yeti

Efekt rumowy (6)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Krótko, ale za to wcześniej niż myślałam – oto reakcja Liz na wydarzenia pamiętnej sobotniej nocy... Miłej lektury!:-)


VI

Obudziło mnie niezbyt delikatne pacnięcie czyjejś ręki w głowę i głośne chrapnięcie kilkanaście centymetrów od mojego ucha. Zresztą jakby nie miało obudzić? – było donośne niczym strzał armatni. Tylko Maria tak śpi – zawłaszcza całą przestrzeń i jest głośna, zupełnie jak za dnia... Ale i tak ją kocham.

Otworzyłam na próbę jedno oko. Błąd! Ostre światło dnia wdarło się w moją źrenicę niczym skalpel. Niech to szlag! Wiem, że słońce w Nowym Meksyku nieźle grzeje, ale to już drobna przesada! Zmrużyłam oczy by widzieć cokolwiek, nie będąc równocześnie oślepioną i sięgnęłam na wpół po omacku po budzik. 9.49. Cudownie. Lada chwila mama będzie wołać na śniadanie... W te parę minut muszę wcisnąć prysznic (tak przy okazji – dlaczego, do jasnej cholery, spałam w ubraniu?) i mycie zębów. O tak, koniecznie – czułam się, jakbym wczoraj zjadła połowę bagna wraz ze wszystkimi żyjącymi tam stworzeniami.

Siadłam ostrożnie na łóżku, starając się nie obudzić Marii. Gdy tylko oderwałam głowę od poduszki, przysięgłabym, że zaczął w niej maszerować co najmniej pułk wojska. Myślałam, że łupanie rozerwie mi czaszkę i z ledwością powstrzymałam jęk. Boże drogi, co ja takiego robiłam w nocy?

Nie wiem dlaczego nie przyszło mi do głowy, że skoro jestem nadwrażliwa na światło i głowa mi pęka to być może będę miała lekkie problemy z utrzymaniem równowagi. Ale nie przyszło, więc gdy podjęłam bohaterską próbę stanięcia na nogi, zakołysałam się jak statek na pełnym morzu w środku sztormu. Chybotliwie postawiłam parę kroków do przodu i wyciągnęłam rękę w rozpaczliwej nadziei, że natknę się na ścianę czy coś co pomoże mi utrzymać równowagę. Oczy miałam nadal na wpół przymknięte, więc nawet nie zauważyłam o co się potknęłam... Świat nagle kiwnął się o wiele bardziej i wylądowałam... na czymś. Lądowanie było dosyć miękkie, co początkowo mnie zdziwiło. Przestało, gdy podłoże poruszyło się i wydało jęk.

— Co ty wyprawiasz, kobieto? Czy teraz już będziesz się rzucać na każdego faceta w twoim zasięgu? – głos Alexa był co prawda stłumiony, gdyż dławiły go warstwy śpiwora, a ja dodatkowo uciskałam mu przeponę, ale bez wątpienia był mrukliwy i zirytowany. No i mówił potwornie głośno.

— Nie krzycz, dobrze? – wymamrotałam. Pułk z mojej głowy urósł już w porządną armię, a zaciąg zdawał się trwać... Zaczęłam się gramolić z Alexa, ale nie szło mi to zbyt składnie. – Mam drobne problemy z równowagą, łeb mi pęka, mam w ustach smak, jakbym połknęła skunksa, no i zdaje się, że moje oczy rozwinęły przez noc nadwrażliwość na światło. – poskarżyłam się półprzytomnie. – Sorry, że na ciebie wpadłam, Alex – udało mi się wreszcie z niego zczołgać i paść na plecy na dywanie tuż obok. Chyba lepiej będzie, jak pozostały dystans do łazienki przebędę na czworakach... ale to za chwilę. Muszę odpocząć. Co się ze mną, do jasnej ciasnej, dzieje?! – Chyba jestem chora. – wypowiedziałam swą myśl półgłosem.

— Akurat! – Alex prychnął nietaktownie, ale na szczęście cicho. – Masz kaca giganta i tyle! Kto by pomyślał, że będziesz miała taką słabą głowę?

— Kaca? – czy on powiedział "kaca"? Przecież ja nie piję! – Ja nie piję! – podkreśliłam z taką mocą jaką da się wcisnąć w szept.

— Wczoraj piłaś – stwierdził Alex wesolutko. Co on się tak cieszy z mojego nieszczęścia?

— Nie pamiętam... – zaczęłam, ale w głowie błysnęło mi coś, co chyba było wspomnieniem. Pakowanie butelki rumu do papierowej torby. Po co, do jasnej cholery, miałabym pić? Wytężyłam szare komórki. Maria, twierdząca że czas na podgrzanie imprezy... jej wstydliwa fascynacja... fetysz Alexa... moje wyzwanie... MOJE WYZWANIE?! "W życiu nie zdobędę się na coś takiego na trzeźwo..." Moje własne słowa dźwięczały mi w uszach wciąż i wciąż, jak popsuta płyta. Przypomniałam sobie, jak wszystkie moje wewnętrzne desperackie nadzieje rozsypały się w pył, gdy podjechaliśmy pod dom Evansów, a w oknie Maxa paliło się światło. Przypomniałam sobie, jak nalegałam, by ktoś wypił ze mną i jak Maria zgłosiła się na ochotnika. Przypomniałam sobie, jak z trudem odkręciłam zakrętkę, jak przechyliłam butelkę, jak przełknęłam łyk rumu... Wróciło do mnie to potworne uczucie palącego gardła i odruch wykrztuśny, który zdusiłam połykając następny łyk tego obrzydlistwa... Lecz, choć wysilałam umysł z całych sił, następną rzeczą, którą pamiętałam, było pacnięcie Marii wybudzające mnie z pijackiej drzemki. Pomiędzy tymi wydarzeniami – czarna dziura.

— Alex? – otworzyłam oczy i, nie zważając na blask wpadający przez okno, dokładnie zsondowałam jego twarz, by mieć pewność, że będzie szczery. – Czy my po prostu urżnęłyśmy się w twoim samochodzie, a ty nas tu przywiozłeś z powrotem? – Błagam, powiedz 'tak', błagam, powiedz 'tak'...

— Niezupełnie... A co, nie chce ci się wierzyć w to, co zrobiłaś? – rozbawienie mieszało się w jego oczach ze współczuciem. Nie kłamał. Cholera! Zaraz, zaraz... Skąd współczucie? I w tej chwili rozbrzmiało mi w głowie to, co wyrzucił z siebie na dzień dobry. Coś o rzucaniu się na każdego faceta... O Boże! Czy to właśnie zrobiłam? Rzuciłam się na Maxa? Niech to! Jak ja się jutro pokażę w szkole? Jak mu spojrzę w twarz? Jęknęłam cicho i ponownie zamknęłam oczy, przykrywając je dodatkowo ramieniem. Strusia metoda, wiem, ale w tym właśnie momencie trochę pomogła.

— Czy ja mu to naprawdę powiedziałam? – spytałam cicho zza swej prowizorycznej zasłony. W końcu każda pewność jest lepsza od niepewności, prawda? Prawda?

— Nie wiem – odparł Alex szczerze, ale jego dalsze słowa zapobiegły memu odprężeniu. – Słyszałem tylko to, co mu powiedziałaś, gdy wyniósł cię na rękach ze swego domu i położył na siedzeniu w samochodzie.

Że co? Max Evans niósł mnie na rękach, a ja tego nie pamiętam? Szlag! Dobra, o tym pomyślę później, a na razie to najważniejsze...

— Co słyszałeś?

— Powiedziałaś mu, że jest kochany... – chwila napięcia, proszę państwa, fanfary, i... – a później dodałaś, że chcesz mieć jego dziecko.

Świetnie.

Cudownie.

To jakiś pokręcony koszmar!

Niech mnie ktoś do jasnej cholery obudzi!!!!!!!

***

Przypominam o feedbacku! Chyba się od niego uzależniłam i potrzebuję działki ;-)
Pozdrawiam – Yeti

Poprzednia część Wersja do druku Następna część