Incognito - tłum. LEO

SPIN - czyli Kręciolek (20)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Czapterek tłenty



Kręciołek.

Wiele rzeczy się kręci.

Kolejki górskie, życie, umysł, butelki.

W tej chwili jedyne co się kręci to koła dżipa Maxa podczas gdy on porwał mnie, coś w tym stylu właściwie.

Oczywista, że porwał po części za moją zgodą, ale to nie wpływa na stopień moje przerażenia. Pojęcia nie mam, jakie tempo tego kręciołka bym wybrała. Pojęcia nie mam, co ona ma mi do powiedzenia, co ma w dodatku zatrzymać mnie w Roswell.

Hej słodziutka, wiesz, on jest moim sennym marzeniem. Ale life is brutal and full of zasadzkas. Nie wiem, jak to jest być w centrum czyjejś uwagi. Pojęcia nie mam jak przyjmować komplementy w inny sposób niż obalenie ich lub zaprzeczenie im. Nie wiedziałam co widział w Tess i w zasadzie nie wiem, co on widzi we mnie. Ale w momencie, kiedy to bym bardzo się chciała dowiedzieć tego wszystkiego, nie ma szansy bym o to chciała spytać.

To nie kwestia samo oceny, nie wydaje mi się. Wiem, że na wampa nie wyglądam i może jest fajnie mieć mnie w pobliżu jako kumpla. W końcu parę razy ocaliłam mu ten jego tyłek.

Ale czemu ja i czemu tu i teraz? Czyżbym znalazła się we właściwym miejscu o właściwej porze?

Teraz, gdy tak mijamy przedmieścia Roswell, jest taki cichy. Jego wzrok jest skupiony na drodze przed nami. Ma to spojrzenie, wiecie które, to ciche, zamyślone, stoickie, które doprowadza dziewczyny do szału. Takie za które zapłaciłybyście milion zielonych tylko po to, by wejrzeć do środka.

Takie spojrzenia ma zawsze w Crashdown i w szkole. Właściwie, to widziałam jak się uśmiecha, śmieje, jak wyłazi z niego diabeł, ale to rzadkość. Ale byłam jego najlepszym kumplem, chyba przekroczyłam pewne granice.

„O czymś konkretnym myślisz?” pytam.

Patrzy na mnie z tym swoim uporem w oczach „NIE, a ty?”

„Bo gdybyś miał, możesz jeszcze zawrócić, nic nie powiem, nadal nie jest za późno.”

Potrząsa głową „Nie zawrócę. Zastanawiam się tylko od czego powinienem zacząć. I nie staraj się mnie przekonać, że cię nie lubię.”

„Od czego powinieneś zacząć co?”

„Przeprosiny.”

Wjeżdżamy na 285 Północną.

Wrzuca kolejny bieg, jego ramiona nieco wysuwają się z rękawów koszuli. Jego ramiona, z tymi jego ramionami coś jest, wiecie, po prostu ma się ochotę w nie wgryźć.”

Odkąd to ja się stałam taką dziewczęcą dziewczynką?

Uśmiecha się i mówi „ Nigdy wcześniej nie płaszczyłem się , nie byłem nawet blisko.”

„proszę, nie zaczynaj więc ode mnie.”

Patrzy na mnie powątpiewająco „żywię do ciebie uczucia, których za cholerę nie pozwalasz mi z siebie wyrzucić.”

Wyglądam przez okno. „Wyrzucić powiadasz. Sam się wyrzuć.”

„czemu tak strasznie się czujesz skrępowana?”

„Wcale nie”

„Liz, siedzisz tak daleko ode mnie ja to tylko możliwe.”

Ma facet rację. W zasadzie to wtapiam się w drzwi.

„Nie cierpię tego” mówi.

„czego?”

„Czuć się jak jakiś zboczony porywacz.”

„oto konkretna myśl. Zawracaj.”

Wiem, wiem: weź się w garść Liz, bądź taką kochaną dziewczynką, jaką wszyscy wiemy, że możesz być.

Max zdejmuje rękę z kierownicy i w geście rozpaczy przeciera dłonią twarz. Ja NIE mam wątpliwości, nie jesteś sobą, zamykasz się.”

„może taka właśnie jestem?”

Potrząsa głową: „Nie, taka nigdy przy mnie nie byłaś.”

To jedno ze zdań, które są prawdziwe, więc trzymam twarz na kłódkę.

Zjeżdża z autostrady „Muszę zatankować.”

Łowię mały szkielecik w mojej kieszeni. Wiecie co, to właśnie my. Prawie. Max to kosmita, to jego sekret, to dlatego wiecznie się obwinia za wszystko. Ja jeszcze nie jestem szkieletem, ale mogłabym być. Najpierw muszę się odsłonić, do samych kości. Wyłożyć przed nim kawę na ławę, wszystkie moje sekrety, i poczekać co z tym wszystkim zrobi.

Szkielety nie mają tajemnic, nie kłamią, nie zamykają się w sobie. Odkrywają się, nie mają gdzie cokolwiek ukryć. A ja? Ja mam mnóstwo do ukrycia.

Max wraca z dużą torbą nie wiadomo czego.

Miesza w torbie i mówi: „Mamy wodę, napój, chrupki kukurydziane, hmm... czekoladę? Gumy...”

„Jaką czekoladę?”

„M&M’s” mówi wyciągając brązową saszetkę.

„OOO” sięgam po nią, ale on się cofa.

Mówi „Najpierw mi obiecasz, że będziesz miła.”

„Moja czekolada.”

„Nie przywykłaś do dzielenia się, co?”

Uśmiecham się „Moja.”

Przewraca oczami „Dobra, dobra. Dziś czekolada, jutro zechcesz mojego samochodu, domu.”

„Twoich pieniędzy.”

Potakuje „Moich pieniędzy.”

„Twojej kolekcji książek.”

„Jesteś bezwzględna.”

„Myślisz, że o tym nie wiem.”

Panie i Panowie, jak może się wydawać właśnie flirtowałam z Maxem Evansem.

Co wcale nie oznacza, że jestem gotowa wszystko odpuścić.

Tankuje benzynę i wracamy na 285 Północną. Nie wiem, nazwijcie to wymierzaniem kary samemu sobie, ale jest taka jedna rzecz, której muszę być pewna.

„Więc, Ty i Tess jesteście razem?”

Widzę delikatny ból przemykający po jego twarzy. Rujnowanie najlepszych kumplowskich momentów zostawiajcie zawsze mi.

Odpowiada „Nie, my ... my tylko...”

„Często się spotykacie?”

Wierci się niewygodnie w fotelu.

„krótki lot jaskółki bez skrzydeł, co?”

„Liz.”

„Nie miałeś żadnych stosunków seksualnych z tą kobietą, co?” ["You did not have sexual relations with that woman."]

“Przestań.”

“A pewnie, że nie Panie Prezydencie Evans.”

„całowaliśmy się.”

„Gdzie”

„Gdzie?”

„No, gdzie.”

„Hmm.. w moim domu.”

„Nie o to mi chodziło, mówimy tu o częściach ciała.”

„Zaraz...ZARAZ...zaczekaj momencik, Liz, całowaliśmy się, nie było zdzierania z siebie ubrań.”

„A.” Mówię „A co z wędrującymi rączętami?”

„żadnego obmacywania.”

„Wiesz, umówiłam się z Eddiem.”

„Tak?”

„No, zazdrosny?”

Unosi brwi „TAK!”

„Tylko żartowałam.”

„O ... Boże.”

Potakuję.

On potakuje.

I sobie jedziemy dalej.

„Co zamierzasz powiedzieć rodzicom?” pytam.

Wzdryga się „Jeszcze nie wiem, a ty?”

„Powiem, żeby wezwali gliny, zostałam porwana.”

„Używasz ile wlezie i masz frajdę na całego.”

„Bardzo prawdopodobne. Powiem, że pojechałam pod namiot, im to nie robi różnicy. I tak miałam się wynieść. Opuścisz szkołę.”

„trzy dni, przeżyję jakoś.”

Prawdziwy z ciebie przestępca, wiesz?”

„Gdzie się zatrzymamy?”

„Zatrzymamy?”

„No, na noc.”

„Zatrzymać się na noc?”

Mówi: „Centrum Arizony jest połową drogi, może zechcemy pojechać dalej niż tam.”

Ja na to „Hotel?”

„No.”

„Razem?”

On się uśmiecha „No cóż, myślałem, że może wynajmę sobie pokój a ty się prześpisz w samochodzie.”

„Dobry pomysł.” Mówię.

„Fajnie”

„No, więc tego nie spieprz.”

„pozwól mi się przeprosić.”

„Odczep się”

„Nie wariuj.”

„Kto, ja?”

Mój żołądek robi właśnie popisowego podwójnego flipa 180o Ollie Nosegrind.

On bierze głęboki, trzęsący się oddech. Taki, jaki bierze się przed powiedzeniem czegoś naprawdę wielkiego.

Mówi „Nigdy wcześniej ... tak dobrze ... się z nikim ...w całym moim życiu nie czułem” Wygląda przez okno, tak jak ludzie, którzy przed chwilą powiedzieli samą szczerą prawdę. „To znaczy ... znasz mnie... Boże, jakie to krępujące.”

„Więc przestań.”

„Nie planowałem tego rozumiesz? Ale cię lubię Liz, w ten dziwny, przerażająco – denerwująco – mam nadzieję – że – mi – przebaczysz – sposób.”

Przełykam.

„A Tess, nie ma co porównywać, Liz. To znaczy, jest miła i ładna i w ogóle, ale ty ... TY ... sam nie wiem, jak ... jak to opisać. Kiedy byliśmy w tym basenie.. byłem...”

„Napalony?”

JEZ...!!! Nie potrafię trzymać mordy na kłódkę.

A On się uśmiecha. „Ocaliłaś mnie od wszystkiego Liz. Więc mi już wybacz tę całą przyjaźń. Jest cudowna i w ogóle, ale nie tego potrzebuję od ciebie.”

„Potrzebujesz?”

„Ciebie.”

Zamykam oczy, bo przechodzą mnie dreszcze. Takie uczucie, które nie chce minąć, a nawet kiedy mija, to zjawia się kolejne.

„Ona ma purpurowe biustonosze”. Mówię.

„Co?”

„Tess ma purpurowe jedwabne biustonosze.”

„A.. ok.”

„moje są białe.”

On się śmieje.

„Dokładnie rzecz ujmując bawełniane, czy to stanowi jakiś problem?” dodaję.

„No cóż” zaczyna „Możesz mi jeden pokazać i natychmiast wyjaśnimy tę sprawę do końca.”

„Bardzo śmieszne.”

„Od przeprosin przeszliśmy do twojej bielizny, więc wybacz mi, że mam problemy z koncentracją.”

Max ma włochate myśli o tobie. Gdyby ziemia się otworzyła i połknęła mnie w całości nie zdziwiłoby mnie to ani ciut ciut.

„Zawsze jesteś taki szczery?” pytam.

„Nigdy nie bywam aż tak szczery, przenigdy.”

Zamykam oczy i wsłuchują się w szum pracującego silnika. W bocznym lusterku widzę jak koła kręcą się i kręcą. Może fantazje i miłość z daleka wcale nie są takie cudowne. Mniej przerażające, ale wcale nie takie znowu cudowne. Mam tylko nadzieję, że wyjmę sobie ten knebel z gardła i chociaż na chwilę poczuję szczęście.

„może ja też powinnam być szczera.”

„Byłoby miło.”

Najpierw znajdźmy ten hotel.” Mówię.

Potakuje.

„Dużo kłamię.”

„Wiem.”

„To się robi męczące.”

„Chcesz poznać jeden ze śliskich sekrecików?” mówię

„No.”

„Obiecaj, że się nie wkurzysz.”

„Obiecuję.”

„To ja powiedziałam Tarze Fisher, że jesteś homo.”




Poprzednia część Wersja do druku Następna część