dzinks

Trzy połówki jabłka (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Część pierwsza

Wasze domysły są bardzo ciekawe, ale ten mały chłopczyk to nie Michael.

Harry był bardzo niezwykłym chłopcem, miał dwanaście lat, ale umysł szesnastolatka.
Był bardzo inteligentny. Kiedy miał cztery lata trafił do nowojorskiego sierocińca. Harremu każdy powtarzał, że nie ma i nigdy nie miał żadnych krewnych, ale on dobrze wiedział, że jego mama żyje i gdzieś tam na niego czeka. Pomimo tej dramatycznej sytuacji był zadowolony z życia, wiedział, że niedługo przyjdzie czas na szczęśliwą podróż.

Kiedy był zdenerwowany lub wściekły w jego umyśle pojawiały się obrazy, których nie potrafił zrozumieć. Kiedyś podczas jednej z bójek stało się coś dziwnego, obok Harrego wybuchła szklanka. Tak po prostu sama z siebie. Od tej pory inne dzieci stroniły od jasnowłosego chłopca o wielkich diamentowych oczach.

Jedyną jego towarzyszek zabaw była Hariet, mała ciemnowłosa dziewczynka. Lubiła jego towarzystwo, świetnie się ze sobą rozumieli. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, nie pamiętała ich, ale zawsze w jej sercu było pełno nadziei, że będzie lepiej.

— Harry powiedz mi, o czym myślisz?. Chłopiec odwrócił się, na jego twarzy pojawił się uśmiech.

— Wczoraj znowu miałem ten dziwny sen – odparł. Dziewczynka przyglądała mu się uważnie.

— Ten sen… sen o twojej mamie?- zapytała nieśmiało.
_ Tak śni mi się odkąd pamiętam, zawsze w ten sam dzień i zawsze tę samą noc, co roku – wyjaśni i dotknął srebrnego serduszka zamieszonego na złotym łańcuszku.

— Jak myślisz? Spotkasz się kiedyś z mamą? – dodała.

— Na pewno i czuję, że to nastąpi bardzo szybko, szybciej niż się tego spodziewam – stwierdził i zaczął ją bezlitośnie łaskotać.

***

— Margaret twoja ulubiona blondynka poruszyła dzisiaj ręką- wyjaśniła niska, pulchna siostra oddziałowa nowojorskiego szpitala im. Św. Heleny. Druga drobna mała szatynka uśmiechnęła się.

— To wspaniale!

— Margaret nie daj się zwariować, lekarz wyraźnie powiedział, że będzie spała bardzo długo – dodała druga pielęgniarka, ale z twarzy Margaret nie znikał uśmiech. Pożegnała się z siostrą oddziałową i zaczęła chodzić po sali. Leżało tutaj trzech pacjentów.

— Witam panie Gordon, dobrze pan wygląda – mówiła zwracając się do ciemnowłosego brodatego mężczyzny w śpiączce, spojrzała na kartę, temperatura ciała w normie, serce bije normalnie, ale pan Gordon nie budził się już od ponad roku, spadł z konia i do tej pory leżał tak bez życia. Margaret poprawiła kosmyk włosów i przeszła dalej, w środku leżała czterdziestoletnie latynoska, nazwisko nieznane. Margaret uśmiechnęła się.

— Panno ciemnowłosa jak zwykle świetnie pani wygląda, czas wstawać – szepnęła, ale kobieta nawet się nie uśmiechnęła, nie poruszyła się,. Spała już pięć lat. Margaret położyła kartę pacjentki na swoim miejscu przeszła dalej do trzeciej pacjentki. Była to bardzo młoda kobieta, wyglądała na dwadzieścia kilka lat, choć Margaret wiedziała, że jest starsza. Piękne lśniące włosy leżały rozsypane na poduszce. Delikatne rysy i duże piękne usta. Margaret westchnęła, często mówiła do tej kobiety, ale ta nigdy jej nie odpowiedziała. Wiedziała, że została wyniesiona z pożaru, była bardzo poparzona, ale o dziwo wszystkie blizny zagoiły się idealnie, pozostały tylko nieliczne ślady.

— Poruszyłaś dzisiaj ręką- powiedziała- Dzielna dziewczyna, jeszcze się obudź, a dam ci spokój.

Była tutaj od ośmiu lat, czasami dawała znaki życia ruszając dłonią lub lekko się uśmiechając, ale nic poza tym. Nazwisko nieznane, pielęgniarka patrząc na tę dziewczynę czuła niesamowitą energię, która od niej biła, bardzo chciała, żeby to właśnie ona się obudziła.

Dotknęła jej czoła i westchnęła z żalem, jej ciemne oczy zatrzymały się na dłoni.

— Margaret znowu mówisz do tej blondynki. Kobieta odwróciła się, młody doktor Ramirez wszedł na sale. Policzki Margaret lekko poróżowiały.

— Już się przyzwyczaiłam, poza tym w tej dziewczynie jest coś intrygującego – westchnęła. Przystojny lekarz uśmiechnął się.

— Wątpię moja droga, chyba, że zdarzy się cud – dodał- A może napiłabyś się ze mną kawy?.

— Chodźmy.
Wyszli z sali chichocząc, kąciki ust blondynki uniosły się w górę, lekko, ale się uniosły.

C.D.N Jak ktoś ma ochotę, proszę o komentarze na forum :-).


Poprzednia część Wersja do druku Następna część