.

"Mój tata odebrał wczoraj telefon. Dzień zajęło mu rozważenie co w tej sprawie zrobić, ale w końcu dzisiaj postanowił, że ma tylko jedno wyjście i że potrzebuje do tego nas wszystkich."

Zan nic nie mówi, czeka tylko, wiedząc, że Kyle jeszcze nie skończył.

"Liz miała rację. Max Evans żyje. I mój tata potrzebuje naszej pomocy, by go znaleźć i przekonać do powrotu do domu."

"Dlaczego on nie chce wrócić do domu?" Pyta przestraszona Ava. Jednak Zan na nią nie patrzy. Zamiast tego zamyka oczy i czeka dalej.

"Ponieważ spędził ostatnie pięć będąc torturowanym przez Jednostkę Specjalną FBI," odpowiada Kyle grobowym tonem. "Ale teraz uciekł i myśli, że jeśli wróci do domu, to ci dranie przyjdą po nas."

"Ma rację?" Głos Avy drży. Bo przecież to jest ich najgorszy koszmar. Przed wyjazdem, najostrzejszy rozkazem Langley'a było, by za wszelką cenę trzymali się z daleka od FBI. Bo Langley dokładnie wiedział co by z nimi zrobiło FBI, gdyby zostali schwytani. Langley to przeżył.

"Ma rację," odpowiada zamiast Kyle Michael. Skończył już rozmawiać z szeryfem. "Ale mam to gdzieś. Mój brat był sam przez pięć lat. To się kończy – teraz."

Zan napotyka spojrzenie Michaela i wie, co ten myśli. I ty nie zrobisz nic, by utrzymać go z dala od jedynej osoby, której on naprawdę potrzebuje.

"Boże Michael! Szeryf był taki pewny, że on nie żyje!" wykrzyknęła Tess. Wyraz jej twarzy to mieszanina radości i żalu. "Pięć lat z Pierce'm! Gdybyśmy wiedzieli..." Urywa, łzy zaczynają płynąć z jej błękitnych oczu. "Michael, przestaliśmy szukać!"

Zan patrzy jak Kyle rusza się by ją pocieszyć, po czym ponownie zamyka oczy, zastanawiając się, czy cierpienie kiedyś się skończy dla kogokolwiek z nich.

Bo pomimo brawury Michaela, Zan rozumie obawę swojego oryginału. Teraz kiedy znów jest świadomy Maxa, gdy Beth nie blokuje już istniejącej pomiędzy nimi więzi, Zan wie dokładnie co przeżył Max. Wie również jak wiele Max jest gotów poświęcić, by zapewnić, że ludzie, których kocha nigdy nie będą musieli przejść, przez to co on.

Jest gotów zrezygnować z tych, których kocha, by ich ocalić. Zan czuje, że Max byłby nawet gotów zrezygnować z Beth, gdyby wiedział, że ona żyje. Gdyby Max zdawał sobie sprawę z tego, że sprowadziłby na nią zagrożenie, pozwalając się odnaleźć, Zan wie, że jego oryginał dałby radę na zawsze pozostać w ukryciu.

Ponieważ, oni są tacy sami, a Zan wie, że on właśnie to by zrobił.

I Zan, ku swojemu wiecznemu wstydowi, po raz pierwszy odkąd powróciły koszmary Beth, czuje nadzieję.









Poprzednia część Wersja do druku Następna część