Tasyfa (tłum. Olka)

Gorzkie fusy (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Rozdział drugi


Nie mogę przestać dygotać wlekąc się wzdłuż ulicy, aż do sklepu z kawą. To już moja druga zima w Massachusetts, mimo to lodowaty wiatr i śnieg wydają się wydzierać ze mnie cały pustynny żar. Dodatkowo znów zgubiłam mój przeklęty szalik. Musiał wyśliznąć się z mojego płaszcza podczas jednych z zajęć.

Hałas i światła wylewają się na chodnik ze sklepowych witryn, a za nimi ciepłe powietrze, gdy otwieram drzwi, potem siłując się z nimi by je zamknąć. Stoję w przejściu przez moment z zamkniętymi oczami zachowując resztki ciepła, zanim rozglądam się w tłumie za moimi przyjaciółmi.

Spostrzegam jasne włosy Jeremy’ego, po czym kieruję się w stronę jego stolika. Jestem już prawie na miejscu, gdy orientuję się, że jest sam.

"Gdzie są wszyscy? Nie mogłam się aż tak spóźnić." Mówiąc zdejmuję zimowy płaszcz i kładę go na krześle. Po chwili rękawiczki, czapka i dodatkowy sweter lądują na nim.

Śmieje się. "Nie, w zasadzie to właśnie się minęliście. Sue wpadła na chwilę; dowiedziała się, że Roland ma zamiar ostro ich przepytać"

"Nie ma to jak umawiać się z asystentem profesora," uśmiecham się. "A jak to się stało, że ty nadal tu jesteś?"

"Ktoś musiał zostać i powiedzieć ci o tym! Zgłosiłem się na ochotnika. Czyżbyś chciała uciekać już do domu by się pouczyć?" droczy się ze mną.

Zastanawiam się nad tym przez chwilkę, ale zaczynam się już rozgrzewać i prawdę mówiąc bez trudu odpowiem na wszystkie jutrzejsze pytania bez zaglądania w notatki tego wieczoru, więc potrząsam głową. "Nie-e. Nie wyjdę stąd póki nie minie zagrożenie, że zamarznę na kość”.

Jeremy ponownie się śmieje, po czym wstaje. "Stawiam pierwszą rundkę. Jest trochę za późno na dużą dawkę kofeiny. Chcesz zamiast tego gorącej czekolady?"

Uśmiecha się pytając. Słoneczny uśmiech. Słoneczne włosy. Oczy koloru letniego nieba spoglądają na mnie, obdarzając czymś więcej niż przyjacielskim zainteresowaniem. Moje wspomnienia zacierają się, a jego obawy zaostrzają, spojrzenie ciemnieje i ociepla się.

"Duża, gorąca czekolada, z chudym mlekiem i bitą śmietaną?"

"Nie!" niemal wybucham, dezorientując go. Mruga zaskoczony mówiąc: "Okej, więc, co powiesz na ziołową herbatę?"

"Wiem też, jaką pijasz kawę i jaki rodzaj ziołowej herbaty przyrządza dla ciebie Maria."

"Nie." Tym razem w mojej odmowie nie słychać tyle paniki. "Poproszę bezkofeinową. Z półtorej łyżeczki cukru i podwójnym mlekiem"

"Mleko?" Składa usta z niesmakiem. "Liz, będziesz żałować, jeśli nie doświadczysz śmietanki w swojej kawie. Mleko jest takie... chude. To prawie tak samo warte użytku, jak nie dodawanie niczego"

"Mleko, poproszę," powtarzam stanowczo. Wzdryga się i idzie zamówić nasze napoje. Opieram głowę o dłonie spoczywające na blacie naszego stolika.

Czy Max Evans kiedykolwiek przestanie mnie prześladować? Idę przez swoje życie, jako normalna dziewczyna, do czasu aż coś takiego krzyżuje się z moimi ścieżkami i wtedy wszystkie wspomnienia i nie kończące się pytania powracają. Serce boli. Racjonalność nalega, mówiąc, że byliśmy tylko na jednej randce i pyta, jakim sposobem mogę się czuć, jakby brakowało mi drugiej połowy duszy. Ale tak właśnie się czuję. Dokładnie tak.

Od tamtej nocy, wiele razy rozmawiałam z moja babcią Claudią o Maxie, a jej mądrość pozostaje niezmienna: bym podążała za swym sercem. Zawsze mówi, że pokrewne dusze cechują się skomplikowanymi związkami, więc, gdyby to wszystko było łatwe, mogłabym się zacząć martwić. Dodaje również, że Max w końcu nauczy się podążać za swoim sercem, bo jego ścieżki prowadzą prosto do mnie. I wszystko to jest pocieszające, ale jak długo mam czekać?

Jak długo mogę czekać?

Czasami nachodzi mnie dziwna myśl, że Max jest jak to mleko w mojej kawie. Niemal niewyczuwalne, ale musi tam być. I naprawdę nie chcę śmietanki – jak Jeremy. Wiem, że chciałby posunąć sprawy między nami trochę do przodu, ale ja nie jestem jeszcze na to gotowa, z kimkolwiek. Spędziłam w liceum trzy lata w poważnym związku ze wspaniałym chłopakiem, a potem zostałam uderzona kulą światła Maxa. Nawet nie jestem już pewna, czego sama do diabła chcę, a to jest dość przerażające dla osoby, która całe swoje życie podporządkowywała jakiemuś planowi.

"Proszę bardzo." Jeremy wraca z moja bezkofeinową kawą i zajmuje miejsce. Rozmawiamy, ale mój umysł już odpływa w stronę zagadkowego, ciemnowłosego mężczyzny, z zaskakująco ciepłym spojrzeniem, które zamieszkuje moje sny.

Co może być tak straszne, że nie mógł mi o tym powiedzieć? Podczas ostatniego półtora roku, kiedy analizowałam wszystkie jego słowa i zachowanie, doszłam do wniosku, że jego największe obawy dotyczą mojego bezpieczeństwa. Jego stanowczość, nie uznająca możliwości naszego związania się, skupia się bardziej na zapewnieniu mi w jakiś sposób bezpieczeństwa, niż spełnienia moich marzeń. Nie wiem, dlaczego jestem tego tak pewna, ale tak właśnie jest. I wciąż nie rozumiem. Wiem – wiem, że nigdy by mnie nie skrzywdził. On nie należy do tego typu ludzi. Wiem to na pewno.

Widziałam go razem z Michelem i jego siostrą w zeszłe Święta Bożego Narodzenia, podczas jednego z występów dzieci. Isabel wydawała się zdenerwowana sposobem prowadzenia występu przez nowego reżysera. Kiedy dzieciaki wyszły na scenę, Max się uśmiechał. Maria mówi, że rzadko to robi. Obserwuje go w szkole na moją prośbę. Dyskretnie, przynajmniej mam taką nadzieję. W końcu prosiłam ją i Alexa, by nie rozmawiali z Maxem. Naprawdę kocham ich za to, że troszczą się o mnie, ale oni tego nie pojmują. Max musi pierwszy do mnie przyjść, jeśli cokolwiek ma się między nami wydarzyć. Nie mogę zmusić go by zaakceptował moje, czy swoje uczucia. Musi najpierw zwalczyć własne demony.

To, co mnie dobija, to myśl, że nie wiem czy mu się to uda, albo, że nawet gdy to uczyni, pozostanie przy swoim postanowieniu. A ja nie wiem, jak długo mogę pozostać w tym stanie zawieszenia, czekając aż moje życie się zacznie. Póki jeszcze się uczę, mogę odkładać ten moment, ale co się stanie, gdy ukończę studia? Zostały mi jeszcze ponad dwa lata, ale czas ostatnio biegnie nieubłaganie, że ten dzień mógłby równie dobrze nastąpić jutro. Co wtedy zrobię?

"Jesteś gdzieś indziej, Liz." Głos Jeremy’ego wdziera się do moich myśli. Uśmiecham się półprzytomnie.

"Tak, wiem. Przepraszam. Zdaje się, że nie mogę zapomnieć o tej kartkówce." Kiedy stałam się takim dobrym kłamcą? Dawniej byłam w tym beznadziejna.

Śmieje się nieświadomy mojego wewnętrznego monologu. "Więc może idź do domu i spróbuj swoich sił w książkach? Ja też mógłbym odświeżyć nieco pamięć."

Potakuję. "Jasne, dzięki za kawę, Jer. Do zobaczenia następnym razem."

"Okej. Nie jestem aż tak głodującym studentem, żeby nie było mnie stać na filiżankę kawy dla przyjaciela." Jest taki ciepły, kiedy mówi i patrzy na mnie, a ja nagle staję się taka skostniała. Ciepły podmuch powietrza rozchodzi się po kawiarni, a ja mam już prawie założony na siebie sweter i gorącą kawę w żołądku. Ale wszystko to nie ma znaczenia.

Nie, kiedy lód jest wewnątrz mnie.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część