Kath7 - tłum. Milla

Burn For Me (12)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

CZĘŚĆ 12


Zan wprowadza się do niej krótko po tym jak pierwszy raz się kochają. Dziwne uczucie z rana po tamtej nocy szybko wyparowuje, ale tylko dlatego, że Beth postanawia to zignorować.

Ale nigdy tak naprawdę nie zapomina.

Zan również tak robi, sprawiając, że Beth zastanawia się czy on w ogóle czuł, że coś było źle. Czuje ulgę, bo po raz pierwszy od czasu rzeki nie kieruje nią instynkt. Nie rozumie co jest
źle, więc o tym nie rozmawia. Nie ma potrzeby dyskutowania o czymś, czego żadne z nich nie przyjmuje do wiadomości, więc oboje przechodzą nad tym do porządku.

Z biegiem czasu, są sobie bliżsi niż kiedykolwiek – prawdziwa para. Uszczęśliwiają się nawzajem. To dobry związek. Oboje czują, że ich przeznaczeniem było się odnaleźć; że mieli to samo odczucie oczekiwania do czasu, aż byli w swoich życiach; że jest powód dla którego są razem.

Dopiero po kolejnych dwóch latach, kiedy wracają sny, które kiedyś o nim miała, rozumie, że to nie jest koniecznie
dobry powód. Ponieważ teraz rozpoznaje te sny jak to, czym naprawdę są – przerażającymi wizjami tego co może być.

Zaczyna się zastanawiać, czy powodem dla którego się odnaleźli, jest to, że jej przeznaczeniem jest go zniszczyć. Ale jak może zniszczyć kogoś, kogo tak bardzo kocha? Nie chce zaakceptować, że to może być prawda.

Na początku ignoruje koszmary, odsuwa je od siebie i żyje w ciągu dnia. Uczy się obawiać nocy. Mówi mu prawdę o snach, ponieważ często budzi się w jego ramionach z trudem łapiąc oddech. Cały czas się boi. Oczywiście nie jego, ani tego że go straci. Wie, że on jej nie odrzuci. To nie w jego stylu.

Nie, boi się o niego. Obawia się co posiadanie jej w jego życiu zrobi jemu.

Wie też, że nie jest w stanie go opuścić.

Nie chce, żeby te koszmarne sny się sprawdziły. Jeśli go zostawi, tak się nie stanie. Ale jest tchórzem. Nie potrafi sama stawić czoła światu. Przeżyła to i nie potrafi do tego wrócić. Jeszcze nie. Może nigdy.

Wie, że to źle iż nie kocha go wystarczająco, żeby zrobić to, co dla niego najlepsze. Ale jest samolubna. Nie może z niego zrezygnować. Wie, że odnaleźli się z jakiegoś powodu. Nie może go zostawić, dopóki nie dowie się co to za powód. Mimo wszystko czuje, że nie chodzi całkiem o to co widzi w swoich koszmarach.

Ma rację.

Dopiero później – dużo później, po tym kiedy wszystko co miało być, już się wydarzyło – zrozumiała, że był powód dla którego się odnaleźli, ale wcale nie chodziło o
nią. Ani o to, że jej przeznaczeniem jest go zniszczyć.

Nie, ostatecznie nie chodzi o nią, ale ona odgrywa swoją rolę.

Ponieważ, ostatecznie dla niej, on postanawia sam się zniszczyć.


* * *

Zan idzie przez hol hotelowy, kiedy dostrzega mężczyznę stojącego przy windach. To niewyróżniający się mężczyzna w średnim wieku, ubrany dość swobodnie, o ciemnych blond włosach, lekko pomarszczonej skórze, roztaczający wokół siebie aurę kompetencji. Nie wygląda wcale na niebezpiecznego.

A jednak Zan czuje dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Jakimś cudem jest już świadomy, że najbliższe kilka minut całkiem wszystko zmienią.

Mężczyzna zupełnie otwarcie się w niego wpatruje, jego usta są lekko rozchylone. Wygląda jakby zobaczył ducha. Zan wzdycha, już rozumiejąc dlaczego.

Mężczyzna otrząsnął się i rusza do przodu. "Zmieniłeś zdanie," mówi. "Dowiedziałeś się o Liz."

"Nie jestem tym, za kogo mnie pan bierze," odpowiada Zan po cichu, świadomy tego, że mężczyzna będzie zawiedziony. Zan przypomina sobie wyjaśnienia Tess dotyczące tego człowieka, ojciec Kyle'a, który wini się za to, co stało się jego oryginałowi. "Nie jestem Max Evans."

Oczy Jima Valentiego rozszerzają się. "Dobry Boże. Ty jesteś Zan. Kyle nie przesadził."

"Zdaje się, że nie." Zan wzrusza ramionami. Czuje się wyczerpany. Jest już zmęczony byciem pomyłkowo branym za swój oryginał. Wie, że nigdy nie dorówna ich wspomnieniom o tym, kim był Max Evans. Kim, Zan wie, Max ciągle jest. Ponieważ go poczuł i wie dlaczego jego oryginał pozostaje daleko. Wiedziałby to nawet bez istniejącej między nimi więzi. Max powiedział właśnie temu mężczyźnie dlaczego dokładnie nie wróci. Żeby chronić tych, których kocha.

A jednak mężczyzna stojący przed nim przyleciał na drugi kraniec kraju, żeby zadbać o to, by Max wrócił do domu. Tęsknią za nim tak bardzo, że są gotowi zaryzykować bycie w jego obecności, byle tylko nie musieć być dłużej bez niego.

Ale Max nigdy się nie zgodzi. Zan to wie. On to czuje.

Spędził całą noc akceptując więź z drugim sobą, którą przyjął teraz do świadomości. Istniała od lat, ale on ją w końcu akceptuje, otwiera się.

W końcu ją akceptuje ponieważ nie ma wyboru. Spędził trzy lata nie chcąc zaakceptować prawdy. Tego, co powinien wiedzieć od tamtej nocy, kiedy uleczył Beth bez żadnego połączenia. Co powinien zrozumieć od momentu, kiedy po raz pierwszy się kochali i ona wciąż pozostała przed nim zamknięta. On i Max są połączeni w sposób dużo głębszy niż Lonnie, Ava i Rath są ze swoimi oryginałami.

To dlatego, że Beth jest elementem łączącym pomiędzy nimi. Zan nie rozumie do końca dlaczego tak jest, ale wie, że to prawda. Obaj ją wybrali i z tego powodu ich więź jest silniejsza niż powinna być.

Zan zastanawia się, czy Max też go czuje. Zastanawia się, czy Max wie, że Beth nie była sama przez te lata. Zastanawia się czy jego oryginał nienawidzi go tak bardzo, jak Zan nienawidzi Maxa.

Nienawidzi go za to, że jako pierwszy znalazł Beth, nienawidzi go za bycie królem, którego naprawdę chciał Langley. Zan nienawidzi go, bo wie, że jest słabszy od Maxa, że nie jest w stanie oddać Beth bez walki. Zan wie, że on nie przetrwałby pięciu lat w uwięzieniu. Nienawidzi tego, że Max to zrobił i nie rozumie jak to było możliwe. Przeświadczenie, że Beth nie żyje, o czym powiedział Kyle'owi szeryf, powinno doprowadzić Maxa do wniosku, że nie ma już po co żyć.

Oryginał Zana przeżył. On żyje. Żyje, pozostaje daleko, ale i tak wkracza pomiędzy Zana i Beth i za to Zan go nienawidzi.

Zan nienawidzi tego, że za to właśnie kocha Maxa. Że go podziwia i wie, że Max zasługuje na to by wrócić do domu.

Nienawidzi tego, że jakąkolwiek nadzieję miał na to iż Beth wybierze jego jest ona bezowocna. Ponieważ trzymanie się Maxa z daleka, uczyni tych którzy go kochają jeszcze bardziej zdeterminowanymi by ściągnąć go z powrotem, wyciągnąć go z jego samotnego piekła.

Zan wie, że Max żyje w piekle. Wie, że nie zniesie czucia tego do końca życia. Nawet jeśli zdobędzie ostatecznie Beth, Zan zawsze będzie czuł Maxa i będzie miał świadomość, że wygrał swoje życie tylko dlatego, że ten drugi był silniejszy.

"Bycie tutaj jest dla ciebie niebezpieczne," mówi mu szorstko szeryf. Zan mruga, zmuszając się do skupienia uwagi na starszym mężczyźnie.

"Co pan ma na myśli?"

"Jednym z powodów dlaczego Max nie wraca jest to, że obawia się iż FBI obserwuje jego przyjaciół. Mogą wziąć cię za niego," mówi mu szeryf. "Narażasz się na niebezpieczeństwo będąc tutaj."

Zan czuje falę przerażenia. Szeryf ma rację. Dlaczego nigdy nie przeszło mu to przez myśl? Nie boi się o siebie, ale o swoje rodzeństwo. Do tej pory FBI myślało, że Max jest jedynym kosmitą, a przynajmniej tak mu powiedział Michael wczorajszej nocy. Jeżeli FBI uzna go za Maxa i podążą za nim do domu, zobaczą Avę, Lonnie i Ratha. Będą wiedzieć, że Tess, Isabel i Michael mieszkają w hotelu. Zrozumieją, że wszyscy są inni. Wszyscy zostaną zdemaskowani.

Wszystko co zrobił Max, wszystko co przeżył by chronić swoich przyjaciół pójdzie na darmo.

Szeryf zdaje się wyczuwać szok Zana, ponieważ chwyta go za ramię i wciąga go do windy. "Pójdziemy po prostu na górę. Wszystko w porządku synu. Coś wymyślimy."

Kiedy winda wjeżdża na górę, Zan zaczyna odczuwać narastającą zgrozę. Jeżeli obserwują przyjaciół Maxa, FBI musi już wiedzieć, że Beth żyje. Ona jest w większym niebezpieczeństwie niż ktokolwiek, bo oni muszą wiedzieć, że ona jest jedyną osobą której mogą zagrozić, która wyciągnie Maxa z ukrycia. Właściwie to jest prawdopodobne, że wierzą iż Beth jest przyczyną dla której Max uciekł z więzienia. No bo, po pięciu latach, co innego mogłoby go do tego skłonić?

To pytanie, które Zan już sobie zadawał. Dlaczego teraz? Dlaczego po pięciu latach, Max Evans w końcu postanowił się uwolnić? Zan wyczuwa, że jego oryginał jest nieświadomy tego, że Beth żyje. Nawet szeryf potwierdził to podczas wczorajszej rozmowy z synem. Więc, dlaczego teraz? Zastanawia się czy kiedykolwiek spotka Maxa, bo to jest pytanie, na które chciałby uzyskać odpowiedź.

"Wie pan gdzie jest Max?" pyta Zan szeryfa, ponieważ zaczyna sobie uświadamiać, że to tylko kwestia czasu zanim spotka się ze swoim oryginałem twarzą w twarz.

"Jestem pewny, że on podejrzewa iż namierzałem jego telefon," odpowiada szeryf gładko. "Na pewno już go tam nie ma."

"Gdzie był?"

"Na północy," mówi mu szeryf. "Tam zaczniemy."

Zan zdaje sobie sprawę, że szeryf mu się przygląda. Nie odwraca spojrzenia, patrzy jak wyświetlają się numery kolejnych pięter. Chwilę później drzwi do windy rozsuwają się i Zan wysiada.

Szeryf robi to samo. "Zan."

Zan zatrzymuje się, krzywi się zanim się odwraca. "Tak."

"Nauczyłem się nie oceniać rzeczy, których nie rozumiem," mówi ostrożnie szeryf. "Te dzieciaki również. Jeżeli jesteś choć trochę podobny do Maxa Evansa, to wiem, że zrobisz to co trzeba."

Zan natychmiast czuje złość. "Chodzi panu o to, że zrezygnuję z Beth." Wie, że nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie, tak naprawdę – decyzja należy do Beth. Ale to wciąż boli, że oni wszyscy są tacy pewni co się stanie; z kim ona będzie. Ona nawet nie pamięta Maxa Evansa!

"Nie o to mi chodzi," mówi cierpliwie szeryf. Zan patrzy na niego zaskoczony. "To co jest między tobą i Liz to wasza sprawa. Mówię o czymś innym. Mam przeczucie, że wiesz jak pomóc nam odnaleźć Maxa."

Zan spuszcza wzrok, po czym wzrusza ramionami. "Może."

"Jeżeli coś wiesz, musisz nam pomóc," mówi szeryf stanowczo. "Max jest uparty. Nie pozwoli, żebyśmy go znaleźli. Potrzebujemy pomocy."

Zan napotyka przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu starszego mężczyzny. "Co jeśli Max nie chce zostać odnaleziony? Powiedział to panu. Ja to czuję."

"To czego Max chce, a czego potrzebuje to dwie kompletnie różne sprawy," odpowiada szeryf ponuro. "Ten młody człowiek doznał dość bólu, by starczyło to na dziesięć żyć. Ja na pewno nie pozwolę, żeby to dalej trwało. Jeśli on zostanie sam, tak właśnie będzie. Złożyłem przysięgę, że będę bronić ludzi. Nawet przed nimi samymi. Max Evans nie zasługuje na to by wszystko stracić. Nie na zawsze. Nie z powodu takiego śmierdziela jak Pierce."

"Ale czy Max nie ma racji? Czy Pierce nie będzie ścigał wszystkich, których Max kocha?" Czy nie będzie ścigał wszystkich, których ja kocham? zastanawia się Zan. Jest zgrany ze swoim oryginałem; myśli, że gdyby był na miejscu Maxa, zrobiłby to samo.

"Miałem pięć lat, żeby obmyślić jak sobie poradzić z Piercem," mówi mu szeryf. "Nie martw się o niego. Zajmiemy się tym, kiedy przyjdzie na to pora." Spogląda na Zana, który nie czuje się uspokojony. No bo kim tak naprawdę jest szeryf? Przez pięć lat nie znalazł Maxa i nie będzie w stanie poradzić sobie z Piercem, kiedy przyjdzie na to pora.

Jeśli Max nie poradził sobie z Piercem, to jak szeryf może nawet mieć na to nadzieję?

Zan zastanawia się dlaczego Max nie uciekł wcześniej? Rozwinął swoje moce na tyle, żeby zablokować Isabel przed wejściem do jego snów, sprawił, że wszyscy myślą iż nie żyje. Dlaczego nie zajął się Piercem?

Może być tylko jedna odpowiedź. Pozostanie w niewoli było wyborem Maxa. I Zan zaczyna nawet myśleć, że wie dlaczego. Podczas rozmowy telefonicznej z szeryfem zostało potwierdzone, że Max myśli iż Beth nie żyje. Obwinia się o to. Kara się za to. Robi dokładnie to, co Zan by robił na jego miejscu.

Max Evans musi wiedzieć, że Beth żyje, żeby mógł raz na zawsze załatwić sprawę Pierca. Ale Max nigdy się nie dowie, chyba że zostanie odnaleziony. A jednak, Zan podejrzewa, że Max już to wie, choć tylko podświadomie. Ponieważ z jakiego innego powodu zdecydowałby się uciec teraz?

Ciągnie go do Beth, jak ćmę do płomienia, nawet jeśli o tym nie wie.

"Pomożesz nam?"

Zan odwraca wzrok, po czym znowu wzrusza ramionami. Bo tak naprawdę wie, że wybór już został dokonany. Jego sumienie już zdecydowało za niego.

Więź już za niego zdecydowała. Jego zrozumienie Maxa już zdecydowało. Jego obawa o swoją rodzinę i przyjaciół, jeżeli sprawa Pierca nie zostanie rozstrzygnięta, zdecydowała. Max nie zajmie się Piercem, dopóki się nie dowie, że Beth żyje. A Max jest jedynym, który może to zrobić.

W tym momencie, umysł Zan zalewa kompletnie zrozumienie. Czuje jak serce zaczyna mu walić w piersi.

On i Max są tacy sami. Max nie jest jedynym, który może to zrobić.

Szeryf wydaje się usatysfakcjonowany tym, że Zan z góry nie odrzucił jego prośby. Idzie do przodu i puka do drzwi apartamentu panthhouse.

Zan patrzy za nim skamieniały. Wie, że jeśli wejdzie przez te drzwi, przekroczy punkt bez powrotu. Kiedy ponownie zobaczy Beth, prawda zostanie nieodwracalnie ujawniona. Będzie wiedział, zanim ona nawet przemówi, że już wybrała Maxa.

Nie może tego znieść. A jednak, nie może stać na drodze. Musi odnaleźć Maxa, ponieważ nie może też pozwolić, by Beth była nieszczęśliwa. Przez te trzy lata, które spędzili razem Beth nigdy tak naprawdę nie zaznała szczęścia. Zan o tym wie. W głębi duszy zawsze to wiedział. Nigdy tak naprawdę nie był dla niej właściwy, mimo że próbowała to ukryć.

Ale Zan nie wie też, czy będzie potrafił usunąć się na bok, kiedy wróci Max.

Zrozumienie zaczyna się w nim zagnieżdżać. Musi to zrobić teraz. Musi to przeciąć.

Nie może znów jej zobaczyć.

Odwraca się nagle i wraca do windy, naciskając przycisk zamykający drzwi.

Kiedy winda rusza w dół, zamyka oczy, opierając się o tylnią ścianę. Przez chwilę pozwala sobie czuć się słaby.

Już za nią tęskni. Co uświadamia mu w końcu co ma się stać. Ponieważ on nie może tak żyć. Wie, że nie będzie lepiej. Nigdy o niej nie zapomni. Nie będzie w stanie tak po prostu pozwolić jej być z kimś innym – nawet jeśli z innym nim. A wie już, że ona jego nie wybierze.

W końcu dokładnie rozumnie co przyciągnęło go do niej od pierwszej chwili, kiedy ją zobaczył. Rozumie wreszcie dlaczego zawsze czuł, że na nią czekał.

Nie chodziło wcale o nią. To zostało zdecydowane dawno temu, na innej planecie, zanim w ogóle został stworzony.

On jest drugi. Jego przeznaczeniem jest zająć miejsce króla. Tylko nie z nią.

Ostatecznie, jego przeznaczeniem było ją kochać, żeby się zmienił. Żeby był gotowy.

Jego przeznaczeniem było ją kochać, żeby chciał zrobić dokładnie to, co teraz robi.

Jego przeznaczeniem było ją kochać, żeby nie chciał bez niej żyć.

Jest ofiarą losu.

Ale to jego przeznaczenie i zaakceptuje je. Ponieważ, nawet jeśli rozumie, że został wystawiony, nie chce bez niej żyć.

Jest jak jest.

Zan wpatruje się w lustrzane ściany windy. Podnosi ramię i przeczesuje dłonią swoje długie włosy. Przechyla głowę, oglądając co zrobił, zastanawia się czy tak jest dobrze.

Musi być. To przeznaczenie. Zła fryzura nie może spieprzyć tego, co ma być.

Kiedy wychodzi z windy, jego wzrok przyciąga mężczyzna siedzący w holu. Zastanawia się jak to możliwe, że wcześniej go nie zauważył. Mężczyzna udaje, że czyta gazetę, ale Zan wie, że tego nie robi.

Kiedy Zan podchodzi do mężczyzny, przypomina sobie jak Langley po raz pierwszy powiedział im o przeznaczeniu.

"Jesteście zastępstwem, duplikatami, planem awaryjnym. Nie macie przeznaczenia, chyba że ich przeznaczenie zostanie skompromitowane. Tylko wtedy zajmiecie ich miejsce."

Patrzy w oczy mężczyźnie i mówi stanowczo, "Jestem gotów wrócić."













Poprzednia część Wersja do druku Następna część