age

Paranoja (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Paranoja
(część druga)
Umarłam, ale żyję

Kosmici to Max, Isabel i Michael. A właśnie, wspominałam już o moich relacjach z najbardziej zbuntowanym kosmitą roku? Michael to bunt… w trochę nieznanym kierunku... albo w kierunku wszystkich. No, prawie wszystkich.
W drugiej klasie podstawówki zjadłam z nim lunch w szkole(choć udawał, że mnie tam nie ma). Po szkole szłam za nim. Poszedł do Maxa. Isabel nie była zachwycona, ale zostałam na obiedzie. Max nie miał obiekcji. Dwa dni później zobaczyłam jak Max uzdrawia podbite oko Michaela. Obaj widzieli, że widziałam. Udajemy, że nic nie widziałam(zaskoczeni?). Po południu poszłam do domu Michaela i nawymyślałam Hankowi, w każdym razie na tyle na ile wtedy nawymyślać potrafiłam. Bez znaczenia jest to, że chwilę później ja i Michael musieliśmy się ewakuować w szybkim tempie. Od tamtej pory ciągle się starałam znaleźć sposób na tę sytuację. Po dwóch tygodniach poważnie zwątpiłam w swoją inteligencję, co wcześniej mi się nie zdarzało. I wtedy... zażądałam od rodziców, by adoptowali Michaela. Odmówili. Trzy tygodnie zwracałam się do nich per "pan", "pani".
W trzeciej klasie Alan Dawis koszmarnie mi dokuczał. Wtedy zaczęły mu się przydarzać dziwne rzeczy. Oblewał sprawdziany, na które był przygotowany, coś mu zginęło, coś się popsuło, kilka razy przewrócił się na środku korytarza... W każdym razie był na tyle zajęty, że dał mi spokój. Max udawał, że nic nie widzi, Isabel trochę się wściekała, a Michael zaakceptował moją obecność w swoim życiu. Czasami traktuje mnie jak małe i nie do końca rozgarnięte dziecko. A przy okazji Michael nie przepada za Kaly'em.
Isabel w końcu pogodziła się, że jestem dodatkiem do jej braci. Ona nie lubi udawać. Malowanie paznokci, makijaż, fryzura. Przy mnie się nie krępuje.
Michael ignoruje Liv. Isabel i Liv są przyjaciółkami. Wyjaśnijmy coś. Ja i Isabel nie jesteśmy przyjaciółkami. Dlaczego? Bo Liv nie wie. Zauważacie pewne podobieństwo do Maxa? Może to jakieś uwarunkowanie genetyczne.
Maria i Alex nie wiedzą a ja nie kwapię się by im powiedzieć zwłaszcza, że udaję, że nie wiem.

Pani Evans często nie wie z którą bliźniaczką ma do czynienia. Mój ojciec myśli, że Max ma ten sam problem. Max zawsze wie. Taki już jest.

Jak to się stało, że chodzę z Kaly'em? To niezbyt interesująca historia. Pewnego dnia zgodziłam się gdzieś z nim wyjść i tak już zostało.
A Max i Liv? To odbyło się w dużej mierze bez jego woli. To przez tę jej silną osobowość. Postanowiła sobie, że Max ma być jej i tak się stało. Biedak. Nie dowiedział się ostatni w całej szkole tylko dlatego, że wcześniej go powiadomiłam.

Relacje pomiędzy mną a Liv? Mamy różne zainteresowania, może się wydawać, że żyjemy w dwóch różnych światach, ale mimo to łączy nas silna więź. Tylko, że rzadko daje o sobie znać.

A teraz do rzeczy. Wczoraj ja i Max wróciliśmy z Santa Fe(zakupy z Isabel to rytuał a towarzystwo Maxa to tylko jeden z wielu powodów mojego uczestnictwa w nim). Przez trzy godziny nie miałam okna. Uratował je głos Liv za moimi drzwiami. Weszła oczywiście bez pukania.

— Niewiarygodne. Liz wracająca później niż ja. Sprowadzasz moją siostrę na złą drogę.

— Albo strzeże mojej cnoty.- uśmiecham się widząc jego minę.- Twój chłopak nie może się zdecydować.

— Taki już jest.- Liv też dobrze się bawi jego kosztem. To akurat potrafimy obie.

— Nie rozumiem.- mówi Max.

— Czego skarbie?- Liv i macierzyński ton. To dopiero połączenie.

— Jak to możliwe, że tylu facetów ma fantazje z bliźniaczkami?
Tak. Jemu to nie grozi. Chyba, że w jakimś koszmarnym wydaniu.

Dzisiaj zostałam postrzelona. Ale nie martwcie się. Max był jak zawsze w pobliżu. Michael w tym samym czasie zaczął zagajać do Marii. Zabawne. Umieram i potrafię się jeszcze im przyglądać. Gdyby ktoś pytał to upadając przewróciłam butelkę z ketchupem i jej zawartość jest przyczyną brzydkiej czerwonej plamy na moim fartuszku.

— Spokojnie tato, nic się nie stało.- to tylko pomidory a ja tylko omal nie umarłam.
Szeryfowi będę musiała powiedzieć to dosadniej.

— Co Max Evans ci zrobił?- Maria jest jeszcze bardziej oporna. Michael chyba był dla niej za miły. Właśnie miły i Michael. Żadne kłamstwo jej nie przekona. Zwłaszcza jeśli patrzył jej przy tym w oczy.

— Nic.- i tego będziemy się trzymać, ja, Max i Michael. Tylko Isabel jak zwykle będzie to roztrząsać.
I w ten oto sposób zanegowałam własną śmierć.

Następnego dnia podczas lunchu w szkole siedzę sobie z trójką kosmitów, o których nadal nie wiem, że są kosmitami. Isabel oczywiście wraca do wczorajszych wydarzeń.

— Nic się nie stało.- mówię.

— Nic się nie stało.- powtarza za mną Max.

— Nic się nie stało.- wtóruje nam Michael.
Isabel wstaje, wywraca oczami i idzie do koleżanek. Prawda jest tak, że chce usiąść z Alexem. Ale Alex jest człowiekiem. A jak często powtarza Isabel:

— Ludzie nie mogą wiedzieć.
Ja siedzę wtedy na kanapie w tym samym pokoju i okazuję ogromne zainteresowanie podręcznikiem do biologii. Nasze udawanie jest jednak trochę zaraźliwe. Alex patrzy w Isabel jak w obrazek a ona zawsze patrzy w inną stronę. Co jeszcze mogę powiedzieć o moich przyjaciołach? Maria i Michael nigdy na siebie nie patrzą. To dlatego wiem, że Maria jeszcze poruszy temat "co się wtedy stało?".

Biologia.

— Dziś tematem będą różnice międzygatunkowe.
Ja i Max patrzymy na siebie. Nauczyciel wybrał sobie temat. Biorę ołówek którego końcówka jeszcze przed chwilą znajdowała się w ustach Maxa. Mam prawo wiedzieć na jaką ślinę wymieniłam swoją własną... jakiś czas temu. Max ze spokojem korzysta z mojego ołówka. Skoro już widzieliśmy swoje dusze...
Max miał wizje jak mnie uzdrawiał. Oczywiście nie powiedział mi tego wprost. Bo przecież skoro nic się nie stało, a on nie jest kosmitą to mnie nie uzdrowił i nie miał przy tym wizji. Po prostu pogadaliśmy sobie o moich odczuciach dotyczących pewnej sukienki w filiżanki.

Siedzę w swoim pokoju i zastanawiam się jakby tu wcisnąć Marii jakieś drobne kłamstewko. Tak dla dobra sprawy. Sprawy której nie ma. Pukanie do okna. Max wchodzi do środka. Jest czymś trochę podenerwowany.

— Mogę dotknąć twojej głowy?- szczerze przyznaję, że tego pytana się nie spodziewałam, ale czuję, że to dla niego ważne.

— Dobrze.- zamykam oczy, sycąc się tym dotykiem.
Jego uczucia stały się moimi. Czułam jego samotność zanim stałam się częścią jego życia. Patrzyłam na świat jego oczyma. A co najważniejsze... W jego oczach... Staliśmy tak chwilę w milczeniu, ale przecież gra musi się toczyć nadal.

— Spacer po skałach?

— Mówiłam, że to okno jest dla nas niezbędne.

Maria przysłała Alexa na przeszpiegi.

— Jesteśmy przyjaciółmi.- zaczął swój wykład. Do lekcji 8 minut 4 sekundy.- Ty, Maria i ja.

— Tak.- czułam, że w tym momencie powinnam potaknąć.

— A przyjaciele się nie okłamują.

— Nigdy.

— Więc jeśli jest coś co chciałabyś mi powiedzieć...

— Jest tutaj.- i nie będę go okłamywać.- Panno Parker, szeryf musi zadać pani kilka pytań.

— Witam. Pani ojciec zgodził się, abym z panią porozmawiał. Przykro mi, że to pani pokazuję. Tego człowieka znaleziono martwego. Żadnych śladów wskazujących na przyczynę śmierci, poza tym... Co pani na to?

— Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam- szeryf nie jest moim przyjacielem.

— Kaly podobno widział coś takiego na pani brzuchu.- czemu ja chodzę z synem szeryfa i dlaczego akurat wczoraj byłam z nim na randce. Nie było Maxa. Nudziłam się. A wracając do teraźniejszości...

— Wydawało mu się.

— Jesteś pewna? Liz, co się tam stało?- i przeszliśmy na "ty", przynajmniej on.

— Nic się nie stało.- znajoma kombinacja słów i pół minuty milczenia.- Mogę już iść?

— Jeszcze jedno. Ktoś przyniósł tu ten plecak. To twój?

— Tak. Do widzenia.- byle nie prędko.
W plecaku nie ma fartuszka.

— Wszystko w porządku?- spotykam Maxa na korytarzu.

— Nie ma go.- to nie kłamstwami najbardziej zawodzi się przyjaciół.

Marię można uspokoić tylko prawdą. Chyba, że brzmi ona "umarłam, ale żyję", więc prawda odpada. Za późno. Isabel siedziała przy ladzie kiedy Maria po raz setny pytała "Co się wtedy stało?". I rozwaliła solniczkę. Dobrze, że było już po zamknięciu.

Głupawa impreza w Roswell. Coś jak palenie na stosie kosmitów. Brakuje tylko stosu... i kosmitów. Nadal żadnych nie znam. I jeszcze trochę będę się tego trzymać. Tak jak Michael trzyma Marię, zmuszając ją tym samym by z nami chodziła dopóki się nie uspokoi. Nadal jej nie ufa. Nagle staję w miejscu.

— Co jest?- Max też się zatrzymuje.

— Umówiłam się z Kaly'em.

— A ja z Liv.- oświeciło go.

— Zadzwonię.

— Pojadę. Zostało mi jeszcze pięć minut.

— A mi trzy.

— Do jutra.

— Zobaczymy się w szkole.

Koniec części drugiej.

Poprzednia część Wersja do druku Następna część