Kath7 - tłum. Milla

Burn For Me (15)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

CZĘŚĆ 15


Zaczyna się tak jak zawsze.

Tylnia szyba eksploduje za ich placami. Traci kontrolę nad samochodem. Są w lesie, a potem na moście. Całuje go, a potem skacze.

Dopiero kiedy wpada do wody, uświadamia sobie, że jest sama. Nie skoczył z nią. Ciągle jest na górze i znów go schwytali. Nie ocaliła go. Nie ma go, zabrali go ponieważ ona nie była dość silna.

Zamyka oczy i pozwala by woda zamknęła się ponad jej głową.

"Liz. LIZ!" Rozpoznaje głos i zawarte w nim naleganie powoduje, że zaczyna walczyć z rzeką. W momencie kiedy to robi, sceneria się zmienia i jest z powrotem na moście.

Uświadamia sobie, że to Isabel ją wyciągnęła. "Liz, musisz się skupić. Gubisz się."

Wpatruje się w siostrę Maxa, niepewna o co jej chodzi.

Isabel wyjaśnia. "To nie jest twój koszmar Liz. Chociaż pozwalasz, by stał się twój. Nie po tu jesteśmy."

Rozglądając się wokół, rozumie. Są z powrotem na moście, ale tym razem nie są same. Jej oczy rozszerzają się, kiedy widzi samą siebie, stojącą po drugiej stronie mostu.

Max tam jest. Gestykuluje dziko, mówiąc do drugiej niej, najwyraźniej próbując namówić ją do zejścia z barierki. Beth nie jest w stanie go usłyszeć, ale nawet z tak daleka czuje jego desperację.

To jest
jego koszmar. Wpuścił je.

Serce zaczyna jej walić w piersi. "Mogę z nim porozmawiać?" szepcze do Isabel.

Isabel marszczy brwi. W jej ciemnych oczach są łzy. "Nie wiem," przyznaje. "Jesteśmy tu, ale czuję jakby on ciągle trzymał się z dala w jakiś sposób. Otworzył się odrobinę, ale nie wydaje mi się, żebyśmy mogły bezpośrednio wpływać na otoczenie." Stanowczo ociera łzy z oczu. Beth czuje determinację Isabel. "Zdaje się, że jest tylko jeden sposób żeby się przekonać."

Siostra Maxa robi krok do przodu. Następny. Jeszcze jeden. To wszystko, na co pozwoli podświadomość Maxa. W następnej sekundzie sceneria miga i Isabel znów stoi obok Beth.

"Jaki jest z tego pożytek?" dopytuje Beth. "Jeśli nie możemy z nim porozmawiać, to jak on ma się kiedykolwiek dowiedzieć, że ja żyję?"

Isabel ma skrzyżowane ramiona. Zaczyna wyglądać na rozgniewaną. "Dlaczego on jest taki uparty?" pyta. "Kiedy tylko dostanę go w swoje ręce, poważnie skopię mu tyłek."

Beth mruga, słysząc ten wybuch. Rozpoznaje go jako przejaw niewytłumaczalnej furii charakterystycznej dla rodzeństwa, której nauczyła się oczekiwać w relacjach Zana, Lonnie i Ratha. To ten rodzaj gniewu, który rodzi się z miłości.

"Musi być coś, co możemy zrobić," mówi jej Beth łagodnym głosem. W końcu obie nie mogą być rozgniewane. "No przecież wpuścił nas już tak daleko."

Isabel oddycha głęboko jakby próbowała zapanować nad swoim temperamentem. Przejścia ostatnich kilku dni zaczynają być nawet bardziej widoczne w postawie wysokiej blondynki. "Masz rację," mówi wreszcie. Wydaje się intensywnie myśleć. "On rozmawia z tam z tobą. Może dasz radę wpłynąć na nią, skoro nie możemy wpłynąć na niego."

"Co masz na myśli?" pyta Beth.

"Oni się kłócą," mówi Isabel. "Słyszysz ich?"

"Nie," przyznaje Beth.

Isabel wydaje się tym zmieszana. "Ona obwinia go o zabicie jej."

Beth się obrusza. "Co? To nie jego wina!"

Isabel wzdycha. "Wiem o tym Liz. Ale to jest jego sen. I to takie typowe." Na moment zamyka ze smutkiem oczy. "Boże. Jest gorzej niż myślałam. Nie dość, że Pierce miał go w swoich rękach przez pięć lat, to on się jeszcze sam torturuje."

"Nie rozumiem," mówi Beth.

"Możesz tego nie pamiętać, ale jedną z rzeczy jakie ty i Max mieliście wspólnych, była całkiem niedorzeczna tendencja do obwiniania się o rzeczy, nad którymi nie mieliście kontroli," wyjaśnia jej Isabel. "Powinnam była wiedzieć, że tak jest. On się obwinia o twoją śmierć. To dlatego nie wraca do domu."

"On myśli, że nie zasługuje na to by wrócić do domu," szepcze Beth, rozumiejąc. Wzdryga się. Z jakiegoś powodu to przywodzi jej na myśl Zana. Przypomina sobie tą pozbawioną wszelkiej nadziei minę na jego twarzy, kiedy rozmawiali tamtego ranka, po tym jak po raz pierwszy się kochali. Po raz pierwszy rozumie, że tamtego dnia nie tylko brakowało mu nadziei.

Był zrezygnowany, akceptujący. Nie był zaskoczony, że się przed nim zupełnie nie otworzyła. Ponieważ myślał, że na nią nie zasługuje.

Isabel, Michael i Tess mylą się. Oryginały i duplikaty są do siebie tak podobni, że to ja przeraża. Niewielkie podejrzenie zaczyna się zakradać do jej myśli. Nie jest to jeszcze całkiem ukształtowana obawa, nie ma też na to czasu, ale wie, że zadzwoni do Zana jak tylko opuści ten sen.

Jednak w tej chwili musi pomóc Maxowi.

"Co mam robić?" zwraca się do Isabel.

"Tam, to niezupełnie ty," mówi jej Isabel. "To stworzona przez umysł Maxa wersja osoby, którą on myśli, że byłaś. Co tylko pokazuje jak bardzo popieprzony on jest w tej chwili. Ponieważ Max, którego znałam wiedziałby, że ty nigdy nie obwiniałabyś go o to, co się stało."

"Więc muszę mu o tym przypomnieć," zgaduje Beth.

Isabel wzrusza ramionami. "Warto spróbować." Bierze rękę Beth. "Musimy razem pracować, by zwalczyć jego wolę. To nie będzie łatwe."

Beth przełyka z trudem, nagle zdenerwowana. Ściska dłoń drugiej kobiety. "W porządku."

Obie zamykają oczy. Beth niemal natychmiast czuje mur, który umysł Maxa wzniósł wokół nich. Zwraca przeciw temu całą miłość, którą do niego czuje – miłość, którą pamięta jej serce, nawet jeśli umysł nie – i czuje, że Isabel robi to samo.

Niemal pada na kolana, kiedy nieoczekiwanie mur się rozpada. Ten fakt, bardziej niż cokolwiek innego, ukazuje Beth, że Max się ugina. Jego żelazna wola również się kruszy.

Jest gotów do niej wrócić.

Teraz słyszy rozmowę pomiędzy nim, a tą drugą Beth. Padające słowa nie są tak gniewne, jak się tego spodziewała.

"Pytałam cię raz," mówi druga Beth – będzie ją nazywać Liz, bo dla Maxa ona jest właśnie Liz. "Chcę cię spytać ponownie. Pałasz dla mnie Max?"

"Zawsze. Na zawsze," odpowiada Max. Beth czuje, jak zaczyna ją ściskać w gardle.

"Nieprawda," mówi Liz. "Nie robisz tego, nie tak naprawdę. Gdybyś to robił, wiedziałbyś."

Beth czuje jak Isabel mocniej ściska jej rękę. Siostra Maxa drży, zupełnie jakby zużywała dużo więcej energii niż Beth. Beth uświadamia sobie, że to jej obecność powoduje, że Max wpuścił je tak daleko. Gdyby to była sama Isabel, nigdy by nie ustąpił.

"Wiedział co?" pyta Max. Jest spięty, jakby zamierzał chwycić stojącą na barierce Liz.

"Bez ciebie nie mogę znaleźć mojej drogi powrotnej," mówi mu Liz. "Żeby mnie znaleźć, potrzebujesz ich."

Liz ze snu mówi mu, żeby pojechał do domu. Kolejny znak, że on zaczyna sobie wybaczać. Przelotnie się nad tym zastanawia. Po raz pierwszy zastanawia się dlaczego on postanowił uciec od Pierca akurat teraz. Co mu się stało po pięciu latach, że wreszcie pchnęło go to do ucieczki od tego udręczonego życia?

Beth słyszy jak Isabel gwałtownie nabiera powietrza. Patrzy jak Liz ze snu odwraca się nagle i skacze z mostu.
"Liz! Nie!" Max próbuje ją złapać, ale się spóźnia. Beth czuje jak przeszywa ją jego rozpacz. Nie może na to pozwolić. On
musi zrozumieć, że to nie jego wina.

Instynktownie puszcza rękę Isabel i zamyka oczy, a kiedy je otwiera, stoi obok Maxa na krawędzi mostu. On wychyla się przez barierkę z przerażonym wyrazem twarzy. Beth czuje jak zmaga się, by podążyć za Liz ze snu, ale jego własne poczucie winy na to nie pozwoli. Jest uwięziony na tym moście tak niezmiennie, jak ona jest uwięziona w świecie bez żadnych wspomnień o tym mężczyźnie.

Potrzebują siebie nawzajem, żeby uciec. Ich przeznaczeniem jest się odnaleźć i on musi to wiedzieć.

Beth kładzie delikatnie dłoń na ramieniu Maxa. Ten odwraca głowę, zaskoczony. Ponownie zerka przez barierkę, po czym znów na nią. "Liz?" szepcze.

"To ja," odpowiada zwyczajnie.

"Rzeka..." urywa bezradnie, najwyraźniej nie rozumiejąc.

"Co z rzeką?" pyta Beth. "Rzeka już się nie liczy Max. Wróć do mnie."

"Mogę?"

"Możesz jeśli chcesz. Potrzebuję cię."

Wie, że to prawda i że on zrozumie. Że posłucha.

Max oddycha z trudem. Patrzy w dół, gdzie ich ręce są teraz złączone. Kiedy spogląda w górę, jego spojrzenie płonie z intensywnością, która sprawia, że całe jej ciało sprawia wrażenie, jakby miało stanąć w płomieniach.

"Wracam."

Po tym sen miga i chwilę później nie ma go.


* * *

Po powrocie ze sfery snów Beth wie, że nie zaśnie ponownie, mimo że reszta grupy rozeszła się do łóżek zaraz po północy. Pozostali czują ulgę, że Max przyjeżdża, choć dostrzegła, że Michael nie jest w stanie do końca w to uwierzyć, a Isabel ciągle jest niepewna. Jednak Beth wie, że się nie myli. Nie ma potrzeby wyruszać na poszukiwania Maxa. Ona wie co się wydarzyło we śnie. On zrozumiał, że ona była prawdziwa. Jedzie tu. Nie tylko on tu jedzie, ale ona wie też gdzie się z nim spotkać. Ponieważ oczywiście on nie może przyjść do hotelu. Ale ona wie, gdzie on będzie. Tak naprawdę, wiedziała to od pięciu lat.

Siedzi na balkonie czekając na wschód słońca. Czeka, aż Max obudzi się w Kanadzie i przypomni sobie co musi tego dnia zrobić. Wie, że on nie przybędzie tu przez wieczorem i są rzeczy, które musi zrobić zanim to nastąpi.

Musi znaleźć Zana.

W miarę upływu czasu, martwi się o niego coraz bardziej. Od przybycia szeryfa wiedziała, że Zan coś planuje, ale ciągle nie rozgryzła co. Po wizycie w śnie i odkryciu jak bardzo podobni są tak naprawdę Max i Zan, oraz po kilku godzinach rozważania w myślach wszelkich możliwości, zaczyna podejrzewać, że jest dużo gorzej niż wcześniej przypuszczała,

Max został z Jednostką Specjalną, żeby chronić swoich przyjaciół, ale też z powodu poczucie winy. Czuł, że na to zasługuje. Zan posiada to samo nadmiernie rozwinięte poczucie odpowiedzialności. Zan czuje, że od samego początku powinien był wiedzieć, kim jest Beth. Ona wie, że on tak uważa. Zan będzie się chciał za to ukarać. Dokładnie tak, jak przez wszystkie te lata karał się za dezercję Langleya.

Zan wie też, że powodem dla którego Beth nigdy w pełni mu się nie oddała, jest jej wcześniejsze połączenie z Maxem. Jest w stanie poskładać wnioski, do których on najprawdopodobniej doszedł. Zan był w stanie uleczyć ją bez połączenia, ponieważ wykorzystał połączenie, które ona ma z Maxem. Nie nawiązali kosmicznej więzi kiedy się kochali, ponieważ ona jest już związana z Maxem. Wie jak myśli Zan i wie, że on uświadomi sobie wszystkie te rzeczy, a także fakt, że specjalnie sam siebie okłamywał od lat.

Zan wie też, że ona go nie wybierze. On zrozumie, że ona chciałaby móc to zrobić, ale nie może zaprzeczyć temu, co jej serce mówi jej, że jest jej przeznaczeniem. Ona i Max przynależą razem. Uleczą się wzajemnie w sposób, w który Zan i Beth nigdy nie byli w stanie tego zrobić.

I wreszcie Zan wie, że głównym powodem, dla którego Max trzyma się z dala jest groźba, którą przedstawia sobą Pierce i Jednostka Specjalna. Zan chce, żeby ona była szczęśliwa. Zan będzie chciał wyeliminować to zagrożenie, żeby ona mogła być szczęśliwa.

I z powodu tego wszystkiego, on zamierza zająć miejsce Maxa. Tylko, że nie z nią, bo tej roli ona nigdy nie pozwoliła mu zająć, nawet po trzech spędzonych wspólnie latach. Co tylko ułatwia mu zajęcie miejsca, którego zajęcia nikt nie będzie mu miał za złe.

Nie rozumie dlaczego tyle czasu zajęło jej uświadomienie sobie zamiarów Zana. Musi go znaleźć. Musi go powstrzymać. Ponieważ ona nie mogłaby żyć ze świadomością, że on może doświadczać tych samych tortur, które przeżył Max. Jeśli on myśli, że daje jej wolność bycia z Maxem, to jest w błędzie. On musi zrozumieć, że ani ona, ani Max nigdy nie będą w stanie zaakceptować tego poświęcenia. Albo poczucie winy będzie torturować ich oboje, albo będą musieli go ocalić i wszyscy wpadną w jeszcze większe kłopoty.

On popełnia błąd.

Nie może czekać do rana. Musi z nim teraz porozmawiać.

Dzwoni na komórkę Lonnie. Siostra Zana szybko odbiera. Beth wie, że nie spała. A więc Lonnie też to czuje. To noc jest niebezpieczna dla osoby, którą obie kochają. Jeśli nie znajdą sposobu na powstrzymanie go, on zrobi coś głupiego.

"Jest tam Zan?" pyta bez wstępów. Ponieważ nie ma czasu na uprzejmości.

Lonnie to nie przeszkadza. "Nie," odpowiada cicho. "Nie wydaje mi się, żeby on miał wrócić do domu Beth."

Beth czuje, jak serce zamiera jej w piersi. "Co? Lonnie..." Słyszy jak siostra Zana pociąga nosem. Czuje jak rozszerzają jej się oczy. Czy Lonnie płacze? Jej serce zaczyna walić nieregularnie. "Powiedz mi," żąda.

"Ava... Ava poszła za nim rano. Zobaczyła jak wychodził z nimi z hotelu. Próbowała go ocalić. Nagięła ich umysły, ale on kazał jej przestać. Powiedział jej, że musi iść."

"Iść, gdzie?" dopytuje Beth. Wie, ale chce, żeby Lonnie to powiedziała. Chce, żeby Lonnie przyznała, że pozwalają mu to zrobić. Bo oczywiście to właśnie robią. W tym duplikaty różnią się od oryginałów. Zawsze wiedzieli, że Zan jest ich przywódcą i zawsze akceptowali jego decyzje. Tak zostali wychowani. Częściowo z tego powodu w końcu ją zaakceptowali, mimo że wie też, iż z czasem ją pokochali.

I dlatego Lonnie nie wstydzi się przyznać co pozwolili mu zrobić. "Oddał się z ich ręce Beth. Pozwolił tym łajdakom się zabrać."

"Lonnie jadę do was," oświadcza Beth. "Już wychodzę."

"Nie!" krzyczy Lonnie. "Beth nie możesz. Nie rozumiesz? Nie rozumiesz co on zrobił? Oni ich widzieli. Jeśli zobaczą nas, zrozumieją. Zrozumieją, że wszyscy jesteśmy inni, że Max nie jest jedyny. Musisz tam zostać. Nie możemy cię ponownie zobaczyć. Rano opuszczamy miasto, przynajmniej do czasu, aż oni pojadą do domu."

Beth słyszy jad w głosie Lonnie. Znienawidziła oryginały. Beth nie może jej winić. Nie może nikogo za nic winić. Ale nie znaczy to też, że może to tak po prostu zaakceptować. Nigdy nie pozwalała Zanowi podejmować za siebie decyzji i nie zamierza teraz zacząć.

On nie poświęci dla niej swojego życia. Ona na to nie pozwoli.

Próbuje ponownie. "Lonnie..."

Ale siostra Zana na to nie pozwoli. "Zostań tam Beth! Nie sprawiaj, że to co on zrobił pójdzie na darmo."
Beth marszczy brwi. Wyczuwa, że w tym wszystkim jest coś więcej, niż Lonnie jej mówi. Ponieważ mimo wszystko nie może uwierzyć, że Lonnie, Rath i Ava tak zwyczajnie pozwoliliby Zanowi iść na śmierć. Mogą akceptować jego decyzję, ale ciągle czują. Walczyliby z nim. Kochają go. Musi być coś jeszcze. Musi się dowiedzieć co Lonnie wie.

"Odwiedziłaś jego sen?" dopytuje. Ponieważ wie już, że Lonnie to zrobiła. Nie chodzi tylko o to, co Zan powiedział Avie. Siostra Zana nigdy nie zaakceptowałaby jedynie słowa Avy co do tego, czego chce Zan. Lonnie sama z nim rozmawiała.

Długa cisza mówi Beth to, co chciała wiedzieć. "Lonnie, powiedz mi."

Lonnie szlocha. "Beth nie mogę. Obiecałam mu. Nie mogę ci powiedzieć."

"Lonnie!"

"Przykro mi Beth. Proszę. Nie pytaj mnie. I tak wkrótce się dowiesz."

"Lonnie proszę!" błaga rozpaczliwie Beth. "Nie możemy tak po prostu na to pozwolić!"

"Zrozumiesz," odpowiada Lonnie. "Zaufaj mi Beth, zrozumiesz. On chce to zrobić."

"NIE!"

"Wkrótce z tobą porozmawiam," mówi Lonnie, ignorując jej protesty. "Zaufaj mi co do tego. Jak będziesz z Maxem, wyjedź. Jedź gdzieś, gdzie jest bezpiecznie. Musisz wyjechać. Musisz mi obiecać, że to zrobisz. Kiedy się dowiesz, zrozumiesz dlaczego to takie ważne, żebyś to zrobiła."

"Lonnie!" Beth niemal krzyczy.

Ale siostra Zana całkiem ją teraz ignoruje. Ponieważ wie, że Beth zrobi to, o co ją prosi. Że bez wszystkich informacji, nie wiedząc dokładnie dlaczego on robi to co robi, mogłaby tylko pogorszyć wszystko.

Zan dobrze ją zna. Wiedział dokładnie co kazać Lonnie jej powiedzieć, żeby za nim nie ruszyła.

Niech go diabli!

Beth teraz szlocha, błagając siostrę Zana, by powiedziała jej prawdę. "Lonnie proszę! Proszę, nie każ mi tego robić!"

Jednak Lonnie jest nieugięta. To jej ostatni dar dla brata i nie złamie się. Mówi łagodnie, "Znajdziemy cię. Wiesz, że cię kochamy. Naprawdę."

"Lonnie jadę tam!"

"Nie będzie nas, zanim tu dotrzesz," odpowiada Lonnie. "Nie. Proszę nie rób tego."

I po tym, Lonnie odkłada słuchawkę.








Poprzednia część Wersja do druku Następna część