Kath7 - tłum. Milla

Burn For Me (11)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

CZĘŚĆ 11


Po tym jak traci ją w snach, podczas wielu bezsennych nocy wraca do starej gry"co jeśli". Wie, że wszystkie jego "co jeśli" to tylko fantazje, sny na jawie w ciemności. Ale podczas tych długich okresów odosobnienia – kiedy to Pierce jest nim znudzony, albo jest zajęty czym innym i zostawia go w spokoju przez kilka dni pod rząd – pozwala sobie na nie.

"Co jeśli" ona żyje? "Co jeśli" ich więź została zerwana ponieważ ona myśli, że
on nie żyje? "Co jeśli" ona jest gdzieś tam sama, tęskniąc za płomieniem jego obecności w jej duszy, tak jak on teraz tęskni za jej?

"Co jeśli" ona tam jest, żywa i nie sama? "Co jeśli" ruszyła do przodu bez niego?

Część z tych "co jeśli" ma proste odpowiedzi. Jeśli ona żyje, jest uradowany. Jeśli ona myśli, że on nie żyje, jest zadowolony, bo nie chce żeby cierpiała i martwiła się, wiedząc iż on żyje w tym strasznym miejscu. Jeśli ona za nim tęskni, żałuje tego, bo wie, że na to nie zasłużył.

To co czuje, kiedy zastanawia się nad "co jeśli ona gdzieś tam jest, żywa i nie sama", jest bardziej skomplikowane i wiele dni zajmuje mu zdecydowanie, że tak naprawdę by mu ulżyło. Byłby szczęśliwy. Bo kocha ją dość mocno –
kochał ją, przypomina sobie, kiedy zbytnio zagłębia się w fantazję, że ona naprawdę mogłaby żyć – by nie życzyć jej nawet chwili smutku.

Przypomina sobie ze smutkiem te dwa razy, kiedy to doprowadził ją do płaczu.

Pierwszy raz był, kiedy powiedział jej, że musi wziąć krok do tyłu, że sprawy miedzy nimi posuwają się zbyt szybko, że bycie z nim jest dla niej zbyt niebezpieczne. Jej łzy były wtedy pełne rezygnacji, ale jej determinacja nie została ugaszona na długo. Płomień ciągle płonął pomiędzy nimi i ponownie rozgorzał do życia w ciągu kilku tygodni, ponieważ nie był w stanie się jej oprzeć. Była dla niego spełnieniem wszystkich snów. Był wtedy młody i głupi i jeśli ona też chciała z nim być, kimże był, żeby odmawiać? Kochał ją. Było zbyt wiele lat wypełnionych "co jeśli" do zaprzeczenia, zbyt wiele snów do przeżycia przez te kilka tygodni przed Tess.

Jego zagubienie po przybyciu Tess doprowadziło do drugiego razu. Przypomina sobie utratę kontroli, którą przyniosły tamte dni, jak wiara Liz w niego zachwiała się lekko, zanim znów się umocniła, płonąc lojalnie przez ten okropny czas.

Przypomina sobie, że prawie płakała tej nocy, kiedy widział ją po raz ostatni. Pamięta łzy w jej głosie, kiedy czule pogładziła go po szyi, jej strach, ból i gniew z powodu tego, co Pierce mu zrobił bardzo ją wzburzyły. Ale jego silna Liz nawet wtedy go nie zawiodła. Tamtej nocy zginęła dla niego. I nigdy nie zdoła sobie tego wybaczyć.

Nie może nawet znieść myśli o choćby jeszcze jednej łzie uronionej z jego powodu. Nie z tych ciemnych oczu, które tak bardzo kochał.

Jeśli one żyje, gdzieś tam, nie sama i
uśmiechnięta, to mimo wszystkich dowodów świadczących przeciwnie, gdzieś tam naprawdę jest Bóg.

* * *

Pozostali są w głównej części apartamentu, czekają na ojca Kyle'a. Zjawi się lada moment, rano wsiadł w pierwszy samolot odlatujący z Roswell. Nie są pewni, czy on wie gdzie jest Max, ale są duże szanse. Kyle mówi, że jego ojciec wyśledzi skąd dzwoniono. Szeryf spędził zbyt wiele bezsennych nocy odkąd stracili Maxa i Liz, żeby tego nie zrobić. Borykał się prośbą Maxa by o nim zapomnieć, ale wie co jest właściwe. Jest zdeterminowany sprowadzić Maxa do domu.

Wszyscy są zdeterminowani by sprowadzić Maxa do domu, Beth najbardziej ze wszystkich. Teraz, kiedy wie dokładnie kim on dla niej był , ile dla niej znaczył i że uratował jej życie.

Teraz ona jego uratuje.

Wie wszystko, ale to wciąż jest przytłaczające. Dlatego siedzi na łóżku, na którym spała i wpatruje się w ścianę. Cała historia o tym, kim była przedtem, jak ona i Max po raz pierwszy się połączyli i ile dokładnie straciła przez ostatnie lata, została już opowiedziana. Potrzebuje kilku minut w samotności, żeby się pozbierać i oni wszyscy wydają się to rozumieć. Byli wobec niej mili i cierpliwi w ciągu ostatniej doby, kiedy to próbowała do tego wszystkiego przywyknąć i jest im za to wdzięczna. Bez problemu może zrozumieć dlaczego oni byli jej najbliższymi przyjaciółmi, mimo że wciąż nie pamięta.

Jest zła, że nie może sobie przypomnieć. Jeszcze nigdy nie czuła się tak sfrustrowana z powodu swojego braku wspomnień, nawet przez te pierwsze kilka dni po ich utracie. Ma poczucie, że gdyby tylko sobie przypomniała, wiedziałaby dokładnie co nie daje jej spokoju. Podejrzewa, że bez problemu byłaby w stanie znaleźć Maxa i byłaby nawet w stanie zrozumieć dlaczego Zan czuł do niej pociąg od pierwszej chwili gdy ją zobaczył, pięć lat wcześniej.

Nie jest głupia. Rozumie, że istnieje powód dla którego Zan i Ava znaleźli ją tamtej nocy na dworcu autobusowy. Chciałaby tylko wiedzieć co to za powód. Nie rozumie jak los może być tak okrutny by postawić ją w sytuacji, w której złamie serce komuś kogo kocha. Ponieważ tego nie da się uniknąć i to jest niesprawiedliwe.

Beth spogląda na zegar. Dochodzi południe. Wie, że wkrótce musi zadzwonić do Zana. Nie jest wobec niego w porządku. Teraz zdaje sobie sprawę, że nie może ignorować go do czasu odnalezienia Maxa. Nie może dodawać mu jeszcze kolejnego zmartwienia.

Zaciska usta, zamyka oczy i bierze głęboki oddech. Jej żołądek skręcił się w knot ze strachu. Nie może sobie przypomnieć jednej chwili w ciągu trzech lat, kiedy to nie cieszyła się na myśl o rozmowie z Zanem. Nienawidzi tego, ale wie, że od tej pory tak właśnie będzie. Musi nauczyć się to akceptować.

Całe jej życie przez ostatnie pięć lat polegało na akceptowaniu tego, czego nie może zmienić. To również może zrobić.

Przesuwa się na drugą stronę łóżka i podnosi, znajdujący się tam telefon, wykręca numer. Chwilę później słyszy swój własny głos nagrany na automatyczną sekretarkę. Beth wzdycha, ale zostawia wiadomość dla Zana, żeby przyszedł zobaczyć się z nią w hotelu. Odkłada słuchawkę, po czym podnosi ją jeszcze raz i wykręca numer komórki Lonnie.

"Słucham?" Lonnie odbiera po trzecim sygnale. Jest lekko zdyszana. "Momencik," mówi. "Rath, wyłącz ten jazgot!" krzyczy. W tle słychać ogłuszającą muzykę.

Beth oszołomiona dziwi się zwyczajnością tego co słyszy. Czy dla nich to jest po prostu kolejny zwyczajny dzień? Czy w ogóle nie będą za nią tęsknić? Uświadamia sobie, że jeśli tak właśnie jest, to dobrze.

W głębi duszy wie, że to nieprawda. Wszyscy udają, że nic się nie zmieniło. Ale wszystko się zmieniło. Już nigdy nie będzie tak samo.

"To ja," mówi cicho Beth. Nie jest pewna co ma powiedzieć Lonnie. Rozumie dlaczego Lonnie odwiedziła jej sny – że to cena, jaką musiała zapłacić za akceptację przyjaciółki – ale mimo to czuje się zraniona i zdradzona.

Ale ostatecznie może to wyrównuje rachunki. Lonnie ją zdradziła, ale Lonnie wie też, że Beth zdradzi jej brata. Zawsze to wiedziała i mimo wszystko ją zaakceptowała.

Ona też nie jest bez winy. I może dzięki temu mogą pozostać przyjaciółkami. Przynajmniej na razie.

Przez dłuższą chwilę panuje cisza. "Cześć," mówi ostrożnie Lonnie. "Wszystko w porządku?"

"Tak," odpowiada Beth. "Ciągle jestem w hotelu." Znów na chwilę zapada milczenie. Beth zastanawia się czy powinna powiedzieć Lonnie coś o tym co wie, wyczuwa, że Lonnie również rozważa poruszenie tego tematu, prawdopodobnie świadoma tego, że Roswellianie powiedzieli jej prawdę. Jednak ostatecznie Beth ciągnie dalej, "Zan jest z tobą?"

"Nie." Lonnie sprawie wrażenie jakby jej ulżyło, zupełnie jakby milczenie Beth oznaczało, że jej wybaczyła. Beth wie, że tak właśnie jest. Bo ona nie ma prawa nikogo osądzać. Nie wiedząc, co sama zrobi.

"Nie ma go tam?" pyta Lonnie. "Powiedział, że idzie się z tobą zobaczyć."

"Nie ma go tu." Beth marszczy brwi. "W takim razie po prostu na niego zaczekam. Jeśli do ciebie zadzwoni, powiedz mu, że go szukam."

"Dobrze," zgadza się Lonnie. "Beth czy chcesz żebyśmy tam poszli?" pyta ostrożnie.

Beth nie jest pewna czy Lonnie chce usłyszeć tak, czy nie. Więc pyta, "Chcecie przyjść?"

Lonnie jest dobra w tej grze. "Jeśli chcesz, żebyśmy tam byli."

Beth wzdycha. "Może później. Najpierw muszę porozmawiać z Zanem."

"Udało ci się go odnaleźć?" pyta cicho Lonnie, zupełnie jakby nie chciała żeby Rath to podsłuchał. Beth wie, że chodzi jej o Maxa. Zastanawia się czemu Lonnie w ogóle się tym przejmuje. Może myśli, że jeśli Max nigdy nie zostanie odnaleziony, to wszystko wróci do normy. Że będą mogli udawać, że nic się nie wydarzyło.

"Nie," odpowiada krótko Beth. Nie mogą wrócić do tego co było.

"W porządku, zadzwoń gdybyś czegoś potrzebowała." odpowiada Lonnie. "Będziemy tutaj."

Beth czuje przypływ uczucia do tej kobiety. Rozumie, że Lonnie nie chodzi tylko o ich mieszkanie. Chodzi jej o to, że Lonnie, Rath i Ava będą przy niej bez względu na to, co zdecyduje.

To tylko zwiększa jej poczucie winy. Bo Beth jest niemal pewna, że nadejdzie chwila, kiedy będzie musiała dokonać również wyboru przyjaciół. Nie chodzi tylko o Maxa i Zana. Chodzi o nich wszystkich.

Każdego z nich jest dwójka. Ale jest tylko jedna Beth. Jest jedna i nie może się rozdwoić. Nie jest kosmitką. Jest zwyczajną dziewczyną i nie zasługuje na całą tą miłość i wsparcie.

Bo nawet bez wspomnień wie, jakiego dokona wyboru. Nawet pomimo tego, że nie widziała Maxa, rozumie teraz dlaczego nigdy nie czuła się całkiem swobodnie z Zanem. Był zły. Wszyscy byli źli. Kocha ich, ale oni nie należą z nią. Nie może ich zabrać z powrotem ze sobą. W głębi duszy o tym wie i czuje się winna, ale jej miejsce nie jest przy nich. Oni nie są przeszłością i rozumie, że nie są też przyszłością.

Ona jest Liz Parker, nie Beth, a z nimi zawsze będzie Beth. Nie chce być dłużej Beth. Chce być Liz. Nie pamięta Liz, ale lepiej czuje się z Liz po zaledwie jednym dniu, niż z Beth po pięciu latach.

Roswell było pierwsze. Max był pierwszy. Dokonała wyboru, czuje się z tego powodu winna, ale nie może tego żałować.

Po raz pierwszy od pięciu lat, wie dokładnie co jest właściwe. Nie czuje już potrzeby użycia instynktu. Instynkt nie zawiódł jej przez pięć lat, ale nie jest dłużej potrzebny. W głębi niej płonie prawda tego co musi zrobić. Podejrzewa, że ten płomień to jej więź z Maxam, która na nowo się tam zadomawia teraz, kiedy jej serce zwróciło się do niego. Nawet jeśli jej głowa nie pamięta, jej serce pamięta.

Jest zaskoczona, że świadomość tego, co właściwe nie uspokaja jej, że to nie daje jej szczęścia. Kiedy wcześniej czuła, że coś jest "złe" była przekonana, że wyzwoli ją wiedza o tym, co właściwe. Że to da jej siłę.

Tak nie jest.

Odkryła, że wiedza o tym co jest właściwe nie znaczy, że nie tęskni za tym co złe.








Poprzednia część Wersja do druku Następna część