Gaudicia, tłum. Amara

Zwodnicza wiara (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Alex spojrzał się na Liz. Była taka zdecydowana. 'Jakie jest jego nazwisko?' spytał.'
'Chyba nie ma nazwiska'
'Wiek?'
'13 albo 14 lat? Przynajmniej tak wygląda'.
'Rasa?'
Liz spojrzała się na Alexa tak jakby powiedział coś śmiesznego. Po chwili odpowiedziała, 'Kosmita'.
"Liz, to nie ładnie ich tak nazywać. Wiem, że taka jest oficjalna nazwa, ale czy mogłabyś nie używać tego słowa? Poprosiła Maria.
Liz spojrzała na Marię. 'Przepraszam, ale tylko takie określenie do niego pasuje'.
Alex zignorował je i wrócił do pracy. Widząc wyniki, powiedział głośno, 'To potrwa kilka dni'
Liz przestała się kłócić z Marią, i spojrzała na Alexa i rozdrażnionym głosem spytała, 'Ilu 14-letnich kosmitów o imieniu Nicholas może tam być?' Nie czekając na odpowiedź odwróciła się do Marii, 'Maria pomożesz mi w czymś?'
Maria natychmiast wstała. "Wiesz, że możesz na mnie liczyć."
Liz uśmiechnęła się. "Chodźmy." Liz wychodząc zwróciła się do Alexa, 'Alex, zaraz wracamy, próbuj dalej.'
Liz i Maria stanęły przed biurem pana Parkera. "Taty nie ma. Myślę, że po naszej kłótni poszedł na spotkanie." Liz otworzyła drzwi i weszła do środka. "Maria, potrzebuję dużą kopertę. Muszę zabrać planszę, która jest pod biurkiem."
Maria podeszła do Liz i wyszeptała, "Co mam robić?"
Liz odwróciła się, wpadając na Marię. "Pilnuj żeby nikt nas nie przyłapał. Ojciec na kogoś czeka, musisz go zatrzymać jak przyjdzie. Oni zazwyczaj czekają na ojca w gabinecie."
"A jak nie zdołam go zatrzymać? Jeśli go nie zauważę? A jeśli się wygadam?" Maria spanikowała.
"Maria, Maria, jestem pewna, że ci się uda. Tylko oddychaj swobodnie.
Maria. "Dobrze jestem gotowa' powiedziała po chwili.
Liz wiedziała, że wyjęcie planszy będzie łatwe. Ale musiała skopiować dokumenty i odłożyć wszystko na miejsce, tak jak było wcześniej.
Liz nawet nie patrzyła na dokumenty, jej główny celem było zdobycie ich kopii.
Liz właśnie odkładała planszę gdy drzwi się otworzyły z hukiem. "A to jest gabinet pana Parkera" Maria powiedziała donośnym głosem.
Liz się uspokoiła i wstała. "Maria, czy musisz tak krzyczeć?" Widząc zaskoczenie na twarzy gościa, "Właśnie szukałam pierścionka, i nie mogę go nigdzie znaleźć.' Liz podała rękę gościowi. "Pan Wallace, oczekiwałam pana. Może pan tu zaczekać. Nie czekając na odpowiedź wyszła z pokoju.
Maria prawie się zakrztusiła starając ukryć śmiech. "Liz, widziałaś jego twarz? Był zagubiony i oszołomiony. Założę się, że zastanawia się kim jesteś."
'Pewnie masz rację.'
"Tylko żeby ci to nie uderzyło do głowy. Liz, masz dokumenty? Co tam jest napisane? Dlaczego musiałaś je mieć?"
Liz nie chciała nikomu o tym mówić, przynajmniej dopóki mogła. Chwilę później zadzwoniła komórka Marii. Liz odetchnęła z ulgą i poszła do swojego pokoju.
Liz cicho podeszła do Alexa, 'Znalazłeś coś?'
"Nic. Potrzebuję więcej czasu."
Maria wpadła do pokoju. "Liz, muszę iść. Mama mi kazała. Poradzisz sobie? Jeśli chcesz mogę zostać."
"Poradzę sobie," Liz wypchnęła Marię z pokoju. "Nie martw się o mnie."
Maria uścisnęła Liz i pożegnała się z Alexem.
"Ja też muszę iść.' Liz spojrzał się na Liz z niedowierzaniem.
"Ile razy muszę to powtarzać? Czuję się dobrze. Naprawdę. Tylko obiecaj, że zadzwonisz jak co znajdziesz."
Alex nie był przekonany, ale wiedział, że nie może jej do niczego zmusić. "Obiecuję. Tylko zabiorę swoje rzeczy."
"Chciałam tylko powiedzieć, że doceniam twoją pomoc. Nie wiem co bym zrobiła bez ciebie i Marii."
"Nie masz kłopotów? Wiesz przecież, że możesz nam wszystko powiedzieć, prawda?"
'Powiem wam wszystko, ale jeszcze nie teraz."
"Dobrze. Zadzwonię później."
Liz odprowadziła go do wyjścia i została w Kosmodromie aż do zamknięcia, potem udała się do pokoju. Siadła na środku łóżka i zaczęła czytać dokumenty. Były tam zdjęcia Królewskiej Czwórki z ich imionami, poza Michaelem, zastępcą króla, jej uwagę zwróciła jeszcze jedna osoba stojąca w tłumie. Wydała się jej znajoma, ale nie mogła sobie przypomnieć.
Starała sobie przypomnieć, ale rozbolała ją głowa. Spojrzała znów na kosmitę, który przykuł jej uwagę. Książe był przystojny, ale Michael miał coś w sobie, co ją przyciągało. Liz przestała rozmyślać o Michaelu i spojrzała na pozostałych. 'Więc to ich chcą zabić skórowie.'
Liz tak bardzo skupiła się na fotografiach, że gdy zadzwonił telefon potwornie się przestraszyła. Podniosła słuchawkę.
"Słucham?"
"Liz, znalazłem go," powiedział z dumą Alex.
Liz była zaskoczona. "Naprawdę? Tak szybko?, wyszedłeś przecież trzy godziny temu."
"Zwątpiłaś we mnie? Przecież wiesz, że jesteś geniuszem," Alex zażartował. "Co teraz zrobisz. Skontaktujesz się z nim?"
"Chcę się z nim spotkać," powiedziała Liz.

***

Liz z niecierpliwością czekała na Nicholasa. "Alex, jesteś pewien, że zgodził się spotkać się na pustyni?"
"Na pewno, Liz."
"Liz, może nie powinnaś iść. To nie jest dobry pomysł," wtrąciła Maria.
Liz zignorowała ją i powiedziała, "Chodźmy."
Na pustynie jechali w milczeniu, od czasu do czasu Maria się odezwała.
"Wysadźcie mnie tam i jedźcie dalej,' powiedział Liz.
Gdy już byli na miejscu, Liz wysiadła z samochodu i zwróciła się do przyjaciół. "Zadzwonię do was jak skończę."
Alex i Maria przytaknęli. Nagle zostali otoczeni.
"Chciałaś mnie widzieć?" spytał Nicholas.
'Tak. Chcę się spotkać z twoim przywódcą- Kavarem."
"Skąd wiesz, że to ja nie jestem przywódcą?"
"Po prostu wiem," odpowiedziała Liz, spoglądając na przyjaciół.
"Przykro mi ale pomyliłaś mnie z kimś." Powiedział Nicholas, chcąc ją zniechęcić.
"Wiem więcej niż myślisz. Wiem, że Antar nie spowodował wybuchu wojny. To sprawka twojej rasy."
"A konkretnie?" zapytał Nicholas.
"Skórowie," odpowiedziała Liz. Zauważyła zmianę na twarzy Nicholasa.
"Jeśli znalazłam ciebie, znajdę też Kavara.
Nicholas mruknął. "Dobrze, chodźmy."
Liz była zadowolona, do czasu jak zauważyła, że ktoś wyciąga Marię i Alexa z samochodu, wiedziała że jest już za późno. Nie mogła już nic zrobić.

—--
Liz przestała przyglądać się zegarkowi, widząc że to bezużyteczne. Była już znudzona a podróżowali dopiero godzinę.
Alex starał się uspokoić Marię, ale nie udawało mu się to. "Liz, czy możesz nam wytłumaczyć co się tu dzieje??"
"Alex, trwa wojna. Wojna, którą rząd chce zataić. W każdym stanie jest grupka osób, którzy o tym wiedzą."
Alex chciał zaprotestować, ale się rozmyślił. W końcu podróżował statkiem kosmicznym.
"Alex, kosmici istnieją," powiedział Liz. "Oni są wśród nas od wieków, ale się ukrywają. Ludzie nie są gotowi aby poznać prawdę, nawet ludzie, którzy mimo dowodów nie chcieli uwierzyć."
Alex nadal nie mógł w to uwierzyć, musiał zapytać, 'Więc ilu małych, zielonych kosmitów jest wśród nas?'
"Nawet sporo, ale z pewnością nie są mali i zieloni. Wyglądają tak jak my. Ich organizmy różnią się od naszych, ale są podobni do nas." Liz wiedziała, że Alex jej nie uwierzył. "Możecie iść ze mną, ale nigdzie się nie oddalajcie..., Nicholas jest niebezpieczny."
'Nicholas niebezpieczny? Jasne!?, Liz, on ma tylko 14 lat."
"To nie tak. On może nam przysporzyć więcej kłopotów niż byś przypuszczał,' "Mam rację, Nicholas?"
Nicholas nie cierpiał jej, wiedział, że coś ukrywa, ale nie mógł nic z tym zrobić dopóki nie spotka się z Kavarem. "Dokładnie, kochanie."
Liz poprawiła go, "Liz."
Nicholas zignorował ją. "Zaraz będziemy na miejscu."
"Tak szybko?" spytał Alex.
"Mamy bardziej zaawansowaną technikę." Nicholas zwrócił się do Liz.
"Założę się, że tego nie wiedziałaś."
"Nie, ale teraz wiem," Liz odpowiedziała, nie podejmując wyzwania.
Nicholas nie był zadowolony z tej odpowiedzi, wyszedł.
Maria wąchała swój cedrowy olejek. "Liz, musimy się stąd wydostać. Twój ojciec pewnie się martwi, musimy coś zrobić!"
Liz wiedziała, że to nie w porządku, że ich w to wciągnęła. Nie powinno ich tu być. "Maria, nie możesz wspominać o moim ojcu. Rozumiesz?"
Chwilę później pojawił się Nicholas.
"Wylądowaliśmy. Chodźcie." Nicholas wyszedł, a oni za nim podążyli.
Gdy wyszli ze statku powitała ich grupka ludzi. "Liz, pomyślałem, że byłoby miło gdybyś poznała innego zdrajcę. To jest Michael. Michael, to jest Liz i jej przyjaciele.”
Liz natychmiast zauważyła, że był bardziej przystojny niż na zdjęciu. Jeśli to w ogóle możliwe, szkoda, że był zdrajcą. Nie mogła uwierzyć, że zdradził swojego króla dla skórów. Może i był zabójczo przystojny, ale wiedziała, że nie chce mieć z nim nic wspólnego.

***

Michael skinął głową i w ciszy studiował jej osobę. Była piękna, nie mógł temu zaprzeczyć, ale wiedział, że jakiekolwiek przywiązanie do niej będzie niebezpieczne i kłopotliwe.
"Zgaduję, że jesteś z Antaru," powiedziała Liz.
"Jesteś dobrze poinformowana," Michael odpowiedział, obserwując Alexa i Marię.
"Zaskoczyłabym cię tym co wiem. Mam rację, Nicholas?"
Nicholas zarumienił i zignorował ją; odwrócił się do pozostałych.
"Zabierzcie ich," rozkazał, wskazując Marię and Alexa.
"Hej, co wy robicie?!" Maria krzyczała starając się uwolnić.
"Gdzie ich zabieracie?" Liz zapytała patrząc jak zabierają jej przyjaciół.
"Nie martw się, są bezpieczni... na razie. Są gwarancją"
Liz nie spodobał się wyraz oczu Nicholasa, ale przytaknęła.
"Spotkasz się z Kavarem jak tylko wróci... ze swojego spotkania," Nicholas poinformował Liz.
"Co?" Michael zapytał bez zastanowienia. On musiał czekać sześć miesięcy zanim mógł zobaczyć Kavara, a ona dopiero co przyjechała i już mogła go zobaczyć.
"Jakiś problem..., Michael tak?" Liz zapytała.
Nicholas zaczął iść, nakazując im aby szli razem z nim
"Zatrzymacie się w pałacu."
"Super. Czy tu zawsze jest tak ciemno?" Liz zapytała gdy ciemność do niej dotarła. "Czy jest noc?"
"Więc jest coś czego nie wiesz." Michael zaśmiał się i odpowiedział na jej pytanie. "Ta planeta nie ma słońca, rzadko się zdarza, że oświetla ją światło księżyca. To dlatego oni nie lubią słońca, są na nie uczuleni. Każdy, oprócz skóra. Zgubi się tutaj. Tylko oni widzą w ciemności. Światło, które nas teraz oświetla jest sztuczne, włączone tylko po to byśmy trafili do pałacu. Jak tylko do niego wejdziemy światła zgasną a maszyny ukryte aby nikt ich nie ruszał."
"Nie wydaje mi się aby musiała poznać wszystkie nasze tajemnice." Ostrzegł Nicholas, dalszą drogę przeszli w milczeniu.
Nicholas poprowadził ich na drugie piętro pałacu, i otworzył drzwi.
"Zatrzymasz się tu Liz. Michael ma pokój naprzeciwko."
"Super," Liz weszła do pokoju, "Dobranoc," powiedziała i zamknęła za sobą drzwi.
Michael i Nicholas gapili się na drzwi. Michael przestał się gapić i wszedł do swojego pokoju. 'Kim ona do cholery jest?' Rozmyślał wchodząc do pokoju.
Nicholas zawrócił, "Pilnuj ich. Oni są zdrajcami. Mogą i nas zdradzić." I wyszedł.
Liz rzuciła się na łóżko, wyczerpana. 'Gdzie są Alex i Maria? Oni nie powinni tu być. To moja wina.' Myśli Liz przepływały szybko przez jej umysł, aż zasnęła.
Następnego ranka albo popołudnia, Liz straciła poczucie czasu. Liz szybko wstała i otworzyła pierwsze lepsze drzwi, i natychmiast się obudziła. Chciała się odwrócić i uciec, ale nie mogła się ruszyć z miejsca. W środku, czegoś co wyglądało jak łazienka, stał nagi Michael.
Liz podniosła wzrok na jego twarz i napotkała jego oczy. Liz czuła, że ma purpurowe policzki.
Michael nie mógł się powstrzymać: "Podoba się?" Podobały mu się jej zaróżowione policzki.
"Daruj sobie! Taki widok nie jest mi obcy!" Powiedziała to z takim przekonaniem w głosie, że aż sama w to uwierzyła. "Kiedy skończysz, powiedz mi." Liz zamknęła drzwi. Co ją napadło żeby to powiedzieć. Jedynym nagim mężczyzną, którego widziała był Alex, kiedy byli dziećmi.
Michael przestał się głupio uśmiechać, przez chwilę gapił się na zamknięte drzwi. Ona nie była jego, zresztą dopiero ją poznał, a już był zazdrosny. Była zarumieniona, to prawda, ale jej słowa zszokowały go. Ona była czymś nowym, traktowała go jak zwykłego człowieka, jak nikt inny, z powodu jego pozycji na Antarze. Nie miał wątpliwości, że wiedział kim jest. Michael ubrał się, zapukał do drzwi i krzyknął, że już skończył. 'Jest bardzo niebezpieczna.'


Poprzednia część Wersja do druku Następna część