Incognito - tłum. LEO

SPIN - czyli Kręciolek (27)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

EPILOG: KOSMICZNE WSKAZÓWKI DLA LUDZKOŚCI


Autor: Liz Parker


Epilog to miejsce, w którym dam wam podsumowanie.

Podsumowanie jest wtedy, gdy zostawiam was z poczuciem satysfakcji, że nauczyliście się czegoś nowego. Moment, w którym zabieracie ze sobą do domciu maksimum pięciowyrazowe zdanie, które możecie zapisać w jakimś zeszycie. Albo wymalować nad drzwiami, albo w cholerę zostawić, niech leży.

To najlepsze miejsce by powiązać początek z końcem w małą, zgrabną paczuszkę.

To miejsce, w którym powiem wam, jak moje życie stało się doskonałe, jak kręciołek zniknął na wieki bez śladu, jak nigdy więcej nie skłamałam, dorosłam, miałam dzieci, jak moja trawa nigdy nie zżółkła i o tym, jak moje rury nigdy się nie zatykają.

Cóż, mam nadzieję, że nie jesteście zbytnio rozczarowani.

Minęło tylko dwa tygodnie a mój szósty zmysł nie działa już jak dawniej. To część procesu, wiecie, staram się nie przewidywać mojej przyszłości.

Więc oto na czym stoimy, jak się wsłuchacie wystarczająco mocno, połapiecie się, że znowu kłamię.

Nie jest tak źle, jakby mogło się wydawać.

Słuchajta: Kłamstwo to wyrok, wszystko zależy od sytuacji.

Wcześniej uczyłam was jak łgać, krok po kroku, teraz pokażę wam coś nowego.

Pojęcia nie mam jak to nazwać, ale to też ma swój proces, sekwencja kroków, która doskonale będzie pasować to opakowania, które nazywam podsumowaniem.

KROK 1: SKRUCHA

Teraz pracuję, tak samo Tess, Courtney i Maria. W piątkowe wieczory są tu tylko stali bywalcy.

Zauważcie, jak historia lubi się powtarzać. Może to tradycja, może to wpływ tego, że tak długo tu żyłam, że wszystkie historie wydają się takie same. Pewności nie mam.

Jednego jestem na bank pewna, że tradycje ulegają zmianom pod wpływem mega wydarzeń, takich jak to, które właśnie mieliśmy.

W kwestii stałych bywalców...

Stali bywalcy to ludzie, którzy czują żal w stosunku do klasy pracującej i zdecydowali się przenieść imprezkę do Crashdown. Należy do nich zwłaszcza kobieta, która siedzi w rogu (ma na imię Debbie, w końcu okazało się, że nie jest tak szurnięta, tylko czasami przemawia przez nią jej pies... jej rodzice to rosyjscy szpiedzy, serio, tak mi powiedziała), Max i jego klub wiernych słuchaczy (składający się z Izabell, Michaela i Alexa), Eddie i Kyle.

Oczywiście Max jest tutaj tylko dlatego, że ja pracuję.

Oczywiście Eddie jest tutaj tylko dlatego, że Courtney pracuje (najwidoczniej odnalazł wreszcie duszę, która potrafi poniewierać nim bardziej niż ja).

Nikt z nas niema ochoty wyjechać z miasta tak znowu od razu, ale pewne rzeczy Roswell musi w końcu poznać.

Albo i nie, zależy.

Wytłumaczę później, teraz musze udawać, że pracuję.

Ja i Tess opieramy się o ladę robiąc maślane oczy i śląc diabelskie uśmieszki do naszych szanownych współuczestników przestępstwa.

Wystarczy, żeby inni zaczęli się ciskać.

Powoli przyzwyczajamy się do tego by drażnić, poganiać i wzbudzać zamęt. Kto by pomyślał, że Liz Parker znajdzie miłość w Roswell? ...nie ja ... a teraz jestem w plecy 20 dolców.

Oto morał: NIE STAWIAJ FORSY W ZAKŁADACH O WŁASNE ŻYCIE MIŁOSNE.

Słyszę jak Courtney i Maria toczą taktyczną wojnę siostrzaną upychając ketchup na zapleczu.

Tess szturcha mnie łokciem i mówi „I co, dobrze się bawimy?”

Tess, mój jedyny żal i chyba o tym wie.

Mówię „Przeszliśmy długą drogę, by tu się dostać.”

Spogląda na mnie „Co się stało to się nie odstanie.”

„Naprawdę jesteś na to gotowa, tu i teraz?”

Potakuje bo wie o czym mówię, ponieważ jest gotowa słuchać. Ja i Tess prowadzimy czasem te zaszyfrowane konwersacje jak ta, ponieważ tylko tak potrafi mówić o tym co się wydarzyło w jej życiu. Nie używa dosłownych słów, brutalnie uczciwych zwrotów.

Mówi „Motyl uderza skrzydłami Liz, co zrobiłabyś inaczej Liz, gdzie byś skończyła?”

Mówi o „efekcie motyla”. Jedno wydarzenie powoduje drugie, a to kolejne i tak dalej. Co zrobiłabym inaczej? Co gdyby to zmieniło punkt, w którym teraz jestem?

Jedna rzecz, którą bym zmieniła. Wtedy może Tess nigdy nie zaprzyjaźniłaby się z Maxem, może nie sprawiłaby, że poczułby się warty więcej niż do tamtej pory, co z kolei spowodowałoby, że nie poszedłby nigdy na tę imprezkę i tak dalej, i tym podobnie.

Mówię „Zgłosiłabym go w pierwszej chwili, kiedy się dowiedziałam.”

Tess zaprzecza ruchem głowy „Znienawidziłabym cię”

„Zaryzykowałabym.”

„A ty i Max?”

Zastanawiam się „To też bym zaryzykowała.”

„Z powodu poczucia winy?”

„Z powodu poczucia winy.”

Potem Tess obejmuje mnie. Jeszcze tak nie robiła, bo nadal przyzwyczaja się do kontaktów z ludźmi i próbuje nie rozważać się w kategoriach potwora. Mówi „Wtedy nadal byłabyś nieszczęśliwa, o wiele więcej byś żałowała, nadal obwiniałabyś się.”

I chyba ma rację.

Widzicie, kiedy to się zaczęło każdy chciał coś zabić.

Każdy chciał zabić to coś, co czyni nas obcymi.

Dla mnie i dla Maxa, to było coś co jest w nas. Staliśmy się winą i kłamstwem i kosmitą.

Uosabialiśmy alienację.

Tess chciała zabić ból, potwora. Teraz stara się przyzwyczaić do faktu, że potwór siedzi.

Można powiedzieć, że wszyscy się przyzwyczajamy do nowości.

Można powiedzieć, że wszyscy czujemy skruchę i staramy się iść naprzód.

Tess mówi „Jestem ci coś winna.”

Ja na to „ktoś kogo znam potrzebuje uwolnić się od poczucia winy.”

Mówi „Załatwione.”


Poprzednia część Wersja do druku Następna część